
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Gregory nie zdjął garnituru, siedział zmęczony w fotelu i nasłuchiwał narastającego dudnienia ze strony salonu. Zgasił papierosa w zdobionej popielniczce, a do pokoju wbiegł jego synek z płaczem.
– Synu, uspokój się. – powiedział stanowczo ojciec. Nie tolerował bezsensownego mazgajenia się, niekonstruktywnego, nieprzemyślanego zachowania.
– Tato… ale… – Timmy miał na sobie czarny pulower, z wyszytymi inicjałami T.R. Czarne oczy na czerwonej od płaczu buźce prosiły o jak najszybszą interwencję.
– Timmy… Gdybyś był porwany… przypuśćmy… dla dobra naszej konwersacji… Znalazłbyś się w niebezpiecznej,
stresującej sytuacji, czy rozwiązałbyś ją kierując się postawą, którą teraz reprezentujesz?
– Ale… – siedmioletni chłopak popatrzył na ojca, który był ścianą odbijającą słowa. Policzył w głowie do dziesięciu, jak kiedyś mu przykazano i uspokoił się.
– Teraz słucham.
– Jimmy powiedział, że mnie zabije… i powiedział, że mówi serio.
Gregory podniósł krzaczaste brwi, doceniał konkurencje wśród synów, ale agresje i głupie groźby traktował jak wychowawczą porażkę.
– Timmy, naprawdę ciężko mi w to uwierzyć synu.
– Naprawdę… mówię prawdę.
– W takim razie zawołaj Jimmyego.
Dzieciak prysnął, w mgnieniu oka wybiegł po schodach by po chwili przyprowadzić swojego rok starszego brata, który
wyglądał prawie jak on, był nawet ubrany w identyczny sweter. Różnice stanowiły tylko wyszyte inicjały.
– Jimmy… czy to prawda co powiedział Timmy?
– A co powiedział?
– Nieodpowiednie zachowanie wobec brata, może w przyszłości sprowadzić cię na złą drogę. Jesteś młody i nie jesteś w stanie zobaczyć końca ciągu przyczynowo-skutkowego, który właśnie zacząłeś, równie dobrze może on zakończyć się więzieniem, kto wie.
Jimmy wypuścił nerwowo powietrze ze swojego małego nosa, już wiedział co powiedział Timmy, wiedział, że jego mordercze plany wyszły na jaw.
– Tato…
– Tak?
– Powiedziałem, że zabije Timmyego.
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Bo tak kazał mi potwór.
– Potwór?
– Tak.
– Potwór?
– Potwór.
Gregory nie wierzył własnym uszom.
– Potwór?
– Miał rogi, wielkie kły, był owłosiony… cały czarny i strasznie się ślinił.
– Dotykał cię gdzieś?
– Nie, kazał mi tylko zabić Timmyego.
Timmy postawił krok do tyłu, w stronę kaflowego pieca, licząc, że ciepło zapewni mu bezpieczeństwo.
– Wiesz, że będę wiedział kiedy kłamiesz.
– Nie kłamie, mówię serio.
– Nie używaj tego słowa. Kiedy mam czerwone i zatrzymuje się obok przystanku w drodze do pracy, zdarza się, że mam otwarte okno. Stoją tam studenciaki, kolesie… nadużywają słowa „serio". „Bla, bla, bla. Serio? Serio?"
Palą papierosy i nic w życiu nie osiągną. Nie mów „serio", bo to głupie słowo.
– Dobrze tato.
– Wróćmy do potwora. Możesz coś więcej o nim powiedzieć?
Kiedy do ciebie przyszedł?
– Czasami chowa się w garażu, a czasami w starej budzie Rexa. Mówi jakby dwoma głosami, jeden jest bardzo niski,
a drugi wysoki.
– Co dokładnie mówił?
– Żebym zabił brata to da mi kasę i, że załatwi mi panienkę
do zabawy? Co to jest panienka do zabawy?
– Nie interesuj się, albo nie… Interesuj się, ale jeszcze
nie teraz. Coś jeszcze mówił?
– Nanananana! – Timmy nie wytrzymał napięcia, zatkał uszy i zaczął krzyczeć. Nie wypuszczany nigdy stres i rygor, utworzył u dzieci zdeformowane reakcje. Gregory uniósł się, chwycił Timmyego za rękę i strzelił go jednym machnięciem w tył głowy, tak że pięknie ułożone włoski chłopaka znalazły się na jego twarzy.
