- Opowiadanie: Essimurg - *REC - CENTRUM STEROWANIA WSZECHŚWIATEM - NARODZINY TALENTÓW

*REC - CENTRUM STEROWANIA WSZECHŚWIATEM - NARODZINY TALENTÓW

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

*REC - CENTRUM STEROWANIA WSZECHŚWIATEM - NARODZINY TALENTÓW

*REC – CENTRUM STEROWANIA WSZECHŚWIATEM

NARODZINY TALENTÓW

 

I

 

Wielki bestseller Dr Dominy o znamienitym tytule „Sekrety” zawiera przydatne przepisy na życie. Bez tej powieści nie możesz się obyć! Jeśli chcesz stać się młody, piękny, sławny i bogaty, musisz poznać ją od deski do deski. I nie myśl, że jeśli książka ma z przodu plecy i z tyłu plecy, to została stworzona dla hecy! Zwłaszcza, że w „Sekretach” zawarty jest przepis na sukces prokreacyjny… – Tylko cicho! – Ty i Twoje dzieci (nawet jeśli jesteś kobietą) – nie musicie nawet o sobie wiedzieć.

 

Jest wiele badań potwierdzających ten stan rzeczy. Weźmy na przykład taką miejscowość, jaką są Wielkie Oczy. Mieści się tam zabytkowy Urząd Gminy. Zabytkowy nie tylko dlatego, że jako budynek ma cenne walory historyczne, ale również, że niczym krypta jeszcze do dnia dzisiejszego przechował stare mentalności pracowników. „Sekrety” otworzyły okna świadomości i wpuściły w umysły urzędnicze nieco świeżości.

 

W podłużnym i wąskim pokoju pod znamienitym numerem 13 niepodzielnie rządziła SZEFOWA, Wanda Burakowska. Jako panna po czterdziestce wyżywała się na biednych petentach oraz na swojej podwładnej, Jadwidze Szmatce.

 

Obydwie panie były podobnego wieku i stanu cywilnego. Wanda mieszkała sama i nie lubiła sąsiadów, a także studentów, którzy przyjeżdżali do jej ukochanej miejscowości na wakacje. Lubiła za to Włodka z pobliskiego kiosku, który był jej kochankiem. Poza tym cierpiała na nadwagę, miała zniszczone farbowaniem, rude włosy oraz paliła papierosy jak parowóz.

 

Natomiast Jadzia uważała, że jest wyjątkowa. Wiedziała, że została stworzona do czegoś zupełnie nowego, nie dla niej była praca w urzędzie. Odnosiła wrażenie, że jest przyduszona obowiązkami, choć tak naprawdę nie miała ich zbyt wiele. Wiara ta była dla niej niczym latarnia u wejścia do portu, kierowała ją przez życie. Czuła się jak ziarenko czekające na odpowiedni moment, aby mogło wpierw puścić korzenie, przebić ziemię i wyjść na powierzchnię świadomości, a potem się rozwinąć. Nikt nie wierzył, że się jej uda, ale ona wiedziała swoje. Jej wiary nie podzielała mieszkająca z nią mama, ani brat, który nadużywał alkoholu. Ani były mąż, który wyjechał do Ameryki. Ani grono nauczycielek ze szkoły podstawowej… Zresztą one teraz w większości przebywały na cmentarzu (oczywiście nie tylko z jej powodu). Ani tym bardziej SZEFOWA, która bardzo się denerwowała, że ktoś jest lub może być od niej chudszy, piękniejszy, młodszy, bogatszy, albo mający fajniejszego kochanka. Gdy ktoś jej przypominał o twardych faktach, wtedy stawała się niczym rozwścieczony byk.

 

Jadzia podejrzewała, że Wanda ma w sobie szatana. To samo potwierdził jej ksiądz na spowiedzi. To samo podejrzewali petenci, którym to SZEFOWA odbierała całą radość życia i kazała długo czekać na załatwienie swoich spraw.

