- publicystyka: Wiedźmin nie jest tak fajny jak go malują?

publicystyka:

felietony

Wiedźmin nie jest tak fajny jak go malują?

Nie rozumiałem zachwytu nad zachwyty sagą o wiedźminie Geralcie. Kiedyś pożyczyłem od koleżanki dwa tomy opowiadań. Nawet nie wiedziałem, że to ma kilka tomów. Tym bardziej nie miałem pojęcia, że z maniakalnym uporem wziąłem na klatę dwa pierwsze. Obaliłem je w dobę pobytu w szpitalu. Nie, zdecydowanie nie było to zasługą genialnej fabuły, przepięknego języka i kunsztu literackiego Sapkowskiego. Powód był bardziej prozaiczny i romantyczny. Chciałem zaimponować koleżance.

 

Dopiero z czasem przyszedł odruch wymiotny w reakcji na pojawienie się w mojej obecności nazwiska czołowego pisarza fantastyki w Polsce – Sapkowski. Czy to na piśmie, czy w wypowiedzi jakiegoś zachwyconego grą kumpla. Dotyczyło to zresztą całej sagi. Nigdy więcej nie miałem bliższego kontaktu z przygodami wiedźmina. Zawsze tak jest, że po przeczytaniu pierwszych stron książki wiemy, czy chcemy czytać ją dalej, czy nie. Czasem powodem rezygnacji z lektury jest nędzne wprowadzenie, które zamiast złapać czytelnika za gumkę od majtek i naciągnąć je na głowę ku uciesze gawiedzi, najzwyczajniej w świecie nuży. Czasem tematyka okazuje się zupełnie inna, niż sobie wyobrażaliśmy po obejrzeniu i przeczytaniu wszystkiego na okładce, zarówno z przodu i z tył. Czasem jest zbyt sprośna i wulgarna, a zamiast czytać, równie dobrze można odpalić sobie portal dla panów. Efekt nawet lepszy, bo strony się nie posklejają. Czasem zaś styl i język tłuką nas jak obuchem miecza po nerkach – boli, a nic nie widać. Taki właśnie okazał się dla mnie Wiedźmin.

 

Mimo wszystko zagryzłem zęby i przeczytałem z bólem całe dwa tomy. Do tej pory pamiętam, jak z kamienną miną przytakiwałem pielęgniarce wbijającej mi igłę w żyłę, kiedy zauważyła otwarty Miecz przeznaczenia na moim łóżku. Tak zachwalała całą sagę, że przez powtarzane w głowie raz po raz pytanie

 

– Jak jej mogło się to podobać?

 

nie poczułem nawet, jak zamontowała mi w ręce krępujący ruchy wenflon, czy, jak kto woli, motylek. Znacie to uczucie, kiedy próbujecie zgiąć rękę z kawałkiem plastiku do niej przyklejonym? To wyobraźcie sobie, że towarzyszyło mi przy każdym przewróceniu strony, przy każdym ruchu z książką. Tragedia rozgrywała się wówczas w mojej głowie, ale zagryzłem zęby. Bo co? Ja nie dam rady?! Jeśli chcę pisać blog o fantastyce to do czegoś jestem zobligowany! Jutro chcę oddać te książki koleżance i pokazać, jaki to ja jestem literożerca badass! Oddałem i od czterech lat jestem uczulony na wszystko związane z Sapkowskim. Nie umiem określić stylu, jakim pisze, ale jest w nim coś nieopisywalnego, co doprowadza mnie do ślinotoku i otwiera mi w kieszeni nóż.

