- Opowiadanie: raisa1 - Epizod 2 - Powtórka

Epizod 2 - Powtórka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Epizod 2 - Powtórka

Czułam, że zbliżają się nowe, lepsze dni. Porzuciłam aktorstwo i zaczęłam pracę w sklepie. Oczywiście, biorąc pod uwagę pieniądze zarobione z kręcenia filmów, mogłam nie pracować. Pensja sprzedawcy była marna, jednak mi to odpowiadało. Byłam zadowolona. Po połowie roku od zakończenia kariery filmowej, ludzie nadal mnie rozpoznawali. Czasem też myślałam, że przychodzą do tego sklepu ze względu na moją osobę. Schlebiało mi to. Jeden klient przychodził znacznie częściej, niż inni. I miał ku temu własne intencje. Na imię było mu Rafał. Wysoki blondyn, krótko przystrzyżone włosy, wyraźnie zarysowane kości policzkowe. Męski wyraz twarzy i, jak najbardziej, pociągający. Prawie zawsze nosił obcisłe swetry, które podkreślały jego wyrzeźbione ciało. Od czterech miesięcy niemalże codziennie przychodził do sklepu. Nie dziwiłoby mnie to, gdybym handlowała żywnością. Jednak zajmowałam się elektroniką i szybko połapałam, o co chodzi Rafałowi.

Dzisiaj był piątek. Za godzinę kończę pracę. Mój adorator nie pojawił się już piąty dzień w sklepie. Może miał dość odrzucanych ciągle zalotów albo stwierdził, że wszystko, co mógł u mnie kupić już kupił.

Przez ten czas nikt nie przyszedł. Wielkimi krokami zbliżała się wiosna (jest połowa lutego, mimo to, na dworze robi się coraz cieplej). Jednak o godzinie dwudziestej nadal była szarówka na zewnątrz. Gdyby nie zaświecone latarnie, które w jakiś sposób swoim pomarańczowym światłem dodawały otuchy, pewnie niewiele bym widziała.

Zastanawiałam się, co z moim stałym klientem, gdy omal nie wpadłam na niego. Wystraszyłam się, bo z początku go nie poznałam, a Katowice nie są szczególnie bezpiecznym miastem. Nie dla samotnej kobiety idącej wieczorem.

– Och, przestraszyłeś mnie. – Spojrzałam na niego i ze zdumieniem stwierdziłam, że ma na sobie tylko dżinsy i sweter, żadnej kurtki ani nawet obuwia. A przecież nie było aż tak ciepło – sama założyłam płaszcz.

– Wiem – słyszałam ten głos wiele razy, lecz teraz brzmiał inaczej. Głębiej… straszniej. I w dodatku przyznał, że mnie przestraszył i nawet nie przeprosił!

– Czekałem tu na ciebie.

– Nie było cię w sklepie – to zabrzmiało jak oskarżenie, ale naprawdę byłam zła o tą nieobecność.

– Nie sądzisz, że za długo karzesz na siebie czekać? – Ten głos…, nie, to nie mógł być jego głos.

– Co ci się stało?

– Znudziło mnie czekanie.

– Dobrze wiesz, że nie o to pytam. – Nie dałam się zbyć tak łatwo. Cokolwiek zaszło, chciałam o tym wiedzieć.

– Mogę… mogę ci pokazać – zaproponował. Odsłonił rząd ostrych zębów. Nie zauważyłam, kiedy dobrał mi się do gardła. Później czułam tylko ból. Okropny, przeszywający ból.

 

***

 

Po dźwięku, który słyszałam – otaczało mnie pikanie, odgłosy dobiegające zza zamkniętych drzwi – stwierdziłam, że wylądowałam w szpitalu. To dziwne. Dotąd tylko w filmie trafiałam do tej placówki. Rany były dziełem charakteryzatorów, a nie prawdziwego napastnika. I wtedy też nic mnie nie bolało. Niejasno przypominałam sobie, że raz podczas skoku z murku skręciłam kostkę.

Teraz ból był w całym moim ciele. Uświadomiłam sobie, że jedyną częścią ciała, która mnie nie boli, to stopy. Otworzyłam oczy. Nad moją twarzą unosiły się tajemnicze rurki, światło w pokoju było przyciemnione. Jednak to chyba nie był szpital. Ściany pomalowane na ciemny odcień zieleni, w oknach żaluzje antywłamaniowe, zamiast popularnych jarzeniówek – okazały żyrandol. Jednak cała aparatura, która mnie otaczała, była jak najbardziej medyczna.

