- publicystyka: „Cirque du Soleil: Dalekie światy”: Cameron wie, że magia istnieje naprawdę. Recenzja

publicystyka:

„Cirque du Soleil: Dalekie światy”: Cameron wie, że magia istnieje naprawdę. Recenzja

 

Gdzie narodziła się magia? Podobno w Persji, tak gdzieś czytałam, ale nie o kapłanów Zaratustry mi chodzi, gdy tak o tę magię pytam. Nie o gawędy w starożytnych państwach basenu Morza Śródziemnego. Nawet nie o egipskich kapłanów, co się trudnili przewidywaniem zaćmień Słońca i Księżyca. Ani o wszystkie te stare plemiona z uszami rozciągniętymi do pasa. Chodzi mi o tę magię, co zapiera dech, co myśleć każe, że się jest zupełnie gdzieś indziej, i z której przebudzeni odczuwamy żal i smutek. O tą skrzącą się i błyszczącą, kolorową. Skąd ta magia? Odpowiedzieli mi na to pytanie James Cameron i Andrew Adamson filmem „Cirque du Soleil: Dalekie światy”.

 

O kanadyjskiej firmie rozrywkowej wiedziałam do tej pory w zasadzie niewiele. Tyle wiedziałam, że jest, że to marzenie każdego cyrkowca, że profesjonalna i że, podobno, urokliwa niezwykle. Do filmu podeszłam jak do jeża. Za cyrkiem nie przepadałam nigdy, może dlatego że w dzieciństwie o mało nie stałam się ofiarą więzionego tam niedźwiedzia. Nigdy nie lubiłam również klaunów, bo – to też dziecięcy uraz – miałam takiego, co z okrutnie wykrzywioną miną, „śpiewał” Happy Birthday. Zdecydowanie jednak nie żałuję, że swoje urazy przemogłam.

 

„Dalekie światy” reklamowane są jako film fantasy, uprzedzę jednak lojalnie, że to raczej mistrzowsko nakręcony dokument. Fabuła jest jedynie pretekstem do zaprezentowania niezwykłości samego Cirque du Soleil. Mia (Erica Linz) postanawia odwiedzić cyrk. Trudno stwierdzić, czy to sprawa zaplanowana, czy natknęła się na niego przypadkiem, bowiem bohaterkę poznajemy na środku pola, gdzie w oddali jedynie, majaczą widzowi kolorowe namioty. Mia jest w dodatku ubrana tak niecodziennie, że nie pasuje ani do owego pola, ani do rozstawionych na nim namiotów. Na terenie cyrku spotyka klauna, który rozdaje ulotki informujące o występie akrobatycznym. Początkowo nie chce ich od niego brać, ale już w tym klaunie, w jego mimice, zachowaniu, gestach, jest coś tak magicznego, że nie może odmówić. Podczas spektaklu dochodzi do tragedii. Cyrkowiec spada, a Mia zrywa się przerażona w jego kierunku. Akrobata nie uderza jednak w ziemię. Z piasku formuje się lej, który pochłania zarówno jego, jak i dziewczynę. Tak zaczyna się przygoda po cudownie nierzeczywistym, pełnym magii świecie.

 

Widz od samego początku – od pierwszych wydarzeń, których Mia zostaje świadkiem, w tym podziemnym świecie – wie, że wszystko jest spektaklem. Widać niekiedy bardzo wyraźnie zarys sceny albo technologiczne rozwiązania, ale fakt ten w ogóle nie przeszkadza. A może dzięki temu całość zyskuje jeszcze na niezwykłości? Wiemy przecież, że to wszystko istnieje, jest realne, zaplanowane i dopracowane, a mimo to jest w tym ta magia właśnie, ten czar i wdzięk, tak inny od charakteru codziennego świata. Ja pomyślałam: a może czary istnieją naprawdę?

 

W tym filmie wszystko pracuje, jak w najlepszym szwajcarskim zegarku. Kobiety są piękne, zgrabne, filigranowe i ruszają się z lekkością, której mogłoby im pozazdrościć nawet opadające z nieba piórko. Mężczyzn cechuje odwaga, siła i honor. Każdy ruch ma tutaj znaczenie, każdy gest jest idealnie zsynchronizowany, każdy takt niesie za sobą reakcję. Dopracowane są stroje, makijaże, muzyka i scenografia. Nie chodzi tylko o to, żeby w ten świat uwierzyć, ale o to również, by się w nim znaleźć.

 

Poczułam ten żal i smutek. Tą przykrość, która przychodzi, gdy odkłada się dobrze napisaną książkę, albo gdy niezwykle wciągający filmowy obraz zastępują napisy końcowe. Poznałam smak rozgoryczenia, jaki się miewa zapewne, podczas odkrywania sekretu sztuczki magika, w którą wierzyło się przez wiele lat, albo i przez całe życie. Jest w tym filmie, w tym cyrku, w tych ludziach coś niezwykłego. Nawet, jeżeli jak ja boicie się klaunów a cyrkowy niedźwiedź chciał was zjeść na przystawkę, spróbujcie dać ponieść się niezwykłości „Dalekich światów”. Kto wie, a nuż uwierzycie, że magia istnieje naprawdę?

Komentarze

Ja niedawno również miałem przyjemność oglądać tę "produkcję fantasy" i w większosci się zgadzam, ale patrząc z perspektywy czasu moim osobistym zdaniem im dalej tym mniej ciekawie się robiło. Po bardzo fajnym początku i naprawdę klimatycznym, jak zapadająca scena czy klaun i czerwona kurtyna…ten klaun wg mnie najlepsza kreacja w filmie. Lekko przerażający, ale nie da się go nie lubić. Muzyka moim zdaniem przede wszystkim rzuca się w oczy…uszy. Ale i tutaj im dalej tym gorzej. Może calość trwa za długo? Albo najlepsze numery pokazali na początku, by na końcu pokazać coś "średniej klasy" albo po prsotu nie jestem amatorem poźniejszych wyczynow. Tak czy inaczej cyrkowcom nie moża zarzucić braku umiejętności, bo to co tam pokazali to magia ;) 

Wydaje mi się, że wiem o czym piszesz :) Moim zdaniem gorzej zaczyna się robić od momentu, nie wiem jak to dokładnie określić, części z "Samurajami". Platforma staje w pozycji w pionowej i wszyscy walczą na niej, jakby wbrew grawitacji. To chwieje całością konstruckji tego filmu, ponieważ nie da się oddać niesamowitości tej sceny kamerą. Trzeba by było zobaczyć to na żywo. A no i trochę trwa. Dwa razy pojawia się chyba taki typ sceny i fakt, trochę mnie wyłączał.  Kurtyna cudowna, klaun cudowny, te chińskie/japońskie/koreańskie "gimnastyczki" też super. :)

Mi osobiście najbardziej chyba przypadł (poza klaunem, kurtyną i sceną) numer z początku na statku – tam choreografia niesamowita, muzyka świetna – najlepszy moim zdaniem w calym filmie ;)  Co do tych samurajów zgadzam się z  Tobą w 100% ;) może i na żywo by to lepiej wyglądało ale mimo efektowności nie przypadły mi do gustu te sceny. 

Nowa Fantastyka