
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Mia, pogrążona w rozmyślaniach, wpatrywała się w okno kiedy podfrunęła do niej Lilly. Nie odzywała się, tylko zastygła w bezruchu.
Mia odwróciła się do siostry i spojrzała na nią pytająco.
– Nadal nic – pokręciła głową Lilly. – Żadnych wieści, a minęło już…
– Dwa lata – dokończyła Mia. – Coraz mniejsze szanse, aby przeżyli.
Ponownie spojrzała na przybyłą siostrę. Lilly, do niedawna jeszcze okaz piękna, teraz nie przypominała nawet cienia samej siebie. Ze wszystkimi tak się działo.
Tak, jak przypuszczano.
Niestety.
Czas robił swoje, podobnie jak warunki, w jakich przyszło im żyć. Teraz Lilly, jeszcze niedawno tak pełna radości i życia, przypominała kurczący się balon, z którego uchodziło powietrze. Zapadnięte, pomarszczone policzki, nienaturalnie wielkie oczy, które wydawały się jeszcze większe przez wystające oczodoły i suche, wąskie usta sprawiały, że przypominała wysuszoną przez upływ wieków mumię. Przygnębiającego obrazu całości dopełniał brak włosów.
Wyglądała niemal jak zjawa. Z każdą upływającą dobą upodabniała się do niej coraz bardziej.
Pomarszczona, półprzeźroczysta skóra opinała wątłe ciało, pod nią zaś leniwe serce tłoczyło w spowolnionym tempie krew niemal pozbawioną życia. Dokąd to doprowadzi? Czy w końcu wszystkie staną się dryfującymi cieniami?
Na swoje odbicie Mia wolała nie patrzeć.
– Co z pozostałymi siostrami?
Mia wiedziała, że w końcu nadejdzie chwila, kiedy ucieczka przed tą decyzją będzie już niemożliwa. Rodzice przestrzegali ją, że ma to zrobić jedynie w ostateczności, kiedy nie będzie już szans na nic innego.
I chyba ten czas nadszedł.
– Będziemy musiały uśpić połowę. Inaczej…
Lilly spojrzała na nią z niedowierzaniem.
– Będziemy to robić na zmianę – wyjaśniła Mia.
Lilly wpatrywała się w nią bez zrozumienia. Unosiła się bezwolnie w pomieszczeniu, a jej luźne szaty wokół niej, falując niczym skrzydła. Ale Lilly już dawno nie była aniołem.
– Zaśniesz z nimi – kontynuowała Mia – a my was popilnujemy. Potem, po wybudzeniu, zrobicie to samo z nami. Może w ten sposób uda się nam doczekać i…
Urwała, gdyż ostatnie słowo utknęło jej w gardle. Słowo, które powtarzano od lat niczym mantrę:
„Przetrwać”.
To był priorytet.
Ich i rodziców.
Wszystkich.
Wysiłki, nadzieje i starania ograniczyły się teraz do tych pomieszczeń. Do arki, w której się znajdowały. Tyle, że, jak wydawało się Mii, ta nadzieja ulatniała się przez jakąś dziurę, odpływ. Zanikała, wysysana gdzieś przez jakąś bliżej nieokreśloną, ale zapewne złowieszczą moc.
– A co, kiedy czuwające nie będą już w stanie zmienić śniących? – Lilly zadała pytanie, na które Mia wolałaby nigdy nie odpowiadać. Lilly oczekiwała, że siostra udzieli jej odpowiedzi, na którą oczekiwały wszystkie. Że upewni ją i podniesie na duchu. Mia zawsze miała rację, wiedziała co robić.
Tak było.
Ale co, kiedy Mia zacznie sama śnić?
– Właśnie dlatego musimy to zrobić teraz. Niebawem przekroczymy próg zasobowy i na nic zdadzą się oszczędności! Dajcie braciom dodatkowe racje, aby mogli zapłodnić wyznaczoną grupę sióstr.
