- Opowiadanie: Fuinorn - Opowiadanie pierwsze - wcześniej

Opowiadanie pierwsze - wcześniej

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Opowiadanie pierwsze - wcześniej

– Witam wszystkich przy odbiornikach. Zapraszam na najnowsze wiadomości Radia Centrum. W tej godzinie nadajemy na falach długich o częstotliwości 350 Hz. Niestety na samym początku mamy dla Państwa złe wiadomości. Za murami Kalisza doszło do zdecydowanego przejęcia władzy przez oddział Remidium. Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że cała grupa od dawna planowała wzniecić powstanie i z destabilizować sytuacje w ostrzeliwywanym mieście. Władze Remidium zapowiedziały, że zwykły mieszkaniec nie odczuje tej zmiany i nie musi się obawiać o jakiekolwiek represje z ich strony. Tymczasem linia frontu jest dosyć stabilna. Kaliska armia nie może przekroczyć granic Skalmierzyc. Wszyscy mieszkańcy tego miasta zostali ewakuowani do Ostrowa Wielkopolskiego, gdzie wojska są przygotowane na zerwanie linii frontu. Wywiad Ostrowa dowiedział się, że sytuacja w Konienie również przejętym przez Remidium ustabilizowała się. Tamtejszy oddział wysłał posiłki do Kalisza, które dotrą dziś w nocy. Przypominam o godzinie policyjnej, która od dziś obowiązuje od dwudziestej czasu kaliskiego. Dziś rano została przesłana wiadomość do studia, która może stać się nadzieją dla niektórych. W podziemiach Kalisza powstał ruch oporu. Każą się nazywać Nową Armią Krajową. Z przemówienia na taśmie Generała Wojciecha G, pseudonim Surykatka, można wywnioskować, że planują przejmować kolejne miasta aż Polska stanie się dawnym krajem. Za godzinę w Radiu Centrum kolejne wiadomości, tradycyjnie na innej częstotliwości.

– Słyszałeś Jacek, jest coraz gorzej, wynośmy się stąd. Nalejmy do pełna i aż skończy nam się paliwo, przed siebie.

– I co później? Na piechotę? Aż zgarnie nas kolejna bojówka?

– Przesadzasz. Pójdziemy lasami, ani odziały tego Remidium, ani Iskry nie zauważą jak śmigniemy koło nich. Są tak zajęci napierdzielaniem się ze sobą, że nie widzą nic. Tu chodzi tylko o miasta i politykę.

– Siedź na dupie i nie wychylaj się. Źle Ci, nie masz co jeść?

– Po prostu marzy mi się wolność. A jak umrzeć to tylko wolnym.

– Marzenia fajna rzecz, ale zamiast pieprzyć, pomóż mi zabijać okna. Dziś znów będą walić z artylerii. Trzeba zejść do schronu.

Miasto cichło powoli. Zbliżała się godzina policyjna. Na ulicach pojawiali się kolejni funkcjonariusze, jakby wypełniali chodniki zamiast przechodniów. Chłopaki kończyli zabijać okna mając nadzieję, że to uchroni mieszkanie przed odłamkami. Wiedzieli, również, że jak spadnie na ich dom pocisk już go nie zobaczą. A to był dopiero początek drugiego ostrzału, każdy zadawał sobie pytanie czy ostatniego. Schody do schronu szybko wypełniały się mieszkańcami ulicy. Mężczyźni specjalnie się nie spieszyli. Za domem mieli własny bunkier i właśnie go zamykali, ponieważ mieściły się w nim tylko dwa motocykle. Yamaha Fazer Jacka oraz Suzuki Bandit Mateusza. Trzy razy sprawdzali czy kłódki trzymają, po czym zasłonili wejście krzakami. Domu nie zamykali, to było bezcelowe. Dobiegli do punktu zbiorczego, zwanego na każdej ulicy punktem zero w samą porę. Syreny ogłosiły stan wyjątkowy oraz godzinę policyjną. Kocioł przed wejściem momentalnie wpełzł do środka, a ciężkie drzwi zamknęły się. Odgłosy ryglowania wypełniły całą klatkę schodową. Grobowa cisza wędrowała po gęstym i gorącym powietrzu w bunkrze. Mateusz z pustym wzrokiem, rozmarzył się o wolności. Jacek zarażony wizją, nie mógł się również uwolnić od myśli o ucieczce. Ich twarze pełne nadziei wyróżniały się na tle innych cywilów, zgromadzonych w bunkrze. Wszyscy wyczekiwali w ciszy rozpoczęcia ostrzału. Zamiast tego po bunkrze rozeszło się głośne, rytmiczne walenie do drzwi. Strażnicy wymienili kilka skomplikowanych kombinacji słów przez domofon z przybyszami i zabrali się do otwierania wrót. Przybyszami okazali się rośli mężczyźni z szachownicą na beretach. Zjednoczona Armia Kalisza. Nic nie powiedzieli, ludzie również milczeli. Żandarmi krążyli po pokojach schronu, kazali wstać kilku młodym chłopakom i wyprowadzili ich. Wrota się zatrzęsły i to był ostatni raz kiedy rodziny ich widziały. Jak później się okazało, należeli do Nowej Armii Krajowej i zostali rozstrzelani jeszcze w tej samej godzinie. Wyczekiwanego ostrzału miasta nie było i rano ludzie, nieufnie wrócili do domów oraz codziennego życia.

