- publicystyka: Multikulti w „Grze Endera” [KN]

publicystyka:

artykuły

Multikulti w „Grze Endera” [KN]

Mam nieodparte wrażenie, że w naszym społeczeństwie każdemu, kto nie wyraża się z entuzjazmem o homoseksualizmie przypina się nie tylko metkę homofoba, ale i w zestawie od razu religijnego oszołoma, ksenofoba i generalnie ciemnego narodowca, któremu nóż się w kieszeni otwiera na widok tęczy na niebie. Orson Scott Card wyraźnie pokazuje, że można mieć niestandardowy system przekonań złożony z wielu różnorodnych poglądów, które niekoniecznie muszą się wykluczać.

 

Za przykład zasygnalizowany w tytule niech posłuży Szkoła Bojowa złożona z iście międzynarodowej dziatwy. Choć nadal świat ratuje amerykański chłopiec (polskiego pochodzenia!), co nie może specjalnie dziwić, to Card zrywa z izolacjonizmem i pewnym amerykańskim eposem bohaterskim, dając Enderowi do pomocy mieszankę z całego świata. Mimo że od początku wiadomo kto tu jest szefem, to jeesh nie składa się ze zwykłych pomagierów bez których nasz główny bohater mógłby się obejść – są mu niezbędni i doskonale zdaje sobie z tego sprawę, zresztą Groszek pod wieloma względami Endera przewyższa.

 

Zanim jednak wrócimy do drużyny Endera pozostańmy na chwilę w Szkole Bojowej. Multikulti, choć istnieje i jest zaznaczone wyraźnie, to jednak pozostaje tylko fasadowe. Wszystko zależy od podejścia. Z jednej strony owszem, uczniowie zostali potraktowani równo, ale na tyle równo, że poza imionami i nielicznymi wstawkami praktycznie nie odczuwamy faktu, że ktoś jest z tego czy tamtego kraju czy chociaż odmiennego kręgu kulturowego. Zagrożenie ze strony formidów scaliło ludzkość nie tylko pod względem strategiczno-politycznym, ale jak widać, w znacznej mierze również kulturowym. Czego doskonałym przykładem jest właśnie Szkoła Bojowa. Nie istnieje żadna bariera językowa, a ponadto co ciekawe zważywszy na akcentowaną religijność Carda, nie ma również mowy o żadnej religii, ani w sferze oficjalnej ani konspiracyjnej. Ba, nikt nie pozwala sobie nawet na narodowo-religijne gesty wynikające ze zwykłej tradycji czy przyzwyczajenia. Ale nie ma też prześladowań na tle rasowym. McDonaldyzacja jest niemal pełna, pozostaje nam wyławiać smaczki w stylu „salaam” Alaia czy poprawnej wymowy hiszpańskiego imienia Bonzo.

 

Nie od dziś wiadomo, że jak to mówił Piotr Fronczewski w Baldur’s Gate, przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę. Jak się okazuje nie dotyczy to wyłącznie fantasy, ale z powodzeniem można tę sentencję przenieść również na science fiction, jeśli tylko „drogę” potraktować metaforycznie. Zwykle drużynę dobiera się ze względu na zróżnicowanie umiejętności w posługiwaniu się bronią ale nie tylko, bo w końcu mag czy łotrzyk też jest niezbędny. Drużyna Endera zwana także jeeshem stawia na zróżnicowanie etniczne, nie dyskryminuje chyba żadnego regionu świata. Mamy przedstawicieli wschodniej i zachodniej Europy, Azji, Afryki, Australii i Ameryki Łacińskiej. Znalazło się nawet miejsce dla jednej dziewczyny, a w szkole w końcu siłą rzeczy nie było ich zbyt wiele.

Zatem choć zróżnicowanie jest tylko pozorne, to nie można odmówić Cardowi próby pewnego spojenia ludzkości. Pominę milczeniem fakt, że robi to na amerykańską modłę.

Komentarze

"bronią ale nie tylko," = tu przed "ale" powinien być chyba przecinek. Tekst, nie wiem czemu, wydaje mi się wyrwany z innego, dłuższego – może jakiejś recenzji, może artytkułu. Aha – a czy "salaam" nie jest "narodowo-religijnym gestem wynikającym ze zwykłej tradycji czy przyzwyczajenia"? Pozdrawiam.

Mee!

No – taki fragment większej całości, ale oczywiście zakwalifikowany ;)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Co do "salaam", owszem zgadzam się, dlatego uznałem to za smaczek, w tym przypadku drobny wyjątek od reguły. Odnośnie formy, cóż, taki urok błyskawicznych konkursów, w których liczy się bardziej szybkość niż jakość. Zwłaszcza widać to przy zakończeniu, ale zorientowałem się, że cztery artykuły już wiszą i trzeba kończyć czym prędzej ;) I tak, jak na tekst wymyślony i napisany w pół godziny, uważam, że wyszło całkiem przyzwoicie. Gwarantuję, że znikąd go nie wyciąłem, ale fakt, gdybym miał więcej czasu, to znacznie bym go rozwinął. Ostatnio pisałem na inny portal artykuł o homokontrowersjach wokół filmu, ale za wyjątkiem wymowy wstępu, raczej się nie powtórzyłem.

A! Smaczek w takim sensie. Może jednak "wyjątek" byłby lepszy? :) I gratuluję! ;)

Mee!

Nowa Fantastyka