- Opowiadanie: Nikae - Dzień, w którym przestałem szukać

Dzień, w którym przestałem szukać

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dzień, w którym przestałem szukać

 

 

 

Patrzyłem, jak czerwona maź spływa po ręcę układając się w spiralę, która ściekała z palców gęstymi kroplami, ginącymi w szczelinach chodnika. Delikatne mrowienie przeszyło moje ciało pod wpływem ciepłej krwi, znajdującej ucieczkę z wnętrza. Nie czułem nic, kiedy przyglądałem się tej smudze, która po raz pierwszy w życiu wydała mi się urzekająco piękna. Palcami drugiej ręki prześledziłem jej drogę docierając do rany – była jak otwarte wrota. Ostry ból przeszył moje ramię., cichy syk wyrwał się z ust, a oczy zacisnęły, chowając świat wokół w nieprzeniknionej ciemności. Nagle poczułem, że lecę, moc grawitacji porwała mnie, ściągając na ziemię, doprowadzając do bólu pochodzacego od rozbitych kolan. Sekundy zmieniały się w minuty, wszystko dookoła stało się niewidzialne, nieważne – jedynie ból był ważny. Wiedziałem, że póki czuję ból i ciepło spływającej krwi, dopóty żyję. Gdy tak trwałem, w tym ogarniającym świadomość bezczasie, w umyśle zaczęły pokazywać się obrazy, które porywały mnie w ostatnie godziny życia – jakby przypomnienie sobie tych szczegółów, miało cokolwiek zmienić w teraźniejszej sytuacji. Mimowolnie się uśmiechnąłem pod wpływem ironicznej myśli towarzyszącej mi w upadku, który doprowadził mnie do ostatecznej ciemności.

 

 

 

 

 

Nigdy nie uważałem poranków za szczególnie szczęśliwe. Według kilku psychotestów, które miałem w zwyczaju rozwiązywać w czasie dłuższego posiedzenia na kiblu, przypadłosć ta wiązała się z moim niezadowoleniem z życia. Zawsze niesamowicie fascynował mnie fakt, iż psychotesty były w stanie odpowiedzieć na moje najgłębsze problemy – a szczególnie te, których się nie spodziewałem. Pewnego dnia, głęboko się zastanowiłem, dlaczego miałbym nie być zadowolony z życia – robiłem to co lubiłem, a to czego nie chciałem, nawet nie zajmowało moich myśli. Jestem prostym stworzeniem z urazą do poranków. Stwierdziwszy ten fakt, zmieniłem tematykę psychotestów – kolejne podpowiadały mi jaki jest mój styl i jak powinienem wyrażać siebie. Skończyło się na tym, że musiałem kupić kolorową koszulkę na rozjaśnienie codzienności.

 

Wracając do początku – poranki i ja nie mieliśmy najlepszych relacji. Tak było również tego dnia, który pierwotnie wydawał się taki, jak każdy inny, czyli beznadziejny. Słońce wpadało przez szczeliny nierównej żaluzji, świecąc prosto w twarz i wybudzając mnie z krótkiego snu, chłód wlewający się przez nieszczelne okno wypełniał cały pokój, a syf z zeszłego dnia był tam, gdzie ostatnio. Wydawało się, że nic nie pogorszy tej sytuacji – chyba, że ktoś wdepnie w zostawioną przy łóżku wyszczerbioną szklankę, czychającą niczym drapieżnik. Niewyspany, brudny i z poranioną stopą, ledwo się zebrałem do łazienki, aby doprowadzić się do porządku. Lustro nad umywalką było umazane mazią, niewiadomego pochodzenia. Skrzywiłem się do niewyraźnego odbicia i wytarłem twarz śmierdzącym ręcznikiem. Złapałem ciuchy, które leżały najbliżej i nadawały się do publicznego okazania. Ubrany, złapałem niedokończoną butelkę coli i wyszedłem, zabierając czarną teczkę. Moja matka zawsze powtarzała: porządny człowiek, to ten z teczką i nienagannym językiem. Może dlatego od podstawówki kazała mi nosić takową ( do dziś nie mam pojęcia, skąd ją wzięła), a za każde wulgarne słowo jadłem ziarnko pieprzu. Doprowadziła do tego, że wystarczyło, abym pomyślał " dupa", a cała gęba stawała mi w ogniu. Prawdę powiedziawszy, nie żałowałem takiego obrotu spraw. Moi klienci byli przekonani, że reprezentuje inny gatunek, bo nie używam połowy ich języka, a w mojej pracy liczyło się bym był inny, inaczej nikt by mi nie zaufał. A zaufanie w mojej pracy było podstawową sprawą.

