
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
To uczucie bezdennego żalu, owinęło się w okół niego, niczym długi aksamitny szal. Od wielu miesięcy szal oplatał go coraz mocniej i mocniej, tak, że Artur stracił w końcu poczucie rzeczywistości. Zagłębiał się w swych myślach, szukając czegoś co dało, by dowód na to, że jego życie wcale nie było nieustającym pasmem klęsk i porażek. Nienawidził siebie, bardziej niż co kol wiek innego. Gardził swoim niezdecydowaniem, tchórzostwem i głupotom. Bał się świata i wyzwań, które ten przed, nim stawiał. Bał się ich, gdyż wiedział, że w jego życiu nie ma celu, który dawał, by mu siłę do dalszego istnienia. Świat nie oferował niczego co mogło, by go zainteresować. Pragną dojrzeć jakieś kolory w otaczającej go szarości. Jakiegoś punktu zaczepienia, który mógł by chwycić i trzymać się go kurczowo, aż do końca swych dni. Czy naprawdę żądał aż tak wiele? Czy ten okrutny świat, został stworzony dla wszystkich prócz niego? Te pytania bez odpowiedzi wciąż i wciąż powracały, męcząc go okrutnie, podczas bezsennych nocy. Jednak nie zamierzał szukać odpowiedzi, już nie…
Spocone palce drżącej ręki, zaciskały się na rączce rewolweru, którego lufę włożył sobie do ust. Ubrany był w swój najlepszy garnitur, który starannie wcześniej wyprasował. Dopiero, gdy go założył zdał sobie sprawę z tego, że krew i tak zabrudzi marynarkę ale przecież nie wypada odchodzić z tego świata w pomiętym dresie. Chociaż, co to za różnica…? Siedział już tak z rewolwerem w dłoni od dobrej godziny, zbierając się na odwagę, której wciąż mu brakowało. Palec wskazujący coraz bardziej napierał na spust, omal nie kończąc śmiertelnego uścisku, gdy zadzwonił telefon. Artur odrzucił szybko rewolwer, przerażony tym, że niemal dokonał tego czego tak pragnął. Pozostawał w bezruchu, dysząc ciężko jeszcze kilka długich chwil. Zupełnie ignorując dzwoniący telefon. Pokręcił głową, jakby otrząsając się z głębokiego snu. Dopiero teraz jego nieco nieobecny wzrok, powędrował w stronę szafki, na której stał ten brzęczący przedmiot. Ktoś uparcie nie dawał za wygraną, dzwoniąc bez przerwy. Artur zaciekawiony tożsamością tej bezczelnej istoty, która ośmieliła się przerwać jego ostatnią podróż, podszedł chwiejnym krokiem do telefonu i chwycił za słuchawkę.
– Halo
– Witam. Czy mam przyjemność z panem Arturem Starskim ?
– Tak– odpowiedział oschle.
– W takim razie z przyjemnością informuje, że wygrał pan główną nagrodę, w naszym konkursie.
– Ale ja w niczym nie brałem udziału– protestował.
– Więc powinien pan uważać się za podwójnego szczęśliwca – głos w słuchawce zaszczebiotał beztrosko– gdyż nagroda jest wielka.
– No dobrze, więc co wygrałem– rzucił wściekle, będąc pewnym, że padł ofiarą jakiegoś żartu.
Głos zamarł. Cisza trwała już niemal minute. Artur westchnął ciężko, miał już odłożyć słuchawkę, gdy głos znów przemówił.
– Życie. Wygrał pan życie.
Poczuł jak uginają się pod, nim kolana, świat zawirował mu przed oczyma. Z głośnym rykiem, który wydobył się z jego gardła, uderzył zaciśniętymi pięściami w aparat, rozbijając go. Upadł, skrywając twarz w dłoniach. Czy zwariował już do reszty? A może pistolet jednak wystrzelił? A on sam trafił do piekła, skazany na wieczna męczarnie, która właśnie się zaczęła?
– Nie sądzę, żeby miało być aż tak źle.
Zimny dreszcz, przebiegł mu wzdłuż linii kręgosłupa. Nie był do końca pewien, czy kobiecy głos był wytworem jego znerwicowanego umysłu, czy też naprawdę go usłyszał.
