- Opowiadanie: mierosSan - Katayanagi

Katayanagi

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Katayanagi

Stała wśród pół, jedynie ja ją dostrzegałem swoimi przekrwionymi oczami. Stąpała cicho po mokrej ziemi, i pomimo rozbryzganej wszędzie krwi , ona wciąż była krystalicznie czysta i biała. Dookoła ginęli ludzie, zarówno po naszej jak i po ich stronie. Ci którzy byli ciężko ranni popełniali samobójstwo. Wszędzie była krew, woda i ciała. Ci którzy polegli utwardzali ziemię dla nowo przybyłych z dalszych szeregów. Ona podchodziła do każdego z poległych po kolei. Przesuwała ręką po zabłoconych i nieraz splamionych krwią włosach, niczym matka pocieszająca swe dzieci. Zaglądała w ich martwe i puste oczy. Jej biel przesłoniła mi na chwile krew która napłynęła mi do oczu, podniosłem do góry rękę odrywając ją od powierzchni mojej czarnej zbroi, ze środka trysnął wartki strumień krwi. Straciłem równowagę i czując jak uchodzi ze mnie wszelkie ciepło , padłem na ziemię. Moje usta wylądowały w błocie, próbowałem gwałtownie złapać oddech, błoto dostało się do płuc. Gwałtownie charcząc i kaszląc dusiłem się. Oczy mi spuchły, wydałem z siebie ostatnią serie charknięć i spazmów i wszystko się zatrzymało. Wzrok miałem wbity w ziemię pod sobą i w żaden sposób nie potrafiłem go poruszyć. Trwało to chwilę, dochodziły do mnie przytłumione odgłosy zderzającej się ze sobą stali i lejącej się na zmoczoną ziemie krwi poprzedzone głuchymi cięciami, w końcu poczułem jak dotyka mojej głowy. Uniosła ją do góry i zwróciła w swoją stronę. Zdążyłem tylko zobaczyć jej nad wyraz piękną, białą twarz i idealne kimono. Później zapadłem się w jej czarnych jak węgle oczach. Pogodziłem się z własnym odejściem i poczułem jak odpływam. Pomimo iż moje oczy pozostawały otwarte, miałem wrażenie że się zamykają. Kiedy nastała już całkowita ciemność, przestałem słyszeć cokolwiek. Przez chwile trwałem w tym stanie pustki po czym usłyszałem wołanie. „Tato! Tato!"

 

Otworzyłem oczy, siedziałem w seiza w moim ogrodzie ubrany w zwykłe kimono, a mały Kenji biegł w moją stronę. W każdych innych okolicznościach ukarałbym go za zakłócanie mojego spokoju, ale byłem zbyt skołowany. Przecież ja nie medytowałem tylko umierałem, z dala od domu, na wojnie. Mój syn miał czekać na mnie w domu, a ja już pogodziłem się ,że więcej go nie ujrzę. Wstałem powoli i wciągnąłem w płuca świeżego górskiego powietrza wymieszanego z zapachem kwitnących wiśni. Kenji skakał dookoła mnie z radości i nawoływał „jak dobrze, że już jesteś, tyle czasu czekaliśmy na ciebie". Wziąłem go na ręce i pogładziłem po główce, nadal nie rozumiejąc co się stało, ruszyłem w stronę domu.

Przy drzwiach stała Michiko, wyglądała tak samo jak w momencie mojego wyjazdu, miała na sobie ulubione kimono w białe lilie i wpięty we włosy kwiat wiśni. „Cieszę się że jesteś, długo na ciebie czekaliśmy, ale w końcu jesteś w domu, Kenji od razu cię wypatrzył." Nie mogłem w to wszystko uwierzyć, stałem z moim synkiem na rękach i z żoną przy boku i po raz pierwszy w życiu rozpłakałem się przy nich.

Zjedliśmy wspaniałą kolację, Michiko przygotowała przepysznego łososia i kalmara, wszystko było smaczniejsze niż kiedykolwiek, a ja nie potrafiłem wyjść z podziwu dla własnego szczęścia. Kenji szybko zasnął po dniu pełnym wrażeń. Tej nocy kochałem się z Michiko jak nigdy wcześniej, to wszystko było takie piękne. Kiedy skończyliśmy, przytuliła się do mnie po czym oboje zasnęliśmy. Obudziłem się w środku nocy, Michiko stała nade mną cała naga, trzymała w ręku mój miecz, wyszczerbiony dokładnie tak samo jak podczas bitwy w której prawie zginąłem, Machnęła nim a ja poczułem niesamowity ból w prawej nodze, szybko zniknął. Pomimo, iż z niewiadomych mi powodów nie mogłem się ruszać wiedziałem co to oznacza, właśnie straciłem nogę. Cały przerażony i spocony spojrzałem pytająco na MIchiko, ona stała niewzruszona, nagle światło księżyca oświetliło jej twarz dotąd skrytą w mroku i zobaczyłem robaki wychodzące z jej nosa i ust. Byłem pewien że moje serce stanie z samego przerażenia, ale tak się nie stało, byłoby to zbyt proste. Z drugiego pokoju wszedł Kenji, chciałem krzyknąć żeby uciekał, on jednak powoli dziwnym krokiem szedł w moją stronę. Zza pleców wyciągnął nóż, gdy był na odległość swoich dwóch małych kroków ode mnie, zamachnął się i wbił mi go w brzuch, ból był nieopisany. Chwile potrzymał go bez ruchu po czym zaczął nim kręcić. Czułem jak nacinają mi się wszystkie organy, cierpiałem niesamowite męki. Kiedy na chwile przestał, Michiko po raz kolejny machnęła mieczem tym razem w moją lewą rękę. Ona również została ucięta a krew z kikuta zaczerwieniła całą podłogę. I tak oto moja własna żona i syn powoli, bardzo powoli ćwiartowali mnie na kawałki.

Kiedy „umarłem" ponownie znajdowałem się na polu bitwy, a czarne oczy kobiety wpatrywały się we mnie. Była to Katayanagi, demon łapiący żołnierzy w najgorsze możliwe koszmary. Położyła moją głowę z powrotem w błoto i odeszła. Miałem nadzieję, że odejdę teraz do zaświatów, jednak po paru chwilach. Mój koszmar zaczął się na nowo, moja własna rodzina ćwiartuje mnie na kawałki a ja nie mogę się nawet ruszyć ani krzyknąć. Działo się to już tyle razy, że straciłem rachubę. Świat dookoła poszedł pewnie dalej, moje ciało zgniło, a ja nadal ginę w tej niekończącej się wizji…

Koniec

Komentarze

Świetne opowiadanie :)

Ładne napisane, choć twierdze, ze autora stac na lepszy koszmar, bardziej wysublimowany tak, abymógł wpełni  zaspokoic, Katayanagi...
5/6

Dobre. Zwłaszcza końcówka. Gdyby to pociągnąć, byłaby może konkurencja dla "Rhezusa" Róży Jakobsze. Ode mnie 5.
Pozdrawiam. 

Nowa Fantastyka