 

 

 

II

 

 

 

Dochodziła dwunasta. Od samego rana Jadzia czytała sławetny bestseller i zastanawiała się w jaki sposób ma zapuścić korzenie, a potem przebić głową ziemię i wyjść na powierzchnię. Była tak pochłonięta swoim zajęciem, że nie zwracała uwagi na to co się dzieje wokoło. W tym samym czasie SZEFOWA piłowała swoje paznokcie. Miała minę mściwą, tak jakby snuła plany, aby kogoś zabić. Odprawiła już pięciu klientów, ostatniemu – panu Zygmuntowi – kazała czekać na zewnątrz. Nie wyjaśniła mu, że nie uda mu się przerejestrować auta w jej pokoju. Postąpiła złośliwie, bo ma lepszy od niej samochód.

 

„Tak naprawdę nie istnieje nic, tylko nasze wyobrażenia o naszej rzeczywistości. Zmień swoje wyobrażenia, a zmieni się wszystko to co Cię otacza. Nie pozwól, aby zwątpienie zagościło w Twoim sercu i odebrało radość działania.”

 

Gdy Wanda przestała piłować paznokcie, wstała i niczym pershing podeszła do swojej współpracownicy.

 

– Pani Jadwigo.

 

Jadzia nic. Siedziała jakby skamieniała.

 

– Pani Jadwigo!

 

Jadzia dalej siedziała jakby spała.

 

– Jadwiga!!

 

Jadzia dalej się nie ruszała i nie oddychała.

 

– Jadwiga Szmatka, do tablicy!

 

Do przyjemnych stanów nie należy, gdy nagle tracimy nasz prywatny, ukochany raj. Może to być nagła pobudka do szkoły, wylądowanie u szefa na dywaniku, bądź odkrycie przez męża śladów bytności kochanka… Jadzia ocknęła się ze swojego błogiego stanu jakby oparzona. Zaczęła się rozglądać, a jej oczy zdawały się pytać: Co? Co się stało? Co się stało? Wanda tupnęła gniewnie i aby wzbudzić w niej poczucie winy zapytała:

 

– Czy mam skakać z radości?!

 

Jadzia dalej rozglądała się, a jej oczy zadawały pytania: Co się stało? Co się stało?

 

– Ale czy ja mam skakać z radości?! – Wanda nie dawała za wygraną – Dlaczego nie jest posprzątane? Dlaczego tu tyle kurzu? Dlaczego kwiatki nie podlane? Dlaczego nie uporządkowałaś korespondencji?

 

– Ależ pani SZEFOWA, już się biorę do roboty. – Jadzia zdawała się być jakby trochę wystraszona.

 

– No JA myślę! Do roboty ty leniwa biurwo; za siedzenie ci nie płacą!

 

Potem przez ponad dwie godziny Jadzia przeżywała swoistą ścieżkę zdrowia. Szefowa cały czas ją nadzorowała i poganiała. Najpierw rozprawiła się z jej książką.

 

– Co my tu mamy, „Sekrety”. No proszę, zamiast pracować, to się obijamy.

 

– Tak, ale ja jeszcze czytam.

 

Gdyby SZEFOWA potrafiła zabijać wzrokiem, jej pracownica byłaby już martwa.

 

– CISZA! I zamknij się. – chwyciła książkę i zaczęła ją czytać akcentując co drugi wyraz – życie to uczta, także nie jest dziwnym fakt, że człowiek nie chce umierać. Gdy skończy się życie, człowiek będzie musiał opuścić ucztę. Co za bzz-dury! – przekartkowała kilka stron – Najważniejszym świętem są Twoje urodziny. Co?! Urodziny?! Czterdzieste? A w życiu! Dobra Jadźka, dość tych głupot.

 

I ukochana przez naszą bohaterkę książka wylądowała w koszu na śmieci. Jadzia próbowała się zbuntować, ale nie wytrzymała nienawistnego spojrzenia koleżanki. Z niewolniczym poddaniem oddała się swoim zajęciom. Co jakiś czas SZEFOWA komentowała owoce jej pracy, a także zabrała się za ocenę jej fryzury. Stwierdziła, że nie udało się Jadwidze dobrze przefarbować włosów, że będzie musiała jeszcze raz farbować, gdyż mają one wszystkie kolory tęczy. Następnie przyczepiła się do jej spódnicy. Stwierdziła, że jest niemodna i brzydko w niej wygląda. Prawda była natomiast taka, że Wanda w swoich wytartych i obcisłych spodniach prezentowała się znacznie gorzej.

 

Tymczasem na dworze zmieniła się pogoda ze słonecznej na pochmurną. Z minuty na minutę robiło się coraz bardziej duszno. Wilgoć zdawała się wysysać każdą wilgoć z każdego żywego organizmu. I choć słońce spowijały gęstniejące chmury, lał się z nieba ogromny żar, który powodował, że wszyscy ludzie próbowali chować się w czeluściach swoich domów, aby uniknąć niemalże pewnego udaru.

 

Włodek, kochanek Wandy, zamknął swój kiosk wcześniej niż zwykle, zostawił kartkę, że wraca za cztery godziny i w wielkim pośpiechu uciekł do budynku Urzędu. Dobrze wiedział, że w pokoju nr 13 znajdzie nie tylko przyjemny chłodek. Ledwie przyszedł, a dał się zaskoczyć swojej ukochanej, gdy na pięć minut zamknęli się w toalecie.

 

W między czasie Jadzia kończyła porządkować korespondencję. Praca szła jej topornie, bo rzadko bywało, aby nazbierało się jej aż tak dużo papierzysk. Zdawała się być przezroczysta, gdy do pokoju weszli Włodek z Wandą. Nawet petent Zygmunt, gdy zaglądał od czasu do środka, również nie mógł jej dostrzec.

 

Jednak tym się nie martwiła. Skorzystała z sytuacji i wyjęła książkę z kosza. Chomikując ją, postanowiła ją jeszcze przekartkować. Dostrzegła zdanie, które miało ją zupełnie odmienić. Każdy dzień jest czasem cudów, dziś narodzisz się po raz drugi (…). Dalszej części zdania nie udało się jej przeczytać, gdyż zaniepokoiła się reakcją SZEFOWEJ.

 

Kochankowie przekomarzali się chichocząc. Opowiadali sobie sprośne żarty. Wanda wybuchała gromkim śmiechem, który powodował, że zaczęło się wszystko wokoło trząść, jakby od wystrzału z Grubej Berty. Wtedy Włodek wyglądał tak, jakby wlano w niego cysternę testosteronu, a jednocześnie był dziurawym flakiem. Zwykle prezentował się niepozornie, łysawy, z popsutymi zębami, często nieogolony. Można go było podejrzewać, że niedawno czyścił kominy, gdyż kilka godzin spędzonych w nagrzanym blaszaku zrobiło z jego aparycją istne spustoszenie.

 

Włodek wiedział, że bardzo podoba się swojej kochance. I chciał to wykorzystać. Jeśli moglibyśmy odgadnąć rozwiązanie pewnej zagadki z gestów Włodka, to nosił się z zamiarami porzucenia swojej żony i oświadczynami wobec Wandy. Nie zdawał sobie z tego sprawy, że był zwykłym feedersem, który kochał duże kobiety. Bez nich czuł się smutny i bez życia. Ostatnio jego żona wypróbowała dietę cud, która o zgrozo… trwale zadziałała. Wtedy to kioskarz powiedział sobie: dość! I postanowił coś z tym zrobić.

 

Gdy Jadzia skończyła papierkową robotę, zabrała się za podlewanie kwiatów. W pokoju urzędniczki miały dwa kaktusy oraz trzy paprotki. Jedna z nich zawieszona była dokładnie nad Starym monitorem komputera SZEFOWEJ. Aby dostać się do kwiatka, trzeba było stanąć na chybotliwym fotelu i podeprzeć się o biurko. Jadwiga nie zachowała ostrożności, gdyż wciąż była zajęta swoimi myślami.

 

Za oknem zbierały się ciemnogranatowe chmury, nadchodziła deszczowa plaga. Powietrze stało się ciężkie jakby z ołowiu, wyzute z resztek tlenu.

 

Wraz z pierwszym, odległym grzmotem zza okna, rozległ się ogromny grzmot bliżej.

 

W pokoju trzynastym. To Jadwiga nie utrzymała równowagi, gdy próbowała podpierać się na fotelu, runęła w jednej chwili na ziemię. Plastikowa konewka służąca do podlewania wykonała kilka dziwnych akrobacji w powietrzu i po kilku sekundach spadła na monitor zalewając go wodą.

 

Co się stało przerosło oczekiwania wszystkich obserwatorów! W monitorze coś głucho plasnęło, pojawił się zapach palonego plastiku oraz dymek. W jednej chwili wysiadło światło w całym budynku.

 

SZEFOWA w jednej chwili odrzuciła na bok kochanka i nadęła się z wściekłości jak czerwony balon.

 

Jadwidze zniknął na chwilę świat przed oczami. Znalazła się w świetlistym kręgu otoczona niezwykłymi postaciami o nieprzeciętnej urodzie i nieokreślonej płci. Poczuła niezwykłą radość, gdyż wreszcie jej wiara została wynagrodzona!

 

– Jadwigo, zostałaś wybrana. Doceniliśmy Twoją wiarę i wyjątkowość. Od teraz będziesz Babą od Talentów! – zakomunikowała jej pierwsza postać.

 

– Ale jak to? Dlaczego ja? Przecież jestem zwykłą urzędniczką… – odpowiedziała skromnie Jadzia.

 

– Twoja wiara została wynagrodzona. Od dzisiaj będziesz robić rzeczy wielkie, które zadziwią świat. Od dzisiaj, staniesz się młoda, sławna, bogata i mądra. Wszyscy będą zachwyceni Twoją mową i Twoimi wynalazkami. Staniesz się latarnią morską, będziesz wszystkich prowadzić za rękę.

 

– Ale w jaki sposób? Czy ja dam radę?

 

– Na pewno dasz radę – odpowiedziała kolejna postać – jesteś potrzebna światu. Musisz go chronić przed Złem oraz Globalnym Ociepleniem. Teraz musisz stoczyć walkę z Xiędzem Szatanem, który mieszkał w Wandzie…

 

– Ja wiedziałam od początku, że mieszkał w niej szatan!

 

– To prawda, mieszkał w niej szatan. A teraz wyszedł na wolność, aby zgotować ludziom Apokalipsę. Czy myślisz, że ta burza to przypadek?

 

– Pomożecie?

 

– Pomożemy!

 

I wtedy świetliste postaci zaczęły wnikać we wnętrze Jadzi. Spowodowały u niej niezwykły stan, który sprawił, że powróciła do świata żywych.

 

Najpierw zwróciła uwagę na Włodka. Zastygł w ruchu jak słup soli, z wybałuszonymi oczami i opuszczoną szczęką. Wanda leżała obok. Była jakby martwa i nawet o połowę chudsza niż normalnie. Pomarszczona skóra na całej powierzchni jej ciała w istocie świadczyła, iż nagle została odchudzona. Nad leżącą SZEFOWĄ unosił się czerwony diabeł, który uśmiechał się od ucha do ucha.

 

Był agresywny niczym byk na rodeo. Z twarzy podobny do sułtana, z długą czarną bródką i baranimi rogami. Postaci nie zabrakło również fikuśnego ogonka.

 

– Chodź do mnie! – Wskazał na Babę od Talentów – Chodź do mnie!

 

– Nie tak prędko, najpierw musisz się ze mną zmierzyć!

 

W jednej chwili na ramieniu Baby od Talentów zmaterializowała się torba od Parady[1], w której można znaleźć absolutnie wszystko, a w lewej dłoni magiczne karty Erota[2].

 

– Niczym mnie nie zaskoczysz Jadwigo Szmatko, do tablicy! – Diabeł zaśmiał się złowieszczo – Patrz teraz!

 

Bies wykonał jakiś znak i nagle znaleźli się w innej rzeczywistości, wśród nocy polarnej, na wielkim lodowcu, gdzie królował mróz i silny wiatr. Baba od Talentów wylądowała około stu metrów od Xiędza Szatana. Widziała jak Zły kiwnął palcem i obok niego zmaterializowały się dwa wielkie psy. Psy wściekle ujadały i gdyby nie trzymał ich na grubych łańcuchach, z całą pewnością rzuciłyby się, aby pożreć Jadzię.

 

– A teraz błagaj o litość, bo moje wilczury dorwą Cię i zabiorą do budy! – Diabeł zaśmiał się złowieszczo – Padnij na kolana i zacznij MNIE chwalić, Jadwigo Szmatko!

 

– Nie!

 

– O.K. no to cześć!

 

Diabeł wykonał gest i łańcuchy znikły, a uwolnione wilczury rzuciły się do ataku. Jednak Baba od Talentów była bardzo dobrze to przygotowana. Wyjęła z torby dwie miski oraz specjalną karmę dla piekielnych cerberów – Power Pies™. Biegnące wilczury zobaczywszy co się dzieje, wyhamowały w pół skoku. Obróciły łby w stronę swojego pana, starając się wybadać jego emocje. Mina diabła zdawała się mówić: No dalej! Bierzcie ją! Psy jeszcze raz spojrzały w stronę misek z cudowną karmą i uległy pokusie.

 

Zły był zupełnie zaskoczony, nie mógł nic zrobić, bo teraz ruch należał do Baby od Talentów. Postanowiła wybrać kartę POKŁONKA. W prawej dłoni dzielnej wojowniczki pojawił się błysk, karta trafiła diabła bardzo precyzyjnie. Ksiądz Szatan zachwiał się i złamał w pół. Czuł się uwięziony w morderczym uścisku, ale udało mu się przywołać złe duchy A. Bittlera oraz J. Talina.

 

Adolf Bittler zaatakował ją z czołgu pociskiem z ektoplazmy, a Józef Talin chciał ją rozjechać Wielkim Atraktorem[3]. Na nic się to zdało, gdyż użyła wobec nich karty OSIEM KANARÓW. Pojawił się ogromny rozbłysk, który spowodował, że całe niebo zasnuło się fioletem, a mordercza karta zaczęła siać spustoszenie w ektoplazmie złych duchów. Wobec takiej siły demony były zupełnie bezradne i aby nie narażać się na zupełne straty postanowiły zupełnie wycofać się z walki.

 

Morderczy uścisk POKŁONKI powodował, że diabeł stopniowo tracił siły. Baba od Talentów pogłaskała wilczury i podrapała je za uszami. Psy zaszczekały radośnie, zadowolone z niezwykłego prezentu, w jakim się rozsmakowały. Zły robił się coraz bardziej słabszy i z każdą chwilą tracił dobry humor. Jadwiga postanowiła go wykończyć używając karty SOK OSTATECZNY. Karta wystrzeliła w górę, po chwili pojawiło się ogromne naczynie z dziesiątkami ton zielonego kisielu.

 

Diabeł zawył z przerażenia widząc, jak ogromny dzban z kisielem zmierza ku niemu. Baba od Talentów tryumfowała. Naczynie zatrzymało się nad biesem i zaczęło się pochylać. Nigdy wcześniej Xiądz Szatan nie był tak bardzo wystraszony, jak w tamtej chwili. Zaczął ją nawet przepraszać i prosić o wypuszczenie. Tryumfująca wojowniczka nie mogła jednak pozwolić na to, aby się uwolnił. Byłby stałym zagrożeniem dla świata. Ale przed zupełnym unicestwieniem ktoś go uratował.

 

To duch Wiecznie Niezadowolonego Klienta, któremu na imię Cyfrowy Jan. Najpierw pojawiła się szara smuga na dalekim horyzoncie. Potem dotarła do walczących silna fala uderzeniowa, pełna pretensji oraz wściekłości. Płacę, żądam! – takie słowa zachwiały walczącymi. Nagle wielkie naczynie z Kisielem znikło, a Ksiądz Szatan oswobodził się z morderczego uścisku.

 

– Jeszcze się spotkamy! – Rzucił na koniec, otworzył sobie małą dziurę w przestrzeni i wskoczył w nią.

 

Baba od Talentów przygotowała się na walkę z nowym przeciwnikiem. Lecz Cyfrowy Jan znikł. I oprócz lodowca, mrozu i nocy nie było nic. Nie było nic. Nic nie było. Dzielna wojowniczka postanowiła zatem wrócić do rzeczywistości.

 

 

 

III

 

 

 

Włodek nadal stał z opuszczoną szczęką, gdy Jadwiga wróciła do świata żywych. Właśnie obudziła się Wanda. Wyglądała nieco jak wysuszona żaba, ale dla Włodka musiała stać się na nowo księżniczką.

 

Baba od Talentów pomachała w ich stronę i obdarzyła uśmiechem od którego robi się wszystkim ciepło na sercu. Miała nawet dla nich prezenty! Włodkowi dała nowoczesny krem do golenia, a Wandzi samoopalacz ze specjalnym filtrem UVE (jednocześnie ujędrniający skórę).

 

Do pokoju zajrzał petent Zygmund i gdy zobaczył nową fryzurę Baby od Talentów, która mieniła się wszystkimi kolorami tęczy, stanął jak wryty. Nagle przerejestrowanie jego auta straciło wszelkie znaczenie. A gdy zobaczył jej uśmiech, nie mógł stać spokojnie. Przecież wszyscy muszą o tym wiedzieć!

 

Wybiegł z pokoju jak poparzony, gdyż postanowił zadzwonić do Warszawy, NY oraz Hongkongu i wyimaginowanego miasta Medigroveru po dziennikarzy, którzy na tę wieść przybyli tłumnie. Ba, nawet szybciej niż służby mundurowe!

 

Przed Urzędem, na placyku, gdzie w dawnych latach rozpoczynały się pierwszomajowe parady, ustawiono ogromną mównicę i czekano na pierwszy wywiad niezwykłej osobistości. Coraz więcej osób i dziennikarzy wędrowało w kierunku placu, aby wysłuchać jej pierwszego wywiadu. Postanowiono przerwać transmisję kanałów telewizyjnych i nadać sygnał przez satelitę Hot Pieerd, aby wszyscy ludzie kochający mały ekran, mogli usłyszeć jej głos i zobaczyć Cudowny Uśmiech.

 

Baba od Talentów weszła na mównicę i od razu zaskoczyła wszystkich, gdyż wyjęła z torby ogromną ilość cukierków. Zaczęła częstować zebranych łakociami i obdarzać Uśmiechem. Gdy rozpoczęła przemówienie, wszyscy zachwycali się jej elokwencją i krasomówstwem. Rozlegały się brawa za każdym razem, gdy kończyła zdanie. I choć przemówienie trwało prawie całą noc, w zebranych tchnęła pełną radość i nadzieję, że Cuda Rooska przy jej możliwościach wyglądają co najmniej blado.

 

Grono polityków, którzy w pośpiechu przyjechali na to widowisko, chciało ją ogłosić prezydentem, lecz mąż prawdy Husajn al. Maud stwierdził, że powinna zamieszkać w Medigroverze, w jego pałacu, którego część skłonny był jej odstąpić za osobiste obdarzenie Niezwykłym Uśmiechem. Gdy Baba od Talentów zgodziła się na przeprowadzkę, wszyscy zaczęli wiwatować na jej cześć.

 

W związku z tym chwalebnym wydarzeniem, Wielkie Oczy zyskały prawa miejskie, a co miesiąc będzie organizowany festyn. Natomiast obok Urzędu Gminy powstanie nowoczesny lunapark oraz najwyższa na świecie Fontanna z Coca Colą.

 

Uwaga: odwiedzających Fontannę uprasza się, o korzystanie z niej zgodnie z przeznaczeniem oraz o przynoszenie własnych słomek!

 

 

 

Pulikacja w:

 

http://efantastyka.pl/art_rec-centrum-sterowania-wszechswiatem-domin-stefan-essimurg

 



[1] Marka Parada jest podróbką marki Prady;)

[2] Zgadnijcie, jaki był pierwowzór kart Erota!

[3] olbrzymie skupisko gromad galaktyk, rozciągające się od gwiazdozbioru Centaura i Hydry do gwiazdozbioru Pawia, z centrum w gwiazdozbiorze Węgielnicy, w dużej mierze przesłonięte przez mgławice leżące w płaszczyźnie dysku naszej Galaktyki. Przyp. Wikipedia.

Koniec

Komentarze

"Wilgoć zdawała się wysysać każdą wilgoć z każdego żywego organizmu."
"W jednej chwili wysiadło światło w całym budynku.
SZEFOWA w jednej chwili odrzuciła..." -- powtórzenie.
"Twoją mową i Twoimi wynalazkami." -- dlaczego z wielkiej?
"...dorwą Cię i zabiorą..." -- jw.
"Jednak Baba od Talentów była bardzo dobrze to przygotowana." -- wcięło "na".
"...wyhamowały w pół skoku." -- ??
"Zły robił się coraz bardziej słabszy..." -- słaby.
"- Jeszcze się spotkamy! – Rzucił na koniec," -- małą literą.
Masz wyobraźnie, specyficzne poczucie humoru i talent.
Nadużywasz też trochę zaimków. :)
Pozdrawiam

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Nie chcę być niegrzeczna, ale jak dla mnie tekst ten nadaje się do pewnego konkursu nieoficjalnego, który niejaki Beryl ogłosił ostatnio po raz drugi.

 

Pomijając fakt, że mnie ogólnie niełatwo zadowolić literacko, to nie kupuję tego typu humoru. Ciąg wydarzeń, które są w gruncie rzeczy bezsensowne i które niekoniecznie zresztą stanowią ciąg, przekręcanie znanych nazw i tym podobne zabiegi mnie akurat nie bawią. Może innych.

 

Do tego dochodzą błędy w zapisie dialogów, literówki, dziwne kolokacje.

Konik conieco wymienił, ale nie wszystko.

W międzyczasie a nie między czasie, Wanda wybuchnęła, a nie wybuchła (zwykle są poprawne obie formy podobnych czasowników, tutaj akurat jest rozróżnienie), "Zrobienie spustoszenie z aparycji" nie brzmi dobrze, raczej opieramy się o biurko, a nie podpieramy, zdecyduj czy Xsiądz czy Ksiądz, Zygmunt a nie Zygmund i tak dalej.

 

To dobrze, że czerpiesz radość z pisania, ale ten tekst akurat wygląda mi na pisanie czego popadnie, co akurat przychodziło Ci w danym momencie do głowy, bez planu, bez fabuły. Może taki miał być cel, może innym się spodoba. Mnie nie.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Paliła papierosy jak parowóz? Chyba niewiele wiem o parowozach...

Nazwiska Szmatka i Burakowska - to w ogóle nie jest zabawne, lecz jakieś takie na siłę, sztuczne, podobnie jak tysiąc innych słów i zwrotów, których używasz w tekście. Podejrzewam, że Joseheim lubi nieco inny humor niż ja, ale tutaj muszę się z nią całkowicie zgodzić.

Nowa Fantastyka