
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Wrzucam kawałek dłuższego opowiadania, nad którym pracowałem jakiś czas temu. Obiecuję że nie będzie przynudzania jak przy poprzednim :)(http://www.fantastyka.pl/4,8715.html)
I
Noc zapadła nad miastem, lecz w bogatych domach wino lało się strumieniami. Huczna i rozpustna zabawa odbywała się w willi znanego kupca korzennego Tarmala. Mężczyzna regularnie wydawał przyjęcia, na których obnosił się ze swoim tłustym cielskiem ubranym w drogie sukna i biżuterie. Wiecznie otaczał się najemnymi dziewkami, będącymi na każde jego skinienie by zaspokoić jego cielesne żądze. Na przyjęciach znajdowało się często wiele znamienitych postaci. Niekiedy poza kupcami, trafiali tu też ambasadorzy i inni wysłannicy sąsiednich krain. Skąpo odziane kelnerki przemykały między jeszcze bardziej ubogo ubranymi kurtyzanami. Rozłożeni na sofach mężczyźni nie szczędzili im zaczepek i klepnięć, które te musiały znosić z uśmiechem.
Lora stała za jedną z kolumn. Przyglądała się rozpuście, przenosząc wzrok to z jednego mężczyzny na drugiego. Grymas obrzydzenia zawitał na jej smukłych ustach gdy jej wzrok w końcu padł na Tarmala. Tłuścioch właśnie całował się z kurtyzaną ciemnej karnacji z Lornidu. Ta z kolei masowała jego obwisły brzuch i mierzwiła przetłuszczone i przepocone włosy. Lora sprawdziła czy jej upięte włosy się trzymają a następnie poprawiła swój równie skąpy strój z purpury. Wyszła zza kolumny i zgrabnie wmieszała się między kelnerki. Kiedy przechodziła obok jednej z sof, ktoś uszczypnął ją w pośladek. Szybko odwróciła się i nauczona doświadczeniem– słodko się uśmiechnęła. Kupiec, który ją zaczepił, ubrany był w karmazynowy kaftan, obszywany złotą nicią. Był ubrany, bo w tej chwili zabawiał się z rudą dziewką, konsekwentnie go rozbierającą. Przyzwał Lorę do siebie. Nie śpiesząc się podeszła i nachyliła się. Jak się okazało rudej mu było mało a jej zgrabny tyłek zwrócił jego uwagę. Zachichotał głupio po czym ucałowała go i szepnęła że zaraz się nim zajmie, po czym szybko się oddaliła. Czuła jego spojrzenie na pośladkach. Znów wplątała się między inne dziewczyny zmierzając do gospodarza. Zbliżyła się dostatecznie blisko by on ją zauważył. Zapatrzył się na nią na moment po czym wezwał do siebie. Kurtyzany zmierzyły ją wzrokiem łączącym współczucie i nienawiść, o ile takie połączenie w ogóle było możliwe.
-Hej, ślicznotko, nowa jesteś co? – zagadał Tarmal– nie wyglądasz mi na zajętą w tej chwili, co powiesz na chwilę w moim towarzystwie?
Lora uśmiechnęła się zalotnie
-Z wielką przyjemnością Panie, ale ja wolę pracować sama-popatrzyła przy tym na inne kurtyzany, które wyraźnie poruszyły się– może przeszlibyśmy do jakiegoś ustronnego miejsca, gdzie pokazałabym Ci co potrafię.
Tarmal zastanowił się chwilę i oglądnął Lorę dokładnie. Zerknął na obecne już przy nim dziewczyny czekające na jego decyzję. Cóż, decyzja mocno je rozczarowała z powodu utraty sporego zarobku, ale jednak z wielką chęcią opuszczały tłuściocha. Kupiec odprawił je i wskazał Lorze drzwi za kotarą. Za nimi znajdowało się wielkie łoże z baldachimem i mnóstwem poduszek. Pokój miał też niewielki balkonik z widokiem na rozległy ogród. Talmar wszedł pierwszy, nie przepuszczając damy. W końcu była to zwykła dziwka. Stanął przed łożem i wyczekująco przypatrywał się dziewczynie. Ta zamknęła za sobą drzwi i powoli odwróciła się.
