
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
TO NIE JEST ROZMOWA NA TELEFON
Kilka lat temu, na południu mieszkała młoda kobieta nazwiskiem Różyczka Tesa, która zakochała sie w robaku. Należy to rozumieć zupełnie dosłownie, pokochała owada, tak, jak jej przyjaciółki kochały przystojnych facetów. Była na służbowym wyjeździe i uparła sie, żeby otrzymać pokój na poddaszu. Robak był w szafie.
– Wypuść mnie – powiedział – Chcę się do ciebie przytulic. Jesteś taką miłą osobą.
– Nie.
– Nie?
– Nie, bo jesteś brzydki. Nie lubię też, jak mnie ktoś dotyka.
– Brzydki?!
– Do tego brudny. Musisz być bardzo stary.
– Nie – zaprzeczył – Próbuję się stąd wydostać, chcę wrócić do domu. Tylko tyle. Ktoś mnie tu wsadził i przekręcił klucz. Szukam przyjaciół, którzy mi pomogą. Chcesz być moją przyjaciółką? Jestem znany. To ci sie opłaci.
Dziewczyna zmrużyła oczy.
– To chyba nie jest najlepszy pomysł. – powiedziała – Ktoś musiał mieć uzasadniony powód, żeby cię tu zamknąć. Może wabisz młode dziewczyny tym swoim magnetyzmem w głosie i zaciągasz do ciemnej dziury. Kiedy już je wystarczająco mocno omotasz, po prostu im to robisz i porzucasz. Myślę, że jesteś do tego zdolny.
– Jesteś najdziwniejszą osobą, jaka w swoim życiu spotkałem. – powiedział – Po co miałbym to robić? Mam własny program w radio "Przeboje na dwoje". Słyszałaś? Dupy dają mi po każdym występie. Po co więc, miałbym robić coś tak odrażającego? Przecież wszyscy znają mój głos. Nie przeleciałbym stu metrów, żeby nie zgarnęły mnie gliny. Wiesz, jakie zobaczyłabyś wówczas nagłówki w gazetach?: "Robak gwałcicielem", albo: "Zdegenerowany owad poluje na nasze kobiety". Myślisz, że po czymś takim byłbym w stanie się podnieść?
– Pewnie masz rację. – przyznała z zakłopotaniem – Przy bliższym poznaniu widzę, że nie wyglądasz jak postać z policyjnej kartoteki. Raczej jak nobliwy przedstawiciel klasy średniej. Do tego nie masz zmarszczek. To, co wzięłam za oznakę starości było nitkami kurzu.
– Jesteś piękna – rozluźnił sie – I te twoje włosy… Zawsze miałem fantazje związane z długimi włosami. Oszałamiają mnie. Musisz bardzo o nie dbać. Pewnie poświęcasz im mnóstwo czasu.
– Nie tyle, ile bym chciała.
– Jesteś zamężna? – zapytał.
– Dlaczego?
– Co dlaczego? Dlaczego pytam? Ponieważ mam zamiar zaprosić cię na kompot. Lubisz kompot?
– No cóż, jestem zamężna, ale moje małżeństwo to zupełna katastrofa.
– Czy to z tego powodu nie nosisz obrączki?
– Ach to – skrzywiła sie w uśmiechu. – Zauważyłeś? Nie, to nie dlatego.
Usiadła na kanapie i strzepnęła niewidzialne okruchy ze spódnicy.
– Mój mąż znał kiedyś człowieka, który przeskoczył plot z siatki tak nieszczęśliwie, że zaczepił obrączką o drut i kiedy znalazł się na ziemi, okazało się, że na siatce pozostał palec. Możesz wyobrazić sobie coś tak potwornego? Facet był w szoku kiedy stamtąd uciekał. Doszedł do siebie po kilku godzinach. Wtedy wrócił. Ale palec był już na tyle obumarły, że nie mogli mu go z powrotem przyszyć. Ostatnie zdanie powiedziała z wielkim przejęciem. Owad zapytał:
– Za każdym razem, kiedy przeskakujesz płot boisz się, że spotka cię coś podobnego?
– Tak – odparła zmieszana – Nie. Nie przeskakuję płotów. To strasznie zakręcone i głupie, prawda? Oczywiście, że głupie. Wszyscy się z tego nabijają. Wszyscy – powiedziała zgnębiona – Nawet mój mąż. On przede wszystkim. Powtarza, ze jestem ograniczona. Ale to nieprawda. To jedynie oznacza, że jestem bardzo wrażliwym i szczerym człowiekiem, tak twierdzi mój psychiatra. I ufnym – dodała – tak, przede wszystkim ufnym. To sprowadza na mnie kłopoty. Masę kłopotów.
