- Opowiadanie: szoszoon - Ganimedes

Ganimedes

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ganimedes

Ganimedes

 

Kończę już z pisaniem, bo wiek i zdrowie temu nie sprzyjają. W tych ostatnich dniach mojego życia żałuję tak naprawdę dwóch rzeczy. Pierwsza dotyczy mojej córki Lindy, która już nigdy nie będzie mogła cieszyć się macierzyństwem. Nie ona jedna zresztą. Druga rzecz to w zasadzie ironia sama w sobie, bo żal mi, że im się udało. Im, nie nam. Obserwowanie z boku tego, czego dokonali i czego sami nigdy nie dostąpimy, jest swoistą katorgą ale i zasłużoną karą. Bóg znalazł sobie lepszych, uważniejszych słuchaczy.

 

***

 

Sześćdziesiąt lat wcześniej…

 

– Uważam, że wojna z Ligą Azjatycką to jedyne słuszne wyjście! – głos przewodniczącego Unii Atlantyckiej rozbrzmiewał donośnie w sali obrad Zgromadzenia Prawodawczego. Prezydent Konev przemawiał z sobie tylko charakterystyczną pasją i determinacją. Wagę jego słów podkreślał jeszcze wojskowy mundur i surowa, poorana bliznami twarz. Mike Falcone, astrofizyk z Centrum Obserwacji Kosmosu w Green Bay w stanie Wisconsin, obserwował sesję nadzwyczajną z rosnącym niepokojem. Jeśli naprawdę wybuchnie wojna, pomyślał, świat stanie na krawędzi zagłady! Być może po raz ostatni!

 

Przegnał złe myśli i spojrzał po raz nie wiadomo który na ekrany przedstawiające mapy nieba. Dziś miał dyżur i postanowił sprawdzić, co z Hermesem. Ten statek kosmiczny, wysłany na orbitę Jowisza przed wielu laty, zawsze wzbudzał w nim nieuzasadnioną nostalgię i tęsknotę za czymś, co być może umknęło bezpowrotnie. Hermes miał posłużyć astronautom jako pojazd powrotny na Ziemię i wysłano go odpowiednio wcześniej, aby oczekiwał na orbicie Ganimedesa. Potem wysłano Odysa, niestety wszyscy mieli nadal w pamięci, jaki tragiczny spotkał go los. Załoga Odysa miała dotrzeć na Ganimedesa, jeden z księżycy Jowisza a potem wrócić Hermesem, na którym znajdowały się zapasy żywności potrzebne na drogę powrotną. Odys wybuchł tuż po starcie, a Hermes, po dotarciu na miejsce, przestał po jakimś czasie nadawać sygnały. Pracownicy Centrum uznali, że padły baterie, za co prawdopodobnie odpowiedzialna była magnetosfera gazowego giganta.

 

Mike jednak nie przyjmował tego za pewnik. Hermes stał się jego obsesją. W mniemaniu wielu był tak naprawdę ostatnią nadzieją ludzi na znalezienie życia poza Ziemią. Teraz, w obliczu totalnej wojny, ludzkość nie będzie w stanie zmobilizować takich środków na podobną misję przez wiele lat. Znów wszystko pójdzie na wzajemne zabijanie się!

 

Pokręcił głową i sprawdził czytnik. Nagle zamarł. Sprawdził raz jeszcze i potarł kąciki oczu. To niemożliwe, pomyślał. Takie rzeczy się nie zdarzają!

 

Podniósł telefon i zadzwonił natychmiast do dyrektora sekcji. A potem zrobił coś, czego nie powinien: wysłał wiadomość do komputera pokładowego Hermesa.

 

***

 

W sali odpraw siedział Mike, jego szef nazwiskiem Wells, prezydent Konev i kilku wojskowych. Atmosfera była napięta, jednak wszyscy zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Wells nakazał Mike`owi przedstawić sytuację. Prezydent zachęcił go skinieniem ręki.

 

– Otrzymaliśmy przekaz od Hermesa – zaczął Mike. – Nie muszę chyba przypominać, że statek milczy juz od dwudziestu lat. Kiedy przerwał łączność z Centrum uznano, że najprawdopodobniej wysiadły baterie, a kolektory słoneczne zostały uszkodzone. Winą za to obarczono bombardowanie jonowe…

 

– Proszę nam oszczędzić tych naukowych szczegółów – przerwał mu admirał Kirk, siwy starszy mężczyzna pełniący funkcję szefa sztabu.

 

– Tak, więc Hermes przesłał sygnał.

 

– Jaki to sygnał? Radiowy? – zapytał Konev.

 

– Raczej sygnał ponownego startu. Krótki dźwięk, jaki słyszymy, na przykład włączając komputer.

 

Wojskowi popatrzyli po sobie z rozbawieniem.

 

– Wezwał nas pan tutaj z powodu jakiegoś kliknięcia? – Kirk zwrócił się do Wellsa wyraźnie poirytowany, całkowicie ignorując Mike`a. – Mamy naprawdę poważniejsze sprawy. Wojna wisi na włosku!

 

Mike chrząknął, podczas gdy Wells wyraźnie zbladł. Nie spodziewał się tak bezpośredniej reakcji admirała.

 

– Co pan wie o misji „Odyseusz”, admirale?

 

Kirk wreszcie zaszczycił go spojrzeniem.

 

– Wyprawa na księżyce Jowisza. Dawno temu i nieprawda.

 

– Tak, w gruncie rzeczy to prawda, ale niepełna.

 

– Proszę nas oświecić – wtrącił się Konev spoglądając na zegarek. – Tylko w miarę szybko.

 

– Astrofizycy odkryli na Europie, Kallisto i Ganimedesie ogromne złoża surowców! Wystarczyłoby dla wszystkich na… setki lat. Problem w tym, że Odyseusz się rozbił, Hermes wkrótce zaprzestał nadawać sygnał i wszyscy stracili zapał oraz wiarę w sukces. Nikogo nie było stać na sfinansowanie kolejnej wyprawy i wtedy wszystko zaczęło zmierzać ku wojnie. Ale skoro okazało się, że Hermes nadal tam czeka, gotów zabrać kolejną misję do domu, to… – Mike zamilkł i spojrzał po zebranych. – Może warto poświęcić te resztki, jakie mamy, aby spróbować jeszcze raz?

 

– Ca pan proponuje? – zainteresował się Konev.

 

– Cóż, mamy w archiwach wszystkie plany poprzedniej misji. Wiemy, jak poprowadzić przygotowania. Trzeba tylko zaangażować w to wszystkich. Tylko wspólnie będziemy w stanie wybudować nowego Odyseusza i wysłać go w kosmos. My to zrobimy, wy – tu powiódł wzrokiem po zebranych – musicie powstrzymać się od wojny i spróbować podpisać ogólnonarodowe porozumienie.

 

Konev spojrzał po zebranych. Na sali zapadło milczenie. Niejeden z zebranych w myślach rozważał potencjalne korzyści i wzdrygał się na samą myśl, do czego może doprowadzić wojna. Wojna, która w zasadzie dotyczyła spornego terytorium, na którym były jeszcze jakieś złoża surowców.

 

– Kamczatka na długo nie wystarczy – odezwał się ktoś z siedzących. – jeśli tam faktycznie jest takie eldorado, to nie pozostaje nam nic innego, jak wczuć się w rolę kosmicznych konkwistadorów.

 

– Dziś jeszcze skontaktuję się z cesarzem Ligi – mruknął Konev, wstając. – A wy macie dostarczyć nam takich argumentów, aby zgoda okazała się możliwa. I niech to nie będzie, na Boga, głupie piknięcie rozstrojonego grata!

 

***

 

Tuż przed szczytem ogólnoświatowym agencje informacyjne otrzymały szereg pogróżek sformułowanych przez tajemniczą organizację określającą siebie jako POJEBAŃCY. Niemal wszystkie telewizje wyemitowały go w czasie najwyższej oglądalności, co spotkało się z powszechną krytyką polityków. Media uznały jednak, że ludzie powinni zdawać sobie sprawę z tego, co grozi misji Odyseusz II. Komunikat Pojebańców brzmiał tak:

 

Wszelkie próby zorganizowania misji w na Jowisza są skazane na niepowodzenie i klęskę. Uczyniliśmy śmietnik z naszej planety, a teraz chcemy rozsiać zarazę na cały układ. Jako organizacja ogólnoświatowa sprzeciwiamy się rozprzestrzenianiu ludzkości poza Ziemię. Bóg stworzył Eden na Ziemi i tu posłał swego Syna. Nie mamy prawa z niego uciekać! Ostrzegamy zatem: Odyseusz II również zostanie zniszczony!

 

Mike czytał doniesienia z niepokojem. Kolejne wydarzenia również nie napawały optymizmem zwolenników ogólnoświatowego porozumienia. Kiedy w ostatniej chwili odkryto w sali obrad szczytu ładunek wybuchowy, panika zaczęła brać górę nad zdrowym rozsądkiem. Obrady przeniesiono więc w tajne miejsce, a opinia publiczna musiała zadowolić się jedynie zdawkowymi informacjami. To, o czym rozmawiano oraz kompromisy, jakie zawarto, pozostały ścisłą tajemnicą i wielu ten stan rzeczy satysfakcjonował.

 

– Kto może być tak głupi, żeby sabotować naszą ostatnią szansę? – Przy kolacji z żoną Mike nie ukrywał goryczy.

 

Lena podała deser.

 

– Wiesz, że w pełni popieram to, co robisz. Ale uważam też, że każdy ma prawo do wyrażania opinii. No i nikt nie znalazł zamachowców, więc nie można zwalać tego na tych Pomyleńców. Utajnienie obrad na tak istotny temat mogło leżeć w interesie tych, którzy mają najwięcej do zyskania. To polityka.

 

– Pojebańców! – poprawił ją mąż. – Nie ma innej możliwości, to muszą być oni!

 

– Prędzej czy później się dowiemy – Lena wstała i pozbierała ze stołu. – Chodźmy spać, dużo ostatnio pracujesz.

 

Mike`owi coś jednak nie dawało spokoju. Przekaz Pojebańców cały czas brzmiał mu w uszach. Żadne słowo nie mogło być przypadkowe, choć w całym tym medialnym szumie pewnie nie wszyscy zajęci byli jego analizą.

 

– Zaraz idę – powiedział logując się do systemu COK. – Tylko coś sprawdzę.

 

Przeszukał niemal wszystkie dostępne informacje na temat pierwszej misji, zwłaszcza te dotyczące okresów poprzedzających rozpoczęcie programu oraz sam start. I znalazł! Wtedy również pojawiały się pogróżki, chociaż nie pochodziły tylko od jednej, konkretnej grupy. Wydawały się bardziej rozproszone. Ale były. Znalazł jedną o podobnym wydźwięku religijnym. Tam też ktoś bredził o Mesjaszu i naszym obowiązku pozostania na Ziemi, która jest przecież Edenem. Naszym obowiązkiem jest – czytał w ogłoszeniu – przeznaczyć wszelkie możliwe środki na ratowanie naszej planety! Inaczej nastąpi zapowiadany koniec czasów i Apokalipsa.

 

– Cóż – pomyślał, wstając od stolika. – Racja nigdy nie jest po jednej stronie, ale skoro nie udało się nam powstrzymać dewastacji planety, to co robić?

 

***

 

Obudził się zlany potem i z potwornym bólem głowy. Czuł, że coś nieokreślonego próbuje mu rozsadzić czaszkę.

 

– Kochanie, wszystko w porządku? – Lena usiadła obok i spojrzała nań z troską w oczach.

 

– To tylko koszmar – odparł i poszedł do łazienki. Obmył twarz i napił się wody. Ten szum w głowie… nasilał się od jakiegoś czasu, ale dziś był nie do zniesienia. Jak długo nań cierpiał? Od kiedy Hermes zaczął nadawać, ale jaki to mogło mieć związek? Z rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu.

 

– Wells, o tej porze?

 

– Jest porozumienie, Mike. Kurwa, dogadali się! Wiesz, co to oznacza?

 

Mike w geście triumfu zacisnął pięść.

 

– Program rusza z kopyta. Jesteś głównym koordynatorem! Zgadnij, kto jest twoim szefem?

 

– Nie mów… Kirk?

 

– Aha! Będzie super! Trzymaj się.

 

Mike usiadł na klapie od sedesu i spróbował pozbierać myśli. Wiadomość od Wellsa sprawiła, że przez chwilę zapomniał o bólu głowy, który po chwili euforii znowu powrócił. Wstał, wziął tabletkę i poszedł się położyć. Kiedy usnął, przyszedł sen.

 

Nie bój się. Chcemy pomóc. Słuchaj nas. Również… również… również

 

 

 

***

 

 

 

Rano, zaraz po przebudzeniu, oświeciło go. Doszedł do jedynego, rozsądnego rozwiązania, które mogło pomóc misji i niezwłocznie zadzwonił do admirała Kirka.

 

***

 

Po dwóch latach okręt o nazwie „Odyseusz II” był gotowy. Do poprzednika nawiązywała tylko nazwa, cały statek był niemal w całości zbudowany od podstaw. I wedle rewolucyjnych rozwiązań. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na jego start. Przez ostatni rok ludzkość zwiększyła oszczędności w zakresie zużycia ropy oraz gazu blisko o połowę, aby tylko doprowadzić misję do końca. Tak powszechnej mobilizacji nie notowano jeszcze nigdy. Nawet Pojebańcy zaprzestali umieszczania swych komunikatów w telewizji. Ostatni brzmiał:

 

Nie posłuchaliście Słowa Bożego i poniesiecie za to karę!

 

Potem Pojebańcy ucichli.

 

Mike obawiał się, że jest to cisza przed burza, jednak kroki, jakie wcześniej poczynili, wydawały się zapewniać bezpieczeństwo. Telewizja oraz wszystkie agencje prasowe otrzymały do wiadomości planowaną datę startu, a miejsce budowy statku było śledzone dzień i noc. Astronauci stali się nagle gwiazdami telewizyjnymi i w czasie wolnym od przygotowań udzielali wywiadów i reklamowali suplementy diety lub pasty do zębów. Trzech facetów i dwie kobiety miało zapewnić odpowiednią dawkę emocji, nie wykluczając również tych erotycznych. W tajemnicy zaś, na Księżycu po jego ciemnej stronie, składano właściwego Odyseusza. Poszczególne elementy konstrukcji dostarczano z Ziemi. Wszystko to na wypadek zamachu, którego groźba była mimo wszystko realna. Na stratę statku nikt nie mógł sobie pozwolić. Start zaplanowano dzień wcześniej, aniżeli podawały media. Również załoga była całkiem inna. Pięciu aktorów, których wybrano, aby zabawiać opinię publiczną, miano umieścić w warunkach imitujących lot kosmiczny i śledzić ich poczynania przez cały czas. Otrzymali za to całkiem przyzwoite gaże. Te posunięcia dawały właściwej załodze Odyseusza II tak potrzebny spokój i bezpieczeństwo.

 

Przez cały ten czas Mike miewał sny, do których zdołał się w końcu przyzwyczaić. Głosy, które słyszał w głowie, były przyjazne. Początkowo bał się, że to objawy choroby, ale kilka wizyt u lekarzy wykluczyły taką możliwość. Ogrom pracy, jaka spadła na jego barki spowodował, że rozstał się z Leną. Znaleźli się w separacji, ale Mike miał nadzieję, że może kiedyś uda im się zacząć na nowo. Ratowanie planety spowodowało rozbicie jego rodziny. Żona była w ciąży, kiedy oznajmiła mu, że odchodzi.

 

– Jesteś taka sama, jak ci… – nie dokończył, aby nie zaogniać sytuacji. – Nie rozumiesz poświęcenia w imię wspólnego dobra. Nie stać cię na chwilowe koszty, które mogą okazać się inwestycją na lepszą, bezpieczniejszą przyszłość.

 

– Ja teraz nie myślę o naszej planecie! Boże, w dupie mam nawet całe Wisconsin! Mi zależy tylko i wyłącznie na dobru dziecka.

 

Nie rozumiała. Mike z trudem powstrzymywał złość. W końcu kopnął stojący przy stole taboret.

 

– Jasne! – Krzyknęła, gestykulując przy tym rękoma. – Faceci, żeby poradzić sobie z emocjami, muszą robić coś agresywnego! Mężczyźni na ogół muszą opanowywać złość, a my lęk. Mike, nie chcę się bać. Te twoje koszmary, ciśnienie, jakie znosisz w pracy… zmieniłeś się.

 

***

 

Głosy odzywały się systematycznie, choć rzadko. Miały formę krótkich przekazów, tak jakby odczytywał czyjeś myśli. Komputer pokładowy Hermesa nadawał systematycznie, a wszystkie obwody wydawały się nadzwyczaj sprawne. Dziwiło to wszystkich, najbardziej zaś pracowników Agencji. Przez tyle lat okręt wystawiony był na niebezpieczeństwo bombardowań jonowych, meteorytów i Bóg wie czego jeszcze. Logicznym wydawało się, że niezbędne będą naprawy, zanim stanie się zdolny do lotu. Tymczasem Hermes działał jak szwajcarski zegarek.

 

Głosy, jakie pojawiały się w snach Mike`a, wydawały mu się czymś na kształt zbiorowej świadomości. Postanowił więc przestudiować literaturę dostępną na temat snów i stwierdził, że fazę ren można, przy odrobinie praktyki wykorzystać do maksimum. W ten sposób, po jakimś roku, udało mu się nawiązać kontakt z kimś lub czymś, co doń przemawiało. Zachował to w ścisłej tajemnicy, jednak wiedza, jaką dzięki temu zdobył, zdumiewała wszystkich.

 

Kiedy jesteśmy razem, zespoleni we śnie – tłumaczyły mu głosy – myślimy i zachowujemy się podobnie. Można to porównać do waszych ławic ryb. Podejmujemy też wówczas zgodne, całkowicie słuszne dla wszystkich decyzje. To sprzyja zgodzie i eliminuje wrogość. Kiedy zaś jesteśmy sami, zaczynamy myśleć indywidualnie. W ten sposób każdy może dać upust swemu geniuszowi. Wówczas dokonujemy odkryć, które potem wspólnie udoskonalamy.

 

– Kim jesteście? I gdzie mieszkacie?

 

Jesteśmy… to dobre określenie. Po prostu jesteśmy. Czy gdzieś mieszkamy? Skoro jesteśmy, to nie jedno i to samo? Do kontaktu z tobą używamy twojego języka, ale nie do końca pojmujemy znaczenie wielu słów.

 

– Dlaczego porozumiewacie się ze mną?

 

Ty wysłałeś sygnał. Potem działy się rzeczy i uznaliśmy, że jesteś odpowiednią osobą. Daliśmy ci wiedzę, dzięki której Odyseusz II jest lepszy.

 

– Na tej planecie nie brakuje ludzi, z którymi kontakt byłby pożyteczny dla wszystkich.

 

Niewielu potrafi, tak jak ty, opanować sztukę połączenia. Wasz umysł może dać wam nieograniczone możliwości!

 

– Niestety, nasze ciała stanowią nieprzekraczalną granicę i nasze przekleństwo!

 

Czy czujesz się teraz przeklęty? To dopiero początek tego, co możemy osiągnąć.

 

***

 

Mike nie zawsze pamiętał treść wszystkich kontaktów, ale niektóre zastanawiały go poważnie. Zdawało mu się, że wiedzieli więcej, aniżeli powinni. Cóż, kombinował sobie, skoro są w mojej głowie, to pewnie maja dostęp do całych jej zasobów. To tak, jakby wszyscy przyglądali mi się, kiedy robię kupę.

 

Pokiwał głową i postanowił o tym w ten sposób nie myśleć. Najważniejsze było, że misja przebiegała bez zarzutu. Zastanawiało go, czy te istoty, Będący – jak je nazywał, zamieszkiwały któryś z księżyców Jowisza, czy też przybyły w jego okolice, natknęły się na Hermesa i postanowiły wykorzystać go do kontaktu z nami. Karkołomne rozumowanie, pomyślał. Skoro są tak inteligentni, że przemierzają Wszechświat, to po co byłoby ściągać ludzi na miejsce?

 

Istniało i inne wyjaśnienie.

 

Byli inteligentni, ale nie mogli pokonywać przestrzeni! Cóż, mieli Hermesa pod ręką. Posiadali wiedzę zarówno o statku – tej dostarczyli mu całkiem sporo, nie pomijając usterek – jak i o Ziemi. Więc musieli być czymś na kształt… no właśnie, czego?

 

Te, i wiele podobnych myśli, nie dawały mu spokoju, jednak postanowił nie dzielić się swymi wątpliwościami z innymi.

 

***

 

Co to jest Eden?

 

Pytanie Będących wprawiło Mike`a w zdumienie.

 

– Interesują was kwestie religijne?

 

Co to jest religia?

 

Usystematyzowana i zinstytucjonalizowana teoria dotycząca czegoś, czego nie ma – wyjaśnił w największym skrócie.

 

Więc dlaczego tylu z was ulega tej teorii?

 

Tego pytania akurat nie przewidział.

 

– Bo nadal zbyt wiele nie wiemy. Religia sprytnie usytuowała się na skraju naszej niewiedzy i intuicji. Taki wszędobylski, pasożytniczy mem.

 

A Eden?

 

– To właśnie miejsce, gdzie religia się narodziła. A wraz z nią kilka tysięcy lat ludzkich nieszczęść.

 

– Jak opisywano to miejsce?

 

– Jako raj, w którym wszyscy są szczęśliwi, niczego nikomu nie brak. Najogólniej: miejsce, gdzie wszyscy są w pełni zaspokojeni. Albo raczej byli. Bo ktoś tam narozrabiał i Bóg wypędził z niego ludzi.

 

– Wygnał ludzi? Tylko ludzi?

 

– Hmm – Mike zamyślił się. Oni pytają całkiem poważnie. – Tak, z tego, co mi wiadomo, to wypędził zeń tylko ludzi. Więc jeśli Eden naprawdę istniał, to zwierzęta Bóg tam pozostawił. Może czekają na powrót ludzi? – zaśmiał się w duchu.

 

– Bawi cię ta perspektywa? Nie traktujesz jej poważnie?

 

Mike spoważniał. Pytania Będących zaczęły go zastanawiać. Postanowił być ostrożniejszy.

 

– Nie bawi, po prostu jestem naukowcem i odrzucam mity.

 

– Dlaczego wysłaliście Hermesa, a teraz Odysa I oraz Odysa II?

 

– Mamy poważne niedobory surowców – postanowił wyjawić przynajmniej część prawdy. I tak czytali w jego umyśle jak w otwartej księdze, chociaż… może nie do końca? W końcu wszystkich pojęć nie rozumieli!

 

Wasz dom jest zniszczony? Ktoś go wam zdewastował?

 

To pytanie chyba najbardziej wyprowadziło go z równowagi. Rosnąca dociekliwość Będących zaczynała go drażnić. Na szczęście nie znają znaczenia emocji.

 

– Nie, sami popełniliśmy sporo błędów. I właśnie zaczynamy je naprawiać.

 

Od tej pory Będący przestali komunikować się z Mikiem. Pewnego dnia znalazł pod drzwiami kopertę. Na kartce napisano tylko jedno słowo: DZIĘKUJEMY. I podpis.

 

POJEBAŃCY.

 

***

 

Powrót Hermesa był wielkim medialnym wydarzeniem, transmitowanym na cały świat przez wszystkie stacje. Astronomowie powrócili w nadspodziewanie jak na gust Mike`a dobrej kondycji, i z miejsca stali się gwiazdami. Dotychczasowi statyści już dawno zrezygnowali z udziału w szopce, jaką pokazywano całemu światu, a opinia publiczna zdążyła pogodzić się z wielkim, medialnym kłamstwem, jakie jej zaoferowano. Dobro misji było wówczas najważniejsze i teraz, kiedy okazała się sukcesem, nikt już o tym nie pamiętał. Z pokładu statku, który pozostał na orbicie, zaczęto gorączkowo zwozić na powierzchnię skrzynie z próbkami skał i odwiertów, które poczyniono głównie na Ganimedesie i Europie. Wkrótce ujawniono wyniki badań części próbek, oznajmiając, że wedle prognoz zasoby obu księżyców są naprawdę nieprzebrane. Stężenie metali szlachetnych na jedną jednostkę jest naprawdę imponujące, podobnie z materiałami rozszczepialnymi.

 

Na pytania, czy jest tam ropa lub gaz uczeni z rozbawieniem wyprowadzali wszystkich z błędu tłumacząc, że nigdy nie było tam lasów ani żywych zwierząt.

 

Wkrótce, korzystając z nowych zdobyczy technologicznych, dotyczących zwłaszcza napędu, zbudowano kolejne statki i wyposażono je w liczebniejsze załogi a potem wysłano z powrotem w kierunku Jowisza. Przywódcy światowi, którzy zostali zaproszeni na uroczystą konferencję z udziałem załogi Hermesa szybko podpisali kolejne porozumienia, gwarantując poddanym długotrwały dobrobyt. Ku uciesze wszystkich obniżono wiele z uciążliwych stóp procentowych, podatki niemal całkowicie zniesiono a ceny żywności spadły do poziomu, którego nie pamiętali najstarsi żyjący. Obietnice dobrobytu zdawały się być uzasadnione i ucieszyły wszystkich. Mike otrzymał za swe zasługi order i dożywotnią, dość wysoką emeryturę. Uznał to za kiepski żart, ale nagrodę oraz całkiem niezłe pieniądze przyjął.

 

– Córce się przydadzą – myślał, kupując niewielką chatkę na Nowej Zelandii. Zwolnienie z Agencji potraktował jako swoją zawodową porażkę, ale z biegiem czasu stwierdził, że ma to w dupie i zaczął oddawać się urokom życia. Nawiązał kontakt z byłą żoną, ale okazało się, że już kogoś ma. Córkę zdołał ujrzeć na własne oczy zaledwie dwukrotnie. Utrzymywali kontakt elektroniczny i obojgu to wystarczało.

 

Aby nadać swemu życiu sens zaczął prowadzić dziennik. Sprawił też sobie kota.

 

Po jakimś czasie zaczęło go niepokoić pewne zjawisko. Niby wszyscy żyli w poczuciu spełnienia i dostatku, jednak coś mu w tym nie pasowało. Po kilku latach życia w niemal całkowitej izolacji – odwiedzał jedynie pobliskie miasteczko po zakupy, większość czasu spędzał surfując, wędrując po pustkowiach lub też czytając książki z pobliskiej, opuszczonej biblioteki – stwierdził, że dawno już nie widział dzieci. Nie gówniarzy czy nastolatków. Nie było nigdzie dookoła noworodków! Czasem na plaży dostrzegał pojedyncze osoby, ale brakowało mu dzieci. Zagadnął kiedyś córkę, ale była za mała, aby cokolwiek mu na ten temat powiedzieć. Kiedy dostatecznie dorosła wiedział już, co się stało!

 

Ludzie stracili zdolność prokreacji.

 

Kiedy zaczął studiować doniesienia prasowe wszystko zrozumiał. Mniej więcej rok po powrocie misji Odyseusz II zanotowano po raz pierwszy gwałtowny spadek urodzeń w regionach najbardziej uprzemysłowionych. W przypadku Afryki spadek nie był tak nagły, ale i jej mieszkańców czekało to samo. Kiedy podniosły się głosy oburzenia władze odpowiedziały. Okazało się, że wraz z próbkami z Ganimedesa na Ziemi rozprzestrzenił się niezidentyfikowany wirus, który spowodował właśnie bezpłodność. Najprawdopodobniej rozprzestrzenił się wśród ludzi poprzez produkty żywnościowe! Zmiany w ludzkich organizmach okazały się nieodwracalne!

 

Potem na powrót odezwali się POJEBAŃCY.

 

Ludzkość nas nie posłuchała i poniosła zasłużoną karę. Oto na naszych oczach następuje powolny zanik ludzkiej rasy, na miejsce której pojawi się nowy człowiek – Dziecko Boga, wierny swemu Zbawicielowi. Dzieci Boga są już wśród nas i odnawiają zniszczony przez człowieka Eden. Oto Oni!

 

Zaraz potem pojawiła się seria filmów przedstawiających urokliwe miejsca pełne zwierząt, zielonej trawy i błękitnego nieba. Ujęcia pokazywały ryby w przeźroczystej wodzie, gatunki zwierząt dawno już wymarłych oraz bzyczące pszczoły, których nie widziano od ponad pół wieku. Przez następne lata filmów było coraz więcej, a ludzkość kurczyła się w coraz szybszym tempie.

 

Dopiero po jakimś czasie Mike zrozumiał, co się tak naprawdę stało.

 

Będący jakimś sposobem nawiązali kontakt z POJEBAŃCAMI! Ci musieli nakreślić im wizję Edenu zdecydowanie bardziej atrakcyjną, aniżeli on. Dlatego dali mu spokój. Czyżby sami dali się ponieść iluzji wiary? Inteligencja z kosmosu uwierzyła, że skoro Bóg – pojęcie im nieznane – wypędził z raju człowieka, to oni mogą wprowadzić się tam na jego miejsce?! Nikt tak naprawdę nie widział, co lub kto był w pojemnikach, które masowo przywożono z podbitych księżyców. Stan astronautów, po niemal rocznej podróży, zapewne nie był tak dobry przez przypadek. Ale doprowadzenie ludzkości do zagłady!?

 

Czy pozbawienie nas zdolności prokreacji można uznać za ludobójstwo? Czy sperma, która nie trafia do pochwy, tylko zawinięta w prezerwatywie ląduje w koszu, nim nie jest? Czy kobieta, która decyduje się na antykoncepcję, nie zatrzaskuje drzwi potencjalnemu życiu? Na odpowiedź już chyba za późno, zresztą… po co ona komu? Nie chcieli usuwać nas siłą, użyli więc podstępu. Pozwolili nam pożyć jeszcze trochę, zatruwając swoimi snami te umysły, które miały władzę. Jaką rolę odegrali w tym wszystkim POJEBAŃCY? Najwyraźniej okazali się ich sprzymierzeńcami. Co im z tego przyszło?

 

Zapewne nikt się już tego nie dowie.

 

Koniec

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Ciekawy pomysł i dobrze -  pomimo kilku potknięć - napisany. Trochę zawiodłem się zakończeniem, jakoś tak ująłeś to w tylko kilku zdaniach. A może  też czegoś innego oczekiwałem? Ale opowiadanie dobre, podobało mi się.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Postanowił więc przestudiować literaturę dostępną na temat snów i stwierdził, że fazę ren można, przy odrobinie praktyki wykorzystać do maksimum.   ---> a nie REM? Chyba że "ren" to Twój "wynalazek"...  

Zachował to w ścisłej tajemnicy, jednak wiedza, jaką dzięki temu zdobył, zdumiewała wszystkich.   ---> chwila, moment. Zachował w ścisłej tajemnicy, czyli nikt poza nim nic nie wie, ale rodzaj i zakres zdobytej wiedzy wprawia w zdumienie wszystkich? Coś tu nie gra...  

Pomysł zacny, realizacja traci z powodu schematyczności przedstawienia kluczowych momentów akcji oraz "niewyraźności" postaci głównego bohatera. Rozbudowanie całości na pewno wyszło by na zdrowie pomysłowi, osobom dramatu i czytelnikom.

Drogi kolego: plus za umieszczenie eksploracji na księżycach Jowisza, a nie w innej galaktyce, jak chcą inni. Plus za nie wdawanie się w kłopotliwe szczegóły z napędem. trochę potknięć --- astronauci nie muszą być astronomami. Ogólna bezpłodność --- temat znany ---- "Delirium tharsis" Mentalny wpływ obcych --- "Robot" Opowiadanie niezłe po poprawkach. "Pojebańcy" ---powinieś zmienić bo to niepoważne. Opowiadanie trochę przepracuj i jeszcze raz przemyśl,

bo warto. Zakończenie udramatyzuj. Pozdrawiam ciepło.

Nowa Fantastyka