 

Przeszedłem na drugą stronę ulicy, zbliżyłem do czerwonych drzwi, tkwiących w ceglanym budynku z czasów przedwojennych, nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. W pomieszczeniu panował gęsty mrok. Wymacałem na ścianie włącznik światła, rozległo się ciche pstryknięcie i zapanowała światłość, ukazująca niewielkie pomieszczenie bez okien i z biurkiem na środku. Ściany miały żółty, musztardowy kolor, na tle którego czarne półki wydawały się groteskowym żartem. Każda z pólek zawalona była dokumentami, książkami i papierowymi teczkami. Połowy z nich nie potrzebowałem, ale wyglądały profesjonalnie. A profesjonalizm był ważny w mojej pracy. Pod sufitem, obok pojedyńczej żarówki zwisającej jak glut z nosa, przyczepiony był stary wiatrak, który odmówił służby ku lepszemu życiu, jeszcze za czasów starego właściciela. Przed biurkiem stał stary taboret na trzech nogach, na którym przyjmowałem klientów. Sam siedziałem na krześle, które równie dobrze można znaleźć w każdej podrzędnej szkole.W tym pomieszczeniu bez okien panowała wieczna duchota i zapach starości z nutką zgnilizny oraz delikatna woń każdego klienta, który kiedykolwiek zawitał w te skromne progi. Nie mogę powiedzieć, że lubiłem to miejsce, jedynie tolerowałem. Miało w sobie coś z mojej osobowości – na co zwrócił mi uwagę jeden, z pierwszych, psychotestów – i nie chciałem zmieniać lokalu, kiedy ten miałem tak blisko nory, w której mieszkałem.

 

Rozsiadłem się na krześle ( w miarę możliwości, oczywiście) postawiłem obok teczkę, żeby osoby wchodzące miały na nią dobry widok, i wpatrując się w drzwi, czekałem na pierwszego, tego dnia, klienta. Nie wiem, ile minęło czasu, aż głośny łomot wybudził mnie z letargu. Zachrypniętym głosem zawołałem: proszę, i czekałem. Muszę przyznać, że zobaczywszy osobę, która przeszła przez drzwi i stanęła przed biurkiem, nie spodziewałem się czegokolwiek szczególnego. Ot niewysoki mężczyzna, w ciuchach niewiele bardziej zadbanych niż moje, z przerzedzonymi, ciemnymi włosami i niepewnością na twarzy, nie robił dobrego wrażenia. Gestem dłoni wskazałem mu taboret i czekałem, aż usiądzie. Wydawało mi się, że strasznie pocą mu się ręce, które co chwila pocierał albo o siebie, albo o koszulę.

 

– W czym mogę pomóc? – zapytałem. Starałem się dodać otuchy swoim głosem, bo niepewność raziła z jego oczu.

 

– Czy… czy to biuro Poszukiwacza? – zapytał. – Podobno potrafi wszystko znaleźć.

 

– Na tej Ziemi oraz poza nią. We własnej osobie. Jak mogę panu pomóc? – powiedziałem. Na te informacje mężczyzna się uśmiechnął, a po chwili westchnął z ulgą. Przestał pocierać ręce i zbliżył taboret do biurka. Nachylił się i mówił ściszonym głosem, jakby znalazł się w samym centrum filmu o tajnych agentach.

 

– Widzi pan, mam coś co musi być szybko odnalezione.

 

– To moja specjalność. Może mi pan zaufać – jestem profesjonalistą. Co to ma być? Żona? A może dokumenty? Niektórzy szukają skarbów albo celu w życiu.

 

Wyciągnąłem notatnik i ołówek, aby spisać cokolwiek wyjdzie z ust tego człowieka. Jednak nie bardzo wiedziałem co zrobić, gdy już przekazał mi cel swojej wizyty:

 

– Potrzebuję, aby znalazł pan mnie. – powiedział jeszcze bardziej ściszając głos. Zamrugałem parę razy niedowierzając.

