- Opowiadanie: Łanofas - Raj Obiecany (short)

Raj Obiecany (short)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Raj Obiecany (short)

Raj Obiecany

„I usłyszałem liczbę opieczętowanych:

sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych

ze wszystkich pokoleń synów Izraela (…)”

(Ap 7:4, Biblia Tysiąclecia).

 

 

 

 

 

 

Łzy wyschły, klaksony ucichły, chwilowo liczył się tylko Smoleńsk.

 

– Trotyl, kurwa! – wrzasnął zdziadziały Prezes, czytając poranną prasę.

***

 

Nerwowe uderzenia kijem w bramę zbudziły świętego Piotra. Odkorkował pękatą butelkę i łyknął ulubionego gazowańca. Organizm dopominał się czegoś lekkiego na kaca.

 

Dzięki ci, Dom Perignon! – zawołał w myślach. – I ja miałem chłopa nie wpuścić.

 

Odźwierny wykazywał ogromną słabość do mnichów, lecz tylko tych przedsiębiorczych. Wpuścił nawet paru krzyżaków, tłumacząc się później dość zawile. Bóg wybaczył, bo potrafi wybaczać.

 

Przynajmniej zamontowali centralne ogrzewanie.

 

 

 

– Co jest?! – zapluł się Piotr. – Zamknięte! Czy ludzie już nie czytają tabliczek?

 

– Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi! – ryknięto z dołu.

 

– Matko Boska Przenajświętsza Gidowska – marudził Święty, zsuwając się z wygodnego obłoczka, którego dorobił się po zaledwie dwudziestu wiekach ciężkiej służby.

 

Opróżniona butelka po whiskey sturlała się przodem, fachowo szturchnięta kościstym biodrem.

 

Znów nogi pobrudzę ­– marudził, wpadając po chwili na genialny, wręcz boski pomysł.

 

Na tej wysokości woda już dawno osiągnęła cenę złota, za to dzięki Skłodowskiej dorobili się paru chemicznych pralni.

 

A gdybym wylądował na boku?

 

Grzmotnął tak, że na dole zaczęło padać.

 

Ale wydeptana! – jęczał w myślach. – Ałć! – jęknął poza nimi.

 

Wstał, ostrożnie stawiając stopy.

 

– Czego? – spytał, gładząc pomiętą szatę.

 

Chmura paskudną szarością raniła i tak już przekrwione oczy Piotra. Powinien pozamiatać, ale przecież nie po to uciekał z więzienia.

 

 

 

– Miłość i służba nadają sens naszemu życiu! – odezwał się zgarbiony staruszek. – Musisz od siebie wymagać, nawet gdyby inni nie wymagali.

 

Głos drżał mu tak, jak i ręce drżały. Cały drżał, a nawet brama zadrżała. Piotr drgnął.

 

– Głupio się przyznać, ale odebrali mi klucze – wyjaśnił, rozpoznając natrętnego gościa. – A wszystkie do jednego zamka.

 

BO WPUŚCIŁEŚ ALEKSANDRA SZÓSTEGO! – nie wytrzymał Najwyższy.

 

 

 

Nie było gorszego papieża od wspomnianego Rodrigo Borgii. Zasłynął z zamiłowania do kasztanów i zbierających je nago prostytutek. Poza tym uwielbiał pieniądze i trucie nieposłusznych kardynałów. Doliczono się dwudziestu siedmiu.

 

– Przynajmniej mamy złotą bramę! – odkrzyknął odwołany klucznik. – Przepraszam – dodał w okamgnieniu.

 

 

 

– Przybyłem i jestem radosny. Ty też bądź! Bóg jest pierwszym źródłem radości i nadziei człowieka.

 

OCH KAROL… – pomyślał Stwórca, kryjąc się w gorejących krzakach. – TROCHĘ TO SMUTNE.

 

– Raduj się proszę gdzie indziej – mruknął Święty. – Wszystkie miejsca od dawna zajęte. Niektórzy czwórkami w pokojach siedzą, a to prowadzi wprawdzie do niebiańskich rozkoszy, ale niezgodnych z doktryną szefa.

 

Staruszek ponownie spojrzał na złotą bramę:

 

– Nie lękaj się. Otwórz drzwi papieżowi.

 

Uparciuch – pomyślał Piotr, wypuszczając klasyczne „phi!”. – Bóg jest Bogiem porządku, mój synu.

 

– Otwórzcie. Proszę was o to.

 

– Słuchaj, Wojtyła – rozgniewał się Piotr. – Samych świętych z dziesięć tysięcy naprodukowaliście, a jeszcze Mojżesz narobił gnoju, coś źle zrozumiał i z trzema milionami przez pustynię przeszedł. A metraż mały. I nie próbuj mi włazić boczną bramą! – mrugnął, jak zwykle otwarty na rozsądne propozycje.

 

PIOTRZE.

 

– Co znowu?! Przepraszam! – zmitygował się jeszcze szybciej.

 

WPUŚĆ.

 

Staruszek uśmiechnął się.

 

Przypuszczalnie.

 

Na pewno drgnął.

 

 

 

– Dobra – odezwał się Święty po parunastu minutach ciszy.

 

Obaj potrafili milczeć jak skała.

 

– Wywalmy Konstantyna razem z tym jego: In hoc signo vinces! Wmówimy mu, że gapił się zbyt długo w chmury.

 

– Bóg jest pierwszym źródłem radości i nadziei człowieka – wyszeptał papież, czekając aż zmaterializują się klucze.

 

BĄDŹMY POWAŻNI, KAROLU – zasępił się łaskawy Stwórca.

 

Piotr sprawdził twardość stali, postukał, włożył, przekręcił, otworzył, wypuścił, wpuścił, przekręcił i wyciągnął. I upuścił klucze. Chwilę później zniknęły.

 

 

 

– Panie! Dlaczego?! – krzyknął wleczony przez archaniołów cesarz. – A co z twoim: Jesteś świętym?! Jesteś równym apostołom?!

 

TO NIC OSOBISTEGO, CHŁOPCZE – mruknął Bóg. – TADEUSZ PROSIŁ.

„Ja Panu Bogu dziękuję codziennie,

że jest w Polsce takie Radio,

że się nazywa Radio Maryja.”

 

JP II; wypowiedź z 1995 roku.

 

Koniec

Komentarze

Ostrzeżenie dla przewrażliwionych na punkcie religii chrześcijańskiej i wielkiego papieża (ostrzegam również tych tylko wrażliwych): Nie czytajcie; chyba że potraficie zrobić to z klasycznym przymrużeniem oka. Możecie nawet z jednym przymkniętym.

Inaczej skończę jak Doda… :)

A dla niezaznajomionych z życiorysem Konstantyna Wielkiego: http://pl.wikipedia.org/wiki/In_hoc_signo_vinces

Dobry pomysł dla kabaretu, choć pewnie niektórych by zabolało. Ale jako opowiadanie jest co najwyżej średnie.

Pozdrawiam

Mastiff

Abstrahując od układu odniesienia, jakim w tym przypadku jest kościół katolicki z elementami judaizmu - słabe.

Żeby urazić moje chrześcijańskie ego trzeba czegoś więcej niż ta cienizna.

Ubawiłam się! Przyjemny masz styl pisania, taki  z jajem. 

Stwierdzenie "zsuwając się z wygodnego obłoczka" po prostu miażdży mi mózg ;) 

 

Pozdrawiam i dziękuję za znaczną poprawę humoru

Ja kompletnie tego nie rozumiem. Tekst jest dla mnie zbyt chaotyczny, gubiłem się kto jest kim i kto z kim rozmawia.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dziekuję wszystkim.

@Bohdan: W zasadzie masz rację; jest to rozbudowany żart, ale mam nadzieje, ze parę osób rozbawi.

@homar: Nie interesują mnie ataki na Twojego chrześcijańskiego ego. Wręcz przeciwnie, dlatego ostrzegałem. Nawet czymś grubszym nie zamierzałbym atakować. :) Dziękuje za poswięcony czas i mam nadzieję, że potraktowałe(a)ś to z przymrużeniem oka. Przepraszam, jak uraziłem.

@Prokris: Proszę bardzo i dziękuję.

Fasoletti, a kiedy Ty coś napiszesz ?;)

Zajrzałem. Trochę napisał... :)

W zasadzie mamy doczynienia z dialogiem (czasem boldem coś napomknie Bóg). Miałem nadzieję, że głównie dzięki charakterystycznemu stylowi wypowiedzi papieża uniknę chaosu (Najwyższy go przeciez nie lubi) :)

Dziękuję Fasoletti.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Prokris, przez pracę na trzy zmiany, którą jakiś czas temu podłapałem, nie mam zbyt wiele czasu i sił na pisanie. Jutro na Niedobrych Literkach w mikołajkowej aktualce powinien pojawić się mój short + teksty reszty chłopaków od bizarro. A i na koniec świata planujemy kilka króciaków skrobnąć. 

Jeśli zaś chodzi o coś dłuższego, to chwilowo będzie zastój z mojej strony. Ale dzięki za pamięć :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Shortem też się zadowolę, byleby pisany był w duchu długich tekstów. Twoje teksty przyjemnie rozluźniają, Na czas przedświątecznych stresów związanych z rodzinnymi spotkaniami, jak znalazł ;)

    Klasyczny autor poezji angielskije, John Nilton,  napisał  "Raj utracony", a potem "Raj odzyskany". A autor tego dziełka, zapewne idąc w ślady Miltona, napisał  "Raj Obiecany". Dobry tytul, powiedzialby zapewne niejaki Szekspir. Problem polega na tym, że Milton i Szekspi pisali po angielksu, a autor --- po polsku. A czemu w polskim tłumaczeniu tytuły poematów Miltona brzmią "Raj utracony"  i "Raj odzyskany" zaoisuje się tak, a nie inaczej, autor "Raju Obiecanego" zapewne wie, choć nie jest to do końca pewne.

    Taki byk w tytule kładzie na każdym portalu literackim opowiadaniu na miejscu. Trupem, łącznie z cytatatmi. 

     I tak też jest w przypadku "Raju Odzyskanego".   

    Raju Obiecanego.  Przpraszam Johna Miltona i pokornie proszę o wybaczenie. 

Dzięki RogerRedeye.

A wie dlaczego :) Nawiązałem do Miltona, owszem.

Skąd wiesz czy w drugim dziełku nie bedę odzyskiwał czegoś, co utraciłem w pierwszym? :) Moze Konstantyn wróci i wygonia kogoś innego? Żart, RogerRedeye. Widzę, że Cię zdenerwowałem, a tego nie chciałem.

Poza tym ten short jest w zasadzie antyreligijny, jakbym się nie starał zasłaniać żartem, stąd też ten rewersik (odwrócenie).

Tytuł nawiązuje do Miltona i do ogólnie juz chyba przyjetego mitu; powiedzenia: raj utracony. Pozdrawiam

 

Przeczytałam. Nic mnie nie poruszyło, nic nie rozśmieszyło. Nic nie uraziło uczuć religijnych, bo ich nie mam. Jest obojętność. Nie podobało mi się. Zgodnie z sugestią Autora przymrużyłam oko, potem całkiem je zamknęłam. Znowu zaczęłam czytać. Nie podobało mi się, w dodatku to bardzo niewygodny sposób  czytania. Jeśli Autor liczy się z możliwością „skończenia jak Doda”, może niech już zacznie brać lekcje śpiewu.

 

…którego dorobił się po zaledwie dwudziestu wiekach ciężkiej służby.Ciężkie jest coś, co dużo waży. Ja napisałabym: …którego dorobił się po zaledwie dwudziestu wiekach wyczerpującej służby.  

 

– Czego? – spytał, gładząc pogiętą szatę. – Ja napisałabym: …gładząc pomiętą szatę. Lub: …gładząc pogniecioną szatę. Szaty, zazwyczaj się mną, lub gniotą, nie gną.

 

Nie było gorszego papieża od wspomnianego Rodrigo Borgia. – …od wspomnianego Rodrigo Borgii. To nazwisko odmienia się.

 

Wszystkie miejsce od dawna zajęte. – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

    "Raj obiecany", drogi Autorze, a nie "Raj Obiecany". Czy  mnie zdenerwowaleS? Ależ skad. Rozbawiłeś,  a może tylko rozśmieszyłeś błędem  w tytule.  To, co jest normą w jezyku angelskim, nie jest normą jezykową w języku polskim --- i na odwrót.  Polski tłumacz bardzo dobrej powieści Roberta Gravesa o Johnie Miltonie uśmialby się z tytułu twego opowiadania. Brr...

Dziękuję. Na to liczyłem najbardziej. Wyłapywanie błędów jest dla mnie najcenniejsze.

Mam pytanie do regulatorzy. Czytałem wcześniej parę opowiadań na tej stronie(przed opublikowaniem swojego) i zauważyłem, że dość często poprawiasz te "ciężkie" błędy. :) A i tak się wepchałem ze swoim...

Czy można zostawić słowo "ciężki" przy określeniu pracy (tak jak np w angielskim hard work, ale i heavy work)? Czy do ciężki los też jest błędem? Pytam poważnie. Czy w każdym z poza wagowych znaczyń jest źle? Oduczyć się i już? :) Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam 

Łanofasie, owszem, często poprawiam różne „ciężkie” sformułowania, bo uważam, że są nieprawidłowo używane. Dopuściłabym ciężkie czasy i ciężką pracę, jako że te pojęcia stosowane są od dawna, by nie rzec, od zawsze, ale jednocześnie wolę czasy np. trudne, niełatwe. Praca może być męcząca, znojna, wyczerpująca, pozbawiająca sił, że na tych przykładach poprzestanę.

Czy ciężki los jest błędem? Chyba nie, ale po co tak mówić, skoro los także może być trudny czy niełatwy. Los może nam zgotować przykre niespodzianki, możemy się mozolnie zmagać z losem, los może nas dotkliwie doświadczyć – myślę, że tyle przykładów wystarczy by Cię przekonać, że lepiej oduczyć się używania tego, co „ciężkie”.

Zaznaczam jeszcze, że nie jestem językoznawcą. To co Ci napisałam, to wyłącznie moje zdanie na ten temat.

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wystarczyło. :) Ciężką (fizyczną) pracę jeszcze pewnie sporadycznie użyję (ciężko się oduczyć...).
Szaty z pogiętych przerobiłem na pomięte, literówkę pokonałem, a potomkowie Borgiów mogą się już nie wściekać. Dziękuję regulatorzy.

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka