- Opowiadanie: Fuinorn - Opowiadanie trzecie - inny wymiar

Opowiadanie trzecie - inny wymiar

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Opowiadanie trzecie - inny wymiar

Droga do celu była spokojna i znośna. Nawigacja jak nigdy prowadziła głównymi ulicami, co dodatkowo podkreślało łatwość dotarcia do celu. Słońce dopiero wstawało i oświetlało piękną kolorową tablice z napisem "Witamy!".

– Patrz Jacek, nie jesteśmy pierwsi, a Ty się głupi martwiłeś, że nawet nie będzie do kogo się odezwać – rozpromieniona twarz kobiety tryskała szczęściem.

– Znów miałaś racje, przyznaję – z lekkim żalem w głosie mężczyzna po raz kolejny, w tej podróży, musiał przyznać rację swojej żonie.

Na ulicach krzątali się panowie i panie w pomarańczowych strojach, z kijami zakończonymi gwoźdźmi lub szczotkami. Sklepikarze dopiero otwierali swoje interesy, emanując swoją pomysłowością i przedsiębiorczością z witryn. Miasto powoli budziło się po nocy do życia, była to piękna analogia, do nowego początku dla rodziny Jacka. Kiedy tak zapatrzeni na piękne, kolorowe bloki, jechali powoli ulicami miasta, dzieciaki Tomek i Piotrek spali na tylnym siedzeniu, niczego nie świadomi. Nagle w tej ciszy rozległ się damski głos nawigacji: "Dotarłeś do celu". A po chwili można było już usłyszeć: "Na najbliższym skrzyżowaniu zawróć. Zawróć."

– Jacek przejechałeś. Skup się na jeździe.

– Mammmoooo – zamruczeli na tylnym siedzeniu chłopcy.

Podniecenie z przednich siedzeń szybko przeniosło się na tylne. Małe nosy, przyklejone do szyby, w zabawny sposób zmieniały twarze dzieci. Samochód po chwili zamieszania i kręcenia kierownicą, zatrzymał się bocznymi kołami na chodniku. Cała rodzina, zostawiając walizki w bagażniku, skierowała swoje kroki od razu do klatki. Szczebiot dzieci, które wyprzedziły rodziców, oddalały się coraz bardziej. Skupieni na numerach mieszkań chłopcy, oczywiście nie przeoczyli tego, które było zarezerwowane dla nich. Czekali na rodziców, którzy mimo wszystko sami też sprawdzali numery, na każdym piętrze.

– To tutaj moi drodzy – przemówił Jacek, teoretycznie głowa tej rodziny.

– Już dalej, otwieraj dzieci się niecierpliwią – pośpieszała go żona, praktycznie głowa rodziny.

– Kurde, zostawiłem klucze w aucie. Poczekaj Monika z dzieciakam, zaraz wrócę.

– Ty kiedyś głowy zapomnisz, już nie mogę z Tobą.

Jacek zbiegał szybko z szóstego piętra, ponieważ na windzie wisiała kartka: "Konserwacja". Chyba za szybko chciał jednak dołączyć do rodziny, bo zapomniał o stopniu przed klatką i kiedy to wypadł z drzwi, runął na ziemię z rękoma wyciągniętymi do przodu. W sekundzie, zrobiło mu się ciemno przed oczami, lecz gdy je otworzył, hałas uderzył w jego uszy niczym kula w wyburzany budynek. Niby świat przed nim to był ten sam, lecz zamiast samochodu stał mur z worków z piachem, a w jego dłoniach znajdował się ciężki, dziwny karabin. Mimo chęci poruszenia się, nie mógł nic zrobić, jakby ktoś nim kontrolował. Zwinnie się wychylił za mur i ostrzelał kilku biegnących do ruin budynku mężczyzn. Strzały na chwile umilkły, schował się za mur, przeładował i oddał serię w stronę czterech mężczyzn, będących po tej samej stronie marnej fortyfikacji co on.

Poczuł szarpnięcie na ramieniu i zerwał się niczym ze snu. Nad nim pochylała się żona, a w drzwiach stały zapłakane dzieci.

– Dobrze się czujesz? Nic Ci nie jest? Możesz ruszać nogami? Coś Ty zrobił? – grad pytań żony był niczym ostrzał, który przed chwilą widział.

– Nie nic, przewróciłem się tylko – uspokoił wszystkich wokół, ponieważ już zdążyło się zgromadzić kilku przechodniów. – To co ja… Aha już biorę klucze i idziemy.

Nie przyznał się do dziwnego snu, lecz jakby nigdy nic wpuścił dzieciaki do mieszkania, które postanowiły najpierw, szybciej od rodziców, zobaczyć każdy pokój. Po dwóch godzinach, przyjechała ciężarówka z resztą ich rzeczy i ekipa, pod przewodnictwem Jacka, nosiła meble na górę, a Pani kierownik, Monika, dyrygowała w mieszkaniu wszystkimi robotnikami, jak i rzeczami przez nich noszonymi. Zamieszanie przy tej klatce nie było jedynym na osiedlu. W niewielkich odległościach od siebie, było kilka takich obrazków. Ludzie zjeżdżali do nowo powstałego osiedla, ze wszystkich stron świata. Niektórzy szukając spokojnego domu, niektórzy z ambicjami biznesowymi, a jeszcze niektórzy z rozkazu, jak na przykład policja czy straż pożarna.

Koniec

Komentarze

Szczerze odradzam wrzucanie kilku tekstów jednego dnia. Jest to bardzo niemile widziane. Lepiej jest wrzucić jeden i poczekać na komentarze, co wymaga poprawy, a nie wrzucać trzy teksty z takimi samymi błędami.

 

Bo błędy są. Tylko rzuciłam okiem, ale pozwolę sobie zauważyć, że dialogi nie są prawidłowo zapisane, interpunkcja leży, a tekst roi się od niezręczności językowych.

Przykłady:

"...oddał serię po czterech mężczyznach..."

"Nad nim pochylała się żona, a w drzwiach klatki jego zapłakane dzieci." - dzieci też się pochylały?

"Nie przyznał się żonie o dziwnym śnie..." - Winno być: przyznał się do dziwnego snu.

"...wpuścił dzieciaki do mieszkania, które zwinnością psów myśliwskich wypuszczonych na łowy, przeszukiwały każdy kąt." - Jak przeszukuje się coś zwinnością?

 

To tylko przykłady, bo mniemam, że we wszystkich trzech tekstach byłoby co wyłapywać.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jose ma rację. We wszystkich jest co wyłapywać. Następnym razem, zamiast wrzucać trzy teksty, wrzuć jeden. Za to niech ma przynajmniej połowę błędów mniej, niż te, które dodałeś dzisiaj.

Słusznie mniemasz, bardzo słusznie, Koleżanko. Na ewentualne wypunktowanie i objaśnienie czeka całe stado błędów.

Nie wiadomo, kto z kim wojuje i o co te walki się toczą. Pomysłu na całość albo brak, albo Autor przeszarżował, skacząc po trzech wymiarach czasowych i przestrzennych, i czyniąc to tak, że nadal praktycznie nic nie wiadomo, o co w tym chodzi.

Opowiadanie spłynęło po mnie, jak uryna po sedesie. Nic w nim nie znalazłem, poza masą błędów.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Przeszarżowałem po czasie oraz wymiarach i dalej planuję to czynić. Czy wszystko musi być wiadome od samego początku? I co najważniejsze, nie ograniczam wyobraźni.

Co do ilości, racja, błędem było dodawanie wszystkich trzech, w jednym czasie. Teraz więcej pracy mam podczas poprawiania. 

Z krytyką się zgadzam, za mało uwagi poświęcam tekstom po ich napisaniu. Obiecuję, że kolejne przeczytam sto razy, zanim pójdą na stronę.

P.S. To nic dziwnego, że uryna spływa po sedesie. Po to sedesy są.

Nowa Fantastyka