 

Ostatnio to się zmienia. Sam nie wiem co się ze mną dzieje, ale dam sobie rękę urżnąć przy samym łokciu, w dodatku lewą, że winę za to ponoszą goście od CD Projekt RED. Od kilku lat tworzą jeden z najlepszych towarów eksportowych Polski. Co ciekawe, często zapomina się, że Wiedźmina tworzy konkretna firma, a nie cały naród. Kolejny raz sprawdza się to, że wszystko co dobre w naszym kraju jest zasługą nas wszystkich, a do spapranej roboty nie można się dopatrzeć winnego. Ale to nie temat o wspaniałym narodzie i ludziach kurwach, tylko o najnowszym Wiedźminie noszącym równie niezrozumiały dla mnie podtytuł, co, jak mniemam, dla was. Z pomocą na szczęście przychodzi wikia Wiedźmina, gdzie wszystko jest ładnie rozpisane i można odrobić pracę domową przed premierą kolejnego dziecka czerwonej ekipy z CD Projekt. Jestem wniebowzięty pierwszym upublicznionym trailerem. Kawał solidnego dark fantasy, które tak zauroczyło mnie w przypadku Warhammera.

 

Trzeba przyznać Sapkowskiemu, że stworzył bardzo nośny świat low fantasy, który stopniem podjarania fanów może dorównywać społeczności narosłej wokół S.T.A.L.K.E.R.a i Metro 2033. Szkoda tylko, że nie potrafił mnie do tej pory do siebie przekonać i muszą to za niego robić specjaliści od gier. Niewykluczone, że gdybym miał lepszy komputer, zadowoliłbym się grą i nie spoglądałbym z bijącym szybciej sercem na książki. Do zakupu nowego sprzętu wciąż mi daleko, więc jakoś sobie trzeba radzić z rosnącym zaciekawieniem światem Wiedźmina. Może nawet chwycę za pozostałe tomy sagi, albo znajdę dojścia do, ponoć, niezwykle słabego systemu RPG napisanym przez Sapkowskiego?

 

Byłbym zapomniał. Nie udało mi się zdobyć serca tamtej koleżanki.

Tekst opublikowałem 16 sierpnia 2013 roku na blogu Fantastyczny Maciek.

 

Komentarze

Nie komentuję tekstów, które mi się nie podobają. Choć solidną publicystyką bym tego nie nazwał, artykuł ma w sobie "coś", co nie pozwala przejść mi obok niego obojętnie. Parę drobnych, aczkolwiek irytujących literówek. Nie mam czasu, by je wypisywać, ale wystarczy, że jeszcze raz przeczytasz wnikliewie tekst i będzie OK. Tylko pamiętaj, że czas na edycję nie jest nieograniczony.  

Osobiście nie pamiętam nic z opowiadań, bo to właśnie powieści naprawdę mnie wciągnęły w świat Wiedźmina. A za ich sprawą (a także zainteresowań mitami i legendami) w moim przypadku Twoje mniemanie okazało się błędne. Polecam sprawdzić chociaż pierwszy tom wiedźmińskiej sagi – może akurat okaże się bardziej strawny od opowiadań…?

Z kwestii technicznych tyle. Tytuł artykuły jest ciekawy i spodziewałem się, że artykuł będzie znacznie lepszy. Lubię Wiedźmina i chciałem zobaczyć, co Ciebie w nim wnerwia. Okazuje się, że sam nie do końca potrafisz to określić. Skakanie z tematu na temat. Coś zaczniesz, a nie dokończysz. I twórczości Sapkowskiego nie zaklasyfikowałbym do low fantasy… ZALETY Masz lekkość pióra i potrafisz przykuć uwagę, a także zmusić mnie do napisania komentarza. ;-) "Byłbym zapomniał. Nie udało mi się zdobyć serca tamtej koleżanki". Przykro mi.  

Coś mi się wydaje, że wokół artykułu zrobi się chwilowy szum…

No to szumimy: Moczne. Za ten tekst i swojego rodzaju sztubackie lekceważenie twórczości uznanego  pisarza, moja żona – wielbicielka Geralta,  z pewnością strzeliłaby Cię z liścia, Fantastyczny Macieju…

A ja miałam dokładnie na odwrót – opowiadania wciągnęły i wessały i było coś w tych opowieściach co – mimo że wykorzystywały znane motywy z różnych legend – mnie przykuło. Saga wiedźmińska już takiego wrażenia nie zrobiła, trochę się przy niej męczyłam momentami. Aha, przeczytałam, bo chciałam zaimponować koledze :D Imponowanie się o tyle udało, że książki od kolegi dostałam w obecności samego ich autora i po tym, jak porównywaliśmy, czy siedzący stolik obok facet wygląda jak ten ze zdjęcia na okładce, autor zagadnął nas pytaniem "które z opowiadań się najbardziej podobało". Odniosłam wrażenie, że z autora bardzo miły facet, co być może się przełożyło na sympatię do bohatera ;)

Stary… Żeby nie było, że mówię to z przekąsem, ale naprawde, jest mi bardzo przykro, że Wiedźmin i pióro starego poczciwego Sapcia Ci się nie spodobało. No ale skoro są ludzie co nie lubią Gwiezdnych Wojen i Władcy Pierścieni… Więc jak to śpiewała jakaś pani: wszystko sie moooże zdaarzyyyyć. Że się mylisz – przekonywać nie będę. Mogę tylko powiedzieć, że współczuję. "Byłbym zapomniał. Nie udało mi się zdobyć serca tamtej koleżanki." No i czas, który spędziłeś na przeczytaniu dwóch tomów poszedł w pizdu… сука блять   Bellatrix: Udzielasz się Ty może na portalach poetyckich czy to ktoś inny o tym samym nicku ;>?

Edward: nie, zdecydowanie to ktoś inny, jako Bellatrix udzielam się wyłącznie na NF i na SFFiH, na wszystkich pozostałych używam nicka iosellin (coby mnie już z nikim nie mylili :).

To ja też poszumię… Niewątpliwą zaletą blogerów jest to, że ich opinnie mało mnie obchodzą. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Czytać po to, aby komuś zaimponować – smutne.

Sorry, taki mamy klimat.

Zapominasz kolego o tym, że każdy ma inny gust. Mnie na przykład książki Sapcia wciągnęły bez pamięci, i czytałem je już milionową ilość razy. A za każdym razem mnie zachwycały. Ja przykładowo nie lubię Zmierzchu. A niektórzy go czytają. Czy to że akurat ja nie lubię tej książki, musi oznaczać że ona jest zła?

Od 1986 roku, kiedy w Fantastyce przeczytałem pierwsze opowiadanie Sapkowskiego, unikam jego twórczości jak ognia. Ponieważ wcześniej zapoznałem się dokładnie z twórczością Chandlera, nikt mnie nie nabierze na rezonerstwo Geralta i jego kompanów. Bo saga o Wiedźminie to skrzyżowanie Marlowe,a z niektórymi bohaterami Ursuli Le Guin, nic więcej. Sprytny, wtórny zabieg, który wywoływać może zachwyt jedynie mało oczytanych miłośników popkulturowej twórczości pisarskiej.

Ale, Makoshika, przebrnołes przez sagę, skoro tak ją krytykujesz, prawda?

Sorry, taki mamy klimat.

przebrnąłeś*

Sorry, taki mamy klimat.

Głupio zrobiłeś Sakwan, oj głupio;) – nie powinno się nigdy czytać nic na siłę, no chyba że to lekturka szkolna i nie czytanie grozi konsekwencjami;) Nie czytaj, zaprawdę!, nie czytaj , jeśli Ci nie podchodzi, bo lepiej coś zostawić, odłożyć, być może na inny czas, niż przeczytać i się wynurzać jakie to złe było i okrutne i jak Cię wymęczyło;) makoshika, lepiej podeszła do sprawy;) Skoro nie pasuje, to unika i już. Aczkolwiek, Wiedźmin po to jest, by się czytelnik mógł bawić i rozpoznawać kolejne elementy układanki, a do tego, obawiam się, trzeba być jednak oczytanym:) Po prostu styl zabawy nie każdemu musi odpowiadać.

O rajciu, z komentarza makoshika powyżej dowiedziałem się, że jestem mało oczytany. Te kilkadziesiąt lat czytania to musiały być same niewłaściwe lektury. No ale przecież i Chandlera łykałem. No nic,   Sapkowski jak widzę osiągnął status gombrowiczowskiego Słowackiego… Zachwyca? Nie zachwyca! Oj, drodzy Gałkiewicze (anty-Gałkiewicze?)… makoshiku i Fantastyczny Macieju, sprawiliście, że poczułem się jak, nie przymierzając, Bladaczka. Kumacie? No to tera pojedziem… Włączam alter… staję się Gałkiewiczem. Blady Fantastyczny Maciej stoi przy tablicy i trzyma w ręku Miecz Przeznaczenia. I krzyczy-  "Nie zachwyca! Rozumiesz Gałkiewicz! Nie zachwyca!". Nie mam wyjścia i też krzyczę :"Jak nie zachwyca, skoro zachwyca!" Fantastyczny Maciej blednie jeszcze bardziej, gdy nagle znikąd pojawia się gościu, co wygląda całkiem jak bard, no bo ma w rękach lirę. Koleżanki Gałkiewicza zaczynają ślinić sie z zachwytu… "Pankratz" – mówi tajemniczy przybysz, "Nazywam się Julian Alfred Pankratz. Jakieś ostatnie życzenie?" – pyta bladego Macieja. Maciej nie takie cuda już widywał, unosi Miecz przeznaczenia , za chwilę zada cios! Ja, Gałkiewicz, podbiegam i chwytam  kosz na śmieci po czym  wkładam go Maciejowi na głowę. Drzwi do klasy otwierają się, do srodka wchodzi nasz ekstrawagancki, długo i białowłosy dyrektor, ma na twarzy  naprawdę paskudną bliznę . Zabiera z rąk Macieja Miecz Przeznaczenia i mrugając do Pankratza mówi: – Panie Macieju! Pan ma koshika na głowie! Potem jeszcze przyjeżdża telewizja i w ogóle…

makoshika – "ż wcześniej zapoznałem się dokładnie z twórczością Chandlera, nikt mnie nie nabierze na rezonerstwo Geralta i jego kompanów. Bo saga o Wiedźminie to skrzyżowanie Marlowe,a z niektórymi bohaterami Ursuli Le Guin, nic więcej. Sprytny, wtórny zabieg, który wywoływać może zachwyt jedynie mało oczytanych miłośników popkulturowej twórczości pisarskiej." A powiedz mi w takim razie co nie jest wtórne i nie czerpie z dokonań poprzedników? Wszystko się z czegoś wywodzi i na czyms bazuję. Dzieje sie tak zarówno w muzyce, literaturze i filmie. W tych dziedzinach nigdy nie będzie niczego nowego. Wszystko zawsze jest przetworzeniem pewnych schematów, wzorów, które juz wcześniej się gdzieś pojawiły. Cała kultura na tym bazuję i fakt czerpania dajmy na to z Chandlera jakichs wzoróców wcale nie umniejsza dokonań Sapkowskiego. Wręcz przeciwnie – świadczy o jego guście i dobrych wzorcach. Bo wzorować się można na Dostojewskim na przykład, ale i też na E.L. James. Tym bardziej, że to co wskazujesz, że wyszło od Chandlera wcale nie musi od niego pochodzić. Dla mnie na ten przykład Geralt to połączenie bohatera westernowego ze średniowiecznym rycerzem. Taki Bezimienny w kreacji Clinta Eastwooda z trylogi Sergia Leone wpleciony w średniowieczne realia. Mnie sie wcale z Chandlerem nie kojarzy. I z innej strony – potrząc z Twojego punktu widzenia, to każdy kryminał to musi być dno, bo praktycznie w każdym bohater ma niemal te same cechy. Daltego ludzie nie powinni czytać kryminałów, bo wszystkie bazują na archetypie Marlowe'a? albo Sherlocka Holmesa? Zastanów się nad tym.

"I needed to believe in something"

A recenzja moim zdaniem – pomimo tego, że fajnie się czyta – nie jest recenzją. Nawet nie jest felietonem czy esejem, bo nie przedstawia żadnych argumentów na "kiepskość" wiedźmina i sapkowskiego świata. Napisałeś, że ci się nie podoba, ale tak naprawdę w całym tekście nie znajduję wytłumaczenie dlaczego. Bo co? Pielęgniarka wbijała Ci igłę? Przewracanie stron sprawiało ból? Kązdy ma prawo do własnej opinii i własnego zdania, ale! No właśnie ale. Gdybym nie czytał Wiedźmina, to Twój tekst nie zniechęciłbym mnie do sięgnięcia po niego, własnie z uwagi na brak uzsadnienia dlaczego Tobie się tak nie podobał. Rozpoczałeś zdanie, które mogłoby tak brzmieć – "Wiedźmin to naprawdę kiepska saga, ponieważ…."I zabrakło mi tego ponieważ. 

