
komentarze: 45, w dziale opowiadań: 45, opowiadania: 14
komentarze: 45, w dziale opowiadań: 45, opowiadania: 14
Ale wszystkie problemy etyczne mają podbudowę ontologiczną, ponieważ etyka dotyczy działania w świecie, który opisuje ontologia.
To tak, jakby powiedzieć, że wszystkie problemy w życiu człowieka są związane z chemią, bo żyjemy w świecie zbudowanym z chemicznych substancji. Yyy… Tak? Ale niektóre problemy emocjonalne będą bardziej związane z chemią, np. potrzeba wynalezienia leku na jakąś chorobę, a inne będą wyłącznie mgliście z nią powiązane, jak opłakiwanie śmierci ukochanej osoby. W mózgu tej osoby całkowicie ustały procesy chemiczne, ale chyba nie powiesz, że jest to problem “natury chemicznej”?
Napisz to po polsku.
Jest po polsku, tylko czasem warto czytać ze skupieniem. Chyba że znowu doszukujesz się wszędzie nieistniejących anglicyzmów, ale to już nie moja sprawa.
Co do, na mniej więcej kilka dni, to faktycznie można to usunąć. Ale nawet tutaj można znaleźć przykłady, gdzie się pojawia “mniej więcej kilka”. https://www.google.pl/search?q=%22+mniej+wi%C4%99cej+kilka%22&hl=pl&tbm=bks&sxsrf=ALiCzsYuIQvxH5QCcZyjew8RLIHFo_a7aA%3A1661772345230&ei=OaIMY5HYDYOcrgSXhL-gBg&ved=0ahUKEwjR2Nay-Ov5AhUDjosKHRfCD2QQ4dUDCAg&uact=5&oq=%22+mniej+wi%C4%99cej+kilka%22&gs_lcp=Cg1nd3Mtd2l6LWJvb2tzEAM6BQgAEIAEUIQNWKwgYIQhaABwAHgAgAFriAHYDJIBBDE5LjGYAQCgAQHAAQE&sclient=gws-wiz-books
Zaczęło się to wszystko, kiedy miejsca, praktycznie wszystkie, do których zacząłem uczęszczać, stały się znacznie bardziej zatłoczone.
…? "Miejsce" po polsku ma o wiele węższe pole semantyczne od angielskiego "place". "Uczęszcza" się do szkoły, a nie do… knajpy? Nie wiem. Nie wiem, o jakich “miejscach” mówisz.
Dlaczego nie można uczęszczać do knajpy? Według sjp to znaczy po prostu dokądś uczęszczać, nie ma mowy o tym, jak bardzo fajen jest to miejsce. https://sjp.pwn.pl/szukaj/ucz%C4%99szcza%C4%87.html I jaki to ma związek z tym, co napisałam? Bohater mógł mieć na myśli muzea i kina, więc w czym problem? Nie wiesz, o jakich miejscach mówi, bo to nieistotne dla tego, co chce przekazać.
Piewcy przeludnienia pewnie by twierdzili, że życie w takim świecie stało się dla mnie nie do zniesienia
Tak, wiem, co oznacza “piewca” i wiem również, w jakich kontekstach pojawia się w naszym języku. Czasem jest używany ironicznie o kimś, kto wygłasza niestworzone tezy. https://www.google.pl/search?q=%22+piewcy+katastrofy%22&hl=pl&tbm=bks&sxsrf=ALiCzsa9efTqgwh1IYYVAK_-l8VJGEZpfQ%3A1661772614275&ei=RqMMY_a9EIixrgSw2ICwAQ&ved=0ahUKEwj2-Puy-ev5AhWImIsKHTAsABYQ4dUDCAg&uact=5&oq=%22+piewcy+katastrofy%22&gs_lcp=Cg1nd3Mtd2l6LWJvb2tzEANQtxZYjipg2CtoAHAAeACAAV6IAbcHkgECMTKYAQCgAQHAAQE&sclient=gws-wiz-books
Aha, oszust, znaczy. Naukowcy tak nie działają. Szyk mało naturalny, nadmiar słów.
Czyli Aubrey de Grey jest oszustem? Albo literalnie każda organizacja naukowa, która przekonuje do przekazywania na nią dobowolnych datków albo do subsydiowania jej? Nie wiem, z jakimi naukowcami masz do czynienia, ale to, że jakiś Twój znajomy podrzędny profesorek filozofii nie przekonuje do finansowania jego naukowych badań, nie znaczy, że mają tak wszyscy. Naukowcy nie wykonują swojej pracy z samej miłości do nauki, nawet jesli nie będą mieli czego do garnka włożyć, a pieniądze na ogromne eksperymenty, infrastrukturę itp. nie biorą się znikąd.
Co do piewcy znalazłam jeszcze inną definicję. książk. osoba przekonana do czegoś i zwykle to wyrażająca
https://pl.wiktionary.org/wiki/piewca
Bzdury o nienaturalnym szyku pominę. Natomiast dziwię się, że nie zwróciłaś mi na brak przecinka po tak czy owak. Najwidoczniej jak ktoś skupia się na “poprawianiu” nieistniejących błędów, to zapomina poprawić te prawdziwe.
Nic się nie wyjaśniło, to jest wyjaśnienie a'la Starożytni kosmici! Najprawdopodobniej narrator zwariował, i tyle.
Yyy… Może fakt, że zdanie to wypowiedział SAM NARRATOR ma z tym jakiś związek? Poza tym nawet ja, mocna sceptyczka, uznałabym w takiej sytuacji, że coś może być na rzeczy, bo Faustyna to niezwykle rzadkie imię, więc przypadek raczej odpada. Pozostają oczywiście inne naturalne wyjaśnienia, np. to, że narrator podświadomie domyślił się, że nadałaby takie imię, albo że jednak zakonnica zapomniała, iż komuś powiedziała o tym imieniu, np. że jest to jej ulubione. Jednak nikt nie mówił, że narrator jest jakimś ultra racjonalistycznym bayesistą i nie przyjmuje możliwości zjawisk nadnaturalnych. Przecież chodził na rekolekcje, więc pewnie był wierzący. 47 procent ludzi w Stanach wierzy w istnienie duchów, a Polska jest znacznie bardziej religijna, więc tu numery byłyby jeszcze większe. https://southfloridareporter.com/countries-with-highest-percentage-of-believers-ghosts-exist-malaysia-57-u-s-47-canada-phillippines-are-tied-43/
W ogóle, jak teraz przeglądam inne komentarze Tarniny, to wydaje mi się, że taki obraz jej, gdy ma jakieś uwagi “językowe”:
Zanais
Faktycznie, choć niezgadzam się ze stwierdzeniem, że NA OGÓŁ biali mają lepiej, to jednak było to niemerytoryczne z mojej strony i usunę tę uwagę.
Jakby co, to przez jakiś czas nie będę odpowiadać, bo mam troszkę obowiązkówMożliwe, że dopiero za parę dni będę wolna
@ninedin
Serdecznie dziękuję za rzeczową uwagę.
W sumie warto by było też podziękować Tarninie, bo choć z większością uwag średnio się zgadzam, to jednak będą stanowiły one dla mnie pomoc przy korekcie [musze jej po prostu brać z dużym ziarnem soli], i włożyła w nie mnóstwo pracy, za co chwała jej.
Hmm, a ilu morderców, terrorystów, autokratów takich, jak Hitler czy Stalin? Ilu oszustów, damskich bokserów i zwyczajnych sk…
Yyy…. Mniejszość? Nie wiem jak z oszustami i damskimi bokserami (dziwne, że podkreślasz damskich bokserów, jakby bicie mężczyzn było w porząsiu), ale zabójcy w Polsce przynajmniej stanowią 0.0007 procent, zakładając, że za jedno zabójstwo w Polsce odpowiada jedna osoba, podczas gdy w rzeczywistości pewnie wiele morderstw było dokonanych przez tę samą osobę, więc morderców pewnie jest jeszcze mniej. https://www.wikiwand.com/en/List_of_countries_by_intentional_homicide_rate
Co do Hitlerów i Stalinów jest jeszcze gorzej, bo ci stanowią nieprawdopodobnie niewielki odsetek społeczeństwa. Czy naprawdę myślisz, że gdyby pod koniec 19 wieku ludzie płodzili, dajmy na to, 10 razy mniej dzieci, to teraż żylibyśmy w jakiejś fantastycznej utopii? Znacznie większe prawdopodobieństwo jest takie, że odpowiednik Hitlera i Stalina i tak by się urodził, bo nacjonalizm i totalitaryzm nie wziął się z próżni, lecz jest dlań poparcie społeczne, a poziom życia byłby na poziomie właśnie z początku rewolucji przemysłowej, bo nie byłoby żadnych rąk do pracy.
Poza tym idąc tą “logiką”, ilu zabójców jest wśród osób, które są ratowane przez akcje charytatywne dla trzeciego świata? Tu ten argument miałby trochę więcej sensu bo w krajach golbalnego południa odsetek zabójstw jest znacznie więksyz.
