- publicystyka: Nieśmiertelny Sherlock Holmes - Recenzja "Domu Jedwabnego" Anthony'ego Horowitza

publicystyka:

Nieśmiertelny Sherlock Holmes - Recenzja "Domu Jedwabnego" Anthony'ego Horowitza

Sir Arthur Conan Doyle kilka razy „uśmiercał" Sherlocka Holmesa. Ale nawet jego własny zgon nie położył kresu historii największego detektywa-konsultanta wszechczasów. Wielu autorów wzbogacało dorobek Holmesa o nowe sprawy, z lepszym lub gorszym skutkiem starając się dorównać twórcy tej postaci. Liczba tych „dodatkowych" utworów przewyższyła już ilość oryginalnych opowiadań, a mimo to wciąż powstają nowe. Recenzja dotyczyć będzie jednego z nich.

 

Jako wielki fan twórczości Conana Doyle'a, nauczony doświadczeniem, z dużą dozą nieufności podchodzę do tego typu książek. Miniony rok był jednak w takowe ponadprzeciętnie obfity, w Polsce ukazało się cztery czy pięć tytułów o takiej tematyce. Moją uwagę szczególnie przykuł „Dom Jedwabny", a to ze względu na autora Anthony'ego Horowitza. Nie jest on debiutantem, tak jak Graham Moore, autor „Sherlockisty", w Polsce zyskał już popularność seriami dla młodzieży „Księga Pięciorga" oraz „Alex Rider", którego pierwsza część została nawet zekranizowana, a także dał się poznać jako autor scenariuszy do seriali telewizyjnych, m.in. „Detektyw Foyle" oraz „Poirot", adaptacji powieści Agathy Christie. Przyznam, że osobiście bardzo lubię Horowitza, i wiadomość, że właśnie on opisał kolejną przygodę Holmesa i Watsona, rozbudziła we mnie wreszcie nadzieję na godne „zmartwychwstanie" tych dwóch przyjaciół. Z drugiej jednak strony tytuł i opis na tylnej okładce, o „Historii tak ohydnej, że nie można było jej opublikować wcześniej niż po stu latach", mówiły wiele i pozwalały już na początku domyślać się treści książki. Ale mimo, iż moje domysły okazały się słuszne, i tak kilka zwrotów akcji nielicho mnie zaskoczyło.

 

Sama fabuła opowiada bowiem nie o jednej, a o dwóch splecionych ze sobą sprawach, które Holmes musi rozwiązywać jednocześnie. Narratorem, jak w starych dobrych czasach, jest doktor Watson, a Horowitzowi udało się bezbłędnie odtworzyć specyficzny styl i klimat oryginału. Widać też z jego strony świetną znajomość tych pięćdziesięciu sześciu opowiadań, co rusz napotykamy na jakieś smaczki czy nawiązania, pojawiają się też znane postaci poboczne, czasami nawet w nowych rolach. Autor pozwolił sobie również na wprowadzenie paru własnych rozwiązań, niektórych dość ciekawych, a innych można by nawet rzec szokujących, jak na przykład fakt, że Watson był żonaty dwukrotnie. Przebieg akcji jest zaplanowany niemal idealnie – począwszy od zgodnej z najlepszymi tradycjami oryginału niespodziewanej, rzuconej od niechcenia uwagi Holmesa w czasie pobytu z doktorem, przez doskonałe zbalansowanie rozdziałów pełnych akcji (pościgi), napięcia (śledzenie podejrzanego) i tych ze szczególnym klimatem tajemnicy (błyskotliwe dedukcje Sherocka podczas rozmowy), aż do ostatecznego rozwiązanie zagadki i wyjaśnienia wszelkich nieścisłości.

 

Czyta się jednym tchem, całą, niekrótką przecież powieść, połknąłem w jeden dzień, po prostu nie mogąc się od niej oderwać. Dodając na koniec jeszcze parę uwag technicznych: Książka została wydana na kredowym papierze, w twardej oprawie z obwolutą, ta sama grafika jest też nadrukowana na okładce. Czcionka nie jest duża, ale też nie utrudnia czytania. Powieść uzyskała pełną akceptację Sherlock Holmes Conan Doyle Estate LTD. Jednym słowem: Jeśli jesteś fanem Sherlocka Holmesa, musisz przeczytać „Dom Jedwabny".

 

"Dom Jedwabny"

Anthony Horowitz

wyd. Rebis 2011

Ocena 6/6

Komentarze

No nie jest to fantastyka, ale ze względu na konkurs Sherlockisty,chyba mi wybaczycie, co?  

Książki nie przeczytam, ale zostawiam znak, że byłem tu i recenzję przeczytałem.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Bardzo dobra książka, to prawda. "Sherlockista" zresztą też dobry, chociaż innego typu, tylko tematycznie pokrewny.

Nom, muszę się za "Scherlockistę" zabrać. BTW "Gra Cieni" też jest niezła. Jak rozumiem do samej recenzji uwag nie ma? Uff, to chyba dobrze...   

Mogę jeszcze wspomnieć, że moje podejrzenia w kwestii wspomnianej "ohydnej historii" poszły w tym samym kierunku, więc wygląda na to, że największym spoilerem fabuły Horowitza było zdanie wrzucone chyba głównie dla podniesienia napięcia.

