- Opowiadanie: rinos - Gra pozorów [Wojna płci 2012/2013]

Gra pozorów [Wojna płci 2012/2013]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Gra pozorów [Wojna płci 2012/2013]

Na środku ulicy zdjęłam kurtkę. Ludzie trochę się gapili, bo wszyscy wciąż mieli ciepłe ubrania, a ja lubię w biurze paradować z głębokim dekoltem. To ułatwia kontakty z klientami. Nie rozglada się taki kretyn gdzieś po rogach, tylko skupia wzrok na mnie. Nie patrzy też w oczy! A tam mógłby dojrzeć fałsz! Moim zadaniem jest przecież sprzedać mu mieszkanie. Nie zaś zastanawiać się, czy będzie mu w nim dobrze. Ten mój dekolt działa też czasem w złą stronę. Niektórzy zaczynają bredzić w stylu: "Jakby Pani się czuła, gdyby miała tam ze mną zamieszkać?". Ponosi ich wyobraźnia. Muszę jednak przyznać, że w przypadku droższych nieruchomości i mnie wyobraźnia potrafi ponieść. Jednak cały mój zawód to tylko gra pozorów. Nie na rękę są głębokie spojrzenia w oczy. Dlatego dekolt funkcjonuje znakomicie!

Teraz czułam się wspaniale. Wokół przechodzili ludzie zbyt ograniczeni, by zdjąć kurtkę i ponieść ją w ręku. Pośrodku tego ja, w wydekoltowanym żakiecie, obcisłej mini i na wysokich obcasach. Czułam się naprawdę seksownie! Trochę jakby naga. Zdawałam sobie sprawę, że przyciągam wzrok i dawało mi to ogromną satysfakcję. Pierwszy ciepły dzień tej wiosny!

Przyjemny spacer ulicami trwał jednak krótko. Kiedy dotarłam do biura mój seksapil rozpuścił się niczym płatek śniegu. Wszystkie koleżanki miały na sobie wydekoltowane żakiety, krótkie spódniczki i szpilki. Wbiegłam do swojego gabinetu i od razu trafiłam na klienta. Nie znoszę tego, nikt chyba nie znosi, gdy klient przyjdzie wcześniej i czeka na ciebie w biurze.

Zarzuciłam trzymaną w ręku kurtkę na wieszak, torebkę rzuciłam na krzesło. Usiadłam szybko za biurkiem. – Przepraszam za spóźnienie – uśmiechnęłam się – czym mogę służyć?

Dopiero teraz przyjrzałam się gościowi. Ubrany był w jakiś drogi, beżowy garnitur, którego marki nie umiałam rozpoznać. Siedział swobodnie z nogą założoną na nogę tak, że kostka opierała się na kolanie. Skarpetka była zielona! Na stopach miał drogie, luksusowe półbuty ze skórzaną podeszwą. Dziwne, bo te półbuty były ubłocone!

– Chciałbym kupić dom z wielkim ogrodem, lub apartament na ostatnim piętrze z lądowiskiem na dachu – wyjaśnił facet bez ogródek.

– Dość szerokie zainteresowania – zauważyłam, żeby cokolwiek powiedzieć. Takich klientów lubiłam i potrafiłam im wybaczać nawet ograbienie mnie z porannej kawy. – Jakieś dodatkowe preferencje? – zapytałam eksponując dekolt. Klient nie zrozumiał aluzji.

– Chodzi o to, żeby moi goście, którzy przylatują od czasu do czasu nie wzbudzali sensacji.

Zmienił układ nóg, tym razem kładąc prawą kostkę na lewym kolanie. Owszem, półbut był do pary i równie ubłocony jak ten lewy. Zawierał jednak czerwoną skarpetkę!

Ekscentryczny, roztargniony milioner, do którego goście przylatują helikopterami! Irytujące, że przyszedł z rana, ale miał szansę wyrobić mój target na cały miesiąc! Wybaczyłam mu brak kawy! Adrenalina popłynęła moimi żyłami doskonale zastępując kofeinę.

– Mam w ofercie posiadłość na granicach Jersey, gdzie ziemi pod lądowisko może Pan sobie zażyczyć tyle, by nawet lądowały samoloty. Mam tu też apartament na najwyższym piętrze Rino Scraper. Na dachu jest przyzwoite lądowisko. Nawet Sikorski tam się zmieści.

Byłam pewna, że facet wybierze Jersey. Temat wyglądał na wymagający dyskrecji. Zapytał jednak:

– Ile metrów, to lądowisko na Rino?

