- publicystyka: Jeszcze więcej słów, których macie nie używać

publicystyka:

artykuły

Jeszcze więcej słów, których macie nie używać

Czyli walki z wiatrakami ciąg dalszy.

 

Część pierwsza ze wstępem: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842860

Część druga (bez wstępu): https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842880

 

Jeżeli przykład wzięty z Internetu nie jest opatrzony linkiem, ale jest opisany tytułem źródła, to znaczy, że znalazłam go za pośrednictwem wyszukiwarki PELCRA lub w korpusie PWN.

 

Armagedon

 

14. a są to duchy czyniące znaki – demony, które wychodzą ku królom całej zamieszkanej ziemi, by ich zgromadzić na wojnę w wielkim dniu wszechmogącego Boga.

(...)

16. I zgromadziły ich na miejsce, zwane po hebrajsku Har-Magedon.

 

Otóż tak. W zacytowanym fragmencie mowa o konkretnym miejscu – górze Megiddo – które, jako strategicznie położone, kojarzyło się z wojną i stanowiło dobry symbol (Biblia jak najbardziej korzysta z tropów literackich), więc pasowało na miejsce Bitwy Ostatecznej.

 

A ponieważ Biblia jest być może najważniejszym, a na pewno ważnym źródłem, cóż. Tropów literackich (one żyją, kiedy są używane – to ciekawe zagadnienie, tylko nie na ten artykuł), Har-Magedon, zlatynizowane na Armagedon, stało się symbolicznym polem Bitwy. Potem zaszła metonimia i Armagedonem zaczęto nazywać samą Ostateczną Bitwę, potem każdą bitwę porównywaną do tej Ostatecznej, w końcu każdy większy kataklizm. I film z Brucem Willisem, który o bitwie jest tylko w sensie metaforycznym, a i jako kataklizm plasuje się raczej gdzieś pośrodku listy.

 

W tej chwili omawiane słowo jest już tak wytarte, że ludzie najwyraźniej nie zauważają śmieszności, kiedy piszą (zdanie ogólnie woła o pomstę do Nieba):

 

Od razu nasuwa się pytanie związane z obecnym stanem armagedonu trawnikowego w miastach.

(https://lakikwietne.pl/ogrod-deszczowy-czym-jest-i-jak-go-zalozyc/)

 

Przecież tutaj 'armagedon" nie oznacza nawet "katastrofy", tylko... co właściwie? Nie wiem. By zapożyczyć frazę od barda, odwalcie się wszyscy od "armagedonu". To słowo straciło smak.

 

Gremialnie i w czambuł

 

"Czambuł" jest to zbrojny oddział Tatarów. "W czambuł" zwykle (ale niekoniecznie!) coś potępiamy – to znaczy, że potępiamy to w całości i bez wyjątków, jak cały oddział.

 

"Gremium" jest to ogół członków jakiejś grupy (ludzi). Robimy coś gremialnie wtedy, kiedy robimy to wszyscy (kupą, mości panowie).

 

Proste, prawda? Więc dlaczego czytam w "Wiedzy i życiu", że pacjenci "gremialnie w większości" narzekają? (artykuł o chorobie Hashimoto, numer 10/2021) To w końcu w większości – czy wszyscy?

 

Albo (stwierdzone wielokrotnie...) że potępiamy "wszystkich w czambuł"?

 

Chyba dlatego, że ludzie nie wiedzą, co znaczą używane przez nich słowa...

 

Jaki i który

 

Dobra. To o co chodzi z tym "jakim" i "którym"? Myślicie, że się czepiam, a to bardzo prosta sprawa.

 

"Jaki" mówi o podpadaniu pod jakiś (o, właśnie) predykat, należeniu do pewnej klasy, o podobieństwie. "Który" – o tożsamości. Otóż, kiedy mówię, że:

 

Zuzanna miała sukienkę, jaką widziałam w zeszłym roku na wystawie.

 

To znaczy, że widziałam w zeszłym roku sukienkę bardzo podobną do tej, którą miała Zuzanna. W podobnym stylu, podobnego koloru, z podobnym przybraniem – brakuje nam tu szczegółów, w każdym razie podobną. Może nawet identyczną. Ale kiedy powiem:

 

Zuzanna miała sukienkę, którą widziałam w zeszłym roku na wystawie.

 

To chodzi o tę konkretną sukienkę. Nie podobną, nie taką samą, tylko właśnie tę (wiem, że ją kupiła na wyprzedaży).

 

Czasami „jaki” wybiera jeden (albo kilka) obiektów z klasy:

 

W tę delikatną misję wysłano najlepszych dyplomatów, jakimi dysponował dwór.

 

To był najdelikatniejszy torcik, jaki w życiu jadłam.

 

Chodzi o najlepszych dyplomatów spośród wszystkich pozostających do dyspozycji dworu i najdelikatniejszy torcik spośród wszystkich, które jadłam. Nie wszystkich dyplomatów, którymi dysponuje dwór, tylko tych, którzy podpadają pod predykat "najlepsi".

 

Kuriozalny

 

Wszystko jest ostatnio kuriozalne (albo jest kuriozum). Nie wiem, czemu, chyba dlatego, że słowo wyraźnie pochodzi z łaciny. Kuriozalny to tyle, co dziwaczny (z mniej więcej równie mocnym nacechowaniem negatywnym), kuriozum – to coś dziwacznego. Użycie tych słów w znaczeniu "oburzające" można zaklasyfikować jako... kuriozum (rimshot!).

 

Narracja

 

"Narracja" jest terminem z dziedziny teorii literatury. Ostatnio, niestety, przechodzi do polityki, gdzie zaczyna oznaczać, hmm. Wizję? Jakiejś grupy politycznej. Coś w tym rodzaju, w każdym razie. Metafora wydaje mi się nietrafiona, a co najmniej sugerująca coś, co budzi mój głęboki niepokój.

 

Tak czy owak pisarze powinni wiedzieć, że narracja to: wypowiedź mająca na celu przedstawienie zdarzeń w określonym porządku czasowym i przyczynowo-skutkowym (opowiadanie), wraz z powiązanymi ze zdarzeniami postaciami i środowiskiem (opis). A nie jakieś fiu-bździu.

 

Obfitować

 

Piwnica obfituje w konfitury, kiedy jest pełna słoików. "Obfitować w coś" znaczy bowiem "zawierać czegoś dużo". I dlatego:

  • jest nonsensem "obfitować w kilka", bo "kilka" – to nie dużo! (A nawet niedużo, czyli mało.)

  • jest pleonazmem "obfitować w liczne", bo jeśli mamy czegoś (policzalnego) obfitość, to z definicji to coś jest liczne.

"Obfity" to dorodny, wydatny i ogólnie taki, którego jest dużo.

 

Ciekawostka, która może ułatwić zapamiętanie: Wielki Słownik Języka Polskiego etymologicznie wiąże obfitowanie z opływaniem (w dostatki).

 

Osoba

 

"Osoba" to termin techniczny z dziedziny gramatyki (gdzie oznacza pewną kategorię gramatyczną) oraz filozofii (w której oznacza indywidualną substancję natury rozumnej, jak głosi klasyczna definicja). Coraz częściej używa się go jako zamiennika słowa "człowiek", choć nie każda osoba jest człowiekiem – ot, choćby taki Twill z "Odysei marsjańskiej", który nie należy do gatunku Homo sapiens, a osobą jest. Więc – to błąd. Każdy człowiek jest osobą, ale "trzy osoby" to równie dobrze może być człowiek, anioł i kosmita (którzy wchodzą do baru, a barman mówi – co to, dowcip?).

 

Ponadto biedna, niewinna "osoba" została wprzęgnięta w służbę politycznej poprawności, robiącej z nauczycieli jakieś "osoby nauczycielskie" (brr.). Primo – rodzaj męski jest w polszczyźnie generyczny, to jest – kiedy mówimy "nauczyciele" albo "Polacy" mamy na myśli również nauczycielki i Polki. Faceci są w języku zwyczajni – kobiety są wyjątkowe (nie wpadliście na to, co?) Secundo – "osoba" jakakolwiek jest nieznośnie zadęta i pretensjonalna. Osoba bezprzymiotnikowa zresztą też taka bywa. Szczególnie mile wspominam panią rekrutującą do pewnej grupy wyznaniowej, która złapała mnie znienacka na Niedźwiedniku (dzielnicy Gdańska, której nazwa, jak wiadomo, wywodzi się od dzików), by tonem cudownie egzaltowanym spytać „czy młoda osoba (znaczy, ja) chciałaby porozmawiać o Bogu.” Piękne przeżycie.

 

Z większości zdań można się tego słowa pozbyć, nie tracąc ani odrobiny ładunku informacyjnego. Ot, na przykład:

 

Przed aresztem czekał tłum osób.

 

Czy tłum może się składać z czegokolwiek, co nie jest osobami? I w czym "mniej osób" jest lepsze od "mniej ludzi"?

 

Możliwe, że winę za to... coś ponosi język prawniczy, w którym mamy osobę fizyczną, publiczną, prawną – ale wszystkie te terminy coś specjalistycznego znaczą. Tak, termin może się składać z kilku słów. Ale np. "osoba po szkole" to po prostu absolwent. Oczywiście, bywa, że komuś zabraknie słowa – czy to powód, żeby pozbywać się z języka rzadziej używanych wyrazów?

