- publicystyka: [KRNF]: Chichot pensjonarki

publicystyka:

[KRNF]: Chichot pensjonarki

Gail Carriger – Bezduszna

Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska

Ocena: 5

Prószyński i S-ka 2011

Cena: 34 zł

 

Chichot pensjonarki

Stara szkoła romansu w nowej odsłonie

 

Jesienią zawsze czytam dziewiętnastowieczne angielskie romanse. „Rozważną i romantyczną". „Wichrowe wzgórza". „Dziwne losy Jane Eyere". Powieści dla kucharek, które stały się klasyką literatury – tak naprawdę jest ich mało. Rzecz o tyle bolesna, że długie jesienne wieczory z herbatą domagają się coraz to nowych ofiar, a niezaspokojenie ich żądań to mnie, nie wieczorom, przynosi poczucie głębokiego niedosytu czytelniczego.

 

Litościwy i zawsze przewrotny los zaradził temu problemowi – postawił na mojej drodze „Bezduszną".

 

Dostałam wiktoriańskość. Więcej nawet – miałam to, co mnie, dziewczę żyjące na początku dwudziestego pierwszego wieku najbardziej w wiktoriańskości pociąga. Świetnie skomponowany koncentrat elementów, których popularności siostry Bronte nie miały szans przewidzieć. Język nawiązujący do epoki, takąż obyczajowość – wszystko ze świadomością konwencji... I przymrużeniem oka.

 

Książka Gail Carriger dała mi też coś, czego dziewiętnastowieczne romanse nigdy mi nie dadzą, ale na pewno dawały swoim pierwotnym czytelniczkom – poczucie kompromitacji.

„Bezduszna" bowiem to paranormal romance. Wiem już, wiem, co czuły dziewiętnastowieczne arystokratki, które – jestem tego pewna – ze wstydem wyczytywały swoim kucharkom powieści Jane Austen. Strach, że ktoś je przyłapie. Zapyta co czytają. A one – prawdomówne z natury, bądź po prostu rozkojarzone powieścią – odpowiedzą.

 

Oczywiście, można nie czytać i oszczędzić sobie lęku przed nakryciem. Można. Pod warunkiem, że nie otworzy się tej książki. Po otwarciu... Po otwarciu pozostaje tylko czytać – z dziką frajdą – o losach bohaterów, których doskonale znamy, bo widziałyśmy już w setkach odsłon. Jak zawsze z wypiekami na twarzy śledzić fabułę, która nieuchronnie zmierza ku dobremu zakończeniu i chichotać jak pensjonarka przy bardziej pikantnych scenach.

 

Komentarze

No to chyba przeczytam ;)
Fajna recenzja, tylko wydaje mi się, że ten akapit o "poczuciu kompromitacji" wymaga poprawy, bo ktoś, kto nie doznał nigdy uczucia zwanego po angielsku "guilty pleasure" nie załapie, o czym dokładnie mowa :-)

Przeczytaj, przeczytaj ;) I dzięki :)

To chodzą po ziemi ludzie, którzy nie doznali "guilty pleasure"? Boże mój, jacy muszą być nieszczęśliwi... ;-) (jak wymyślę jak poprawić zanim mi się możliwość edycji skończy to poprawię ;-) )

Sympatyczna recenzja. Ja właśnie trzymam w ręku Bezgrzeszną :)
P.S Coś jest w czytaniu jesienno-zimową porą dziewiętnastowiecznych angielskich romansów :)

Nowa Fantastyka