Ktoś otworzył drzwi. Nie mogłam odwrócić głowy, by spojrzeć w stronę tej osoby, lecz po chwili postać pojawiła się nade mną. Spoglądała w wyświetlacze, które informowały o pracy mojego organizmu.

– Dochodzisz do siebie. Bardzo powoli. Boli cię bardzo? – Kobieta, niewysoka blondynka, jednak jej uroda była zachwycająca. Nie wiedziałam, czy mogę mówić, gardło mnie piekło.

– Tak – wyszeptałam i to było ostatnie, co do niej powiedziałam. Podała mi jakieś leki do kroplówki. Zauważyłam też, że ma ona nienaturalny, czerwony kolor. Zwykle kroplówka jest przezroczysta, prawda? Nie znam się na tym. Nie miałam też szans zapytać. Zasnęłam.

To był tylko sen, zły sen. Wiedziałam, że śpię i że to jest nierzeczywiste. Jednak wydarzenia tamtego wieczoru powróciły. Światło latarni nie wystarczało, bym w pełni zobaczyła jego przystojną twarz. Rzucił się na mnie. Najpierw rozerwał mi gardło, później zdarł ciuchy. Gryzł głównie w ręce – jakaś część mojej podświadomości przypomniała mi o bólu w nadgarstkach – moje ciało przeszyte było bólem. Miażdżył mi żebra, nie mogłam oddychać. Zgwałcił mnie.

Obudziłam się z krzykiem. Nie wiem, kiedy pojawiło się tyle osób w moim pokoju.

– Ta metoda nie działa, trzeba podać jej to bezpośrednio. – Głos tej samej kobiety, która była tu przedtem. Ona stała najbliżej łóżka. Chciałam się podnieść i poruszyłam głową. Ktoś to zauważył i pomógł mi przyjąć pozycję siedzącą. Znów krzyknęłam. Rafał.

– Kto go tu w ogóle wpuścił? Odejdź od niej – kobieta wydała dźwięk, jaki według mnie nie powinien wyjść z gardła człowieka.

– Przecież wiesz, że żałuję tego, co się stało.

– Ostrzegaliśmy cię, że nie będzie to łatwe, że musisz odsunąć się od tych, których znasz.

– Zostawcie te rozmowy na później, Agato – męski głos nieznoszący sprzeciwu. Takie odniosłam wrażenie. Rozmowy umilkły, w ciszy było słychać tylko mój chrapliwy oddech. Oprócz tej trójki w pomieszczeniu znajdowały się jeszcze cztery osoby, przyglądające się tej scenie spod przeciwległej ściany – trzech mężczyzn i druga kobieta.

– Musimy zapobiec temu, ona umrze. – Agata przerwała ciszę jako pierwsza.

– Nie możecie jej zamienić – sprzeciw Rafała. Zastanawiałam się, czemu on wypowiada się w mojej sprawie. Nienawidziłam go po tym, co zaszło. Lecz niby w co tamci ludzie mogli mnie „zamienić”?

– Wyjdźcie. – Znów ten władczy ton. Ledwie padło to słowo, a pokój kompletnie opustoszał. Zupełnie jakby wszyscy rozpłynęli się w powietrzu. Miałam halucynacje.

– Jestem Irek. Przepraszam za to. I za to, co cię spotkało.

– To nie ty powinieneś przepraszać. – Mój głos wydawał mi się mocniejszy, jednak ciało nadal bolało okrutnie.

– Kim jesteście? Czemu nie trafiłam od razu do szpitala?

– W szpitalu, Odeto, już dawno byś umarła. Potraktuj to jako prywatną klinikę. Masz tu o wiele lepsze warunki.

– Pomijając fakt, że nadal muszę patrzeć na faceta, który mnie zgwałcił. – Nagle nabrałam ochoty na kłótnię. I tak nie miałam już chyba nic do stracenia.

– Opiekuję się tobą, odkąd tu trafiłaś. To, co widzisz w kroplówce, to moja krew… rozcieńczona z podstawowymi składnikami, które są ci potrzebne.

– Co do diabła? Co ty wygadujesz człowieku! – Nie wytrzymałam. Jeśli mówił prawdę… a niech mnie.

