- Opowiadanie: Fuinorn - Opowiadanie drugie - później

Opowiadanie drugie - później

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Opowiadanie drugie - później

– Mokro deszczowo i znów mokro i deszczowo. Do jasnej cholery kiedy to się skończy – warczał co jakiś czas stary mężczyzna z krzaczastymi, białymi brwiami, lekkim zarostem, który odróżniał się na opalonej twarzy. Niestety z pod z kudłaconego beretu nie wystawało nic. Co jakiś czas, kiedy to na zewnątrz zapadała cisza, on podnosił swoje lamentowanie.

– Mógłbyś się przymknąć? – ktoś siedzący w ciemnym kącie wymruczał przez zaciśnięte zęby. – Czy mógłby Pan przestać? – poprawił po chwili.

– Taaa, taaa, taa – staruszek pokręcił się chwile na pryczy i przykrył mocniej kocem, jakby układał się do snu na siedząco.

Popołudnie było piękne. Czerwone słońce oświetlało delikatnie wszystko swoim blaskiem, niebo bez ani jednej chmurki przyjmowało barwy gazowego olbrzyma. Wszystko by było dobrze gdyby nie fakt, że na ziemi była przeprowadzana dezynfekcja. Przynajmniej tak nazywała ten proces koalicja korporacji, która jeszcze wczoraj napierała aby zająć miasto. Po wielu godzinach walk z ruchem oporu, kiedy to wojenny pył opadł na opustoszałe ulice, kierownictwo korporacji zarządziło oczyszczanie miasta z resztek pochowanych bojowników oraz ludności cywilnej, aby przygotować podłoże dla osadników. W granice miasta wtoczono potężne machiny, przypominające trochę budową radary, po trzy na naczepie. Ustawiano w rzędzie trzy naczepy i odpalano ładunki dźwiękowe oraz elektromagnetyczne, w czasie ładowania kolejnego impulsu przesuwano działa trzysta metrów do przodu. I w ten sukcesywny sposób przetaczano się przez całe miasto. Znalezione ciała natychmiast zabierano na wozy i wywożono. Żołnierzy najbardziej śmieszyło kiedy w strefę impulsu wleciał jakiś ptak. W sekundzie na ziemię spadała garstka piór. Na ludzi to inaczej działało. Pozornie na pierwszy rzut oka nic się z człowiekiem nie działo, tylko wąskie strużki krwi z nosa i uszu zdradzały stan ofiar. Nie pomagała żadna ściana za którą się ukrywali rebelianci. Garstka ludzi zeszła na początku ostrzału miasta pod ziemię, do kanałów wiedząc, że fale ich nie dosięgną, ale przeprowadzający kontrolę żołnierze i tak zajrzą do każdej dziury. Dwa karabiny M16 zabrane rebeliantom, gaz rurka oraz szpadel to marny arsenał w porównaniu z armią korporacji. Ciężko było również z rękami gotowymi do walki. Dwoje małych dzieci około lat pięć, ich matka, starsze małżeństwo, czterech nastolatków, dwóch rosłych młodzieńców i on. Oprócz tej tajemniczej osoby, wszyscy byli z jednego bloku, nawet z jednej klatki. Nikt do końca nie wie, kto był autorem pomysłu zejścia do kanału i dlaczego wszyscy to zrobili. Po prostu tu są, w mokrych, przeciekających i śmierdzących kanałach, ale jeszcze żywi z kilkoma metrami ziemi i skał nad głowami, po których przetaczają się monstra, przeprowadzające dezynfekcję.

– Nawet nie celuj w korytarz. Wystrzel choć jedną kulkę, a osobiście Ci wpakuję jedną w łeb. – zawarczał obcy trzymając jeden z karabinów miedzy nogami do nastolatków, którzy dostali drugi, jako za słabi aby walczyć w wręcz. Tężsi, starsi ich koledzy dostali gaz rurkę oraz szpadel, ponieważ w ich rękach, z ich siłą te narzędzia były śmiercionośne.

– Dobrze, przepraszam – z pokorniały nastolatek opuścił głowę i przycisnął karabin do nogi.

– Wynocha mi na wartę. I bez głupich pomysłów.

– Tak jest – mimo, że nikt tego mężczyzny nie znał i nie wiedział, skąd się wziął w tej grupie uchodźców, udało mu się wszystkich zorganizować.

Mężczyzna budził szacunek brakiem małego palca, paskudną szramą na policzku oraz tatuażem na wygolonym prawym boku głowy. Wiadomo było, że przeżył niejedno i widział niejedno. Miał to wyryte na twarzy. Na starej kurtce miał wyszyte "Dziki", ale każdy bał się zapytać o cokolwiek.

W rzeczywistości był to Jacek, który pewnie w innym wymiarze żyje sobie beztrosko, daleko od konfliktu w Polsce. Ale jest tu i teraz, z amatorami, cywilami. Nad głowami ma armię, której nic nie może zatrzymać, a ich wykrycie powoli odliczają spadające krople, uderzające o metalowe rurki łóżek polowych. Życie go ukształtowało na bezwzględnego morderce. Ale mimo wszystko postanowił schować się z tymi ludźmi, w ciasnym kanale, z jedną drogą ucieczki, na której końcu jest pewna śmierć. Ma na swoim sumieniu nie tylko nieznaną ilość żołnierzy korporacji, ale też własny odział. I to nie jeden.

Jacek, który przeżył zasadzkę na bocznej drodze już dawno nie żył. W jego ciele narodził się demon, diabeł, terminator, szczur. Określeń miał wiele, zależnie od miejsca gdzie się pojawił. Za cel postawił sobie wybicie wszystkich koalicjantów oraz rebeliantów. Oczywiście, to nierealny cel, ale sukcesywnie przyjmował się do kolejnych bojówek, walcząc ramię w ramię z ludźmi, których z zimną krwią zabijał, w najmniej oczekiwanym momencie. Po wszystkim wyruszał dalej, udając szukającego grupy wolnego strzelca. Ile lat w ten sposób żył, ile razy był na skraju wykrycia i śmierci, nie wie nikt, tylko on i ta twarz. Przeorana przez życie, z bezwzględnością w oczach.

Młody długo nie postał na warcie. Przyleciał w pełnymi gaciami. Nieudolny meldunek był dość zrozumiały. Auta pojechały, zapukało coś przy włazach. Dziki wysłał chłopaka na miejsce, dodając słowo klucz: ROZKAZ i zaczął wybudzać wszystkich z czujnego snu.

– Proszę Państwa – zaczął po tym jak wszyscy skupili zdziwiony wzrok na nim, który po chwili ciszy, jaką zafundował im Jacek zmienił się w wzrok pełen przerażenia. – Tak te puknięcia to żołnierze. Po pierwszym patrolu, ci co przeżyją muszą iść za mną.

Nikt nie pytał. Dzieci patrzyły na mame, nie rozumiejąc sytuacji. Zapadła cisza, młodzieńcy ustawali się w miejscach wskazanych przez Dzikiego, odcięto kable przy żarówkach, zapadł mrok i cisza. Czekali.

***

W wiadomościach podano dobrą nowinę. Nowe mieszkania, strefy handlowe i przemysłowe czekają na mieszkańców. Dwa miesiące po tej wiadomości na czyste, proste ulice, nad którymi górowały kolorowe fasady bloków, wjechały pierwsze samochody z nowymi mieszkańcami, skuszonymi pięknymi mieszkaniami w stanach deweloperskich, równo przyciętymi trawnikami w parkach i przy chodnikach przed blokami oraz obiecaną nową, lepszą przyszłością.

Koniec

Komentarze

"...jeszcze wczoraj napierała aby zając miasto. " - co ten zając z tym miastem? Wcięło Ci (mu) ogonek.

Przecinki do podszkolenia. Zapis dialogów również.
"Po pierwszym patrolu, Ci co przeżyją muszą iść za mną." - dlaczego "Ci" z wielkiej?
A na koniec perełka: "Jacek, który przeżył zasadzkę na bocznej drodze już dawno nie żył. W jedno ciele narodził się demon, diabeł, terminator, szczur."
Pozdrawiam

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Nowa Fantastyka