Spojrzałam w dokumenty. Rino Scraper miał podstawę 30 na 40 metrów. Podałam ją klientowi wspominając, że być może będzie musiał zrównać z podłożem jakieś wyjścia szybów wentylacyjnych.

– Zgoda, biorę – odparł prawie bez wahania. – Chcę zapłacić teraz.

Do tej pory nie zapytał o cenę. Spojrzałam w dokumenty. – Trzy miliony dwieście tysięcy dolarów. Podam panu numer konta.

– Nie, nie – pokręcił głową. – Ja płacę gotówką.

Zanim zdążyłam się zastanowić, gdzie klient może trzymać taką gotówkę otworzył aktówkę i wyjął z niej po kolei szereg sztabek złota.

– Ale… my nie przyjmujemy… – zaczęłam mówić, ale dotarło do mnie, że to byłoby robienie trudności klientowi!

– Proszę pozwolić, że zabiorę wyrywkowo kilka sztuk do ekspertyzy! – chwyciłam ze trzy sztabki i pobiegłam w stronę drzwi. Co dziwne klient się nie zmartwił i czekał pokornie aż do mojego powrotu. Tymczasem zjechałam na dół naszego wieżowca i poleciałam do pobliskiego jubilera. Złoto okazało się tak wysokiej próby, że przekraczało wszelkie normy. Zdyszana wróciłam do gabinetu. Mój dekolt był zroszony potem, ale jakoś już nie wierzyłam, że to zrobi wrażenie na tym kliencie.

Podsunęłam plik dokumentów do podpisania. Podpisał. Wspólnie odliczyliśmy należne sztabki. Apartament zmienił właściciela. Wtedy mój poranny klient dodał jedną ze sztabek, które mu zostały. – To prowizja dla pani! Wyobraziłam sobie ją obwiązaną czerwoną kokardką i wręczoną jako prezent. Szybkim ruchem schowałam swój napiwek do szuflady.

Tępy wzrok wbiłam w pozostałe i nieco bezradnie powiedziałam – Proszę przyjść jutro rano. Przygotuję dokumenty i zawiozę pana by pokazać nieruchomość.

– Nie będzie takiej potrzeby. Poproszę tylko o klucze. Po dokumenty zjawię się oczywiście jutro.

Wciąż zerkając na sztabki wyjęłam z szuflady klucze. Wziął je ode mnie bez słowa, wstał i nie żegnając się wyszedł z mojego gabinetu. Musiał znać lokalizację Rino bo nie zapytał o adres.

Rozluźniłam się nieco. Ostatni raz zerknęłam na sztabki na pulpicie i odsunęłam szufladę by pogładzić samotny, złoty prostopadłościan. Ta sztabka była moja! Kupię sobie za nią pierścionek z wielkim brylantem. Koleżanki będą myślały, że zaręczynowy. Resztę pieniędzy odłożę na konto na czarną godzinę. Taką, jak urlop na Teneryfie, lub Kajmanach.

Zamierzałam także odwiedzać od czasu do czasu mojego nowego klienta w strojach bardziej wyrafinowanych niż biurowy żakiet. Może nic z tego nie wyjdzie, ale musiałam spróbować!

 

 

 

Tego samego popołudnia wynajęłam w hotelu pokój z widokiem na Rino Skyscraper. Wieczorem zaobserwowałam, że na najwyższym piętrze zapaliło się światło i paliło dosyć długo. Wyobraziłam sobie jak ekscentryczny klient rozkłada śpiwór na gołej podłodze i w surowych, przestronnych pomieszczeniach czyta książkę do snu.

W podobny sposób minęły mi dwa następne tygodnie. W dzień praca, później wieczór przy oknie z lornetką. Na ile zdążyłam się zorientować w tym czasie pomieszczenia zostały zagospodarowane, a na dachu urządzono płaskie jak stół lądowisko. Na następny dzień planowałam swoją pierwszą wizytę z troskliwym: "Jak panu mieszka się w nowym miejscu?" oraz z pytaniem dodatkowym: "Czy wyskoczyłby pan ze mną na lunch?"

Dzisiejszego wieczora jak zwykle sterczałam przy oknie z lornetką. Na łóżku leżało kilka wysmakowanych kreacji, zarazem nadających się na lunch w środku dnia i równocześnie subtelnie pieprznych. Wyborem jednej z nich miałam zamiar zająć się po skończeniu obserwacji.

Zapadł zmierzch lecz światła na najwyższym piętrze nie zapaliły się. Poczułam irracjonalny atak zazdrości. Gdzie się facet włóczysz o tej porze? Książka i do łóżka!

W tym momencie, kilkanaście metrów nad dachem Rino Scraper pojawiła się cała feeria barw. Szybko podniosłam lornetkę do oczu i oniemiała obserwowałam lądujący spodek! Trwało zaledwie kilka sekund nim kosmiczny kształt skrył się za krawędzią dachu Rino. Mój hotel był niestety niższym budynkiem. Po chwili na najwyższym piętrze zapaliły się upragnione światła. Co jednak oznaczały? Tym razem raczej nie wieczór z książką!

Odłożyłam lornetkę i usiadłam ciężko na łóżku przygniatając tyłkiem jedną z kreacji na jutrzejszy lunch. Dlaczego ilekroć kimś się zainteresuję to musi się okazać, że coś z nim nie tak? Kosmita! Co by powiedział na to mój ojciec? Chwilę się nad tym zastanowiłam i dotarło do mnie, że ojciec powiedziałby: "Najważniejsze, że nie Murzyn!"

Wyprostowałam się. Tak, w dzisiejszych, kosmopolitycznych czasach, kosmita mógł być dobrą partią! Szybko wstałam i zaczęłam wybierać kreację na jutrzejsze spotkanie.

Koniec

Komentarze

Właściwie spodziewałem się podobnego przebiegu zdarzeń, ale w sumie nawet mi się podobało. Niestety, z racji płci, nie potrafię ocenić, na ile się wczułeś w punkt widzenia kobiety. 

Ale materialistka! :)

Sztabki kilogramowe - mam nadzieję - bo z tymi dwunasto kilowymi ciężko pewnie po ulicy biegać. :) Ufoki mają pewnie swoją miarę...
"... z klientami.Nie patrzy..." -- tutaj spację wcięło.

"...a biurkiem. - Przepraszam za spóźnienie - uśmiechnęłam się - czym mogę służyć?" -- tutaj enterek po kropce.
Opek dowcipny, spodobał mi się. Powodzenia w konkursie!
Pozdrawiam

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Z tymi sztabkami też się zastanawiałem, bo ciężko byłoby kobiecinie biegać z przeszło trzydziestoma pięcioma kilogramami złota, nie wsponinając o tym, jak by to wyglądało, ale sam sobie wytłumaczyłem, że musi chodzi o jakieś niestandardowe sztabki.

Przewidywalność :( To mnie zawsze martwi. Tak dobrze mi się to pisało, że w planach jest opowiadanko "Lunch z kosmitą" - myślicie, że warto?

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Super, wczułeś się świetnie w rolę. Myślę, że kobieta tak własnie by się zachowała. Nie ma co - jesteśmy pazerne i już. Może tylko nie siadałaby zamaszyście na krześle tylko jakoś bardziej subtelonie i seksownie. Tak czy siak całość bardzo mi się podoba. Krótkie, zwięzłe i ciekawe.

@ rinos --- ja myślę, że warto, ale i tak czekam na dalsze przygody Nagiego i Romka ;)

"Najważniejsze, że nie Murzyn!"  - znowu zdanie które mnie powaliło. Jak zwykle podobało mi się.  Jako kobitka też jesteś świetny! I też zmieniłabym zamaszyste siadanie - tego kobieta nie robi!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Fakt - Murzyn rządzi ;)

niezła historyjka, ale mocno fantastyczna :D mam na myśli to, że profesjonalna agentka czy sprzedawca nieruchomości tak bardzo uwypukla epatowanie dekoltem jako metodę na omamienie klienta. jakiś czas temu zdarzyło mi się trochę poobcować z agentami nieruchomości, byłam potencjalnym nabywcą. nie jestem w stanie wyobrazić sobie (kurde, może ja mężczyzn słabo znam), by jakikolwiek biust mógł przysłonić klientowi faktyczne cechy mieszkania czy gruntu. klient naprawdę musiałby być kompletnym idiotą, by, mając wydać ileś tam setek tysięcy czy milionów, nie starał się uważnie słuchać tego, o czym mówi agentka, tylko gapił się na jej cycki. jakieś to wszystko mało prefesjonalne.

poza tym klucze w szufladzie? no może kiedyś tak będzie, nie czepiam się.

"Zdawałam sobie sprawę, że przyciągam wzrok i dawało mi to ogromną satysfakcję. Pierwszy ciepły dzień tej wiosny!"
Satysfakcjonujący spacer ulicami trwał jednak krótko. - powtórzenie.

"Nie znoszę tego, nikt chyba nie znosi" - ja napisałabym "chyba nikt nie znosi", a nie "nikt chyba nie znosi", bo to brzmi tak, jakbyś miał wątpliwość nie odnośnie "nikogo", a w stosunku do "znoszenia". poza tym jakoś źle brzmi to zdanie z powtórzeniem.

"- Dość szerokie zainteresowania - zauważyłam, żeby cokolwiek powiedzieć." - zainteresowania? przecież on jej nie mówi o zainteresowaniach, tylko o kupnie nieruchmości. jakoś się ta agentka dziwnie wypowiada. może powinna powiedzieć "dość szeroki zakres możliwości bierze pan pod uwagę" czy coś w tym rodzaju.

"- Jakieś dodatkowe preferencje? - zapytałam eksponując dekolt. Klient nie zrozumiał aluzji." - ja też nie rozumiem aluzji. co ona sugeruje? że da mu potrzymać te balony, gdy kupi chałupę? nie rozumiem, dlaczego to pytanie do klienta miało być aluzją. i co ma ono wspólnego z jej dekoltem.

myślę sobie, że mogłeś opisać chociaż troszkę te kiecki leżące na łóżku. kobieta, opowiadając, pewnie zrobiłaby tak. oczywiście bez szczegółów, ale chociaż coś o ich kolorach czy krojach (krótka czy długa np.). ja bym tak napisała, jeśli miałabym już wczuć się w rolę tej idiotki :D

ogólnie - pomysł fajny, wykonanie przeciętne, ale wciąga mimo wszystko, a przecież to chyba najważniejsze :P

Zdanie z Murzynem przypadło do gustu także mojemu rasistowskiemu poczuciu humoru ;)

fanta: na obronę opowiadania mogę wyjaśnić tylko, że ona nie usiłuje w tym wypadku sprzedać nieruchomości tym dekoltem. Ona próbuje nim sprzedać siebie. Normalnie dekolt ma tylko odwracać uwagę od jej oczu, w których może być widać fałsz. Tym razem w pakiecie z nieruchomością usiłuje sprzedać siebie. Co do szczegółów kiecek leżących na łóżku w oczywisty sposób brakowało mi kompetencji. Lepiej, że tylko wspomniałem to co rozumiem niż miałbym zabrnąć w szczgóły, które mnie przerastają. Dziękuję za przeczytanie i za to, że mimo wszystko podobało się opko :)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Opowiadanie fajne, mam tylko jedno ale - nie jestem specjalistą, ale nie wydaje mi się, by ktokolwiek przyjął złoto bez odpowiedniej dokumentacji. Nie takie ilości, nie od nieznanego klienta. Jak zapisać umowę, jak to opodatkować, w ogóle to skąd jest to złoto? Szansa, że urząd skarbowy lub, nie daj Boże, grupa antyterrorystyczna ściągnie cię nad ranem z łóżka jest wybitnie zbyt duża.

No i żeby wejść do posesji wartej 3 mln wystarczą klucze? Nie jest strzeżona?

Ale, szczerze mówiąc, to chyba ja muszę sobie trochę rozluźnić kark:).

Lassar: niestety, słuszne uwagi. Ze złotem to nie tak łatwo. Ale to nie PL było, więc może się da? Pewnie się da, ale na pewno nie tak łatwo. Licntia poetica ;) Co do kluczy to tak może działać. Tam nie było nic, co dałoby się ukraść.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Pomysł super, bardzo mi się spodobał. Co do wydekoltowanej agentki biura sprzedaży neruchomości, to strzał w dziesiątkę. Jako samiec wolałbym być obsługiwany przez panienki z Hooters niż cwaniaka w garniaku. Przynajmniej miałbym jakąś radość w życiu ;) ( Nie, żebym teraz szczęśliwych chwil nie miał.  Mam pięcio miesięczną córkę, a to chyba wiele wyjaśnia )  Co do błędów, standartowo, nie wypowiadam sie, bo sam ich mase popełniam a nie chcę być obłudny ;) . Jak dla mnie, kapitalnie się czytało, tylko trochę za szybko skonczyłem. 

"Kiedy dotarłam do biura mój seksapil rozpuścił się niczym płatek śniegu. Wszystkie koleżanki miały na sobie wydekoltowane żakiety, krótkie spódniczki i szpilki." - Rewelacja.

 "Mam tu też apartament na najwyższym piętrze Rino Scraper. Na dachu jest przyzwoite lądowisko. Nawet Sikorski tam się zmieści" - Rewelacja.

Co do reszty, super.

Po za jednym. Nawet jakbyśmy błagali na kolanach, to nie zapłacimy za dom, mieszkanie itd, złotem. A szkoda. 

 

 

Grzecznie zmieniłem zamszyste siadanie na siadanie szybkie. Chociaż poszerzone kobiece biodra doskonale mi pasowały do zamaszystych ruchów.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

@mirekowski --- Ja tam myślę, że jakbyśmy dali pośrednikowi sztabkę napiwku, to jakoś dałoby się dogadać ;)

Jeszcze jedna uwaga - wydekoltowany żakiet nie istnieje - żakiet to damska marynarka, więc raczej chodziło o bluzkę.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

bemik: słuszna uwaga. Podejrzewam, że moja bohaterka nosiła żakiet tylko z bielizną pod spodem. Albo i bez bielizny ;) Bo żakiet sam w sobie jest bardzo wydekoltowany.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Sądzę, że gdyby agentowi dać sztabkę złta, to padł/padłaby na zawał. Bo kto z was na własne oczy widział sztabkę złota? żakiety faktycznie nie są wydekoltowane, ale co my, faceci, możemy wiedzieć o modzie kobiecej? :)

Ja widziałem. Na wycieczce w banku ;)

jasne, generalnie podobało się. co do świecenia dekoltem - teraz rozumiem :)

też rozwaliło mnie zdanie z Murzynem i to z Sikorskim :D

gwoli wyjaśnienia: Sikorski to taki duży helikopter, USA go używają do celów transportowych.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

cóż, raczej jasne, że nie chodziło o Sikorskiego, który przecież nie potrzebowałby lotniska, by pomieścić na nim swoją skromną osobę. ja oczywiście nie wiedziałam, że Sikorski to akurat helikopter, ale domyśliłam się, że masz na myśli COŚ dużego i po prostu zajrzałam do netu, by sprawdzić, o co biega :)

Też coś czułem, że nie chodzi o pana Ministra spraw zagranicznych ;)

Hmmm... A ja myślałam, że to ten poprzedni Sikorski miałby dużo miejsca, żeby się rozbić w swoim Liberatorze. Jakoś mi to do końca nie pasowało do fabuły, ale sobie pomyślałam: czemu nie? :)

Wczucie się niezłe ;] Szczególnie nawiązane do tak upragnionego przez większość kobiet bogatego męża. Czytało się przyjemnie, choć opowiadanie bardzo przewidywalne niestety, co już inni podkreślili. Żadnych rażących błędów nie przyuważyłam, więc ogólna opinia pozytywna ;)

Wyrafinowana babeczka. Mało to takich chodzi po tym świecie? :) I owszem kobieta, by się dobrze ustawić w życiu, nawet za kosmitą poleci. Taaak, dobrą masz kobiecą intuicje. Chociaż ten pierścionek od narzeczonego nieco mnie rozbawił.

Przeczytałam oba teksty konkursowe, które się do tej pory pojawiły, i łapię się za głowę. Naprawdę tak nas postrzegacie...? O.o

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

e, nie.

Jak któraś z dziewczyn napisze o płatnym zabójcy to też nie pomyślimy, że tak nas postrzegacie.

A moje opko bardziej o handlowcu jest, niż o kobiecie.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Niestety, ja widzę głównie te wykrzykniki i egzaltację, a nie handlowca ; P Tu nie chodzi o wybór zawodu, drogi Rinosie, tylko o kreację postaci, przykład z płatnym zabójcą nietrafiony.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Zawsze to miło, że uważasz, że jakaś kreacja była ;)  Wykrzykników rzeczywiście za dużo. Ten znak interpunkcyjny powinien być oszczędzany. Szczególnie, gdy słyszę, że wyszła mi egzaltacja :(  Miała być zimna suka, a wyszła nie-do-końca-słodka idiotka :(

Pewnie dlatego, że o sobie najłatwiej się pisze. Choćby płeć się nie zgadzała ;)

A dlaczego przykład zabójcy zły? To też wiąże się z pewnym rodzajem moralności, zupełnie jak w przypadku handlowca.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Kolejna zabawna historia, ale nie jestem pewien, czy w ten sposób kobiety myślą o swoich atutach.

pozdrawiam

I po co to było?

Jedne myślą inne nie myślą. Jedne wykorzystują inne się wstydzą. Są takie, które myślą, że biust za mały nie nadaje sie do ekspozycji! A kształt często bije rozmiar. Byle cośtam było widać!

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Podoba mi się. Niezyt długie i na temat. Dobrze napisane. Kobieta z Ciebie, rinosie, jak się patrzy.

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To wyjaśnia wiele! 50kg niewiasta + 80kg mężczyzna = oto cały ja! ;)   Dzięki za miłe słowo!

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Fajne, zabawne opowiadanie :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka