Profil użytkownika


komentarze: 4, w dziale opowiadań: 4, opowiadania: 2

Ostatnie sto komentarzy

Przepraszam, że się zagalopowałem, jakby nie zachwyt nad czterema linijkami Tygrysa, to bym się nie odezwał, a tak mnie poniosło.

 Zaprezentowana historia w ogóle mi się nie podoba, i nie chodzi o umiejętność pisania, ale o temat, ja tę fazę miałem jako młodzieniec, a teraz mroczne tematy mnie nudzą, mam wrażenie że są przeeksploatowane. Historia ma jednak ewidentne zalety, czy to historia z czasów dinozaurów, czy z mitologicznego świata bestii i smoków, to jak zauważyłem z uprzedzających komentarzy, jest bardzo spójna, bo po mrocznym prologu, czeka nas równie mroczna fabuła – nie znam tematu, ale widać wartościową spójność narracyjną. Jeśli powyżej podany tekst nie pełni konkretnej funkcji, która sprawia że raczej nie należy go skracać, krótsza wersja, mocniej akcentująca dramatyzm będzie lepsza.

Wydaje mi się, że poza powyższym zastrzeżeniem, wszystko jest dobrze napisane, choć być może przydałaby się lepsza czytelność sytuacji. Idealna byłaby w tym wypadku ilustracja, pokazująca tę bestię (na drzewie), lub sytuację poprzedzającą starcie. W ten sposób byłaby gwarancja, że Czytelnik od razu będzie wiedział co i jak. Bez tego nie wiem, czy opis jest czytelny, czy nie, bo ja takich rzeczy nie czytam. MI się opis wydał w tym aspekcie (jego przejrzystości) “trudny”, ale dla mnie (a lubię tematy militarne, tylko, że nie mroczne) – czytelny. Wiem, że pisarze często piszą tak, że nie wiadomo o co im chodzi (kto kogo zabija na ten przykład) i wiem jak to denerwuje, a zaleca się, by tekst był przejrzysty i czytelny i by nie zmuszał Czytelnika do nadmiernego wysiłku przy “rozszyfrowywaniu” tego co czyta. Tak… ale… – właśnie świetne teksty to takie, które idą “po krawędzi”, zmuszają Czytelnika do wysiłku, właśnie owego “rozszyfrowywania”, ale po tej mentalnej czynności stają się czytelne. Proste przełożenie: “To i to siedziało tak i tak, działo się to i to, potem taki to a taki zakłuł to z takim to a takim skutkiem.” właśnie nie dają tego efektu zaciekawienia, zaintrygowania, i wobec tego zastrzeżenia odnośnie przejrzystości (ja “przejrzałem”) odrzucam. Do narracji jako takiej zastrzeżeń wyprodukować nie potrafię.

Jedyny szczegół jaki wyłapałem jest taki:

“Kiedy potem otworzyła oczy, odkryła, że leży na ziemi otoczona gęstą mgłą. W niej dostrzegała tylko zarys drzewa, na którym nie tak dawno siedziała, dziwnie sterczący patyk, a przede wszystkim okrywające widoczną okolicę pnącza.”, a konkretnie zwrot “a przede wszystkim” – to akurat jest określenie nie budujące napięcia i oczekiwania, suche, bez emocji i pasujące do języka formalnego. Jest to ważny fragment narracji, bo opisuje śmierć bestii, dlatego określenie “a przede wszystkim” nie pasuje, jakby spuszcza powietrze ze zbudowanej sceny. Także określenie “odkryła” (książkowe, nieco formalne) lepiej zastąpić słowem np “ujrzała” (wskazanie na zmysł wzroku a nie na intelektualne zrozumienie, “odkrycie”. Więc ja ten fragment (gdybym pisał w tym stylu) zrobiłbym tak (w nawiasie opcja):

“Kiedy potem otworzyła oczy, uderzyło ją, że nie jest już na drzewie, lecz leży na ziemi otoczona gęstą mgłą. W tej mgle, poprzez plątaninę zaciskających się na niej pnączy, dostrzegała tylko zarys drzewa, na którym nie tak dawno siedziała, i ten dziwnie sterczący patyk(, zbroczony krwią… jej krwią).”

Tak od siebie, to  wydaje mi się, że to, co przeczytałem (”Prolog”) w ramach stylu, którego nie cierpię, jest całkiem fajne. Pozdrawiam i życzę sukcesów.

Całość idzie tak… nie mogłem się powstrzymać…

 

Tygrys

 

Tygrys, tygrys w puszczach nocy

Świeci blaskiem pełnym mocy.

Czyj wzrok, czyja dłoń przelała

Grozę tę w symetrię ciała?

 

W jakiej głębi i przeźroczu

Płonął ogień twoich oczu?

Czy moc Jego w skrzydłach grała,

Że dłoń płomień porwać śmiała?

 

Co za ramię kunsztem siły

Sercu twemu sprzęgło żyły?

I gdy serce bić poczęło,

Czyich stóp i rąk to dzieło?