– Nie rób tak. – wycedził przez zaciśnięte zęby Gregory.
– Nie jesteś upośledzony, więc nie zachowuj się tak.
Gregory strzepnął nieistniejący brud z kolana i udał się do salonu w celu wykonania telefonu.
– Halo?
Jimmy i Timmy wychylili się zza rogu podsłuchując każde
słówko.
– Mhm… mhm… za ile można się go spodziewać? Mhm…
mhm… dobrze dziękuje.
Świadomość, że po domu kręci się bezmyślna bestia wygadująca bzdury napawała Gregorego niepokojem. Wiedział, że istnieją te cwane potwory, agresywne, zabójcze, oraz pokręcone jak diabli,
ale liczył, że nigdy nie spotka ich za życia.
– Musimy poczekać. – powiedział spokojnie ojciec, jego oczy błyszczały jak czarne perły, a pod jego czaszką zagościł
strach, wiedział, że jego syn nie kłamał.
Następnego ranka mieszkańców domu rozbudził dzwonek do drzwi. Ding, dong.. uniosło się echem do łazienki, gdzie
Gregory w czarnym szlafroku ze złotymi inicjałami G.R. mył zęby.
– Czyżby już przyjechał? – Gregory porannym, rześkim krokiem zszedł ze schodów, minął się z ospałym białym kotem
Dickiem i otworzył drzwi.
– Witam pana! – za drzwiami stała niska kobietka, ubrana w urzędniczy garnitur. Na twarzy nosiła serdeczny uśmiech i co najmniej dwójkę dorosłych dzieci.
– Zapraszam do środka. Przepraszam, że jestem w szlafroku. Nie zdążyłem się przebrać.
– Nie szkodzi. Proszę się nie krępować. Mam na imię Paula. – Pani Paula zmrużyła oczy, mocno uścisnęła dłoń Gregorego i położyła na ziemi swoją czarną walizkę.
– Napije się pani czegoś?
– Przykro mi, ale wolałabym przejść do rzeczy, mam jeszcze sporo domów do odwiedzenia.
Jej ciepły, ale scharatany głos miał skłonność do zmienienia tempa zdania. Niektóre słowa lubiła rozciągać, tak jakby
mówiła do dziecka.
– To pani zabija potwory?
– Ohohoho nieeee… – Pani Paula roześmiała się. Słyszała ten żart tysiące razy, rozbawiła się z przyzwyczajenia.
– To zwykle mężczyźni zabijają potwory, to naprawdę nie jest praca dla kobiet, choć przyznam… mamy tą biedną Judith, która świetnie radzi sobie ze ściekowymi potworami. Mówi, że się świetnie bawi, No! aleee… taka piękna, zdrowa dziewczyna, moim skromnym zdaniem, nie powinna ganiać po
ściekach. Powinna szukać kawalera, a w ściekach go na pewno nie znajdzie.
Pani Paula lubiła sama sobie przytakiwać, przysuwała lekko głowę do tyłu robiąc w ten sposób podwójny podbródek, do tego kiwała leciutko głową uśmiechając się.
– Mógłby mi go pan opisać?
– Kogo?
– No potwora! – urzędniczka wyciągnęła spod szarej marynareczki skórzaną książeczkę z napisem „Bestiariusz".
– Yyy… – szybka zmiana wytrąciła Gregorego z równowagi.
– Jaki miał kolor skóry?
– Jimmy powiedział, że czarny. Czarne futro.
– Jimmy?
– To mój syn.
– Ile ma lat?
– Osiem.
– Eh… naprawdę smutne, że przychodzą jeszcze do dzieci. Miał rogi?
– Tak.
– Hmmm… – Pani Paula przewracała szybciutko kartki, z rysunkami potworów, wyglądały jak z podręcznika do biologii.
– Niedobrze, że miał rogi?
– Rogi nie rogi… to tylko potwór. Nie dramatyzujmy. Chodził na czterech łapach czy na dwóch?
– Nie wiem tego syn mi nie powiedział… ale pewnie na
dwóch skoro potrafił mówić.
– Mówił?
– Tak.
– Co takiego mówił?
Gregory złapał się za szyje, przypomniała mu się historyjka, którą usłyszał w telewizji śniadaniowej. Psycholog mówił, że gdy Potwór namawia do czegoś dzieci to najprawdopodobniej jest to ich spotęgowane, ukryte pragnienie.
– Mówił, że jeśli zabije swojego brata to załatwi mu
prostytutkę.
– Dokładnie tak powiedział „prostytutka"?
– Yyy… chyba powiedział „panienka do zabawy".
– No proszę, zwykle przekupują cukierkami, ciekawe jak na to wpadł…
Pani Paula przeleciała wszystkie kartki do końca, zamknęła książeczkę i włożyła za marynareczkę.
– I co?
– Spokojnie. – urzędniczka zrobiła parę kroków w stronę stolika, otworzyła walizeczkę i wyciągnęła z niej laptopa.
– W tym wypadku będę musiała skorzystać z bazy danych z mojego laptopa. Osobiście nie lubię tego robić, udowadnia to tylko jak człowiek potrafi być uzależniony od maszyny. Interesujące…
Na ekranie zamigał komunikat „BRAK POTWORA".
– Obawiam się, że potwór, którego opisał pana syn nie znajduje się w naszej bazie danych. Proszę się nie
denerwować, to nic poważnego, takie rzeczy się zdarzają.
– Jakie rzeczy?
– Czy mogę skorzystać z telefonu?
– Oczywiście.
– Mam jeszcze tylko jedno pytanie, z całym szacunkiem, nie chciałabym pana urazić, ale czy w opowieści pana syna nie wyczuł pan fałszu?
– Nie wydaje mi się, zawsze wiedziałem kiedy kłamie.
– Tak tylko zapytałam…
Pani Paula wybrała numer, wciskając bardzo mocno przyciski, była z tego pokolenia gdzie wszystko było twarde i wytrzymałe.
– Danny? Cześć Danny tu Paula. Jak tam córka? Wyzdrowiała? Wypisali już ją ze szpitala? Mhm. Bardzo się cieszę…
No… wiem, wiem… Posłuchaj Danny mam do ciebie jedno pytanie… mhm… Jestem właśnie na Eastclock Road w
sprawie dziecięcego potwora… Mhm… Co? Czarny, mówi i ma rogi. Mówił dziecku by zabił brata… Mhm… Nie,
nie… miał futro… Tak… Tak… Mhm… Tak myślałam, dzięki Danny, pozdrów Sare. Do zobaczenia o 16.00 w
firmie. Pa.
Pani Paula powoli odłożyła telefon, lekko westchnęła, przygotowywała się do wypowiedzenia smutnej lub trudnej do
przekazania wiadomości.
– Panie Gregory, obawiam się, że potwór, o którym mówił pana syn nie istnieje.
– Jak to nie istnieje?
– Czarne potwory z rogami, jeśli już… to jest mało prawdopodobne, ale jeśli już… przyjdą do dziecka to
pożerają je na miejscu, zwykle nie są zbyt rozmowne. Tak jak w palecie barw, czarny jest najmroczniejszy i zwykle
najniebezpieczniejszy, one rzadko kiedy interesują się dziećmi. Jeśliby nie miałby rogów… wtedy może, inna
sprawa… proszę się dopytać o to syna. Obawiam się, że pana syn mógł obejrzeć jedną z naszych reklam i zmyślił
historyjkę by po prostu zwrócić na siebie uwagę. To często się zdarza w naszej branży.
– Rozumiem.
– Absolutnie proszę się nie przejmować, osobiście wychowałam dwójkę dzieci i wiem do czego te wariaty są
zdolne… potem z tego wyrastają. Proszę się nie przejmować.
Urzędniczka zrobiła kilka kroków w stronę drzwi, spojrzała na przybitego Gregorego, widziała wiele takich reakcji.
– Głowa do góry panie Gregory, ja muszę już niestety lecieć. Obowiązki wzywają, mam jeszcze pięć domów do
objeżdżenia.
Gregory otrząsnął się w ostatniej chwili.
– Ile płace?
– Nie, nie, nie. Tylko po trzech niepotrzebnych zgłoszeniach nasza firma wystawia rachunek za koszty
transportu. Życzę miłego dnia.
Gregory w szlafroku usiadł w fotelu. Po długich godzinach do pokoju wbiegł Jimmy z nieściągniętym jeszcze tornistrem.
– Tato! Wróciłem!
– Synu… Czy ten potwór, o którym mówiłeś miał rogi?
– Yyy… Tak… dlaczego pytasz? Wielkie rooogiii!
– Eh… – Gregory, który zwykle potrafił odczytać z twarzy swojego syna kłamstwo, dzisiaj zobaczył, że ten mały brzdąc potrafi go już oszukać.
– Idź do swojego pokoju. – Gregory nalał sobie whisky i może i idiotycznie, ale zaczął się zastanawiać czy nie wychował przypadkiem zwykłego kłamczucha… a może jego syn jest tak wyjątkowy, że odnalazł unikatowego potwora? Po paru głębszych doszedł do wniosku, że jego dziecko jest geniuszem, a firma „Zabójcy Potworów" to złodzieje i oszuści.
KONIEC
Z góry przepraszam za format, którego jakakolwiek przeglądarka nie pozwala mi poprawić.
A nie miała to być popielniczka? Papierośnica służy do przechowywania papierosów, a nie gaszenia w niej niedopałków. Jako nałogowego palacza od razu przykuło to mój wzrok.
Chyba nie zrozumiałem. To był w końcu jakiś potwór, czy nie? Skoro istnieje firma której pracownicy chwytają potwory, to dlaczego nie było potwora? Ten tekst bez potwora jest jak "Obcy" bez obcego. Dobry, ale trochę dziwny. :)
O błędach nie piszę bo sam ich jeszcze masę popełniam. ;) Pozdrawiam.
Tak to miała być popielniczka, sam niestety popalam, nie wiem czemu tego nie zauważyłem (skąd ta papierośnica, phi). Dzięki za komentarz. W przyszłości chce zamieścić następne opowiadanie o "Zabójcach Potworów", tam trochę się wyjaśni.
Dzięki jeszcze raz i pozdrawiam.
W takim razie, czekam na dalsze prace. Pozdrawiam.
Timmy miał na sobie czarny pulower, z wyszytymi inicjałami T.R. Czarne oczy na czerwonej od płaczu buźce prosiły o jak najszybszą interwencję. - powtórzenie
Dzieciak prysnął, w mgnieniu oka wybiegł po schodach by po chwili przyprowadzić swojego rok starszego brata(...) - o rok
Jimmy wypuścił nerwowo powietrze ze swojego małego nosa(...) - trzymał w nosie powietrze?
- Nie kłamie, mówię serio. - kłamię
Nie wypuszczany nigdy stres i rygor, utworzył u dzieci zdeformowane reakcje. - nie wypuszczony stres i rygor:)?
Gregory uniósł się, chwycił Timmyego za rękę i strzelił go jednym machnięciem w tył głowy, tak że pięknie ułożone włoski chłopaka znalazły się na jego twarzy. - wzniósł w powietrze? Na czyjej twarzy znalazły się piękne włoski?
Gregory strzepnął nieistniejący brud z kolana i udał się do salonu w celu wykonania telefonu. - poszedł zadzwonić tak?
(...) za drzwiami stała niska kobietka, ubrana w urzędniczy garnitur. Na twarzy nosiła serdeczny uśmiech i co najmniej dwójkę dorosłych dzieci. - napisałeś, że drzwi były otwarte, to jakim cudem kobieta wciąż stała za dzwiami? Schowała się? A noszenia na twarzy dwójki dzieci, to już nawet nie skomentuję.
Słabo. Powyżej wypisałem tylko kilka dziwactw, jest tego więcej. Do tego należy dodać masę brakujących przecinków oraz błędny zapis dialogu. Sama historia też nie wciąga za bardzo.
Pozdrawiam
Mastiff
I powtórzeń kupa.
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Przyjąłem.
Jakiś pomysł był, jednak wykonanie nie najlepsze, delikatnie mówiąc. Zacząłeś coś, rozgrzebałeś i zostawiłeś. Tyle mogę powiedzieć.
„…i nasłuchiwał narastającego dudnienia ze strony salonu”. –– Ze strony salonu to bardzo nieładnie było tak dudnić. ;-)
Ja napisałabym: …i nasłuchiwał dudnienia narastającego w salonie. Lub: …i nasłuchiwał narastającego dudnienia, dochodzącego z salonu.
„…a do pokoju wbiegł jego synek z płaczem”. –– Czy płacz biegł obok synka? ;-)
Ja napisałabym: …a do pokoju wbiegł jego płaczący synek. Lub: a do pokoju, z płaczem, wbiegł jego synek.
„Gregory podniósł krzaczaste brwi…” –– Czy krzaczaste leżały sobie i dlatego Gregory je podniósł? ;-)
Gregory uniósł krzaczaste brwi…
„…doceniał konkurencje wśród synów, ale agresje…” –– …doceniał konkurencję wśród synów, ale agresję…
„Timmy, naprawdę ciężko mi w to uwierzyć synu”. –– Ciężkie jest coś, co dużo waży. Ja napisałabym: Timmy, naprawdę trudno mi w to uwierzyć, synu.
„W takim razie zawołaj Jimmyego”. –– Nie znam angielskiego, ale wydaje mi się że powinno być napisane Jimmy’ego.
„…by po chwili przyprowadzić swojego rok starszego brata…” –– …by po chwili przyprowadzić o rok starszego brata…
Jeśli przyprowadza brata, to zrozumiałe, że swojego, tego nie trzeba pisać.
„Jimmy wypuścił nerwowo powietrze ze swojego małego nosa…” –– Jimmy nerwowo wypuścił powietrze nosem…
Wiemy, że chłopiec ma osiem lat, więc ma mały nos. Wiemy, że nie wypuszcza powietrza cudzym nosem, więc nie trzeba dodawać, że nos jest mały i jego.
„Powiedziałem, że zabije Timmyego”. –– Literówka. I chyba Timmy’ego.
„Kiedy mam czerwone i zatrzymuje się obok przystanku…” –– Literówka.
„Nie wypuszczany nigdy stres i rygor, utworzył u dzieci zdeformowane reakcje”. –– Stresu i rygoru nie można ani wpuścić, ani wypuścić. Nie podobają mi się też zdeformowane reakcje.
Ja napisałabym: Ostry rygor i stres, którego nigdy nie mogły odreagować, powodowały u dzieci niewłaściwe reakcje.
„…tak że pięknie ułożone włoski chłopaka znalazły się na jego twarzy”. –– …tak że pięknie ułożone włoski chłopaka spadły na twarz.
„…udał się do salonu w celu wykonania telefonu”. –– Majsterkowicz? ;-)
„…uniosło się echem do łazienki…” –– …niosło się echem do łazienki…
„…ubrana w urzędniczy garnitur”. –– Wolałabym: …ubrana w kostium urzędniczki.
Damski garnitur, to kostium.
„Na twarzy nosiła serdeczny uśmiech i co najmniej dwójkę dorosłych dzieci”. –– Dwójka dorosłych dzieci noszonych na twarzy? Przyssane jakoś, czy co? ;-)
Domyślam się, co chciałeś powiedzieć, ale wyszło śmiesznie.
„…mocno uścisnęła dłoń Gregorego…” –– Tu także chyba Gregory’ego.
„Jej ciepły, ale scharatany głos…” –– Jej ciepły, ale zharatany głos…
„…mamy tą biedną Judith…” –– …mamy tę biedną Judith…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzięki Regulatorzy, nie umiem jeszcze tak wyłapywać błędów, albo po prostu nie popełniać ich z taką ilością.To cholera problem, pomysłów nie brakuje, a warsztat jeszcze nie ten.
Każdy uczy się na błędach. Przykro, że na własnych. Ale kiedy się już nauczy, zostaje mistrzem.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Żgadzam się i się nie zgadzam, z Regulatorami. Nie kazdy potrafi uczyć się na własnych błędach ( Ja, na ten przykład ), a kiedy już się nauczy, zostaje mistrzem i z tym się zgadzam.
Uczysz się, uczysz, mirekowski. Przecież jest lepiej niż za pierwszym razem. TTTT, tez się nauczy i wszyscy będziecie świetni!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ha ha ha. Pewnie, że się uczę, ale i tak wstawiam przecinki tam gdzie nie powinno ich być, a tam gdzie muszą zaistnieć, ich nie ma. Dziękuję jednak za miłe słowa Regulatorzy :) i pozdrawiam. :):)
Z przecinkami to i ja mam przerąbane, niestety.
Pozdrawiam. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przecinki to podstępne bestie...
Regulatorzy: to one mają przerąbane z Tobą!
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Oj tak, przecinki to podstępne bestie nie dające mi czasem spać po nocach. :) Nie bez powodów j.polski to jeden z najtrudniejszych pod względem technicznym język do nauki. Pozdrawiam was wszystkich. :)
koiku, przecinki są bardzo podstępne i samowolne. Czasami zgadzają sie zostać na miejscu przez nas ustalonym, ale często, te bardziej aroganckie, same się stawiają, a te najgorsze, ruchliwe jak owsiki rozpełzają się po załym tekście, skrywaja na końcu jakiegoś wyrazu, i tylko ogonki im widać. Bo przecinki, tak naprawdę, są większe od wielkich liter, ale widoczne mają tylko ogonki właśnie. ;-)
Pozdrawiam.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.