Profil użytkownika


komentarze: 24, w dziale opowiadań: 10, opowiadania: 5

Ostatnie sto komentarzy

Miałaś rację, błędów sporo. Korzystam z odt i przez przekładanie, stawianie systemu na nowo szlag chyba trafił słowniki. Niczego mi nie podkreśla, a wklejając na tę stronę zawsze mam dziki uśmiech na twarzy. Nie raz po skończeniu korekty i dodaniu wyskakiwało ponowne logowanie. A akapit się powtórzył, bo była nadzieja na posługiwanie się półpauzą, ale widać jeszcze odkrywam "uroki" tej strony.

Więc zapewne niejeden tekst spalę w przyszłości, trudno, uczę się, przy znoszeniu wszelkiej krytyki zawsze jest szansa, że jednej osobie się jednak spodoba.

Dzięki za poświęcony czas i uwagę, pozdrawiam. 

Witam,
z błędami się zgodzę:) Dzięki.

Tekst to zaledwie fragment ogromnej całości, a przedstawione realia to przyszłość, w której istnieją rozbudowane, zaawansowane technicznie metropolie oraz zdziczały teren wokół nich, czyli Wolna Strefa. Dlaczego, co, skąd i w jaki sposób mam nadzieję przedstawić niebawem. Powyższe miało iść na HAREM, więc brakło znaków na tworzenie opisów, postawiłam na emocje bohaterów, a reszta tylko tyle co na smak, że się tak wyrażę;)

Zapewniam jednak, że nad losami i rozwojem bohaterów kombinuję już długo, bo od około dziesięciu lat. Początkowo miał powstać komiks. Książkę mam w szufladzie, wciąż wyrabiam warsztat, zapisując w luźno połączonych ze sobą opowiadaniach dzieje poszczególnych bohaterów. Kiord odegra jedną z lepszych ról, choć u mnie nie ma głównych bohaterów, są raczej grupy, jak choćby powyższa ekipa najemników. Główną, łączącą wszystko rzeczą jest przedstawiony świat i jego surowe prawa jak choćby Pielgrzym, właściwie to on trzęsie tą rzeczywstością. 
Dlatego niektóre historie wychozą mi w konwencji fantasy (a i tu gdybym weszła w szczegóły choćby i sprzętu wojaków to byłoby sf), inne zaś opisują nowoczesne dobra rozległych metropolii i pozbawione są magii.

 

"Jako redaktorka i historyczka mam parę uwag: 
Drogi Wędrowcze, gdy przepłyniesz dziesięciokrotną ilość mil w porównaniu do wypitego alkoholu
Chodzi o to, że im więcej mil się przepłynie, tym więcej wypije się alkoholu? No bo jeśli o to, że dziesięciokrotnie więcej mil się przepłynie niż [litrów] alkoholu wypije, to jakoś mi się to nie łączy..
Poza tym nie ma „ilości mil", tylko liczba mil.  "

 Jasne, mogłam po prostu napisać "Gdy doświadczysz choć połowę tego co ja, być może zrozumiesz, co miałem na myśli", miałam jednak pomysł na dość skondensowany skrót myślowy, który dałby odpowiednie wrażenie. Chodziło więc o zestwienie - potencjalnej ilości wypitego alkoholu (w litrach przez czterdziestoletniego mężczyznę) do teoretycznej liczby (dzięki;)) przepłyniętych przez niego mil w tamtych czasach. Pod kątem skrupulatności byłoby to zadanie dla matematyka. Cóż, nie powiem, pytałam wiele osób ile w ciągu życia może wypić mężczyzna do czterdziestki i zerkałam na ówczesne szlaki morskie. Poprzestałam jednak na stwierdzieniu, że w jednak łatwiej było więcej wypić niż przepłynąć.

Obcokrajowcy przeważnie nosili się na modę francuską, ciemne cylindry łatwo było dostrzec ponad głowami przechodniów.
Meijer miał jednak gdzieś najnowsze trendy. Cenił w ubiorze wygodę.
Poły kolorowego palta rozchylały się na boki, gdy poruszał się w tłumie jak człapiący niedźwiedź.
 