Ostatnio książki o Holmesie czytałem chyba w szóstej klasie podstawówki - podobało się, ale potem już nie wracałem; obawiałem się "Domu jedwabnego", bo się obawiałem, że ktoś może zrobić Holmesowi to, co Pierumow zrobił Śródziemiu. Ale po kolejnej pozytywnej opinii o chyba się skuszę.

* No to wyszło, że się obawiałem do kwadratu... Ech, pięć minut na edycję komentarzy by się przydało...

No, to cieszę się, że po mojej recenzji się "Domem Jedwabnym" zainteresujesz ;). BTW na Pierumowa ostrzyłem sobie ząbki. Mówisz, że nie warto? Jeskov nawet mi się podobał, może napiszesz coś więcej? Może jakąś recenzyjkę do "Zakurzonych Arcydzieł"? Bo ostatnio jakiś zastój, czy co... 

Ogólnie powiem Ci tak: stara trylogia Pierumowa ("Pierścień Mroku") wyszła jakieś dziesięć lat temu nakładem Prószyńskiego, od tamtej pory nie wznawiano jej i oficjalnie w księgarni jej już nie znajdziesz - spadkobiercy JRRT są przewrażliwieni na punkcie praw autorskich. Ale na chomiku powinieneś znaleźć bez problemu. Pierwszy tom - "Ostrze elfów" - bardzo fajny, klimat tolkienowski utrzymany bez zarzutu, czyta się miło, przyjemnie. Potem jest gorzej, Pierumow mnoży zupełnie niepasujące do Śródziemia byty, odwraca perspektywę (dobrzy złymi, źli dobrymi - ale robi to topornie i bez gracji Yeskova) - im dalej, tym więcej najdziwniejszych pradawnych mocy, a akcja poprowadzona jest po łebkach, niestarannie i niezbyt logicznie, zwłaszcza w trzecim tomie "Pierścienia Mroku". Brak tolkienowskiej głębi i nie czuć "rzeki płynącej pod górami" , jeśli wiesz o co chodzi (a jak nie, to zapraszam na elendilion.pl, na przykład do tego artykułu). Mimo wszystko trylogię przeczytać można - choćby z ciekawości.

Co do drugiej trylogii - "Kroniki Hjorwardu" - to przeczytałem dwa pierwsze tomy i spasowałem - pierwszy tom to 500 stron opisu bitwy, drugi jest tak potwornie nudny, że zupełnie zniechęciłem się do trzeciego. Pierumow ma tę specyfikę, że na początku kreuje całkiem ciekawe sytuacje i bohaterów, aby potem wszystko dokładnie i do najdrobniejszego szczegółu spieprzyć.

Innych ksiażek nie czytałem.

Do "Zakurzonych" oczywiście wrócę, artykuł o "Perelandrze" leżakuje (artykuł, bo ciężko recenzować klasykę sprzed prawie siedemdziesięciu lat). Jeszcze ogarnę do końca powieść, której początek jest już na stronce, i odkurzam zakurzone:)

Hm... Ja niedawno w bibliotece znalazłam książkę Rodolfo Martineza pt. "Sherlock Holmes i madrość umarłych" .
JAk napisał autor tej książki że jest to jakiś odnaleziony rękopis dr. Watsona opisuje przygody Holmesa zaraz po jego zmartwychwstaniu. Nie wiem czy to jest wymyslone czy prawdziwe. Ale ksiazka jest ciekawa i ujawnia pewne fakty z zycia samego Holmesa jak i dr. Watsona a takze Arura Conan Doyla.

Krakowska Wiedźma

Pierumow... NIEEEEEEEE!

Ale recenzowanej książki jestem bardzo ciekawa.

No to kto wie, Dreammy, może a nuż ją wygrasz i przeczytasz ;). Ale nie rozumiem, o co chodzi z tym Pierumowem. Ciągle pisze coś nowego, więc chyba jest dość popularny, nie? Ale nie wiem, nie czytałem, nie odzywam się.  

To, co popularne, nie zawsze musi być dobre :P Pierumow to dla mnie takie najgorsze fantasy podrabiające Tolkiena, nie próbujące wymyślić własnego świata - o ile można zrobić to z gracją, jak napisał Ajwenhoł, przywołując Jeskowa, to można po prostu pirzgnąć krasnoludami, elfami itp. bez żadnego pomyślunku. Z czego robimy zbroje? A juści, z mithrilu. Co jemy na śniadanie? Lembasy, rzecz jasna. Zamiast drobnych smaczków, nawiązań - walenie po głowie krasnoludzkim młotem. Itd., itp. Po lekturze Twojej recenzji myślę jednak, że Horowitz dopisując przygodę Sherlocka Holmesa nie poszedł tą drogą. I chwała mu za to.

Co do Horowitza, owszem. Co do Pierumowa, to on jeszcze wymyślał całkowicie własne światy i powieści - i to dużo. Ot, na przykład "Kroniki Przełomu". Ciekaw jestem, czy one też są takie sztampowe, bo jak jeszcze nie usłyszałem o "Pierścieniu Mroku", to byłem nimi żywo zainteresowany. I one właśnie są popularne (Raeilgh, czy jak to się pisze, właśnie jest wznawiany). Może więc jednak Nik umie pisać - zyskał rozgłos dzięki kontrowersjom, a potem napisał coś porządnego. W sumie nawet niegłupio... 

Nowa Fantastyka