– Przepraszam. – przestąpił z nogi na nogę – To nie było w porządku wobec ciebie. Nie powinienem tak mówić. To było niegrzeczne. Wypuściłaś mnie. Dużo ci zawdzięczam. Może więcej niż komukolwiek innemu. Powinienem powściągnąć złośliwość. Jesteś wspaniałą kobieta. Wybaczysz mi?
– Nie musisz przepraszać, ale nigdy już tego nie rób. To przygnębiające wiedzieć, ze inni traktują cię, jak cofniętą w rozwoju. Nie wszyscy to rozumieją. Nie są na tyle wrażliwi. Ty jesteś inny, taki… – szukała właściwego określenia – … kulturalny. Czuje, ze mogę ci wiele powiedzieć. Budzisz zaufanie. Nie potrafiłbyś mnie skrzywdzić.
Spojrzała na niego smutno.
– Kiedyś kochałam męża – powiedziała – był podobny do ciebie. Był miły. To wystarczało. I czuły, jak nikt przed nim. Ale to było dawno. Od tamtego czasu wszystko się zmieniło. Teraz wiem, że nie było to szczere uczucie, to znaczy nie wypływało z właściwych pobudek. Byłam strasznie samotna, a on znajdował się tak blisko mnie. Tak bardzo blisko – otarła końcem rękawa powiekę. – Zawsze pod ręką. Wykorzystał to. Teraz widzę, że ciebię mogę pokochać bardziej. I szczerzej. Właściwie to już cię kocham. Zakochałam się w tobie w chwili, kiedy cię spotkałam. Coś mnie w tobie zafascynowało, twoje ciało. Rozłożyłeś skrzydła w tak władczy sposób. Jakbyś we mnie wchodził. Ożenisz się ze mną?
Ta kobieta straciła kontakt z otaczającym ją światem – pomyślał – Jej funkcje poznawcze zatrzymały się jak zatarty silnik. Zbyt długo żyła w nieustannym stresie. W końcu receptory przestały właściwie odbierać sygnały z otaczającej ją rzeczywistości. Jej system percepcyjny uległ uszkodzeniu. Być może już nigdy nie zadziała jak należy. Było mu jej żal, tak jak przewróconego na plecy żuka, który macha bezsilnie nóżkami. Żal, który w końcu przechodzi w irytację, aż dochodzi do tego, że depcze się butem coś, co wzbudza obrzydzenie.
– Ty już masz męża – odparł.
– Cichooo. Nie chcę o tym słyszeć – przerwała – Jestem w ciąży. Czy teraz rozumiesz? Nie mogę znieść, że on będzie ojcem. Nie kocham go. Jest oschły i zimny jak sopel lodu. I ma nas gdzieś. Nie interesuje się moimi sprawami – mówiła – Ty jesteś inny. Przerastasz go. Jesteś odpowiedzialny i uczciwy. Musisz mieć dobre serce. To widać po sposobie, w jaki się do mnie zwracasz.
Zamilkła. Patrzyła mu w oczy.
– Bardzo cię lubię – zaczął ostrożnie – jesteś dla mnie kimś bardzo, bardzo ważnym, jedną z najważniejszych osób w moim życiu, ale mam kogoś, dziewczynę, Luizę Comby. Jest kimś. Właśnie promuje swój nowy film, dramat o komarach w Mozambiku. Zabije mnie, jak się dowie, że zrobiłem ci dziecko. Masz pojęcie ile razy mnie o nie prosiła? Setki – przełknął ślinę tak, by mogła to usłyszeć – Mamy wspólne interesy. Mnóstwo interesów, całe hektary. Ale machnę na nie ręką. – próbował wzbudzić w niej litość – Czy mogę liczyć na to, że mnie pochowasz? – zapytał – Chcę mieć sosnową trumnę, miękką, taką, którą mógłbym sobie czasem podgryzać w samotności. Bo tylko to mi zostanie – głos mu zadrżał – Ta cipka oskubie mnie do grosza. A potem rzuci jak wyżętą szmatę. Dlatego muszę upłynnić aktywa. I to szybko, zanim jej prawnicy dorwą się do mojej dupy. I muszę napisać testament. Tak, to bardzo ważne, żebym mógł sporządzić taki dokument. Mam kilka nieruchomości, którymi muszę rozporządzić. Posiadłość na Baali, dwa domy na Teneryfie. Zapiszę ci jeden. Ten większy. Chcesz? Znasz notariusza, który mógłby sporządzić odpowiednie pismo za rozsądną opłatą?
– Nie chcesz mnie, prawda? – zapytała wprost – Jesteś miły, ale w pewien wyszukany sposób dajesz mi odczuć, że się narzucam.
– Nieprawda – zaprzeczył – Skąd przychodzą ci do głowy takie myśli?
– Analizuję – odparła – Mam zmysł obserwacji. To cecha, która, w tym wypadku nie przysparza przyjaciół.
– Musi być ci niezwykle ciężko w życiu – próbował uśpić jej czujność – I smutno, wiedząc, że wszyscy wokół cię kantują.
– Nie, ponieważ nikt nie może mnie oszukać. Może tylko próbować.
– Co za różnica?
– Chcesz pójść do łóżka i pieprzyc sie jak królik?
A nie zarazisz mnie kiłą? – pomyślał. Naprawdę powiedziała coś takiego? Nie mógł uwierzyć.
– Chcesz odbyć stosunek? – zapytał
– Nie – zachichotała – Oczywiście, że nie. Chciałam tylko sprawdzić, czy cię pociągam. Teraz widzę, że nie. Nawet odrobinę.
– To nieprawda. Pociągasz mnie i to bardzo. Jeśli chcesz wiedzieć, to szaleję za tobą.
– Ale nie na tyle, żeby mnie przelecieć. Grasz marną komedie. Ale nie szkodzi. Chciałeś mnie uwieść, tylko, że się nie udało. Teraz dam ci nauczkę.
Wyciągnęła rękę, żeby go chwycić za głowę. Zrobił unik. Odskoczył i schował się pod łóżko. Miał pól metra wzrostu. To wystarczyło, żeby swobodnie podczołgał się do drzwi łazienki. Podniósł kapę, ale ona już tam stała. Rzuciła butem. Nie trafiła.
– Dorwę cię, gnoju – wrzasnęła
– Zaczekaj. Nie rób niczego głupiego – nadał głosowi pozorny spokój – Porozmawiajmy.
– Już rozmawialiśmy. Miałeś swoją szansę.
– Kocham cię, głupia – powiedział – Czemu mnie odtrącasz. I to w tak niezrozumiały sposób?
– Bzdury – zaczęła się śmiać – Oszukujesz, jak wszyscy inni.
– Przekonasz się, że nie. Wyjdę i będziesz mogła zrobić ze mną, co zechcesz.
– Dobra, wyłaź.
– Wychodzę.
Stanął przed nią nagi, na krótkich nóżkach, z wielka, dyndającą fujarą. I głupim uśmieszkiem na ustach. Podniósł głowę i powiedział:
– Kiedy ostatnio zaglądano ci miedzy nogi?
Chwyciła go za pancerz. Przyciągnęła do siebie. Spojrzała w oczy i otwarta dłonią uderzyła w twarz.
– Zedrę ci ten wredny uśmiech z buzi.
Objął ją skrzydłami. Pogładził kark. Pocałował w szyje. Robiła się miękka. Czuł, że przejmuje nad nią władzę. Oddychała szybko. Kiedy przycisnął jej piersi, westchnęła. Palcami wpiła się w jego plecy. Zaczęła jęczeć. Teraz musiał ja tylko rozebrać.
– Zdejmij wszystko, co masz na sobie – polecił – Pragnę cię posiąść. Zerżnę cię jak nikt przede mną. Z rozkoszy będziesz wyła jak suka.
Wierzyła we wszystko, co mówił. Była wariatką, psychopatyczną osobowością, której należało się pozbyć. Inaczej skończę jak ona – pomyślał – samotny, szukający pocieszenia w obsesji.
– Leż spokojnie, dopóki nie wrócę z łazienki – wyszeptał, liżąc jej ucho. – Pójdę z tobą.
– Nie bądź dzieckiem, wezmę prysznic i wrócę.
– Tylko szybko, bo nie wytrzymam i dokończę sprawę za ciebie.
– Nie dopuszczę do tego – roześmiał się – zgaś tylko światło.
Z półki na ręczniki wyjął niewielki futerał. Otworzył. Zważył ciężar w ręce. Wystarczy, żeby urwało jej dupę. – pomyślał.
– Nasmarowałeś dzidę? – zapytała, kiedy wrócił przepasany ręcznikiem – jest potężny. Mógłby mnie przebić.
– To bydle, ale panuje nad nim. Zdejmij majtki i odwróć się do ściany.
Kiedy zrobiła co powiedział, wślizgnął się do łóżka i zimna lufę wsadził w jej dupę. Wzdrygnęła się. Chciała odwrócić głowę, ale wstrząsnął nią huk wystrzalu.
Robak owinął ją kołdrą i zrzucił z łóżka. Zapalił światło. Rozejrzał się po pokoju. Nie było krwi, ani śladów walki. To go uspokoiło. Podszedł do telefonu i wystukał numer swojego agenta. Za czwartym sygnałem ktoś podniósł słuchawkę.
– Adam? – zapytał
– Kto mówi?
– Szpadel.
– Szpadel? Ty sukinsynu, gdzie podziewałeś się tyle czasu?
– Nie wrzeszcz tak. Potrzebuję pomocy. Możesz przyjechać do hotelu "Pod Miłorzębem"? Wiesz gdzie to jest?
– Nie. Czy zdajesz sobie sprawę, że postawiliśmy na nogi pół miasta?
– Tak, doceniam, co dla mnie próbowałeś zrobić, ale skup się teraz. Zależy mi na czasie. Potrzebuję pomocy. Czy mogę na ciebie liczyć?
– Wiesz, że tak
– Znasz chiński klif?
– Znam.
– Kiedy tam dotrzesz, zjedź czterdziestą drugą do zatoki. Potem skręcisz w lewo, w stronę zachodnich przedmieść.
– Dobra, znajdę. Jakby co, włączę automapę. Powiesz coś więcej?
– Nie teraz. Po drodze weź ze sobą chłopaków od Malagi. Dwóch wystarczy. Reszty dowiesz sie na miejscu. To nie jest rozmowa na telefon.
Między robakiem a owadem jest różnica. Duża. Nawet, rzekłbym, zasadnicza. Mylenie w potocznej wypowiedzi jednego z drugim jakoś uchodzi, ale też nie w pełni --- nikt pszczoły nie nazwie robakiem, a dżdżownicy owadem. Tak więc albo jedno, albo drugie.
Pierwsza część roi się od drobnych błędów. Całość natomiast przedstawia mi się się jako "takie jakieś cóś", spłodzone w chwili niekontrolowanego natchnienia.
AdamKB - Za Wikipedią: "W języku potocznym słowem „robaki” lub „robactwo” określa się wszystkie bezkręgowce o obłych kształtach i miękkim ciele o długości większej niż szerokość, np. larwyowadów takie jak czerw lub pędrak, a nawet wszystkie drobne bezkręgowce, zwłaszcza pasożytnicze lub szczególnie dokuczliwe, w tym owady biegające”
Zdaje się, że tworzysz nowe definicje. Błędów, pewnie się nie ustrzegłem, ale skonkretyzuj, proszę. Pozdrawiam
Powtarzasz za mną, że w potocznym użyciu i tak dalej? Że nawet Wikipedia? No proszę, udało mi się zgadnąć... :-)
W potocznym, ale nie w literaturze. O to idzie.
No to mamy dwa różne spojrzenia na literaturę. Pozdrawiam
Wyjątkowo wybitne. AdamKB zamknij się profanie
Jak dla mnie nielogiczne. Ciąg przyczynowo-skutkowy mnie nie przekonuje.
AtcturVox - dzięki
homar - co tutaj dla ciebie jest nielogiczne?
Dialog i całe to szlachtowanie.
Dialog jest nielogiczny? Co w nim jest nielogicznego? Szlachtowanie, jak to nazwałeś jest nielogiczne? Może dlatego, że ma związek z dialogiem, który dla ciebie jest nielogiczny.
---> arctur. Nie znasz poprawnej formy wołacza?
Nieśmiało zapytam: czy mam prawo do własnej opinii?
Tak to widzę i już.
homar - jak najbardziej! Liczyłem tylko, że rozwiniesz krytykę, ponieważ jestem dociekliwy. Tylko to. Nic innego. Pozdrawiam
Historia byłaby bardziej zjadliwa, gdybyś zadbał o dopracowanie tekstu. Dialogi są tragicznie zapisane. Jak trafnie zauważył Adam, druga połowa tekstu to w zasadzie szkic --- nie ma tam przemyślanej kompozycji, akapitów opisowych wyznaczających jakiś rytm i tak dalej. Brak kropek na końcach zdań i literówki dopełniają obraz niechlujstwa. Poprzednia opowiastka była lepsza.
Arctur is back. Kto wie, może i skąposzczet powróci.
pozdrawiam
I po co to było?
Syf - dzięki za jasne uwagi. Pozdrawiam