Paryż to tylko moda damska, natomiast męska od połowy XVIII wieku powstawała przede wszystkim w Londynie. Od lat 50. XIX wieku trendy była właśnie wygoda (oczywiście tylko w przypadku męskich ubrań). Kolory również lubiano, czerń zakładano raczej wieczorem, więc z twojego opisu wynika, że Meijer był jak najbardziej „modny" ;) 

Co do ubioru wspomagałam się tą stroną http://www.buw.uw.edu.pl/wystawy/modameska/ryshistoryczny.html

"
Już w młodości nauczył się wsłuchiwać w oddech swoich braci oceniając, czy śpią. Podobnie było na statku we wspólnej kajucie żeglarzy.  "
 "wcześniej chyba pisałaś, że jest kupcem - no i to bardziej pasuje do jego rozrzutności - kurtyzany, sake - to wszystko kosztuje i to nie mało, stać na nie tylko najbogatszych; a tu nagle, że spał razem ze zwykłymi marynarzami...  "

Oj, napisałam "w młodości". Troskliwy ojciec nie zrobiłby dziecku tej krzywdy i nie rozpieścił narzuconymi przywilejami, z resztą żeglarz to ogólne określenie "człowieka morza", a marynarz jest chyba najniższym stopniem odpowiadającym szeregowemu;)

Przecinek przed „oceniając"


Tak, imiesłów przysłówkowy - wokół niego zawsze przecinek.


"Zbliżał się do dzielnic miłości. Już po wyjściu z lokalu mijał dostojne panie
, "

Owszem, powinnam była napisać, że "mijały go". Chyba skupiłam się za bardzo na punkcie widzenia bohatera.

"Hm, gejsze wystawające na ulicy razem ze zwykłymi prostytutkami? To jedna kwestia, gejsze co najwyżej mogły dumnie przejść obok w drodze do herbaciarni czy klienta, starając się jednak zachować jak największą odległość od prostytutek, i zawsze wychodziły razem ze służącymi. "

Informacje na temat różnic między kurtyzaną, a gejszą zdobyłam z artykułu Joanny Ellmann. Przyznaję, że dałam bohaterowi nieco większą swobodę, trudno było bowiem, upierając się przy takim miejscu akcji, znaleźć dogodny okres w historii Japonii w którym obcokrajowiec mógłby czuć się tak swobodnie w tym kraju. Nie wiedziałam jednak, nie udało mi się wyczytać, że aż tak haniebne byłoby dla gejszy spółkowanie z obcokrajowcem. Intuicyjnie postawiłam na Holendra i jak się okazało mieli oni z Japończykami najdłuższe i w miare ciągłe kontakty handlowe, jeszcze przed Rosjanami i Amerykanami.

Dzięki za konstruktywną krytykę, oby na przyszłość mój nick przykuł Twe oko na tej stronie;) To był mój pierwszy tekst w oparciu o rys historyczny. Na razie moje poszukiwania poprawności meytorycznej krążą wokół cybernetyki, militarystyki i fizyki :P

Muszę przyznać, że opowiadanie powstało na inną bitwę na teksty, zabawa polegała na ułożenie histori pod powyższy tytuł. Nie będe więc ukrywać, że najpierw wymyśliłam puentę, potem szukałam informacji do ułożenia reszty, dlatego też w opowiadaniu jest nutka erotyzmu, a nie pornos:) 

Witam,
niestety nie mam czasu na realizację własnych projektów, a co dopiero na angażowanie się w czyjeś pomysły. Być może jak wyposażę się niebawem w sprzęt, to praca z ilustracjami będzie łatwiejsza i szybsza, wtedy zobaczę co w trawie piszczy, pozdrawiam;) 