 

Problematyczny

 

Na specjalne życzenie zaniepokojonego Czytelnika zbadałam problem słowa "problematyczny", którego sama nie dostrzegłam – a jest. Otóż "problematyczny" to, wg. PWN "budzący zastrzeżenia lub niepewny" – czyli stanowiący problem. A jak się go używa ostatnio?

 

Pelcra uraczyła mnie kilkoma przykładami braku wyczucia językowego:

 

Sprawiało to dość żenujące wrażenie, a entuzjazm na twarzach zgromadzonych był w zasadzie mocno problematyczny. ("Dziewczyna z Ipanemy ", wyd. 2003)

Natomiast dzięki wcześniej wygenerowanemu raportowi o konfiguracji sprzętu od razu zorientujemy się, że ów problematyczny plik jest np. sterownikiem karty graficznej – co od razu sugeruje rozwiązanie (wymianę lub aktualizację sterownika). (Enter, nr 2)

Problematyczny jest obszar i metody prowadzonych przez urząd pracy poszukiwań kandydata, który spełniać będzie oczekiwania pracodawcy. ("Pośrednictwo pracy : studium prawno-społeczne", wyd. 2002)

... dlatego nieprzyjemny zapach stóp jest bardzo problematyczny latem, gdy jest ciepło. (Nowiny – przy okazji dowiedziałam się, że Przykry zapach stóp, który towarzyszy nam po męczącym dniu, czy wysiłku fizycznym jest wynikiem potliwości stóp. co jest przynajmniej nieścisłe, bo potliwość – to skłonność do pocenia, a tu stopy już się, in actu, spociły)

...fakt ich wiarygodności traktuje się jako problematyczny ("Spór o relatywizm w XX – wiecznej socjologii wiedzy naukowej", wyd 2003 – trudno orzec, jak fakt – czyli coś pewnego – może być problematyczny, czyli niepewny)

Ostatecznie jednak pełzacz okazał się bardzo problematyczny – bazował w końcu na niedoskonałości architektury programów komputerowych... ("Blender. Od planowania, modelowania oraz teksturowania do animacji i renderingu. Praktyczne projekty", wyd 2008)

 

Jak, mniej lub bardziej wyraźnie, widać "problematyczny" ma tutaj znaczyć "sprawiający problemy", co jest błędem. Jeśli ktoś albo coś sprawia problemy, to mówimy, że sprawia problemy, a nie, że jest „problematyczne”. Problematyczne jest to, co stanowi problem (zagadnienie) do zbadania. Ot.

 

Przesłanka

 

To nie to samo, co uwarunkowanie ani przyczyna – przesłanki mamy w rozumowaniu, możemy powiedzieć, że:

 

Fakt ten stanowi przesłankę rozumowania. (Tak, pustosłowie. Ale poprawne.)

 

Ale w żadnym wypadku:

 

Dziura w drodze stanowi przesłankę do remontu. (Fuj! Niepoprawne i bez sensu.)

 

Przesłanki są elementami dowodu, zdaniami. Przyczyny zachodzą w rzeczywistym świecie i są zjawiskami (albo stanami). Proste.

 

Możliwe, że przyczyną (ha!) tego bezsensownego rozszerzenia znaczenia (oprócz ogólnego pomieszania porządków bytu i poznania, które ostatnio daje się zauważyć), jest zapożyczenie z żargonu prawniczego "przesłanek procesowych", czyli warunków koniecznych, które muszą zajść, żebyśmy mogli wytoczyć proces. Możliwe, że nie – to tylko moja zgadywanka. W każdym razie – warunki konieczne są o wiele bliżej przyczyn niż przesłanek.

 

Przyczynek i przyczyna

 

A skoro już mowa o powodach i dowodach... "przyczynek" i "przyczyna" to nie to samo!

 

Za pierwotną wypada uznać przyczynę – czyli to, co się przyczynia do powstania jakiegoś skutku, bo jest jego warunkiem koniecznym (tj. jeśli przyczyna nie zajdzie, to nie zajdzie też skutek). O przyczynie dowiadujemy się z odpowiedzi na pytanie "dlaczego" – dlaczego dostałeś dwóję z dyktanda? Bo nic nie umiałem.

 

Ale czym jest przyczynek? Spytajmy PWN:

 

przyczynek

1. «praca niewielkich rozmiarów, mająca służyć wyjaśnieniu jakiejś ogólniejszej kwestii»

2. «wypowiedź, wydarzenie będące zalążkiem lub zapowiedzią tego, co ma nastąpić»

 

Pisząc taką pracę, wygłaszając taką wypowiedź, jej autor przyczynia się (stąd nazwa!) do rozwoju swojej dziedziny. Owszem, w niewielkim stopniu. Ale trochę się przyczynia, czyli ten rozwój powoduje.

 

Nie mam pojęcia, dlaczego WSJP uznaje za niepoprawne wyrażenie "przyczyny sprawcze" – to jest zupełnie prawidłowy termin techniczny z dziedziny filozofii, choć rzeczywiście może lepiej, żeby go nie używali ci, którzy nie wiedzą, co to znaczy.

 

Przygoda

 

Przygoda to coś, co się komuś przygodziło, czyli przypadkiem go spotkało. Zwykle zupełnie niespodziewanie. Ponieważ przygody często bywają ciekawe (przygoda to właściwie pojęta niedogodność, niedogodność – to źle pojęta przygoda, jak powiedział Chesterton), chętnie o nich piszemy, i stąd literatura przygodowa. Kiedyś mówiono "przypadki" (np. "Przypadki Mikołaja Doświadczyńskiego") co dziś wygląda nieco archaicznie, choć w zasadzie można tak napisać, jeżeli o taką lekką archaizację chodzi.

 

"Przygodą" nazywamy też niespodziewany, krótki, często wakacyjny romans – może to stąd (i z anglosaskiej maniery antropomorfizowania rozmaitych rozmaitości – oni mówią, że się "zakochali" w czymkolwiek zgoła, mając na myśli, że nagle i pod wpływem impulsu to polubili) pochodzi modne sformułowanie „moja przygoda z”, które chyba ma dodać... nie wiem, czego. Polotu? Romantyzmu? ulubionym zajęciom.

 

Przygodę można mieć z Leonardo DiCaprio, ale na pewno nie z rowerem.

 

Rzeczywistość

 

Jeszcze najbliżej Boga położyłbym Rzeczywistość – to wszystko co jest, istnieje, i ja też do tego należę i od tego zależę, i to jest wszędzie, i bywa dobre i bywa złe, a jest nieuchronne i nieugięte, i wieczne i wielkie.

W. Witwicki (za https://pl.wikiquote.org/wiki/Rzeczywistość)

 

PWN określa rzeczywistość mniej poetycko:

 

rzeczywistość

1. «to, co istnieje naprawdę»

2. «sytuacja lub warunki, w których ktoś żyje, coś się odbywa»

 

ale za to daje wskazówkę co do źródeł bardzo dziwnej degeneracji, której to słowo ostatnio ulega.

 

Od początku. Rzeczywistość to to, co jest naprawdę (PWN w osobie Kazimierza Sikory wywodzi to słowo ze wspólnego rdzenia z "rzec" – mówić prawdę, "rzekomy" – nieprawdziwy oraz "rzecz").

 

Znaczenie drugie jest mniej jasne. Sytuacja, w której ktoś się znalazł, oczywiście ma znaczenie, kiedy tenże ktoś patrzy dookoła w poszukiwaniu tego, co jest naprawdę (p. niżej). Ale słowo "rzeczywistość" użyte zamiast "sytuacji" jest jeszcze bardziej puste i mętne, niż "sytuacja":

 

Czy 10 zł za kostkę [masła] to nowa rzeczywistość? (tutaj "sytuacja" byłaby równie zła, całe zdanie jest bezmyślnie skonstruowane)

(https://www.topagrar.pl/articles/rynek-mleka/ceny-masla-w-polsce-rosna-czy-10-zl-za-kostke-to-nowa-rzeczywistosc-2519118)

 

Czesi wchodzą w sezon 2024/2025 ze świeżym spojrzeniem na wciąż trudną rzeczywistość.

(https://www.onet.pl/informacje/ppo/czesi-wchodza-w-sezon-20242025-ze-swiezym-spojrzeniem-na-wciaz-trudna-rzeczywistosc/r1rstds,30bc1058)

 

Każdy, kto uważnie i krytycznie obserwuje współczesną rzeczywistość , uświadamia sobie, że cywilizacja, w której żyjemy, weszła w nową fazę swoich dziejów. (Wychowawca nr 144 – to zdanie mogłoby być o połowę krótsze!)

 

Czy moja ulubiona "nowa rzeczywistość" (rozpanoszyła się strasznie w czasach zarazy):

 

Nowa rzeczywistość postawiła przed kobietami nowe zadania. (Cosmopolitan nr 08)

Nowa rzeczywistość społeczna otwarła nowe możliwości, wyzwania i zadania – pole do konfrontacji z problemami wychowawczymi współczesnej szkoły. (Wychowawca nr 121)

... wygrani czynią wszystko, by resztę przekonać o nienaruszalności imponderabiliów, jakie ustanowiła nowa rzeczywistość polityczna. (Polityka nr 2262 – luuudzie...)

