- publicystyka: Dawno temu w Meekhanie – recenzja Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Wschód-Zachód.

publicystyka:

Dawno temu w Meekhanie – recenzja Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Wschód-Zachód.

Dawno temu w Meekhanie – recenzja Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Wschód-Zachód.

Rok temu skończyłem lekturę pierwszej części opowiadań Roberta M. Wegnera. Byłem zachwycony poziomem kunsztu literackiego i wyczuciem jakim wykazał się autor, a dumą napawał mnie fakt, że jest naszym rodakiem. Dlatego, gdy tylko miałem okazję, postanowiłem sięgnąć po kolejny tom. W końcu wiele wątków zostało otwartych i dużo wskazywało na to, że znani mi bohaterowie pojawią się w kontynuacji.

 

Drugi zbiór opowiadań, analogicznie do pierwszego, został podzielony na dwie części. Wschód to bezleśne stepy zamieszkane w równej mierze przez ludy koczownicze i osiadłe. Żyje się tu w ciągłym napięciu. W końcu tuż za granicą znajduje się ojczyzna Se-kohlandczyków – agresywnych plemion jeźdźców, którzy niespełna kilkadziesiąt lat temu toczyli krwawą wojnę z Imperium Meekhańskim. Regiony te poznajemy dzięki wolnemu czaardanowi – małemu, typowemu dla stepów, oddziałowi najemników prowadzonemu przez Genno Laskolnyka, generała i bohatera wspomnianej wojny, który zarzucił karierę wojskową na rzecz powrotu na stepy, które kochał.

 

Sytuacja przy granicy komplikuje się. Po całym kontynencie rozeszły się plotki o poważnej chorobie wiekowego już przywódcy Se-kohlandczyków. W odpowiedzi Meekhańczycy profilaktycznie rozlokowują wojska wzdłuż granicy. Na dodatek koczowniczy lud Verdanno – osadzony w miejscu przez twarde meekhańskie prawo, pragnie wrócić do swych korzeni. W środku tych wydarzeń jest Kailean, członkini oddziału Laskolnyka – głowna bohaterka "wschodniej części"

 

Zachód w swej formule różni się od poprzednich części. Cała akcja rozgrywa się w Ponkee-Laa, mieście portowym, które już tylko formalnie jest częścią Imperium. Zamiast poznawać kulturę, ludy i tradycje, Wegner zaznajamia nas z niuansami polityki wielkiego miasta podzielonego na dość niezależne rejony. Mamy tu zamkniętą dla innych dzielnicę szlachecką, kilka dzielnic portowych kontrolowanych przez gildie złodziei, osiedla czarodziejów i wiedźm, a do tego górującą nad wszystkim Świątynię Miecza należącą do kapłanów coraz popularniejszego kultu. W Ponkee-Laa śledzimy przygody Altsina, złodzieja pracującego przy jednej z gildii, który mimochodem zostaje wplątany w kilka znacznie przerastających go gierek prowadzonych przez możnych tego świata – szlachtę i kościelnych władyków. Równolegle do przygód Altsina prowadzona jest narracja wydarzeń, które odbyły się na długo przed tym, gdy urodził się pierwszy Meekhańczyk.

 

Drugi tom meekhańskich opowieści nie tylko strukturą przypomina część pierwszą, ale również rozłożeniem akcentów. Wschód to typowa fantasy militarna, podczas gdy zachód (gdzie mamy do czynienia tylko z jednym istotnym bohaterem) kładzie nacisk na sferę metafizyczną. Z satysfakcją stwierdzam, że Wegner nie wyszedł z formy i dalej potrafi zaskakiwać ciekawymi zwrotami, wprowadzać żywiołową akcję oraz powolną i klimatyczną narrację tam, gdzie jest to potrzebne. Stepy i portowe miasto wypadło naprawdę przekonująco i barwnie. Przy czym te pierwsze brylują w autentyczności, ale mniej pobudzają wyobraźnię (w końcu to stepy; choć stanowiły natchnienie dla Mickiewicza, to na dłuższą metę krajobrazowo są monotonne), a Ponkee-Laa jako kulturowy tygiel ludzi z całego świata przypomina trochę Wrota Baldura z serii komputerowych gier fabularnych o tym tytule. Mniej prawdziwa, za to lepsza dla osadzonej w niej historii. Dodatkowo, co w fantastyce staje się pewną regułą, autor stara się wykreować Ponkee-Laa, portowego molocha, na kolejnego bohatera. Nie jest to tak wyraźne jak w niektórych powieściach zagranicznych autorów, ale pozwala lepiej zagłębić się w realia panujące w tym miejscu.

 

Po przeczytaniu dwóch zbiorów opowiadań Roberta M. Wegnera zauważyłem pewną schematyczność. Gdy załapie się „melodię" jego tekstów, to miejscami stają się przewidywalne i mogą nużyć czytelnika. Podobnie jak niektóre opisy militarne, choć profesjonalne, są zbytnio rozwlekane. Wielostronicowe gonitwy, w których jedni konni pędzą za innymi z pewnością znajdą swoich wielbicieli, jednak ja do nich nie należę.

 

Początkowo sagę Wegnera miałem za mocno osadzoną na ziemi, oryginalną fantasy lekko okraszoną magią. Kolejny tom diametralnie zmienił moje wyobrażenie. Tym razem wszelakie zaklęcia i inne niezwykłe umiejętności w zasadzie towarzyszą nam przez cały czas. I o ile sam system działania magii jest naprawdę zróżnicowany i ciekawy, o tyle kierunek, w którym zmierza cała fabuła jest zdecydowanie zbyt oderwany od rzeczywistości. Nie do końca tego spodziewałem się po pierwszym tomie.

 

Natłok magii zmienił też moje postrzeganie samego Imperium Meekhańskiego. Poprzednio bez większych problemów byłem w stanie zidentyfikować jakimi krainami i ludami inspirował się autor przy tworzeniu swojego uniwersum, co sprawiało mi nie małą przyjemność. Teraz, gdy w zasadzie duża część fabuły opiera się na mocy, jest to w zasadzie niemożliwe. Co nie jest wadą, w końcu świat dalej pozostał spójny. Jest po prostu dużo bardziej rozbudowany. Praca, jaką Wegner włożył w budowanie rzeczywistości Imperium Meekhańskiego powinna wprawiać w zakłopotanie niejednego autora fantastyki.

 

Czy można czytać Wschód-Zachód bez znajomości Północy-Południa? Można. Nawiązania są, ale niezbyt liczne i raczej mało istotne (wiernym czytelnikom z pewnością sprawi przyjemność spotkanie ze starymi bohaterami). Nic nie stoi na przeszkodzie zacząć przygodę z Meekhanem od tego tomu, który szczerze polecam.

 

Na początku marca miała miejsce premiera trzeciej części sagi Wegnera, tym razem powieści – Niebo ze stali, a z wypowiedzi autora można wnioskować, że będą kolejne tomy. Trzymam kciuki i życzę wytrwałości w pracy. A po cichu liczę, że nawet tom szósty nie straci niczego ze świeżości dwóch pierwszych książek.

 

Komentarze

Dobrze napisane o świetnej książce ;)
Stawiam 5 i pozdrawiam

Dzięki za recenzje. W prezencie od znajomego dostałem tą książkę, ale nie wiedziałem czy warto zaczynać bez znajomości pierwszego tomu. Teraz wiem.

Wypadałoby to wreszcie przeczytać...

Ano wypadało by ;)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Nowa Fantastyka