Witam, początkowo miałam wstawić tekst ukazujący kawałek mego światka, i choć udało mi się nawet zmieścić w znakach (wywalając jednego z czterech bohaterów), to nie wydawał mi się na tyle spójny i aż tak klimatyczny. 
Dużo frajdy sprawiło wyszukiwanie informacji i materiałów do powyższego opka, dzięki serdeczne za wytknięcie byków, niestety, czekałam do ostatniej chwili aż znajomi przeczytają. Wrzuciłam i poszłam do pracy, cóż, jest po północy, więc już porumakowane:/  

Ciśnie mi się na klawiaturę - cierp Jajo coś chciało, ale nie, nie powiem tego na głos:)
Hm, mała powieść? A może mała antologia? Tytuł, powiedzmy, "Dwugodzinne na kolanie bazgranie, z tekstem się ścieranie, czasu bujanie, po łebkach poprawianie - lub i tego olanie" ^__^

Wow, panowie, konstruktywna krytyka jak w mordę strzelił.
Właśnie odkryłam coś niesamowitego - nie zachwycę wszystkich:D 
A co do "gadania, zwykłego gadania" , to właściwie składa się z tego każde opowiadanie,
mimo to, dzięki za przeczytanie. 

Ano, pachnie w tym wątku potem, ambicją i pomysłowością:) Tak przebierałam palcami, że zapomniałam wrzucić tytuł jakiś, eh. Powodzenia wszystkim, bądźmy z siebie dumni, to troche jak kartkówka:D

Szarpnęły drzwi i weszły do środka. Chata wyglądała na opuszczoną. Miarowy stukot wypełnił drewniane wnętrze, gdy Iris niespiesznie podeszła do okna.

- Myślisz, że jest daleko?

- Sprawdzałam przed chwilą. Niestety, obie strony nieustannie stosują przeciw sobie pola energetyczne i pociski. To uniemożliwia odczyt. - Kobieta – android stanęła przy drzwiach jak strażnik. Gładko zaczesane do tyłu włosy wyostrzały regularne rysy twarzy i obojętne spojrzenie syntetycznych oczu. Dziewczyna przy oknie wysypała kilka tabletek na dłoń, wrzuciła do gardła i schowała słoiczek do kieszeni kombinezonu.

- Nie mogę się denerwować, za dużo mnie to wszystko kosztuje – mruknęła i odwróciła się w stronę towarzyszki, przelatując wzrokiem po jej idealnych kształtach. - Ech, Oliken to seksistowska świnia. Genialna, seksistowska świnia. Skoro potrafi powołać do istnienia takie cacka jak ty, to miejmy nadzieję, że nas odnajdzie przy pomocy własnych zabawek. - Nagle na twarzy Iris pojawiło się przerażenie. Dosrzegła między szczelinami desek nasilające się światło.

- Padnij! - Rzuciła się na podłogę, gdy huk przetoczył się nad jej głową. Posypały się strzępy drewna i piachu. - Zith! - krzyknęła do robota, lecz duszący kurz wdarł się do gardła. Kaszląc, podniosła głowę.

- Tryb savoir-vivre – włączony. - Android pozbawiony kawałka czaszki nad skronią ciężko padł na kolana. Gałka oczna potoczyła się wzdłuż desek, lecz dłoń Iris zdołała przerwać jej trasę.

Wstań powoli – ochrypły głos należał do postaci stojącej w progu. Iris podniosła się wolno, przerażał ją nie tyle kształt miotacza trzymany w dłoni napastniczki, co sam cień jej osoby. Gdy weszła do środka, zobaczyła ją lepiej. Iris pierwszy raz zobaczyła z bliska obywatelkę Krain Cienia. Demonica wyglądała tak, jak opowiadano dzieciom ku przestrodze: błoniaste skrzydła, po rozłożeniu mogłyby ogarnąć kilku ludzi na raz, niewielkie rogi wystające spod czarnych włosów, oliwkowy kolor skóry i oczy – złociste o pionowych źrenicach jak u węża. Coś jednak nie pasowało dziewczynie w smoczej córze. O ile istoty te niejednokrotnie były tematem męskich fantazji, tak ta wyłamywała się z kanonu piękna. Obfite wałki tłuszczu wystawały spod opiętej, skórzanej odzieży, niczym dezerterzy pragnący uciec z poligonu. Sama twarz także nie emanowała bystrością. - Szłam za tobą od Cichego Jaru. Rude kudły, szare łachy – nie wyglądasz na jedną z sekty Jasnolicych, trudno. Żadnych artefaktów, ale chociaż głód zaspokoję. - Demonica przestawiła dźwignię w miotaczu na mniejszy typ pocisku.