– No cóż, więc pokaż mi dziewko do czego jesteś zdolna, tylko mnie nie zawiedź to dostaniesz większą stawkę niż reszta.
-Nic się nie martw Panie– mruknęła mu zalotnie do ucha Lora– tej nocy długo nie zapomnisz– pchnęła przy tym jego tłuste cielsko na łoże, które skrzypnęło żałośnie pod jego ciężarem. Lora odwróciła się i powoli zaczęła ruszać biodrami, zapach jej perfum wypełniał całe pomieszczenie, otumaniał mężczyznę. Powoli zaczęła pozbywać się skąpej odzieży. Przepaska zsunęła jej się po nodze. Odrzuciła ją. Nieśpiesznie odpięła stanik, a odrzucając go położyła rękę na piersi. Zbliżyła się do mężczyzny i siadła na nim okrakiem. Ten zahipnotyzowany nie spuszczał oczu z jej zakrytych piersi. W końcu nachyliła się nad nim odsłaniając je. Poczuła spocone palce na swoim wydatnym biuście. Cicho jęknęła gdy ten mocniej go ścisnął. Wodziła dłońmi po jego włosach i twarzy, pogłaskała drżące podgardle z trzema podbródkami. Błękitne oczy mężczyzny pochłaniały jej ciało z pożądaniem. Zbyt krótko niż by chciały. Teraz szkliste spojrzenie wpatrywało się w sufit. Ręce opadły na cielsko, zostawiając nagi biust. Lora wstała i spojrzała w kierunku drzwi. Minie trochę czasu nim goście sie zorientują. Powoli podeszła do balkonu, wycierając po drodze dłoń z krwi w zasłonę. Obejrzała się na stygnące cielsko. Uśmiechnęła się do siebie, po czym jej nagie ciało zlało się z ciemnością i zniknęła w ogrodzie. Rozpusta w willi trwała w najlepsze.
„Kiedy masz do czynienie z Bursztynowym Aniołem, nawet naga kobieta ma gdzieś ukryty nóż”
Darina z Fallwi
Na zachodzie znajdowała się bogata i żyzna kraina zwana Immakor. Mile lasów pełnej zwierzyny oraz setki pól rolnych przyczyniały się do szybkiego rozwoju państwa. Prowadziły przez nie niemal wszystkie ważne szlaki handlowe, które przecinały się w Mirrthrandarze– najbogatszym mieście całej krainy. Mirrthrandar nazywano również miastem stu wież strzelających w niebo z niemal każdej dzielnicy, spoglądając w dół wraz z promieniami słońca na brukowane granitem ulice, bogate kamienice i nieskończoną ilość kramów kupieckich i warsztatów. Mówiono, że jeśli nie znajdziesz tu czego szukasz– nie znajdziesz tego nigdzie. Sprzedawano wszystko– od zboża, przez kruszce i dzbany aż po kosztownie zdobione przedmioty i tkaniny ze wszystkich zakątków świata. W dzień place i ulice wiecznie pełne kupców, tragarzy i przyjezdnych, a w nocy karczmy i domu uciech pełne klienteli. Domy uciech były tą nieoficjalną sławą Mirrthrandaru, gdyż miasto słynęło z najpiękniejszych kobiet. Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli żaden mężczyzna nie zobaczył żadnej Mirrthrandianki to stracił życie. A często się zdarzało że była to ostatnia rzecz jaką widział w swoim życiu.
