
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
10 lipiec 2015
Siedziałem w jednym z zajazdów na jurze krakowsko-czestochowskiej. Nie wyrózniał się niczym specjalnym. Zwykły płot z siatki dwie wieże straznicze, mur, a za murem budynek zajazdu. Duże pomieszczenie, w którym siedziałem miało zakratowane okna. Było tam może dwadzieścia stolików i duży bar. Za barem stał właściciel, gruby facet w przepoconej flanelowej koszuli. Na podwyżeszeniu po prawej od baru siedział strażnik z kałachem na kolanach i palił papierosa. Przy barze siedział spory gośc, łysy, w dresie, kałasznikow wisiał mu na plecach. Chyba już dośc wypił, mówił głośno, machał rękami. Barman przytakiwał mu tylko ruszając głową, założyłbym się, że wcale go nie słuchał. Czekałem na jedzenie i zapaliłem papierosa. Otworzyły się drzwi i do środka weszło dwóch brodatych facetów, jeden miał krótki przycięty zarost wąs i broda, okulary, drugi miał pełny ale tez w miare krótko przyciety zarost. Obaj mieli na sobie wojskowe spodnie wysokie buty i czarne t-shirty. Obaj mieli też kabury z bronią na prawym udzie. Dresiarz przy barze spojrzał na nich i odwrócił się do barmana.
-Własnie o takich, kurwa, pedałach ci mówie!
Barman popatrzył na nowoprzybyłych lekko speszony. Oni spojrzeli na siebie, większy z nich wrócił spojrzeniem na łysego dresiarza.
– Tyś coś godoł, ciulu?– odezwał się.
– Mówiłem, wy śląskie skurwysyny! – Odparł dresiarz i ruszył w ich kierunku.
Strażnik na podwyżeszeniu uniósł karabin z kolan, ale barman powstrzymał go gestem. Łysy osiłek obrał za cel wyższego z nich i szybkim krokiem ruszył w jego kierunku. Zdziwiłem się, że szukał zaczepki akurat u nich, wyzszy z nich nie był duzo mniejszy od niego, a ten nizszy był mojego wzostu więc również należał do raczej wysokich. Wyglądali dosyć poważnie, profesjonalnie, sam nie postawił bym się na żadnego z nich, chyba, że nie miałbym innego wyjścia. Tamten stał spokojnie przesunął tylko prawą stopę w tył i ustawił się lekko bokiem. Dresiarz najwyraźniej potrafił tylko walić pięciami jak cepem. W odległosci dwóch kroków od gościa w okularach odchylił prawą rękę w tył, szykując sie do ciosu w twarz. Zdaje się brutalna siła była jego najmocniejszą stroną. Jego przeciwnik odchylił się lekko, chwycił jego nadgarstek, jednocześcnie wystawiając lewy łokieć w kierunku jego twarzy i pociągnął, wydłużając jego wypad. Usłyszałem odgłos łamanego nosa. Kiedy puścił rękę napastnika odrazu uderzył w szczękę, silnym, prawym sierpowym. Chyba nikt, kto nie jest zawodowym bokserem, nie ustałby na nogach po takiej kompilacji. Sala, w której przybywało oprócz mnie parę osób, zamarła ale nikt nie kwapił się żeby jakoś zareagować. Dwóch gości ruszyło teraz do baru, ten który przed momentem znokautował dresiarza obszedł go, po drodze nadepnął silnie na jego prawą dłoń.
– Zawsze sie dopierdalają, pierońskie gorole. – powiedział do siebie.
Teraz zauważyłem, że ten z pełną brodą, ma na plecach napis "Cała polska w cieniu Śląska". Cóż nie ulegą najmniejszej wątpliwości, że ci panowie nie wstydzili się swojego pochodzenia. Uśmiechnąłem się w myślach. Jeśli kiedyś stanę na ich drodze pochodzenie może poprawić moją sytuacje.
– Dzień dobry. – powiedział do barmana brodaty– masz coś do nas chopie i my momy coś do ciebie. Tak jak my sie umówili pamiętosz?
– Jasne, jasne. Zaraz przyniose, chwilunia. – odpowiedział pospiesznie właściciel zajazdu i znikął na zapleczu.
Okularnik wyciągnął papierosa, i zaczął obamacywać swoje kieszenie.
– Masz może jaki ogień?– zapytał swojego kompana
– W aucie jest. – odparł i odwrócił wzrok na barmana który własnie wracał z zaplecza.
Facet w okularach westchnął i rozejrzał się po pomieszczeniu. Byłem jedynym który akurat palił, nie licząc strażnika, więc zaraz wyłowił mnie spojrzeniem. Podszedł do mojego stolika niespiesznie.