 

– Przepraszam, ale nie rozumiem. Mam znaleźć pana?

 

– Widzi pan, problem polega na tym, że nie jestem mężczyzną, tylko aktualnie znajduję się w ciele mężczyzny. – powiedział. Nastąpiła chwila ciszy, kiedy to mój mózg musiał przetrawić nową informację, przesyłając ją na wszystkie dostępne poziomy umysłu, szukając jakiegoś podstępu, spisku, który ma na celu zniszczyć logikę myślenia.

 

– Czyli nie jest pan mężczyzną. – odparłem, jakby to było oczywistą oczywistością.

 

– Dokładniej to jestem Eva Jurado, kobieta, która z powodu bardzo dziwnego wydarzenia, znalazła się w ciele zupełnie obcego mężczyzny. I potrzebuję, żeby znalazł pan mnie – moje ciało, w którym ten obleśny facet teraz urzęduje.

 

– Przepraszam bardzo, ale cały czas jest to dla mnie bardzo ciężkie do przyjęcia. Czy mógłby pan… przepraszam, pani mogłaby przybliżyć całą sytuację?

 

– Oczywiście, sama ledwo w to uwierzyłam, gdy nad ranem ocknęłam się w obcym ciele. Całe szczęście znajoma korzystała z pańskich usług już wcześniej . Może pan pamięta? Taka niska, szczupła blondynka. Chyba szukała idealnej spódnicy na randkę. – powiedziała. Patrzyłem na cały obrazek, zafascynowany tym, co widzę. Kiedy powiedziała, że jest kobietą, zacząłem zauważać niuanse w jej zachowaniu, które rzeczywiście na to wskazywały. To jak siedział, machał rękoma. Kurde, nie mogłem zdecydować, czy myśleć o osobie siedzącej naprzeciw jak o mężczyźnie, czy kobiecie.

 

– Przykro mi, nie przypominam sobie.

 

– No nieważne. Teraz chodzi o mnie. Musi pan odnaleźć moje ciało. Aż się boję pomyśleć co ten wariat z nim robi. Niech pan się tylko przyjrzy! Czy tak wygląda człowiek, z którym jest wszystko w porządku? – zapytała. Stwierdziłem, że bezpieczniej będzie przemilczeć odpowiedź. – No, ale chciał pan wiedziec, co się wydarzyło. Wszystko zaczęło się w zeszłym tygodniu, tak sądzę, chociaż mogło wcześniej. Do mojego sklepu jubilerskiego mieli przywieźć naszyjnik z kolekcji jakiegoś miliardera. Zawsze sądziłam, że bogacze zbierają dziwne rzeczy i teraz się to potwierdziło. A naszyjnik był piękny: ogromny rubin zawieszony na cienkim, złotym łańcuszku, po prostu cudo. Trzymany był w gablotce na środku sklepu, aby każdy klient mógł się dobrze przyjrzeć. Podobno kamień miał dawać nadzieję biednym ludziom na odmiane losu. Same brednie, ale czego się nie robi dla reklamy – przerwała na chwilę, aby zaczerpnąć powietrza, którego i tak było niewiele. – Wtedy zjawił się ten facet. Od razu zwrócił moją uwagę. Niezadbany, marna postura, kiepskie ciuchy, nie pasował do sklepu. Niczego nie kupował, jedynie gapił się całymi dniami w ten klejnot. Wydawał się nieszkodliwy, więc nikt go nie wypędzał, ale bacznie go obserwowałam. Wie pan, kobieca intuicja zawsze wie lepiej, więc pilnowałam go. Pewnie to zauważył, patrząc na dalsze wydarzenia.

 

Przerwała opowiadanie, otarła pot tworzący się na czole. Rzadkie włosy oklejały czoło mężczyzny, a na koszuli pod pachami tworzyły się mokre plamy. Jego twarz przybrała wyraz obrzydzenia. Kobieta mówiła dalej:

 

– Wstyd się przyznać, ale mnie również, bardzo się ten klejnot podobał. Wczoraj była moja kolej, aby zamknąć sklep i dzisiaj rano miałam otwierać jako pierwsza. Postanowiłam, że pożyczę sobie ten naszyjnik na jeden wieczór, zobaczyć jak w nim wyglądam, ładnie się ubrać i zrobić sobie w nim zdjęcia. Schowałam klejnot do kieszeni marynarki i wyszłam. Zamykając sklep, poczułam za sobą czyjąś obecność. Okazało się, że to ten sam facet. Był cały podekscytwany. Nie wiem czy widział co zrobiłam, ale szedł za mną i cały czas gadał o tym naszyjniku. Starałam się ignorować to co mówił, bo dopiero teraz ma to sens. Z tego co pamiętam, to gadał, że naszyjnik ma jakieś magiczne możliwości.

 

Znów się zatrzymała – sprawdzała, czy słucham. Mój ołówek chodził po notatniku jak chomik po kołowrotku. Popatrzyłem na nią wyczekująco.

 

– Nagle popchnął mnie w zaułek. Nie wiedziałam co się dzieje, a ten typek zaczął krzyczeć, żeby oddać mu klejnot. Pomyślałam, że musi wiedzieć że mam go ze sobą. Zaczęłam się bronić, mówiłam, że nic nie wiem, zrobił się straszny chaos, mężczyzna wyciagnął nóż. Przeraziłam się. Kiedyś grożono mi pistoletem i mniej sie bałam, niż kiedy ten typ wymachiwał nożem. Zaatakował mnie, zrobiło się ciemno, a dziś rano obudziłam się w tym samym zaułku w ciele napastnika.

 

Gdyby mogła, to zapewne zaczęłaby płakać. Ciało mężczyzny wydawało się kruche z powodu obecności kobiecej duszy. Pierwszy raz w życiu spotkałem się z taką historią, przy której wszystkie uważane za dziwaczne, zblakły. To było coś wielkiego, sprawa dla której zostałem Poszukiwaczem. Wiedziałem, że kiedyś przyjdzie dzień, gdy będę mógł się wykazać swoim talentem, jednak nigdy nie przyszło mi do głowy, że to bedzie coś takiego.

 

Chciałem pocieszyć tę kobietę, która była teraz brzydkim facetem. Uznałem, że uściśnięcie jej dłoni nie jest najlepszym pomysłem, a już zdecydowanie kiepskim z mojej perspektywy.

 

– Z tego co zrozumiałem, to sugeruje pani, że to klejnot spowodował stan, w którm się pani znajduje?

 

– Zanim do pana przyszłam, przejrzałam historię kamienia. Okazuje się, że to nie byle rubin, ale według legend jest to Kamień Filozoficzny…

 

Ta infomacja sprawiła, że ciarki mnie obeszły.

 

– Kamień Filozoficzny? Ten od wiecznego życia? – spytałem.

 

– Ten sam. I ostatnio był w kieszeni marynarki, na moim ciele.

 

 

 

 

 

Dochodziło późne popołudnie, kiedy przemierzałem ulice w poszukiwaniu ciała Eve Jurado, przejętego przez szaleńca biegajacego po ulicach z Kamieniem Filozoficznym w kieszeni. Gdy udało mi się ustalić, że mężczyzna, którego duszę staram się odnaleźć, to Philip Gomez, wcale nie ułatwiło to sprawy. Był samotnikiem, skończył studia archeologiczne z marnym wynikiem, nigdzie nie wyjeżdżał i lubił klejnoty. Dawny współlokator stwierdził, że był życiową lamą, a przygłucha matka nawet nie chciała sobie przypomnieć, że ma syna. Nie dziwiłem się, że facet pękł, kiedy miał do dyspozycji zgarnięcie kamienia, dającego wieczne życie. Jego byłoby odmienione na zawsze.

 

Podróż zacząłem od zaułku, w którym kobieta została zaatakowana, gdzie szukałem jakiś poszlak, które naprowadziłyby na ślad Philipa. NIestety oprócz śmieci, piachu i plam po kocich siuśkach, niewiele było rzeczy do wyboru. Zastanawiałem się, czy mężczyzna zabrał nóż ze sobą, czy może porzucił na miejscu zbrodni. Eve nic nie wpominała, że widziała broń, ale budząc się rano w tym miejscu, musiała być w sporym szoku. Zajrzałem do kubłów pełnych odpadów, których woń siekła mnie prosto w nozdrza jak siekiera drwala w drzewo, zmuszając moje płuca do walki o łyk swieżego powietrza. Powstrzymując odruch wymiotny, dokładnie przyjrzałem się zawartości śmietnika. Całe szczęście nie musiałem długo szukać, co zawdzieczam głupocie poszukiwanego, gdyż zostawił broń na samym wierzchu. Z radości, która mną ogarnęła, wciągnąłem głęboko powietrze, aby zaśmiać się, niczym Władca Wszechświata, kiedy pokonał ostatniego buntownika. Niestety pod wpływem gamy zapachów, która wypełniła moje ciało, z moich ust wydobył się jedynie przetrawiony hot-dog, zjedzony na obiad.

 

 

 

Dzięki broni, którą znalazłem, udało się ustalić uczęszczany przez Philipa sklep. Umówiłem się tam z Eve. Kiedy weszliśmy do środka, sprzedawca od razu rozpoznał ciało mężczyzny, wrzeszcząc, że nie bedzie dłużej czekał na spłacenie rabatu, i że albo płacimy, albo wzywa policję. Wyciągnąłem pieniądze z dużą nadwyżką, dzięki której sprzedawca podał nam miejsce zamieszkania Philipa Gomeza. Pożegnaliśmy się w uśmiechach, a Eve otrzymała zaproszenie na następne zakupy w towarzystwie znajomych.

 

– Mam nadzieję, że szybko odnajdziemy tego typa. Mam dosyć bycia mężczyzną. Wie pan, jak trudno jest się załatwiać w tym ciele?

 

Popatrzyłem na nią dając do zrozumienia, że owszem, wiem i nie jest to trudne. Na twarzy mężczyzny pojawił się rumieniec, co w tych okolicznościach było tak obrzydliwe jak moje wcześniejsze przeżycia z obiadem. Czekałem na moment, kiedy odnajdziemy ciało Eve, ponieważ była kobietą przyjemną dla oka. Zdjęcie, które mi pokazała, kiedy do mnie przyszła, przedstawiało kobietę po trzydziestce z brązowymi włosami do ramion, błękitnymi oczami, jasną skórą i ładną figurą. Kiedy rozmawiała ze mną głosem mężczyzny, zastanawiałem się jak brzmi jej głos we własnym ciele. " Poproszę, żeby nazwała mnie jeszcze raz Poszukiwaczem", pomyślałem uśmiechając się do siebie. Dotarliśmy do budynku, w którym mieszkał Philip i weszliśmy na klatkę. W drzwiach minęliśmy się ze starą kobietą, która łypała na nas spod beretu. Najwyraźniej nie przepadała za Gomezem albo po prostu nie lubiła mężczyzn, ponieważ pożegnała nas zbitkiem szeptanych słów, brzmiących jak starożytne klątwy. Weszliśmy na trzecie piętro szukając odpowiedniego numeru mieszkania, kiedy parę metrów od nas otworzyły się drzwi i wyszła zza nich kobieta.

 

Mężczyzna obok mnie wciągnął gwałtownie powietrze i dopiero wtedy, przyjrzałem się dokładniej postaci, która wyszła na ciemny korytarz pokryty niebieską, odpadajacą farbą, od czasu do czasu rozjaśniany przez migotajacą jarzeniówkę. Kobieta, która stała przede mną była tą, której szukałem, Evie Jerado.

 

Nim zdążyłem zareagować, zatrzasnęła drzwi i rzuciła się do biegu w przeciwną stronę. Pobiegliśmy za nią nawołując, aby się zatrzymała. Eve musiała być nieźle wysportowana, pownieważ zbiegając wyprzedziła nas o całe piętro, a biegła w butach na obcasie. Ciało Philipa ciężko biegło za mną, co chwilę potykając się, przez co musiałem uważać również na swoje życie. Wybiegliśmy za ciałem Eve na zewnątrz do ogrodzonego podwórka, z którego nie było innego wyjścia prócz tego, ktorym wpadliśmy, oraz wysokiej siatki do przeskoczenia ( przez chwilę pomyślałem, że to najbardziej absurdalne awaryjne wyjscie, jakie w życiu widziałem).

 

Gomez w ciele kobiety zbliżył się do siatki i starał się wspiąć – co z naszej perspektywy wyglądało żałośnie, kiedy po raz wtóry zablokował mu się obcas.

 

– Philip! Koniec tego! Znaleźliśmy cię, oddaj tej kobiecie ciało! – zawołałem. Dopiero wypowiadając te słowa poczułem jak absurdalna to sytuacja. Piękna kobieta odwróciła się i popatrzyła na mnie wrogo, ściskając w ręce buta, który wyciągnęła z siatki.

 

– Nie zrobię tego! NIe oddam wam Kamienia! – wołał. O matko, głos Eve był piękny nawet, kiedy się denerwowała… Lepszy niż sobie wyobrażałem, taki idealnie pasujący do mówienia: Panie Poszukiwaczu. Prawie się uśmiechnąłem, kiedy po raz kolejny sobie przypomniałem, że w tym pięknym ciele rezyduje obrzydliwy, pocący się facet.

 

– NIe chcemy Kamienia! Po prostu zamieńcie się ciałami!

 

– Proszę, oddaj mi ciało!! – krzyknął mężczyzna obok mnie.

 

Gomez patrzył na nas z szaleństwem w oczach, jakby w ogóle nie ogarniał rzeczywistości. Wykorzystałem ten moment i zacząłem powoli się zbliżać. Miałem nadzieję, że uda mi się go obezwładnić i bez większej histerii doprowadzić wszystko do porządku. Wtedy ni stąd, ni zowąd ciało Eve zaczęło biec w naszą stronę, wyciągnęło z torebki pistolet i mierzyło prosto w nas. Eve, która była obok mnie, schowała się za moimi plecami z głośnym krzykiem przerażenia, a ta przede mną zatrzymała się i patrzyła na nas wściekle.

 

– Dobra, spokojnie… – powiedziałem, mając nadzieje, że to coś zmieni. – Możemy rozwiązać tę sytuację. Po prostu oddaj ciało tej kobiecie i zostawimy cię w spokoju.

 

– Tylko Kamień Filozoficzny może wszystko naprawić… tylko on. Bez niego jestem nikim…. NIKIM!

 

– Ok, rozumiem. Daj nam ciało, a my oddamy Kamień, zgoda?

 

Philip Gomez kiwnął niepewnie głową i podszedł bliżej, jednak broń, cały czas trzymał wycelowaną w nas. Nagle wszystko zdarzyło się tak szybko, że nie byłem pewnien, czy wciąż jest to rzeczywistość. Zza mnie wyskoczyła Eve w ciele mężczyzny trzymając pistolet przyłożony do głowy. Łzy ciekły po policzkach Philipa, a dłoń drżała, jednak kobieta była zdeterminowana. Gomez widząc, że jego ciało jest zagrożone przeraźliwie krzyknął i wycelował we mnie. Gdybym stał z boku wydawałoby się, że to jakaś komedia, jednak przeżywałem katharsis. Nagle rozległ się huk wystrzelonej broni, a zaraz po nim drugi. Odwróciłem się i zobaczyłem jak ciało Philipa Gomeza upada na ziemię, broń wypada z ręki, a struga krwi wydobywa się z dziury w czaszce mężczyzny. Oszolomiony spojrzałem na Eve stojącą po drugiej stronie. Jej broń cały czas była wycelowana we mnie, ale wzrok śledził ciało Philipa i plamę krwi, która poszerzała się wypełniając rowki między płytami chodnika. Nagle pusty wzrok w ciele kobiety zwrócił się ku mnie. Chłód i szok wypełniały jej spojrzenie. Gomez w ciele Eve pociągnął za spust. Nagle zdałem sobie sprawę, że już drugi raz przechodzi mnie to ciepłe uczucie. W ostatnim odruchu andrenaliny sięgnąłem po nóż, który cały czas miałem w kieszeni kurtki. Ręką pozbawioną bólu rzuciłem w piękne ciało Eve. Ostatni strzał rozniósł się po podwórku towarzysząc upadającej Eve. Albo Philipowi. Sam już nie wiedziałem. To juz nie było ważne. Tylko ta struga czerwieni na mojej ręce. Tylko to było ważne. A później ciemność i nic już nie miało znaczenia.

 

 

 

 

 

 

 

Powieki miałem ciężkie, jakby ktoś położył mi ciężarki, powstrzymujące mnie od otworzenia oczu. W końcu, z wielkim wysiłkiem, otworzyłem oczy, co nie było najlepszym pomysłem, ponieważ strumień jasnego swiatła wpadł prosto w moje źrenice, rozsadzając mi głowę. Poczułem ból na całym ciele. który czaił się jak potwór, gotowy wyskoczyć w każdej chwili. Ciche pikanie zwrócilo moją uwagę. Obejrzałem się i zauważyłem labirynt rurek odchodzących z mojego ciała do maszyn ustawionych wokół łóżka. Wygladało na szpital. Na potwierdzenie moich myśli, do środka wszedł lekarz w białym kitlu i z szerokim uśmiechem, prosto z reklamy dentystycznej.

 

– Witam. Jak się czujemy? – zapytał. Nie byłem w stanie mówić, więc oczyma starałem się dać mu do zrozumienia, że nie chciałbym tak spędzać urlopu.

 

– Pamietamy, jak się tu znaleźliśmy?

 

Dlaczego pytasz w liczbie mnogiej?! – miałem ochotę zapytać, ale język nadal trwał w sennej krainie. Nagle w umyśle zaczęły pojawiać się obrazy, jakie towrzyszyły mi zanim zemdlałem albo umarłem… Sam nie wiem co się wydarzyło. Widziałem pocącego się faceta, piekną kobietę, klejnot, który podobno był Kamieniem Filozoficznym i broń, która wystrzeliła.

 

– Widzę, że coś się przypomina. – mówił uśmiechając się. – Zostaniemy tu parę dni i wróci pani do domu. Na szczęście rana kłuta nie była na tyle poważna. Miała pani dużo szczęścia w przeciwieństwie do dwóch typów, którzy panią zaatakowali. Możesz być spokojna, już nigdy nie sprawią problemów, chyba że w świecie duchów.

 

 

Posłał mi mrugnięcie i wyszedł pozostawiając oszołomionego i niepewnego całego zajścia. W nagłym przypływie siły i paniki usiadłem na łóżku, zerwałem rurki okalające moje ciało i wbiegłem do łazienki. Z lustra patrzyły na mnie błękitne oczy Eve Jurado.

 

– O cholera. – powiedziałem zachrypniętym kobiecym głosem.

 

 

 

Po powrocie do domu moje życie miało zmienić się nie do poznania. Przynajmniej tak powiedział szpitalny psychiatra, który moje opowieści o Kamieniu Filozoficznym, uznał za problemy z tożsamoscią płciową. Nie wiem, czy to wpływ pierwiastka kobiecości, który teraz mi towrzyszył, ale uważałem swoje mieszkanie za brudną dziurę, czekającą na porządne sprzątanie. I jak matkę kocham, zrobiłem to. Zrobiłem to rękoma pięknej Eve Jurado, która od incydentu na podwórku za wyjściem awaryjnym, leżała martwa w trumnie Philipa Gomeza, a ten rozkładał się na cmentarzu, bezczelnie hańbiąc moje dobre imię.

 

Miałem nadzieję, że to wszystko to zły sen, ale w szpitalu przeszukałem ubrania Eve w celu znalezienia Kamienia Filozoficznego. I cholera jasna znalazłem ten kamień, bo jestem zajebistym Poszukiwaczem.

 

Był tam, niepozorny, ładny, jak każdy inny, drogi klejnot, z tym wyjątkiem, że ten zapewniał nieśmiertelność za cenę krwi. Albo bardziej trafny opis: zapewniał ucieczkę do drugiego ciala. Wystarczyło kogoś zranić do krwi i hop. Zawiesiłem naszyjnik na szyi pięknej Eve i poszedłem spojrzeć w lustro. Usmiechnąłem się i powiedziałem:

 

– Panie Poszukiwaczu.

 

Było tak jak sobie wyobrażałem. Patrzyłem jeszcze przez chwilę w swoje nowe odbicie. Nagle poczułem potrzebę czysto fizjologiczną, usiadłem na toalecie i wziąłem pierwszy, lepszy psychotest. Nosił tytuł " Sprawdź jaką jesteś kobietą! Poznaj siebie! " Roześmiałem się i sięgnąłem po ołówek.

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

 

 

 

Jest to opowiadanie, które można rozszerzyć. Umieściłam je tutaj głównie po to, żeby się sprawdzić i zobaczyć jak podoba sie pomysł.

Koniec

Komentarze

Pomysł dobry. Licho jednak wyeksploatowany. Nie wiadomo, kto jest kto, ale czemu to służy? Za chwytem winna iść treść.

 

Poza tym język. Doputy, ustalanie sklepu, jeszcze kilka kwiatków. Zajrzyj do słownika i poczytaj o interpunkcji.

 

Pozdrawiam

"Nigdy nie uważałem poranków za szczególnie szczęśliwych. " - I to mi wystarczyło.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Delikatne mrowienie przeszyło moje ciało pod wpływem ciepłej krwi, znajdującej ucieczkę z mojego wnętrza. - powtórzenie

 


Nigdy nie uważałem poranków za szczególnie szczęśliwych. - przeczytaj sobie to zdanie

 

Pewnego dnia, głęboko się zastanowiłem, dlaczego miałbym nie być zadowolony z życia - robiłem to co lubiłem, a to czego nie chciałem, nawet nie zajmowało moich myśli. Byłem prostym stworzeniem z urazą do poranków. - powtórzenia, jest ich trochę w tekście

 

Oszolomiony spojrzałem na Eve stojacą naprzeciw. - naprzeciw czego? I literówka

 

Jej broń cały czas była wycelowana we mnie, ale wzrok śledził ciało Philipa i plamę krwi, która poszerzała się wypełnijąc rowki miedzy płytami chodnika. - literówki

 

W ostatnim odruchu andrenaliny siegnąłem po nóż, który cały czas miałem w kieszeniu kurtki. - literówki, poza tym często zjadasz ogonki

 

Przykro mi, ale tekst mnie chwilami nudził. Masz pomysł, ale niezbyt dobrze go przekazujesz. Do propozycji Juliusa na temat interpunkcji dołączam również prośbę, abyś zapoznał się z poprawnym zapisem dialogów. Jest też sporo literówek.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Ja pier*** wycięłam cały komentarz... 

Od początku, w wielkim skrócie.

Historia z powodzeniem mogłaby się zaczynać w biurze. Opis dojścia bohatera do pracy, by rozpocząć właściwą akcję jest nużący. Zdecydowanie lepiej być w miejscu "a" i tam snuć rozważania o kiepskich porankach. Z nudów chociażby, oczekując na klienta. To całe wprowadzenie jest nudne. Gdybym nie była wytrwała, odpuściłabym. 

I sporo straciła, jak się okazało, bo rozwinięcie wypadło intrygująco. Pomysł z zamianą ciał, choć nie oryginalny, udał się. Podoba mi się sposób, w jaki prezentujesz różnice między kobietą a mężczyzną. Robisz to naprawdę przekonująco. 

Niestety, zakończenie, w moim odczuciu, psuje całą historię. Sprawia wrażenie, jakbyś nie miała pomysłu, co dalej. Niestety, najsłabsza "część" tekstu.

 

Podsumowując, pomysł dobry, niestety wykonanie kiepskie. Poleciłabym Ci wzięcie udziału w konkursie Beryla i Joseheim "Wojna płci", ale samym pomysłem nie jesteś w stanie się obronić. 

Ale pisz! Bo nadejdzie taki dzień, kiedy opanujesz warsztat, a  wtedy, przy założeniu, że nie wyczerpiesz wszystkich dobrych pomysłów, Twoje teksty będzie się czytało z prawdziwym zainteresowaniem. Godnym czegoś więcej niż publikacji na portalu. Jak na moje, masz potencjał. Uczciwie stwierdzam.

 

Pozdrawiam

Wielkie dzięki za komentarze, postaram się, aby następne teksty były lepsze ^^

" Mój ołówek chodził po notatniku jak chomik po kołowrotku." - O, ja cie nie mogę! Chodzący ołówek! A co to, dostał nagle nóżek?

Błędy w zapisie dialogów.

Kamień Filozoficzny jako zamieniacz ciał? No, pierwsze słyszę. I nie podoba mi się to.

Sam pomysł z zamianą ciał - OKLEEEPAAANY. Zero oryginalności.

Podsumowując: ani to śmieszne, ani ciekawe, ani oryginalne. Słabiutko.

Nowa Fantastyka