Nie, proszę – Iris uniosła wyżej ręce. - Jestem pilotem transportowca, niedaleko mam statek. Po tobie też nie widać, byś należała do którejkolwiek z walczących stron. Mogę cię stąd wywieźć, gdzie zechcesz – zełgała, ale liczyła, że ktoś, kto lubi sporo zjeść, ma w sobie sporo z lenia i tchórza,więc łatwiej ulega wygodnym rozwiązaniom. Wężooka przygladała się dziewczynie, rozważając ofertę.

- Nie wypada odmawiać, gdy ktoś proponuje pomoc – odezwał się klęczący robot. Smocza córa dopiero teraz zwróciła uwagę na androida.

- A to co za licho?

- Zith jest niegroźna – pospieszyła z odpowiedzią, obawiając się, że tym razem napastniczka nie spudłuje. - To mój informator i przewodnik. Uraz głowy chyba przestawił ją na grzecznoświowy typ zachowań, ale może się jeszcze przydać.

- Dobra, prowadź do pojazdu, tylko nie kombinuj, byłam najlepszym zabijaką w oddziale, bez broni też rozszarpię cię na strzepy. Idź!

Iris wyszła pierwsza, za nią człapał uszkodzony android. Ze skalistych wzniesień mógł je dostrzec każdy, lecz z tego, co zauważyły wcześniej z Zith, konflikt między dwoma stronami rozgrywał się w bezpiecznej odległości. Była więc szansa, że przemknął się niezauważone. Iris gratulowała sobie w duchu pozostawienia oka androida na parapecie okna. Liczyła, że gdy Oliken wróci do chaty – zdoła odczytać ostatnie zdarzenia z mini kamery w gałce ocznej.

- Rozumiem, że miałam rację? Nie nalzezysz do odziału walczących pod granicą demonów?

- Nie. Jestem z innego klanu, muszę dostać się na tereny królestwa. Tam, za nami walczy sekta Jasnolicych i hordy wygnanych buntowników, które przez lata zdołały utworzyć własne bandy. Głupcy. Nigdy nie wrócą do łask księcia. Spiskowcy nie dostają drugeij szansy.

- Jak ci na imię? - próbowała złagodzić wisząc napięcie, lecz w odpowiedzi zaległa długa cisza.

- Unra. Idź, nie mam zwyczaju gadać z jedzeniem.

- A z pilotem statku? Proszę, nie mogę się denerwować. Stres źle na mnie wpływa. - Iris zatrzymała się w połowie drogi, by sięgnąć po proszki.

- Ej, co robisz – Unra znów zaczęła wymachiwać lufą miotacza.

- Panna Iris jest chora, nie można pozolić jej na nerwy. To źle wpływa na koncentrację podczas lotu. - Wtrąciła się Zith chłodnym tonem guwernantki.

- Błagam, to tylko tabletki na uspokojenie – dziewczyna spojrzała w wężowate oczy z miną jakby odmawiano jej prawa do chleba.

- Jesteście żałosne. Szkoda marnować laser w lufie. - Iris zauważyła, jak Unra lekko opuściła broń. Nagle nad koronami drzew rozległ się trzepot. - W krzaki, szybko! - Demonica szarpnęła dziewczynę za ubranie, pchając w zarośla.

- Widział nas? To jeden z Twoich?

- Zależy od ubarwienia na skrzydłach. Wylądował chyba koło polany.

- Tam zostawiłam pojazd! Jest zamaskowany, ale...

- Teraz mówisz? Dalej, ruszać się, tylko bezszelestnie – Unra pchnęła dziewczyne przed siebie. Szły wzdłóż ściany lasu, lecz knieja milczała niebezpiecznie, nie ukazując niczego poza urokami swej szaty.

Zeskoczył na nie z drzewa, a szerokie łapska zacisnęły się od razu na gardle Iris.

- Świeże mięso – wycharczał odsłaniając kły.

- Zostaw! - Błysk z miotacza spalił lewe skrzydło demona i ramię. Wrzasnął zaskoczony, pchnął dziewczynę na ziemię i rzucił na Unrę. Była szybsza. Klinga wygiętego miecza przejechała po odsłoniętym brzuchu. Smoczy syn chwiał się już na nogach, lecz Unrze było za mało. Poprawiła ucianjąc mu łeb. Iris drgnęła, zasłaniając dłonią usta,gdy centki krwi naznaczyły jasną cerę.

- Pogoda nas nie rozpieszcza. Zanosi się na ulewę. - Zith pełnymi powabu ruchami ocierała delikatnie rękawem krew z okolic uszkodzonego czoła.

- Mam nadzieję, że nie zeżresz teraz całego słoika tej chemi? Jesteś mi potrzebna. No, ruszcie się, już wiem po co tu przylazł. - Unra bardziej dbała o czystość sejmitara, niż własną. Strzepnęła posokę ze stali, schowała miecz, lecz miotacz trzymała w pogotowiu. Ruszyła przed siebie nie czekając aż się podniosą. Dołączyły do wpatrującej się w grotę demonicy, podążyły za jej spojrzeniem. Do kamiennej ściany przykuty był dwugłowy, bojowy pies. Na widok przybyszów raz po raz podnosił łeb, próbując wychwycić zapach.

- To samica. Z nawyku próbuje nas wyczuć, ale widać, że ze zmysłów najlepszy pozostał jej chyba wzrok, nie węch. - - Jest za bardzo okaleczona.

- Po co ją trzymał?

- Nie wiem, może jako wabik, może z sentymentu, a może do bzykania – wzruszyła ramionami Unra.

- Gołduny to rozumne istoty, stworzone jako jedne z pierwszych przez obywateli Krain Cienia. Nieuprzejmie jest się nie pokłonić – Zith iście teatralnym gestem zgięła się w pół, wymachując ręką w bok.

- Aha, rozumne. Ta na przykład gada, że widziała kto i gdzie zwinął twój statek. Powie, jeśli damy kawałek mięsa. Konkretnie to zażyczyła sobie twojego, złotko. - Groźny błysk zalśnił w oczach Unry. Podniosła lufę miotacza i zaczęła iśc w stronę Iris.

- Nie, zaczekaj, nie dolecisz beze mnie, jeśli się wykrwawię.

- Trudno, może twoja zepsuta informatorka zdoła poderwać statek od ziemi.

Iris przylgnęła plecami do chodnej ściany głazu. Wiedziała, że oko demonicy nie drgnie, gdy rzuci ją na pożarcie.

- Zaraz... Mówiłaś, że tej bestii pozostał tylko wzrok?

- To teraz nie ważne. Przykro mi.

- Ależ ważne! Daj mi chwilę, proszę, przydam ci się bardziej, niż Zith. Mam pomysł, ale musisz dla mnie coś przynieść z lasu, ach, i daj mi swój sejmitar.

Oburzenie na twarzy Unry mieszało się z zaskoczeniem.

Po chwili niosła psu zawiniętą w zakrwawione szmaty uciętą rękę. Pies ruszał nerwowo głową w powietrzu, lecz zapach nie dawał wszystkich informacji. Mimo to ślina i tak obwicie płynęła z pyska.

Po chwili Unra wróciła do dziewczyny i jednoręcznej Zith.

