- Opowiadanie: Rogacz - Kruczoczarny

Kruczoczarny

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kruczoczarny

To był bardzo mroźny i późny już poranek. Taki z tych chujowych, kiedy to człowiek ma ochotę komuś przywalić, albo zwyczajnie ze sobą skończyć. Słońce niby świeciło radośnie, ale czarno-brązowa breja na chodnikach psuła cały urok. Człowiek po prostu cały czas musiał uważać na to bagno, żeby nie ufajdać za bardzo butów.

 

Wszystko drożeje, a ja dalej zarabiam tysiąc sześćset miesięcznie. A znam płynnie angielski, Excela w stopniu zaawansowanym i inne równie użyteczne pierdoły. Przecież, kurwa, na kasie w Biedrze zarabiają więcej. Dziesięć lat temu zarabiałem więcej! – myślał sobie Paweł, mamrocząc cicho po nosem jak stary dziad.

 

Garbiąc się z zimna, szybkim krokiem pokonywał właśnie krótką trasę od przystanku do przystanku. Spoglądał co chwilę na przechodniów, jak gdyby szukał zaczepki (choć był po prostu zwyczajnie wkurwiony). Ci jednak szybko odwracali wzrok, gdyż zza jego polarowego szalika i spod czapki przykrytej kapturem, widać było jedynie jego oczy, a w nich gromy jakieś i złość nieopisaną. Kto wie co to mógł być za typ? Ale wiatr był tak mroźny i siarczysty, że wżerał się bezlitośnie w każdą odkrytą część ciała i tylko dlatego Paweł chował swe dumne, choć smutne, oblicze.

 

Gdy dotarł na przystanek, odwrócił się na pięcie w stronę, z której miał nadjechać autobus i czekał bez ruchu, starając się o niczym nie myśleć.

 

Bez powodzenia.

 

Kurwa, a może by tak pod niego wskoczyć? Niee, za wolno już tu będzie jechał. Tylko bym się poobijał i upierdolił ciuchy w tej zajebanej soli z piachem… No i Szatan pomyślał i westchnął dość głośno.

 

W tym momencie na jego lewym ramieniu usiadł czarny jak smoła, młody chyba, choć już dość spory kruk i, jak to ptak, nerwowo ruszał głową na boki, zupełnie jakby był ciągle zdziwiony. Paweł, mimo iż go to zaskoczyło, to przez zakorzeniony posępny nastrój, przez dłuższą chwilę nawet nie zareagował. Potem jednak, mając świadomość, że znajduje się wśród wracających z bazarku starych bab, i chcąc ulżyć swej złośliwej naturze, postanowił zażartować.

 

– Co tak długo? Zaraz msza – powiedział i ruszył w stronę, z której przyszedł. Jedna babka się nawet przeżegnała.

 

Zdecydował się iść do parku, który położony był tylko kilkaset metrów od przystanku. Miejsce to wybrał głównie dlatego, że o tej porze, w taką pogodę jak dzisiaj, nie było tu praktycznie nikogo. Co niektórzy tylko, z tych bardziej ruchliwych, rzucali gdzieś w oddali patyki psom, a te kicały za nimi po śniegu. Paweł mógł więc spokojnie, bez skrępowania, pogadać z ptaszydłem. Robotę olał, bo w końcu co miał do stracenia? Ostatnio myślał głównie o samobójstwie, więc spacer z krukiem na ramieniu wydawał się dość ciekawą alternatywą.

 

– Chcesz kanapkę?

– Krr.

 

Gdyby nie szalik, można by nawet zobaczyć uśmiech na twarzy chłopaka, co ostatnio rzadko się zdarzało. W sumie trudno nazwać go chłopakiem, bo ma trzydzieści jeden lat. Jednak wygląd i naturę ciągle chłopięcą. Nieraz jeszcze się go o dowód pytają jak kupuje alkohol czy fajki.

 

Wyjął kanapkę z torby przerzuconej przez prawe ramię, urwał kawałek i podał krukowi. Ten błyskawicznym ruchem chwycił skrawek i zeskoczył w puch. Podziobał chwilę, po czym załopotał skrzydłami i znów wleciał na ramię Pawła.

 

– Krr!

– Dobra, masz całą – powiedział chłopak i położył jedzenie na śniegu.

 

Czarny ptak znów zeskoczył w migoczący, suchy i biały śnieg. Kontrastował na tej pierzynie niczym księżyc na niebie, tylko w negatywie. Zabrał się za rozszarpywanie jedzenia.

 

Paweł próbował w tym czasie rozszyfrować zachowanie kruka.

 

Kurwa, wiem, że są inteligentne, chyba nawet najinteligentniejsze ptaki na świecie, ale żeby tak se wskakiwać na ludzi… A może jest oswojony i tylko mnie pomylił…

– KRAA! – ptak przerwał jedzenie i rozmyślania chłopaka, po czym spojrzał w jego stronę, a czarne oczka błyszczały jakby przemawiały za niego. Jakby chciał powiedzieć Nie pomyliłem cię. Lecz zaraz potem zabrał się za kanapkę, a chłopak otworzył szeroko oczy i zrobiło mu się trochę gorąco.

 

Jezu Chryste pomyślał.

 

– KRAAA! – tym razem krakanie zabrzmiało jakoś złowieszczo.

 

Ptak wzbił się w powietrze i podleciał tuż przed samą twarz Pawła, tak że ten miał jego dziób tuż przy swoim nosie, a trzepoczące skrzydła ocierały mu się o ramiona. Chłopak dopiero teraz zdał sobie sprawę jak duży jest to ptak. Dostał aż gęsiej skórki i włosy zjeżyły mu się na głowie. Zdębiał całkiem i tylko mrugał oczami za każdym podmuchem. Bał się, że zaraz zostanie podziobany.

 

I wtedy kruk wzbił się wyżej, by znowu osiąść na lewym ramieniu Pawła, po czym przytulił łepek do jego głowy. Chłopak, nawet się nad tym nie zastanawiając, po prostu pogłaskał go delikatnie.

 

– Przerażasz mnie.

– Krr, krr, kruk, kruk, kraa – cichutko wykrakał ptak.

 

Pawłowi zakręciło się w głowie. Śnieg migotał coraz bardziej i zaraz potem chłopak widział już tylko białą plamę.

 

Gdy się ocknął, zobaczył nad sobą wysokiego chłopaka ubranego w dżinsy, czarną kurtkę i opatulonego tak, że widać mu było tylko oczy.

 

– Kr kraaa! – zakrakał Paweł, chcąc powiedzieć Co kurwa?.

 

Chłopak spojrzał w jego stronę i uśmiechnął się życzliwie choć trochę cwaniacko. Czarne oczy błyszczały niczym ciemne szkło, które oszlifowało morze.

 

– Cześć – wycharczał chłopak. – Jestem Raven. Wiem, wiem, mało oryginalnie, ale lubię to imię. Spróbuj polatać. Spodoba ci się.

– Kra kra krrr kra kra kraaa krrr krrr!

– Nie denerwuj się. Wiem, że się nie boisz. Spróbuj polatać.

– Kr.

– Dobra, podrzucę cię. Nie bój się, odruchowo się nauczysz.

 

Raven podniósł Pawła i podrzucił go do góry. Ten zaczął chaotycznie łopotać skrzydłami, ale wzbić się wyżej nie dał rady. Opadł powoli na ziemię i w podskokach zbliżył się do chłopaka. To jakiś chory sen pomyślał, ale spodobało mu się.

 

– Kraa.

– No dobra, do skutku.

 

Raven jeszcze kilka razy podrzucał Pawła, aż ten w końcu załapał. Wzbił się wysoko i zatoczył szeroki łuk nad parkiem. Ja pierdolę, ale odlot! myślał i krakał w niebogłosy. Strasznie mu się podobał świst skrzydeł. Czuł się wolny. Po raz pierwszy w życiu.

 

– Dobra, wracaj już – powiedział cicho Raven, ale Paweł słyszał ten głos, jakby chłopak leciał tuż koło niego.

 

Zdziwił się, lecz bez namysłu zanurkował w jego stronę. Chciał wylądować na ramieniu, ale nie potrafił jeszcze tak dobrze planować lotu, więc porzucił ten pomysł. Raven wziął go jednak sam, posadził tam gdzie Paweł chciał i ruszył przed siebie.

 

– Świetnie latasz jak na pierwszy raz. A teraz pytaj – powiedział.

– Krrr, krrr, krraa.

– Jak to nie wiesz o co? Dobrze, sam postaram się wyjaśnić trochę – wycharczał Raven. – Już wiesz, że nie jestem zwykłym krukiem…

– Kraaa – przerwał Paweł.

– No tak, tak… Więc należę do rodu Kruczoczarnych. Byliśmy kiedyś wysłannikami bogów i przemawialiśmy do ludzi, tak jak ja teraz przemawiam do ciebie – tłumaczył urywanymi zdaniami chłopak. – Bogów jednak już nie ma, a przynajmniej tak nam się wydaje, bo dawno żadnego nie spotkaliśmy. Kościół i jego bóg, którego nie ma i nigdy nie było, skutecznie wyparli pradawnych z tej ziemi. Ale my pozostaliśmy. To znaczy ja. Jesteśmy długowieczni, a żyjemy około tysiąca pięciuset lat. Ja mam osiemset czterdzieści trzy, choć wyglądam raczej na sto pięćdziesiąt. Eh, nawet Peruna już nie ma. Zostawił burze samopas…

– Krr, krr?

– Dlatego, bo tak dawno z nikim nie rozmawiałem, że mi serce z tęsknoty pękało. A ty, cóż… polubiłem cię. Wiem, że jesteś samotny i raczej nie odmówisz, jeśli zapytam, czy nie zechciałbyś mnie przygarnąć…

– Krr?

– Tak, przygarnąć. Na zawsze. Nie żyjemy w stadach, ale samotnie też nie lubimy. Poza tym jestem ostatnim żyjącym Kruczoczarnym. Zobaczysz, będzie fajnie. Będziesz mógł sobie latać, ja gadać, nie będziesz musiał pracować…

– Krrrr?

– Przez tyle lat uzbierałem trochę złota. Nie pytaj po co, to silniejsze ode mnie.

– Krrr krraa?

– Gdy jestem w postaci kruka, potrafię odczytać myśli, które są skierowane do mnie lub mocno na mnie skoncentrowane. Twoje akurat znałem już wcześniej, bo były wyjątkowo intensywne, a mimo iż nie o mnie, to w jakiś sposób je odebrałem. A odebrałem je przedwczoraj, sto kilometrów stąd, i tak jakoś przyleciałem. Raz, że mnie to zaciekawiło, dwa, nie chciałem, żebyś się zabił. – Chłopak zamilkł na chwilę. – Jedźmy do ciebie. Muszę się przespać – dodał Raven, po czym poprosił Pawła o wyrecytowanie słów Ty tu kruk, ja ty.

***

 

Szatan jak zwykle przywitał Pawła wybuchową mieszaniną nieopisanej radości z ogromnymi pretensjami. Coś w stylu Jezu, jak się cieszę, że jesteś! Gdzie byłeś? Kocham cię! Dlaczego mnie zostawiłeś?. Skakał przy tym w kółko i merdał ogonem jak oszalały. Na kruka raz tylko spojrzał i nawet nie przejął się specjalnie jego obecnością. Raven zeskoczył więc na podłogę i wtedy dopiero czarny kundel zainteresował się nowym lokatorem. Wciągnął nosem chyba cały jego zapach i zaczął podskakiwać energicznie, zachęcając ptaka do zabawy. Dał sobie jednak spokój, widząc że nowy kolega nie ma teraz na to ochoty i znowu zaczął obskakiwać Pawła.

 

– Co teraz, Rayban, chcesz iść spać? – zapytał chłopak kruka, celowo przekręcając imię.

 

Kruk spojrzał tylko krzywo i w podskokach udał się pod kaloryfer.

 

– Okej, to ja wyjdę na spacer z Szatanem.

 

***

 

Gdy wrócili, Raven spał spokojnie. Nawet zimny nos Szatana go nie zbudził, a przynajmniej nie dał po sobie tego poznać. Paweł przygotował sobie obiad po czym zaczął przeglądać internet w poszukiwaniu informacji na temat Kruczoczarnych i kruków. Nawet się nie zorientował kiedy nastał wieczór. Chciał porozmawiać z ptakiem, ale ten ciągle spał.

 

W końcu, znużony ciągłym gapieniem się w monitor, postanowił położyć się do łóżka. Zabrał jeszcze tylko Szatana na spacer, a po powrocie ułożył się do snu.

 

A sny miał bardzo realistyczne…

 

***

 

To była noc z piątku na sobotę. Ciemnooki chłopak wszedł do klubu nie zwracając na siebie uwagi. Kwadratowi ochroniarze obdarzyli go takim samym tępym i kamiennym spojrzeniem jak każdego innego bywalca. Chłopak nie oddał kurtki do szatni. Podszedł do barmana, zsunął z ust szalik i zamówił whiskey na lodzie.

 

Nie zdążył nawet dopić do końca, gdy przysiadła się szczupła blondynka. Ubrana była w obcisłe dżinsy i cieniutką bluzkę z dość głębokim i szerokim dekoltem. Mimo iż piersi nie miała okazałych, to były bardzo kształtne i chłopak nawet nie próbował się powstrzymywać by na nie nie spojrzeć.

 

Dziewczyna się uśmiechnęła. Właśnie złowiła swojego sponsora.

 

– Cześć, jestem Magda. Postawić ci drinka? – powiedziała.

 

To była jej standardowa taktyka. Proponowała pierwszego drinka, że to niby nie chodzi jej o to, żeby jej stawiać. Większość facetów i tak odmawiała i sami kupowali.

 

Chłopak wtedy podniósł wzrok, a na jego twarzy pojawił się lekko cwaniacki uśmieszek. Dziewczyna na widok ciemnych i błyszczących jak perły oczu aż zadrżała.

 

– Będę bardzo wdzięczny – odpowiedział zachrypniętym głosem.

 

Magda postawiła mu jeszcze cztery kolejki, sama pijąc dwa razy wolniej. Wpatrywała się tylko w kryształowo ciemne oczy i nie była w stanie zbyt wiele mówić. A już na pewno nie śmiałaby prosić o drinka.

 

Nawet nie wiedziała za bardzo jak i kiedy to się stało, ale jechała właśnie taksówką. Chłopak trzymał rękę na jej udzie i uśmiechał się zalotnie. Oddychała szybko, energicznie, jakby kończyło się powietrze. Cała była rozpalona. Nie czuła się tak nawet podczas swojego pierwszego razu. Pragnęła rzucić się na chłopaka, ale onieśmielona blaskiem jego oczu, poddana była całkowicie jego woli.

 

***

 

Paweł obudził się zmarznięty i dziwnie zmęczony. Zauważył, że okno było otwarte, ale nie wiedział czemu czuje się taki wykończony. Nie jak zwykle po przebudzeniu, ale jakoś tak fizycznie. W dodatku strasznie go suszyło, głowa pękała mu w szwach i piekły go plecy. Gdy podniósł się na chwilę i zobaczył która jest godzina, fala myśli uderzyła o brzeg czaszki z taką siłą, że z bólu aż zawył i opadł na łóżko. Domyślił się, że ma kaca – znał to uczucie aż za dobrze. Czasami zdawało mu się, że pije tylko po to, by mieć kaca i wymówkę na bierne spędzenie dnia.

 

Boże, więcej nie piję! Jakieś kruki, kurwa, o co chodzi? – majaczył.

 

Wziął do ręki telefon, żeby sprawdzić jaki jest dzień tygodnia. Był piątek, co znaczyło, że teoretycznie powinien być trzeźwy, bo od środy nie pił, a i nie przypominał sobie by zaczynał. Jak to się stało?

 

I wtedy właśnie kruk w podskokach zjawił się w sypialni.

 

– Ja pierdolę! – zawołał zrezygnowanym głosem Paweł.

 

Ptak jakby wzruszył ramionami, których nie miał. Można by powiedzieć, że nastąpiła niezręczna chwila ciszy. Ale jak nazwać niezręczną ciszę pomiędzy krukiem a człowiekiem?

 

Pomieszczenie wypełniło nagle głuche pukanie do drzwi. Chłopak drgnął.

 

– Dzień dobry, policja! – odezwał się głos.

 

Paweł przestał oddychać i słyszał tylko dudniące w uszach tętno. Całą swą uwagę skupił na drzwiach…

 

Cisza.

 

Gdy nagły jak petarda łomot rozległ się po mieszkaniu. Drzwi mało z zawiasów nie wyrwało. Do mieszkania wbiegło kilku uzbrojonych i zamaskowanych mężczyzn. Ptak wyfrunął przez okno…

 

***

 

Skuty kajdankami Paweł siedział na krześle w sali przesłuchań. Po chwili do pomieszczenia wszedł dobrze ubrany, barczysty mężczyzna w sile wieku.

 

– Gdzie byłeś w nocy?! – zapytał głośno.

– Nie wiem o co chodzi – odpowiedział zdezorientowany chłopak.

 

Mężczyzna podszedł do Pawła i nachylił się, by patrzeć mu prosto w oczy.

 

– Mógłbym ci teraz jebnąć i zadać to samo pytanie jeszcze sto razy – wyprostował się, – ale gram na skrzypcach i nie chcę się nabawić kontuzji… Inaczej. Wiemy, że byłeś w Marriocie.

– Nie byłem w żadnym Marriocie – zdziwił się chłopak.

– Cóż… i pewnie nie znasz tej dziewczyny? – Mężczyzna wyjął z teczki kilka zdjęć i rozrzucił je na stole. Przedstawiały nagą, piękną, młodą blondynkę. Martwą.

 

Pawłowi zakręciło się w głowie i zachciało mu się wymiotować. Nagle przypomniał sobie sen, a raczej jego slajdy – klub, dziewczyna, taksówka, hotel, seks… trup. Morderstwo? Czy on to zrobił? Czy zrobił to Raven?

 

Przesłuchanie trwało jeszcze jakiś czas, aż w końcu przedstawiciel prawa dał sobie spokój. I tak musiał poczekać na wyniki sekcji zwłok, a dręczenie skacowanego chłopaka nie miało teraz sensu. Jak będzie znał przyczynę zgonu, będzie mu łatwiej manipulować oskarżonym. Uspokoił też Pawła, że na czas jego pobytu w areszcie, Szatan przebywa w dobrym schronisku.

 

***

 

Jakież było zdziwienie oficera, gdy otrzymał wyniki… Zawał serca. Zwyczajny zawał serca! Żadnych narkotyków, znikoma dawka alkoholu. Ale, ale – kawałki cudzej skóry za paznokciami. Aha! Mam cię, gwałcicielu! – pomyślał. Kazał zawołać chłopaka do sali przesłuchań i sam się tam udał niemal w biegu.

 

– Rozbieraj się! – powiedział krótko, gdy wprowadzili Pawła.

– Słucham? – Chłopak otworzył szeroko oczy.

– Rozbieraj się! Ale już! – Oficer tracił cierpliwość.

 

Paweł niepewnie zdjął koszulkę. Mężczyzna podszedł do niego i zaczął przyglądać się torsowi. Z przodu nic. Kazał się mu odwrócić, by móc obejrzeć plecy.

 

Zdziwienie na twarzy policjanta było jeszcze większe niż wtedy, gdy zobaczył wyniki badań. Są zadrapania. Klasyczne, kurwa, zadrapania od seksu. Co znaczy, że dziewczyna nie walczyła. Nie była też nieprzytomna. Nie było gwałtu… Jest czysty. Ale czemu milczy?

 

– Jak ona umarła? – zapytał już spokojnie.

– Kto?

– Jak to kto? Dziewczyna, z którą spędziłeś noc!

– Ja… ja nic nie pamiętam – jąkał się Paweł, po czym przypomniał sobie kilka slajdów i skłamał. – Jak wychodziłem to jeszcze żyła. Niewiele pamiętam.

– Aha… – podsumował policjant tonem wskazującym, że mu nie wierzy. Ale wierzył.

 

***

 

Paweł w areszcie spędził jeszcze kilka dni, aż oficjalnie okazało się, że sprawy nie będzie. Ponieważ gdy go zabierano, miał na sobie tylko spodnie i koszulkę, policjanci byli na tyle uprzejmi, że odwieźli go do domu.

 

Chłopak nawet nie zawracał sobie teraz głowy całą sytuacją. Myślał tylko o tym, by się ubrać i pojechać do schroniska po psa. Wszedł do sypialni i nagle na parapecie, przy otwartym oknie, usiadł kruk. Raven. Trzymał w dziobie jakąś kartkę, którą upuścił na podłogę i odleciał. Paweł podszedł do okna, wziął świstek papieru z podłogi i zaczął z trudem odczytywać tekst, który ktoś nabazgrał jak kura pazurem.

 

Przepraszam, Pawle, zazwyczaj tylko mdleją. Nie miej do mnie żalu, chciałem się tylko zabawić…

Raven

 

CDN?

Koniec

Komentarze

Całość podobała mi się. Dobrze i szybko się czyta. Wydaje mi się, że to zasługa ciekawego początku. 

Kurwa, a może by tak pod niego wskoczyć? Niee, za wolno już tu będzie jechał. Tylko bym się poobijał i upierdolił ciuchy w tej zajebanej soli z piachem... No i Szatan — pomyślał i westchnął dość głośno. - Dobre :) Nie wiedząc, że Szatan w tym tekście to imię psa, roześmiałam się, ponieważ wyobraziłam sobie głównego bohatera drżącego ze strachu przed władcą piekła;)

Spodziewałam się jednak trochę innego wyjaśnienia jeżeli chodzi o kruka - bogowie? Trochę to było przewidywalne ;) 

Słońce niby świeciło radośnie, ale czarno-brązowa breja na chodnikach psuła cały urok. Człowiek po prostu musiał się gapić w to bagno cały czas, żeby nie ufajdać za bardzo butów. – Lepiej chyba zmienić to gapienie się na po prostu „uważać”. Bo te, że się gapił, raczej nie ochroniłoby przed utaplaniem kaloszy. To po prostu tez bym usunął, bo to nie potrzebny wtręt.

 

Spoglądał co chwilę na przechodniów, jak gdyby szukał zaczepki (choć był po prostu zwyczajnie wkurwiony). Ci jednak szybko odwracali wzrok, gdyż zza polarowego szalika i spod czapki przykrytej kapturem, widać było jedynie jego oczy, a w nich gromy jakieś i złość nieopisaną. – Logicznie mi to szwankuje. Być może to tylko moja nadinterpretacja, ale według mnie wynika z tego co napisałeś, że ukryci pod czapką i za polarowym szalikiem przechodnie dostrzegali tylko oczy bohatera.

 

W tym momencie na jego lewym ramieniu usiadł czarny jak smoła, młody chyba, choć już dość spory kruk i, jak to ptak, nerwowo ruszał głową na boki, zupełnie jakby był ciągle zdziwiony. – Jak rozpoznać po ruchach głowy ptaka, czy jest zdziwiony, zdenerwowany czy smutny? Ok, zdenerwowanie jeszcze jako tako rozpoznasz, ale zdziwienie?

 

Zdecydował się iść do parku, który położony był tylko kilkaset metrów od przystanku. Robotę olał, bo w końcu co miał do stracenia? Ostatnio myślał głównie o samobójstwie, więc spacer z krukiem na ramieniu wydawał się dość ciekawą alternatywą.

Miejsce to wybrał głównie dlatego, że o tej porze, w taką pogodę jak dzisiaj, nie było tu praktycznie nikogo. – Pogrubione zdanie powinno być na końcu akapitu. Tzn. po „alternatywą”. Bo potem piszesz dlaczego wybrał akurat „to” miejsce, a tak jak jest, nie wiadomo do czego to „to” się odnosi.

 

Wyjął kanapkę z torby zarzuconej na prawym ramieniu, urwał kawałek i podał krukowi. – Przerzuconej przez prawe ramię

 

Czarny ptak znów zeskoczył w migoczący, suchy i biały jak śnieg… - Nie bardzo łapię do czego to zdanie się odnosi. W migoczące, białe i suche co zeskoczył? Bo chyba nie w śnieg, biały, suchy i migoczący jak śnieg?

 

Chłopak spojrzał w jego stronę i uśmiechnął się życzliwie choć trochę cwaniacko. Czarne oczy błyszczały jak kamyki, które oszlifowało morze. – Nie jestem geologiem, ale na mój chłopski rozum morze nie ma szans wyszlifować nieoczyszczonego kamienia aż do błysku. Jeśli się mylę, to niech mnie ktoś poprawi.

 

Kilka uwag technicznych powyżej. Moim zdaniem całe zakończenie totalnie skopało fajnie zaczynającą się historię.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dzięki, Fasoletti. Poprawiłem prawie wszystko. Nie poprawiłem zdziwionego ptaka. Dla mnie ptaki zawsze wyglądają na zdziwione (gdy tak kręcą łebkami) :)

Tak myślałem, że zakończenie rozczaruje - też nie jestem za bardzo zadowolony, ale zamierzam to kontynuować. Nie chciałem po prostu wrzucić tu potem 50k+ znaków. Chciałem zobaczyć mniej więcej na co muszę zwrócić uwagę, jaki jest odbiór itp. O ile ortografię można wyłapać samemu, to takie błędy logiczno - stylistyczne nie zawsze, bo jak ktoś logicznie nie myśli dzisiaj, to jutro pewnie też nie będzie ;)

Pozdro

— Rozbieraj się! Ale już! — Oficer tracił równowagę.  Wkrótce stracił ją całkowicie i rymsnął jak długi na dawno nie mytą podłogę.  
Aby nie o cierpliwość Tobie chodziło?

O cierpliwość. Dziękuję :)

Ciekawy pomysł. Środek jest trochę chaotyczny, ale ogólnie rzecz biorąc nie było źle.

pozdrawiam

I po co to było?

Jak dla mnie za prymitywny język. Akcja dzieje się za szybko. Kruk niemal odrazu wylatuje z całą historią tych " kruczoczarnych". Nie wiem prawie nic o głownym bohaterze. Dla mnie kiepskie.

Jestem fanatykiem czystości języka i wulgaryzmy na początku trochę mnie zniechęciły. Pomimo to (a może dlatego, że z nich zrezygnowałeś w dalszej części) czytało nieźle.

Cała ta historia kruczoczarnych wprowadza trochę chaosu, gdyby to skrócić , dać trochę szansy wyobraźni czytelnika, a więcej napisać o bohaterze - opowiadanie by zyskało.

Nowa Fantastyka