Albo w ogóle, dlaczego by nie rozstrzelać 80 procent ludzi w Twojej okolicy i powiedzieć: “Panie sędzio, ilu potencjalnych morderców zabiłam? I skąd wiadomo, że wśród tych ludzi nie był kolejny Hitler?”
Jesteś pewna, że sprowadzając potencjalne dziecko na świat, dasz mu szczęśliwe życie. Bo mnie się wydaje, że będzie odwrotnie: niechciane, niekochane.
A więcj nie słyszałaś o hedonicznej adaptacji? https://www.cmu.edu/dietrich/sds/docs/loewenstein/HedonicAdaptation.pdf Niemal każdy cieszy się, że żyje. JEśli nie, prawdopodobnie popełni samobójstwo, jeśli będzie w stanie. Właśnie dlatego mam dość kontrowersyjny pogląd w postaci sprzeciwu wobec siłowej prewencji samobójstwa, ale to już temat na inną dyskusję.
No i naprawdę, kieruj się logicznie tym argumentem i podejdź do efektywnego altruisty, twierdząc, że dzieci z Afryki, którym ratuje życie, mogą wcale nie być szczęśliwie i w ogóle lepiej by było, gdyby nie istniały. Albo rozstrzelaj dzieci w domu dziecka. Jak konsekwencja to konsekwencja.
No i nikt nie popiera posiadania “niechcianych dzieci”. Nikt nie mówi, że spłodzenie mnóstwa dzieci i porzucenie ich czy nawet ignorowanie na co dzień jest okej. Ale czy to znaczy, że spłodzenie ich i zaopiekowanie się nimi, przy jednoczesnym okazywaniu miłości, nie byłoby wspaniałe?
A jak już przy tym jesteśmy, to zastanów się, ilu jest na świecie realnie żyjących potencjalnych odkrywców tajemnic świata – doskonałych matematyków, fizyków, pisarzy, którzy się nimi nie staną, bo z powodu biedy nie załapią się na edukację, ilu jest potencjalnych przyjaciół, którzy nigdy się nimi nie staną, bo życie dało im tak w dupę, że postanowili się z nim pożegnać?
Zastanawiam się, dlatego jestem za otwartymi granicami, które praktycznie zlikwidowałyby biedę na świecie i uwolniłoby talent uwięziony na opuszczonych przez Boga zadupiach pokroju Kongo. Mam nadzieję, ze Ty, która tak abrdzo się przejmuje biedą, popierasz otwarte granice i byłabyś w stanie zagłosować na partię, która ten postulat popiera?
No i proszę, bądź konsekwentna, wejdź do doku opieki społecznej, Domu Brata Alberta czy coś, podstaw bombę i powiedz, że “jesteście biedakami, wasze życie jest smutne, nie warto tak żyć”.
Bieda to naturalny stan ludzkości. Myślisz, że ludzkość nie wyginęlaby przed wynalezieniem ognia, gdyby ludzie myśleli tak jak ty? Biedni wciąż się uśmiechają, wciąż cieszą się, że żyją, jeśli twierdzisz inaczej, to nie spędziłaś z biednymi nawet chwili.
“
Czemu martwisz się o potencjalne żywoty, a nie o te już istniejące?”
Obu, lol. Jako efektywna altruistka i zwolenniczka otwartych granic, wprowadzenia wynagrodzeń pieniężnych dla dawców nerek, i wielu innych – tak, troszczę się o istniejące życie.
Nawet Twój bohater mało troszczy się o uczucia matki, czy Hiacynty, w której przecież był zakochany.
A jak ma się “troszczyć”? Miałam opisać, jak spędza połowę czasu na głaskaniu ich po główce czy co? Oczywiście, że się troszczy, tylko nie będzie wokół nich skakał, skoro same sobie doskonale potrafią poradzić, a nawet gdyby to robił, to nie byłoby to interesujące dla opowiadania. A że był ciut nietaktowny przy siostrze Hiacyncie, to już chwilowe zapomnienie się, które trzeba mu wybaczyć.
“A konsekwencje takiej filozofii przekładają się na prawny obowiązek płodzenia dzieci.”
Gdybym nie podkreślała, ze nikt nie popiera nawet MORALNEGO obowiązku płodzenia dzieci, to mogłabym wybaczyć tę głupotę. Ja w moralne obowiązki nie wierzę, bohater stracił poczucie wartości dla jakiegokolwiek życia, włącznie ze swoim, bo wydawało mu się to mniejszym absurdem niż właśnie moralny obowiązek płodzenia dzieci. Nie wspominając, że moralny obowiązek nie wiąże się prawie nigdy z prawnym obowiązkiem. Masz moralny obowiązek troszczyć się o swoich rodziców, gdy zachorują, być miłym, pomocnym, dać przynajmniej część swojego bogactwa dla potrzebujących, a nic z tego nie jest obowiązkiem prawnym,. W Singapurze jest prawny obowiazek zatroszczenia się o swoich rodziców, ale nikt nie będzie prał przykładu z kraju z karą śmierci za posiadanie narkotyków.
W “najgorszym” wypadku filozofia bohatera doprowadziłaby do stwierdzenia, że należy płodzić możliwie dużo dzieci, nikogo do teog nie zmuszając siłą, tak jak się nie zmusza siłą do bycia strażakiem i ratowania ludzi z pożarów czy wydawania większości swoich pieniędzy na pomoc dla krajów trzeciego świata.
Przyznam jednak, że uznanie tych wszystkich rzeczy za obowiązek moralny, w czasach, gdy nikt praktycznie nie daje pieniędzy na pomoc naprawdę potrzebującym z kraju trzeciego świata, gdy świat zachodni zmierza ku wymarciu, nie jest takie złe.
Kwestia wpływu na środowisko to już zupełnie inna kwestia, polecam poczytać Juliana Simonsa i postulować wprowadzenie energii nuklearnej.
Cholera, czyli jednak zrozumiałam. Matuś i córuś, Ty tak na poważnie?! Wartościujesz życie, zrównujesz potencjalne, ledwie pomyślane z rzeczywistym i uważasz to za spójne i ciekawe?!
Zrównuje bohater, ja sympatuzuję z tym poglądem, choć jako antyrealistka etyczna raczej się z nim nie zgodzę, zważywszy na to, ze cała dyskusja krąży wokół zagadnienia “Co jest OBIEKTYWNIE słuszne, a co nie”. Natomiast jeśli nie przekonały cię argumenty z opowiadania, to może postaram się przekonać Ciebie odnośnie wartości potencjalnego ludzkiego życia, poprzez zastanowienie się, ilu wspaniałych ludzi mogłoby być naszymi przyjaciółmi, wielkimi pisarzami, muzykami, naukowcami, gdyby ktoś zdecydował sprowadzić się ich na świat. [Polecam bardziej naukową wersję tego argumnetu w postaci książki Juliana Simona The ultimate resource”] Oraz zastanowienia się, co by było, gdyby rodzice nie sprowadzili cię na świat. Czym coś takiego różni się od śmierci oprócz tego, że człowiek, który umarł, mógł doznać przynajmniej tych nielicznych lat pełnych przyjeności. Ponownie, nie mówię, że nie ma różnicy między śmiercią a nienarodzeniem się, bo do pierwszego mam znacznie bardziej negatywne podejście, ale celem opowiadania jest zadać sobie pytanie: dlaczego to pierwsze jest gorsze od drugiego, mimo że w tym pierwszym jest życie, a w drugim nie? Bohater daje niejako odpowiedź w postaci zjawiska psychologicznego podobnego do efektu posiadania, lecz czy to na pewno jest dobra odpowiedź? Warto pomyśleć.
Oczywiście ani ja (antyrealistka etyczna), ani bohater (który w wyniku własnych doświadczeń przestał troszczyć się nawet o własne życie) nie uważamy, że ktokolwiek ma moralny obowiązek płodzenia dzieci. (Przy czym według bohatera całkowite zrezygnowanie z tego w imię nieistniejących bytów jest godne wyśmiania). Tak samo jak nikt nie ma moralnego obowiązku wydania całego majątku na siatki przeciw malarii dla dzieci w Afryce (jak już mamy się bawić w wyśmiewanie i krytykowanie Singera, to róbmy to na całość!) Co nie zmienia faktu, że każda śmierć z powodu malarii w młodym wieku i potencjalna przyjemność, jaką mały Murzynek mógł w dorosłości czerpać z życia, to ogromna strata. No właśnie, potencjalna przyjemność. Mówisz, jakby potencjalność życia, to był ultymatywny argument przeciwko poglądowi bohatera. Jednak dorosłe życie np. zamordowanego albo tragicznie zmarłego dziecka, to też POTENCJALNE dorosłe lata, POTENCJALNE radości, POTENCJALNA miłość, jaką mógłby innym dać. Jasne, zamordowanie to coś innego niż niespłodzenie… Jasne, jest kwestia smutku rodziny spowodowanego tragedią, ale z tego bohater zdaje sobie sprawę, lecz podkreśla, że nasze EMOCJONALNE reakcje to nie wszystko, bo podobnie jak w przypadku efektu posiadania emocjonalnie cenimy sobie coś [w tym przypadku kogoś], tylko wtedy, jeśli wiemy, co tracimy. Tak się składa, że bohater jako jedyny miał wgląd w to, co tracono, a my niem.
Morderstwo bardziej analogiczne byłoby do powstrzymania kogoś od spłodzenia dzieci. Koniec końców nawet “normalni ludzie” uznają przykładowo politykę jednego dziecka za niemniej nieludzką od ludobójstwa. Niespłodzenie dziecka byłyby raczej porównywalne do niewydania większości swojego majątku na siatki przeciw malarii czy pomoc dla Jemenu. Jak wydasz te pieniądze na charytatywność, to świetnie, jesteś bohaterem i dobrze zrobiłeś. Jak tego, nie zrobisz, to… meh…. To nic złego, ale mogło być lepiej. Ponownie, nie są to idealne porównania, bo koniec końców ostatnio na uliocy widzimy mnóstwo plakatów pokroju “Gdzie są te dzieci”, a mało plakatów zachęcających do efektywnego altruizmu. No a politykę jednego dziecka jednak uważa się za mniej złą niż ludobójstwo. Ale te porównania pomagają spojrzeć na pogląd bohatera bardziej życzliwie, bez chochołów pokroju “Chcesz zmuszać kobiety do rodzenia, ty autorytarystko?”
Okej, wiele jest różnych tutaj uwag, z niektórymi się zgadzam i rzeczy te poprawię. Większość to jednak stwierdzenia, że coś brzmi “niezgrabnie” bądź “źle”…. Yyy… Nie, nie brzmi. Przynajmniej według mnie.
Podobnie z aliteracją, która rzekomo ma być jakimś wielkim złem, podczas gdy pojawia się praktycznie w każdym tekście, jaki czytam, a na pewno nie rzadziej niż u mnie.
https://www.google.pl/search?tbm=bks&hl=pl&q=pono%C4%87+powiedzia%C5%82a
Mogę jedynie powtórzyć Twoją radę na temat uważnego czytania, gdy czytam coś takiego: “Przecież to nie były halucynacje! Odpowiadało za nie coś zewnętrznego!” Niby co zewnętrznego? O jakim zewnętrznym czynniku wspominałam? O wymienionych przez Ciebie kosmitach. Podobnie z “Czy właśnie przypisałaś mistyczne, magiczne moce genom?” Gdzie niby coś takiego napisałam? Napisałam o porzuceniu genetycznego dziedzictwa, nie ma nic o mistycznych czy magicznych wartościach, choć zdaję sobie sprawę, że osoby zafascynowane fantastyką mogą wszędzie się takich rzeczy doszukiwać.
Co do filozofii, to od razu nadmieniam, że nie zgadzam się z poglądem bohatera, jednak uznaję go za spójny i ciekawy, a przedstawienie w historii emocjonalnych powodów do uwierzenia w niego, wydawało mi się intrygujące.
Jednak obserwowałam na portalu niektóre twoje opinie filozoficzne, włącznie z wiarą w obiektywną moralność i używanie niezwykle spójnego argumentu za jej istnieniem w postaci “AlE CyWiLiZaCjA UpAdNiE”, czy coś w tym rodzaju. Więc nie wiem, czy warto brać jakiekolwiek Twoje zdanie w tej kwestii na poważnie. Może jeszcze odpowiem na niektóre Twoje argumenty, jak zastanowię się nad tym, czy są warte w ogóle zgłębiania i jeśli będę miała na to czas.
Edity:
Co oznaczałoby, że według Ciebie ludzie są tylko o tyle ważni, o ile ktoś za nimi tęskni.”
No wszystko byłoby świetne, gdyby bohater nie powiedział czegoś dokładnie przeciwnego, czyli że każde życie, nawet potencjalne, ma wartość moralną, a.k.a. wszyscy ludzie, nawet potencjalni, “są ważni”, jak to powiedziałaś, tylko że ludzie troszczą się o życie nieistniejące, bo nie wiedzą, co tracą (ponownie, efekt posiadania, którego wystarczy nie traktować dosłownie, by się domyślić, o co chodzi bohaterowi). Czyli wysuwa tezę całkowicie przeciwną do stwierdzenia, że ludzie są ważni tylko wtedy, jak się ktoś o nich troszczy. Naprawdę, weź sobie do serca radę, którą sama mi dałaś, i czytaj uważnie.
Zwłaszcza jak piszesz pytania pokroju “Czemu nie” po stwierdzeniach:
Żadnej wzmianki o nim nie ma, jakby wszystkie te teksty znikły.
Naprawdę, przypomnij sobie, czym tak naprawdę okazało się to, czego doznawał bohater, to takich pytań nie trzeba będzie więcej zadawać.
Dodając do analizy “językowej”. Dajesz mi “rady” pokroju:
powiedziałem nieśmiałym szeptem
A nie może być po prostu "wyszeptałem"?
Yyy… Mogło. Ale mogło być też inaczej? Co dokładnie jest złego w takim a nie innym sformułowaniu? Jak już mówimy o czytaniu klasyki, to polecam sprawdzać, czy Twoje “uwagi językowe” mają sens, sprawdzając, czy wyrażenia, które krytykujesz, znadjują się w poważnej literaturze. Dajmy na to Wojnę i Pokój, bo jest to po prostu ogromna ilość tekstu. Radzę też sprawdzić, jak często pojawia się tam owa straszna AlItErAcJa: https://pl.wikisource.org/wiki/Wojna_i_pok%C3%B3j_(To%C5%82stoj,_1894)/Tom_I/ca%C5%82o%C5%9B%C4%87
Ctr + f i wyszukaj słowo “szeptem”. Pojawi się tam “dodała szeptem” czy “oświadczył księstwu szeptem”. Mogło być po prostu “wyszeptała” albo “wyszeptał”? Oczywiście.
Na wypadek, gdybyś powiedziała, że “dodać szeptem” albo “oświadczyć szeptem” jest okej, bo niekażdy szepte jest oświadczeniem albo dodaniem, ale każdy jest powiedzeniem, to sprawdź przypadki, w których “powiedzieć szeptem” się pojawia: https://pl.wikisource.org/w/index.php?search=powiedzia%C5%82+szeptem&title=Specjalna%3ASzukaj&ns0=1&ns102=1&ns104=1&ns124=1
Podobnie młode dziecko, choć pojawia się rzadziej niż małe, to wciąż: https://pl.wikisource.org/wiki/Święto_dziecka!
https://www.google.pl/search?hl=pl&tbo=p&tbm=bks&q=%22m%C5%82ode+dziecko%22&num=10
Rzadziej używane, nie oznacza niepoprawne. Nawet jeśli jest podobne do angielskiego (bo widzę, ze jakaś straszną urazę musisz mieć do tego języka, że jakiekolwiek podobieństwo, choćby przypadkowe, wywoływało u Ciebie tak złe odczucia). I tak, dziecko może być relatywnie stare, dlatego podkreślenie “młode dziecko” jest jak najbardziej sensowne.
… k***, Peter Singer? Singer przynajmniej ma na to jakieś argumenty, kij z tym, że głupie.
To Peter Singer był za karaniem aborcji w ogóle? Chyba właśnie wręcz przeciwnie, był za legalizacją dzieciobójstwa do pewnego wieku. Albo ja nie pamiętam dokładnie jego poglądów, albo naprawdę powinnaś wziąć sobie do serca swoją radę i czytać uważnie i ze zrozumieniem. Nie wpsominając o tym, ze chwilę później bohater sam stwierdza, ze takie stawianie sprawy doprowadza do absurdalnych wniosków i ostatecznie rozwiązanie to uważa za niesłuszne, więc dziękuję za wyważanie drzwi, które otworzył już dawno bohater opowiadania.
Być może widziałem w tobie niedoszłą matkę ukochanej.
… creepy as hell.
Yyy… Co jest w tym “creepy”? Jasne, jest to dość nie na miejscu i nikt nie mówi, że bohater jest najbardziej taktowną osobą. Jednak fakt jest taki, że widział tę osobę, podobną fizycznie do siostry Hiacynty, zapewne także podobną charakterem, więc nic dziwnego, że w świecie, w którym ta osoba nie istniała, zakochał się w siostrze Hiacyncie. “Creepy” byłoby oczywiście gdyby zakochał się w matce Faustyny dopiero po tym, jak związał się z tą drugą, w świecie, gdzie siostra Hiacynta jednak miałaby dzieci. Lecz są to dwa zupełnie różnie światy. Nie można się dziwić, że ktoś jest zakochany w osobie, która jest NIEZWYKLE PODOBNA do innej osoby, która byłaby potencjalnie miłością jego życia w alternatywnej rzezywistości.
poznałem podczas jednych rekolekcji
Poznałem w czasie rekolekcji. Albo na rekolekcjach.
Nie trzeba chyba dodawać, że nie mogłem podążać w prawdziwym życiu za takim uczuciem.