Zrobiłam jak chciałaś, najperw informacja, potem obiad. Szkoda było krwi królika, ale i ja przynajmniej zaspokoiłam głód. Uratowałaś jednak skórę tylko na chwilę. – wymierzyła ponownie w Iris. - Gołdun powiedział, że ten, który zabrał statek dobrze wiedział jak go uruchomić, musiał mieć więc klucz. To jeden z twoich, tak? Gadaj, gdzie się umówiliście.

- Dobra, nie powiedziałamwszystkiego. Czekałam na kogoś w chacie. Gdyby coś się stało, mieliśmy się spotkać pod Skalnym Wzgórzem.

- Idź – warknęła pod nosem, coraz bardziej zniecierpliwona sytuacją.

Jasnoszare łańcuchy skalnych wzniesień wystawały sponad traw niczym ostre grzbiety smoków.

Iris dyszała, idąc za niezmordoanym androidem.

- Chwila – przystanęła, by zażyć tabletki, lecz poczuła dźgnięcie lufy między łopatkami i ciężki oddech demonicy.

- Jeśli to nie tutaj, to maszeruj dalej.

Przecież też jesteś zmęczona.

Gdy wpadłam w łapska handlarzy niewolników gonili nas przez trzy dni i trzy noce.

- Nie wyglądasz – mruknęła rudowłosa.

- Coż ty powiedziała?

- Powiedziałam, że... - Iris gwałtownie się odwróciła i zamilkła w tym samym momencie.

Demonica spojrzała za siebie.

- Pielgrzym. - Szepnęła czujac, jak dławi ją strach.

Stalowoszare niebo łączyło się z ziemią poprzez ciemny wał huraganu. Monumentalne kłęby wznoszonych z siłą pyłów nadawały majstatu calemu zjawisku. Mieszkaniec każdej z krain wiedział, czym jest Pielgrzym. Morderczy wiatr nie wyrządzał materialnych zniszczeń, lecz przynosił śmierć żyjącym.

- Do jaskiń, prędko! - Nie trzeba było powtarzać dwa razy. Po chwili wszystkie znalazły się w mrocznym wnętrzu, nasłuchując pierwszych odgłosów wyjącego mordercy.

Podobno zabija tych, co mają coś na sumieniu – mruknęła Iris, patrząc w wężowate oczy Unry.

- Co z naukowego punktu widzenia jest niemożliwe – wszystkie drgnęły na skrzekliwy głos w ciemności. Z mroku wynurzyła się pokraczna twarz niskiego osobnika o płaskim, szerokim nosie i nisko nasuniętych, krzaczastych brwiach, co nadawało twarzy wyraz ciągłego niezadowolenia.

- Oliken! - krzyknęła Iris i nie bacząc na broń demonicy, ruszyła, by rzucić się przyjacielowi na chudą szyję.

- Jak dasz buziaka, wybaczę z tym jak postąpiłas z Zith – mruknął, gdy udało się złapać oddech.

- Rozczulające, aż do zrzygania, a teraz prowadź mnie ze swoim kochasiem do pojazdu. Mam widzieć wasze ręce!

- Oczywiście, jest stąd drugie wyjście – machnął za sobą ręką Oliken, wskazując, by ruszyły za nim. Nie odzywał się do iris przez całą drogę w mroku. Dopiero, gdy ich oczom ukazał się obly kształt pojazdu, karzeł spojrzał w zielone oczy towarzyszki.

- Zostawiłem zapasy dla kolonii w chacie. Wydaje mi się, że będziemy mieć za duży balast, moja droga.

- Musiałam mieć pewność, że cię znajdę, ale teraz już nie musze się hamować. - Stwierdziła pewnie dziewczyna, co Oliken nagrodził uśmieszkiem.

- Co to za zmowy? Gadać głośniej!

- Chyba nie sądzisz, że powiedziałabym ci o statku, nie mając pewności, czy przeżyję?

- A on? - Unra przytknęła lufę do skroni Olikena.

