- Opowiadanie: Bartholomev II - Zwycięzca bierze wszystko

Zwycięzca bierze wszystko

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zwycięzca bierze wszystko

Monumentalna budowla Pałacu Królewskiego rzucała długi cień na Plac, słońce bowiem miało się już ku zachodowi i znalazło się za najwyższym punktem budynku. Stanął obok Fontanny Zwycięstwa, lecz nawet tam poczuł chłodny powiew, a rozproszona woda wywołała na jego gołych ramionach dreszcze. W środku jednak był rozpalony. Żądza zemsty robiła swoje.

Przez jego silną pierś ukośnie przechodził pas od pochwy miecza, który tkwił w niej, ciążąc mu na plecach. Nie przejmował się tym zupełnie. Jego wzrok wbity był w bramy Pałacu i wartowników pilnujących, aby nikt niepożądany się nie przedarł. Był niemal pewien, że już go poznali, bo stanęli sztywno w rozkroku, dłonie kładąc na rękojeściach swoich mieczy. Kwestią czasu było, aż pojawi się tu ten, na którego czekał.

* * *

– Przyszedł – rozległo się od strony wielkiego witrażowego okna wychodzącego na wschód. – Co teraz?

Postawny mężczyzna od góry do dołu przyodziany w czerń odwrócił się od okna i spojrzał na swojego miłościwie panującego pana. Był podwładnym, chociaż mógłby być jego ojcem, a w rzeczywistości był jak przyjaciel.

– Teraz będę musiał się z nim zmierzyć – odparł spokojnie sam władca, którego twarz wciąż jeszcze nosiła ślady niedawnej młodości. – Jeśli bogowie pozwolą, zakończy się na potyczce słownej. – Postukał jeszcze w zamyśleniu palcem po ciemnym drewnie swojego tronu, po czym podniósł się i ruszył ku drzwiom. Dwaj służący już trzymali klamki, gotowi otworzyć swemu panu.

– Chyba nie planujesz wyjść stąd bez Wodogrzmotu? – starszy mężczyzna zapytał z zas-koczeniem i spojrzał w stronę biurka, na którym leżała spora pochwa, a w niej miecz. Niebieska do granic rękojeść wydawała się mienić, jak mieni się woda, na którą padły promienie słońca.

Młody władca sposępniał.

– Wolałbym go nie zabierać, ale chyba będzie bezpieczniej – chwycił pochwę, ale po chwili wyjął sam miecz, zmierzył go w dłoni i po raz ostatni zwrócił się do swojego wiekowego przyjaciela – Obiecaj mi, że się nie wtrącisz.

– Choćby nie wiem co – usłyszał i wyszedł.

 

Jeszcze rok temu pałacowe korytarze były jak labirynt. Teraz poruszał się po nich automatycznie, bez zastanowienia. Doskonale wiedział, którędy iść. Nie wiedział jednak co będzie, kiedy dotrze na zewnątrz.

Główne wrota otwierały się już, nim pojawił się w hallu. Gdy wyszedł na zewnątrz, poczuł chłodny powiew i od razu pomyślał, że to zły znak. Nie zatrzymywał się jednak. Król musi być pewny swoich kroków. Minął główną bramę, ale nawet nie spojrzał na kłaniających mu się strażników. Szedł prosto, w stronę Fontanny. Dokładne miejsce wskazywał mu cień północnej wieży jego Pałacu, który padał ukośnie, urywając się przy stopach jego własnego brata.

Zatrzymał się pięć stóp przed nim, ale odległość zmniejszyła się, kiedy Thod wykonał powolny krok w przód.

– Nie musimy tego rozstrzygać w ten sposób – powiedział Bart.

– Musimy. To twój własny pomysł. – Thod wyciągnął dłoń ku górze i dotknął rękojeści tuż za karkiem.

– Nie możemy po prostu uszanować wyboru Solenny? Wybrała mnie. Mieszka teraz ze mną. Pałac zawsze jest dla ciebie otwarty. Możesz przychodzić, widywać się z nią. Nie niszczmy naszej braterskiej miłości.

– Jak śmiesz składać mi taką propozycję?! Odebrałeś mi kobietę mojego życia! Gdyby nie ty, wciąż byłaby u mego boku! To miejsce cię zmieniło! – Thod zamachnął się w ręką, wskazując Pałac Królewski. – Kiedyś bardziej interesowałeś się losem bliskich.

– Wciąż się interesuję. Dlatego nie chcę walki. Wiesz, że jestem od ciebie lepszy – Bart coraz mocniej ściskał rękojeść swojego Wodogrzmotu, który trzymał przy nodze, klingą do dołu.

Thod prychnął i energicznie wyrwał swój miecz z pochwy. Chwycił go oburącz i ustawił się w gotowości do ataku. Bart zmartwiał zrezygnowany. Na Placu było wielu cywilów. Dźwięk wyciąganego miecza przywołał ich spojrzenia. Niektórzy nawet wołali kolejnych gapiów z sąsiednich uliczek. To nie powinno tak wyglądać.

Uniósł miecz.

– Do końca? – upewnił się.

– Zwycięzca bierze wszystko – odparł jego brat i zamachnął się bronią.