– Wyjedźmy kurwa. Dlaczego nie chcesz jechać ze mną? Uda nam się. Za godzinę brama się otwiera na piętnaście minut. Wjeżdżają posiłki zdążymy przed nimi.

– Przecież jest obstawiona! Pojebało Cię? Ja nie idę nie chcę umierać.

– Wszystkiego się dowiedziałem zaufaj mi. Będą wyjeżdżać trzy karawany. Znaczy się tak jest w papierach, bo ciała zmieściły się na jeden. Myślisz, że sprawdzają paki? Kto chciałby patrzeć czy umarlaki uciekły.

– Wiesz co Ci powiem, Twój pomysł jest popieprzony jak i Ty.

– Sam się wal. Ja jadę. Pakuję Yamaszkę na pakę, a znajomy mnie przewiezie. Jeździ codziennie i mówi, że na bank nie sprawdzają. – Jacek kończył dopinać kombinezon, na pace karawanu nie będzie czasu się przebierać, zabrał do plecaka trochę jedzenia dokumenty owinięte w reklamówkę oraz do kieszeni gotówkę dla przewoźnika.

– Chyba nie myślisz, że puszczę Cię samego. Poczekaj – Mateusz wskoczył dosłownie w swój niebiesko biały strój i zrobił tak samo jak jego kumpel.

Bali się chyba bardziej niż wtedy gdy sąsiadowi, policjantowi, wybili szybę w domu, przez przypadek oczywiście. Myśleli jak to mali chłopcy, że pójdą do więzienia. Wtedy skończyło się tylko krzykami, ale teraz modlili się, żeby skończyło się to tylko więzieniem jeśli nie wyjdzie. Maszyny grzały się dosyć długo, aż ssanie się wyłączyło. Za murami musiały być jeszcze ciepłe, cała moc musiała być do dyspozycji od razu. Dojazd na miejsce mimo zatłoczonych ulic zajął im nie całą minutę. Karawany czekały. Mieli dziwne przeczucie, że już są martwi, ale chęć wolności była silniejsza, już na wyciągnięcie ręki. Kiedy kierowcy pilnowali wejścia, Jacek i Mateusz pakowali maszyny oraz siebie miedzy suwnice na trumny. Nawet się nie pożegnali, ale już było za późno, bagażniki były zamknięte na klucz.

To było najgorsze pół godziny w ich życiu. Ale udało się. Byli poza murami miasta. Czuli to dziwne powietrze. Nie wiedzieli czy jest to świeżość bez smogu miejskiego, czy tak właśnie pachnie wolność. Gdy tak upajali się tą chwilą usłyszeli warkoty silników. Na ich szczęście to posiłki Remidium jadące do Kalisza. Ścierpnięci wyszli ostrożnie ponaglani przez kierowców. Wymienili uściski dłoni, w których były grube zawiniątka banknotów i wsiedli na swoje motocykle.

– Tam jest Ostrów, tam Kalisz. Linia frontu między. Proponuję odbić na Warszawę, a później byle do morza. Tam jest spokój. Podobno – stwierdził Mateusz widząc na horyzoncie mury i wierze strażnice. – Jedziemy polnymi.

Kurzyło się za nimi tylko chwilę, bo nadciągnęły kłębiaste chmury, z których runął na nich deszcz. Lecz nie przeszkadzało to im. Jechali przed siebie, zapatrzeni daleko w dal wypatrując jakich patroli, czegoś podejrzanego. Z daleka omijali szosy, wybierali polne drogi, lasy, czasami zdarzało im się przecinać asfalt. Kiedy na liczniku wybiło im pierwsze sto kilometrów zwolnili trochę i zaczęli wykrzywiać się do siebie śmiejąc się przy tym jak szaleńcy. Ich radość przerwała metalowa linka przewieszona przez drogę. Runęli prawie jednocześnie przez kierownice. Wśród huku uderzenia ich ciał o ziemię, wycia silnika, słychać było kilka strzałów. Później zapanowała krótka cisza przerwana dudnieniem butów, wielu butów.

– Zostawcie tego w niebieskim, nie żyje. A tego drugiego zabrać z drogi i dobić. Maszyny ukryć gdzieś.

– Przecież to ranny, musimy się nim zająć!

– Sprzeciwiasz mi się Admirale? Zapomina się Pani.

– Surykatka przestań pierdolić! To ranny chłopak, idzie z nami do obozu, trzeba mu pomóc.

Koniec

Komentarze

wzniecić powstanie i z destabilizować sytuacje

Od strzeliwując prezydenta, jak mniemam?

 

Władze Remidium zapowiedziały, że zwykły mieszkaniec nie odczuje tej zmiany i nie musi się obawiać o jakiekolwiek represje

Więc na czym polega makabryczność tego przejęcia? Co do obawiania się o represje – ja bym się raczej samych represji obawiał, nie o nie.

 

Wywiad Ostrowa dowiedział się, że sytuacja w Konienie również przejętym przez Remidium ustabilizowała się.

Konkurs: znajdź w tym zdaniu wtrącenie i oddziel przecinkami od reszty.

 

dwudziestej czasu miejscowego

Mówienie o czasie miejscowym ma sens, jeżeli mówimy o wydarzeniach w innej strefie czasowej, ewentualnie kraj leży w różnych strefach czasowych (dlatego w Stanach mówi się czasami „o szóstej czasu wschodniego”). Jeżeli dobrze pamiętam z lekcji geografii, nie tylko Konin i okolice, ale nawet cały nasz kraj i najbliższe okolice leżą w jednej strefie czasowej. Pytam więc: po co to?

 

W podziemiach Kalisza powstał ruch oporu

Znaczy, że… w piwnicach? Bo z pewnością nie w podziemiu, skoro trąbią o tym w ogólnodostępnym radio. I to od razu zdradzając plany.

 

 nie zauważą jak śmigniemy koło nich. Są tak zajęci napierdzielaniem się ze sobą, że nie widzą nic

Oczywiście skoro tak się napieprzają, to nie mają patroli, wart i straży. I skoro się napieprzają po lasach, to można być stuprocentowo pewnym, że nie ma tam „zbłąkanych kul”, które mogłyby przypadkiem trafić naszych geniuszy.

 

Yamaha Fazer Jacka oraz Suzuki Bandit Mateusza

Marki małymi literami.

 

Dobiegli do punktu zbiorczego, zwanego na każdej ulicy punktem zero w samą porę.

Wyobrażam sobie ten dialog:

– Dżek, zaraz będzie bombardowanie, biegiem do schronu!

– A gdzie to, Tom?

– Już niedaleko, o widzisz?! To tam, punkt zero w samą porę!

 

Syreny ogłosiły stan wyjątkowy

Wnioskuję, że wcześniejsze działania wojenne były „stanem zwykłym”?

 

Grobowa cisza wędrowała po gęstym i gorącym powietrzu w bunkrze

Dobrze, że przy tym nie podskakiwała, mogłaby kogoś nadepnąć!

 

Przyjaciele trzymali się w kącie razem marząc o planie ucieczki

Czy przypadkiem przed chwilą jeden nie rugał drugiego właśnie za marzenie o ucieczce?

 

Ich pochylone nad aktualną mapą Kalisza i okolic sylwetki

Wiadomo, jak to zawsze w stanie wojny, cywilni kartografowie hasali po terenie działań wojennych, rysując aktualne mapy. Później niemające co robić drukarnie je drukowały, a twardzi jak sam Rambo dostawcy kolportowali do lokalnych sklepików. Przecież każdy chce wiedzieć, co tam w okolicy się ostatnio zmieniło.

 

wyróżniały się na tle podniesionych do góry twarzy pełnych nadziei wyczekujących pierwszych wybuchów

Nawet nie wiem, jak to zdanie skomentować.

 

zabrali się do otwierania wrót

Bo, jak powszechnie wiadomo, im w schronie większe drzwi, tym lepiej. To z pewnością zwiększy ich odporność. Najlepiej, żeby to były takie wrota jak w stodole, żeby nawet kombajn się zmieścił.

 

Ów przybyszami okazali się

Eeee… Wut?

 

Zjednoczona Armia Kalisza

Kalisz wielkim miastem jest. Musi się zjednoczyć. Całe sto tysięcy ludzi na siedemdziesięciu kilometrach kwadratowych musiało się zjednoczyć, żeby mogła powstać armia. Widzisz mały absurd?

 

Wybacz szczerość, ale to opowiadanie jest po prostu złe. Tak zwyczajnie. Trochę by się polepszyło, gdybyś nauczył się stawiać przecinki. Myślę, że gdyby znalazły się w odpowiednich miejscach, tekst zyskałby nie tylko jakieś 15% więcej znaków, ale też byłby kilkukrotnie bardziej zrozumiały.

Jedyne, co mogę Ci polecić, to wątek dla początkujących w tutejszym hyde parku i czytanie klasyków. Tonami. 

 

Pozdrawiam

Jak to zawsze ja napiszę: Nie poddawaj się i pisz! Pisz. I jeszcze raz pisz! Talent na pewno masz:)

Pisz, pisz. Czytaj, czytaj.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Błędy, błędami oczywiście, krytykę przyjmuję, nad interpunkcją popracuje. Ale muszę się bronić. To nie kronika wojenna. Historie zawarte w opowiadanich to absurdalne wizje rzeczywistości. Niby połączone ze sobą, ale dziejące się czasami w innych czasach, czasami w tym samym czasie  lecz w innym wymiarze lub jakiś czas po sobie. Nie ograniczaj wyobraźni.

Wyobraźnię mam sporą i jakkolwiek nie starałbym się jej nie ograniczać, przytłaczająca większość wymienionych błędów nie wynika z konstrukcji świata, ale z nieznajomości języka lub niedopracowania tekstu. W dodatku to tylko mała część wszystkich niezręczności i nielogiczności.

Nowa Fantastyka