"I needed to believe in something"

Oj, ktoś tu się nie boi wygłaszać radykalnych poglądów ;) Jak na recenzje (jeśli w Twoim zamierzeniu miała to być recenzja) brakuje mi pewnych konkretów. Trudno wyłapać co w opowiadaniach uważasz za złe. Jedynie akapit drugi daje pewne poszlaki. Jeśli to jakiś felieton, to też moim zdaniem powinny się pojawić jakieś "konkrety". Jeśli chodzi o mój subiektywny odbiór, to pamiętam jak kiedyś myślałem, że jeżeli ktoś lubi fantasy quasi-średniowieczne, takie z magią i mieczem, bez jasnego podziału na dobro i zło, to można mu z czystym sumieniem polecić "Ostatnie życzenie" albo "Miecz przeznaczenia". Jednak pewnego dnia się dowiedziałem, że mój znajomy (czytający taki typ literatury) dotarł jedynie do połowy pierwszego zbioru i rzucił książkę w kąt. Co ciekawe, lubi trylogię husycką Sapkowskiego, gdzie moim zdaniem Narrenturm można bez żadnych spojlerów tak podsumować fabularnie: główny bohater wpada w tarapaty, ktoś go ratuje/sam się ratuje (to rzadziej), znowu wpada w tarapaty i tak w koło [Fantastyczny ;)] Macieju, a gdzieś tam w tle jest główny wątek. I tak runął mit co najmniej dobrych dla każdego czytelnika zbiorów opowiadań. I od niego też nie dowiedziałem się konkretów, widocznie głównym winowajcą jest nieuchwytne i niezdefiniowane "to coś". Albo w Twoim przypadku mógł winowajcą być przymus (sprawa koleżanki) lub nieprzyjemne otoczenie (często bagatelizuje się jego wpływ na lekturę, ale ma ono dla wielu spore znaczenie). Przyznam, że sam OŻ i MP bardzo lubię (są jednymi z moich ulubionych zbiorów opowiadań), a powieści wypadają nieco gorzej.

Ja tam jeszcze nigdy za Sapka się nie brałem – kiedyś trzeba będzie. A co do wenflonów – najgorsze, że jak źle trzymasz rękę, to krew odchodzi od wężyka. No i można w nocy wyrwać (dwa razy w jeden dzień mi się zdarzyło). Powiem tylko, że porty lepsze :)

Mee!

Może Autor rzeczonej publicystyki po prostu miał zbyt wygórowane oczekiwania względem Sapka i zwyczajnie oczekiwał gruszek na wierzbie? Odpowiadam za niego, bo wspomniany niestety pożałował nam konkretów ;)

"I needed to believe in something"

Z poziomu "recenzji" da się wysnuć tezę, że Autor to typowy linuksiarz, który czyta głównie podpisy w rpgach.

Nie ma nic niezrozumiałego w podtytule "Dziki Gon", wystarczyło przeczytać powieści (czego Ci nie polecam, jeśli nie przepadasz za stylem ASa, no chyba że się jakaś koleżanka pojawi) albo zagrać we wcześniejsze gry (ale tu chyba masz problem sprzętowy). Pozdrawiam wszystkich, pamiętajcie, że miecz przeznaczenia ma dwa ostrza…

Kiedy odpadł mi internet na tydzień nie sądziłem, że aż takie poruszenie wywołam. W skrócie – dziękuję za wszystkie konstruktywne rady, które pojawiły się w komentarzach. Do wiedzmina mam zamiar podejść drugi raz. Od jakiegoś czasu, za każdym razem kiedy bywam w Empikach biorę do ręki jeden z tomów i się zastanawiam, czy wziąć czy nie. Prędzej czy później i tak wyposarzę się we wszystkie książki o wiedźminie i mam nadzieję, że tym razem lepiej go odbiorę. Nie potrafię określić, co mi się nie podobało w opowiadaniach, a raczej w stylu Sapokowskiego, ale wiem, że przeszkadza mi. Jest na tyle specyficzny i oryginalny, że zgrzyta mi między zębami i nie mogę w pełni skupić się na historii.  @Bogus: zapominasz, że każdy mówi za siebie i ja w tekście mówiłem za siebie. Wyobraź sobie, jak wyglądałaby jakakolwiek wypowiedź, kiedy musielibyśmy zaznaczać, kto jest autorem naszych słów. Może powinienem każdą opinię zaczynać od słów 'moim zdaniem', 'według mnie' itp? Rozumiem w wypowiedziach, w których powołuję się na czyjeś zdanie. Nie podoba mi się coś, to jest to złe, słabe, badziewne, cokolwiek innego, ale dla mnie. Każdy ma swój rozum i wie, że każdy ma swój gust. Jeśli uważasz, że pisząc bez wyróżnienia, wypowiadam się również za Ciebie, to bardzo przepraszam. @LadyBlack, nie mylmy przymusu z motywacją. W moim przypadku to była bardzo silna motywacja ;) . @junior_13j @Kalep, dobrze zauważyliście, że to nie jest recenzja. Chciałem zbliżyć się do felietonu, ale widocznie mi nie wyszło. Następnym razem się poprawię :) . No i wiem też już czym jest Dziki Gon. Nadrabiam zaległości ;)

Sakwan – a więc jednak się pojawiłeś. Bo już zyłem w przekonaniu, że ta recenzja to z twojej strony taki eksperyment społeczny – wrzucę coś obrazoburczego i poczekam co się wydarzy. Może krew się poleje, może zaczną się dysputy filizoficzne, może ktoś kogoś błotem obrzuci, a ty w cichości domowego ogniska będziesz zaśmiewał się z własnej pomysłowości i tego jak potrafiłeś jednym tekstem skłócić ze sobą ludzi ;) ale jednak nie, moja teoria spiskowa okazała się tylko teorią ;)

"I needed to believe in something"

Nie rozumiem co jest obrazoburczego w tym, że komuś nie podoba się “Wiedźmin” ;-) Poza tym na pewno saga nie jest zwartą całością, którą trzeba wielbić, ma lepsze i gorsze fragmenty, zdarzają się niepotrzebne postaci albo wątki mające na celu tylko pokazanie erudycji autora. Ostatnio za jednym zamachem nadrobiłam całą sagę i rzeczywiście pierwsze tomy łyknęłam z wielkim zainteresowaniem, ale pod koniec wymiękłam, bo irytowały mnie niektóre zabiegi typu “opiszmy to samo wydarzenie z punktu widzenia pierdyliarda postaci w tym kota i niech nic z tego nie wyniknie”. No a końcowa scena erotyczna jak Wiedźmin i Yennefer bzykają się w wannie z połamanymi żebrami, poranieni, ze wstrząsem mózgu, krwotokiem wewnętrznym itd. to już naprawdę sprawiła że ręce mi opadły. Opadły jeszcze niżej, gdy w ostatnich scenach pojawiła się tęcza i wyskoczył jednorożec. Co nie zmienia faktu, że ogólnie jestem na tak i chętnie w końcu sięgnę po “Sezon burz”, żeby się przekonać co tam jeszcze można było wymyślić. Ale rozumiem też ludzi, którzy będą na “nie”, bo można żyć bez Wiedźmina, naprawdę.

Brawo! Aplauzuję gorąco każdemu, kto nie boi się skrytykować Wiedźmina (czytaj Sagi), choć nie pojmuję, jak mogą się nie podobać opowiadania.

Ale cóż, z gustami się nie dyskutuje, nawet jeśli ktoś ma gust inny niż dj (to to jest możliwe???)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Sapkowskiego czytałam na bieżąco (tak, zaczęłam w latach 80-tych), więc emocje dawno opadły (a były, ech!...). Do opowiadań wracam, uważam, że się bronią, choć są lepsze i gorsze. Sagę odświeżałam ostatnio, przed przeczytaniem “Sezonu Burz” i zgadzam się z opinią Dreammy: początek fajny, raczej taka sinusoida, a ostanie dwa tomy – matko boska! I jeszcze ten jednorożec!.. Wątek Ciri mocno mnie irytował od zawsze. Sezon jest wtórny i po prostu zasmucił poziomem.  BTW chętnie odsprzedam egzemplarz :)

Czy to wielki wyczyn krytykować? Nie wydaje mi się. Skrytykować potrafi każdy :)

Brakuje mi w tym tekście bardziej precyzyjnego określenia, co właściwie się autorowi nie podoba w “Wiedźminie” – bez rzeczowej argumentacji (którą można przyjąć lub nie) pozostaje tylko dyskusja o indywidualnym odbiorze i guście, która bez konkretów staje się troszkę pusta.

Artykuł drugą młodość przeżywa, ciekawe, czy autor ma tego świadomość? :-) Spojrzałem wyżej, przypomniałem sobie jak się zaperzyłem i się trochę z siebie pośmiałem. 

Ja dodam tylko od siebie, że “Krew elfów” to była pierwsza kupiona przeze mnie książka. Pięcioksiąg przeczytałem sporo razy (czytam go przynajmniej raz w roku), a i był moment, że nauczyłem się na pamięć przepowiedni Ithliny:-)

Dla mnie Wiedźmin to rewelacja. Komuś się nie podoba? Trudno. Choć mam wrażenie, że taka osoba, na forum NF stąpa po zamarzniętym jeziorze w okolicach wieży jaskółki, a we mgle słyszy złowieszczy dźwięk łyżew...

;-)

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Nie wiem czy podświadomie zasugerowany artykułem czy echem młodości (!) postanowiłem sobie odświeżyć sagę.

Odświeżywszy stwierdzam, że to jednak dobra książka :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

A ja sobie Władcę pierścieni odświeżam – z okazji pykania w gierencję cieniowo-mordorową – i mam podobnie do DJa z Wiedźminem :)

A o gustach wiadomo...

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ja jestem jeszcze przed ostatnim tomem. Po dwóch tomach odłożyłem sagę na parę lat, potem bardzo podobał mi się trzeci, czwarty trochę mniej, ale nadal jest dobrze. Tylko teraz mam wrażenie, że ktoś mnie tu w bambuko robi. Cztery tomy (OK, trzy, zaczęło się po pierwszym) czytam, jak to Geralt i Yennefer idą z pomocą Ciri, a ta... sama sobie radzi i odnajduje Wieżę Jaskółki? I co, panie wiedźmin, zawracamy, w sumie wszystko, co robiliśmy, nie miało najmniejszego znaczenia.

No ale czekam z obrażeniem się, aż przeczytam ostatni tom. Może Sapek rozwiąże to w jakiś rozsądny sposób. Oby.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Oj, to jestem ciekaw Twojej reakcji na wybrane przez ASa zakończenie. :)

Sorry, taki mamy klimat.

Bardzo lubię “Wiedźmina”, choć mam zastrzeżenia, o czym potem. 

Sapkowski pisze fenomenalnie pod względem językowym, na poziomie scen jest znakomity, kreacja postaci w większości bardzo dobra. Fabularnie jest niestety różnie. [SPOILERY!!!] Ktoś potrafi wytłumaczyć, na czym właściwie polegała niezwykłość i wielka rola Ciri? Bo to napędza całą sagę i... nic?

Ostatni tom wywołał u mnie skrajne odczucia. Jest zachwycający i rozczarowujący jednocześnie. Zbytnie rozdrobnienie akcji (co nie przeszkadza mi np. u Martina) nie przypadło mi do gustu. Samo zakończenie jest piękne i emocjonalne, ale jednocześnie budzi sprzeciw “ale jak to? co z tymi wszystkimi wątkami?”. To dziwne, że Sapkowski potrafił sprzedać tak pięknego i ładnie spajającego fabułę twista z Emhyrem var Emreisem, a w tym samym tomie naprowadzić Wiedźmina na trop podsłuchaną przypadkiem rozmową, które to wydarzenie było jak wygranie w totolotka.

Najbardziej z sagi podobała mi się “Wieża jaskółki”, za świetne losy Ciri. Zresztą pierwsze dwa tomy sagi (zwłaszcza drugi) podobały mi się mniej niż kolejne, w przeciwieństwie do większości czytelników. Opowiadania oczywiście bardzo dobre. 

Jeśli mocować się na argumenty  dotyczące Wiedźmina, to przede wszystkim należy podkreślić kwestię historyczną, Saga powstała w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy fantasy nie było wszędzie w bród jak teraz papieru toaletowego w szaletach miejskich. Dla osoby, piszącej dobrym warsztatowo językiem, banalna historia o osobniku, będącym mieszanką wiedźmy i kapitana Żbika w opakowaniu starosłowiańskiej obyczajowości była nie lada gratką.

Szczególnie dla zachłannego miłośnika fantastyki, wcale nie dlatego że polskie to dobre, tylko dlatego że książek i czasopism o fantasy było jak na lekarstwo, po Fantastykę czekało się jak na powiew inności od szarówki przed-solidarnościowego dnia powszedniego, w rzeczywistości nie odbiegającej zanadto od social fiction, jakim serwowała władza ludowa choćby w sklepach mięsnych, gdzie można była kupić nie tylko łopatę, ale i chemie gospodarczą, czasem i trafił się wspomniany papier toaletowy. Koneserzy tematu znają też inne pikantne szczegóły o wierności pisarza do jedynie słusznej oficyny wydawniczej. Ale, wracając do twórczości w  dzisiejszym świetle można śmiało postawić się okoniem i obronić tezę o przeciętnym poziomie wydanych historii rodem z Rivii. Język literacki, jak najbardziej czapki z głów. Pozostałe elementy bardziej są gloryfikowane, ale cóż więcej można wymagać od literatury rozrywkowej – ma się szybko wchłaniać, trawić, by w końcówce nie zawieść czytelników.  Nie chciałbym potępiać, wręcz przeciwnie, łatwiej jest przekonać opornych do lektury prostej i miłej niż trudnej i wymagającej. Jeśli ktoś sięgnie raz, to sięgnie o półkę wyżej, choćby z ciekawości. 

Wypowiem się z pozycji kogoś starszego. Otóż Wiedźmin nigdy nie był czymś szczególnym. To po prostu pierwsze “dokonanie” na niwie heroicznej fantasy w Polsce. Wtedy wszyscy się zachwycili, bo nie zetknęli się wcześniej z takim bohaterem. Cały ten cykl ma jednak pewną ogromną zaletę. Otóż jest w nim bardzo wyeksponowana soczysta polszczyzna. Pod tym względem na długo pozostanie jedyny. W jego klasie istnieje wiele lepszych książek i gier. Większość z nich, niestety, jest przekładami z angielskiego, dlatego ciężko w nich o tak piękne słowa jak “okurwieniec” na przykład. Nawet najpiękniej zrealizowanego Tolkienowskiego Smauga żaden elf nie nazwie okurwieńcem. A przecież to charakteryzuje gada jak nic innego ;)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

To ja się wypowiem z punktu widzenia nieoczytanych smarkaczy. Bo mnie się “Wiedźmin” podoba. Nie jestem tak wiekowa, jak niektórzy tu się wypowiadający i pewnie przeczytałam mniej od większości z was, jednak uważam “Wiedźmina” za coś symbolicznego. Przełamanie pewnej bariery, to jest przecież pierwsze, polskie fantasy, które się wybiło. Osobiście uznaję to za swego rodzaju klasykę, więc szanuję całą sagę, chociaż uważam, że nie umywa się do np. “Pana lodowego ogrodu”. Ponadto zgadzam się z rinosem. Okurwieniec to zdecydowanie piękne słowo ;)

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Nowa Fantastyka