– Jak to… zapłodnić? – Lilly zakryła dłonią usta a z jej oczu uniosły łzy.
Mia westchnęła. Nie tylko brzemię decyzji, jakie na niej spoczywało, ale także ciężar wyczerpywały ją niemal całkowicie. Musiała to wszystko wytłumaczyć siostrom, wyjaśnić, że to ostatnia nadzieja.
– Zbierz siostry na radę – powiedziała do Lilly.
***
Członkinie rady unosiły się dokoła lśniącej kuli, na której pojawiały się i znikały obrazy oraz ciągi liczb. Szeptały między sobą cicho, wymieniając uwagi i wskazując suchymi, szponiastymi palcami w kierunku danych pojawiających się przed nimi.
– Witajcie – Mia wleciała przez uchylone drzwi i skierowała się ku siostrom. W pomieszczeniu zapadła tak przytłaczająca cisza, że można było ją ciąż nożem na kawałki. Zgromadzone w sali skierowały swe spojrzenia na nowo przybyłą. Lilly była tam również.
– Po co nas zwołano? – odezwała się jedna z nich, o imieniu Shelia. Jej czarne oczy wpatrywały się w Mie z uporem i podejrzliwością. W tym zimnym spojrzeniu tliło się więcej życiowej energii aniżeli u kogokolwiek innego, kogo Mia znała i zdawała sobie sprawę, że Shelia nie podda się tak łatwo rozkazom.
Zwłaszcza takim rozkazom.
– Muszę przedstawić wam sytuację, w jakiej się znaleźliśmy i zaproponować jedyne wyjście.
– A czym nasza obecna sytuacja różni się od tej z wczoraj i sprzed wczoraj? – Shelia dołączyła do swego repertuaru ironię. Rozejrzała się po siostrach i jej wzrok spoczął na Lilly. Mia wiedziała już, że siostry o wszystkim wiedzą. W sumie nie powinno jej to dziwić. Nie było wśród nich tajemnic. Przynajmniej nie miało być.
Taka była wola rodziców.
Mia wzięła głęboki oddech i zebrała się w sobie.
– To najwyższy czas, aby plan awaryjny mógł się powieść. Każda zwłoka może skazać nas na zagładę. Jeśli nie uśpimy połowy z nas, reszta może nie dotrwać do rozbudzenia. A wtedy…
– Jesteś małej wiary! – warknęła Shelia. Mia zastanawiała się, z czego ta siostra czerpie takie niespożyte, zdawałoby się, siły. Niektóre ze zgromadzonych skupiły się bliżej mówiącej i Mia wiedziała już, że zawiązało się stronnictwo przeciwko niej. Lilly przez chwilę dryfowała pośrodku Sali, by w końcu przejść na stronę Shelii.
Wybacz, ale nie chcę zostać zapłodniona – zdawały się mówić jej smutne oczy.
– Wiarę w co masz na myśli, siostro? – Mia specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo.
– W to, że jednak uda nam się tu przetrwać do czasu kontaktu. Brak informacji od rodziców nie oznacza, że nie żyją. Wiesz o tym dobrze. Wszystkie wiemy, że te dwa lata to był czas orientacyjny. Trzeba wziąć możliwy i racjonalny margines błędu i nadal czekać!
Zebrane wokół niej siostry przytaknęły z aprobatą i Mia dostrzegła w ich oczach poruszenie. Shelia potrafiła zasiać w siostrach ziarno nadziei, podczas gdy ona… chciała skazać je na ostateczność. Sytuacja beznadziejna zdawała się działać na korzyść Shelii. Nadzieja umiera ostatnia, pomyślała. Co z tego, że kiedy ona umrze, nie będzie już niczego!?
Spojrzała po pozostałych. Kilka sióstr, które dotąd pozostawały niezdecydowane, przeleciało na stronę Shelii. Mia została sama.