– Jesteśmy… różnimy się od ciebie. – Zaczął, ale widocznie brakowało mu słów. – Zresztą powinnaś to jakoś lepiej przyjąć, skoro już tyle wiesz o naszym gatunku. Jesteśmy wampirami. Miałem nadzieję, że moja krew pomoże ci odzyskać równowagę. Pomaga, lecz bardzo powoli, nie niweluje bólu, narządy się nie zagoiły, a operacji z powodu już straconej krwi nie mogliśmy na tobie przeprowadzić. Gdybyś zgodziła się, żebym podał ci ją bezpośrednio… – nie dokończył zdania. Jednak w powietrzu zawisło nieme pytanie. Jedna moja myśl sprzed chwili w tym momencie uległa nasileniu. Nie, nie miałam już nic do stracenia. Straciłam wszystko. Ruchem głowy pozwoliłam Irkowi na to, co miał w planach. „Niech mnie szlag trafi”, przeklęłam.

 

***

 

Czułam się o wiele lepiej. Nic mnie nie bolało, tylko blizny, jakie pozostały na moim ciele, przypominały mi o tamtym wypadku. Tak, wolałam to nazywać wypadkiem. Wycofałam się z pracy w sklepie. Miesiąc spędziłam w mieszkaniu, nie wychodząc na dwór. Zakupy robiłam przez Internet z dostawą do domu. Miałam wszystko, czego było mi trzeba. Prawie wszystko. Nie odzyskałam spokoju ducha. Nie sądziłam, że rzeczywistość zacznie przypominać jeden z moich filmów. Jednak to była rzeczywistość, ja już nie jestem aktorką, a to, co mnie spotkało – było wspomnieniem. W dodatku bolesnym.

Musiałam wyjechać. Nie chciałam zostawać w Polsce. Podjęłam tę decyzję wkrótce po tym, jak obudziłam się w tamtym zielonym pokoju. Irek obiecał, że nasze drogi więcej się nie zejdą. Pozwolił mi odejść. Gdybym poznała go w innych okolicznościach, chyba mogłabym zaakceptować jego odmienną naturę. Chyba. Wyjaśnił też, że przez długi czas nie będę się starzeć – to działanie jego krwi. Jednak zapomniałam go dopytać, ile dla niego znaczy „długo”. Od Agaty dowiedziałam się, że był już wampirem, gdy ona została zamieniona. A miała czterysta lat. Dla mnie ostatni miesiąc wydawał się wiecznością. Nie wiem, co zrobili z Rafałem, nie pytałam. Nie widziałam go, kiedy stamtąd odchodziłam. Tak było lepiej.

Znałam angielski na tyle dobrze, że zdecydowałam się wyjechać do Stanów. Podeszłam do komputera i zamówiłam bilet przez Internet na jutro. Zapłaciłam z góry przelewem i zaczęłam pakować walizki. Zanim zdążę się rozmyślić.

 

***

 

Moje życie powoli nabierało nowego tempa. Oczywiście po tym, jak na miesiąc zniknęłam z życia towarzyskiego, „życzliwi” puścili plotki o moim tragicznym wypadku. Po kilku tygodniach znów ucichło. Znalazłam sobie nowy dom. Odkupiłam od starszego małżeństwa domek, który dla nich był za duży do ogarnięcia. Dwie sypialnie, jedna łazienka, duży salon i kuchnia. Przestronna konstrukcja i dużo miejsca na szafki. Meble zamówiłam jasne, miałam dość ciemnych kolorów. Poza tym zrobiłam tam remont – wytapetowane ściany zamieniłam na gipsowe i pomalowałam, wymieniłam stare okna i podłogi. Wszystko, co mnie otaczało, można było nazwać mianem „nowe”. Drzwi przeszłości zamknęłam za sobą z głośnym trzaskiem. Nie wracałam do tego.

W stanie Waszyngton rozpoczęłam swoje życie na nowo. Nie musiałam się martwić częstym pokazywaniem blizn w pełnym komplecie na słońcu. Ta na szyi stała się prawie niewidoczna dla kogoś, kto nie wiedział, czego ma szukać. Natomiast te na rękach… do tego pozostawały inne porozmieszczane na moim ciele.

Mieszkałam na granicy małego miasteczka. Znalazłam pracę w szkole, ponieważ miałam bardzo dobre przygotowanie aktorskie, dyrektor pozwolił mi prowadzić zajęcia teatralne. Dzieciaki były ucieszone. Zajęcia odbywały się po lekcjach i czasami też w weekendy, jednak chętnie przychodziło na nie dużo młodzieży. Moi podopieczni byli w przedziale wiekowym od dwunastu do dziewiętnastu lat, a biorąc pod uwagę to, że sama miałam dwadzieścia, na początku czułam się trochę dziwnie w roli nauczycielki.

Był piątek. Dziś miałam zostać trochę dłużej w pracy, ponieważ przygotowywaliśmy się do akademii na zakończenie roku szkolnego. Uczniowie zdecydowali, że pokażemy nowoczesną wersję „Małego Księcia”. Kiedy weszłam do sali, wszyscy żywo ze sobą rozmawiali, nawet zdawali się nie zwracać uwagi na moją obecność. Na zajęcia ostatnio przychodził młody chłopak, a raczej mężczyzna, który pewnie spędzał sen z powiek wszystkim zgromadzonym tu dziewczynom. Przypominał mi kogoś swoją urodą… Nie, obiecałam sobie, że ten dział jest już dla mnie zamknięty.

– Dobrze, proszę o zajęcie miejsc. – Musiałam nieco podnieść głos, by w końcu zwrócić na siebie ich uwagę. Piękny chłopak usiadł w pierwszym rzędzie. Czułam, że także muszę usiąść. – Dzisiejsze zajęcia zaczniemy nietypowo. Dziś wy musicie wybrać, kogo chcecie grać. Podzielcie się na grupy po pięć, sześć osób i…

– Przepraszam. – Chłopak z końca sali wszedł mi w słowo. Nie lubiłam tego, ale zdarzało się to niewiarygodnie rzadko, powstrzymałam więc uwagę.

– Tak, Mateuszu? – Przypomniałam sobie jego imię. Na pierwszych zajęciach przyszedł do mnie z przekonaniem, że najlepiej sprawdziłby się w roli Romea. Wstał z krzesła i miałam pożałować, że dopuściłam go do głosu.

– Dlaczego osoba, która próbowała odebrać sobie życie, teraz zajmuje się kołem teatralnym? – Kilka osób podjęło ożywione dyskusje na ten temat i stwierdziłam, że to z tego samego powodu panował tu wcześniej taki harmider. Z mojego powodu, a nie przez tamtego chłopaka.

Kilka dni nie było mnie w pracy z powodu szkoleń. Wcześniej zawsze chodziłam w bluzkach z długimi rękawami, które ukrywały blizny, jednak teraz zrobiło się ciepło mimo zachmurzonego nieba. Miałam koszulkę z krótkim rękawem i bandaże na obydwu rękach. Chłopak musiał źle skojarzyć fakty. Nie chciałam się tłumaczyć, ale też nie miałam wyboru – inaczej wyszłabym na desperatkę.

– Nie próbowałam się zabić. Miałam wypadek już jakiś czas temu, a bandaże mam po to, by ukryć brzydkie blizny. Jeszcze jakieś pytania, czy możemy zająć się pracą w grupach?

Odpowiedziało mi milczenie trzydziestu wpatrzonych we mnie osób. Jedno, pochodzące od mężczyzny z pierwszej ławki, było szczególnie natarczywe. Niech mnie szlag trafi, jeśli on nie był wampirem.

Wyjaśniłam uczniom, co należy zrobić i do końca pracy nie myślałam o właścicielu przeszywającego spojrzenia.

Wyszłam dość późno ze szkoły, było po dziesiątej wieczorem. Musiałam poprawić scenariusz przedstawienia, lecz nie wzięłam tego do domu, gdzie najchętniej od razu po wejściu, rzuciłabym się na łóżko. Poszłam na parking do mojego Audi. Poprawiałam prawą ręką torebkę, w drugiej trzymałam teczkę z papierami oraz kluczyki. Chciałam je przełożyć i prawie udał mi się ten manewr, gdy przed samym autem teczka wypadła mi i cała zawartość się rozsypała.

– Niech to… – Zaczęłam zbierać rzeczy i zorientowałam się, że ktoś mi pomaga. Spojrzałam na twarz i nie mogłam złapać tchu. „To twój uczeń, wariatko, zastanów się, co robisz”, skarciłam się w myślach. Ta gorsza część mnie podpowiadała mi jednak „to wampir, znowu masz pecha”.

– Dziękuję. Nie powinieneś już dawno być w domu? – Zaraz, do której on klasy chodził? To i tak bez znaczenia. Ma pewnie sto lat więcej ode mnie. Rozejrzałam się po parkingu, jednak nie zobaczyłam innego samochodu. – Podwieźć cię? – Czy w moim głosie było słychać jakąś nadzieję na odpowiedź twierdzącą? Idiotka.

– Nie, dziękuję. Zostałem tylko, bo chciałem zapytać… to znaczy powiedzieć, że nie musiałaś nam tego mówić. Osobiste sprawy mają prawo do pozostawania osobistymi. – Nie było sensu poprawiać go, że nie powiedział do mnie per „pani”. Nie miałam mu tego za złe.

– Wiem. Lecz nie chcę, by mówili w ten sposób. Nie wstydzę się tego, co mi się stało.

– Wspomnienia bolą.

– Tak. Czasem jest jednak łatwiej, gdy podzielisz się z kimś własną tajemnicą, czyż nie?

Spojrzałam mu w oczy i pocałowałam go głęboko, badając językiem wnętrze jego ust. A on odwzajemnił pocałunek, wplatając mi rękę we włosy, a drugą obejmując za talię. Odsunęłam się raptownie i uderzyłam plecami o auto. Przeszłość wróciła ze wszystkimi szczegółami, o których dotąd starałam się nie myśleć.

– Przepraszam, to było niestosowne – dżentelmen w każdym calu. Jednak to nie on zachował się niestosownie, tylko ja. Było mi wstyd. A jeszcze bardziej przez to, że nie chciałam wejść do auta i odjechać tak, jak powinnam była to zrobić piętnaście minut temu. Lepiej, od razu po zajęciach. Tak, następnym razem wezmę pracę do domu. Zorientowałam się, że głównym moim problemem była niechęć

do pozostawienia go tutaj. Miałam ochotę dokończyć to, co zaczęłam, lecz w domu. Z nim. Spłonę w piekle. W dodatku teraz kompletnie nie wiedziałam, co mam powiedzieć.

– Eryk.

– Odeta.

Pocałował moją dłoń. Chyba jednak te filmy były bliżej prawdy, niż myśleli ludzie.

– Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz, o twojej przeszłości. Wiem tylko, że już wcześniej spotkałaś się z… – słowo „wampir” zawisło w powietrzu – takimi jak ja – dokończył.

– Możemy porozmawiać u mnie w domu, robi się chłodno.

– Nie żywiłem się od dłuższego czasu. Z oczywistych względów wolę, żebyś nie skończyła jako moja kolacja. – Zadrżałam. Czemu to tak boli? Miałam ochotę wymazać wszystkie swoje wspomnienia, być jak tabula rasa i nie przejmować się złymi doświadczeniami.

– Nie bój się mnie, proszę. Nie wszyscy są tacy sami. – Odszedł, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Wsiadłam do auta i pojechałam do domu.

Zaparzyłam sobie gorącą herbatę. Byłam już po tych wszystkich standardowych czynnościach, które wykonuje się po powrocie z pracy. Zamierzałam położyć się do łóżka i poczytać dobrą książkę. Ostatnio nie miałam czasu na takie drobne przyjemności. W chwili, gdy odłożyłam kubek z herbatą na stolik nocny, rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć gościowi w obcisłej koszulce i luźnych spodniach od dresu.

– Dobry wieczór. Przepraszam, że nachodzę panią o tej porze. – To był Mateusz. – Chciałem… przeprosić za tamto na zajęciach. – Zbliżył się do drzwi i poczułam od niego odór taniego alkoholu.

– Ta uwaga już odeszła w niepamięć, nie przejmuję się plotkami. Bardziej martwi mnie to, że jesteś pijany.

Z tego, co wiedziałam o tym chłopaku, to mieszkał w bardziej zaludnionej części miasteczka. Nie chciałam, by wracał sam do domu w takim stanie po nocy. Musiałby iść przynajmniej trzydzieści minut, o ile by się nie zgubił.

– Wejdź – rzuciłam. – Odwiozę cię do rodziców, tylko się przebiorę.

Idąc do pokoju miałam w myślach tylko jedno: nie poczytam książki. Ściągnęłam dres i zaczęłam szukać dżinsów. W końcu nie mogę odwieźć go w pidżamie. Tak właściwie to nie powinno go tu być. Jednak wysłać go w takim stanie… Miałabym wyrzuty sumienia, jeśli coś by mu się stało. Usłyszałam kroki, gdy założyłam już spodnie. Drzwi uchyliły się, wszedł mój uczeń.

– O nie, wyjdź. Już jedziemy.

– Zakładam, że jesteś tylko dwa, góra trzy lata starsza ode mnie, prawda? Lubię starsze. – Owionął mnie jego pijacki oddech, jak już był na tyle blisko. Odsunęłam się. Miałam już dość takich gier z własnymi uczniami.

– Jedziesz do rodziców – mimo wszystko zachowałam stanowczy ton. Byłam z siebie dumna. Czy takie rzeczy zawsze muszą dziać się w piątki? Niedługo popadnę w paranoję i zacznę wierzyć w fatum ciążące nade mną. Schyliłam się po sweter, który leżał na łóżku. Chłopak zareagował szybciej i popchnął mnie na nie z całej siły. Brakło mi tchu.

– Tam wyglądasz o wiele ładniej.

Och, nie… tylko nie to. Przypomniała mi się ta męska twarz o ostrych rysach, te blond włosy i ciemne, bardzo rozgniewane oczy.

Kiedy rozerwał mi gardło, myślałam, że umrę. Jednak poprzestał na tym. Zrozumiałam, że tego wieczoru zada mi jak najwięcej bólu. Nie mogłam krzyczeć. Krew zalewała mi usta, dusiłam się. Zerwał ze mnie płaszcz, potem ubranie. Poczułam chłód bijący od ściany za moimi plecami. Nie pamiętam chwili, w której zaczęłam się cofać i trafiłam na opór. To nie było istotne. Tym razem ugryzł mój nadgarstek i ssał. Czułam, jak powoli moje ciało opuszcza energia. Oderwał usta od ręki i zaśmiał się złowieszczo. Przygwoździł mnie bardziej do muru. Miałam uczucie, jakby wsadzono mnie w imadło dopasowane w sam raz do człowieka i zaciskające się coraz mocniej i mocniej… Teraz dusiłam się nie tylko przez krew, płuca nie otrzymywały niezbędnej dawki powietrza. „Błagam”, pomyślałam, „zabij mnie”. A może wypowiedziałam te słowa na głos?

– Nic z tego. Najpierw wezmę to, co mogłaś mi dać po dobroci, ale nie chciałaś.

Pamiętam każdy moment z tamtej chwili, jak rzucił mnie na ziemię i zaczął gwałcić. Celowo utrzymywał przy życiu, nie pozwalał zemdleć. Później był tylko zielony pokój.

 

– Przestań! – Uderzyłam go. To nie był wampir, a ja miałam na tyle siły, by – przynajmniej jakiś czas – utrzymać go w miarę z daleka. Nie chciałam powtórki tamtej nocy, to było o raz za dużo. Usłyszałam brzdęk szkła w tej samej chwili, gdy Mateusz uderzył mnie w twarz. Mój policzek zapłonął krwistym rumieńcem. Sekundę później wszystko się skończyło. Chłopak coś krzyczał, jednak nie ja to powodowałam. Spojrzałam w jego stronę – Eryk trzymał go za ręce. Posłałam mu spojrzenie pełne wdzięczności.

– Zrobię mu mocnej kawy, to wytrzeźwieje. Jest zresztą tylko lekko pijany. Załóż coś na siebie – wyprowadził go z sypialni. Jak się szarpaliśmy, musiał rozerwać mi koszulkę – odsłaniała niemal całe piersi. Zrobiło mi się wstyd. Tylko przez moment. Doprowadziłam wygląd do porządku i poszłam do kuchni.

– Odwiozę go – zaczął Eryk. Jednak czułam się głupio z powodu tego, co zaszło. Podszedł do mnie i spojrzał w dół – Czy to… – chwycił mnie za prawą rękę. Sama także zerknęłam na bliznę. W kształcie półkola, taki sam kształt ma uzębienie. Skinęłam głową. Nie potrzebowałam nic mówić. Zrobiło mi się chłodniej przez wiatr… no tak. Jakoś musiał dostać się środka, by uratować mnie z opresji. Dobrze, że nie wyważył drzwi.

– Odwieziemy go razem. Porozmawiam chętnie z rodzicami tego młodego człowieka.

Wróciliśmy do domu po pierwszej w nocy. Eryk prowadził, ja byłam wykończona. W którymś momencie zasnęłam, a teraz obudziłam się delikatnie położona na łóżku.

– Przepraszam, ale…

– Spokojnie, śpij – uciszył mnie. Posłuchałam go.

Jak długo spałam? Nie wiem. Lecz kiedy obudziłam się, otaczało mnie całkiem inne światło, niż wczoraj. Czułam, że jest mi bardzo ciepło, wręcz gorąco. Uniosłam głowę i odkryłam przyczynę tego uczucia. Byłam przykryta kołdrą i grubym kocem. Miałam na sobie ubranie. Spojrzałam na zegarek – po piętnastej. Zwykle śpię pięć, sześć godzin. Teraz powinnam mieć okropny ból głowy po długim śnie i czekałam, jakby miał się pojawić po jakimś czasie i bardziej nasilony. Nic takiego się nie stało. Wstałam i poszłam do łazienki. Wykąpałam się i przebrałam w czyste ciuchy. Przelotnie zerknęłam na lusterko. Na twarzy miałam okropnego, fioletowego siniaka. Grymas wykrzywił mi usta. Skierowałam się do kuchni. Ze zdumieniem stwierdziłam, że okno było całe. Z jeszcze większym, że Eryk został.

– Dziękuję. – Za obecność czy naprawienie szkody? Zdecydowanie za to pierwsze.

– Nic takiego. Siadaj, przygotowałem ci śniadanie.

Wciągnęłam powietrze do płuc. Zapach ciepłych tostów z dżemem był bardzo apetyczny. Przypomniałam sobie o czymś.

– A ty już jadłeś?

– Nie, nie miałem czasu. Wczoraj… chciałem wiedzieć, gdzie mieszkasz. – Powinnam być zła, ale nie jestem. Schlebiało mi to na swój sposób.

– Gdyby nie ty, byłoby ze mną źle.

– Obiecuję, że nic takiego cię już nie spotka.

Czy mogę zaufać wampirowi po tym wszystkim, co się stało? Tak. Z pewnością tak. Irkowi w końcu też zaufałam. Nie byłam w stanie oceniać ani jego, ani Eryka po tym, jak potraktował mnie Rafał, nie widziałam sensu, by to robić. Jeśli chciałam przełamać swój opór, to właśnie ta chwila nastąpiła.

Podeszłam do Eryka i stanęłam na wprost niego. Byłam niższa o ponad głowę, jednak to nie przeszkadzało mi zarzucić mu ręce na szyję i pocałować mocno w usta. Czułam, że mogę tak bez końca i podjęłam już decyzję. Otworzę się przed nim w pełni. On, jakby czytał mi w myślach, przerwał nasz pocałunek i delikatnie, lecz stanowczo odsunął od siebie. Chwycił mnie za nadgarstki i pogładził blizny. Zajrzał prosto w oczy, ziemia usunęła się spod moich nóg.

– Opowiedz mi o sobie – poprosił.

– Ja… – rozpłakałam się. Przez moment nie mogłam wprost opanować łez, które spływały mi po policzkach strumieniem. Kiedy trochę się uspokoiłam, zaczęłam opowiadać mu swoją historię. Wreszcie ktoś oprócz mnie poznawał prawdę. I czułam się z tym dobrze.

 

 

Koniec

Komentarze

ze zdumieniem stwierdziłam, że ma na sobie tylko dżinsy i sweter, żadnej kurtki ani nawet obuwia.
Też bardzo się zdumiałem. Nie stać go na buty, czy aż tak mu w stopy gorąco, że na boso lata po mieście?
Więcej uwag nie będzie --- wampiry mnie nudzą.

ze zdumieniem, ponieważ wcześniej było napisane, że jest miesiąc luty i jeszcze zimno na dworze.

"Spojrzałam na niego i ze zdumieniem stwierdziłam, że ma na sobie tylko dżinsy i sweter, żadnej kurtki ani nawet obuwia. A przecież nie było aż tak ciepło – sama założyłam płaszcz."

Ja o rybach, Ty o grzybach. Zdumiała się --- i słusznie. Każdy by się zdumiał na widok durnia bez butów latającego po mieście w lutym. Poza tym: niemal codziennie zachodził do sklepu. Też bez butów?

Jeżeli nie potrafisz przeczytać tekstu dokładnie, to już nie mój problem. Napisałeś "Też bardzo się zdumiałem. Nie stać go na buty, czy aż tak mu w stopy gorąco, że na boso lata po mieście?", więc odpowiedziałam na Twoje pytanie. A teraz mówisz, że piszę o czym innym. Jeśli przeczytałbyś uważnie, to nie zadawałbyś takiego pytania. Owszem, przychodził do sklepu codziennie, później jakiś czas przerwy zrobił, a następnie moja bohaterka zauważyła u niego pewne zmiany, które w nim zaszły i nie były one na porządku dziennym.
Natomiast co do tego, że wampiry Cię nudzą - nie chcesz, to nie czytaj, nie zmuszam przecież. Zamieściłam swoje prace o takiej, a nie innej tematyce i jeśli mają trafić do kogoś, to na pewno trafią. Nie każdemu musi się podobać.
Jeżeli nie lubisz wampirów, możesz przeczytać mojego Złodzieja Magii i ocenić. Może to przypadnie Ci do gustu, a może nie. Po to chyba jest ta strona, prawda?
Pozdrawiam.

Wyczuwam ton lekkiej urazy.
Zapytam inaczej: czy wampiry muszą chodzić boso? Również w zimie? Czy leży w ich interesie zwracanie na siebie uwagi? Poza tym: czy sądzisz, że tylko ja zwracam uwagę na takie dziwne rzeczy?  Świat Twojego opowiadania wydaje się nie odbiegać znacząco od świata realnego --- facet łażący boso po śniegu i błotku na chodnikach nie należy do codziennych, normalnych zjawisk. Jeśli jednak Twój świat jest na tyle odmienny, że wampiry spacerują na bosaka w zimie --- poinformuj o tym czytelnika... Niekoniecznie wprost, ale poinformuj.

Ok, może nie do końca  to wyjaśniłam, ale daję wzmiankę o tym, że to nowy wampir, a jego zachowanie jest porywcze i on sam się nie kontroluje. Dlatego przedstawiłam go w taki, a nie inny sposób. Myślałam, że to będzie jasne w odbiorze.

OK, przyjmujemy, że "świeżego chowu" wampirek może przez jakiś czas postępować w sposób niekoniecznie do końca logiczny, może cierpieć na jakiegoś rodzaju zaburzenia, rozkojarzenia --- i po bólu.
Wystarczyłoby, żeby Twoja bohaterka coś podobnego pomyślała --- oho, proszę, nowy nabytek, jeszcze mu się w głowie nie poukładało po wstrząsie --- i nie byłoby sprawy.
Co prawda na jej miejsce pojawia się inna. Czy taka wampirza świeżynka nie powinna być pilnowana przez jakiś czas? Porywczość, brak samokontroli... --- skutki mogą być niemiłe dla samego nowicjusza.  Pytam nie z powodu wrodzonej chęci dokuczania, o której posiadanie zapewne mnie posądzasz, ale z chęci pokazania, ile pytań może zadać każdy uważniejszy, wnikliwszy czytelnik.
Powodzenia w dalszych kreacjach.

W następnej części przy ich rozmowie, zostało napisane, że on nie powinien zadawać się z nikim, kogo znał w dotychczasowym, ludzkim życiu.
A ja rzeczywiście powinnam Cię przeprosić, ponieważ - może to słabe tłumaczenie - byłam bardzo rozdrażniona i zmęczona, a ostatnią osobą, z którą miałam okazję porozmawiać, byłeś Ty. Więc mogłam nie zrozumieć do końca pierwszego pytania i dalej poszło samo.

Do poczytania.

Nic się nie stało, Raiso1.

Drugie opowiadanie równie dobre jak pierwsze, jak dla mnie to ta opowieśc nadawała by się do zamieszczenia w wersji papierowej magazynu.

AdamKB, wczoraj nasunęło mi się pytanie, czy jesteś po prostu wprawnym czytelnikiem, czy też masz coś więcej do czynienia z literaturą, np. studia?
Calmin, bardzo dziękuję za tak dobrą opinię:).

Raiso, przeczytałem "Złodzieja Magii". Ale tu nie ma miejsca na tak obszerną wypowiedź. Jak to widzisz?

Do kogo jest to pytanie?

Jeśli pytanie miało brzmieć "jak widzę Twoją obszerną wypowiedź zamieszczoną tu, pod tekstem", to równie dobrze możesz napisać swoje spostrzeżenia na e-mail: raisa1@interia.pl .
Jeżeli źle odebrałam to pytanie, to proszę o sprostowanie.

Nowa Fantastyka