 

Co za łańcuch, co za młoty,

Jaki piec lał mózgu sploty?

Na kowadle – czyj chwyt twardy

Śmiał ujarzmić twój gniew hardy?

 

Gdy gwiazd włócznie spadły z góry

I łzy trysły z każdej chmury,

Powiedz, czy ten sam Stworzyciel

W ciebie tchnął i w Jagnię życie?

 

Tygrys, tygrys w puszczach nocy

Świeci blaskiem pełnym mocy.

Czyj wzrok, czyja dłoń przelała

Grozę tę w symetrię ciała?

 

 (tłum. Jerzy Pietrkiewicz)

Chodziło o to. “Gdy gwiazd włócznie spadły z góry i łzy trysły z każdej chmury powiedz czy ten sam Stworzyciel w ciebie tchnął i w Jagnię życie?” Nie wiem dlaczego, ale klasyka robi na mnie wrażenie. To chyba za starości. 

TYGRYS

 

Tygrysie! Bestio! o oku z płomienia!

Oto drżenie… i w mroku pogrążona knieja!

Jakież Oko? I jakaż nieśmiertelna dłoń?

Uczyniła Go, grozę przypinając doń?

 

Piękne… Przepiękne…

 

 

Ajzan, ładny prolog. Pytanie: Kto zabił bestię? Odpowiedź domyślna: Istota ludzka.

Jakość projektu zależy od tego, co jest dalej położone, w rozdziałach.

Prolog robi wrażenie przydługiego. Krótszy pokazujący rozterkę (i ból) zabijanej bestii i skracający mógłby bardziej zaciekawić, pytanie czy warto skracać? Po przeczytaniu tekstu nie czuję się komfortowo. Komentowanie lepszych od siebie wprawia mnie w paskudny nastrój. Pisanie, że ”to dobre” jest bez sensu, bo niczego Autorowi nie daje, a krytyka nie przechodzi mi przez klawiaturę. Może inni pomogą?…

PysioBysio jest autorem/autorką tekstu “prolog” i (jak rozumiem) prosi o komentarz.

Pierwsze, żeby pisać trzeba mieć swą opowieść, historię. Czy “prolog” posiada swoją historię? Nie można tego ocenić, nie wiedząc co jest dalszym ciągiem prologu. Wiele historii jest tworzonych w ramach “ćwiczeń”, i nie mają one swojej historii. To się czuje, i to nudzi…

Ponieważ uwielbiam “Silmarilion”, taki sposób opisania początku podoba mi się – od początku, od stworzenia istniała rasa uformowana ze światła, piękne…

 Jeśli sięgniemy ku początkowi “Quenta Silmarilion”, to mamy opis stworzenia świata, bóstw, upadek. Sam początek już obdarzony jest znaczną dozą dynamizmu – owszem nuda z niego aż wieje na parę mil, kiedy jednak załapie się nastrój, można się zakochać… Porównując początek “Quenta Silmarilion” i “Prolog” widzimy jedną wielką różnicę. W Prologu brak jest tego dramatyzmu, który jest udziałem klasycznego czytelnika “Quenty”: oto Bóg kogoś stwarza, ten ktoś coś miesza, kogoś okłamuje i zostaje wygnany, pojawia się kwestia upadku pierwszego ainura i kwestia upadku pierwszych elfów – ale w podświadomości czytamy “ludzi”. Tolkien uruchamia podświadome pokłady, które gdy już zostają przebudzone, podążają za jego historią, i wsiąkają w nią. Opis zdarzeń prologu pozbawiony jest dramatyzmu. Przymiotniki jak {“niezmiernie” (się ucieszył)} w ogóle nie pełnią roli rozkręcenia dramatu postaci (Melkor, Iluvatar, konkretni ainurowie). Nie jest podana sytuacja, w której Czytelnik zostaje złapany w sieć utożsamienia się z wiodącą postacią. Tolkien podaje – ktoś (Melkor) chciał coś mieć dla siebie, ale to było złe, on okłamał, i pokazuje skutek, czyli czyjąś szkodę, albo cierpienie, tak od początku rozwija jedną z najnudniejszych rzeczy jaką napisał, czyli mój ulubiony początek “Quenta Silmarilion”. W “Prologu” dramatyzm nie jest pokazany. Bohater, Bernebe, zaprzyjaźnia się z ludźmi i… dalej nic. Jest jakaś kara, ale nie jest pokazane kto i konkretnie za co karze, suchy potok faktów nie rozbudza wyobraźni Czytelnika, choć może zaciekawić, ale nie uruchomi wyobraźni. Czy to się nadaje na prolog? Tak, znakomicie. Tylko że dalej musiałoby nastąpić rozwinięcie, w którym autor wybiera postać, która jego zdaniem ma rozbudzić wyobraźnię czytelnika, pozwolić mu na utożsamienie się i współprzeżywanie historii podanej przez autora. Jeszcze lepiej, gdyby to samo zawarło się już w prologu (nie zawsze się da).

Jak pisze się w ciekawy sposób? Najpierw trzeba umieć zapanować nad tworzoną przez siebie narracją – napisać 100, 200, 1000 albo 2000 stron tekstów i wielokrotnie je czytać. Najpierw z narcystycznym zachwytem, a potem ze z wstydem i zażenowaniem: “jak ja mogłem napisać takie shit!”. Refleksja tworzy technikę pisania, umiejętność panowania nad słowem. Następnie trzeba mieć wyobraźnię. Jak daleko posuniętą? Mniej lub bardziej. Na przykład najpoczytniejszy pisarz “dzikiego zachodu”, Karol May, był beznadziejnym pisarzem, powielał schematy, i odniósł oszałamiający sukces, chociaż książki pisał słabe. Szacunek dla Czytelnika, w tym dla mojego ojca, który uwielbiał Maya, wymaga by uznać, iż każda doza wyobraźni (w tym powielanie schematów) pozwalająca na własną twórczość jest wystarczająca. Nie oznacza to jednak, że każdy tę minimalną dozę posiada. Z drugiej strony im wyobraźnia płodniejsza, tym większa łatwość tworzenia.

Wady “Prologu” to brak pokazania dramatyzmu Bernebe i wskazania istoty konfliktu. (Prolog wciąż nie ukazuje pary protagonista-antagonista). Historia nieco przypomina streszczenie opowiadania, a nie samo opowiadanie. Liczebniki, jeśli nie pełnią z góry nakazanej roli, raczej wyłączają wyobraźnię i przeżywanie niż je uruchamiają. Określenie “wielu” nie jest liczebnikiem, ale w zdaniu “Trzy skłócone plemiona, stanęły do wielu wojen.”, “wielu” zachowało się jak liczebnik zdejmując dramatyzm ze zdania (”wielu” brzmi tutaj jak “jakichś,” pomniejszając wagę owych “wojen”). “Trzy skłócone plemiona zaczęły walczyć” albo “aż w końcu ziemia spłynęła bratnią krwią istot zrodzonych z czystego światła.”, albo jeszcze inaczej, może krócej, w krótkim zdaniu podkreślającym dramatyzm. “w końcu Dorturi jako pierwsi znaleźli sposób, by przynieść istotom stworzonym ze światła śmierć i zniszczenie. Wtedy poznali Filarowie czym jest rozpacz.” W tym wypadku krótkie zdanie kończy myśl, bo nie przyszło mi do głowy jak skrócić zdanie mówiące o wszczęciu wojny, więc po nazbyt długim zdaniu umieszczam krótkie, kończące akapit. 

Prolog wygląda jakby nie był starannie przeczytany przez autora, albo autor nie ma doświadczenia w pisaniu, więc po kilkukrotnym przeczytaniu nadal nie zauważył że to co w nim jest nie jest tym, co on miał w sercu (w głowie), gdy to obmyślał. Ja obstawiłbym ten pierwszy wariant, czyli niestaranną pracę nad tekstem.

Zaciekawiło mnie to: “Aż doprowadzony do obłędu, przyswoił sobie swoją własną prawdę. W której inne rasy, były bardziej wartościowe, niż filary.” Jakby anatomia “Upadku”, poprzez zaprzeczenie samemu sobie. Zdanie, które raczej wypłynęło z serca niż z umysłu, które z jednej strony powiela powszechnie znany fakty, że “my” – “biali”, “Polacy”, “Inteligenci”, “Miastowi”, albo “wsiowi” – jesteśmy gorsi od innych, bo to ci inni są od nas lepsi. To jest/może być punkt wyjścia do zagrania na podświadomej nucie Czytelnika, by przybliżyć mu bohatera, Czytelnik uważający innych za bardziej wartościowych od siebie, a mimo wszystko taki jest od kilkudziesięciu lat trend (”jesteśmy słabi, beznadziejni, itd), może uznać tę myśl (najlepiej wcale jej sobie nie uświadomiwszy) za swoją.

 Owo zdanie “Aż doprowadzony do obłędu, przyswoił sobie swoją własną prawdę. W której inne rasy, były bardziej wartościowe, niż filary.” pełni też kluczową funkcję w opisie sytuacji zaprezentowanej w Prologu. 

 Perypetie Bernebe-świni, motającego swoich ziomków, wplątującego się w przedziwne sytuacje, karanego i uciekającego przed karą, wzniecającego wojny, a potem rozbudzającego czyjąś uwagę, ktoś musi powstrzymać “upadłe światło” przed krnąbrną aktywnością – to wszystko może okazać się bardzo interesujące. Może też być potwornym gniotem. Jeśli jednak chce się tworzyć, należy z narcystycznym zachwytem pisać, pisać, pisać, nie ważne jak dobrze, nie ważne jak źle, panowanie nad słowem przychodzi z czasem. Ten Prolog może być nic nie znaczącym przykładem grafomanii, ale także początkiem twórczości kogoś, kogo pokochają tysiące Czytelników. Warto się nie poddawać. Warto tworzyć.

Nowa Fantastyka