– Można? – wskazał zapalniczke, która leżała na stole.
– Jasna sprawa.
– Nazywam się Piotr, też jestem ze Śląska. Z Katowic. – powiedziałem kiedy odpalał fajke.
– To fajnie. Dzięki. – powiedział i oddał mi zapalniczkę
Liczyłem na to, że dowiem się kim są. Cóż przeliczyłem się. Normalnie takie lekceważące zachowanie by mnie zdenerwowało. Teraz jednak byłem zbyt zmęczony, poza tym, kątem oka wciąż widziałem osiłka który leżał przy drzwiach. W czasie, kiedy okularnik załatwiał sobie ogień, jego towarzysz wymienił małą paczuszkę wyciągniętą z bocznej kieszni, na ciężki worek, który dostał zza baru. Wyszli bez pożegnania przekraczając leżącego dresa.
Gruba dziewczyna, bardzo podobna do właściciela zajazdu, przyniosła mi jedzenie. Gotowane ziemniaki i kotlet schabowy. Prawdziwy rarytas w tych okrutnych czasach. Kosztował mnie co prawda 20 naboi, ale w cenę były wliczone dwa piwa.
Chciałem odpocząć. Pomyślałem, że dwie noce spędzone w wmiarę bezpiecznym miejscu pozwolą mi nabrać sił. Wyszedłem na zewnątrz po samochód, postawiłem go na parkingu na terenie zajazdu. Znajdował się co prawdą przed murem , ale za siątką i przy jednej z dwóch wież, na których siedzieli strażnicy. Zajazd był bezpieczny, w każdym bądź razie niewątpliwie radził sobie z zarażonymi pierwszego i drugiego stopnia. Rozpoznałem to po stosie ciał ułożonym w dziurze, jakieś dwadzieścia metrów od ogrodzenia. Prawdopodobnie palą ich co parę dni. Na parkingu, oprócz mojego pickup-a, stał dostawczy mercedes, stary samurai i czarne bmw ze stalowym pługiem na zderzaku i siatką ochronną na przedniej szybie.
Wziąłem pojedynczy pokój, małą klitkę na piętrze. W środku było malutkie okienko, na podłodze leżał materac i koc, z sufitu zwisała żarówka. Właściciel wynajął mi ją, na dwa dni, za 20 litrów benzyny, mój pojazd i tak miał silnik diesla. Uczciwa cena za odrobinę spokoju. Usiadłem na materacu i wyjąłem z torby mój zestaw do higieny: szczoteczka, płyn do płukania ust, mydło i mały ręcznik. Zostawiłem w pokoju karabin i resztę sprzętu. Wziąłem tylko pistolet. Ciepły prysznic zawsze poprawia nastrój. Teraz po obiedzie i kąpieli z pespektywą dwóch dni wypoczynku czułem się naprawdę wspaniale. Postanowiłem jeszcze troche uszczuplić mój zapas naboi i poszedłem się napić.
Po dwóch piwach czułem się znacznie lżej. Wieczorem, około godziny dwudziestej drugiej, w zajeździe puścili nawet jakąś muzykę i zrobiło się nieco tłoczniej. Usłyszałem tylko jeden strzał z wieży strażniczej co oznaczało, że okolica jest dość bezpieczna. Zauważyłem, przy barze osiłka, któremu popołudniu okularnik zmienił kształt twarzy. Siedział teraz spokojnie z opuchniętą gębą, złamanym nosem i patrzył tempo na butelkę, z napisem "wyborowa", która stała przed nim. Oprócz niego na sali siedziało jeszcze kilkanaście osób. Czterech starszych facetów przy stoliku na środku sali, grupka młodych ludzi przy połączonych stołach pod oknem. Dwóch facetów i kobieta stolik obok mnie. Większość z nich miała jakąś broń, w każdym badź razie przynajmniej co druga osoba miała broń. Z tego co widziałem, ale byłem pewien, że wszyscy mają przy sobie coś wystarczającego żeby zabić chorego w pierwszym stadium. Siedziałem przy oknie więc usłyszałem nadjeżdżający samochód. Po chwili otworzyły się stalowe drzwi zewnętrzne prowadzące do sali. Starzy znajomi pomyślałem kiedy wszedł okularnik z brodaczem– tak sobie ich nazwałem. Tym razem towarzyszyły im dwie przedstawicelki płci pięknej, rzeczywiście można je było tak nazwać. Musiałem przyznać, że tym paniom niczego nie brakowało. Zajeli ławę blisko drzwi, okularnik zdaję się, zapytał co kto pije i ruszył w kierunku baru. Kiedy stał przy barze, zauważył dresiarza, który siedział po jego lewej ręce. Spojrzał na niego twardo. Wielki dresiarz, niechętnie, odszedł do stolika przy kącie burcząc coś niewyraźnie.
Za oknem usłyszałem strzał. Na moment wszyscy zamilki ale nic wiecej się nie stało więc po chwili na sali znów zagościł gwar rozmów. Okularnik był w połowie drogi do stołu, tuż obok miejsca przy którym siedziało czterech facetów kiedy znów rozległy się strzały. Tym razem z drugiej wieży – tej przy wejściu. Słychać było szamotaninę i dziwne powarkiwania. Strzały ucichły. Warkot przybrał na sile, szybko zbliżał się do drzwi wejściowych. Z ławy przy drzwiach zerwał się brodacz, kopnął w zasuwę zamykając dostęp do środka. Nie trwało to sekundy kiedy od zewnątrz w drzwi uderzyło coś dużego. Uderzenie było tak silne, że poruszyły się śruby na zawiasach i ze ściany posypał się tynk. Zasuwa jednak wytrzymała. Przed drzwiami rozległ się przeciągły ryk. I coś ruszyło biegiem w stronę okna. Brodacz szybkim ruchem wyciągnął z kabury glocka i wymierzył w okno. Siedziałem obok tego okna więc cofnąłem się o kilka kroków. Okularnik postawił cztery szklanki z piwem na stole przy którym stał i tez wyciągnał broń. Strażnik przy barze przeładował kałasznikowa. Barman wyciągnął spod baru strzelbę, kilku innych gości również przygotowało broń do strzału. Zamek mojego walthera chodził gładko. Nagle coś wielkiego i niesamowicie szybkiego wpadło przez okno. Siła z która bestia przebiła się przez siatkę i szybę była tak duża, że wpadła wprost na stół, przy którym siedzieli starsi mężczyźni. Okularnik uratował się skokiem w kierunku baru. Bestia zaryczała i machnęła potężnym ramieniem odrzucając pod ścianę jednego z mężczyzn, który siedział jeszcze na krześle przy resztkach stołu. Pierwszy strzał oddał brodacz. Trafił bezbłednie w coś co przypominało głowę. Potwór zatrząsł łbem rycząc i rozrzucając ślinę. Dolna szczęka wyglądała jakby była zrośnieta z trzech mniejszych, miał dwoje oczu z prawej strony i jedno z lewej. Posturą przypominał niedźwiedzia, jednak mięsnie były niesymetryczne, mała, jakby ludzka lewa noga, prawa dużo większa jednak budową przypominała nogę psa. Dwa ogromne ramiona, lewe było zbrojne w dwa, calowej długości pazury. Skóra mijscami była starta do mięsa, gdzie niegdzie porostały ją sierść. Strzał w głowę nie odniósł zamierzonego efektu. Drugi strzał padł ze strony okularnika. Leżał na plecach pod barem. Wystrzelił też barman. Ja również strzeliłem trafiając bestię w nogę. Strażnik wypuścił serię z kałąsznikowa jednak odrzut był tak silny, a strzelec niedoświadczony, że po trzech trafieniach w potwora kolejne strzały padł na drzwi obok których stał brodacz. Ten szybko zmienił cel i wystrzelił do strażnika trafiając go w ramię i przerywając serię. Bardzo mądrze, facet mogł zranić kogoś z ludzi. Bestia chwyciła w zęby faceta który był uwieziony pod nią, przygniótł go blat stołu, i rzuciła się w kierunku okna. Okularnik i barman przestali strzelać w obawie przed zranieniem kogoś postronnego. Brodacz jednak cały czas strzelał za każdym razem trafiając w zmutowane cielsko. Zanim potwór dosięgnął okna, brodacz zdążył wymienić magazynek– był niesamowicie szybki. Przez moment słyszeliśmy jeszcze krzyk mężczyzny niesionego przez to piekielne stworzenie. Staliśmy w ciszy. W uszach dzwoniło mi echo wystrzałów. Trwało to wieczność. W końcu okularnik podniósł się z podłogi.
– Co to, kurwa, było?!
Orginalnie pisałałem w Open Office po wklejeniu pogineły akapityi itd.. Mam nadzieje, że zbytnio to nie przeszkadza.
Brak akapitów nie przeszkadza w takim stopniu, w jakim przeszkadza taki zapis dialogów.
to też się zmieniło po przeklejeniu tekstu, z góry przepraszam. Z czystego lenistwa nie poprawiłem.
To radzę poprawić. Bo są tu tacy, co na widok tych kropeczek spazmów dostaną. I to nie rozkoszy bynajmniej ;)
Mam nadzieję, że teraz jest lepiej. Poprawiłbym też akapity ale "TAB" przenosi mnie do następnego okna. ;)
>> Siedziałem w jednym z zajazdów na jurze krakowsko-czestochowskiej << --- Nazwy własne regionów, parków narodowych, geoparków, parków krajobrazowych, piszemy zawsze z DUŻEJ LITERY --- czyli: Jura Krakowsko-Częstochowska (inne przykłady: Sudety, Tatry, Masyw Ślęży, Pogórze Kaczawskie, Karpaty i itp.).
>> 10 lipiec 2015 << ---- 10 lipca 2015 a nie ---> 10 lipiec!
Ogólnie: kiepskie opisy, liczne powtórzenia, masa błędów przy zapisie dialogów, szalejąca (momentami) interpunkcja. Liczebniki zapisujemy w tekście literackim słownie (za 20 litrów benzyny), to nie jest algebra. I zwracaj uwagę na zaimki, bo masz ich sporo.
Bardzo nieciekawy tekst, nudny i słaby. Powodzenia w kolejnych, lepszych tekstach. Pozdrawiiam.
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
Niestety, mam podobne wrażenia, co mkmorgoth.
Brakuje przecinków, masz też powtórzenia. Na te ostatnie mam dobrą metodę. Jak tekst odleży, możesz otworzyć go wordem i wyszukiwać słowa, które zazwyczaj często się powtarzają, takie jak "jak", "kiedy", "gdzie" itd., plus wszelkie pochodne, oczywiście, i wtedy je zmieniać, jeśli leżą zbyt blisko siebie. Chyba, że powtórzenia są zamierzone.
Wszyscy już zdążyli przywyczaić sie do braku akapitów i porządnego justowania tekstu? Niebywałe... Brak akapitów i justowania tekstu razi, i to mocno. Ale to jest przypadłość wszystkich tekstów na tym portalu.
Powtórzenia - po prostu katastrofa.
"Było tam może dwadzieścia stolików i duży bar. Za barem stał właściciel, gruby facet w przepoconej flanelowej koszuli. Na podwyżeszeniu po prawej od baru siedział strażnik z kałachem na kolanach i palił papierosa. Przy barze siedział spory gośc..."
"...brutalna siła była jego najmocniejszą stroną. Jego przeciwnik odchylił się lekko, chwycił jego nadgarstek, jednocześcnie wystawiając lewy łokieć w kierunku jego twarzy i pociągnął, wydłużając jego wypad."
"Strzał w głowę nie odniósł zamierzonego efektu. Drugi strzał padł ze strony okularnika. Leżał na plecach pod barem. Wystrzelił też barman. Ja również strzeliłem trafiając bestię w nogę. Strażnik wypuścił serię z kałąsznikowa jednak odrzut był tak silny, a strzelec niedoświadczony, że po trzech trafieniach w potwora kolejne strzały padł na drzwi obok których stał brodacz. Ten szybko zmienił cel i wystrzelił do strażnika trafiając go w ramię i przerywając serię. Bardzo mądrze, facet mogł zranić kogoś z ludzi. Bestia chwyciła w zęby faceta który był uwieziony pod nią, przygniótł go blat stołu, i rzuciła się w kierunku okna. Okularnik i barman przestali strzelać..."
Interpunkcja - kuleje. Zapis dialogów - leży. Odmiana wyrazów - takoż. Literówki - cały ocean, zwłaszcza w słowach z polskimi znakami, ale nie tylko. Podmioty - miejscami okropny chaos. Umiejętność pisania opisów - ze względu na wszystko powyższe - żadna. Spójność i logika tekstu - również.
Nie lubię pisać taki rzeczy, ale ten tekst jest naprawdę niedobry. Zajrzyj do wątku ze wskazówkami dla autorów podpiętego w Hyde Parku i dużo, dużo książek czytaj. Bo na pisanie jeszcze o wiele za wcześnie. Niestety, nauka zasad pisowni musi iść pierwsza.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
No, a właściwie, że tak zacytuję fragment, "co to, kurwa, było?!" ? :)
Pojąłem. Dziękuje za konstruktywną krytykę. Mam nadzieję, że się nie obrazicie gdy za parę miesięcy znowu coś dodam.
Póki co wracam do czytania ;)
Nie obrazimy się. Pisanie to piękna rzecz! Ale wymaga dużo, dużo pracy, niestety. Powodzenia ; )
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr