- Opowiadanie: jedrek - W labiryncie duszy cz 1

W labiryncie duszy cz 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

W labiryncie duszy cz 1

Margaret Fisher siedziała przed gabinetem, czekając na zabieg. Sortowała uważnie i dociekliwie foldery poświęcone szczegółom i opisom związanym z będącej ostatnio na topie ,,filomedycynie’’, a mówiąc najogólniej ,, medycynie uczuć i charakterów’’. To prawdziwy krzyk mody – klienci (zwłaszcza kobiety) oraz osoby z skomplikowanymi bądź rozstrojonymi osobowościami chętnie jej zasięgały. Repertuar zabiegów jest bogaty i różnorodny, zależny od potrzeb, wymagań, i możliwości finansowych pacjenta.

 

Zaś trudniący się nimi doktor Fred Hall to prawdziwy ekspert w swoim fachu, specjalista pełną gębą. Potrafi formować ludzkie uczucia i psychikę jak plastelinę, nie stanowi dla niego to większego wyzwania. Nie bez kozery jest inicjatorem całej ,, filomedycyny’’, która liczy sobie już 30 lat. Hall to typowy realista, uważa człowieka za biochemiczny mechanizm, którego znając detale, zatańczy tak, jak się zapragnie. Uczucia to dla niego zbiory popędów i pragnień, nie widzi w nich niczego mistycznego, wyjątkowego, wręcz boskiego. Słowem, nie ma w nim krzty romantyzmu. To zimny pragmatyk, stąpający bardzo twardo po ziemi.

 

Margaret dobiegająca powoli do trzydziestki młoda kobieta, ma już po dziurki w nosie trapiącej ją od najmłodszych lat nieśmiałości. Dobrze wie, jak bardzo uprzykrza i utrudnia jej życie – poczynając od kłopotów w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami z podwórka, poprzez brak zainteresowania nią płcią przeciwną, aż po dyskomfort towarzyszący szukaniu pracy. Dziewczyna postanowiła stanowczo powiedzieć temu stop. Koniec z zażenowaniem, czerwienieniem się, rwącym i niewyraźnym głosem podczas rozmów z ludźmi. Z pomocą nowoczesnej medycyny narodzi się nowy człowiek, zgoła odmienna osoba, pewna siebie, swoich wyborów, i własnej wartości. Czas spalić za sobą mosty, oderwać się od tej postaci zagubionej owieczki, błądzącej we mgle. Teraz ona będzie panią swych uczuć, zacznie nimi dysponować wedle aktualnych potrzeb i sytuacji. Nareszcie, nie będzie już niewolnicą zawirowanej psychiki, zmiennych humorów, ba, sama je chwyci za przysłowiową mordę.

 

Dobrze wie zresztą, co potrafi nowoczesna medycyna. Jej brat, Mac, w dzieciństwie miał kłopot z nogami – miał je powykrzywiane, przez co poruszał się ślamazarnie i pokracznie. Rodzice zabrali go na badania, i lekarz przepisał ówczesny hit ortopedii – tzw. skaner kości. Była to konstrukcja zakładana na nogi złożona z prętów, po których jak pociąg po torze poruszał się skaner, emitujący specjalne promieniowanie powodujące uelastycznienie kończyn i przywracające im naturalny, zdrowy kształt. Należało go nosić po kilka godzin dziennie. Dysponował dwoma trybami: pierwszy to ,, dom’’ – wtedy skaner poruszał się z góry na dół po prętach, około dwudziestu razy na minutę. Wtedy to kość była najbardziej elastyczna, i lekarze zalecali by jak najmniej chodzić i obciążać nogi. Zaś tryb ,, na zewnątrz’’ to zgoła odmienna funkcja. Skaner wykonywał ruchy ograniczone do 5-6 na minutę, dlatego aby nie uszkodzić nóg podczas maszerowania, a zarazem kontynuować terapię poza domem. Leczenie chłopca trwało około pół roku, i zakończyło pełnym sukcesem.

 

Fisher zatem miał realne podstawy ku temu, aby patrzyć w przyszłość w jasnych barwach. Wpatrywała się na przeźroczysty model ludzkiego ciała, gdzie wewnątrz obrazowo demonstrowano pokazowe symulacje, na czym ma polegać dany zabieg i co on powoduje dla pacjenta. Obok postaci wisiały na haczykach słuchawki, tak żeby każdy mógł spokojnie wysłuchać prezentacji nie przeszkadzając pozostałym ludziom. Razem z nich dołączona została lista z katalogiem usług. Po naciśnięciu poszczególnego przycisku widziało się na modelu skutki działania wybranego procesu, i krótki opis nadawany do słuchawek. By demonstracje zaciekawionych klientów ze sobą nie kolidowały, każde z krzeseł miało czujniki, przez co gdy osoby oglądały odmienne demonstracje, sąsiad tego nie widział. Z myślą o tym zaprojektowano manekina. Jego ułożenie naprzeciw siedzących powodowało, że wszyscy mieli nań świetny widok, znajdował się tak w odległości mniej więcej trzech metrów, więc każdy mógł bez problemu dostrzec najmniejszy nawet detal.

 

Wtem wyszła ostatnia osoba z kolejki, i nadeszła pora na Fisher.

 

Proszę, pani Fisher – rozległ się głos doktora Halla z gabinetu.

 

Kobieta uchyliła drzwi, i weszła do środka.

 

Wewnątrz przywitał ją szpakowaty, wysoki mężczyzna z bródką. Pomieszczenie wbrew temu, co mogłoby się wydać było wyposażone dosyć skromnie, ot, kilka szafek przylegających do ścian. Głównym meblem tego pokoju był właściwie wielki, rozłożysty fotel, przypominający bardziej składane łóżko, aniżeli coś, na czym ma się siedzieć. Dookoła niego umieszczono masę aparatury, a co rzucało się w oczy to charakterystyczne wpusty na oparciach. One właśnie umieszczą cały mechanizm wewnątrz rąk pacjentki.

 

– Dzień dobry panie doktorze – przywitała się dziewczyna.

 

– Witam, proszę usiąść na fotelu – wskazał sugestywnie dłonią klientce ów siedzisko.

 

– Czego pani sobie życzy? Jak ma wyglądać cały proces? Mam przytoczyć pani zagadnienia z nim związane, czy jest pani w tym zorientowana? – dopytywał się lekarz.

 

– Nie trzeba, już wszystko przewertowałam, i wiem, czego chcę. Zatem proszę mi zaimplementować Mentora, tego najnowszego model 3000. Skalowanie uczuć i zachowań w pełni regulowane, z szczególnym naciskiem na śmiałość i pewność siebie. Poproszę też zarówno szablony gotowe uczuć, ale i też manualne manipulatory, bym w razie potrzeby i sytuacji mogła dopasowywać wedle uznania. Chcę też dodatkową blokadę antyszokową, tak na wszelki wypadek. Wiem że sporo kosztuje, ale bezpieczeństwo i komfort użytkowania nie znają przecież ceny.

 

– Rozumiem, a na którym oku ma się pani wyświetlać panel kontrolny? – dopytywał o drobiazgi doktor.

 

– Myślę, że na lewe.

 

– A ma być półprzeźroczyste, czy w kształcie okręgu na brzegach widzenia?

 

– To drugie. Wydaje mi się, że tak będzie wygodniej.

 

– Podobnie uważa większość moich pacjentów. No dobrze, przejdźmy zatem do najważniejszych kwestii przed zabiegiem. Wprowadzę pani narkozę, zaśnie pani na czas zabiegu. Obudzi się pani po jakichś dwóch godzinach. Proszę się o nic nie martwić, dysponuję najlepszym i najnowocześniejszym sprzętem, zatem nic pani nie grozi. Już tysiące pacjentów przeszły tę kurację, i mimo upływu lat nadal w pełni korzystają z Mentorów. Co do kwestii oprogramowania, to może je pani zarówno ściągnąć z Internetu, modelować ręcznie, jak i również ściągać od innych użytkowników idąc np. ulicą. Pozna ich pani po tym, że gdy pani będzie pośród nich, automatycznie pojawi się wizja w oku, i nad tymi ludźmi ujrzy pani szczegóły i detale ich charakterów, wyświetlą się czytelne statystyki, słupki i wykresy. Niektórzy moi klienci właśnie ten model uaktualnienia oprogramowania uważają za najbardziej optymalny, gdyż twierdzą, że mimo że programy stabilizujące są bardzo dobre i rozwinięte, to jednak nic nie zastąpi ludzkich ustawień, bo uwzględniają one wiele niuansów, jakie mogłyby jeszcze niestety przeoczyć komputery. Po zabiegu dostanie pani pełną dokumentację i instrukcję, jak optymalnie korzystać z aparatury, tak aby działała najlepiej jak tylko się da. Gwarancji i ewentualnego serwisu udzielamy dożywotnio, zatem nie trzeba się o nic nie martwić. W ramach gwarancji udzielamy też w przyszłości możliwości modernizacji Mentora, a nawet wymiany na nowy, lepszy model. Jeżeli pani chce, można włączyć domyślnie wyłączoną opcję, za pomocą której wyświetli się pani lista osób z Mentorem, o podobnych ustawieniach uczuć do pani. Osobiście polecam ją z całego serca, wielu ludzi z niej korzystając, znalazło wielu wspaniałych przyjaciół na całe życie, a nawet przyszłych małżonków. No dobrze to byłoby chyba na tyle z mojej strony, czy są jeszcze jakieś pytania?

 

– Raczej nie, proszę przejść do zabiegu – powiedziała Fisher

 

– Dobrze, proszę się wygodnie rozłożyć na fotelu, zaraz podam narkozę – rzekł medyk.

 

Założył kobiecie maskę na twarz, i powoli zaczął aplikować narkozę. Dziewczyna powoli opuszcza powieki, stają się cięższe i cięższe, oddech spowalnia. Aż zapada w głęboki sen. Lekarz poprawia specjalistyczne gogle na oczach, przeciera je dedykowaną ku temu szmatką, i zabiera się do roboty.

 

Wytrawny medyk ze spokojem i opanowaniem bierze się do zabiegu. W końcu ileż to podobnych czynności w życiu wykonał? Setki? Tysiące? Nie sposób zliczyć. Doświadczenie więc gwarantuje mu czystość umysłu i stoicyzm, jednak rady kolegów po fachu ostrzegały go przed groźbą wielkiego wroga w tym dziele – rutyny. Cały czas więc ma się na baczności, z uwagą śledzi każdy, najdrobniejszy nawet detal, błahy ruch. Dobrze, pacjentka jest już pogrążona w głębokim śnie. ,, Pora wziąć się do roboty stary wygo’’ – rzekł do siebie w myślach zaprawiony w profesji spec. Krok pierwszy – podważa skórę dziewczyny na przegubie lewej ręki, a maszyneria umieszczona na fotelu bardzo powolnym, acz systematycznym ruchem wprowadza specjalne, posiadające pewny rodzaj samokontroli, i sztucznej inteligencji biorurki. Ich celem jest mózg młodej kobiety. Sekunda po sekundzie przemieszczają się dalej i dalej, prąc nieustannie ku celowi. Po około 10 minutach żmudnej roboty (wszak trzeba bardzo uważać, aby nie uszkodzić żadnej części ciała), rurki dosięgły nareszcie głowy. Teraz pora na gogle. Fred włącza w nich e– ren, nowoczesną odmianę popularnego niegdyś rentgena. Poza prześwietleniem głowy za pomocą kolorów stref mózgu, i przejrzystych opisów pokazuje mu, jak dokładnie umieścić elektronikę, aby wtopiła się płynnie w organizm, i nie została przez niego odrzucona. To bardzo ważne, bo łatwo spowodować infekcję, i ogólne zakażenie, a skutki tego mogą być opłakane i nieodwracalne. Ale wprawne ręce Halla do tego nie dopuściły, elektronikę zamontował jak się patrzy. Następne co musiał zrobić, to zainstalować wyświetlacz w lewym oku, a uściślając – pod powieką. Podważył ją, i wydał komendę na panelu kontrolnym odpowiednich robo– szczypiec. Te już same wiedziały co robić, i trzymając powiekę, przyklejały pod nią odpowiedni wyświetlacz, dzięki któremu Fisher będzie widziała cały panel sterowania urządzenia, i będzie z jego pomocą wydawać polecenia, korygować ustawienia całej maszynerii w jej ciele. Dobrze, i ten element zabiegu wykonany został poprawnie. Jeszcze zostało tylko umieszczenie w przegubie lewej ręki całego ,,mózgu’’ systemu, centrum sterowania. Ma ono koordynować owocne i sprawne współdziałanie wszystkich elementów urządzenia, tak, aby nie wystąpiły jakieś niepożądane defekty. To stamtąd wyjdą instrukcje, jak ma funkcjonować biochemia, procesy w organizmie, aby uzyskać chciane uczucie, stan ducha. Umieszcza więc Fred Hall hybrydę zaawansowanej elektroniki i sztucznie wyhodowanej masy biopodobnej. Ma to na celu zharmonizowanie ze sobą dwóch środowisk, odmiennych światów, żeby płynnie ze sobą współdziałały i funkcjonowały. Po okresie około 2-3 dni, zleją się ze sobą w jedną całość, jakby od urodzenia ze sobą istniały, a nie dopiero od sztucznej interwencji z zewnątrz. Następnie zalepia wyrwę w skórze samorozszerzalną się biofolią. Ów materiał złożony z milionów nanorobotów zacznie się samoczynnie rozmnażać, poszerzając swą powierzchnię. Potrwa to około pół godziny, urządzenia to muszą poznać charakterystykę organizmu, jego najdrobniejsze wręcz detale. Wszystko po to, by rana została łagodnie zagojona, no i co nader cenne dla kobiety nie pozostała na ręce szpecą blizna, albo co jeszcze gorsza trudno usuwalne siniaki czy wręcz ropnie. Fred Hall bacznie się temu przyglądał, trzymając w zanadrzu aparaturę wspomagającą te mechaniczne mikroby odpowiednimi, nakierowującymi informacjami, i danymi. Natomiast wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że obejdzie się bez tego. Widać, że te maluchy wykonują prawidłowo swoją robotę, i skóra na dłoni zalepia prędko ranę. Pozostał ostatni krok – wgranie odpowiedniego oprogramowania. Bez niego cała ta machina, byłaby tylko zlepkiem bezużytecznego chłamu. Wybiera więc z komputera dedykowany soft, i przesyła bezprzewodowo do elektroniki wewnątrz pacjentki. Niezwykle to duża i opasła aplikacja, zawierająca gigantyczne wręcz ilości poleceń, informacji, danych, i wszelakich innych informatycznych elementów. Mimo, że przesył jest szybki, transfer musi swoje potrwać. Niezliczone terabajty upychają się w aparaturze, a wszystko po to, by potem sprzęt działał na ,, tip top’’. No w końcu, ostatnie pakiety zostały przesłane, i pozostał jeszcze test systemu. Fred Hall przegląda na ekranie monitora rozmaite testy, analizy, porównania i wykresy. Każda z nich jest w normie, nie ma co do nich żadnych zarzutów. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko wybudzić pacjentkę ze snu. Lekarz włącza więc odpowiednie stymulatory, rozkładające i neutralizujące cząstki narkozy w organizmie kobiety. Nie mija kwadrans, a Margaret Fisher powoli otwiera oczy, i odzyskuje świadomość. Pani Fisher, gratuluję, zabieg w pełni się udał. Teraz pani życie zmieni się na lepsze, nie do poznania – odrzekł ze szczerym, niewymuszonym uśmiechem medyk, uradowany świadomością, że mógł pomóc kolejnemu człowiekowi w potrzebie.

 

Młoda kobieta powoli dochodząc do siebie, poczuła ogromną ulgę, że to koniec pewnego etapu, etapu goryczy, uszczypliwości, psychiki stanowiącej kulę u nogi, zamiast duchowej sfery napędzającej ciało. Teraz czeka ją wolność, nowy, lepszy świat. Będzie się czuła swobodnie w otoczeniu ludzi, koniec z byciem szarą myszką, zawalidrogą stojącą wiecznie w kącie. Na jej bladych policzkach pojawił się dziecięcy uśmiech, taki prosty, pierwotny, czysty, niczym nie skażony i zmącony. Filigranowa osóbka podnosiła się powolutku z fotela, a lekarz odsuwał od niej całą tę skomplikowaną aparaturę. Podał jej odpowiedni płyn, i kazał wypić. Ma on działać pobudzająco i orzeźwiająco na klientkę, spowodować, by nie czuła żadnego dyskomfortu po zabiegu. Po zażyciu polecił jej chwilę odczekać, aby rozprowadził się po organizmie, i skutecznie zaczął działać. Następnie wręczył jej całą stosowną dokumentację – potwierdzenie zabiegu, instrukcję obsługi, zalecenia o sprawnym użytkowaniu sprzętu. Na dokumentacji jeszcze złożyli oboje podpis, i z pomocą czytnika odcisków palców, tęczówki, i DNA ze śliny, umieścili stemple biomedyczne na e-papierze. I to już było w zasadzie wszystko z ich strony. Lekarz jeszcze tylko powiedział kilka słów tytułem podsumowania, i gotowe.

 

– To byłoby na tyle. Pozostaje mi pogratulować pani wyboru, i życzyć satysfakcji z aparatury – rzekł medyk.

 

– Dziękuje panu, to na pewno odmieni mi życie – nie ukrywała podekscytowania Margaret.

 

– To ja dziękuję, za skorzystanie z mojej oferty – kurtuazyjnie odparł Hall.

 

Fisher pożegnała się z Fredem Hallem, opuściła gabinet, i zamknęła za sobą drzwi. Drzwi, które jakby zatrzasnęły za nią jaskinię demonów, a teraz już będzie ją czekała wyłącznie droga ku światłości. Wszystko wskazuje na to, że ona zaraz obok Maca, była kolejną osobą w rodzinie, która z pomocą nowoczesnej techniki pokonała kalectwo. Co prawda nie fizyczne, ale tak naprawdę jeszcze gorsze – duchowe, uczuciowe, mentalne. Czuła, że wyzbyła się robactwa, trującego jej uczucia, wyżerającego niczym korniki wnętrze drzewa warstwę szczęścia, poczucia własnej wartości. Czuła się jakby nowonarodzona, jej czarne oczy błyszczały, a na policzki opadały kręcone, kruczoczarne loki, co rusz podskakujące w rytm energicznych kroków, jakie stawiała dziewczyna, zupełnie niczym nastolatka, rozrywana chęcią i miłością do życia.

 

– Dobrze – pomyślała – frajda frajdą, ale pora przetestować to nowe cacko. Postanowiła, że na razie nie sięgnie do instrukcji, jaką wręczył jej Hall. Tym zajmie się w wolnym czasie, gdy już odetchnie, i wróci do domu. Tam w wygodnym fotelu zgłębi jej tajniki. Na razie wystarczą jej ogólniki, jakie przewertowała w oczekiwaniu na zabieg, siedząc w poczekalni przed gabinetem. Dobrze, więc eksperymentowanie czas zacząć.

 

,, Co tam u licha było tam pokazane? Hmmm, ach tak, zupełnie bym zapomniała, gdzie ja mam głowę? Ogarnij się Meggy, pomyśl dobrze. Uff, to rozkojarzenie. Więc najpierw należy się skupić, a potem muszę wybrać w myślach odpowiedni tryb’’ – wertowała po kolei w umyśle zebrane wiadomości podekscytowana brunetka. Po niespełna upływie sekundy, na obrzeżach lewego oka (a co za tym idzie w związku z tym jej pola widzenia) wyświetliły się dwa lekko białe, półprzezroczyste okręgi. Jeden większy, zawierał główne ustawienia, a składały się na niego poprzedzielane od siebie prostokąty, a wewnątrz nich umieszczono stosowne, jasne opisy: dobry humor, szczęście, empatia, przyjaźń, miłość, złość, skromność, pewność siebie. Zależnie od potrzeb i sytuacji, za pomocą woli wybierało się odpowiedni tryb, który następnie podświetlał się na jasnożółty kolor. Po jego zaznaczeniu na otoku pierwszego okręgu pojawiał się następny, mniejszy. W jego obrębie wyodrębniały się już elementy czysto techniczne: trzy słupki, każdy po równo podzielony na białe, żółte, i zielone fragmenty . Dzieliły się one na następujące współczynniki: natężenie uczucia, jego ,, moc’’, długotrwałość. I podobnie jak z poprzednikiem – wpierw trzeba zaznaczyć prostokąt z zawartością, żeby dalej go ,, obrabiać’’. A później wedle uznania wybrać odpowiedni kolor słupka, żeby w pełni zdefiniować aktualny nastrój. Zadanie to wymagało odrobiny cierpliwości i samozaparcia – wszak samopoczucie to rzecz nader istotna, i nie da się, a wręcz nie można zrobić go na przysłowiowe ,, odwalenie pańszczyzny’’. Ale co tam, wydaje się że dobrze poustawiała co należy, a ewentualnie przecież może ściągnąć ustawienia od innych użytkowników systemu, od chociażby przechodniów na ulicy. Więc nie ma co zbytnio martwić się na zapas. W końcu gdy już wszystkie poszczególne słupki odpowiednio się ustawiło, obydwa okręgi zamigotały na seledynową barwę, dając znać, że cały proces zostały przyjęty i zaakceptowany. Następnie szedł sygnał do centrali w przegubie lewej ręki. Wtedy to cała ta maszyneria brała się do roboty – wysyłała do organizmu głównie mózgu sprzężenie zwrotnie, dyktując mu jakie hormony, zachowania ma wytwarzać. I ten posłusznie wykonywał ten rozkaz. Już nie był – tak jak to bywało wcześniej – swoistym popychadłem, działającym często bezradnie pod dyktando bodźców zewnętrznych, przychylnego zbiegu okoliczności, bądź też z goła odwrotnie – impulsów przynoszących wiele, ale na pewno nie szczęście i dobre samopoczucie. Teraz to człowiek zaczął dyktować warunki mózgowi, nareszcie, i to bez faszerowanie się niepotrzebnymi dziś tabletkami. Precz z chemikaliami, to przeżytek rodem wprost z XX wieku, archaizm, zabytek którego miejsce jest tam, gdzieś być powinno – a konkretnie w gablotach muzeum. I niech nimi zajmują się historycy, a nie ludzie żyjący teraźniejszością. Meggy poczuła, że ta aparatura faktycznie funkcjonuje, w jej ciele działy się procesy jakich sobie zażyczyła, a uściślając pewność siebie. Jej wnętrze przepełniła napełniająca ją kaskada energii, witalności. Miała wrażenie, jakby siła ją niosła sama, a nogi tylko ruszały się, nie powodując przemieszczania się ciała. Od lat, od dawien dawna, nie toczyło ją podobne uczucie. To coś fantastycznego, wiekopomnego. Wcześniej musiałaby mozolnie przepracować dziesiątki godzin w gabinecie psychoterapeuty, a efekt ostateczny na sto procent odbiegałby od oczekiwanego. ,, W porządku, zaraz się przekonam o skuteczności tego cacka w praktyce’’ – odrzekła do siebie pod nosem, przemierzając podłużny korytarz w sumie stosunkowo raczej średniego rozmiarami budynku lokalnej przychodni. Przed nią rysowały się w połowie przeszklone drzwi wyjściowe, a przez ich szyby promienie przygasłego, jesiennego słońca przypominały zachętę do młodej osoby, by wyjść na zewnątrz, posmakować wreszcie normalności. Dotknęła mocno klamek, pociągnęła, a nim odepchnęła drzwi od siebie powiedziała do siebie coś, na kształt przysięgi, obietnicy – ,, witajcie ludzie, witajcie zabawy, imprezy. Nowe, dobrze płatne stanowiska w pracy. Świecie, należysz do mnie. Nowo narodzona Meggy nadchodzi, przywitaj ją niczym królową’’ – odparła, po czy otwarła drzwi energicznie na oścież, witając się na nowo z rzeczywistością. Czas zakosztować jej dobrodziejstw, więc zeszła szybko po schodach, byle szybciej przywitać się z dżunglą otaczającej jej zewsząd mas ludzkich. Krok, gdy jej but dotknął chodnika, to krok do nowego, lepszego jutra, dziejącego się już dziś.

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Sortowała uważnie i dociekliwie foldery

SJP PWN: dociekliwy «starający się dowiedzieć i zrozumieć jak najwięcej; też: świadczący o takim podejściu do czegoś» 

 

To prawdziwy krzyk mody – klienci (zwłaszcza kobiety) oraz osoby z skomplikowanymi bądź rozstrojonymi osobowościami chętnie jej [medycyny] zasięgały

SJP PWN: zasięgnąć — zasięgać «poprosić kogoś o radę, opinię lub informację»

 

Repertuar zabiegów jest bogaty

Nieuzasadniona zmiana czasu w narracji.

 

liczy sobie już 30 lat

Ile razy trzeba Ci pisać o słownym zapisie liczb, żebyś w końcu zrozumiał, że liczby w beletrystyce zapisuje się… słownie?

 

Hall to typowy realista, uważa człowieka za biochemiczny mechanizm, którego znając detale, zatańczy tak, jak się zapragnie.

Zdanie jest całkowicie niejasne.

 

Uczucia to dla niego zbiory popędów i pragnień, nie widzi w nich niczego mistycznego, wyjątkowego, wręcz boskiego.

Kolejne niezręczne zdanie. Wiem, co chcesz przekazać, ale robisz to źle. Pierwsza część powinna odnosić się do poprzedniego zdania, czyli nie „zbiory popędów i pragnień”, tylko „reakcje chemiczne”. Chciałeś „zmechanizować” uczucie, ale całkowicie nie wyszło. Druga część z „wręcz” kompletnie nie pasuje do całości.

 

Dotarłem do „skanera kości”. Rozpłakałem się ze śmiechu, czytając o obciążaniu nóg.

 Wrzuć jeszcze jedno opowiadanie powielające błędy, które już zostały Ci wytknięte i trafisz na moją czarną listę tutejszych autorów. Zanim wrzucisz kolejny tekst spróbuj przynajmniej odrobinę nad nim popracować.

 

jedrku, ja nie lubię takich rzeczy pisać, ale czasem muszę. Weź się za naukę języka polskiego.  

Od nieco bardziej stanowczego sformułowania oraz od odpowiedniego skomentowania popełnianych przez Ciebie błędów "uratował" Ciebie fakt, że exturio wyprzedził mnie.

Trzecie opowiadanie wrzucone w ciągu jednego dnia - średnio. Trzecie opowiadanie zaczynające się schematem "Imię Nazwisko robił coś tam" - jeszcze bardziej średnio. 

Polecam książki - dużo książek - czytać, analizować, a dopiero po lekturze około dwudziestu-trzydziestu podjąć próbę pisania własnych opowiadań.

Nowa Fantastyka