- Zith! Tryb walki! - krzyknął, lecz robot stał bez ruchu. To jednak wystarczyło, by demonica się zawachała. Iris poczuła falę goraca, wykopem odrzuciła skierowaną broń. Zaciśnięta pięść uderzyła w brzuch, a druga dłoń złapała dziewczynę za kark. To wystarczyło. Iris czuła,że traci nad sobą kontrolę. Ukłucia wzdłuz pleców, ramion i w dłoniach. Twarde ostrza wynurzały się naprzemiennie z jej ciała. Ruchy dyktowane były wewnętrznym, osobnym głosem. Po chwili demonica padła z pokiereszowaną twarzą i rozprutym brzuchem na ziemię.

Oliken pokiwał głową z uznaniem, widząc jakie szkody w wystroju poczyniło kilka minut przebywania Iris w pomieszczeniu.

- Kilka tygodni budowałem tę chatę.

- Ale nie dla mnie, więc uległa zniszczeniu.

Redil@ Dzięki za przeczytanie i miłe słowo:) Mam skłonności do rozwlekania, więc cieszę się, że udało mi się stworzyć właśnie coś krótszego. A co do rozwijania - owszem, można, ale jest ryzyko, że się przegada. Miałam taką sytuację na innym forum. Odnośnie pomysłu mam zamiar skrobnąć kilka opek spod hasła "nic w przyrodzie i przestrzeni nie ginie";)

Jerzy Faer@ Zramolałemu dziadowi niedouczone babsko szczerze dziękuje:) Wezmę Twoje wskazówki na klatę, bo są trafne. Dobrze, że zawsze znajdzie się jakiś czujny. Nie wystarczy unikać byków i wiedzieć gdzie postawić przecinki. Rzeczywiście, momentami zbyt powierzchownie określiłam pewne sprawy. Może przy pisaniu do "Haremu" pójdzie mi lepiej. A awatar własny. Z tworzenia komiksów zrobiło mi się wielkie pisanie;)
Dzięki i pozdrawiam ciepło:) 

Eh, mam dylemat. Szkoda, że nie można wrzucić dwóch tekstów, bo posiadam taki jeden co od pierwszego akapitu, aż do końca tchnie erotyzmem. Mało w nim tylko fantastyki, a więcej historii i orientu;/
Z kolei pomysł na drugie opko posłużyłby do upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu: z jednej strony napisanie czegoś nowego i z drugiej - zaprezentowanie od dawna obmyślanego świata (lub choćby jego skrawka w krótkim tekście).
 Ach, i wrzuciłam coś do galerii z tego wszystkiego ;) 

Trochę nieudolny anatomicznie ( wiem o tym), ale mimo to chciałam się podzielić:)

Heh, wydaje mi się, że najbardziej będzie pociągająca poprawność warsztatowa tekstu:P

A z życia wiem, że z każdego tematu można zejść na dwuznacznostki, niedopowiedzenia i flirty, czyż nie?

Też mam nadzieję, że czytany tekst i oczekiwania czytelnika nie będą przepływać w następujący sposób:

Tekst: "Marynarz zeskoczył z kładki..."

Czytelnik: "...prosto na wypiętą babę?"

Tekst: "...na stały grunt, którego nie czuł od miesięcy i..."

Czytelnik: "spotkał kobite z wielkimi cycami?"

T: "...wynajął osiołka, aby..."

Czytelnik: "...zaczął sobie z nim dzielnie poczynać? Bosz, co za zoofilski tekst!"

T: "...radośnie popędzić na nim do starego wuja..."

C: "...i poszli na dziwki? Ej, no gdzie te cycki?"

T: " ...by obgadać niecierpiące zwłoki sprawy."

Czytelnik: " WTF? "

:D Nie, tak nie może być;)

@ beryl - to wszystko z podniecenia:D

A żeby bez oftopu, to dodam, że objawił mi się już całkiem klawy pomysł.

Kurde, Wam też się zdarza ogarnianie opowiadania od końca w stronę początku?

Ja tam muszę mieć zarys całości w głowie, mimo że startuję czasem od absolutnie postrzępionej, urwanej myśli:P

Ta? To teraz dowcip, z którego nie zaśmieje się żaden pan:

Wchodzi facet do publicznej toalety, a tam jakiś koleś z furią wyrywa sobie włosy łonowe całymi garściami.

- Panie, panie! Co pan robisz?! - krzyczy pierwszy. Na co słyszy:

- Nie chce h## stać, nie będzie na miękkim leżał!

^__-

Achika@ , dziękuje za przetrzepanie tekstu. Wiesz, Pearl Harbor każdy skojarzy, a Midway to tak przy okazji, więc zaznaczyłam dobitniej dla pewności:P Odnośnie balu w Kijowie miałam na myśli głównie Gorbaczowa: brałam pod uwagę rocznicę jego urodzin oraz zbliżoną datę przemian jakie wprowadził - dla mnie wystarczające powody by zrobić imprezę;)

agazgaga@ - miło mi, być może to sygnał, że piszę lepiej:)

- Oj, już ja wam zgotuje przygodę z polotem, chłoptasie - zarechotał demon w mojej głowie, zacierając pazurzaste łapska, oblizując roześmiane usta:) A tak serio, to świetny pomysł. Zauważyłam dziwną przypadłość, może nie w konkursach, ale ogólnie na forach: tam gdzie się chciało mówić o seksie - schodzono na tematy emocjonalno-miłosne, a gdzie o miłości to z kolei wkraczano w rubaszne gadki. Jak to jest?:)

Myślę, że połączenie humoru i erotyki będzie udanym strzałem na opko, powodzenia wszystkim odważnym!

Dzięki @Mortycjan za tak szybką odpowiedź i poświęcony czas;)

O tekście powiem tak: gdybym zabrała się za poprawianie własnej powieści i dotarła do trzeciej części - to akcja i losy bohaterów  związałyby się z powyższą historią. Stąd ten przyciężkawy motyw z asteroidą, chciałam jednak pokazać, że te wszystkie późniejsze "dziwy i czary" nie wzięły się z powietrza.

Szkoda, że nie ma opcji podglądu i możliwości wstawienia akapitów, trudno.

Dzięki za wytknięcie błędów. Cieszę się, że do poczytania, pozdrawiam :)

Ile tysięcy machnięć piórkiem/rapitografem trzeba wykonać, by powstało coś takiego nikt się nie doliczył, ja doceniam:)
Podoba mi się też pomysł, super. 

O, dopiero zauważyłam te dyskusję:) Kurcze, dzięki za plusy i słowo uznania!:) Bardziej ze mnie rzemieślnik, niż artysta. rysowałam różne rzeczy. Zamieszczone tu przeze mnie ilustracje z pewnością mogłyby być lepsze, niestety brakuje czasu na rozwijanie wszystkich pasji:) Ciesze się jednak, że te prace ucieszyły czyjeś oko (bo też je lubię. Prace, nie oko:)) 

A z innej beczki: o rysunkach na papierze w kratkę wspominałam ja. Nie chodziło mi o zakamuflowana szpilę, czy przytyk do czegokolwiek, nie. Po protu widziałam na innym portalu takie prace i ich wysoką punktację od oglądajacych. W przypadku zamieszczania prac w sieci wydaje mi się, że powinno być jakieś minimum estetyki. To tak jakby wrzucić tekst bez myślników przy dialogach. Czytający mógłby wówczas posądzić autora o złośliwość, prawda?:P 

Fajnie napisane, parsknęłam śmiechem w kilku momentach. Definicja Strasznego Zła: dyżurny psychopata, zdrajca i szmata bez honoru - rozłożyła mnie na łopatki :D

Bogowie, byle nie zrobił się tu kolejny digart :/ (no, wiecie, te rysuneczki na papierze w kratkę i wysokie noty :P)
Swoja drogą jestem ciekawa zapatrywań redakcji na tego typu twórczość. Konkretniej - co cenicie: hiperrealizm (czyli niech żyje photoshop), czy starą szkołę ołówka, akwareli i tuszu? :)
Pozdrawiam:) 

Nowa Fantastyka