
komentarze: 2, w dziale opowiadań: 2, opowiadania: 1
komentarze: 2, w dziale opowiadań: 2, opowiadania: 1
Oczywiście, każdy ma prawo do swego zdania. Jeszcze raz przeczytałem. I przyznam, że te trzy zdania, czytane jedno po drugim, bronią się jednak. W domyśle porównuję absynt o smaku pasty do wszystkich innych alkoholi. Jaki inny trunek ma smak pasty do zębów, jest to coś, co go wyróżnia, ale jeszcze bardziej zawartości tujonu i ewentualne skutki spożycia. Wydaje mi się, że sens jest doskonale czytelny. Ale, oczywiście, odsyłam Cię do pierwszego zdania tego postu :).
Jedyna fantastyka w tym opowiadaniu, to fakt, że Leszek pił absynt z tujonem. :) W UE dozwolona jest śladowa ilość. W rodzimym piołunie, tujonu tyle co kot napłakał, gdyby ktoś sam próbował zrobić nalewkę według oryginalnej receptury. Pozostaje mieć nadzieję, że ktoś z ekipy bohatera dostał prezent zza wielu gór i rzek.
Opowiadanie, praktycznie jest wprawką do szuflady i stąd mankament zakończenia. Nie dbałem o finał, kiedy pisałem, bo cel był inny. I tak się przyzwyczaiłem do tego tekstu, że przestałem zauważać wyświechtaną końcówkę. Pewnie powinienem przed wklejeniem trochę ją zmienić. Pozdrawiam.
Do Drakainy:
Szanowana Pani Drakaino, dziękuję za wypunktowanie tak wielu błędów. Przyznam, że niektórych nie byłem świadomy (nie jestem niestety mistrzem języka polskiego), kilka oczywistych literówek i błędów przemykało, przy każdym kolejnym czytaniu. To dla mnie dobra lekcja i nauczka, żeby dokładniej sprawdzać wysyłane teksty. Wiadomo jednak, że ile razy się nie sprawdzi to, co się napisze samemu, zawsze znajdzie się coś do poprawki. To zresztą, luźno przytoczone, Pani własne słowa, na uwagi o błędach we własnym tekście. Przyznaję rację, w moim opowiadaniu było ich zbyt dużo. Uczę się, za jakiś czas będzie lepiej. Jednak, nie z każdą Pani opinią się zgadzam. Mam nadzieję, że przysługuje mi prawo do konstruktywnej obrony? Zaczynajmy.
„Smakuje trochę jak ziołowa pasta do zębów, ale to najmniejsza różnica.”
Różnica z czym? Logika szwankuje.
Absynt to naprawdę dziwny trunek. Smakuje trochę jak ziołowa pasta do zębów, ale to najmniejsza różnica.
Jako, że absynt jest dziwny (pierwsze zdanie), smakuje jak pasta, ale to jest mniej istotne, ponieważ najważniejszą różnicę wymieniam w trzecim zdaniu. Człowiek upija się nim inaczej, a to podobno zasługa zawartego w nim tujonu. Opowiadanie to ciąg zdań, a nie jedno wyrwane z kontekstu. Logika szwankuje?
No i dekapitacja to ucięcie całej głowy, w wykonaniu własnym zasadniczo niewykonalne.
Dekapitacja nie jest możliwa w wykonaniu własnym? Oczywiście, że jest. To kwestia odpowiedniego narzędzia. Odciąć sobie głowy nie uda się tylko ludziom z mierną wyobraźnią.
“W obecnej chwili” to niezbyt literacki styl.
W opowiadaniu „Chwilę po północy” pozostanie zatem zdanie w „niezbyt literackim stylu”.
„niechlujnie kiwnąłem głową”
Jak się niechlujnie kiwa głową?
Ja wiem jak. Można niechlujnie napisać coś na kartce, później niechlujnie wykorzystać tę kartkę w toalecie, na koniec niechlujnie pokiwać głową. Wiem, co piszę, bo zdarza mi się czasem, wszystkie wymienione czynności wykonywać niechlujnie.
„Ci z drugiej wojny mówią to samo, ale tamci z pierwszej twierdzą, że gdyby te dzieci żyły dłużej, to z pewnością byłyby w Wermachcie, albo przynajmniej w Hitlerjugend.”
Znaczy to jest cmentarz gdzieś w Niemczech? Albo na dawnych terenach niemieckich?
Świetnie! I pytanie i odpowiedź w jednym zdaniu. Tylko, czy warto było wstawiać ten spam w recenzji po samodzielnym dokonaniu odkrycia? Przycisk „BackSpace”, jeśli kasujemy z lewej na prawą lub „Delete”, jeśli z prawej na lewą.
„pierwszy nad Odrą”
A co polscy żołnierze w 1939 mieliby robić nad Odrą? Iść na Berlin, zaatakowawszy wcześniej Niemcy? Sprawdź sobie, gdzie przebiegała granica.
Sama sprawdź, gdzie przebiegała granica. W roku 1939, granica polsko-niemiecka przebiegała bezpośrednio na Odrze od okolic Raciborza do miejscowości Olza. Dwadzieścia jeden kilometrów. Do tego, na odcinku dwustu pięćdziesięciu kilometrów, Odrę od granicy dzielił pas szerokości, od zaledwie dziesięciu do trzydziestu kilometrów. W trakcie prowadzenia działań wojennych, żaden dowódca nie zwracałby uwagi na ten wąski pasek od granicy do Odry. Wojska polskie z pewnością mogłyby dotrzeć do rzeki lub w jej najbliższą okolicę. Z pewnością można byłoby nazwać bitwę rozegraną w tamtej okolicy „Cudem nad Odrą”. „Bitwa Warszawska”, zwana inaczej „Cudem nad Wisłą” rozgrywała się na bardzo rozległym obszarze. Wojska polskie, które brały udział w bitwie, rozciągały się od Grudziądza, przez Warszawę, po Lublin i Chełm. Przekraczały oprócz Wisły, także Wieprz, Bug i Narew. Dlatego uważam, że określenie dla hipotetycznej bitwy „Cud nad Odrą” ma sens. Co dało się udowodnić. Łatwo.
„Tamci z kampanii wrześniowej twierdzą, że ci starsi gówno wiedzą o nowoczesnej taktyce walki.”
Ekhem. Polska taktyka w 1939 była wysoce pierwszowojenna.
Skazana na porażkę obrona bardzo długiej granicy z Niemcami, podyktowana była potrzebami bardziej politycznymi niż strategicznymi. Chcieliśmy pokazać sojusznikom, że nie oddajemy łatwo terenu i walczymy już na rubieżach. To miało utrzymać w mocy umowę o sojuszniczej pomocy. Niestety, taka strategia wymuszała odpowiednią taktykę. Zresztą, co komu do tego, jakie opinie wygłaszają moi martwi od dziesięcioleci bohaterowie, szczególnie zasłyszane z drugiej ręki i do tego ręki metafizycznej? O sporej ilości wypitego absyntu przez rozmówcę nie wspominając.
Pozdrawiam serdecznie.
Do Finkla:
Dziękuję, za słowa otuchy. Jest przynajmniej cokolwiek, co spodobało się komuś innemu. To jest nas od teraz dwoje :). Zakończenie, no cóż, każdy sen kiedyś się kończy, nawet ten wzmocniony. Mogłem ewentualnie, wymóc na bohaterze samobójstwo. Dołączyłby do odpowiedniego cmentarnego klubu i miał fajne przygody. Opisane w części drugiej, zatytułowanej, „Kiedy czas przestał istnieć” :)
Do Blacktom:
Dziękuję za uwagi :)
Prawdę mówiąc, tutaj nie ma fantastyki, dlatego opowiadanie dodałem do „innych”. To tylko wzmocniony sen, albo chwilowo rozszerzona percepcja Leszka… kto go tam wie :)
„Z takich luźnych uwag to cipsy się wypieka”
Jeśli chodzi o cipsy, to nie wiem, jaki jest proces produkcji. Nigdy ich nawet nie jadłem. Chipsy, albo czipsy, prawie zawsze są smażone w głębokim oleju. Bardzo rzadko pieczone lub gotowane w przemysłowych mikrofalówkach i na koniec spryskiwane olejem.
Wszystkiego dobrego!