– Wystarczy wstać i odwrócić się żeby sprawdzić– powiedziała nie kryjąc rozbawienia.
Mężczyzna postąpił tak jak mu zasugerowano. Jego oczom ukazała się młoda kobieta, w wieku co najwyżej dwudziestu pięciu lat. Ach, cóż to była za piękność. Jej długie płomiennorude włosy, układały się falami, zarzucone na prawe ramie a pełne zmysłowe usta wykrzywione były w delikatnym uśmiechu. Ubrana była w czarną marynarkę, pod którą nosiła białą koszule, ciasno opięta na linii biustu. Pod szyją zawiązany miała czarny krawat. Spódnica tego samego koloru co krawat i marynarka doskonale podkreślała jej kobiece kształty. Spod okularów o grubych oprawkach, spoglądały na niego bezkreśnie zielone oczy. Pod ich spojrzeniem czół się nagi, obnażony. W jego głowie rozkwitła nieśmiało myśl, że nie jest w stanie, ukryć niczego przed tą kobietą. Wyrwał się z osłupienia, gdy zdał sobie sprawę z tego, iż ta myśl była prawdziwa. Ta kobieta odpowiadała na jego niewypowiedziane pytania.
– Kim jesteś? Czego chcesz? Jak się tu dostałaś? – zarzucił ją pytaniami.
– Mam na imię Lu. Chce wypłacić nagrodę jaką pan wygrał. A to, jak się tu dostałam pozostanie moją małą słodką tajemnicą. – Mrugnęła do niego porozumiewawczo.
Artur nie potrafił wydobyć z siebie żadnego dźwięku. W jego umyśle panował chaos zacisnął dłoń, na pudełeczku po lekach antydepresyjnych, które trzymał w kieszeni. Przypomniał sobie, że ich przedawkowanie może spowodować halucynacje. Uczepił się tego podejrzenia ciesząc się, że jego umysł nie stracił do końca sprawności. Piękność pokręciła głowa z rezygnacją.
– Jestem tak samo prawdziwa, jak ty.
– Tak. Na pewno– prychnął rozgoryczony.– Cóż może być nieprawdziwego w kobiecie pojawiającej się znikąd, której uroda przekracza wszelkie granice. W kobiecie, która czyta w myślach i przybyła wręczyć mi dar, który już posiadam i z całą chęcią bym się go pozbył.
– Cóż rozumiem, że możesz być nieco oszołomiony moją zjawiskową urodą– mówiąc to poprawiła swoje bujne włosy– owszem, potrafię czytać w myślach, choć nie w sposób taki w jaki ty tą zdolność postrzegasz.
Mówiąc, przybliżała się do niego. A on wciąż przestraszony, cofał się nieporadnie, do momentu, w którym dalsza drogę ucieczki zablokowała mu ściana. Ustała tuż przednim, niebezpiecznie przybliżając swoją twarz do jego. Tak, że mógł policzyć piegi na jej lekko zadartym nosie. Poczuł dotyk jej delikatnych ciepłych palców na policzku. Spojrzała mu w oczy a on znów dał się ponieść ich zielonej toni.
– Czy iluzja może być aż tak prawdziwa– powiedziała cicho.
Z całą pewnością nie. Gdy mówiła, Artur czuł jej słodki ciepły oddech na twarzy. Cudowna woń jej lawendowych perfum wdzierała się do jego nozdrzy. Kobieta była prawdziwa ta samo jak on, ale to tylko komplikowało sprawę. Skąd się wzięła? jakim sposobem czytała w myślach?
– Sądzisz, że oferuje ci coś, co już posiadasz– podjęła ponownie rozmowę, a jej cichy szept przyjemnie brzmiał w jego uszach.– Lecz, czy to co nazywasz życiem jest, nim naprawdę? Czy życie jest tylko zaspokajaniem niezbędnych potrzeb jedzenia, picia, snu? Czy to tylko czekanie na śmierć i nic więcej? Mówisz, że chcesz pozbyć się życia. To nieprawda, ty go pragniesz. Pragniesz całym sobą każdym oddechem, każdą myślą, pragniesz go, bo do tej pory tylko egzystowałeś zaspokajając potrzeby swego ciała, a nie duszy. Chcesz być szczęśliwy, chcesz kochać i być kochany. Pragniesz znów śmiać się beztrosko, jak za lat dziecięcych. I, to jest właśnie dar, który wygrałeś, a ja chcę ci go ofiarować. Wiec proszę nie odrzucaj go.
