
Rozpoczynając studia historyczne życzyłem sobie małej ilości dat, krótkich godzin w bibliotece, troszeczkę dłuższych wyskoków na jedno małe niewstrząśnięte, długich nocy oraz przebywania w towarzystwie ludzi normalnych, lecz nie banalnych. Dziś mogę powiedzieć, że los był dla mnie łaskawy i spełnił niemalże wszystkie marzenia z tamtego okresu. Dlaczego nie wszystkie? Świat studencki potrzebuje błazna. Osoba taka dba o właściwą atmosferę w grupie, zapewnia rozrywkę pomiędzy zajęciami i w razie przedłużającej się na nich ciszy zawsze jest w stanie sypnąć złotą myślą. Nie przytoczę tutaj wszystkich, niezwykle celnych uwag odnośnie życia i śmierci, ale wspomnę jedną: „Wojna to czas zmian". I od tego zacznijmy.
Gdyby Winston Churchill przemawiając w Fulton piątego marca 1946 roku zdawał sobie sprawę z tego, jak wielką zawieruchę wywoła termin „żelazna kurtyna", być może nakazałaby skorygować tekst wypowiedzi. Historia jest jednak nieubłagana. Wystąpienie ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii na nowo rozbudziło w społeczeństwach uczucie niepewności, a stan napięcia związany z rywalizacją ideologiczną bloku zachodniego ze wschodnim zaczął być coraz bardziej odczuwalny. Choć Winston Churchill przyznawał publicznie, że „nie wierzy, by Rosja Sowiecka chciała wojny"*, przywódcy kapitalistycznych mocarstw rozpoczęli przygotowania do obrony przez komunistyczną ekspansją. Pomimo zakończenia drugiej wojny światowej pytania o przyszły porządek świata nie traciły na aktualności.
Wojna to czas zmian, to już ustaliliśmy. Co działo się tuż przed nią? Panika, wyczekiwanie nieuniknionego, przeświadczenie o własnej bezsilności, poddanie się biegowi wydarzeń i wszystko to razem. O rozpoczęciu działań wojennych – trochę nietypowych, ale wroga się nie wybiera – pierwsi dowiedzieli się mieszkańcy New Jersey, którzy trzydziestego października 1939 roku stali się świadkami ataku Marsjan na Ziemię. Co prawda wszystko okazało się koszmarną pomyłką, za którą odpowiadał niejaki Orson Welles wraz z Mercury Theatre, ale wydarzenie to stanowi doskonały miernik napięcia panującego w ówczesnych społeczeństwach. Słuchowisko radiowe oparte na powieści "The War of the Worlds" (1898 r.) Herberta George Wellsa, bo o nim mowa, w atmosferze strachu przed masowym konfliktem zbrojnym zostało potraktowane przez radiosłuchaczy jako faktoid, czyli rzeczywisty reportaż inwazji obcych z kosmosu.
Ale wróćmy do literatów, tak chętnie podejmujących i przetwarzających problemy mas. Epoki historyczne wypełnione są utworami opisującymi działania militarne, zabójcze machiny i wielkie postaci zmieniające losy świata. Wystarczy wspomnieć twórczość Homera, czy "Wojnę i pokój" Lwa Tołstoja. Zimna wojna także dołożyła swoją cegiełkę. Przyczyniła się szczególnie do rozwoju fantastyki naukowej. Towarzyszący jej wyścig zbrojeń pobudził wyobraźnię twórców, podsunął świeże pomysły odnośnie rozwiązań technologicznych oraz zmusił do poszukiwania odpowiedzi na pytanie o przyszłość Ziemi i rodzaju ludzkiego.
Prawdopodobnie nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie rywalizacja polityczna i gospodarcza wielkich mocarstw, która stała się literacką pożywką dla takich twórców, jak chociażby Robert A. Heinlein, który już w 1947 roku w powieści "Rocket Ship Galileo" opisał pionierskie wyprawy na Księżyc. Książka na tyle dobrze oddawała obawy społeczeństwa amerykańskiego, że w 1950 roku Irving Pichel** przeniósł ją na ekrany kin ("Destination Moon"). Historia biznesmena samodzielnie rzucającego wyzwanie Związkowi Radzieckiemu znalazła poklask wśród Amerykanów i rok później została uhonorowana Oskarem za najlepsze efekty specjalne. Oczywiście obiektem zainteresowania pisarzy nie był tylko wyścig o Księżyc. Kilka lat później geniusz Roberta A. Heinlein po raz kolejny dał o sobie znać w "Starship Troopers" (1959 r). Od tamtej pory motyw żołnierza przyszłości – po raz pierwszy wówczas ukazany tak precyzyjnie – stopniowo będzie się rozwijał: od żołnierza kosmosu, poprzez cyborga, aż do superżołnierza Timothy Zahna (cykl Cobra) łączącego człowieka z maszyną.
Jak już wspomnieliśmy zimna wojna, podobnie jak każda inna, doprowadziła do rozkwitu niemalże wszystkich dziedzin nauki, w tym także robotyki***. To między innymi dzięki niej doszło do ewolucji robota, od sztucznej istoty mającej zastąpić człowieka w pracy (idea Karela Čapka****) po zbuntowanego antropomorficznego cyborga.
„Robot nie może skrzywdzić człowieka, ani przez zaniechanie działania dopuścić, aby człowiek doznał krzywdy" – jedno z trzech praw robotyki stworzonych przez Isaaca Asimova w 1942 roku w opowiadaniu "Runaround". Kto dziś o nich pamięta?
Lata osiemdziesiąte to okres schyłkowy ewolucji maszyn wyposażonych w sztuczną inteligencję. Wizja robota, początkowo niegroźnego i konstruowanego z myślą ułatwieniu życia rodzajowi ludzkiemu, stopniowo ulegała przeobrażeniom. "The Terminator" Jamesa Camerona oraz "Blade Runner" Ridleya Scotta umocniły wizerunek antropomorficznego buntownika. Zarówno czytelnicy, jak i widzowie mieli okazję dokładnie przyjrzeć się buntowi sztucznej inteligencji przeciwko człowiekowi, swojemu stwórcy. Czy było to jednak pierwsze starcie istoty ludzkiej z jej mechanicznym potomkiem?
Mary Shelley już w 1818 roku w powieści "Frankenstein" zaprezentowała sztucznego człowieka zszytego z fragmentów trupich ciał i powołanego do życia dzięki wyładowaniom elektrycznym. Od tamtego czasu monstrum stale pobudzało wyobraźnię twórców, a film "Frankenstein" z 1910 roku, uchodzący za jeden z pierwszych w historii obrazów kina światowego, w którym zastosowano efekty specjalne*****, zrobił bardzo duże wrażenie na ówczesnych widzach. Cofając się w czasie jeszcze bardziej spotykamy Golema – bezrozumną istotę z tradycji żydowskiej, ulepioną z gliny i ożywioną dzięki tajemnym rytuałom.
Jak widać strach przed nieznanym, jak i przed sztuczną inteligencją wymykającą się spod kontroli ma bardzo długie korzenie.
W atmosferze napięcia wywołanego zimną wojną żył i tworzył Philip K. Dick. W 1954 roku opublikował opowiadanie "Jon's World", stanowi doskonały przykład na zainteresowanie zagrożeniem ze strony inteligentnych maszyn. W tekście spotykamy „szponary" – antropomorficzne roboty obdarzone sztucznym mózgiem – będące skutkiem ubocznym wojny totalnej między Strefą Sowiecką a Narodami Zjednoczonymi. Autor roztacza przez czytelnikami apokaliptyczną wizję zagłady Terry******, której przyczyn należy doszukiwać się przede wszystkim w niewłaściwym wykorzystaniu osiągnięć nauki.
W "Jon's World" Philip K. Dick ukazał świat, gdzie najważniejszą cnotą jest nauka. Po upływie tysiącleci – szponary wyniszczyły siebie nawzajem – człowiek wraca z księżycowego wygnania i rozpoczyna odbudowę Terry. Wznosi jednak świat wyzuty z marzycielstwa, gdzie nie ma miejsca na religijne rozmyślania. Świat, w którym ludzkość przestała śnić o wyższej rzeczywistości, bogach, diabłach, Raju i w pełni skupiła się na pracy. W tak funkcjonującym świecie poznajemy Caleba Ryana, żarliwego wyznawcę empirycznego podejścia do życia i obrońcę ustalonego przez historię porządku. Służąc nauce, wyrusza on wehikułem czasu w przeszłość, aby wykraść dokumenty pozwalające na ponowne skonstruowanie sztucznego mózgu. Podczas misji dochodzi jednak do komplikacji, w skutek której potwierdza się stara prawda, że nie można ingerować w przeszłość.
"Jon's World" to literacki rzut okiem na zagrożenia płynące z eskalacji konfliktu. Philip K. Dick prezentując apokaliptyczną wizję ludzkości przestrzega wszystkich zainteresowanych wojną przed zatraceniem. Konflikt człowieka z maszyną nie stanowi wątku głównego, ale pełni jedynie rolę tła do zobrazowania większego zjawiska, jakim jest wojna totalna. Historia buntu szponarów, powołanych do istnienia w celu zapewnienia człowiekowi pomocy, to nic innego, jak przykład niewłaściwego użycia zdobyczy techniki.
Opowiadanie "Jon's World" to próba wyrażenia własnego strachu przed niekontrolowanym rozwojem nauki. Autor odwołuje się do zakorzenionego w społeczeństwach lęku przed wymykającym się spod kontroli tworem ludzkiego geniuszu. Oczywiście dostosowuje tekst do aktualnych realiów, a monstrum doktora Frankensteina zastępuje antropomorficznym robotem.
"Jon's World" to także hołd złożony dylematom filozoficznym, które nurtowały Philipa K. Dicka przez całe życie. Autor rozważa problem realności świata widzianego oraz istnienia Boga i jego znaczenia dla człowieka. Zagadnienia te zostaną w pełni zaprezentowane dopiero kilkanaście lat później, przede wszystkim w powieści "The three stigmata of Palmer Eldritch" (1964 r.) oraz "Ubik" (1966 r.).
W zakończeniu zapewne mile widziana była by jakaś puenta. Trafne podsumowanie, nie tyle zimnej wojny – jaka była każdy słyszał – ale jej wpływu na twórców fantastyki naukowej. Rozczaruję was jednak i nie powiem nic. Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o wojnie Zachodu ze Wschodem, jakie wywoływała emocje i jakie zagrożenie niosła ze sobą, znajdziecie w dwudziestowiecznych powieściach (względnie opowiadaniach). I to nie tylko tych osadzonych w realiach fantastyki naukowej.
* H. Kissinger "Dyplomacja", Warszawa 2003, s.482.
** I. Pichel (1891-1954) – amerykański aktor i reżyser.
*** Robotyka – interdyscyplinarna dziedzina wiedzy działająca na styku mechaniki, automatyki, elektroniki, sensoryki, cybernetyki oraz informatyki. Domeną robotyki są również rozważania nad sztuczną inteligencją.
**** K. Čapek (1890-1938) – jeden z najważniejszych pisarzy czeskich dwudziestego wieku. Zaliczany do pionierów fantastyki naukowej. W 1920 roku w sztuce Roboty Uniwersalne Rossuma po raz pierwszy został użyty termin „robot".
***** Konkretnie chodzi o scenę, w której monstrum powstaje z ognia w kotle z chemikaliami. Podczas jej kręcenie wykorzystano zabieg cofnięcia sekwencji taśmy filmowej (tzn. najpierw sfilmowano spalenie makiety stwora, a następnie zmontowano ją od końca).
****** Terra – łacińska nazwa Ziemi wykorzystana przez Philipa K. Dicka w opowiadaniu "Jon's World".
Niezbyt zrozumiałem, o czym jest ta publikacja. Tytuł sugeruje, że powinna się ona zająć opowiadaniem Dicka, jednak czytelnik otrzymuje masę w gruncie rzeczy niepotrzebnych informacji, spoiler oraz luźną refleksję. Na wypadek gdybym czegoś nie zrozumiał od razu, ostrzegam, że jestem po sylwestrze, co mogło za skutkować stępieniem mojego dowcipu;). Tym niemniej, jak dla mnie tekst jest nieco przerośnięty, choć widać w nim plan. Ale, na bogów, studencie historii, nie kompromituj się i zmień ostatni wpis. "Terra" nie jest nazwą nadaną przez Dicka, ale to najzwyczajniej "Ziemia" po łacinie.
""Terra" nie jest nazwą nadaną przez Dicka, ale to najzwyczajniej "Ziemia" po łacinie." Zdaje sobie z tego sprawę i cieszę się, że Ty także. Niestety nie wszyscy o tym wiedzą. Niemniej wpis zostanie zmodyfikowany ;) Dzięki za uwagi odnośnie tekstu i wezmę pod uwagę podczas pisania kolejnego.
Jeszcze zdążysz pozbyć się kompromitującego błędu w odmianie nazwiska czeskiego pisarza.
Warto chyba w tym miejscu napisać, jako krótki komentarz, że skoro fantastyka naukowa to kreowanie świata (najczęściej przyszłości) przez pryzmat postępu nauki i ekstrapolowania tegoż, to sam wpływ wojny, a poten zimnej wojny na naukę był czymś chyba bardziej fundamentalnym. Oczywiście można tu mówić też o tym, iż to wizje autorów s-f czasami inspirowały naukę, znacznie jednak częściej dziala to w kierunku: nauka -> s-f.
Można zatem wymieniać niektóre "dobra", jakimi obdarowała nas wojna: rozwój komunikacji bezprzewodowej, automatyki, początek współczesnej informatykmi (ENIOAC i MANIAC były komputerami stworzonymi głównie z myslą o wojsku i wojskowości, no i oczywiście przemysł związany z rakietami. I tu trzeba też napisac, że zimna wojna to nie tylko straszenie ludzi 'tymi złymi komunistami', bądź 'krwożerczymi kapitalistami' ale także wyscig w Kosmos. Rosjanie przejeli sporo rakiet V2 i mieli swojego genialnego Korolowa, zaś Amerykanie w spadku po III Rzeszy zgarneli von Browna. Ten wyscig na orbitę, a potem na Księżyc to dopiero byla pozywka dla s-f!!!
Rzeczywiście, nikt się nie spodziewał że nuke będą najspokojniej rdzewieć w silosach:).
Warto jeszcze wspomnieć, że oryginalny serial "Battlestar Galactica" to rok 1978, czyli jeszcze przed "Terminatorem".