Bart bez problemu odparował cios z góry. Odruchowo odskoczył w tył, ale w tym czasie jego miecz wykonał pełen obrót wokół jego ciała. Thod parł do przodu i stosował mocne uderzenia od góry i z boku. Dla zmyłki kierował miecz w stronę nóg Barta, ale szybko wracał ku górze. Nie był jednak w stanie zaskoczyć brata. Sztukę walki miał on opanowaną do perfekcji. W końcu i on ruszył do ataku. Początkowa obrona nie zabrała mu tak dużo sił jak Thod'owi, więc od razu przytłoczył brata swoją siłą i techniką. Role się odwróciły i teraz to Thod musiał przewidywać ruchy. Najpierw dawał sobie radę, ale później, pod naporem wielkiego Wodogrzmotu, zaczął się również cofać. Wreszcie jednak dotarł do granic Fontanny i musiał się zatrzymać. Zebrał się w sobie i z całej pozostałej mu siły uderzył od dołu. Siła uderzenia odepchnęła Barta w tył, dając mu chwilę oddechu i możliwość ruchu. Wskoczył do Fontanny i znalazł się w wodzie po kolana. Bart przekręcił głowę na boki, aż kark strzelił mu głośno i również znalazł się w wodzie. Nie zaatakował jednak brata bezpośrednio. Wbił Wodogrzmot w muliste dno zbiornika, by za moment unieść go płaską stroną ku górze, wyrzucając w ten sposób wodę w stronę Thoda. Brudna woda, która dostała się do jego oczu wywołała u niego panikę. Na ślepo zaczął uciekać w przeciwną stronę, chcąc zyskać trochę czasu, ale bez widoczności pomylił się co do długości Fontanny. Z impetem, którego nie powstrzymała nawet woda, wpadł na przeciwległy murek i runął jak długi poza zbiornik, z hukiem uderzając mieczem na powrót w betonowe płyty Placu. Broń wypadła mu z dłoni, ale szybko otarł oczy z wody i, leżąc na brzuchu, sięgnął po miecz. Nie wiedział, jak wygląda sytuacja, więc aby nie tracić czasu, postanowił się tylko odwrócić na plecy, miecz wyciągając ku górze. Przywitał go jednak błysk szarobłękitnej stali Wodogrzmotu, skierowanej prosto w jego twarz.

– Wystarczy – odezwał się Bart stojący nad nim.

– Do końca – wycharczał Thod i słabym uderzeniem odepchnął miecz brata. Wodogrzmot jednak w drodze powrotnej uzyskał więcej impetu i przy ponownym zetknięciu się stali o stal, wygrał pojedynek.

Thod leżał teraz na ziemi zupełnie bezbronny. Ręce miał rozłożone na boki, na twarzy wyraz zaskoczenia, a w uszach ciągle słyszał brzdęk upadającego miecza. W jego pierś skierowany był Wodogrzmot.

– No dalej. Wygrałeś. Zrób to, wedle umowy.

Bart stał w ciszy z kamienną twarzą. Mijały długie sekundy, w czasie których słyszał podniecone szepty niechcianej publiczności, której zebrało się od początku walki całkiem sporo. W końcu się odezwał:

– Za bardzo cię kocham, bracie, bym mógł to zrobić.

– Nie sądzę – usłyszał głos Thod'a, a później zobaczył, jak gołe dłonie brata chwytają ostrą klingę Wodogrzmotu i ciągną ją w dół. Wszystko trwało mgnienie oka, więc nim Bart zdążył choćby złapać oddech, jego własny miecz tkwił w piersi brata, a jego własna dłoń trzymała za rękojeść.

Zareagował tak szybko, jak tylko potrafi zareagować całkowicie zaskoczony człowiek. Wyszarpnął miecz z ciała Thod'a i odrzucił go na bok. Upadł na kolana i zaczął tamować krwotok.

– Coś ty najlepszego uczynił?! – krzyczał. – Pomocy! Pomóżcie mi! – zaczął wrzeszczeć na otaczających ich ludzi, ale oni również byli zbyt zaskoczeni, by choć drgnąć. – Medyka! Błagam, na bogów, przyślijcie medyka!

– Zwycięzca bierze wszystko – wycharczał Thod, a z jego ust popłynęła krew. Bart uniósł głowę brata, żeby ten nie zakrztusił się własną krwią i ponownie krzyknął do tłumu:

– Rozkazuję wam, jako wasz król! Pomóżcie mi!

Nikt nie drgnął. Dopiero po kilku sekundach dotarło do Barta, że wszyscy od początku zdawali sobie sprawę z bezsensowności tego przypadku. Nic ani nikt nie był w stanie pomóc. Szkoda fatygi. Głowa Thod'a zwiotczała w jego dłoniach. Trzymał ją jeszcze chwilę, patrząc na nią i próbując zauważyć jakieś oznaki życia. Mogłyby to być otwarte oczy, gdyby tylko nie były takie puste w środku.

Łzy popłynęły bezwolnie. Zamazały mu widok brata, zamazały cały świat. Opuścił głowę Thod'a na bruk, prosto w rosnącą wciąż kałużę krwi, a potem wydał z siebie agonalny krzyk. Wrzeszczał długo, rozpaczliwie na tyle, aby wszystkim zebranym zrobiło się słabo, a także na tyle głośno, by usłyszał go cały świat.

Krzyk ten słyszał mężczyzna odziany od stóp do głowy w czerń, który całe zdarzenie oglądał przez witrażowe okno komnaty królewskiej. Jego serce pękło, ale jedyne, co miał w głowie to myśl, że po raz pierwszy w życiu się nie wtrącił, pozwalając wypadkom obrać własny tor.

Koniec

Komentarze

Fantastyki niewiele, ale to nie problem. Napisane raczej średnio - kłania się zapis dialogów, trochę szaleją przecinki, niektóre zdania brzmią dziwacznie, a opis pojedynku chwilami bawił:

 

Dla zmyłki kierował miecz w stronę nóg Barta, ale szybko wracał ku górze. - niezbyt literackie określenie (dla zmylenia, aby zmylić)

 

Brudna woda, która dostała się do jego oczu wywołała u niego panikę. - co to za wojownik, który panikuje z powodu wody? No i co to za fontanna:)?

 

Przykro mi, Autorze, ale nie podobało mi się. W zasadzie w tekście brakuje fabuły. Ot, jakiś pojedynek i tyle.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Też czasem piszę sobie takie teksty, ot, żeby coś popisać. Siedzą sobie w kompie, czekając na lepsze czasy, kiedy to zostaną dołączone do czegoś większego. Doczekają się albo nie. Ale to nie są opowiadania, tylko wyrwane z kontekstu fragmenty. Tak jak i ten właśnie tekst. Właściwie nie wiadomo, o co chodzi. I napisane też tak raczej średniawo.

Pozdrawiam.