Anglicyzmy!
Straciłem naprawdę sporą część radości młodych lat
Anglicyzmy! Drewniany język. "Spory" to taki dosyć duży, ale nie ogromny. Nie ogromny!
I disagree [Insert Gigachad photo]. No co, stwierdzenia bez źródeł i argumentów chyba można zbywać stwierdzeniami bez źródeł i argumentów.
Tak samo z podaniem. Już myślałam, że masz rację, jednak okazuje się, że “podanie” może służyć jako rzeczownik odczasownikowy od podać, czyli przekazać informację. Tutaj “podania o ojcu” można więc traktować jako informację o ojcu. Na takie też słowo to zmieniłam, jednak teraz zastanawiam się nad zmianą. Informacja brzmi sucho i chłodno, a słowo “podanie” kojarzy się z czymś tajemniczym i zamierzchłym. Ale rozumiem, że tylko Twoje “językowe odczucia” są prawdziwe, więc okej.
czas, którego zapewne już nie odzyskam
Reaaaaally.
Tak, chyba że uważasz, iż można cofnąć czas. Cóż, ojciec bohatera doznawał zakrzywień czasoprzestrzeni, więc może jest to jakaś opcja…
Było to prawdziwe nazwisko moich rodziców.
… czyli jego rodzice występują pod nazwiskiem przybranym? A naprawdę ojciec przyjął nazwisko matki? To wynika z powyższego zdania.
Że co? Trzynastoletnia siostra z alternatywnej rzeczywistości miałaby mieć inne nazwisko niż jego rodzice? Niby dlaczego?
Edit: dobra, teraz rozumiem, że chodziło ci o słowo “prawdziwy”. Może faktycznie nie jest ono w 100 procentach potrzebne, jednak nic nie wskazuje na to, że mają jakieś fałszywe, tylko raczej podkreśla, że ta dziewczyna RZECZYWIŚCIE nosiła nazwisko jego rodziców. Chyba w trakcie pisania chodziło mi o to, że bohater mógł podejrzewać dziewczynę o podanie jakiejś fałszywej informacji, choć pewna nie jestem. Na wszelki przypadek to usunę.
Przytakiwałem głową
A można inaczej?
Można, ale nie trzeba. https://pl.wikisource.org/w/index.php?search=przytakn%C4%85%C5%82+g%C5%82ow%C4%85&title=Specjalna%3ASzukaj&ns0=1&ns102=1&ns104=1&ns124=1
uciekając wzrokiem
Wzrokiem można błądzić
szukać
Więc czemu nie uciekać: https://www.google.pl/search?hl=pl&tbo=p&tbm=bks&q=ucieka%C5%82+wzrokiem&num=10
Choć przyznaję, ze dla uciekania wzrokiem nie znalazłam najlepszych książek. A w wikiźródłach “uciekania wzrokiem” nie mogłam znaleźć, przy czym tak samo nie znalazłam “uciekania spojrzeniem”.
na co one reagowały zdziwionym i smutnym spojrzeniem
Które on widział, chociaż dziewczyn unikał i na nie nie patrzył?
Lub gdy szedł inną drogą, co nie wyklucza zerknięcia na nie choć raz.
Dlaczego? Na jakim dokładnie kryterium chcesz ten system oprzeć? Zapewne nie miałaś, jak ja, okresu głębokiej fascynacji Wakfu, ale polecałabym sezon 1, zwłaszcza scenę, w której Ewa i Amalia stoją przed Drzewem Życia, które zawiera całe wakfu (energię życiową) ludu Sadidy. Każdego z Sadidów reprezentuje mała plamka światła na korze, a wszystkie te plamki są identyczne. Dlaczego?
Po pierwsze nie ja, tylko bohater opowiadania. Po drugie on sam w dokładnie tym zdaniu, pod którym napisałaś o Wakfu, podaje argument, dlaczego ten system jest koniec końców bezsensowny.
Dlaczego ludzie (nie mówię tylko o Tobie…) nie znają frazeologii ojczystego języka?
Czyli sama sugerujesz, że krytykowanego sformułowania używają inni ludzie? Jeśli tak, to masz może jakieś źródło, które by twierdziło, że używane w języku sformułowanie jest niepoprawne? Bo warto było takie podać. A nawet jeśli to sformułowanie nie jest używane, to nie widzę przeszkód, by go użyć po raz pierwszy, zwłaszcza że wiadomo dzięki niemu, o co chodzi.
"Ponoć" jest bardzo wysokie w tonie, książkowe – w dialogu robi wrażenie pretensjonalnego wtrętu.
Tsoooo…. Ja i osoby, z którymi rozmawiam, używają tego słowa. Wikisłownik faktycznie twierdzi, że jest to słowo książkowe, słownik PWN już nie. Dla sprawdzenia, czy to prawda, nie powinnam raczej sprawdzać w książkach, dlatego weszłam na jakieś moje grupy na Facebooku. Polecam na własną rękę zrobić taki eksperyment. Mnóstwo osób używa tego słowa, w całkowicie normalnym kontekście. Też sądzisz, że te osoby uprawiają “pretensjonalny wtręt”?
Po tym zastrzeżeniu zapytam: co jest fenomenalnego w konserwatyście i czemu konserwatysta, nawet fenomenalny, nie będzie wierzył we własny obłęd?
Lol, dobre… https://www.wikiwand.com/en/Phenomenal_conservatism
Wiesz, tak swoją drogą, że przyjaźń wymaga dwojga? Dlaczego dziewczyny miałyby w ogóle chcieć gadać z wariatem, który je zagadał ni stąd ni zowąd?
A o tej przyjaźni wymagającej dwojga to odnoście sformułowanie “zaprzyjaźniłem się z tymi dwiema osobami”? Bo tak to brzmi. Na wypadek, gdyby faktycznie o to chodziło, to nie, nie trzeba się zaprzyjaźniać z dwiema osobami.
Wiesz, nie wiem, jak ty, ale ja nie zbywam natychmiast pierwszej lepszej osoby, która chce mnie o coś zapytać. Jeśli ma ochotę na rozmowę i jest przyjazna, to nie mam powodu, by mu mówić “Won stąd, wariacie”. (Swoją drogą potem się dziwią, ze się dyskryminuje tzw. osoby chore psychiczne) Zwłaszcza gdy nic szczególnie wariackiego nie robi. Może jest to nierealistyczne, bo jestem osobą mocno ekstrawertyczną i wykorzystam każdą sytuację, by się z kimś zaprzyjaźnić (Serio, nie ma ani jednej osoby, z którą przynajmniej kilkuminutowa rozmowa nie sprawiałaby mi przyjemności, każdy jest inny, a jednak taki sam na swój osbliwy sposób, dla mnie jest to fascynujące), więc może to po prostu projekcja z mojej strony. Natomiast żeby się nie zgodzić nawet na kilka minut rozmowy z kimś zainteresowanym naszą osobą chyba trzeba być strasznym mizantropem, ale to już moje zdanie. A jak takowa osoba okaże się kimś inteligentnym i miłym, to nie wiem, dlaczego ma być to dziwniejsze od przyjaźnienia się z normikami z pracy czy szkoły.
Już od najmłodszych znanych mi lat żyłem w poczuciu grozy.
Idiom: Już od najmłodszych lat żyłem w poczuciu grozy.
Zabawne, bo całe “znanych mi lat” wstawiłem po tym, jak pewien podobny “skrupulant” o wcześniejszej wersji opowiadania powiedział: “Jak to żył w poczuciu grozy od najmłodszych lat, przecież stracił pamięć w wieku ośmiu lat, więc najmłodszych lat nie pamiętał”. I co niby znaczy tu “idiom”? Że co, że niby “już od najmłodszych lat jest idiomem”?
Przez to nie pamiętałem swojego ojca, który, jak to mówiła matka, trafił do szpitala psychiatrycznego, ponieważ „widział duchy”, a następnie skończył ze sobą, bo rzekomo zjawy wyjawiły mu, iż w krainie zmarłych jest lepiej niż wśród żywych.
Infodump.
Yyy… Co? Idąc tym tokiem myślenia każde opowiadanie jest “infodumpem”. Dosłownie każdy mający znaczenie tekst jest takowym, na dobrą sprawę.
Jak mówiła matka, bez "to".
Rzekomo" jest wytrychem, nie używaj.
Czyli mam powiedzieć po prostu, że zjawy wyjawiły mu, iż blablabla? No to chyba zabrzmi dziwnie, jakby matka faktycznie w to wierzyła.
Lepiej, niż.
Nie, lol. Na pewno nie w tym przypadku. Naprawdę, sprawdź jak to wygląda w jakiejkolwiek książce, bo naprawdę byś naprawdę sama stosowała się do genialnych zaleceń na temat czytania mnóstwa książek.
Sądziłem, że podobny los w postaci choroby psychicznej czeka także i mnie.
Bardzo sztywne zdanie.
Jak już ktoś chce pisać uwagi do tekstu, to ważne, żeby miały jakiekolwiek znaczenie, a nie były werbalnym rozwolnieniem jak to cudo powyżej. “Sztywne zdanie”? Co to w ogóle znaczy?
Drogi narratorze, niespodzianka: wszyscy ludzie są śmiertelni.
Jak z rodziny do Ciebie zadzwoni i powie “dziadek umrze”, to też powiesz “Ekhm, technicznie rzecz biorąc każdy jest śmiertelny”. Jak się mówi, że coś jest wyrokiem śmierci, to raczej wiadomo, że chodzi o śmierć przedwczesną.
ktoś dokona w tym czasie wielkiego odkrycia naukowego
Bardziej technicznego… medycznego…
Czyżbyś sugerowała, że medycyna nie jest nauką? Ja osobiście za pseudonaukę uznałabym psychiatrię, ale bez przesady.
Sądziłem już, że bardziej w Twoim stylu będzie stwierdznie, że w ogóle precyzowanie, o jakie odkrycie chodzi, jest niepotrzebne. Przecież w kontekście ratowania czyjegoś życia przed chorobą serca oczywistym jest, że odkrycie będzie z obszaru nauki/medycyny.
Wiele osób uważa to za potencjalnie wielką stratę z powodu mojego rzekomego talentu artystycznego, który zwykle przeradza się w maestrię dopiero w późniejszym wieku.
Ale że co? Ile on ma talentów, że wszystkie jego talenty… nie, miałam się nie pastwić. To po prostu jest nielogicznie zbudowane zdanie.
Że co? Ja nawet nie rozumiem tych uwag? To jest jak przypadkowe słowa wypowiedziane podczas czterdziestostopniowej gorączki. Że jak, że wiele, wszystk… Nie, nie, to ponad moje siły. Jeśli ktoś nie wyraża się jasno, to lepiej chyba, żeby nie “poprawiał” cudzych tekstów.
Dlaczego dziewczyny miałyby w ogóle chcieć gadać z wariatem, który je zagadał ni stąd ni zowąd?
Takie samo pytanie zadawałaś, oglądając Taksówkarza? https://www.youtube.com/watch?v=boKraRoVh5k&t=108s Jedno jest krytykować randomkę piszącą na necie, a co innego krytykować, choćby pośrednio, wielkiego Scorsesiego. To drugie wymaga po prostu ogromnej buty.
To jest fabuła na miarę George'a Lucasa… a ponieważ już się domyślam, jakie będzie przesłanie, chciałabym od razu powiedzieć: nie maluj na kolanach! Maluj dobrze! Najmądrzejsza myśl przekazana w ten sposób wywoła w NAJLEPSZYM razie nieprzystojne chichoty. </sincerity mode>
Co do ch…? Jakiego do cholery filmu Lucasa? Co do ma do zakochania się w zakonnicy? I o co Ci chodzi z tym “maluj dobrze”? Naprawdę, już wcześniej się nie zgadzałam z tymi uwagami, ale teraz Twój komentarz zaczyna brzmieć jak schizofreniczna tyrada bez znaczenia.
poznałem podczas jednych rekolekcji
Poznałem w czasie rekolekcji. Albo na rekolekcjach.
Albo podczas rekolekcji. Naprawdę, nie jest mi tak trudno dyskutować z pustymi stwierdzeniami. https://www.google.pl/search?q=%22pozna%C5%82em+podczas%22&hl=pl&tbm=bks&sxsrf=ALiCzsZ2FkgBr_Ag95DCQuKRq057k5ct6A%3A1661770916481&ei=pJwMY533HIfPrgTttpHoAw&ved=0ahUKEwid2bKJ8-v5AhWHp4sKHW1bBD0Q4dUDCAg&uact=5&oq=%22pozna%C5%82em+podczas%22&gs_lcp=Cg1nd3Mtd2l6LWJvb2tzEANQywVY4yNgkipoAHAAeACAAVWIAc8HkgECMTOYAQCgAQHAAQE&sclient=gws-wiz-books
Nie trzeba chyba dodawać, że nie mogłem podążać w prawdziwym życiu za takim uczuciem.
Anglicyzmy!
Nie, to je są anglicyzmy. Proszę, jak już mówisz takie rzeczy, dawaj przykłady, albo źródła, bo Twoich stwierdzeń nie będę po prostu brała na słowo
Straciłem naprawdę sporą część radości młodych lat
Anglicyzmy! Drewniany język. "Spory" to taki dosyć duży, ale nie ogromny. Nie ogromny!
Co?
Czas szczególnie cenny zważywszy na to, iż najprawdopodobniej nie będzie mnie długo na tym świecie.
Czas szczególnie cenny, zważywszy na to, że najprawdopodobniej niedługo pożyję na tym świecie.
A da się nie żyć na tym świecie?
Also: “Some people live more in 20 years than others do in 80. It’s not the time that matters, it’s the person.” The Tenth Doctor, The Lazarus Experiment
Co to, ma być odwołanie do autorytetu? Naprawdę, jest to słabo przekonujący typ argumentu, zwłaszcza gdy ma udowadniać, że śmierć w młodym wieku jest w porząsiu i nie jest gorsza od długowieczności.
Jedna moja rozmowa z ową kobietą szczególnie zapisała się w mojej pamięci.
Bardzo sztywne. Za dużo zaimków.
w sprawie tego, kiedy zaczyna się ludzkie życie
Sztywne.
Nie.
kiedy dusza wkracza w ciało
nie ma innej możliwości – musi wchodzić w chwili poczęcia. Bo jest formą ciała, uczestniczy w jego powstawaniu.
Kobieto, czy ty czytałaś, co ja pisałam? Oczywiście, że nie ma innej możliwości, toteż zakonnica właśnie uczy, że życie zaczyna się w chwili poczęcia; daje argumenty przeciwko wyznaczeniu jakiegokolwiek arbitralnego momentu ciąży, jest katoliczką, więc OCZYWISTYM jest, że będzie uznawała za to chwilę poczęcia. Narrator sam z tym poglądem dyskutuje, jednak to nic nie świadczy o podejściu samej zakonnicy.
Sztucznie przedłużone zdanie, ale "wartość moralna" to termin, którego w ciągu trzech lat studiów nie słyszałam ani razu. Być może dlatego, że nie ma go w użyciu.
Reagujesz tak na każdy zbitek dwóch wyrazów, z którym się nie spotkałaś? Współczuję. Poza tym wyszukiwarka nie boli. https://www.google.pl/search?q=%22warto%C5%9B%C4%87+moralna%22&hl=pl&tbm=bks&sxsrf=ALiCzsZ_ZtQmmsVMfG3-jQ4TeEpmEjVBGg%3A1661770928974&ei=sJwMY6GFO-PzqwGl7bzoCQ&ved=0ahUKEwihna2P8-v5AhXj-SoKHaU2D50Q4dUDCAg&uact=5&oq=%22warto%C5%9B%C4%87+moralna%22&gs_lcp=Cg1nd3Mtd2l6LWJvb2tzEAM6BQgAEIAEOgQIABATUKUCWNgTYK4UaABwAHgAgAHYAYgByQuSAQYxMi4yLjGYAQCgAQHAAQE&sclient=gws-wiz-books https://www.google.com/search?q=warto%C5%9B%C4%87+moralna&sxsrf=ALiCzsYh3tZ6wlz8lTuPGMcmGsZ1_fZRVA%3A1661771634571&source=hp&ei=cp8MY9CUHuSHxc8Pp6SE6As&iflsig=AJiK0e8AAAAAYwytgr1yzya9pO2rJIeTr0lWjxV29IRu&oq=warto%C5%9B%C4%87+&gs_lcp=Cgdnd3Mtd2l6EAEYADIHCAAQQxCLAzIOCAAQgAQQsQMQgwEQiwMyCwgAEIAEELEDEIsDMggIABCABBCLAzIICAAQgAQQiwMyCAgAEIAEEIsDMggIABCABBCLAzIICAAQgAQQiwMyCAgAEIAEEIsDMggIABCABBCLAzoECCMQJzoLCAAQgAQQsQMQgwE6BQgAEIAEOhEILhCABBCxAxCDARDHARDRAzoECAAQQzoLCC4QgAQQsQMQgwE6CAgAEIAEELEDOgsILhCABBDHARCvAToRCC4QgAQQsQMQgwEQxwEQrwE6CAguEIAEELEDOhQILhCABBCxAxCDARDHARCvARCLAzoOCC4QgAQQxwEQrwEQiwM6DQgAELEDEIMBEEMQiwM6DgguEIAEEIsDEKgDEJ0DUABYjApg9RVoAHAAeACAAW2IAdUFkgEDNy4xmAEAoAEBuAED&sclient=gws-wiz
A Ty próbujesz, rychtyk jak Singer, stopniować cenę życia. Mam nadzieję, że się mylę. Bo kiedy system zacznie tak funkcjonować, to jestem na początku listy do odstrzału.
Lol, oczywiście, ze cena życia jest różna. Utrata wynalazcy szczepionek będzie znacznie gorsza od utraty bezdomnego. Nie oznacza to, że którakolwiek z tych śmierci jest fajen, obie są tragedią, tylko jedna jest większą. Nikt nie dziwi się, jeśli cały kraj opłakuje wielkiego kompozytora, a tylko niewielu płacze nad śmiercią normickiego Janusza. Więc nie, nie będziesz do odstrzału. W najgorszym wypadku osoba, która cię zabija otrzyma lżejszą karę niż za zabicie prezydenta, [nie jest tak przypadkiem nawet w obecnym sysytemie?].
Ale wszystkie problemy etyczne mają podbudowę ontologiczną, ponieważ etyka dotyczy działania w świecie, który opisuje ontologia.
Hej, zgodnie z ostatnim zaleceniem, chciałam napisać, że wprowadziłam zmiany; pewne pomysły naszły mnie ot tak, i uznałam, że warto dodać pewne smaczki. Inny ważny dodatek w dużym stopniu rozwiązuje problem wyjawienia na początku miasta Gresel. Bo usunąć tej wzmianki nie mogłam, twist na końcu nigdy nie może pojawiać się jak filip z konopi, bez żadnego foreshadowingu ani wskazówek.
Na obecnym etapie jest to chyba jedyne moje opowiadanie, które uważam za perfekcyjne. Co wcale nie oznacza, że najlepsze, bo niektóre mają pewne wady, ale jednocześnie znacznie większe zalety.
Zmieniłam kilka rzeczy. Oprócz kwestii leksykalnych i kilku usuniętych niezręczności (pokroju sugerowania, że trzynastolatka zarywała do ponad dwudziestoletniego gościa, czego wcześniej nie zauważyłam) jest dopisek na końcu, wcześniej wzmianka o naukowcu. Zdaje się, że jeszcze coś zmieniłam, jednak były to pojedyncze zdania co najwyżej.
Edit: po prostu martwiłam się, że opowiadanie, zniknąwszy raz na betalistście, a teraz na nie wiadomo której stronie poczekalni, spowoduje konfuzję osób, które chciały je sobie przeczytać. Jednak jeśli usunięcie i ponowne wstawienie było nie na miejscu, to sorry.
Najlepiej było się nie spieszyć za pierwszym razem, publikując bez solidnego betowania oraz wielokrotnego czytania samemu, jednak zachęciły mnie do przedwczesnej publikacji słowa pochwały czytelników alfa.
Szkoda, ale chyba nie będę z tego powodu bardzo smutny. Może za jakiś czas wrócę, jak podszkolisz warsztat.
Jasne, wiadomo, że to, iż mamy różne gusta czy obieramy sobie różne cele przy pisaniu opowiadań, nie powinno wprawiać nikogo w smutek. Co do warsztatu, oczywiście, będę starała się go ulepszyć. Mam jednak spore wątpliwości co do tego, czy jest faktycznie tak kiepski, jak sugerujesz.
Natomiast uważam, że ton w Twoim komentarzu był niepotrzebnie złośliwy. Starałam się odpowiedzieć w podobnym stylu, dla równowagi. Jeśli przesadziłam, to sorry.
Czyli kiedy wkracza? W momencie narodzin? A jaka jest różnica pomiędzy dzieckiem w brzuchu, a tym samym dzieckiem poza kilka bolesnych chwil później?
Oczywiście, że nie w momencie narodzin, przynajmniej nie według narratora, bo DOSŁOWNIE ZDANIE WCZEŚNIEJ masz tak napisane:
Jej, skądinąd dość słusznym argumentem, przeciw stwierdzeniu, że człowiek zaczyna mieć wartość moralną w określonym momencie ciąży, był fakt, że jakiegokolwiek momentu się nie wyznaczy, różnica między stanem poprzednim, przed paroma godzinami, będzie znikomy – podczas gdy różnica metafizyczna jest ogromna.
Widać jak na tacy, że z poglądem zakonnicy, jakoby człowiek nie mógł zyskiwać wartości moralnej w jakimkolwiek arbitralnym momencie ciąży, narrator się zgadza. Zakonnica zapewne nie wierzy także w to, jakoby człowiek zyskiwał wartość moralną w momencie narodzin, a ten moment również jest arbitralny i nie przynosi z sobą drastycznych zmian, więc narrator także w to nie wieży.
Masz kilka zdań później dokładne wyjaśnienie, jaki jest pogląd narratora. A i już wcześniej da się stwierdzić wyraźnie, że narrator jest po prostu sceptykiem, który paradoksu stosu w przypadku człowieka rozwiązać nie potrafi, i że ostatecznie wykazuje się w tej kwestii agnostycyzmem, podczas gdy dyskusja miała być niejako wyzwaniem intelektualnym. Narrator mówi dokładnie:
Paradoks ten zdawał się więc albo nierozwiązywalny, albo wymagający popadnięcia w nihilizm zarówno etyczny, jak i ontologiczny.
Później zaś dodaje:
Odpowiedź jednak przyszła w sposób dla mnie najbardziej nieoczekiwany.
A tą odpowiedzią jest rzecz jasna konkluzja opowiadania, że życie ludzkie po prostu nie ma wartości większej niż potencjalne życie oraz że śmierć nie jest niczym strasznym, ponieważ jest takim samym losem jak los wszystkich, którzy nigdy się nie narodzili, oraz że nieistnienie jest stanem znanym nam wszystkim sprzed momentu poczęcia. No i oczywiście, że zwykły brak narodzin jest tragedią, z której nie zdajemy sobie sprawę tylko dlatego, że “nie wiemy, co tracimy”. Można się z tą tezą zgadzać, można nie zgadzać albo można tak jak Ty napisać “lol, jakia śmiemszna komkluzja, igzde. Nikt tak przecież nie twierdzi, joł”
Może wyda ci się to niesamowite, ale właśnie przedstawianie argumentów na kontrintuicyjne oraz nietypowe tezy jest dla mnie interesującym wyzwaniem. Jeśli Ciebie zadowoliłoby tylko kolejne opowiadanie z przesłaniem o tym, że morderstwo oraz niewolnictwo są złe, że władza korumpuje, o tym, jak wielka jest moc przyjaźni, to zdecydowanie nie jestem zainteresowana zabawianiem Cię swoją literaturą.
Tak, doznawanie zakrzywienia czasoprzestrzeni wydaje się wystarczająco kuszącą propozycją, aby odebrać sobie życie.
A teraz znajdź fragment, w którym napisałam, że faktycznie Z TEGO POWODU odebrał sobie życie. Napisałam: “a następnie skończył ze sobą, bo uznał, że zjawy wyjawiły mu, iż w krainie zmarłych jest lepiej niż wśród żywych.” “Mówił też coś o zakrzywieniach czasoprzestrzeni” jest dodane w zupełnie innym zdaniu, jako dopowiedzenie czegoś zupełnie na marginesie.
Jeśli Boga zaś nie ma, to nie ma również duszy i cała dyskusja nie ma wówczas sensu.
Powiedz szczerze, Twoja wiedza filozoficzna jest tak samo wielka jak znajomość literatury? Bo zastanawiam się, czy mam traktować Twoje uwagi na poważnie. Najpierw należało by wyjaśnić, w jaki niby sposób istnienie duszy logicznie wymaga istnienia Boga. Bo problem mógłby być taki, że wiara w duszę przy jednoczesnym ateizmie byłaby czysto teoretycznie możliwa (a i wówczas Twoja wybitna uwaga byłaby inwalidą), ale po prostu rzadko bądź nigdy te rzeczy by ze sobą współwystępowały. Ale NAWET TAK nie jest! Dziesiątki świeckich filozofów, którzy wierzą w istnienie duszy (różnie zresztą pojmowanej; zresztą autor opowiadania nic nie mówił o tym, że używa duszy w sensie świadomości, “boskiego daru” czy zwyczajnej wartości moralnej człowieka), oraz religii nieteistycznych, mają być ignorowane tylko dlatego, że ty sobie powiedziałeś: “WiElU WiErZĄcYcH w BoGa wiErZy w DuSzĘ. NiEwiElU AteIsTów WiErZy W dÓsZe. CzYli DuSzA WyMagA BoGa.”
Resztę drobnych błędów poprawiłam.Zastanawiają tylko to enigmatyczne “wszystko, co mi się nie podoba”, ale jeśli są to uwagi tak wybitne, jak to o duszy, to chyba mogę spać spokojnie. Pozdrawiam.
EDIT:
Jak to, stracił ponoć pamięć? Wspomnienia albo się ma albo nie. Narrator powinien wiedzieć, czy coś z tego okresu pamięta. I jeżeli nie pamięta, to skąd wie, że żył w poczuciu grozy od najmłodszych lat?
“Ponoć” usunęłam, bo nie było to jakoś bardzo istotne. Ale zastanów się, czy przeciętny człowiek mógłby powiedzieć o sobie “straciłem pamięć w wieku trzech/czterech lat”? Nie, ponieważ on nie pamięta UTRATY pamięci, lecz nie pamięta niczego sprzed tego wieku. Tak samo bohater, nie pamiętał niczego sprzed wieku ośmiu lat. Ale czy stracił pamięć? Czy też nigdy przed ósmym rokiem życia nie posiadał świadomości? Skąd on to sam miał wiedzieć? Ktoś mu powiedział, że doznał urazu głowy, który utratę pamięci powoduje.
I jeżeli nie pamięta, to skąd wie, że żył w poczuciu grozy od najmłodszych lat?
“Najmłodszych” może nie pasuje, jeśli ktoś na siłę chce czepiać się szczegółów, jednak chodziło o najmłodsze pamiętane lata. Jeśli znajomy ci powie “od najmłodszych lat interesowałem się piłką nożną”, to powiesz: “Igzdedede, jak byłeś noworodkiem, to też się piłką interesowałeś?”
Tak, zdecydowanie lubię stylizować opowiadania na ten okres, choć nie zawsze robię to świadomie. W ogóle tytuł opowiadania został zaczerpnięty z tytułu zbioru opowiadania Grabińskiego, w którym jednak niestety nie znajdowało się żadne opowiadanie “Szalony pątnik”,mimo że bardzo liczyłam na to, że takowe mogłabym przeczytać. Stąd inspiracja, ale tylko pod względem tytułu, bo stylu Grabińskiego nie starałam się naśladować, w każdym razie nie świadomie. Po prostu pomyślałam: “Dobra,mam teraz genialny tytuł,to postaram się zrobić na tyle dobre opowiadanie, jak mogę, bez oglądania się na nic”.
Co do rozwlekłości, to myślałam, że motyw Justyny nie wnosi za wiele; wymyślałam fabułę w trakcie pisania (wiem, że wielu bardziej doświadczonych pisarzy by mnie za to zabiło lol) i wiem, że chciałam gdzieś Justynę wykorzystać w późniejszych momentach, ale potem z tego zrezygnowałam. Myślę, że fragmenty z nią można by usunąć. Ale tak bardzo się zżyłam z tą postacią, nawet mimo że nieistotną, iż żal mi było ją tak po prostu anihilować. Poza tym wydaje mi się, że ona, jako przyjaciółka głównej bohaterki, jakoś ją “uczłowiecza”, więc może lepiej jej nie wywalać?
A, nie, nie, wychwytywanie błędów jest jak najbardziej okej, wręcz przeciwnie: jak się robi to za darmo i z własnej woli, to cóż… nie chcę być cyniczna po raz kolejny, ale dla mnie taki deal jest świetny. Tylko nie można z tym przesadzać i doszukiwać się błędów dosłownie wszędzie. Jeśli rażą w oczy i faktycznie utrudniają lekturę, jasne, ale jak są to kwestie dyskusyjne, w sensie coś mi zgrzyta, ale nie wiem, czy to błąd, albo jak jakieś wyrażenie pojawia się w innych tekstach, albo jak to jest jakaś “nieścisłość”, dla której dość racjonalne wyjaśnienie można znaleźć w dwie sekundy, to cóż… Z niczym nie można przesadzać. Lepiej poruszyć kwestie w większym stopniu wpływające na jakość dzieła. To tak, jakby krytykując film, ktoś poświęcił 5 procent czasu na poruszenie kwestii emocji, filozofii, idei, budowania napięcia itp., a 95 procent czas poświęcił na doszukiwanie się niewłaściwych osób w kadrze, tego, że w jednym ujęciu aktor podnosi coś lewą ręką, a w następnym prawą itp. Jasne, jak komuś taki rodzaj recenzowania sprawia przyjemność, niech to robi, jednak jeśli celem jest pomoc autorom w wyszkoleniu warsztatu, to chyba ma tu miejsca… jak by to powiedzieć… niewłaściwa alokacja zasobów.
A z porównaniem do błędów z chemii czy prawa nie chodziło mi o to, że są bardziej ważne, tylko o to, że rzadziej ma się z nimi do czynienia, ponieważ o chemii, fizyce itp. laicy mówią mało. A językiem, chcąc nie chcąc, posługuje się każdy, w zasadzie codziennie. Więc jest większe prawdopodobieństwo, że na co dzień będzie czuł irytację, jak to się mówi dość nieładnie, “grammar nazi”, niż że będzie to czuł znawca chemii, matematyki itp.
Nie wiem, czy mogą normalnie funkcjonować nauczyciele chemii czy prawnicy, ale na pewno nie mogą normalnie funkcjonować osoby, które dosłownie traktują nawet największą i ewidentnie złośliwą hiperbolę. Ale jak już mam być całkowicie poważna, to już samo wyłapywanie wszystkich problemów nie powinno sprawiać problemów w życiu; sama wiem, że jeśli ktoś mówi "poszłem" zamiast "poszedłem", popełnia błąd, i jakoś z tego powodu nie umieram. Jeśli jednak recenzent sam się przyznaje, że tyci tyci pseudo-błędy pokroju całkowicie poprawnego "wybuchła" "utrudniają mu lekturę", to chyba trudno nie zadać sobie pytania, jak ktoś taki funkcjonuje w życiu (nawet jeśli to pytanie jest jedynie złośliwą przesadą). A, i jeszcze jedno. Porównywanie wychwytywania bubli chemicznych i prawnych do tych językowych jest błędne i zwodnicze, a na pewno w tym kontekście. Ludzie nie mówią o chemii lub o prawie 24 godziny na dobę, podczas gdy językiem takim czy innym posługują się niemal cały czas. Podejrzewam, że niejeden prawnik lub chemik przyznałby, że nie wytrzymałby, gdyby cały czas musiał słuchać laików wypowiadających się w jego dziedzinie ekspertyzy.
No a co do tygodnia, to faktycznie mój błąd, który zaraz poprawię. Coś takiego nie mogłoby mieć miejsca nawet w normalnym i praworządnym kraju; przy czym opóźnienia w sprawie są rzadsze i mniejsze w dobrze funkcjonujących demokracjach.
“
Wystaw sobie, Gurgaon, że szatnia jest w sądach obowiązkowa.”
Nie jest. A nawet jeśli jest w każdej szatni na świecie, to nie jest w sądzie we Wrocławiu (a w nim ma miejsce akcja opowiadania), a sama byłam tam na rozprawie, podczas której miałam nawet nie płaszcz, tylko kurtkę. I tak samo z zaświadczeniem o niekaralności, po które przyszłam.
A jakby było, że kłamię, to jest tu pierwsze lepsze nagranie z rozprawy sądowej w Polsce: https://www.youtube.com/watch?v=85hFi8jVsMc
A jakby było, że tamto video się nie liczy, bo to nie rozprawa o morderstwo (czego rzecz jasna nie powiedziałaś, bo powiedziałaś “w sądach szatnie są obowiązkowe” i kropka), to tutaj jest nagranie z rozprawy w sprawie zabójstwa: https://www.youtube.com/watch?v=vvuRodh69SE
Większość osób nie ma na sobie płaszczy, są w garniturach, lecz co najmniej kilka osób ma na sobie czy to kurtki, czy właśnie płaszcze.
Gdzie to tak was zmuszają do rozbierania się w sądach? Nie jest to lekkie nadużycie władzy?
“czasownik wybuchnęła zarezerwowany jest dla istot żywych (kobieta wybuchnęła gniewem), natomiast wybuchła dla rzeczowników nieżywotnych (na placu wybuchła bomba).”
Nie jest. Tu mogłabym zakończyć. Można jednak wpisać w Wikiźródła przykłady wyraz “wybuchła” i znaleźć mnóstwo przykładów wyrażeń typu “ kobieta wybuchła płaczem” itp.
https://pl.wikisource.org/wiki/Potworna_matka/Cz%C4%99%C5%9B%C4%87_pierwsza/IX
https://pl.wikisource.org/wiki/Hrabina_Charny_(1928)/Tom_II/Rozdzia%C5%82_XXXVII
https://pl.wikisource.org/wiki/Tomasz_Rendalen/XXII
https://pl.wikisource.org/wiki/Gdyby_nie_kobiety/Rozdzia%C5%82_V
https://pl.wikisource.org/wiki/Pami%C4%99tnik_ch%C5%82opca/Matka_Frantiego
https://pl.wikisource.org/wiki/Wrogowie_kobiety/II
https://pl.wikisource.org/wiki/Tomasz_Rendalen/ca%C5%82o%C5%9B%C4%87
https://pl.wikisource.org/wiki/Bracia_Karamazow/ca%C5%82o%C5%9B%C4%87
https://pl.wikisource.org/wiki/Wojna_i_pok%C3%B3j_(To%C5%82stoj,_1894)/Tom_I/ca%C5%82o%C5%9B%C4%87
Inb4 ctr + f z wybuchł i będzie łatwo znaleźć.
Nawet Mirosław Bańko [https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/wybuchnac;15713.html] nie mówi nic o tym, by forma “wybuchła” w odniesieniu do istot żywych była niepoprawna. Mówi jedynie na odwrót, że wyrażenie “bomba wybuchnęła” nie pojawia się. (Nie że jest błędne, tylko że się nie pojawia). Natomiast zasadniczo nie powinno nas to interesować, jaką formę za poprawną uznają choćby najbardziej poważani profesorowie. Oni jedynie kodyfikują powszechne użycie języka. A ja wykazałam, ze forma “wybuchła płaczem” itp. jest używana, i to nie w wypracowaniach Kacperka z trzeciej ce czy w artykule “Kobiecych spraw” pod tytułem “Czy twoje upławy świadczą o stresie pourazowym”, tylko w poważnych kawałkach literatury.
Mamy jeszcze większe złoto: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Wybuchnal-czy-wybuchl;20514.html
“… a ich użycie nie zależy od znaczenia”.
Rzecz jasna, jak już mówiłam, słowa “ekspertów” od języka nie można traktować jako świętości, zwłaszcza w tym przypadku, w którym jeden mówi coś zupełnie sprzecznego z drugim. Ale wolałam wspomnieć.
“Pragnę Cię też uspokoić, że możesz pisać co chcesz i jak chcesz, bez obaw, że zostaną Ci wytknięte dziury i niespójności, czy tycie błędy gramatyczne, albowiem pod swoimi przyszłymi opowiadaniami moich komentarzy już nie znajdziesz.”
A nie, nie ma problemu. I tak dziękuję, za odwalenie za mnie roboty za darmo przy tym opowiadaniu.
Raczej poprawność gramatyczna.”
Poprawność gramatyczna jest wyznacznikiem…. cóż… poprawności gramatycznej. A mowa była o “budowaniu potwornie skomplikowanych zdań”. Te rzeczy nie są ze sobą związane. “Poszłem do sklepu” potwornie skomplikowanym nazwać nie można, a jest bez wątpienia niepoprawne. Istnieją zaś zdania, przy których zrozumieniu trzeba się nagłowić, ale są w stu procentach poprawne gramatycznie.
Dobra, zauważyłam swój błąd w komentarzu. Rzecz jasna nie chodziło Irce Luz o moment, w którym Kokesh po prostu był sobie na sali, tylko wtedy, gdy był z niej wyprowadzany, i po tym, jak wyrok już zapadł. Jednak nawet wtedy zakładanie kajdanek od razu nie wydaje się potrzebne. Uciec mógłby dopiero po wyjściu z sali, wcześniej by wystarczyło, gdyby ktoś pilnował drzwi. [Zresztą i tak daleko by nie uciekł, ale wiadomo, lepiej unikać fatygi z gonieniem go, nawet przez chwilę]
Poza tym fakt, że nie o kajdankach nie było mowy, nie znaczy, że nie zostały w pewnym momencie założone. Nie jest to istotne i nie wpływa szczególnie na fabułę. (Oczywiście wiele rzeczy, które wpływu na fabułę nie miały, opisałam, co nie znaczy, że opisywać muszę dosłownie wszytko, zwłaszcza gdyby założenie kajdanków miałoby być taką oczywistością). Anna mogłaby dalej spróbować jego ręki, tyle że rzecz jasna skrępowanej kajdankami. Zwłaszcza że, z tego, co pamiętam, wyobraziłam sobie go wychodzącego w kajdankach, czego rzecz jasna sprawdzić nie można, jednak cóż… wolałam wspomnieć
Gdyby naprawdę chodziło o sugestie co do opowiadania, należałoby powiedzieć: “Wszystko fajnie, tylko brakuje niezwykle ważnej wzmianki o zakuciu w kajdany”, a nie “Nie ma kajdanek, naucz się, jak wygląda proces, zaorane i pora na CSa”.
Okej, wiele już dość bezsensownych krytyk miało miejsce. Na wiele z nich nie ma jak odpowiadać, bo są to kwestie najzwyczajniej w świecie subiektywne. Ale tym razem padły stwierdzenia czysto deskryptywne i możliwe do zweryfikowania (w przeciwieństwie na przykład do kwestii tego, ilu zaimków się używa i czy w danym miejscu są “potrzebne”).
“Skazanego za wielokrotne morderstwo prowadzą tak po prostu bez kajdanek? Mało prawdopodobne.”
Tak, no, bo od razu, ot tak zamorduje sędziego gołymi rękami. I nikt go nie powstrzyma. Przecież traktowanie oskarżonego jak nieobliczalne zwierzę jest normalną i sprawiedliwą praktyką. A myślałam, że strażnicy w opowiadaniu są nazbyt przewrażliwieni.
“Mam wrażenie, że nie wiesz, jak wygląda proces, warto by wcześniej sprawdzić, bo piszesz rzeczy, które nie są możliwe.”
Rozumiem, że chodzi tylko o kwestie kajdanek, bo gdybyś naprawdę chciała, bym się nauczyła na błędach, to byś wskazała także inne nieścisłości.
Nie, wiem, może tak: https://www.youtube.com/watch?v=xlKiZn2j2KQ
A argumentu, że to w Ameryce, a w Polsce by wyglądało inaczej i zakuto by bez większego powodu kajdankami mordercę, oraz nie pozwolono by mówić ofiarom, nawet nie chcę słyszeć. (Przy czym takie twierdzenia także należałoby sprawdzić). Wolę być nierzetelna w przedstawianiu Polski i opisać ją na wzór relatywnie normalnego kraju. Jakbyśmy chcieli być wierni lokalnym realiom, to pewnie bym musiała napisać, że sędzią jest były agent Związku Radzieckiego, morderca dostał kilka lat, a matkę zamordowanej dziewczynki dojechała skarbówka, bo umorzony przez bank dług za kredyt na remont pokoju dla dziecka zinterpretowała jako dochód.
Od tego jest świat fantazji, żeby nieco idealizować rzeczywistość.
Mam wrażenie, że to ty bierzesz obraz morderców w kajdankach w sądzie z filmów o Hanibalu Lecterze. Ale nie wiem, w polskim sądzie faktycznie nie byłam, zwłaszcza na procesie seryjnego mordercy; może tam wszystko odbywa się na wzór amerykańskich thrillerów.
“Stwierdzenie, że mordercy ratują ludzi przed piekłem jest delikatnie mówiąc dyskusyjne.”
Jasne, powiem więcej: jest wręcz nieprawdziwe. Jestem ateistką, (a nawet antyteistką, jakby tego nie dało się wyczytać z opowiadania) ale nie przeszkadza mi to o religii myśleć i pisać, a nawet tworzyć eksperymenty myślowe dotyczące tego, co by się stało, gdyby dana religia była prawdziwa.
“Zresztą jaki ciężki grzech może popełnić staruszka?”
Ależ tak, przekroczenie pewnego wieku czyni cię odpornym na złe czyny. Nawet religii katolickiej, w której masz przerąbane na wieki za powiedzenie “O Jezu” bez powodu i powiedzenie przyzwalanie na “nieczyste” myśli. Czego nie rozumiesz, pisaku?
“Budujesz potwornie skomplikowane zdania, niektóre z nich nie mają sensu.”
No z tym stwierdzeniem to najtrudniej mi dyskutować, bo jest w największym stopniu subiektywne, ale spróbuję. Myślę, że obiektywnym wyznacznikiem jest średnia długość zdania. Ta nie odstaje od normy. Polecam sprawdzić w liczniku słów i porównać z innymi dziełami, zwłaszcza tymi, no, że tak powiem, chyba wychodząc trochę na pretensjonalną, dobrymi. https://countwordsworth.com/wordspersentence
Tak na marginesie, ciekawi mnie, w jaki sposób niektóre osoby funkcjonują na co dzień. A to niepotrzebny zaimek, a to ktoś się zachowuje “nielogicznie”. Pewnie niektórzy jak wchodzą do pierwszego lepszego budynku z szatnią u wejścia i widzą osobę w płaszczu, to wyskakują z krzykiem: “O kurwa, glicz w Matrixie” i wstawiają opowieść o tym na r/paranormal. Większość osób raczej by nie zwróciła na to uwagi, pomyślała, że danej osobie jest zimno; że może ma coś w kieszeniach, czego nie chce zostawiać w szatni; że może nie chce się fatygować z wracaniem po płaszcz do szatni; że uważa, iż w płaszczu lepiej wygląda… Ale widocznie fikcja musi bardziej realna od, cytując klasyka, prawdziwości.
BTW. tego wszystkiego nie piszę ani ze złośliwości, a coping uprawiam tylko w pewnym stopniu. Każdemu może się nie podobać każde dzieło, z jakiegokolwiek powodu. Jednak polecam, z życzliwości, zastanowić się, czy doszukiwanie się “dziur” i “niespójności”, czy najmniejszych tyci tyci “błędów” gramatycznych, które znajdują się w większości poważnych tekstów (jak np. całkowicie poprawna forma “wybuchła”), jest faktycznie sensowną krytyką, która pozwala autorom na tej stronie się rozwijać. Bo może się okazać, że to zwyczajnie strata czasu, zarówno komentujących, jak i twórców.
Z poważaniem
Gurgaon