Mówiła z taką pasją i przekonaniem, że chwytał każde jej słowo niczym życiodajny tlen. Upajał się radością jaką mu dawała ,a jakiej nieczuła od lat. Odsunęła się od niego na kilka kroków uśmiechając się zadziornie. Poczuł smutek, że nie ma jej na wyciągniecie ręki.
– Po twojej minie w nosze, że moje słowa jednak trafiły do ciebie, Arturze.
Mężczyzna skinął głową wciąż oszołomiony, zauważył jednak , że wymówiła jego imię, którego nie wyjawiał.
– Masz racje, jednak dalej nie wiem kim jesteś?
– Przecież już mówiłam jestem Lu.
– Nie chodzi mi o imię. Ale o to kim jesteś. Czytasz mi w myślach, mówisz o mnie takie rzeczy, o których sam nie miałem pojęcia.
Lu przygryzła wargę w zamyśleniu. Zastanawiając się co odpowiedzieć.
– Cóż, nie jestem nikim specjalnym. Jestem porostu wysłanniczką, która ma wręczyć ci nagrodę. To wszystko.
Artur wciąż nie rozumiał. Chciał zachować dystans do tej kobiety, lecz nie potrafił.
– Co to za konkurs? Już mówiłem, że nie brałem w niczym udziału.
– Och, każdy człowiek bierze w, nim udział, jednak tylko nieliczni wygrywają.
– Ale w jaki sposób on się odbywa? Co trzeba zrobić, by wygrać? Bo ja nie zrobiłem niczego.
Lu wzruszyła bezradnie ramionami.
– Czy to ważne? Liczy się wygrana.
– A w jaki sposób zamierzasz mi ją wręczyć. Jak można ofiarować komuś życie?
Na krótką chwile w umyśle zamajaczyło mu pewno wyobrażenie. W, którym to sama Lu miała, by być czynnikiem nadającym sens jego chorej egzystencji. Wzięli, by ślub, wspólnie wychowali dzieci, zestarzeli razem, być może na tym właśnie polegała jego wygrana? Szybko odgonił te myśl. Zawstydzony przed samym sobą. Ach, jak niezwykle podatny był na urok, jaki w okół siebie roztaczała. Jego twarz spłonęła rumieńcem, gdy przypomniał sobie, że Lu może czytać w myślach. Spojrzał na nią wystraszony.
– To było naprawdę urocze i bardzo mi schlebia… lecz nie tak wygląda nagroda– powiedziała bez skrępowania.
– Czy mogła byś przestać to robić? – w jego głosie bardzo wyraźne brzmiały nuty zażenowania.
– Robić co?
– Czytać mi w myślach.
– Och, przepraszam, wybacz nie powinnam… już tego więcej nie zrobię – obiecała, okazując skruchę. Jednak w jej oczach tliły się iskierki rozbawienia.
– Jak nauczyłaś się czytać w myślach?
– Cóż każdy ma jakieś talent– wzruszyła bezradnie ramionami– mój nie jest niczym specjalnym. Ale dość o mnie. Przejdźmy do meritum– powiedziała kończąc temat.
Otworzyła skórzana teczkę, która nie wiadomo skąd pojawiła się w jej prawej dłoni. Artur mógł przysiądź, że jeszcze przed chwilą jej nie miała. Wyciągnęła z wnętrza teczki czarną prostokątną kartę, przez środek, której przebiegał biały pasek.
– To twoja nagroda. Karta dzięki, której ziszczą się wszystkie twoje marzenia.
– Niby w jaki sposób? – Artur spoglądał z ukosa na kartę, nie dowierzając słowom Lu.
– Zdajesz już sobie sprawę z tego, że życie nieważne jak długie, jest bezwartościowe, jeżeli brakuje w, nim czynników takich jak miłość, przyjaźń czy zaufanie. Jeżeli nie masz dla kogo istnieć, to tak naprawdę cię nie ma– mówiąc to patrzyła w jego oczy podkreślając tym samym wagę tych słów.– Ta karta umożliwia ci zmianę. Otrzymasz pieniądze, szczęście, urodę, dzięki niej będziesz mógł poznać kogoś kogo pokochasz. Ziszczą się twoje najskrytsze marzenia, możesz otrzymać nawet zdolność czytania w myślach, choć w to szczerze wątpię. Każdy ma swój indywidualny talent. Musisz jednak pamiętać, że wszystko ma swoją cenę. Za każdą nabytą rzecz, płacisz swoim życiem. Nie przeholuj, bo będzie ono zbyt krótkie, by nacieszyć się jego nowymi urokami.
Artur patrzył na nią nie wiedząc czy żartuje czy mówi prawdę. Jej poważny ton świadczył, że mówi prawdę, ale treść wypowiedzi…
– Nie wieżę. To zbyt nieprawdopodobne, by mogło być prawdziwe.
– Straszny z ciebie niedowiarek– pokręciła głowa z dezaprobatom– najpierw wątpiłeś w moje istnienie, choć stałam na przeciw ciebie. Teraz nie wierzysz w kartę, choć widziałeś już jej moc. Pytałeś w jaki sposób czytam w myślach. To jest odpowiedź– pomachała mu kartą przed nosem– poza tym, co złego może się stać, jeśli ją przyjmiesz? Przecież jeszcze chwile temu byleś gotów odebrać sobie życie, nie masz nic do stracenia. Zastanów się czy wszystko czego dziś doświadczyłeś nie jest niezwykłe? Wiec czemu wątpisz w mój dar?
Miała rację, jeśli karta nie miała żadnej mocy to przecież i tak niczego nie straci. A gdyby jednak ją posiadała, to kilka lat bezwartościowego życia, w zamian za szczęście było rozsądną ceną.
-Dobrze daj ją.
Wyciągnął rękę po czarny prostokącik. Jednak, zanim zdążył zareagować Lu chwyciła jego dłoń.
-Potrzebuje trochę twojej krwi. Nie masz nic przeciwko?
Nie zdążył odpowiedzieć. Na opuszku jego palca wskazującego, pojawiło się rozcięcie. A z rany pociekła czerwona ciecz. Dziwne było, że niewielka rana pojawiła się sama. Lu przyłożyła jego rozcięty palec, do białego paska na karcie, który momentalnie stał się czerwony. Cienkie karmazynowe linie, pojawiły się na czarnej powierzchni , wijąc się i łącząc ze sobą. Tak, że po chwili nie trwającej dłużej niż kilka uderzeń serca, na karcie malowała się niezwykle realistycznie oddana trupia czaszka, która powstała z połączonych linii.
– I co teraz?– Spytał oszołomiony.
– Teraz jest twoja i nikt poza tobą nie będzie mógł jej używać.
– Ale jak mam z niej korzystać?
– Wystarczy, że tego zapragniesz, wtedy zareaguje sama.– Odgarnęła włosy z czoła, po czym spojrzała mu w oczy, z jej poważnej miny wywnioskował, że za chwile usłyszy coś istotnego.– Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Lata twojego życia, to waluta którą płacisz w zamian za dobra jakie otrzymujesz. – Postukała palcem w kartę a na jej czerwonym pasku pojawiły się liczba sześćdziesiąt trzy.– Pozostały ci sześćdziesiąt trzy lata życia. To jest limit karty, jeśli go przekroczysz to umrzesz. Jest jednak sposób, by go powiększyć i to znacznie.
Zamilkła, Artur spojrzał na nią wyczekująco. Coraz bardziej intrygowała go ta cała historia z kartą. Nie mógł się doczekać, by ją wypróbować.
– Możesz zabierać innym ludziom życie, powiększając tym samym swój limit, jest to jednak jednoznaczne z ich uśmierceniem– wszelka chęć do wypróbowania karty opuściła go.
– Ale przecież to okrutne, kto chciał, by robić coś takiego…?
Zamilkł nagle wiedząc, że cała masa takich ludzi chodziła po tym okrutnym świecie.
– To jest tylko możliwość i moim obowiązkiem było poinformowane cię o niej. Nie znaczy to jednak, że musisz robić tego typu rzeczy.
Artur skinął ze zrozumieniem głową.
– Cóż to chyba wszystko– powiedziała znów beztrosko– ciesze się, że mogłam cię poznać.
Wcisnęła mu do ręki kartę, po czym odwróciła się do niego plecami i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych, nie bacząc na jego zaskoczoną minę. Chwyciła za klamkę, drzwi natychmiast się otworzyły, chociaż Artur był pewien, że zamknął je na klucz. Chciał ją powstrzymać, pragnął, by została z, nim jeszcze, choć na krótką chwile. Nie mógł jednak wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Zatrzymała się nagle i odwróciła głowę w jego stronę.
– Jeszcze jedna rada. Taki bonus za to , że cię lubię. Nie afiszuj się zbytnio z kartą i darami jakie dzięki niej otrzymasz.
– Dlaczego?– spytał zaskoczony.
– Gdyż możesz w ten sposób zwrócić uwagę królów. A musisz mi uwierzyć na słowo, że ze spotkania z nimi nie wynikło, by nic dobrego.
Mówiąc to zamknęła za sobą drzwi, pozostawiając Artura z setkami pytań, na które nie znał odpowiedzi ale i z siłą na ich poszukiwanie.
CDN
Styl nawet nie jest zły (szczególnie w porównaniu z niektórymi utForami tutaj), ale z tekstu dobiega krzyk masakrowanej ortografii.
dało, by
co kol wiek
czół się
z dezaprobatom
Dziwne przecinki przed "nim".
Jeżeli masz problemy z pisownią, to może dawaj tekst komuś do sprawdzenia przed publikacją, bo na tym portalu bardzo się zwraca uwagę na poprawność językową.
Zaiste, jest to portal literacki, a to, jak piszesz, woła o pomstę do nieba ; /
Wokół a nie w okół; dałoby a nie dało by; wierzę a nie wieżę; przed nim a nie przednim, wnoszę a nie w noszę, wzięliby a nie wzięli, by, przysiąc a nie przysiądz.
Tak dla przykładu, bo w tekście jest tego mnóstwo. Do tego dochodzi niekoniecznie prawidłowy zapis dialogów, masła maślane ("Ktoś uparcie nie dawał za wygraną, dzwoniąc bez przerwy." - to mój faworyt, niemalże potrójne powtórzenie!) , problemy z interpunkcją.
Pomysł mógłby mnie zainteresować, gdyby nie to, że niedawno oglądałam film "In Time" (2011), więc nie jest dla mnie nowy.
Ogólnie radzę przeczytać sobie uważnie ten wątek, przypomnieć sobie zasady pisowni, dużo czytać porządnej literatury i nie zniechęcać się. Źle nie jest, nikt nie mówi że nie masz pisać dalej. Ale najpierw podstawowe zasady, a dopiero potem prawdziwe pisanie. Na tej stronie wielu czytelników zrezygnuje po kilku zdaniach.
Pozdrawiam i powodzenia.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Święte słowa, joseheim. Ja zrezygnowałem. Z powodów podanych przez Ciebie i Achikę.
Powyższe, powtórzę znowu za joseheim, nie oznacza, że odradzamy Tobie pisanie w ogóle. Pisz. To bardzo dobre, ciekawe, gimnastykujące umysł zajęcie, dające przyjemność najpierw autorom, potem, już jako dzieło gotowe, cieszące oczy czytelników --- ale nie pisz tak, jak robisz to teraz. Czytanie takiej, wybacz, kaszany ortograficznej, boli... Lektury klasyków, słowniki na podoredziu, seria ćwiczeń --- taka jest kolejność...
Błędy, które wymieniła Achika początkowo mnie zniechęciły, ale jednak przeczytałe i jedyne co mogę powiedzieć, to: podpisuję się pod słowami joseheim i Adama.
Wiara --> wierzę, a nie "wieżę'. Wieża to element fortyfikacji stałej.
Rogerze, nie zawężaj definicji, bo przestanę "wierzyć" w ciebie.