
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Papieros dogasał. Przydepnąłem go mocno wpychając pomiędzy kamienie rozsypane na wąskiej ścieżce ciągnącej się przez ogród. Gdy spojrzałem w gwiazdy, usłyszałem cichy dźwięk. Wiedziałem, że się zbliża i gdyby nie doświadczenie byłbym ślepy i głuchy jak większość. Zastanawiałem się skąd przyszła. I dlaczego wybrała mnie właśnie. Stanęła obok. Podniosła swój mały łepek i spojrzała świecącymi w ciemności węgielkami. Otarła się o nogę jakby w niemej zachęcie powrotu do domu.
Wziąłem ją na ręce. Kilka minut później siedziałem w biurze wpatrując się w migający kursor . Kotka leżała tuż za monitorem oddychając miarowo. Co kilka chwil otwierała oczy lustrując otaczającą rzeczywistość. Tłumaczyłem sobie, że sprawdza czy ciągle jestem.
Kursor migał nieprzerwanie, ja i kot patrzyliśmy na siebie zastanawiając się pewnie co jedno myśli o drugim.
Któregoś dnia postanowiłem pożeglować. Wiatr był wyśmienity , niebo czyste a słońce pozwalało na chodzenie w krótkim rękawie. Spakowałem prowiant i załadowałem do kambuza. Sztormiak założyłem na siebie i wyprowadziłem Alone z zatoki. Żagle wydęły się niczym brzuszysko grubasa , a ja prułem przed siebie nie musząc zastanawiać się nad czymkolwiek. Człowiek sam z siebie nie potrafi docenić momentu. Musi znaleźć się w specyficznych okolicznościach żeby chwila mogła przyjść do niego i ukazać swe piękno w całej okazałości. Sunąc przez spokojną wodę, patrząc na nią, wpatrując się w jej złożoną strukturę można by dojść do tylu nieprawdopodobnych wniosków że spisanie ich zajęło by całe życie. Lubiłem książki, były namiastką wolności. Można mknąć przez czas i przestrzeń razem z tymi na których patrzymy niczym na bliskie nam osoby. A może dalekie? Być w miejscach których nigdy nie widzieliśmy a mimo tego widzieć je tak wyraźnie. Spoglądać w oczy kochanek które nigdy nas nie zobaczą i smakować ich usta w cichych szeptach pomiędzy westchnieniami kochanków jakimi chcielibyśmy być. Kompozycja i prostota. Myśli mknęły rzeką której nie chciałem zatrzymywać.
Z żaglówki wygonił mnie dopiero wieczór. Obowiązki właściciela kota wzięły górę nad rozleniwieniem. Wiążąc łódkę przy pomoście przyszło mi do głowy że tak naprawdę mógłbym już nic więcej nie robić tylko pływać, żeglować , czytać książki i karmić moją kotkę.
Szept jaki usłyszałem gdzieś obok wyrwał mnie z zadumy i zadziałał niczym zimny prysznic. Tak jakby ktoś rozdarł powłokę rzeczywistości i wrzucił do niej granat. Nie pamiętałem żebym z kimś był umówiony a już na pewno nie przy moim małym atolu. Przykucnąłem nasłuchując kolejnych dźwięków. Wtedy zauważyłem postać wychodzącą z wody. Kiedy ściągnęła kaptur wysypała się spod niego burza białych kręconych włosów.
Rozpięła kombinezon i rzuciła na piasek. Przykucnęła. Kiedy się wyprostowała, światło wstającego księżyca padło prosto na nią i wtedy chyba zdradziłem swoją obecność. Spojrzała w moją stronę. Nie było sensu czekać. Ruszyłem. Stała zamyślona. Wiedziałem, że to poza, przypuszczalnie wszystko było w niej napięte i czekało na zwolnienie.
Kiedy wystrzeliła dałem nura pod wodę i wypuściłem całe powietrze z płuc odpychając się rękoma po to żeby położyć się ciałem na dnie. Widziałem jak uderza w miejsce gdzie byłem jeszcze przed chwilą. W momencie gdy zanurkowała pod powierzchnie odbiłem się od dna chwyciłem ją rękoma i udami. Ścisnąłem mocno. Nie spodziewała się tego. W całej tej szamotaninie zobaczyłem wyraz jej twarzy. Próbowała się wyrwać, zrobić coś co pomogłoby wyswobodzić się z uścisku. Kiedy poczułem jak ciało wiotczeje odepchnąłem je na bok i wynurzyłem się z wody.
Stojąc na niewielkim pagórku znajdującym się około kilometra od mojego małego domku zobaczyłem słup ognia i powoli unoszące się helikoptery.
Kimkolwiek byli ludzie zniszczyli najdroższe mi miejsce i jedyną spokojny kąt jaki miałem. Wtedy coś wyrzuciło mnie wysoko w powietrze.
Nie obudził mnie ból głowy. Właściwie moment przebudzenia był całkiem przyjemny. Wszystko później nie. Stała nade mną ta sama kobieta z którą zetknąłem się przy pomoście, albo ktoś do niej cholernie podobny.
– Kim ….ekhh – odkaszlnąłem flegmą zalegającą w gardle – kim jesteś?
– Nikim istotnym, leż spokojnie. Nieźle oberwałeś ale sadzę, że nic ci nie będzie.
Starałem się zrozumieć co właściwie zaszło. I ta kobieta nachylająca się nade mną sprawdzając oprzyrządowanie do którego byłem podłączony.
Obserwowałem ją uważnie. Białe włosy muskały mnie po policzkach, twarz miała skupioną i inteligentną. Z tego co pamiętałem nieźle ją poturbowałem wtedy pod wodą. Teraz zachowywała się jakby ta cała sytuacja nigdy się nie wydarzyła.
– Powiesz mi gdzie jestem czy sam mam się domyślić?
Popatrzyła na mnie zimno. Wyprostowała się i odeszła. Po chwili do pomieszczenia wszedł niewysoki mężczyzna w garniturze z neseserem trzymanym w lewej ręce. Przez moment myślałem że to adwokat. Jednak kiedy po kilku chwilach zobaczyłem strzykawkę w jego dłoni doszło do mnie że raczej ani nie jest tym co myślałem ani też lekarzem. Wszystko czego tak naprawdę mogłem oczekiwać to niezbyt dużo bólu. Doświadczenie jednak uparcie waliło mnie swoim młotem po głowie i mówiło że to co zaraz się stanie na pewno będzie nosiło znamiona ogromnej jego ilości.
Kiedyś podczas jednego z wielu szkoleń w którym brałem udział poznałem młodego wykładowcę , który przez cały okres nauczania powtarzał nam że ból jest naszym przyjacielem. Na początku wszyscy zareagowaliśmy na to z uśmiechem politowania. Jednak trzy miesiące później kiedy szkolenie powoli się kończyło każdy z jego uczestników jak jeden mąż twierdził dokładnie to właśnie.
Zamknąłem oczy przygotowując się na to co nieuniknione. To co nadeszło zawierało się tylko w ciemnej pustce. Znowu musiałem odjechać bo kiedy się obudziłem leżałem przed zgliszczami mojego budynku lizany przez jedyną przyjaciółkę. Kotkę.
Musiałem leżeć długo. Bo następnym razem patrzyłem na gwiazdy. Nie bardzo miałem siłę by zrobić cokolwiek. Niebo oglądane z tej perspektywy wydawało się inne od tego kiedy spoglądałem na nie z zadartą głową. No i spokój jakim to robiłem był zupełnie różny od normalnego zachowania.
Nieboskłon przesuwał się powoli. Chciało mi się pić , nie potrafiłem wykonać żadnego ruchu. Kotka siedziała i patrzyła. Gdyby potrafiła mnie zrozumieć może udało by się jej przynieść cokolwiek. Czułem suchość w gardle , starałem się nie myśleć o tym że mam mokre spodnie. Skupiłem się na próbach jakiegokolwiek ruchu. Każda męczyła mnie bardziej od poprzedniej. Słońce powoli wstawało po wschodniej części wyspy. Bałem się dnia. Bałem się tego co mogło się stać i tego że będę tak leżał już do samego końca. Zupełnie nieruchomy i zdany tylko na podmuchy morskiej bryzy. Pić. Nie wiem czy to dobrze ale początek dnia przywitał mnie snem. Na szczęście. Bo kiedy znowu ocknąłem się z mojego nieruchawego więzienia, zbliżał się zachód.
Przyszła do mnie od zachodniej strony. Najpierw jako mglista poświata , drgająca w promieniach zachodzącego słońca , potem już materialna ubrana tylko w powietrze przesuwające się po jej nagim ciele. Stanęła obok mnie i spojrzała smutno. Burza białych włosów opadających na ramiona falowała spokojnie na lekkim wietrze. Nie miałem siły poruszyć czymkolwiek , patrzyłem tylko czując przeraźliwą suchość w gardle. Chciałem jej powiedzieć, prosić o pomoc. Nie potrafiłem. Kobieta stojąca nade mną patrzyła.
W pewnym momencie w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Spływały powoli po policzkach, skapując na piersi mknąc dalej w kierunku pępka, ud i stóp wreszcie. Łzy ciekły a ja patrzyłem urzeczony na spektakl który właśnie się przede mną rozgrywał. Nie wiedziałem czy to majaki, rzeczywistość czy szaleństwo końca. Płakała, kiedy poczułem w okolicy pleców coś mokrego. Jakbym unosił się w kokonie z wody. Wlewała się we mnie każdą porą ciała. Wpychała się w usta, nie zostawiając miejsca na oddech. Uderzyła we mnie zalewając oczy. W oddali słyszałem szloch kobiety. Później straciłem przytomność. Obudził mnie smutek. Leżałem nadal na plecach, pragnienie zniknęło. Ból głowy zelżał a obecność białowłosej kobiety wydawała się tylko majakiem. Coś , lub ktoś spowodował poprawę mojego stanu. Gwiazdy powoli zastępowane były przez świt. Gdzieś w mojej głowie zaczęła kiełkować myśl że jestem uratowany. Uniosłem rękę do góry. Przyjrzałem się jej dokładnie sprawdzając centymetr po centymetrze. Żadnych blizn, nakłuć, nacięć – niczego. A było tego przecież tak dużo. Nieważne – pomyślałem – przecież żyję. To się liczy. Musiałem wstać. Upadek był bolesny. Jakie będzie wstawanie? Kobieta z burzą białych włosów była zagadką. Kotka siedziała wiernie obok a ja dziwnie odmieniony podnosiłem swoje ciało powoli do stanu, w którym zdołam iść naprzód. Nie wiedziałem gdzie szukać ratunku. Teraz liczyło się to że mogę przeć naprzód. Zwątpienie odsunąłem na bok. Krok po kroku wdrapałem się na pagórek. Kiedy stanąłem na jego szczycie zobaczyłem niewielki stateczek na horyzoncie. Zdarzeń które mnie dzisiaj spotkały nie potrafiłem jeszcze ułożyć w jeden logiczny ciąg. Ale to przyjdzie. Wiedziałem, znałem siebie. Moment kiedy wpadnę na rozwiązanie będzie zaskakujący jak zwykle. I stanie się to w najmniej spodziewanym czasie. Machnąłem kilka razy ręką w kierunku łodzi. Ktoś mi odmachał. Poczłapałem w kierunku plaży. Kotka dzielnie szła obok. Ci ludzie kimkolwiek byli musieli mieć wodę, żywność. Musieli mieć radio. Stałem z opuszczoną głową czekając na moment dobicia przez nich do brzegu.
– Hej – krzyknął jeden z nich.
Podniosłem tylko głowę. Nie miałem siły na nic więcej. Kiedy podeszli do mnie i chwycili za ramiona spojrzałem im w twarze. Nieznajomi. Na szczęście. Zasypiałem z wiarą, że jakoś to będzie. Że upadamy po to żeby wstać. Że kimkolwiek byli moi oprawcy dosięgnie ich ręka sprawiedliwości, którą miałem zamiar im zademonstrować. Zamknąłem powieki. Sen przyszedł nagle.
Kompletnie nie wiem o co tu chodzi.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Co to niby ma być? Majaki szaleńca? Jeśli taki był zamiar - cóż, pudło. Majaki szaleńca nawet dla samego szaleńca są ciężkostrawne, a co dopiero dla normalnego czytelnika. Zgadzam się z Fasolettim.
Poza tym: zapis dialogów (tak, nawet tych kilku dialogów na krzyż) - leży i kwiczy. Interpunkcja nie leży i nie kwiczy tylko dlatego, że jej tam w ogóle NIE MA. W Twoim opowiadaniu - czy cokolwiek to jest - pojawia się akapit całkowicie pobawiony przecinków, pomimo iż zawiera on w sobie zdania złożone. Reszta tekstu wcale nie ma się lepiej. Ok, nie ma ludzi nieomylnych, ale przed ŻE, ŻEBY i ALE przecinek pojawia się ZAWSZE.
Kurczaki, człowieku, zanim cokolwiek napiszesz, naucz się pisać zgodnie z zasadami pisowni polskiej. Odrobinę szacunku dla ojczystego języka i dla wszystkich, których masz zamiar raczyć tymi swoimi wypocinami. Niestety, na inne miano Twój tekst w moich oczach nie zasługuje. Wypociny pełne błędów.
Nie wiem czy to przez tą melisę, którą wypiłam przed chwilą, ale też nie zrozumiałam wszystkiego. Więc jest to mężczyzna z psychiatryka? Czy jest to jakaś ofiara morderstwa? Czy tą kotką jest kobieta z lokami? Czy może na facecie przeprowadzany jest jakiś eksperyment? Tak czy siak, dla opowiadanie miłe .
Ps. Nie zapominaj o przecinkach. Wiem. Są beznadziejne - takie małe, upierdliwe- ale unikniesz nagany od regulatorzy( niestety mi jeszcze się to nie udało).
Pozdrawiam:)
Po pierwsze primo: bez odautorskiej egzegezy ani rusz. Kto, co, po co, gdzie, kiedy, z kim, za ile? Po drugie primo: przecinkologia się kłania, w ślad za nią ukłony składa umiejętność jasnego wyrażania myśli.
Wesołych Świąt.
Bardzo filozoficzny tekst. Tylko, że ja tej Twojej filozofii w ogóle nie rozumiem. Chyba mało kto, zrozumie, prócz Autora. Przecinkologia - nie istnieje. Za to istnieje kompletny brak fabuły. Tego nie da się czytać. Może wróć z czymś, co da się zrozumieć, bez konieczności stosowania jakiegoś melanżu z procentami.Przepraszam, ale nie dam rady. Doczytałem do połowy.
Powodzenia z kolejnymi tekstami i życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku.
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
Nie moje klimaty.
pozdrawiam
I po co to było?
Nie poddawaj się i pisz dalej!