Debiucik? I jak zawsze pierwsze zdanie o zachodzącym słońcu ;) Tesktu opowiadaniem bym nie nazwała i nie ja jedna, prócz walki nic się tutaj w zasadzie nie dzieje, ale jak na pierwszy opublikowany tekst nie jest źle. Bywały i bywają znacznie, znacznie gorsze. Przy kolejnym tekście spróbuj skomplikować fabułę, żeby dało się odczuć zmianę miejsca i czasu. 

Bohdan, jakbyś walczył z kimś na śmierć i życie, a nagle straciłbyś widoczność, to też byś spanikował. A Fontanna? Nie pojawiła się znikąd ;)

ocha, Prokris, teskt ten, to opowiadanie, którym zaliczyłem zajęcia z literatury najnowszej, fakt, jest wyrwany z konktekstu, bo powstał na potrzeby tegoż właśnie zaliczenia, ale powstał na bazie fabuły czegoś większego. Debiucik - tak, tutaj tak, a że akurat fragment ten od zachodzącego słońca się zaczyna - taki fragment, nic nie poradzę.

Dziękuję za opinie, przede wszystkim te stylistyczne, bo raczej nie fabularne komentarze chciałem tu uzyskać na podstawie tak krótkiego fragmentu i to jeszcze, jak sami zauwazyliście, wyrwanego z kontekstu ;) 

Oto uwagi stylistyczne:

"Przez jego silną pierś ukośnie przechodził pas od pochwy miecza, który tkwił w niej, ciążąc mu na plecach. Nie przejmował się tym zupełnie." - Jego szeroką pierś przecinał po skosie pas podtrzymujący pochwę od miecza. Broń ciążyła na plecach czym zupełnie się nie przejmował. Eliminujemy zbędne dookreślenia i mamy ładne, płynne zdania.


 "Jego wzrok wbity był w bramy Pałacu i wartowników pilnujących, aby nikt niepożądany się nie przedarł." - Wbijał wzrok w bramy Pałacu i wartowników,  pilnujących aby nikt niepożądany nie przedarł się do środka. - Tak brzmi lepiej. 


Był niemal pewien, że już go poznali, bo stanęli sztywno w rozkroku, dłonie kładąc na rękojeściach swoich mieczy. Kwestią czasu było, aż pojawi się tu ten, na którego czekał." - Był pewien, że już go rozpoznali, strażnicy stanęli sztywno w rozkroku, dłonie kładąc na rękojeściach mieczy. - Słówko "niemal" jakoś nie pasuje do mocnego "pewien". Można je z powodzeniem usunąć. Rozpoznali dobitniej sugeruje, że już go wcześniej widzieli. A przecież o to chodzi. Wiadomo, że na swoich mieczach położyli dłonie.


"Kwestią czasu było, aż pojawi się tu ten, na którego czekał." - Słówko "tu" niepotrzebne. Wiadomo, że w miejscu, w którym rozgrywa się akcja, przecież nie na bazarze za rogiem ;)


"– Przyszedł – rozległo się od strony wielkiego witrażowego okna wychodzącego na wschód. - Co teraz?
Postawny mężczyzna od góry do dołu przyodziany w czerń odwrócił się od okna i spojrzał na swojego miłościwie panującego pana." - Przyszedł. - Postawny mężczyzna obserwołał plac zza wielkiego okna wychodzącego na wschód. - Co teraz? - Zwrócił pytające oblicze w stronę swego miłościwie panującego pana. - Widziałeś kiedyś witrażowe okno? Jak mógł cokolwiek zobaczyć przez taką mozaikę? Tutaj znów używasz bezokolicznika, zamiast od razu przedstawić nadawcę komunikatu.


Był podwładnym, chociaż mógłby być jego ojcem, a w rzeczywistości był jak przyjaciel." - Był podwładnym, choć ze względu na wiek mógłby pełnić rolę ojca. W rzeczywistości był przyjacielem. W ten sposób unikniesz powtórzenia "był". 

 

"– Teraz będę musiał się z nim zmierzyć – odparł spokojnie sam władca, którego twarz wciąż jeszcze nosiła ślady niedawnej młodości." - "sam" do likwidacji. 


"Dwaj służący już trzymali klamki, gotowi otworzyć swemu panu." - Dwaj służący już czekali przy drzwiach gotowi zrobić przejście dla swego pana. "Trzymali klamki" to niezbyt zgrabne określenie.


"– Chyba nie planujesz wyjść stąd bez Wodogrzmotu? - starszy mężczyzna zapytał z zas-koczeniem i spojrzał w stronę biurka, na którym leżała spora pochwa, a w niej miecz. Niebieska do granic rękojeść wydawała się mienić, jak mieni się woda, na którą padły promienie słońca."  - Piszemy "z zaskoczeniem", po co tam myślnik? Płynniej byłoby: zapytał zaskoczony spoglądając w stronę biurka, gdzie leżała pochwa skrywają miecz.


Dalej nie idę ;)

Generalnie to za dużo szczegółów, pochwa, która skrywa miecz, był podwładnym, mógł być ojcem, a był przyjacielem. Zdania są przeładowane informacjami, w dodatku wiadomo, że skoro gość przyszedł po zemstę, to nie z pustą pochwą. A propo charakterystyki Thod'a. Sam pomyśl czy taka dosłowność nie jest denerwująca? 

Wcale nie ma za dużo opisów. Taki jest styl autora i jak mu sie podoba to opisze każdy centymetr kwadratowy miecz i pochwy. On może to jego świat i dla niego miecz i pochwa mogą być najważniejszymi przedmiotami w całym świecie

Taki jest styl autora i jak mu sie podoba to opisze każdy centymetr kwadratowy miecz i pochwy. On może to jego świat


Oczywiście, że może. Może również wymyślić własy język i w nim napisać tekst. Tylko później nie ma co płakać, że czytelników brakuje.

Jak widzę, i to nie tylko pod tym tekstem, dołączył do nas gorący zwolennik i obrońca grafomanów. Och, błagam o wybaczenie! Miałem na myśli nowatorów, eksperymentatorów...

Piotr B walczy z zaprzaństwem.

Sprawdzając swoje teksty, musisz zwrócić uwage na następujący problem:

Jego wzrok wbity był w bramy Pałacu i wartowników pilnujących, aby nikt niepożądany się nie przedarł.