W mieście założono bowiem elitarny zakon zabójców-kobiet, zwanych Bursztynowymi Aniołami. Nikt nie zna dokładnej daty jego powstania, ale wszyscy twierdzą, że narodził się wraz z założeniem Immakoru. Werbowano do niego tylko najpiękniejsze młode dziewczyny, by następnie wyuczyć je sztuki walki, której tajemnica nigdy nie wyszła poza mury siedziby. Podobno tylko kobieta jest w stanie się nią posługiwać ze względu na brak pewnego organu między nogami obecnego u mężczyzn. Ale nie to czyniło je perfekcyjnymi zabójcami. Wedle tradycji, zabójczynie uwodziły swoje cele by w trakcie igraszek zadać śmiertelny cios. Żaden mężczyzna nie przeżył by opowiadać o nocy spędzonej z członkinią zakonu. Wiadomo że założycielem zakonu był mężczyzna. Istnieje pewna anegdota, głosząca że temu mężczyźnie nie powiodło się u kobiety i jakiś inny zajął miejsce u jej boku. Zazdrosny i zawistny poprosił swoją piękną przyjaciółkę-złodziejkę o pomoc w pozbyciu się go. Ta uwiodła świeżego kochanka i zabiła w nocy. Niestety w trakcie ucieczki została złapana i stracona niedługo potem. Podobno ostatnią rzeczą jaką widział kochanek były jej bursztynowe oczy znikające w mroku śmierci. Stąd nazwa „Bursztynowe Anioły”.
II
Późną nocą nawet Mitrrthrandar pustoszeje. Wymarłe ulice dzielnicy targowej odpoczywały by skoro świt zapełnić się niewyobrażalną liczbą kupców i towarów. W trosce o bezpieczeństwo kupców i prestiż miasta, po zmroku ulicami krążyły patrole straży. Zwykle trafiały tylko na zapijaczonych przyjezdnych wracających z karczm i domów uciech. Główny plac targowy, gdzie znajdowały się kramy najbogatszych kupców był zwykle przepełniony strażnikami. Pochodnie co chwilę rozjaśniały cienie w zakamarkach między straganami. Jednak nawet najjaśniejsze światło nie jest w stanie rozproszyć cienia który nie chce zostać rozproszony. Zwłaszcza gdy w nim chowa się naga kobieta.
Lora w spokoju wyczekała aż ostatni stróż prawa zniknie za zakrętem, po czym bezszelestnie przebiegła na drugą stronę ulicy. Przecisnęła się pomiędzy zamkniętymi stoiskami z dzbanami i skierowała swe kroki do części gdzie były magazyny z suknem. Jedno z ulubionych miejsc Lory. Właściciele mają tam tyle towaru że nikt nie zauważy braku jednej sukienki. No może czasem dwóch. Dziewczyna nie przywiązywała się do ubrań bo zwykle gubiła je gdzieś w trakcie wykonywania swoich misji. Ale zawsze marzyła o posiadaniu własnej wielkiej szafy wypełnionej ubraniami. Do tego przydałby jej się własny dom, bo we wspólnych sypialniach zakonu miała tylko niewielką szafkę nocną zamykaną na kluczyk. Zupełny bezsens. Członkinie zakonu były szkolone także w otwieraniu zamków wszelkimi metodami więc kluczyk został szybko zgubiony.
Kilka zakrętów i patroli dalej były niewielkie drzwi do magazynu. Dziewczyna skierowała się ku nim. Stanęła przed nimi i zbadała zamek. Został zmieniony. Widać ktoś jednak zauważył braki towaru i pokusił się o nowy zamek. No cóż, bywa i tak. Lora odwróciła się i odliczyła dziewięć kostek bruku na prawo od ściany. Pod obluzowanym kamieniem znajdował się klucz. „No jak zwykle, oni się nie nauczą”. Uśmiechnęła się do siebie. Cichy szczęk zamka oznajmił że droga stoi otworem. Ostrożnie pchnęła drzwi które otworzyły się z cichym zgrzytem. Prześliznęła się przez uchylone drzwi i przymknęła trochę. Tak na wypadek szybkiej ewakuacji. Odwróciła się. Regały pełne tkanin, skrzynie z ubraniami i wieszaki z dywanami były teraz całe dla niej. Cicho przechadzała się korytarzami, wodząc dłońmi po frędzlach i jedwabnej odzieży. Przystawała przy skrzyniach i pobieżnie sprawdzała ich zawartość. Nie wiedziała ile czasu spędziła na wybieraniu czegoś do okrycia siebie ale w końcu zdecydowała się na turkusową sukienkę, zakładaną na jedno ramię z rozcięciem przy jednym udzie. Dodatkowo miała wąski pasek z pozłacanymi frędzlami, luźno trzymający się na biodrach. Stwierdziła że taki ubiór nie będzie krępował jej ruchów.
Skrzypnęły drzwi i ktoś wszedł do magazynu. Kilku strażników z pochodnią wleciało do magazynu robiąc przy tym straszny huk. Otworzyły się też główne drzwi oraz te na balkoniku nad halą. Ze wszystkich stron wlewały się kilkuosobowe oddziały z pochodniami. Lora przykucnęła pomiędzy skrzyniami i bacznie obserwowała otoczenie.
„Czterech na balkonie, i po pięciu przy innych wejściach, sześć pochodni… może jednak czegoś się nauczyli?”
Żółte światło padało na regały, odbijało się od cekinów przy sukniach i innych ubiorach, nadawało pełni kolorom ukrytym dotychczas w mroku. Dziewczyna unikała patrzenia w rozjaśnione obszary by nie stracić zdolności widzenia w mroku. No cóż, straż najwidoczniej nie wiedziała że oko ludzkie potrzebuje dłuższej chwili by ponownie przyzwyczaić się do panujących ciemności. A takie rzeczy można wykorzystać.
Po jednym strażniku zostawiono przy drzwiach, reszta krążyła grupami przeczesując alejki regałów. Pięcioosobowa grupa zbliżyła się do kryjówki.
„Teraz…”
Lora wykonała gest w ich kierunku. Nagle wszystkie pochodnie w zasięgu gestu pogasły. Podniosła się wrzawa a mężczyźni krzycząc dobyli broni. Dziewczyna zerwała się i bezszelestnie wbiegła w kotłowaninę.
„Taniec cieni”
Gdyby ktoś obserwował całą sytuację w alejce z nieco innej perspektywy, mógłby stwierdzić, że pięciu strażników krzyczy i miota się a między nimi tańczy cień.
Tak… właśnie tańczy. Pomimo, iż miejsca starczyło ledwo na dwóch dorosłych mężczyzn obok siebie, żaden z nich nie został dotknięty przez prześlizgujący się cień… no prawie żaden. Lora nie mogła się oprzeć dania frędzlem po nosie jednemu młodemu strażnikowi, który wyglądał na całkiem przystojnego. Wypadła z alejki i popędziła w kierunku najbliższego wyjścia. Strażnik przy drzwiach wpatrywał się w ciemność, zaniepokojony krzykami kompanów. W tym momencie z ciemności wyskoczyła turkusowa zjawa i całym swoim impetem uderzyła go w twarz. Nos przeraźliwie chrupnął a ciało z donośnym jękiem uderzyło o podłogę. Pochodnia potoczyła się po podłodze, zostawiając jęczącego mężczyznę w ciemności. Turkusowa zjawa znów pogrążyła się w mrokach miasta uśmiechając się do siebie.
Edytor nadal bez zmian.
Noc zapadła nad miastem, lecz w bogatych domach wino lało się strumieniami. Huczna i rozpustna zabawa odbywała się w willi znanego kupca korzennego Tarmala.
No to jak to ma być, drogi Autorze? Zabawa odbywała się również w willi Tarmala, czy liczba mnoga została w pierwszym zdaniu użyta bez powodu i zastanowienia?
(...) obnosił się ze swoim tłustym cielskiem ubranym w drogie sukna i biżuterie.
Niezręczne to zdanie, a i trochę, po uważniejszym spojrzeniu, bez sensu. "Biżuteria" nie ma liczby mnogiej. Cielsko ubrane? Cała konstrukcja zdania kuleje.
Wiecznie otaczał się najemnymi dziewkami, będącymi na każde jego skinienie by zaspokoić jego cielesne żądze.
Będącymi na skinienie, by, czy raczej gotowymi na każde skinienie zaspokoić? Powtórzenie. Brak przecinka.
Skąpo odziane kelnerki przemykały między jeszcze bardziej ubogo ubranymi kurtyzanami.
Tego nie skomentuję, bo przez trzy noce będziesz miał koszmary. Postawić znak równości pomiędzy skąpym a ubogim strojem nie każdy potrafi.
Ale wszystkiego można się nauczyć. Naprawdę. Więc poświęć czas i trud podręcznikom i słownikom, aby w następnej interesującej historyjce nie można było doszukac się niczego takiego, jak powyżej.
Nie żartuję, pisząc o interesującym opowiadaniu. Prawda, że jest typowe, zarówno w temacie, jak i jego ujęciu, ale czyta się bynajmniej nie z obowiązku --- no i kto powiedział, że każdy nowy tekst ma olśniewać pomysłami?
Tekst do generalnego remontu.
No, niestety muszę zgodzić się z Rogerem, ale zgadzam się też z Adamem, że wszystkiego można się nauczyć.
Są pewne usterki.
Noc zapadła nad miastem, lecz w bogatych domach wino lało się strumieniami.
Wino często leje się strumieniami po zapadnięciu nocy, więc stawianie "lecz" między oboma zdaniami nie do końca ma sens.
Wiecznie otaczał się najemnymi dziewkami, będącymi na każde jego skinienie by zaspokoić jego cielesne żądze.
Powtórzenie. Pierwsze "jego" można spokojnie wywalić bez szkody dla zrozumienia zdania.
Na przyjęciach znajdowało się często wiele znamienitych postaci.
Niezbyt dobrze wygląda "znajdowało się" w tym kontekście. To brzmi jak "w pokoju znajdowało się dużo mebli".
Skąpo odziane kelnerki przemykały między jeszcze bardziej ubogo ubranymi kurtyzanami.
Kelnerki w świecie fantasy???
Przyglądała się rozpuście, przenosząc wzrok to z jednego mężczyzny na drugiego.
Bez "to".
Grymas obrzydzenia zawitał na jej smukłych ustach gdy jej wzrok w końcu padł na Tarmala.
Hmm. czy usta mogą być smukłe? To słowo stosuje się raczej do sylwetki...
Tłuścioch właśnie całował się z kurtyzaną ciemnej karnacji z Lornidu.
Jakie znaczenie dla tekstu ma informacja o pochodzeniu dziewczyny?
Ta z kolei masowała jego obwisły brzuch i mierzwiła przetłuszczone i przepocone włosy. Lora sprawdziła czy jej upięte włosy
Znowu powtórzenie.
Jak się okazało PRZECINEK rudej mu było mało PRZECINEK a jej zgrabny tyłek zwrócił jego uwagę. Zachichotał głupio po czym ucałowała go i szepnęła że zaraz się nim zajmie, po czym szybko się oddaliła. Czuła jego spojrzenie na pośladkach. Znów wplątała się między inne dziewczyny zmierzając do gospodarza. Zbliżyła się dostatecznie blisko by on ją zauważył. Zapatrzył się na nią na moment po czym wezwał do siebie. Kurtyzany zmierzyły ją wzrokiem łączącym współczucie i nienawiść
Trochę za dużo zaimków, to źle działa na styl.
A tak w ogóle, to nazwa miasta silnie kojarzy mi się z jednym z imion Gandalfa. :-)
Stany średnie. O ile sama historia jest dość przeciętna, to język kuleje. Achika zadbała o przykłady.
pozdrawiam
I po co to było?
Byłem, przeczytałem, nie zachwyciło, ale jeżeli chodzi o fabułę, to czytałem gorsze.