– A zatem, wasza decyzja jest definitywna? – zapytała unosząc głowę i siląc się na tę odrobinę powagi, na jaką było ją teraz stać. Skoro jednak nie była w stanie wyegzekwować władzy, jaką powierzyli jej nad rodzeństwem rodzice, to najwidoczniej na nią nie zasługiwała.
Milczenie, jakie jej odpowiedziało, było wymowniejsze aniżeli jakiekolwiek słowa.
***
Kiedy Mia była już w swojej przestrzeni, zaczęła zastanawiać się, dlaczego perspektywa uśpienia wywoływała wśród sióstr taki opór. Fakt, sama świadomość zapłodnienia w tradycyjny sposób i noszenie w brzuchu pasożyta faktycznie był odrażający. Ale przecież przez czas inkubacji wszystkie by spały! A po przebudzeniu płody zostałyby z nich natychmiast usunięte. Tuż po zebraniu zgłosiło się do niej kilka sióstr, które zapewniły ją o swej wierności, ale nie miało to już większego znaczenia. Wszystko zdawało się walić w gruzy. Z początku rodzice zastanawiali się, czy zapłodnienie jest konieczne na czas uśpienia? Pojawiało się wiele głosów sprzeciwu przed barbarzyńską metodą prokreacji, ale umieszczenie sprzętu do klonowania na arce było praktycznie niemożliwe. Poza tym ludzkie organizmy nadal posiadały tę pradawną cechę rozmnażania poprzez akt cielesny i, było nie było, na arce każde nowe życie było na wagę złota! Koncepcja uśpienia z zapłodnieniem ostatecznie zwyciężyła, gdyż była to jedna z niewielu szans na podtrzymanie gatunku w sytuacji, kiedy widmo zagłady zaglądało mu prosto w oczy. Samo uśpienie miało na celu przedłużenie szans na przeżycie tych, którzy znajdowali się na arce. Podczas gdy połowa śniłaby, reszta mogła liczyć na zwiększone racje oraz opiekować się uśpionymi. W ten sposób, po dziewięciu miesiącach, wiedzieliby, czy nadal jest szansa powrotu do domu, a przede wszystkim: czy jest gdzie wracać.
Mia spojrzała w okno. Widok Ziemi zawsze przyprawiał ją o szybsze bicie serca nawet teraz, kiedy była tak wyczerpana dylematami oraz kłopotami. Arka stałą się jedyną nadziejna przetrwanie „Wielkiego Zderzenia” – tak rodzice nazwali zbliżającą się katastrofę. Wielki kamień, który uderzył w powierzchnię planety, niemal unicestwił na niej życie. Starsi, szukając wyjścia z sytuacji i próbując ratować życie, opracowali cały szereg symulacji. Większość z nich dawała dość optymistyczne prognozy: gdzieś po około dwóch, maksymalnie trzech latach, powierzchnia i atmosfera planety uspokoi się na tyle, że możliwe stanie się odbudowanie życia. Ale jak przetrwać trzy lata w tych ekstremalnie ciężkich chwilach? Były dwa wyjścia: albo pod powierzchnią planety, albo na orbicie.
Starsi postanowili wykorzystać obie możliwości i sami zbudowali podziemny bunkier, w którym zgromadzili niezbędne do życia środki i tam się ukryli. Dzieci obu płci natomiast zostały umieszczone w arce, w bezpiecznej odległości od Ziemi na orbicie Marsa. Miały oczekiwać na sygnał od rodziców, że już wszystko dobrze i mogą wracać. Chłopcy byli w nieco gorszej sytuacji, gdyż trudniej znosili stan nieważkości i potrzebowali większych racji żywnościowych. Dlatego większość czasu spędzali w półśnie. Nie była to jednak pełna hibernacja i w każdej chwili można ich było obudzić.
Mia nie potrafiła zapomnieć tego, co się stało. Obrazy Ziemi nękanej gradem drobnych meteorytów, a potem gigantyczna eksplozja, która spowodowała potężną falę termiczną i nagły skok temperatury, niszczący skupiska ludzkie. W wyniku uderzenia na całej planecie doszło do zmian atmosferycznych, a olbrzymie ilości pyłu wyniesione do górnych warstw atmosfery wywołały wielomiesięczną noc. Potem nastąpiły arktyczne mrozy, które skuły powierzchnię lodem. Te kataklizmy, widoczne z góry, odbiły w jej umyśle niezatarte piętno.
Wielki kamień uderzył ostatecznie i nieoczekiwanie w środek Pacyfiku.
Jak rodzice mieli to przeżyć?
Ale przecież już kiedyś coś podobnego miało miejsce i życie zawsze zwyciężało! Tyle, że przybierało nowy wymiar. W niszy, jaka powstała po katastrofie, pojawiał się nowy gatunek, który rozprzestrzeniał się po jałowych pustkowiach.
Cóż, one nie były szczurami. Wiedziały, co mają robić, aby przywrócić na Ziemi ekosystem sprzyjający ssakom. Tyle, że zbyt dużo czasu spędziły już w nieważkości. Czy nie za dużo?
Kiedy patrzyła na swoje odbicie w oknie nachodziły ją poważne wątpliwości. Rozmyślania przerwali jej goście. Odwróciła się w kierunku drzwi i ujrzała w nich Shelię. A za nią pięciu braci.
Najstarszych braci.
Po twarzy Shelii błądził złośliwy uśmiech. Jej oczy niemal iskrzyły, kiedy skinęła na braci. Ci, zapewne poinstruowani wcześniej, wiedzieli, co mają robić. Podlecieli do Mii i ujęli ją za ramiona.
– Skoro tak ci spieszno do zapłodnienia, to proszę bardzo. Będziesz w pierwszej grupie!
– Daj spokój! – Mia krzyczała, próbując dotrzeć do jej zdrowego rozsądku. – Wiesz dobrze, że to nie ma szans! Musimy postępować tak, jak kazali rodzice! To nie jest kwestia wiary tylko zdrowego rozsądku!
Shelia pozostała niewzruszona, podobnie jak bracia i inne z sióstr, które zgromadziły się dookoła. Mia spostrzegła, że pochwycono również te, które zadeklarowały wcześniej swoją lojalność.
– Zobaczycie! – krzyknęła w przypływie uniesienia. – Kiedy uśpimy te niedowiarki i zyskamy ich rację, uda się nam doczekać tej chwili, gdy nadejdzie wiadomość od Boga! To on wezwie nas ze swojej arki, abyśmy znowu zaludnili Ziemię! Przemówi do nas sam Bóg!
Zwariowała, pomyślała Mia i westchnęła zniechęcona. Wszystko wydawało się jej stracone, a ona nie miała już sił, aby walczyć.
Kiedy położono je i unieruchomiono na stołach, podeszli bracia i zdarli z nich szaty. W odbiciu na suficie Mia widziała swe wychudzone ciało i zdawała sobie sprawę, że obecnie nie mogło ono wzbudzać wielkiego pożądania wśród mężczyzn. Kiedyś było inaczej… Bracia jednak wydawali się podnieceni i z zapałem zabrali się do wypełniania swego obowiązku względem ludzkości. Kilka z sióstr, mimo niewątpliwej przemocy, jaką wobec nich zastosowano, wydawało z siebie ciche westchnienia a niektóre być może przeżyły rozkosz. Wprawdzie, dzięki odpowiednim środkom w pożywieniu, mężczyźni stawali się czasowo bezpłodni, ale nie wykluczało to kontaktów seksualnych. Najwyraźniej Shelia, która przyglądała się scenie z nieskrywaną przyjemnością, zadbała dostatecznie wcześnie o to, aby nasienie braci było pełne życia.
– A teraz dobranoc, siostry – rzuciła, kiedy było już po wszystkim. – I do zobaczenia w nowym, lepszym świecie.
Mia, zamknięta w komorze hibernacyjnej, czuła ,jak powoli opuszczają ją siły witalne. Komputer stopniowo odsysał z jej ciała nadmiar płynów fizjologicznych, redukując je do stanu minimum. Tętno spadało niemal do zera, a ciało wysychało niczym wiór, zachowując zdolność do regeneracji, która jednakże była powolna i bardzo bolesna. System specjalnych rurek doprowadzał dostatecznie dużo płynów oraz substancji odżywczych jedynie do macic, gdzie miały się rozwijać płody.
Obraz przed jej oczami powoli rozmywał się, aż w końcu zapadła w sen.
Śniło jej się, że rodzice przeżyli na powierzchni i próbowali skontaktować z nimi, ale kataklizm pozbawił ich niemal całego sprzętu. Uszkodzony bunkier wymagał napraw, na które nie było czasu. Impulsy elektromagnetyczne zniszczyły sieć informatyczną i spaliły wiele urządzeń. Jedyną szansą kontaktu z dziećmi pozostała telepatia, wykształcona stosunkowo dobrze na tym etapie rozwoju umysłowego ludzkości. Mia śniła, że starsi za wszelką cenę starają się z nimi skontaktować, wykorzystując do tego zbiorowy sen i telepatię. Wiedzieli, że właśnie teraz część z dzieci zapada w śnienie, więc jest szansa, że któreś z nich odbierze sygnał i po przebudzeniu przekaże dobre wieści pozostałym. A wtedy wrócą na Ziemię, odnajdą rodziców i zaczną wszystko od nowa.
Dlaczego nie poleciały sprawdzić same? Cóż, to byłoby bezcelowe. Orbitowanie nad Marsem obywało się niemal bez zużycia paliwa, a droga na Ziemię i poszukiwania po omacku wyczerpałyby i tak ograniczone zasoby. Należało więc czekać.
Na sygnał, który nadchodził już od dłuższego czasu.
Na sygnał, który odebrała śniąca Mia.
Wybrałem parę zdań z kiksami, dalej nie doczytałem:
"Lilly wpatrywała się w nią bez zrozumienia. Unosiła się bezwolnie w pomieszczeniu, a jej luźne szaty wokół niej, falując niczym skrzydła."
"Tyle, że, jak wydawało się Mii, ta nadzieja ulatniała się prze..."
"Mia wolałaby nigdy nie odpowiadać. Lilly oczekiwała, że siostra udzieli jej odpowiedzi, na którą oczekiwały wszystkie."
"Lilly zakryła dłonią usta a z jej oczu uniosły łzy."
Początek ciut (jak dla mnie) przegadany; parę razy powtarzasz się o jej pomarszczeniu i zbrzydnięciu, a czytelnik wtedy sobie myśli(ja pomyślałem) coś w stylu: tak, dobra, to już wiem.
Pomysł może być dobrym (przeczytałem jeszcze parę ostatnich zdań), ale jeszcze bym nad opowiadaniem popracował.
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
"Na którą oczekiwały wszystkie" - też podkreśliłem, ale edytor zignorował. :/ Popraw trochę, to doczytam pojutrze. Obiecuję.
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Ciekawy zamysł, planujesz napisać kontynuację? W subiektywnym odczuciu: trzeba dość długo czekać na wyjaśnienie sytuacji. Przedrzeć się przez dialogi bez zrozumienia, co prócz tego, że wzbudza ciekawość nieco irytuje.
Mia, pogrążona w rozmyślaniach, wpatrywała się w okno kiedy podfrunęła do niej Lilly. Nie odzywała się, tylko zastygła w bezruchu. - kto zastygł w bezruchu? Poza tym brakuje przecinka, a to dopiero pierwsze zdanie...
Kilka nieistotnych powtórzeń, czasem szwankuje zapis dialogów oraz interpunkcja, ale jest nieźle. Napisane z pewną aurą tajemniczości, to na duży plus. Zakończenie pozostaje - moim zdaniem - otwarte i możesz coś jeszcze dopisać, jeśli wyobraźnia pozwoli.
Pozdrawiam
Mastiff