Na tej ulicy, być może jak na żadnej innej w Polsce, widać, jak opornie adaptuje się nowa rzeczywistość. (Dziennik Bałtycki – a do czego ona się adaptuje, ta rzeczywistość?)

 

Albo – równie śmieszne – "kształtowanie rzeczywistości" (które robi jakiegoś demiurga z człowieka, który po prostu dyktuje innym warunki – i wcale nie musimy go słuchać).

 

"Rzeczywistość wirtualna" (nie mylić z cechami wirtualnymi w filozofii!) i "rzeczywistość rozszerzona" to już zupełne aberracje, ponieważ oznaczają elektroniczne iluzje, które rzeczywistością są w mniejszym stopniu, jeśli w ogóle (niby jakiś tam wpływ na realny świat mają, ale pośredni – na przykład, kiedy ktoś, zagapiony w nie, wyląduje w otwartej studzience kanalizacyjnej).

 

„Rzeczywistość medialna” to tyle, co „prawda ekranu”. Czyli nieprawda.

 

Mówiąc krótko – rzeczywistość skrzeczy. Ale nie może być nowa, bo prawda jest wieczna.

 

Sytuacja

 

Dosłownie znaczy to "położenie" (miasteczko jest ładnie usytuowane, czyli położone), ale częściej mówimy o sytuacji przenośnie, czyli nie w sensie położenia w przestrzeni, tylko zbioru warunków, które jakiejś rzeczy dotyczą. Nic w tym złego. Sęk w tym, że "sytuacja" jest wyrazem bardzo ogólnym i łatwo może się okazać, że nie mówi czytelnikowi zupełnie nic.

 

Ten, na przykład, majstersztyk pustosłowia zawdzięczamy oficjalnej instytucji:

 

Sytuacja jest spowodowana problemami technicznymi.

 

Wzmiankowana "sytuacja" to awaria systemu informatycznego. Czyli – nie działa, bo się zepsuło. I co pan nam zrobi? Nieco dalej w tym samym komunikacie czytamy:

 

Będziemy informować na bieżąco, w sytuacji przywrócenia usług lub przedłużania się problemów.

 

Tutaj "sytuacja" nie ma już w ogóle znaczenia. Oczywiście – jeżeli faktycznie mamy na myśli "sytuację" jako ogół warunków, to powinniśmy użyć tego słowa, bo właśnie o nie nam chodzi, ale tutaj szanowne ministerstwo powinno było napisać:

 

Będziemy na bieżąco informować o stanie systemu.

 

(https://www.gov.pl/web/finanse/awaria-infrastruktury-it-resortu-finansow)

 

Uporczywy

 

Wkurza mnie to słowo, bo wszędzie je słyszę, ale tutaj znalazło się dzięki książce kucharskiej, którą z nudów przeglądałam w sklepie, a w której napisane było mniej więcej: włoski z wnętrza kukurydzy należy usunąć przed pieczeniem, bo mogą być uporczywe podczas jedzenia.

 

Że co, przepraszam?

 

Uporczywe mogą być:

  • plamy

  • objawy chorobowe

  • wysiłki i dążenia

  • trwanie przy czymś

Albowiem "uporczywy" to owszem, taki, którego trudno się pozbyć, który uparcie trwa i nie daje się usunąć ani przerwać – ale coś mi się wydaje, że chodziło po prostu o to, że włoski przeszkadzają przy jedzeniu...

 

"Wartości" na termometrach etc.

(zob. WiŻ 6.2024, art. o terraformacji chyba, oraz wszystkie. Nieszczęsne. Prognozy. Pogody...)

 

Prawda, w fizyce posługujemy się słowem "wartość", kiedy mowa o wielkościach fizycznych, na przykład instrukcja do ćwiczenia laboratoryjnego może zawierać punkt "zanotować wartość temperatury mieszaniny reakcyjnej". Ale nie "zmierzyć wartość temperatury" – bo "wartość" to tutaj właśnie wynik pomiaru (cały czas mówimy o fizyce!). "Wartości na termometrach" brzmią, przepraszam, idiotycznie. Dlaczego nie można normalnie powiedzieć, że temperatura wyniesie piętnaście stopni?

 

"Zadziało się" i "podziało" zamiast "(się) stało"

 

Zadziać można coś za kanapą, można to też tam podziać (lub zapodziać). Ale czasownik "dziać się" JEST NIEDOKONANY!!!1 Nie ma dokonanej formy przeszłej, bo jest NIEDOKONANY. Jego dokonanym odpowiednikiem jest "stać się". Teraz dzieje się źle, kiedyś źle się działo (przez jakiś czas), ale w końcu dobrze się stało (jednorazowo i ostatecznie), że się skarpetkę za kanapą zadziało, bo dzięki temu do krainy trolli skarpetkowych się przeniosło i wkrótce będzie dobrze.

 

Uff. No, dobra. Teraz powoli i zielonymi literami.

 

Czasowniki w języku polskim (i nie tylko) mają taką cechę, która nazywa się "aspekt". Aspekt może być dokonany lub niedokonany. Czasowniki dokonane oznaczają takie czynności, które się definitywnie zakończyły (albo mają być wykonane raz, a dobrze):

  • Zredagowałam opowiadanie "Troll, który jadał skarpetki".

  • Wczoraj przyjechałam do pracy rowerem.

  • Wkrótce ugotuję popełniających błędy gramatyczne w wielkim kotle.

Czasowniki niedokonane oznaczają czynności, które:

  • trwają: Właśnie redaguję opowiadanie "Troll, który jadał skarpetki".

  • powtarzają się, niekoniecznie regularnie: Czasami jeżdżę do pracy rowerem.

  • zostały zaplanowane, ale nie o rezultat w nich chodzi: W przyszłym tygodniu gotuję i wekuję wszystkich popełniających błędy gramatyczne. (Równie dobrze można tu napisać: zamierzam gotować i wekować; albo: będę gotowała i wekowała.)

Wiele czasowników występuje w parach, które różnią się tylko aspektem:

  • myć – umyć

  • wypisywać – wypisać

  • brać – wziąć (nieregularne! ale tutaj ta nieregularność jakoś nie przeszkadza i daje się zapamiętać – to czemu "dziać się" sprawia takie trudności?)

A wiele innych w cokolwiek luźniejszych układach. Są też czasowniki bez pary (np. móc). Nie jest to oczywiście wszystko, co można powiedzieć o aspekcie czasownika, ale to rzeczy najważniejsze. I tak:

 

czasownik "dziać się", oznaczający, że jakiś proces miał miejsce w czasie, jest niedokonany.

 

Czyli – możemy powiedzieć, że coś się działo, ale w żadnym wypadku, że się *zadziało (gwiazdką oznacza się w językoznawstwie formy hipotetyczne i niepoprawne). Jeżeli jakieś dzianie się jest raz na zawsze zakończone, to mówimy, że coś się stało.

 

Czasownik "zadziać się" (i "podziać się") istnieje, ale oznacza tyle, co "zapodziać się", czyli się zgubić. To powoduje głęboką konfuzję u ludzi, który o tym wiedzą i nagle trafiają na "zadziać się" użyte, ni z tego ni z owego, zamiast "stać się".

 

Zwyczajowy i zwyczajny

 

To nie to samo. Blisko, ale nie to samo.

 

"Zwyczajny" to taki, ot, zwykły, normalny, przeciętny, niewyróżniający się niczym, taki, do którego przywykliśmy.

 

"Zwyczajowy" to taki, który jest w zwyczaju. To znaczy – taki, który nakazuje jakaś tradycja. A skoro tradycją nazwać niczego nie możesz, ani jej ustanowić, to nie wszystko, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, musi zaraz być zwyczajowe. I tyle.

 

Linki i bibliografia (linkografia?):

 

armagedon

 

Apokalipsa św. Jana o Har-Magedon: https://www.biblia.pl/rozdzial.php?id=1104

https://pl.wikipedia.org/wiki/Megiddo

https://sjp.pwn.pl/szukaj/armagedon.html

 

w czambuł

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/w%20czambu%C5%82.html

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/w-czambul;8274.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/38697/w-czambul

 

gremialnie

 

https://sjp.pwn.pl/sjp/gremium;2462961.html

https://sjp.pwn.pl/szukaj/gremialnie.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/103544/gremialnie

 

jaki

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/jaki.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/21673/jaki

 

który

 

https://sjp.pwn.pl/slowniki/kt%C3%B3ry.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/21827/ktory

 

kuriozalny

 

https://wsjp.pl/haslo/podglad/64700/kuriozalny

https://wsjp.pl/haslo/podglad/59301/kuriozum

 

narracja

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/narracja.html

https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/narracja;3945893.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/36826/narracja

 

obfitować, obfity

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/obfitowa%C4%87.html

https://sjp.pwn.pl/sjp/obfity;2491440.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/27673/obfitowac

https://wsjp.pl/haslo/podglad/301/obfity

 

osoba

 

https://wsjp.pl/haslo/podglad/4246/osoba

 

problematyczny

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/problematyczny.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/113325/problematyczny

 

przesłanka

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/przes%C5%82anka.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/36808/przeslanka

https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/przeslanka;3963624.html

https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/przeslanki-procesowe;3963625.html

 

przyczyna

 

https://wsjp.pl/haslo/podglad/4076/przyczyna

https://sjp.pwn.pl/szukaj/przyczyna.html

 

przyczynek

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/przyczynek.html

 

przygoda

 

https://wsjp.pl/haslo/podglad/35528/przygoda

https://sjp.pwn.pl/szukaj/przygoda.html

 

rzeczywistość

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/rzeczywisto%C5%9B%C4%87.html

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Pochodzenie-slowa-rzeczywistosc;21158.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/20463/rzeczywistosc

 

stać się

 

https://wsjp.pl/haslo/podglad/42689/stac-sie

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Zadziac-sie;21114.html

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Co-to-sie-zadziewa;15693.html

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zadziac;7927.html

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/aspekt-czasownikow;1835.html

 

sytuacja

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/sytuacja.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/7408/sytuacja

 

uporczywy

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/uporczywy.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/4987/uporczywy

 

wartości

 

https://sjp.pwn.pl/sjp/wartosc;2534732.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/23345/wartosc/2839170/w-fizyce

 

zwyczajny

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/zwyczajny.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/7704/zwyczajny

 

zwyczajowy

 

https://sjp.pwn.pl/szukaj/zwyczajowy.html

https://wsjp.pl/haslo/podglad/81668/zwyczajowy

Komentarze

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, nie napiszę, że Twój tekst obfituje w kuriozalne przykłady, bo mogłoby to być przyczyną sprawczą gotowania i wekowania mojej osoby w tym tygodniu. Odważę się powiedzieć: – Będzie przyczynkiem, służącym wyjaśnieniu skąd się biorą liczne błędy w naszych wypowiedziach. Przykłady i wyjaśnienia brane z rożnych źródeł i zebrane wyżej kształtują rzeczywistość. W tej sytuacji nie zgadzam się, że jesteś zrzędliwa, ale na wsiakij pożarnyj słuczaj idę klęczeć na grochu. :(

“Wychodząc z ogrodów woń kwiatów silnie umilkła”.

Autentyk, tyle że sprzed lat, gdy teksty na takiej “depresji” językowej pojawiały się na tym portalu. Zanim ich aŁtorzy poprzenosili się na takie portale, na których nikt nikogo “nie bije”, jedynie pochwala za cokolwiek – gdyż “bić” najzwyczajniej nie potrafi.

Ad rem.

Podziwiam Twój optymizm, jedynie bowiem niepoprawni optymiści zdolni są optymistycznie zakładać, że do takiego swego rodzaju poradnika zajrzą wszyscy śniący o napisaniu światowego bestsellera, zachwycającego nie tylko treścią, ale też formą. Ani jednego błędu językowego, gramatycznego, ortograficznego. Tjaaa... Aha, jeszcze w pełni logiczny bieg wydarzeń, żeby Czechow nie przewracał się w grobie.

Powyższe nie oznacza ani krytyki, ani kpin, ukierunkowanych na Ciebie. Przeciwnie, jak napisałem, podziwiam, że Ci się chce, bo mnie się odechciało niemal totalnie. 

Kłaniam się i powodzenia życzę.

mogłoby to być przyczyną sprawczą gotowania i wekowania mojej osoby w tym tygodniu

Misiuuuu...

“Wychodząc z ogrodów woń kwiatów silnie umilkła”.

Bezbarwne zielone idee wściekle śpią.

Podziwiam Twój optymizm

To nie optymizm, to frustracja sublimowana w darcie kanapy. Ponieważ jestem kotem.

 

ETA: Wstawiłam zgubiony przecinek.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, bądź smokiem, nie kotem, bo kota wszyscy głaszczą, ale nikt nie traktuje poważnie mruczenia, chociaż wszyscy się zachwycają. ;)

Smoki są kotami, czy tam koty smokami, a mnie i tak nikt nie traktuje poważnie, więc może chociaż się pozachwycają XD

 

ETA: A w ogóle, to nie zauważyłeś, że zjadłam “co” XD (Poprawione.)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, kosmoku/smokocie, smaczne było to “co”? Mogłem nie zauważyć/nie mogłem zauważyć, bo ostatnio jestem roztargniony. :) Jest się czym zachwycać!

Dziękuję za podzielenie się kolejną częścią poradnika! Niewątpliwie jest to cenny przyczynek do autorefleksji i wyrzucenia w czambuł co bardziej kuriozalnych zwrotów, w jakie obfituje mój leksykon. Zdaje się na przykład, że ostatnio nadużywam przysłówków “zasadniczo” i “generalnie”.

Poetry is like a mirror – Iłłakowiczówna

caresses each thing’s matter with her white lexicon

 

A w szczegółach...

Ostatnio, niestety, przechodzi do polityki, gdzie zaczyna oznaczać, hmm. Wizję? Jakiejś grupy politycznej. Coś w tym rodzaju, w każdym razie. Metafora wydaje mi się nietrafiona, a co najmniej sugerująca coś, co budzi mój głęboki niepokój.

Dla mnie to jest metafora zdecydowanie niepokojąca, ale raczej trafna – o ile nie stosuje się jej po prostu do wizji, lecz do przypadków, w których grupa polityczna rzeczywiście konstruuje opowieść o charakterze mniej lub bardziej fantastycznym, aby sprzedać ją elektoratowi jako rozumienie realnego świata. Właściwie to nawet nie do końca metafora: jeżeli ktoś mi opowiada, że Niemcy skłonili Czechów do wywołania powodzi w Polsce przy użyciu amerykańskiej infrastruktury posadowionej w Kanadzie, aby wyludnić i odzyskać Śląsk, to zdecydowanie prowadzi swoistą narrację.

na Niedźwiedniku (dzielnicy Gdańska, której nazwa, jak wiadomo, wywodzi się od dzików)

I tak nie wyszło najgorzej, inny tłumacz gotów byłby zrobić z tego Bärenwinkel jakiś Maciorny Róg, jest parę podobnych kwiatków na Mazurach.

zorientujemy się, że ów problematyczny plik jest np. sterownikiem karty graficznej

Ten konkretny przykład nie zdaje mi się rażący, dany plik wyraźnie stanowi zagadnienie do zbadania.

Zwyczajowy i zwyczajny

Od razu przyszło mi na myśl kilka podobnych par, a to dlatego, że przeczytałem dzisiaj o “katastroficznej sytuacji powodziowej” w jakimś miasteczku.

Katastrofalny i katastroficzny

Mający cechy katastrofy to “katastrofalny”. “Katastroficzny” to opowiadający o katastrofie (na przykład film). W szczególności wizja może być katastroficzna (czyli kasandryczna) lub katastrofalna (gdy spowoduje masową panikę i wypadki zatratowania na śmierć).

Kulturalny i kulturowy

Muzeum nie może być “kulturalne”; człowiek nie może być “kulturowy”. W polskiej części Karpat występuje wypas kulturowy owiec, dofinansowany przez władze dla podtrzymania tradycji. Kulturalny smok przedstawia się bacy, zanim zeżre mu owce.

Dziecięcy i dziecinny

“Dziecięcy” tyczy się obiektów, “dziecinny” zachowań (i jest nacechowane pejoratywnie). Pokój dziecięcy. Dziecinna wizja świata.

Unikalny i unikatowy

Zalecam używanie formy “unikatowy”. “Unikalny” właściwie znaczy “taki, którego można uniknąć”, ale czytelność tego przymiotnika kompletnie się zatarła.

Jadalny i jadalniany

Barak jadalniany staje się jadalny, gdy dzienne racje pożywienia spadną poniżej 1000 kcal. (Skłonność do formułowania podobnych zdań jest jedną z przyczyn, dla których nie powinienem umieszczać w swoich tekstach wątków obozowych).

 

Wyłowione z komentarzy:

jedynie bowiem niepoprawni optymiści zdolni są optymistycznie zakładać, że do takiego swego rodzaju poradnika zajrzą wszyscy śniący o napisaniu światowego bestsellera

Wszyscy na pewno nie, ale jeżeli choć kilkoro zajrzy, to już stanowią jakąś grupę docelową, prawda?

Pozdrawiam serdecznie!

    smaczne było to “co”?

A, nie wiem, łyknęłam bez smakowania :D

    Zdaje się na przykład, że ostatnio nadużywam przysłówków “zasadniczo” i “generalnie”.

Czasem się człowiek zafiksuje...

    do przypadków, w których grupa polityczna rzeczywiście konstruuje opowieść o charakterze mniej lub bardziej fantastycznym, aby sprzedać ją elektoratowi jako rozumienie realnego świata

Mmmm, racja.

    I tak nie wyszło najgorzej

:)

    Ten konkretny przykład nie zdaje mi się rażący, dany plik wyraźnie stanowi zagadnienie do zbadania.

Hmm. Możliwe, że tutaj to ja się zafiksowałam, bo pomyślałam o pliku sprawiającym problemy. Przydałby się szerszy kontekst.

    Od razu przyszło mi na myśl kilka podobnych par

Racja – to jest wyraźnie coś systemowego. Rzecz wymaga bliższego zbadania.

    Kulturalny smok przedstawia się bacy, zanim zeżre mu owce.

Naturalnie :)

    czytelność tego przymiotnika kompletnie się zatarła

Oj, tak.

    (Skłonność do formułowania podobnych zdań jest jedną z przyczyn, dla których nie powinienem umieszczać w swoich tekstach wątków obozowych).

Cute :)

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ślimak Zagłady napisał:

Wyłowione z komentarzy:

jedynie bowiem niepoprawni optymiści zdolni są optymistycznie zakładać, że do takiego swego rodzaju poradnika zajrzą wszyscy śniący o napisaniu światowego bestsellera

Wszyscy na pewno nie, ale jeżeli choć kilkoro zajrzy, to już stanowią jakąś grupę docelową, prawda?

<><><>

Tak zwana święta.

Ja się tylko zwyczajnie dziwię, że przy obecnej dostępności starych i nowych słowników (PWN), dających możliwości posprawdzania na wiele sposobów znaczenia danego słowa, poprawności jego użycia, jakoś nie widać rezultatów w postaci systematycznego wzrostu jakości tekstów. Ani tu, ani wszędzie indziej, bo tacy na przykład tak zwani (tak zwani, istnieją bowiem niedobitki z grupy prawdziwych) dziennikarze piszą “na czas”, żeby wyprzedzić konkurencję, a skutki tego bywają i tragiczne, i czasem komiczne. Reklamy tłumaczone są maszynowo, nazwy miejscowości podawane tylko w mianownikach (W Zamość wielka wyprzedaż rowerów), wielkie litery w każdym słowie. Nikt nie wydaje się być zainteresowany poprawą tego stanu, po wprowadzeniu bowiem ostrej, bezkompromisowej cenzury językowej (tylko językowej, powtarzam z naciskiem) pospada oglądalność, wpływy z reklam w ślad za nią też spadną. Z tej samej przyczyny wypływa bierność wobec fakenewsów, uważam.

Kto pierwszy napisze doktorat o zaniku wszelkiej moralności w działalności wielkich korporacji?

Pozdrawiam hurtem optymistów.

yes

po wprowadzeniu bowiem ostrej, bezkompromisowej cenzury językowej (tylko językowej, powtarzam z naciskiem) pospada oglądalność

Mmm, dlaczego? Znasz może Harry’ego Frankfurta “O wciskaniu kitu”? Tu nie chodzi o niechęć do języka, tylko o całkowity brak zainteresowania tym, jak się mówi. Co też jest smutne, ale z innej strony.

Z tej samej przyczyny wypływa bierność wobec fakenewsów, uważam.

To, to tak.

Kto pierwszy napisze doktorat o zaniku wszelkiej moralności w działalności wielkich korporacji?

Ten, kto nie będzie zależny od grantów.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina zacytowała i napisała:

po wprowadzeniu bowiem ostrej, bezkompromisowej cenzury językowej (tylko językowej, powtarzam z naciskiem) pospada oglądalność

Mmm, dlaczego? Znasz może Harry’ego Frankfurta “O wciskaniu kitu”? Tu nie chodzi o niechęć do języka, tylko o całkowity brak zainteresowania tym, jak się mówi. Co też jest smutne, ale z innej strony.

<><><>

Skąd i na jakiej podstawie wyciągnęłaś kwestię niechęci do języka, doprawdy nie pojmuję. Może od tego H. Frankfurta – nie wiem, nie znam, nie sądzę, aby wysuwał jakieś rewolucyjne tezy lub odkrywał niesłychanie rewelacyjne, dotąd ukryte zjawiska. Kit był, jest i będzie wciskany, jako zasłona dymna wobec faktów, które trzeba / chce się ukryć, jako wypełniacz pustki, gdy nie ma się nic do powiedzenia też. Co widać na bieżąco, gdy przegląda się serwisy informacyjne, tanimi i głupawymi sensacyjkami odwracające uwagę od faktycznie istotnych zdarzeń.

Brak zainteresowania, jak się mówi i pisze – o, to jak najbardziej. Występuje i po stronie mówców oraz piszących, jak i po stronie odbiorców. Signum temporis (jeśli dobrze pamiętam). Tempo publikowania i dystrybuowania informacji, prawdziwych czy nie to bez różnicy, narzuca tempo, ono osłabia samokontrolę ze strony publikujących, po drugiej stronie, wobec niemal już powszechnej  (ton nadaje pokolenie Z i jeszcze młodsze) nieumiejętności skupienia się na temacie na dłużej niż dwie, trzy minuty, po prostu nie ma czasu na zwrócenie uwagi na warstwę językową. Da się zrozumieć? Jakoś się da, i to wystarczy.

Co do spadków – wywołałyby je trudności ze zrozumieniem tekstów oraz słownych wypowiedzi, “zapodanych” czystym, “porządnym” językiem,  wolnym od niepotrzebnej nademocjonalności wszelkich sformułowań. Nie żartuję. Przetłumacz na literacką polszczyznę te wszystkie “pochylenia się nad czymś”, te “ubogacenia” i co tam jeszcze sama zauważysz, wyeliminuj idiotyczne “przez” jako wskażnik relacji przyczynowo-skutkowej, a otrzymasz inny tekst, dla “Zetek” i jeszcze modszych nie do przyswojenia bez półgodzinnego dumania... Konsekwencja? Nie da rady zapoznać się z pięcioma setkami newsów, ledwie przebrnie przez co dwudziesty...  i obejrzy proporcjonalnie mniej reklam – swoja drogą też coraz bardziej kretyńskich, ale to prawie odrębny temat.

Pozdrawiam jak zwykle niezwykle serdecznie.

(Skąd ten cytat?)

AdamieKB, pomyślałem tylko na marginesie dyskusji, że może Cię zainteresować pewna możliwość techniczna – zagnieżdżanie cytatów:

Tarnina zacytowała i napisała:

po wprowadzeniu bowiem ostrej, bezkompromisowej cenzury językowej (tylko językowej, powtarzam z naciskiem) pospada oglądalność

Mmm, dlaczego? Znasz może Harry’ego Frankfurta “O wciskaniu kitu”? Tu nie chodzi o niechęć do języka, tylko o całkowity brak zainteresowania tym, jak się mówi. Co też jest smutne, ale z innej strony.

Wiem o istnieniu tego mechanizmu, lecz nie korzystam z niego. Efekt wizualny mi nie odpowiada. Wolę kopiuj – wklej z wyraźnym skazaniem, kogo cytuję.

Rozumiem. W sumie jesteś na NF od tak dawna w porównaniu ze mną, że mogłem od razu założyć, iż widziałeś już wszystkie rozsądne sztuczki.

:-)  Owszem, od tak dawna, że od początku. :-)  Co w pewnej mierze obraca się przeciw mnie, bo w tak zwanym międzyczasie wykruszyła się taka liczba “starych” użytkowniczek i użytkowników, że ani ja nie znam nikogo, ani mnie nikt nie zna. No, prawie nikt i nikogo, bo dwie osoby “przetrwały” do dzisiaj.

Adamieyes, trwaj!

    Skąd i na jakiej podstawie wyciągnęłaś kwestię niechęci do języka, doprawdy nie pojmuję

Stąd, że porównujesz przekaz o treści A podany językiem niechlujnym i przekaz o identycznej treści A podany językiem starannym i stwierdzasz, że drugi przyciągnie mniej widzów (spadnie oglądalność), ergo – widzowie mniej chętnie odbierają przekaz staranny językowo.

    Brak zainteresowania, jak się mówi i pisze – o, to jak najbardziej

O tym właśnie mówi Frankfurt – chodzi mu zasadniczo o to, że wciskacz kitu ma głęboko w, ekhm, nosie, czy mówi prawdę, czy nie – interesuje go tylko pragmatyczna warstwa przekazu. Co można przenieść na kwestie stylistyczne, chyba.

    po prostu nie ma czasu na zwrócenie uwagi na warstwę językową. Da się zrozumieć? Jakoś się da

Czasami z poważnym trudem...

    wywołałyby je trudności ze zrozumieniem tekstów oraz słownych wypowiedzi, “zapodanych” czystym, “porządnym” językiem,  wolnym od niepotrzebnej nademocjonalności wszelkich sformułowań

Ależ ta nademocjonalność nie przekazuje żadnej treści! Nie ma w niej nic do rozumienia, to jest właśnie ten frankfurtowski kit, takie "wzrusz się, słuchaczu". Na mnie to nie działa. Może jestem dziwna.

 

ETA: ot, YouTube w swej niezmierzonej łaskawości obdarzył mnie przykładem: https://www.youtube.com/watch?v=nQhSz5jyd9s Wyłączyłam ten filmik po minucie, ponieważ mało co wkurza mnie tak, jak obca idiotka udająca, że mi współczuje. Amerykanie to lubią. Ja nie. Chciałam praktycznych porad, może jakieś psychologiczne teorie by się nadawały, ale to? Dziękuję, postoję.

    Nie da rady zapoznać się z pięcioma setkami newsów

Nikt nie da rady. Ale nie szkodzi, bo wyraźnie idzie o klikanie, a nie o czytanie. A reklamy same się wciskają, mimo VPN – czytam sobie grzecznie, a tu nagle pyk! jakieś durne chrupki na całą stronę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina zacytowała i odpisała:

    Skąd i na jakiej podstawie wyciągnęłaś kwestię niechęci do języka, doprawdy nie pojmuję

Stąd, że porównujesz przekaz o treści A podany językiem niechlujnym i przekaz o identycznej treści A podany językiem starannym i stwierdzasz, że drugi przyciągnie mniej widzów (spadnie oglądalność), ergo – widzowie mniej chętnie odbierają przekaz staranny językowo.

<><><>

Niedaleko od tego akapitu znajdziesz uwagę, że nasi niejako następcy, czyli młodsze pokolenia, mają coraz mniejsze kompetencje językowe, w co wchodzi czytanie ze zrozumieniem. Według nich poliandria może być Polihymnią, bo czytają początek i zakończenie (co jest zjawiskiem naturalnym, powszechnym i udowodnionym), a środek jakoś całkowicie ginie im z oczu, więc siłą rzeczy również z mózgownicy. Ergo – jeśli coś będzie napisane poprawną, staranną i z nieco wyższej półki polszczyzną, zaczną omijać takie teksty jako dziwne, trudne do pojęcia, nieważne, bo szpanerskie... Omijanie oznacza spadek oglądalności, rozumianej jako przejawianie zainteresowania danymi treściami.

Jeszcze słów parę o nademocjonalności. Nie wymaga specjalnej bystrości dostrzeżenie, że niemal każda informacja o niemal czymkolwiek jest niby to szokująca cały świat, wstrząsająca światem, zmuszająca do napisania historii od nowa, czyny ludzi są podyktowane bezprzykładnym okrucieństwem, a sami ludzie w jakimś tam przypadku są zwyrodnialcami. Nieustanne epatowanie krańcowościami stępia wrażliwość, nikt nie zwróci uwagi na zwyczajne i wystarczająco mocne dla mojego pokolenia “oburzające czyny” lub “niestosowne wypowiedzi”. No i mamy efekt taki, że nademocjonalność treści dodatkowej nie zawiera, ale wpływa na odbiory przekazów.

Pozdrawiam 

nasi niejako następcy, czyli młodsze pokolenia, mają coraz mniejsze kompetencje językowe, w co wchodzi czytanie ze zrozumieniem

Ech, jak tak spojrzę na siebie, to sama chyba mam coraz mniejsze kompetencje, i nie tylko językowe... ale tak, teraz widzę, że masz rację.

Nieustanne epatowanie krańcowościami stępia wrażliwość,

Owszem.

No i mamy efekt taki, że nademocjonalność treści dodatkowej nie zawiera, ale wpływa na odbiory przekazów.

To znaczy, gdyby jej nie było, przekaz byłby przepłynął gdzieś w tle? A tak – dociera? Jeśli w ogóle dociera?

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To znaczy, mym zdaniem, że zwiększa “czytalność” dzięki temu zabiegowi “podbicia emocjonalności”. Aby to się obróciło tylko i wyłącznie przeciw twórcom takich tytułów, trzeba jeszcze poczekać, bo żaden bodziec pośredni nie działa z dnia na dzień, toteż jesteśmy na etapie skuteczności krytykowanego (nie tylko) przeze mnie zabiegu. Ale za tak zwane parę lat...

Tak trochę na marginesie: pojawiają się oferty korzystania z pomocy związanych z SI asystentów, którzy odczytają nam wskazany tekst. Kolejny “medal”, czyli strony dobre i kiepskie za jednym podejściem. Dla osób ze słabym wzrokiem ułatwienie, że hej, dla większości ułatwienie takie sobie, tyle że można, słuchając, na przykład wypastować buty, te skórzane.  { :-) } Trudny w tej chwili do oszacowania procent “wrażliwców językowych”, bo jeszcze ich trochę żyje, klął będzie w żywe kamienie przy każdym błędzie intonacyjnym, kulawych próbach odczytania skrótowców głoskowych i literowych, bo sylabowce “czytają się” z racji swej natury, przy liczebnikach też, bo z nimi zawsze łatwo o kiksy.

Dlaczego powątpiewasz w swoje kompetencje? Czytam Twoje komentarze i uważam je za (przymruż oko) siedem i trzy czwarte raza lepsze od moich, gdyby mi się chciało robić łapanki.

Pozdrawiam, Adam

Czasami, przeklinam swoją inklinację do fantasatyczności, bo po co mi to? Niby po nic, jednakże to jestem ja, ponieważ kocham rozważanki, weirdy i horrory.

Wszyscy wokół “klepią” – odpuść – będzie dobrze, przecież nie masz wpływu! Z ostatnim się nie zgadzam, ponieważ każdy (nie ten enigmatyczny ją ma, przynajmniej teraz). 

Czemu się odzywam, teraz? Zelektryzowały mnie rozmowy red. Janiszewskiego z literaturoznawcą (tok .fm) Są kapitalną recenzją rynku,  sytuacji na rynkum księgarskim/wydawniczym/krytyki.

Odnosząc  się do wątku dyskusji:

  • nie przesadzałabym aż, tak Tarnino w sprawach czystości językowej i logiczności, choć nie wątpię w twoje kompetencje – są bezsprzeczne i cholernie przydatne!
  • @Adamie, kompetencje językowe  – tak, wykuwa się coś innego, a może coś więcej, bo słowa są definiowaniem rxeczywistrości. Boję się, bo obserwuję jak wbrew mnie, wbrew przeszłości, historii,  rosną trendy. Duża część z nich jest  “bezhołowiem”, paplaniem bez znaczenia. Jednakże wciąż jeszcze potrafię się bez trudu dogadać z nastolatką, jedną, drugą, trzecią. Nie jestem nauczycielką,  nic ode mnie nie zależy, a jednak działa cel, kontakt , relacja. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

    pojawiają się oferty korzystania z pomocy związanych z SI asystentów, którzy odczytają nam wskazany tekst.

Mnie się ciągle naprasza automatyczne tłumaczenie. Z angielskiego. Thanks, but no, thanks.

    Dlaczego powątpiewasz w swoje kompetencje?

Ot, choćby dlatego, że czasami naprawdę nie mam pojęcia, jak coś napisać – a wiem, że powinnam wiedzieć. Zwykle jakoś to obchodzę.

    Wszyscy wokół “klepią” – odpuść – będzie dobrze, przecież nie masz wpływu!

Wiem, że nie mam wpływu, ale wiem też, że będzie źle.

    nie przesadzałabym aż, tak Tarnino w sprawach czystości językowej i logiczności

... ja przesadzam? Hę?

    bo słowa są definiowaniem rxeczywistrości

KURRRR... CZĘ! To właśnie jest to, czego się czepiam. Zdania, które wyglądają mądrze, a są puste, wrzaskliwe i nic nieznaczące. Argh. Jeśli zastosowałaś tu "definiować" w poprawnym polskim znaczeniu, to tak, słowa służą między innymi do definiowania – pojęć. Nie rzeczy. Nie definiuje się rzeczy. Rzeczy można tylko opisać. A jeśli użyłaś go w znaczeniu niepoprawnym, to superbohater od błędów jest coraz bliższy wyskoczenia z mojej głowy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Słowa są definiowaniem rzeczywistości? Z całym niekłamanym szacunkiem i takąż sympatią dla przedpiszczyń (należą się chociażby za samo podejmowanie tematu) – pozwalam sobie mocno w to wątpić. Opisaniem rzeczywistości jak najbardziej być mogą, bo czynią to w mniej lub bardziej obiektywny sposób, lecz ich moc sprawcza jest, poza wyjątkami, mizerna.

Co do powyższych wyjątków, to mam na myśli kreowanie (i samokreowanie się) na wielką, ważną figurę, nieledwie namiestniczkę / namiestnika samego Kreatora na Ziemi, i przeciwieństwo, czyli oplucie, poniżenie, totalne odsądzanie od czci i wiary bez faktycznych, sprawdzalnych dla tak zwanej szerokiej publiczności, podstaw. No, hejty we wszelkich ich odmianach.

Pozdrawiam dubeltowo.

Opisaniem rzeczywistości jak najbardziej być mogą, bo czynią to w mniej lub bardziej obiektywny sposób, lecz ich moc sprawcza jest, poza wyjątkami, mizerna.

Ekhm. A co ja napisałam? Definiuje się pojęcia – nie można definiować rzeczy. Pojęcia nazywają rzeczy, ale nie są rzeczami. Nie można się tak gubić metafizycznie, żeby mylić jedno z drugim.

Co do powyższych wyjątków,

Mmm, performatywy. One określają stany rzeczy (nie przedmioty, na ile to rozumiem). Ale performatywy po pierwsze, są obwarowane masą warunków (nie możesz biegać po plaży w Brzeźnie, łapać przypadkowych ludzi i mówić im, że są mężem i żoną – to znaczy, możesz, ale mężem i żoną od tego nie zostaną), a po drugie – działają tylko w świecie, by tak rzec, ludzi. Możesz przykleić na jabłku szablon napisu “banan” i po jakimś czasie zerwać z drzewa jabłko podpisane “banan” (są ludzie, których bawi podpisywanie jabłek) – ale to będzie jabłko. Tylko czarodziej (magiczna funkcja języka!) potrafi słowem zmienić jabłko w banana, mysz w konia, a dynię w karocę.

Magia jest fajna, ale niestety nie istnieje. Albo i stety.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Najzwięźlej ujmując, my sami, jako najpierw twórcy języka, potem jako jego użytkownicy, wreszcie jako interpretatorzy otrzymywanych komunikatów, decydowaliśmy i nadal, coraz silniej zresztą, decydujemy o formach i sposobach jego użytkowania, i tym formom oraz sposobom ulegamy, nawet gdy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Bardzo dobrze ujął to pewien osobnik, którego nazwisko może stanowić obelgę: tysiąc razy powtórzone kłamstwo... Nie kończę, bo na pewno znasz dalszy ciąg.

Tak jest i tak będzie, dopóki ktoś nie skonstruuje narzędzi do efektywnej i adresowanej komunikacji brain-to-brain. Wtedy dopiero się zacznie...! Ale to fantastyka, to istne techniczne czary, no i ewentualnie zmartwienie następnych pokoleń.

Ano, tak. Ale pocieszę Cię, że takie narzędzie raczej jest niemożliwe. (Raczej, bo są takie rzeczy na niebie i ziemi, o których się fizjologom nie śniło. Ale najprawdopodobniej).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Filozofowie też nie mieli odwagi śnić o niektórych sprawach. Precyzując: może i śnili, ale nie mieli odwagi o tym mówić i pisać. Więc nie dziwmy się fizjologom.

Na ile orientuje się w tej bardzo interesującej kwestii, zespół pana Muska zdołał dostroić / skorelować rozkłady potencjałów mózgowych i przepływów prądów z określonymi dla danych wartości i kierunków – tu nie wiem, jak to nazwać, powiedzmy, że z zamiarami wykonania danego ruchu, wypowiedzenia jakichś słów, generalizując: z zamiarami wykonania danej czynności. Gdy więc pomyśli nosiciel tego zespołu elektrod i detektorów (oraz dalszego ciągu, filtry, wzmacniacze, pętle sprzężeń  co tam jeszcze) na przykład o kliknięciu prawym klawiszem myszki, efektor całego tego ustrojstwa podaje na odpowiednie wejście komputera impuls, a efekt widać na ekranie w postaci menu kontekstowego. Albo, w innym przypadku, pojawia się litera, druga, następne, i możemy przeczytać, że “pacjent” jest głodny. Co dalej? Trzeba to zmodyfikować, przede wszystkim odwrócić kierunek działania, czyli impuls sterujący pobrać z otoczenia i poprzez wszczepy wzbudzić w mózgu odnośne ośrodki odbierające ten typ wzbudzenia. Przykładowo i najprościej, jak się da: osoba pozbawiona słuchu zacznie słyszeć, co się do niej mówi.

Odnieś to wszystko do układu, w którym pomija się wizualne i foniczne sygnały pośredniczące, a otrzymasz sytuację, układ, dzięki któremu (przy czysto myślowym założeniu, że dotyczy to Ciebie i mnie) dowiem się o Twoim zamiarze strzelenia mnie w dziób, zanim Ty sobie ten zamiar uświadomisz (decyzja bowiem zapada w obszarach niedostępnych dla naszej świadomości, zostaje “ujawniona” z pewnym opóźnieniem, ale wyrafinowany układ detekcji, o którym było na wstępie, poznaje decyzję, ten zamiar, zanim Ty się o nich dowiesz).

Jest to wszystko razem i z osobna smacznym kąskiem dla twórców SF, uważam. Rodzi pytania, jak zastosowanie wpłynie na stosunki międzyludzkie, rozpirzy nas jako społeczeństwa na atomy, czy wykreuje nowe elity psychokratyczne, bo małe modyfikacje umożliwiłyby taki obrót spraw.

Pozdrawiam, Adam

 

 

Wy tu o takich poważnych sprawach rozmawiacie, a mnie prostaczka wnerwia używanie także, gdy powinno się napisać oddzielnie tak i że. Tarnino, czy mogłabyś po swojemu napisać, że ma znaczenie, jak to piszemy? Może lepiej nie używać także?

Dopisuję do listy słów na następny artykuł heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Także – również, też, i. Tak że – inny obszar znaczeniowy...

<><><>

Bez bicia przyznaję, że nie widzę związku między panem SC Lewisem i jego książką a “technotelepatią”.   Być może, a właściwie prawie na pewno dlatego, że tego niedorozwiniętego języka uczono mnie bardzo dawno temu, w pamięci zostało niewiele ponad what time is it now. Aha, zapamiętałem też, jak jest po ichniemu parasol.    :-) 

O samej telepatii on tam, o ile czegoś nie zapomniałam, nie pisze (nie wiem, kiedy ten koncept się w ogóle pojawił) – ale pisze o transhumanizmie ogólnie. O jego korzeniach. Miałam gdzieś na dysku przekład, ale Lewis jeszcze nie jest, ściśle biorąc, w domenie publicznej (zmarł w 1963, czyli z ewentualnym publikowaniem tłumaczeń musimy czekać do 2033, jeśli dobrze rozumiem ten dziwny żargon).

 

W każdym razie przestrzega przez traktowaniem ludzi jako materiału. O możliwość lub niemożliwość “technotelepatii” (nie techniczną, tylko w ogóle) już się z ludźmi kłóciłam i doszłam do wniosku, że jest to zajęcie jałowe – pogląd określonego człowieka na tę sprawę wynika z jego poglądów metafizycznych, często nieuświadomionych (tę kwestię Lewis też porusza, wychodząc od edukacji i podręczników szkolnych napisanych przez ludzi bezmyślnych – wszyscy ludzie mają poglądy metafizyczne, ale nie wszyscy się do tego przyznają sami przed sobą). Ogólnie Lewis stawia tu świetne (i coraz bardziej realne...) fundamenty dystopii. Sam ich nie wykorzystał – “Ta straszna siła” zasadniczo dystopią nie jest, kończy się dobrze, chociaż któryś z tych złych (Filostrato?) wspomina, że taka właśnie cywilizacja istnieje na Księżycu (obok normalnej – w jakiś niezdrowy sposób podoba mi się ta wizja...). Ale niektórzy twierdzą, że wykorzystał je Orwell (inni twierdzą, że skopiował “My” Zamiatina – wszystkie trzy powieści czytałam, choć “Rok 1984” dość dawno, i widzę wspólne wątki, ale nie nazwałabym żadnej z nich kopią żadnej innej). Co prawda, o ile pamiętam, Orwell podkreśla nie transhumanizm, a samą żądzę władzy swojej Partii. Zamiatin umieszcza na końcu scenę, która bardzo mnie satysfakcjonuje – Wielki Projekt rozwala się w drobiazgi, ponieważ był głupio zrobiony, jego autorzy olali prawa fizyki. Uznałabym, że skupia się bardziej na transhumanistycznym, błędnym rozumieniu “czynienia jej sobie poddaną”. Lewis, którego dystopia ostatecznie nie powstaje (tylko prawie), potrzebuje boskiej interwencji, żeby powstaniu dystopii zapobiec (co się zgadza z jego ogólnym spojrzeniem na świat – Orwell był ateistą, choć jego pojęcie o chrześcijaństwie zdaje mi się nietzcheańskie, o poglądach religijnych i metafizycznych Zamiatina własciwie nic nie wiem).

 

Ale rozgadałam się o dystopiach, a powinnam mówić o zagadnieniu wolności woli, chyba. Jako wstęp polecałabym Ci popularyzatorski artykuł jednego z moich profesorów: https://filozofuj.eu/stanislaw-judycki-wolna-wola-i-swiat-materialny/

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Kłaniam się

Skoro SC Lewis o transhumanizmie pisze, no to szkoda, że z biegiem lat cały angielski ze  mnie wyparował. Gdyby w tamtych czasach dostępność i zwłaszcza ceny wydawnictw w tym języku były na poziomie niechby jednej czwartej dostępności i cen wydawnictw rosyjskojęzycznych, lepiej by to wyglądało... No, trudno się mówi.

Traktowanie ludzi jako materiału widać na każdym niemal kroku. Materiału, niestety, łatwo i, co gorsza, coraz łatwiej urabialnego. Temat ten jednak za szeroki i zbyt złożony, poza tym “delikatny”, więc na ogólnej uwadze kończę.

Orwell nie skopiował Zamiatina, wszelkie podobieństwa bezpośrednie (tekstowe, ideowe) wynikają z dużego podobieństwa podjętych tematów i, jak myślę na własny użytek, podobnych spojrzeń na świat i ludzi. Rozziew zakończeń, moim zdaniem, wypada na korzyść Orwella – jednostka nie wygra z systemem, a tak zwanych mas nikt nie jest w stanie zaktywizować, do czego doprowadził ów system. Co jest pięknie pokazane w scence, gdy matka chwali się, że syn posłał ojca do więzienia... U Zamiatina finał jest nieco od czapy, bo konstruktorzy systemu nie powinni z zasady być głupcami, przymykającymi oczy na “dziurę” we fundamencie wznoszonej budowli – ale znamy przecież z praktyki takich ideologów, co to powtarzają za nie pamiętam za kim “a, to tym gorzej dla faktów...”

Do powyższego duetu dołączyłbym Huxley’a. Pesymista, gdyż realista...

Podlinkowanego artykułu dzisiaj nie ściągnę, ale już teraz za niego dziękuję – wolna wola a świata rzeczywistość to też interesujący temat.

Pozdrawiam, Adam

Gdyby w tamtych czasach dostępność i zwłaszcza ceny wydawnictw w tym języku były na poziomie niechby jednej czwartej dostępności i cen wydawnictw rosyjskojęzycznych, lepiej by to wyglądało...

