
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Mamy rok 2100 i coś zupełnie innego niż wszyscy przewidywali. Ludzie mieli być klonowani, podróż na drugi koniec świata miał trwać kilka sekund dzięki teleportacji a głód miał być zapomniany. Niestety nie ma tego wszystkiego przez chciwego doktorka z Niemiec. Dr. Wolfgang von Ester za wszelką cene chciał posiąść moc kontrolowania żywiołów. W tym celu przeprowadzał najróżniejsze eksperymenty w celu stworzenia człowieka który bez pomocy maszyny będzie w stanie wwywołać wielki pożar albo powódź zalewającą miasta w mgnieniu oka. Niestety w roku 2085 ostateczny test dzięki któremu posiadł by moc władania żywiołami nie powiódł się. Aparatura napędzana radioaktywnymi specyfikami uległa awarii a tak duże złoża śmiercionośnej substancji jaką posiadał doktorek była w stanie zniszczyć Europę i skazić śmiertelnie resztę świata. Ku zaskoczeniu tak się nie stało a ekspereyment przyniósł nieoczekiwane skutki. Zamiast wielkiego zniszczenia dr. Von Ester osiągnął swój cel. Z laboratotium wydobył się straszliwy dźwięk oraz niesamowita jasność która przeszyłą kule ziemską w całości. Wszyscy odczuli to mdlejąc na moment natomiast sam von Ester nigdy nie został znleziony. Jak się póżniej okazało skutki tego dotkneły całą populację ziemską. W momencie wydawało by sięmałej awarii która wywołała nie groźny błysk i omdlenie doktor osiągnął porządany efekt nadając każdemu człowiekowi na ziemi moc kontroli i władania jednym żywiołem ale nigdy czterem na raz.
Od tego momentu świat zaczął się zmieniać. Po odkryciu przez ludzi, jaką moc posiedli szybko stracili zdrowy rozsądek. Szybko zaczęli odkrywać nowe właściwości, które przymusowo posiedli. Na początku strach przed tym jak zostali okaleczeni przerodził się w chęć panowania nad innymi. Tak populacja z całego świata podzieliła się według posiadanych mocy. Wszyscy osiedli się w naturalnych dla nich miejscach. Frakcja ognistych przeniosła się na Saharę, ludzie ziemi znaleźli schronienie w najwyższych górach świata Himalajach, uwielbiający wodę znaleźli spokój w okrążonej oceanami Australii a wietrzni wojownicy osiedli się z dala od wszystkich przenosząc się na lodowatą Antarktydę. Przez lata toczyły się wojny nawet nie tyle o tereny a o eksterminację drugiej rasy. Trwało to do tego roku i nie widać było tego końca.
Kiedy wyjątkowo na świecie panował względny spokój okazało się, że jest to cisza przed burzą. Część ludzi, która nie mogła pogodzić się z ich nowym losem uciekała od swojej natury zamierzali znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. Wszystkie frakcje osiedlając się tworząc nowe domy starała się uciec jak najdalej od Europy, przez którą to wszystko się zaczęło. Jednak właśnie ci, którzy nie chcieli tego losu wracali tam szukając odpowiedzi i rozwiązań jak to skończyć. Wszelkie wyprawy kierowane w tym kierunku nigdy nie wracały i nie było informacji, co się tam tan naprawdę dzieje. W końcu uznano że nie ma tam po co wracać a kolejne próby będą tępione w zarodku. Ale inaczej było z Martinem. W momencie awarii miał osiemnaście lat i był szczęśliwie zakochany w Karen, z którą planowali przyszłość. Niestety los nie był dla nich szczęśliwy. On został ognistym a ona wodnistą i przez różnice dzielące ich frakcję zostali przymusowo rozdzieleni. Nigdy się z tym nie pogodził i cały czas próbował uciec, ale dopiero udało mu się po 15 latach.
Wyprawę tą planował od dobrego roku. Wydawałoby się, że przedostanie się za morze nie powinno być takie trudne jednak silna władza sprawowana nie pozwalała na wydostanie się ze swoich terenów na własną rękę a udaremnione próby dostania się do Europy kończyły się śmiercią tego, kto próbował oraz tych, co mu pomagali. Dlatego Martin nie wtajemniczał nikogo w swój plan i czekał na dogodny moment na wyprawę. Taki przyszedł w okolicach lata. Kiedy nasilił się konflikt między frakcjami ognia i ziemi zaciągnął się do walki, która miała odbywać się na terenach dawnej Arabii Saudyjskiej. W trakcie przegrupowania nad Nilem udało mu się odłączyć od grupy walczącej i udał się w stronę ówczesnych Niemiec. Przykrywka była idealna. Wyruszył walczyć, nie wrócił, czyli pewnie zginał i nikt go nie będzie szukać.
Podróż nie była łatwa. Dostanie się bez porządnego transportu do tak odległego miejsca było mocno wyczerpujące. Martin sam nie wiedział czy dobrą drogę obrał albo czy w ogóle ma jakieś szansę dotrzeć do wyznaczonego celu. Przez większość czasu nie był ani trochę zaskoczony, co napotykał po drodze. Przy tak dużej przebytej odległości żadnej żywej duszy tylko czasem zwierzęta, które jeszcze jakoś egzystowały na opuszczonych przez ludzi terenach. Chyba tylko temu udało mu się nie pomrzeć z głodu, ponieważ w trakcie ucieczki nie myślał o prowiancie. Cały czas jego myśli zaprzątała Karen i myśl, że dotrze do dawnego laboratorium doktorka gdzie jakimś cudem znajdzie rozwiązanie na ponowne połączenie z ukochaną.
Pierwsze wątpliwości napotkały go, kiedy znajdował się już na terenach dawnych Niemiec gdzie podobno promieniowanie, jakie niejako stworzyło ten świat było najmocniejsze. W frakcji panowało stwierdzenie, że ten, kto się tam wybiera ginie właśnie przez specyfiki, które magazynował doktorek i teraz się ulotniły jednak po dotarciu tam Martin wiedział, że wcale nie z tego powodu ludzie nie wracali żywi stąd. Im bliżej celu tym coraz bardziej wydawało mu się, że ktoś tu jednak żyje. Liczne punkty, w których można było się wyspać jakieś małe magazyny z świeżą żywnością i to wrażenie, że coś go non stop obserwuje
Kiedy udało mu się dotrzeć do upadłego Hamburga gdzie mieściła się siedziba von Estera zobaczył obraz, którego raczej się nie spodziewał. Zobaczył on ustawiony płot, na którym była zatknięta masa czaszek zapewne przybyłych tu ludzi. Samo ogrodzenie zbudowane z ludzkich szkieletów robiło niesamowite wrażenie na przybyszu, który z miejsca doszedł do wniosku, że ktoś pilnuję, aby nikt nigdy nie dotarł na miejsce i odkrył sekretu doktora. Podziwiając budzący respekt kościsty mur Martin zobaczył ciemność uderzającą w niego i w tym momencie padł na ziemie. Zaraz po tym ujrzał niesamowitą postać ubraną całkowicie na czarno z wirującym obłokiem cienia zamiast głowy i dłoni. Martin czując uchodzące z niego życie usłyszał tylko jakby niesione przez wiatr słowa wypowiedziane przez czarny obłok stojący przed nim.
„Te czaski, które widzisz, ty oraz każdy, kto jeszcze dotrze tutaj skończy tak samo uzupełniając kolekcję chroniącą moje laboratorium. Tak moje, bo ja jestem Wolfgang von Ester a raczej jego cień. Kiedy inni pozyskali to, o czym marzyłem dzięki pięknemu światłu, które stworzyłem sam zostałem skarany postacią cienia człowieka nie mogąc nigdy już niczego dokonać. Jeżeli ja nie jestem w stanie tego odwrócić to nikt nie będzie mógł i tak pozostanie moje dziedzictwo nienaruszone.”. Po tych słowach Martin przypomniał sobie obraz jego razem z Karen a następnie znów zobaczył przeszywającą ciemność. Niestety już nie mógł teraz się już podnieść. Teraz nikt nie będzie o nim pamiętał, o jego wyprawie bowiem stał się on kolejnym nic nieznaczącym przęsłem w płocie…
To jest moję pierwsze opowiadanie więc był bym wdzięczny za liczne opinie :)
Nawet nie wiem, od czego zacząć. Do poprawy jest tutaj wszystko: ortografia, przecinki, zapis dialogów... Prawdę mówiąc ma wątpliwość, czy w ogóle czytałeś kiedydolwiek jakieś opowiadanie. Wszystko przypomina bardziej komiks, niż belterystykę.
Przeczytaj jaieś opowiadanie albo książkę, żeby zobaczyć w jaki sposób prowadzi się akcję i opisuje wydarzenia oraz otoczenie.
Zaprzestałam po pierwszym fragmencie, w którym, jak już wspomniał Exturio, widać, czego brakuje - interpunkcjii, ortografii, poprawnej odmiany wyrazów, a są za to w nadzmiarze literówki i powtórzenia. I parę innych rzeczy. I podobnie jak on radzę jak najwięcej czytać, a także - niestety - najpierw zapoznać się z podstawowymi zasadami polskiej pisowni, a dopiero potem pisać.
Nieważne, jak świetną fabułę wymyślisz, najeżonego błędami tekstu nikt nie będzie chciał czytać.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Również zaprzestałem po pierwszym fragmencie. Interpunkcja, ortografia, stylistyka, logika. Liczby zapisujemy słownie.
Naprawdę jedyną radą dla Ciebie póki co jest czytanie. Czytaj dużo książek, przyglądaj się jak to w nich wygląda i się ucz.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
A mnie dla odmiany śmieszy, że ludzie biorą się do pisania opowiadań, nie czytając żadnych książek :D