--- wyjaśniasz rzeczy, które są oczywiste. A w jakim innym celu wartownicy mieliby stać pod pałacem?

Opowiadanko --- tak samo jak Bękart--- językowo nieporadne. Za długie zdania, powtórzenia i tak dalej. W sumie nie ma co się chwalić zaliczeniem.

pozdrawiam

I po co to było?

Ach, chyba jednak jest, bo zaliczenie na 5 u literaturoznawcy z tytułem doktora to raczej nie pomyłka. Ale może wiecie lepiej ;)

Oczywiście nie mówię, że ten tekst został oceniony jako bezbłędny. Zostały mi wskazane powtórzenia, a nawet brak jednego czy dwóch przecinków, ale co do budowy zdań i dialogów ocena była pozytywna.

Bez urazy, ale moje skromne doświadczenie nakazuje mi zadać szereg pytań w celu oceny przywołanego wyżej argumentum ex auctoritate:

--- jaki jest odsetek osób, które otrzymały ocenę w wysokości 5,

--- jaki jest odsetek osób, które nie otrzymały oceny 5, oddawszy przepis na kisiel przekopiowany z internetu,

--- jaki jest odsetek ww. osób, które oddały przepis na kisiel własnej roboty,

--- jaki wpływ na ocenę miały składniki pozamerytoryczne, tj. właściwa czcionka, oddanie przed terminem, etc.,

Krótko mówiąc, powoływanie się dzisiaj na autorytet ćwiczeniowca z uniwerku jest słabym pomysłem, bo zbyt wiele osób ma świadomość tego, jaki poziom prezentują zajęcia.

Dodam w ramach anegdotki, że w gimbazie uczęszczałem na zajęcia religii prowadzone przez doktora literaturoznawstwa. Naprawdę.

pozdrawiam

I po co to było?

Dobrze, od dziś zaczynam się powoływać na autorytet nicku na portalu literackim ;)

Na żaden z szereg pytań nie odpowiem, bo są po prostu śmieszne. Uniwersytet i zajęcia na nim prowadzone, to nie jest gimbaza, w której przyniesiesz plakat na wybrany temat i otrzymasz za niego pozytywną ocenę, ale skoro takie masz doświadczenia i na Twojej uczelni zajęcia prezentują marny poziom, to zwyczajnie pozostaje mi współczuć wyboru uczelni. 

Najśmieszniejsze jest to, że literaturoznawca nie musi operować perfekt korekt polszczyzną. Przecież ma znać się na czym innym...  

Tak przy okazji: na żadne z szeregu (lepiej: powyższych) pytań nie odpowiem, bo (...).

 Uniwersytet i zajęcia na nim prowadzone, to nie jest gimbaza, w której przyniesiesz plakat na wybrany temat i otrzymasz za niego pozytywną ocenę, ale skoro takie masz doświadczenia i na Twojej uczelni zajęcia prezentują marny poziom, to zwyczajnie pozostaje mi współczuć wyboru uczelni. 

Przepraszam za offtop, ale nie mogę się nie ustosunkować. Po prostu mnie to bawi.

Nie wymienię nazwy uczelni ani kierunku, ale kończę studia inżynierskie na jednej z najlepszych uczelni w Polsce. Moja przyszła praca wiąże się bezpośrednio z ludzkim bezpieczeństwem oraz dużą forsą – ewentualny wypadek to gigantyczne straty finansowe i – często – straty w ludziach. Kilka lat studiów nauczyło mnie, że nie trzeba mieć ani szczególnej wiedzy, ani umiejętności, żeby nie tylko załapać się na stypendium rektora, ale nawet ministra. Mimo że wszystkim powinno zależeć na naszym wykształceniu, każdy student chyba wie, jak to wygląda. Dodam, że to nie mój pierwszy kierunek. Na poprzednim wyglądało to tak samo.

Żeby nie było, że mówię z punktu widzenia studiów inżynierskich: brat robi właśnie drugą magisterkę na studiach humanistycznych; obie na uczelniach z pierwszej piątki polskich uniwersytetów. Jego zdanie o sposobach zdawania również nie jest najlepsze. Wiedza i umiejętności są najmniej ważne. J

Czy członkowie loży dostaja jakieś profity za wskazywanie błędów??? Czy może mają między sobą wyścig o wskazanie największej liczby potknięc i błędów?? Jak to jest? Prosze o wyjaśnienie

NAPRAWDĘ BĘDĘ WDZIĘCZNY :-)

Z całą powagą zaspokajam Twoją ciekawość, Piotrze: nie prowadzimy statystyk "wykrywalności błędów" ani nie jesteśmy nagradzani za ich wskazywanie. Praktycznie moglibyśmy w ogóle nie komentować, nie zostawiać śladów zapoznania się z tekstami. Dlatego, że Loża powstała w innym celu. Ale większość z nas uważa, podobnie jak wielu innych uzytkowników, że pokazanie autorom, szczególnie początkującym, "co jest nie tak", stanowi pomoc dla rzeczonych początkujących. Jak to bywa przyjmowane, sam widzisz.

Bartholomev II 2013-02-18  23:08
Dobrze, od dziś zaczynam się powoływać na autorytet nicku na portalu literackim ;)

---> nie o to chodzi, nie możesz się powoływać na dany autorytet przed audytorium, które go nie zna i nie może poznać, bo Twój argument okazuje się być nieweryfikowalny, a argument na wiaręjest --- za przeproszeniem --- gówno warty. To jest minimum logiki i argumentacji, z którym powinieneś był --- będąc studentem, jak zgaduję, III roku na wydziale filologii polskiej renomowanej uczelni wyższej --- zapoznać się. O jej renomie zaś świadczy wystawiona za przeciętny tekst maksymalna ocena, bo przecież --- znów bez urazy --- nawet w gimbazie ścinają punkty za powtórzenia i zaimkolozę.

pozdrawiam

I po co to było?

W dalszym ciągu współczuję uczelni. Ja się domyślam, że zdawanie opatrzone jest ściąganiem i wystarczy sobie odkserować notatki, zrobić pomoce i wystarczy. No ale na mojej uczelni, choć szczerze mówiąc nie wiem, która jest w rankingu, WSZYSTKIE EGZAMINY SĄ USTNE. No to jeśli na tych wybitnych uczelniach humanistycznych nie potrzeba wiedzy i umiejętności: powtarzam po raz trzeci: studentom współczuję uczelni, a uczelni współczuję studentów.

AdamKB, trochę mnie już to bawi, ale to taki nerwowy śmiech, kiedy po raz tysięczny wmawia mi się postawę, która nie ma miejsca. Ale powtórzę ponownie, bo chyba to co mówię jest wybitnie niezrozumiałe: doceniam i jestem wdzięczny za wszystkie wskazówki, ale takie, które są konktruktywne i czymś podparte, a pisanie "Nie podoba mi się", "Złe dialogi" nie rusza mnie zupełnie, bo ja też mogę usiąść i przewertować tutaj 150 opowiadań i wszystkie skomentować tak samo, ach, bo takie mam widzimisie, a autor niech się sam główkuje co rzeczywiście jest nie tak.
To, że się postawiłem tak Was tutaj boli? Nie wiem, mam siedzieć i przepraszać, że popełniam jakieś błędy i nieścisłości w swoich tekstach, a następnie obiecywać poprawę? Jeśli nawet powezmę takie kroki, to dla siebie, a nie dla kogoś, kto neguje wszystko co powiem.
 

syf. - zgaduj zgadula, pudło.

To co mówisz działa w dwie strony. Jeśli Ty nie akceptujesz argumentu na wiarę, to i ja nie muszę brać pod uwagę tego co mówisz, choćbyś też się chwalił doświadczeniem, stażem itd. Dla mnie jesteś nickiem, więc według Twojego toku myślenia Twoje słowa mogę brać tylko na wiarę. Czyli argument gówno warty.
No i serio, Ty stwierdzasz, że tekst mierny, 5 innych osób tutaj stwierdzi to samo, a 5 innych z innych środowisk stwierdzi, że jest dobry.Co przesądza o Twojej racji? LOZA NF obok nicku? No serio tak to tutaj wygląda? Byłem u jednego autora z LOŻY właśnie i jego tekst był jedną z najsłabszych rzeczy, jaką przeczytałem w życiu. No ale, że LOŻA, to pewnie się mylę ;)  
Gdybym był słaby psychicznie, to po Waszym ataku spaliłbym wszystko, co do tej pory napisałem i zajął się szydełkowaniem. Rzeczywistość tutaj jest zupełnie inna od tego, co krąży o Was w świecie. Po wielu, wielu komentarzach pod innymi opowiadaniami ataki są podobne, więc wniosek nasunął mi się sam: to nie pomocy się tutaj szuka, ale powodu, dla którego trzeba przestać pisać. 

Nie o uczelnię chodzi --- bo dla mnie ten Twój wydział naprawdę może być na UW czy na UJ --- ale o to, że się powołujesz jako ultima ratio na opinię jakichś --- z perspektywy każdego prócz Ciebie --- przypadkowych osób. Mówiąc łopatologicznie: Ty twiedzisz, że Twój doktor uznał opowiadanie za świetne, ja twierdzę, że mój kot uznał za badziewne. Ja nie mam kota --- a ty nie możesz tego sprawdzić. Rozumiesz absurd?

Dostałeś merytoryczne uwagi. Wspomniałem o powtórzeniach, o koślawych zdaniach, w drugim tekście zostawiłem dłuższy wpis --- o czym tez wspomniałem, gdybyś nie zauważył gwiazdki. Ty zaś piszesz, że rzeczony doktor przyklepnął... No to owszem, taka forma postawienia się jest niewłaściwa. Gdyby ktoś Ci wytknął błąd w przecinku, a Ty byś mu zaprezentował link do poradni sjp, to mówilibyśmy o właściwej argumentacji. Ty póki co pozostajesz przybo mój kot twierdzi.

pozdrawiam

I po co to było?

Ale słuchaj, ja się nie powołuję na jedną jedyną opinię mojej pani doktor literaturoznawcy wykładowcy uniwersyteckiego. Ja od całkiem sporej grupy ludzi otrzymywałem pozytywne opinie, od innych pozytywne, ale opatrzone kilkoma wskazówkami, jedne bardziej krytyczne, inne mniej, opinie są różne. Nie opieram się tylko na tym, że moja pani doktor postawiła mi 5, więc napewno świetnie piszę i w dupie mam Wasze opinie. I nie, Ci, którzy moje teksty już czytali, to również ludzie z róznych środowisk, o różnych zainteresowaniach, ale nie postaci dresów koło parku, którzy na widok zdania podwójnie złożonego kładą się na ziemi i oddają hołd. Raczej są to ludzie, którzy mają z literaturą styczność, sami piszą, bądź nawet są wydawani. Więc kiedy pojawia się mój tekst tutaj, a dostaję same złe opinie, a z każdym moim kontrefensywnym komentarzem, jeszcze gorsze, to coś każe mi wierzyć, że co nieco jest nie tak.

1. Dla mnie jesteś nickiem, więc według Twojego toku myślenia Twoje słowa mogę brać tylko na wiarę. Czyli argument gówno warty.

Bierzemy pierwsze dwa akapity i liczymy ilość zaimków, bierzemy scenę walki i liczymy ilość zaimków, liczymy ilość powtórzeń, zastanawiamy się, jakie infomacje przekazuje nam narrator, jeżeli te informacje są wyjaśnieniem banalnych prawideł, to zwracamy uwagę, skoro walka jest procesem dynamicznym, to zastanawiamy się, dlaczego została opisana zdaniami wielokrotnie złożonymi w formie wielkiego bloku tekstu...

Jeżeli powyższą wyliczankę możesz pojąć jedynie przez pryzmat wiary --- a tak wynika z Twojego postu --- to jak pojmujesz przykładowo cenę w sklepie?

2. Więc kiedy pojawia się mój tekst tutaj, a dostaję same złe opinie, a z każdym moim kontrefensywnym komentarzem, jeszcze gorsze

Złych opinii nie dostałeś, raczej przeciętne. Być może Twoim znajomym głupio skomentować, że tekst jest słabawy. A jak zaczynasz trollować, to nie ma co się dziwić, że ludzie się nakręcają. To jest kwestia dystansu do tekstu --- nie możesz nikomu wmowić, że ma mu się podobać Twoje opowiadanie. Jeżeli dostajesz komentarze w stylu "nie podoba mi się", to możesz jedynie uznać, że nie trafiłeś w target.

pozdrawiam

I po co to było?

Jest tylko jedna osoba z mojego otoczenia, która zna mnie bezpośrednio i ma dostęp do moich tekstów, wszystkie inne to osoby nieznane, jak powiedziałem: z różnych środowisk, o różnym stopniu zaangażowania w samo pisanie czy znajomość literatury i prawideł nią rządzących. No ale przecież to argument tylko na wiarę, także po co ja się męczę w ogóle z wyjaśnianiem tego ;)

No i sam powiedziałeś to, co i ja już zauważyłem. 5 osób powie, że słabe, bo nie trafiłem w target, a 5 innych, powie, że dobre, bo trafiłem w gusta. Wszystkim nie dogodzisz.

po co ja się męczę w ogóle z wyjaśnianiem tego ;)

Fakt, nie musisz wyjaśniać stosunku swoich znajomych do opowiadania. Przecież mam tekst przed oczami. Dostałeś opinie, że jest przeciętny i informacje, dlaczego taki jest. Zająłeś się wmawianiem ludziom, że nie jest przeciętny. I tyle.

pozdrawiam

I po co to było?

No widzisz? Ja mówię jedno, a Ty wiesz drugie ;) Zaiste, gdybym dostał jakąś nagrodę literacką, a Ty uznałbyś, że tekst jest słaby, to zapewne byłoby tak jak mówisz, więc serdecznie bym przeprosił i pobiegł oddać niesłusznie przyznaną mi nagrodę ;) I możemy tu dyskutować w nieskończoność, mówiąc, że moja racja jest mojsza niż Twoja, ale, że tak bardzo, bardzo brzydko powiem: będzie to rozmowa chuja z butem. Przykre.

Wrzucę jeszcze raz bo --- być może między chujami a butami a nagrodami literackimi, w szczególności między nagrodami  --- umknęło i wytłuszcze, żeby na pewno zostało zauważone:

Bierzemy pierwsze dwa akapity i liczymy ilość zaimków, bierzemy scenę walki i liczymy ilość zaimków, liczymy ilość powtórzeń, zastanawiamy się, jakie infomacje przekazuje nam narrator, jeżeli te informacje są wyjaśnieniem banalnych prawideł, to zwracamy uwagę, skoro walka jest procesem dynamicznym, to zastanawiamy się, dlaczego została opisana zdaniami wielokrotnie złożonymi w formie wielkiego bloku tekstu...


A teraz się zastanawiamy, co w tym jest niemerytorycznego i nad czym tu w nieskończoność dyskutować. Nad liczbami?

pozdrawiam

I po co to było?

Ok, muszę się jednak jeszcze raz odezwać, tym razem nie wmawiając Ci tego, co twierdzisz, że Ci wmawiałam. Wiesz, dlaczego ja daję teksty tutaj, a nie na inny portal, mimo, że kilka ich wcześniej przeglądałam? Bo tutaj - przynajmniej część osób (po pewnym czasie już wiesz, którzy to) wygarnie Ci kawa na ławę, co myśli o Twoim tekście i bezlitośnie wytknie błędy. Owszem, częste są komentarze bardzo ogólne, ale one też o czymś świadczą, prawda? O tym, jak Twój tekst jest odbierany przez czytelników. Nawet zwykłe podoba się/nie podoba się. Ale jest też mnóstwo uwag merytorycznych, i takie również otrzymałeś.

Pod żadnym z moich tekstów nie znalazła się gruntowna, dogłębna korekta, jaka tutaj jest często serwowana. Nikt nie ma oczywiście obowiązku tego zrobić, ale mnie takowej brakowało, poprosiłam więc jedną z użytkowniczek prywatnie o takie uwagi. Zgodziła się, wysłałam jej tekst, wrócił do mnie upstrzony kolorkami, z wytkniętymi błędami, sugestiami. Dla mnie bardzo wartościowa lekcja. Po jakimś czasie też można się zorientować, do kogo taką prośbę skierować. Sugestie, wytknięcia błędów, krytyka są dla mnie ważne, bo czegoś mnie uczą. Już mnie nauczyły, naprawdę sporo. I one naprawdę nie są robione ze złośliwości (no, przynajmniej baaaardzo rzadko:)). Ten portal traktuje siebie poważnie, jest idealny dla osób, które chcą sie uczyć, wymieniać się doświadczeniami i potrafią przyjąć krytykę (merytoryczną i nieco mniej merytoryczną) na klatę.

Pozdrawiam

Sorry za offtop, ale...

Autor tego tekstu nie wstawił go tu w celu otrzymywania porad lub przyjmowania krytyki, a po to, by upewnić się w przekonaniu, że stworzył zapierające dech dzieło sztuki. 

 

- kto z Was jest wciąż grafomanem, a kto już wydał cokolwiek?,

- zastanawiam kto rzeczywiście pisze z doświadczenia, a kto zwyczajnie się mądruje, pojęcia nie mając o tym co mówi,

- zaliczenie na 5 u literaturoznawcy z tytułem doktora to raczej nie pomyłka. Ale może wiecie lepiej,

- gdybym był słaby psychicznie, to po Waszym ataku spaliłbym wszystko, co do tej pory napisałem i zajął się szydełkowaniem,

- pod innymi opowiadaniami ataki są podobne,

- po co ja się męczę w ogóle z wyjaśnianiem tego,

- będzie to rozmowa chuja z butem, 

- na żaden z szereg pytań nie odpowiem, bo są po prostu śmieszne.

 

Powyższe komentarze są złośliwe, sarkastyczne, pełne żalu i goryczy. Autor w obronie tekstu przyznał, że jest to jedynie fragment, dopiero w momencie, gdy zostało mu to wytknięte. Autor powołuje się na wiedzę pani doktor literaturoznastwa, choć potem nie chce odpowiadać na pytania z tym związane, które według niego są śmieszne. Autor myli rzeczowe, logiczne argumenty, które są niemal namacalne z subiektywnymi opiniami. Autor odmawia przyjmowania porad od osób, które jeszcze nic nie wydały, bądź nie mają tytułu doktora, twierdząc, że tylko się mądrują. Autor nie ma dystansu do własnego tekstu i całą krytykę bierze bardzo osobiście.

 

Teraz przejdźmy do samego tekstu.

 

Jeszcze rok temu pałacowe korytarze były jak labirynt – zdanie sugeruje, że były bardzo zawiłe i poruszanie się po nich sprawiało wszystkim dużą trudność. Bierze się to stąd, ponieważ nie ma informacji dla kogo korytarze były jak labirynt. Bez tej informacji można tez przypuszczać, że stan ten uległ zmianie, ponieważ zostały przebudowane.

 

Teraz poruszał się po nich automatycznie, bez zastanowienia. Doskonale wiedział, którędy iść. Nie wiedział jednak co będzie, kiedy dotrze na zewnątrz. – „wiedział” powtarza się dwa razy i na dodatek w sąsiednich zdaniach. można by to uznać za mniejszy błąd gdyby jedno ‘wiedział’ było na początku rozbudowanego akapitu, a drugie na końcu. Oczywiście, że nie wiedział, co będzie, kiedy dotrze na zewnątrz. Ja też nie wiem, co będzie, jak otworze drzwi. Mogę jedynie przypuszczać, że nic się nie stanie. zdanie brzmiałoby lepiej tak: Nie mógł spodziewać się tego, co miało nastąpić, gdy znajdzie się na zewnątrz. <– to tylko przykład, to zdanie można napisać dużo lepiej.


Główne wrota otwierały się już, nim pojawił się w hallu. Gdy wyszedł na zewnątrz, poczuł chłodny powiew i od razu pomyślał, że to zły znak. – na zewnątrz wystąpiło kilka sekund wcześniej – kolejne powtórzenie. ‘już’ jest całkowicie zbędnym słowem. mam nadzieję, że akcja nie toczy się daleko na północy, bo wtedy główny bohater popadłby w paranoję przez częste chłodne powiewy.

 

Nie zatrzymywał się jednak. – „jednak” jest zbędne, a poza tym wystąpiło już całkiem niedawno.

 

Król musi być pewny swoich kroków. Minął główną bramę, ale nawet nie spojrzał na kłaniających mu się strażników. - w pierwszym zdaniu czas przeszły, chyba, że jest to myśl bohatera, czego w żaden sposób nie zaznaczyłeś.

 

Szedł prosto, w stronę Fontanny. – to, że szedł wyprostowany jest zbędną informacją, chyba, że miał zwyczaj częstego garbienia się.

 

Dokładne miejsce wskazywał mu cień północnej wieży jego Pałacu, który padał ukośnie, urywając się przy stopach jego własnego brata – ze zdania wynika, że pałac padał ukośnie. „jego” powtarza się dwa razy. Ze zdania można odczytać, że akcja opowiadania dzieje się na półkuli południowej. Jeśli jednak bohater nie wyszedł na jakiś wewnętrzny placyk, a opuścił mury zamku, wtedy akcja dzieje się na półkuli północnej. Poza tym cień nie może padać ukośnie.

 


Zatrzymał się pięć stóp przed nim, ale odległość zmniejszyła się, kiedy Thod wykonał powolny krok w przód. – to zdanie jest po prostu złe. piszesz o najbardziej oczywistej sprawie, którą można by śmiało pominąć, mianowicie: „odległość zmniejszyła się, kiedy Thod wykonał powolny krok w przód”. Poza tym słowo „stopa” padło zdanie wcześniej.

 


Teraz cofnijmy się troszkę.

 

 

Niebieska do granic rękojeść wydawała się mienić, jak mieni się woda, na którą padły promienie słońca – nie wiem, co znaczy niebieska do granic i chyba nikt nie wie. czy stężenie niebieskiego pigmentu było tak wysokie, że rękojeść była w kolorze smerfa? „mieni” powtarzasz dwa razy,. w drugim zdaniu jest zbędne. woda sama z siebie się nie mieni aż tak bardzo, ale jeśli jest wzburzona, albo jest w powietrzu dużo jej kropli, to już bardziej.

 

– Wolałbym go (miecza) nie zabierać, ale chyba będzie bezpieczniej

(…)

– Nie musimy tego rozstrzygać w ten sposób – powiedział Bart.

– Musimy. To twój własny pomysł.

– Nie możemy po prostu uszanować wyboru Solenny? Wybrała mnie. Mieszka teraz ze mną. Pałac zawsze jest dla ciebie otwarty. Możesz przychodzić, widywać się z nią. Nie niszczmy naszej braterskiej miłości.

Powyższy dialog jest po prostu głupi. Z pierwszego zdania wynika, że król nie spodziewa się walki, a miecz bierze głównie dla swojego bezpieczeństwa (jakby straż królewska była bandą niezdolnych do obrony władcy leniwców). Z kolejnego zdania wynika, że król od początku wiedział, że dojdzie do walki, ale bardzo tego nie chciał. Z trzeciego zdania wynika, że walka była pomysłem samego króla (WTF?). Z czwartego zdania wynika, że król jest kretynem, bo składa swojemu bratu chyba najgłupszą propozycję, jaką można wymyślić. Jeśli król wiedział, że jego brat jest zakochany w tej kobiecie (ze zdania wynika, że wiedział), to mógł też przypuszczać, że samą związanie się z nią zniszczy ich braterską miłość, choć skoro jest idiotą, to dalej uważa, że nic złego się nie stało, a ich braterska miłość może zostać jedynie zniszczona przez pojedynek.

 

(…) Thod'a (…) – myślnik zbędny. poczytaj o odmianie zagranicznych imion.

 

Skoro w tak krótkim fragmencie byłem w stanie przyczepić się aż do tylu rzeczy, to znaczy, że z tekstem jest coś nie tak. Mógłbym cały przewałkować w ten sposób, ale nie wydałem jeszcze żadnej książki i nie mam tytułu doktora literaturoznawstwa, więc moje uwagi to tylko subiektywna opinia, którą można śmiało zignorować, bo najwyraźniej nie mam pojęcia, o czym piszę.

 

Żaden nauczyciel akademicki nikogo nie zruga porządnie za jakikolwiek tekst. Po prostu masz napisać pracę według podanych wytycznych i w zależności od tego, w jakim stopniu je spełnisz, taką dostajesz ocenę. Pani doktor dobrze robi oceniając łagodnie, bo ma świadomość, że w przeciwnym razie pod jej pokojem stałyby tłumy zdenerwowanych ludzi i każdy wykłucałby się tak, jak autor tutaj.  Pani doktor miałaby wtedy duży problem, dostałaby słabe oceny od zdenerwowanych studentów (oceny nauczycieli akademickich na wielu uczelniach są przyznawane przez studentów co semestr. Decydują one o tym jak skuteczne są metody nauczania danego nauczyciela i pokazują czy nauczyciel jest lubiany i szanowany przez studentów. Niskie oceny mogą stuktować nawet zwolnieniem z pracy) lub ktoś nie wytrzymałby i zgłosił sprawę odpowiedniemu dziekanowi. Ci bardziej dotknięci jej słowami odebraliby krytykę jako atak i byćmoże nawet szarpnęliby się na własne życie. Kto wie...

Pani doktor dobrze robi oceniając łagodnie, bo ma świadomość, że w przeciwnym razie pod jej pokojem stałyby tłumy zdenerwowanych ludzi i każdy wykłucałby się tak, jak autor tutaj.

Pozwoiłem sobie zwrócić uwagę na ten rażący błąd ortograficzny, ale w sumie to pewnie robię to po złości za złe opinie, więc nie przejmuj się i pisz tak dalej.

 

Nie, serio, pierdu, pierdu, ja posłucham. Już niemal uwierzyłem we wszystko, co próbowaliście mi wmówić odnośnie mojego stosunku do Waszych opinii, mojego mniemania na temat własnych zdolności pisarskich, a także nieudolności mojego wykładowcy. Przekażę pani doktor, że jest słaba, kiedy będzie chciała mnie oblać, albo coś. Skoro mówicie, że jest zła, to na pewno tak jest.

Błędów językowych w komentarzach wytykać nie wypada, ale jak już zaczęliśmy:

odnośnie mojego --- odnośnie do,

poza tym wciąż nie ustosunkowałeś się do zarzutów merytorycznych wobec tekstu. Dlaczego trollujesz, kiedy Twój tekst jest niechlujny --- powtórzenia, zaimki...

pozdrawiam

I po co to było?

Czyli białe nadal jest czarne. :)

Błąd, który wytknąłem nie jest językowy, tylko ortograficzny. Skoro nie wypada językowych (na jakiej śmiesznej podstawie?), to niczemu nie zawiniłem.

Błąd ortograficzny to szczególny rodzaj błędu językowego.

Wracając jednak do tematu --- powtórzenia, zaimki, zbędne informacje...

pozdrawiam

I po co to było?

tak, zrobiłem błąd, bo czasem robię błedy. zdarzały się gorsze. do dziś mam wątpliwości co do niektórych słów, ale jestem zbyt leniwy, by sprawdzić ich poprawność i nauczyć się raz na zawsze. przywykłem, że każdy edytor podreślał mi je na czerwowo, ale ten, nie wiedzieć czemu, nic nie podkreśla. przynaję się do winy.

 

Nie jestem tylko pewien czy powinien brać sobie do serca wytknięcie błedu przez osobe, która nie ma tytułu doktora i nie wydała jeszcze nic. i jeszcze:

 

Już niemal uwierzyłem we wszystko, co próbowaliście mi wmówić odnośnie (...) nieudolności mojego wykładowcy - nikt nic takiego nie powiedział, a jeśli przeoczyłem, to zacytuj.

Chyba trzeba zastanowić się, czy nie należało by ocalić tej dyskusji dla potomności...

A po co, Adamie? A tak na marginesie, przy następnym moim opowiadaniu zastosuję podobną strategię, co Bartholomev Drugi. Tekst zostanie wówczas dogłębnie i po trzy razy przeanalizowany przez tęgie głowy portalu. O, fajnie!

A chociażby jako przykład jednej ze strategii obrony, stosowanej przez "nieprzemakalnych".  

Nie rób tego. Zapowiedź równa się uprzedzeniu krytyków, by zawczasu opuścili plac przyszłego boju z wiatrakiem.  :-)  Niech czuje się zwycięzcą. Do czasu, aż ktoś mu w naprawdę bolesny sposób czegoś nie uświadomi.

AdamKB - dzięki za wcześniejsze  wyjaśnienia. Jednak, czy nie uważasz, że niektórzy z Was zachowują sie jak przysłowiowi aptekarze?? "tu zabrakło ci 2 przecinków a tutaj 3 krpoek...

Dla mnie tak nie powinno być...

Piotr B


1. Ktoś Ci napisze, że zgubiłeś tu a tu przecinek. Ty szybko poprawisz i kolejni czytelnicy otrzymają lepszy tekst,

2. ktoś Ci zwróci uwage, że nie stawiasz przecinka przed który. Nauczysz się czegoś nowego.

pozdrawiam

I po co to było?

aaaa.... genijalne:-)  i po 148 poprawce tekst bedzie dokłądnie taki jakim ty chcesz gho widzieć.

To może od razu napisz autorowi, jak powinien i oczym pisać....

Piotrze, interpunkcja czy ortografia rządzą się ścisłymi zasadami. Jak matematyka. Błąd to błąd, koniec kropka. Sugestie mogą dotyczyć fabuły, opisów itp. Wtedy mozesz się zgodzić lub nie. Ale moim zdaniem odbiorców warto słuchać.

Ta dyskusja naprawdę zmierza donikąd...

Ależ nie, ocho. Ta pseudodyskusja ilustruje zróżnicowanie poziomów znajomości języka i świadomości językowej.

Nowa Fantastyka