Hmm, w moich młodych czasach książki po angielsku były – za to w innych językach nie. To jakieś trzy-cztery lata temu pozamykały się księgarnie językowe i została tylko ta w Internetach...

ale znamy przecież z praktyki takich ideologów, co to powtarzają za nie pamiętam za kim “a, to tym gorzej dla faktów...”

Właśnie.

Do powyższego duetu dołączyłbym Huxley’a. Pesymista, gdyż realista...

W końcu to klasyk...

wolna wola a świata rzeczywistość to też interesujący temat.

Prawda? Miło mi, że się przydałam ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Kłaniam się

Niespodzianka było, że pobiera się całość danego numeru czasopisma. Ale dojście do tej całości... 

Ale udało się, dzięki.

Pozdrawiam

Ciekawostka, czyli coś się tam pozmieniało, bo kiedyś tak nie było.

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jestem nowy na forum, więc zapewne odgrzebię jeszcze niejeden zakurzony wątek, znany wszystkim.

 

Dlaczego nie można normalnie powiedzieć, że temperatura wyniesie piętnaście stopni?

 

Można to wykrzyczeć albo wyszeptać, nie będzie normalnie :)

Temperatura to wbrew pozorom trudne do zdefiniowania pojęcie. Odczyt wskazania termometru (widzisz, jak starałem się ominąć minę postawioną przez Ciebie?) jest jednym z niewielu doświadczeń fizycznych, wykonywanych codziennie przez miliony, jeśli nie miliardy ludzi. Z tego względu temperatura funkcjonuje w języku potocznym.

Skąd biorą się “wartości” temperatury? W zależności od definicji, temperaturę można określić między innymi jako funkcję stanu układu. Słowo “funkcja” od razu kieruje w stronę stosownego słownictwa. Nie wyznaczasz funkcji, tylko wartość funkcji w określonym punkcie. Podobnie, jeśli ktoś każe Ci zmierzyć drzewo, możesz tylko rozłożyć ręce. Co masz zmierzyć – obwód, wysokość, kolor liści? W którym miejscu pnia masz mierzyć obwód?

Można znaleźć definicje temperatury sformułowane w inny sposób, jako miarę energii. Zerknij na Wikipedię polską lub angielską. Zwłaszcza w wersji polskiej widać już po pierwszym zdaniu, że autorzy również mają problem z wytłumaczeniem “temperatury”. Wersja angielska jest nieco lepsza, odwołuje się do odczuć ciepła lub zimna. Odwołując się do takich definicji, “wartość miary” jest powtórzeniem.

Moim zdaniem jest to nierozwiązywalny problem. Technicy będą mówić o wartości temperatury, pogodynka o temperaturze.

 

Wracając do cytowanego zdania – nie obraziłbym się za początek, ale za koniec. Brakuje określenia “stopni” – Celsjusza, Fahrenheita?.

 

Skradała się wzdłuż blaszanej ściany magazynu, próbując wykorzystać cień rzucany przez jego przerdzewiały dach. Usłyszała hałas i odwróciła się, ukrywając ciężki worek za sobą. Odetchnęła z ulgą widząc jedynie dwa szczury, przemykające skąpaną w świetle księżyca uliczką. Zarzuciła worek z powrotem na plecy. Widziała już furgonetkę, zaparkowaną w zaułku. Jeszcze tylko kilka kroków...

– Temperatura, co tam targasz?

Znieruchomiała.

– Wystraszyłeś mnie! Nie pętaj mi się pod nogami. Nie twoja sprawa!

– No pokaż, co wyniosłaś?

– Ej, zostaw to!

– Ty, Temperatura, ty to desperatką jesteś. Żeby tak stopnie buchnąć? I aż piętnaście? Pogięło cię?

– Odczep się. Zobacz, jakie ładne! Dębowe! One na pewno mają wartość!

 

Technicy będą mówić o wartości temperatury, pogodynka o temperaturze.

Ha, ha, ale nie o to chodzi. Chodzi właśnie o codzienne, nietechniczne, nieżargonowe pojęcie temperatury ^^ (a to właśnie pogodynki z uporem maniaka ględzą o tych “wartościach”) i dlatego:

Brakuje określenia “stopni” – Celsjusza, Fahrenheita?.

Nie brakuje. Bo w Polsce posługujemy się skalą Celsjusza, i ona jest w domyśle.

heart

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Lord Kelvin przeczuwał, że tak będzie*. Wymyślił skalę temperatury, zaczynającą się od absolutnego zera. Używając jego skali, trzeba powiedzieć “piętnaście kelwinów”. Nie ma żadnych stopni, które prowokują do lenistwa. Bye bye, Celsius, ave Kelvin!

*żart, to potomni ustalili regułę językową

 

Jeśli ktoś przez 10 godzin dziennie zawodowo posługuje się jednostkami, wysłanie Celsjusza w niebyt nie jest łatwe. W słowie mówionym – czemu nie, jeśli żona zapyta go rano o temperaturę, powie jej że jest pięć stopni. Jeśli będzie musiał to napisać – tutaj zaczyna się problem. Jeśli to dialog powieści – super. Jeśli felieton o ocieplaniu się klimatu – nie da rady. Ktoś gdzieś to zacytuje i będzie kwas. Ustalenie rozdzielenia między strefą języka potocznego i technicznego rodzi problemy. Język techniczny w potocznej mowie jest niezgrabny. Język potoczny w nauce i technice – czasem zabawny, a czasem śmiertelny. Jest jedną z głównych przyczyn wypadków lotniczych. Najgorsza jest popular science – istne pole minowe.

Jeśli lubisz językowe łamańce, mam jeden, którego nikt nie rozwiązał. W baterii laptopa są ogniwa. Trzeba wyrównać ich napięcie, w przeciwnym razie lubią wybuchnąć. Obecnie funkcjonują dwa terminy: balansowanie baterii (kalka językowa z angielskiego) oraz bilansowanie baterii. Czy jest to problem równie ważny jak temperatura? Obecnie jeszcze nie, ale za kilkadziesiąt lat problem dostępu do energii może stać się na tyle poważny, że balansowanie lub bilansowanie przekroczy barierę popular science. 

 

P.S. Wydaje mi się, że sformułowanie “temperatura wyniesie piętnaście stopni” nie brzmi tak dobrze, jak mogłoby brzmieć (przynajmniej z mojego punktu widzenia) przez zderzenie dwóch stylów. Słowo “wyniesie” sugeruje język naukowy i podświadomie czekam na Celsjusza, a go nie dostaję. Stopnie pozbawione “Celsjusza” sugerują język potoczny, a w nim wynosi się najczęściej śmieci. Do dziecka rzadko mówi się “kochanie, dziś temperatura wynosi minus dziesięć stopni Celsjusza” tylko “kotku, jest minus dziesięć stopni, załóż rękawiczki”. Nie można zabronić nikomu wynosić (chyba że jest się ochroniarzem) ani oddawać cześć Celsjuszowi – tylko jest to albo zgrabne, albo nie.

 

“W Kielcach będzie pięć stopni” brzmi dobrze, “W Kielcach temperatura wyniesie pięć stopni Celsjusza, w Gdańsku dwa stopnie, a w Nowym Targu minus jedenaście stopni” – też nieźle jako oficjalny komunikat, Celsjusz pojawił się raz i nikt nie odmrozi sobie palców, nawet jeśli przyleciał właśnie z Teksasu i tłumaczy za pomocą Google. Zdanie “Średnie wartości temperatury zmierzone w Bostonie były o dwa stopnie wyższe, niż w roku 1950” będzie mnie dręczyć, ponieważ – jak słusznie zauważyła Tarnina – domyślnie operujemy stopniami Celsjusza, ale artykuł dotyczy Bostonu. W tym momencie zaczyna się panika – czy jest to przedruk z amerykańskiego pisma i ktoś nie dokonał konwersji skali, czy może to Polak pisze o klimacie w Bostonie i od początku operował w stopniach Celsjusza? W dodatku znów wystąpił dysonans między początkiem a zakończeniem zdania. Gdybym znał początek artykułu i doszukał się tam chociaż raz jednostki, byłbym spokojniejszy i mniej pochopny w ogłaszaniu ewakuacji Bostonu.

Lord Kelvin był geniuszem :)

    Jeśli ktoś przez 10 godzin dziennie zawodowo posługuje się jednostkami, wysłanie Celsjusza w niebyt nie jest łatwe.

Zapewne, ale większość ludzi nie jest fizykami.

    Ustalenie rozdzielenia między strefą języka potocznego i technicznego rodzi problemy.

Owszem, ale to nie wymówka, żeby tego unikać.

     Obecnie funkcjonują dwa terminy: balansowanie baterii (kalka językowa z angielskiego) oraz bilansowanie baterii.

A czemu nie wyrównywanie?

    nie brzmi tak dobrze, jak mogłoby brzmieć (przynajmniej z mojego punktu widzenia) przez zderzenie dwóch stylów

Racja, przegapiłam to, a faktycznie tak jest.

    W tym momencie zaczyna się panika – czy jest to przedruk z amerykańskiego pisma i ktoś nie dokonał konwersji skali, czy może to Polak pisze o klimacie w Bostonie i od początku operował w stopniach Celsjusza?

Otóż to. A całe zagadnienie poucza nas, że świat jest różnorodny i że bez myślenia się nie obejdzie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka