- Opowiadanie: Jazzper - Mrok i nadzieja

Mrok i nadzieja

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mrok i nadzieja

Mrok. To słowo krążyło mu teraz w myślach. Ciągle tylko mrok. I nie był to przypadek. O czym innym można myśleć gdy ogarnia nas ciemność i niepewność tego co w niej jest?

Nasłuchiwał. I słyszał tylko swój płytki, szybki oddech. Niepewność zaciskała sie na klatce piersiowej, wiązała gardło a strach i obawa jeszcze bardziej potęgowały te uczucia. Po chwili ujrzał w oddali płomień. Tak, to z pewnością był płomień. Jakby światło nadziei które pomimo tego ze nie mogło przezwyciężyć mroku, dawało ciepło i otuchę. Walczył ze sobą. Chciał wyjść na przeciw nadziei lecz nie znał jej źródła. Mogło to być światło przyjaciół, których tutaj oczekiwał, lub wprost przeciwnie– wrogów próbujących pokrzyżować jego plany. Poczekał. Gdy mógł już w pełni dojrzeć źródła światła– właściwie już źródeł, gdyż pojawiły sie jeszcze dwa płomienie– postanowił wyjść do niego.

-Ghaen?– usłyszał ochrypły, ciężki głos.

-Tak– odpowiedział krótko, wiedział ze nic więcej nie będzie potrzebne. Podążał tylko za źródłem światła które miało doprowadzić go do celu. Nie znał on drogi do celu ale wiedział już, że będzie bardzo długa i ciężka. Szli już od kilku godzin przez gęsty las, głęboki śnieg i w wielkim mrozie. Mrok ogarniał wszystko oprócz tego, co znajdowało sie w zasięgu płomieni. Przystanęli na chwilę, aby odpocząć. Ghaen miał zawieszoną na szyi niewielka manierkę z wodą. Woda była zamarznięta ale udało mu sie ja roztopić nad ogniskiem. Przez szyję i prawe ramię miał przewieszoną niewielką torbę. W pierwszej, większej kieszeni, owinięty w tkaniny znajdował sie kawałek mięsa. Upieczony nad ogniem dodał energii i przede wszystkim odwagi. Ciepły posiłek w każdej sytuacji poprawia samopoczucie. Wkrótce potem wyruszyli w dalszą podróż. Nie mogli pozwolić sobie na ani chwilę spóźnienia. Cel wyprawy Ghaena był zbyt ważny. W razie niepowodzenia, musiał sam wrócić tam skąd przyszedł. Lecz droga ta nie była łatwa. Podczas drogi przewodnicy często rozglądali sie wokół, jakby z obawy przed zasadzką lub wypatrując ważnego punktu w planie. W pewnym momencie przystanęli. Zdziwiło go to bardzo, gdyż nie mógł sie od nich dowiedzieć niczego nie znając dobrze ich języka. Byli oni bowiem Normdanami. Plemieniem zamieszkującym najbardziej na północ wysunięte tereny– oczywiście tereny najzimniejsze. Po dłuższej chwili czekania w pozycji pochylonej, wyprostowali sie zobaczywszy kolejne pochodnie. Ci którzy nadchodzili, nie mieli zbyt dobrych zamiarów. Byli to Targoci. Odróżniali się od Normdan w jednym szczególe. Ich pochodnie bowiem posiadały wyższy płomień, podczas gdy pochodnie Normdan były szerokie. Świst. Obok głowy przeleciała strzała. Natychmiast padł na ziemie, słysząc tylko odgłosy kolejnych wystrzałów. Jego kompani również upadli. Jak mieli sie bronić bez broni? Nie mieli nawet najmniejszego sztyletu, który mógłby zadać śmierć choćby jednemu z napastników. Śmierć. Czym jest śmierć? Czy to tylko zapadniecie w Sen z którego sie już nie budzimy? Czy to może cos więcej, dalsza podróż w tym wiecznym śnie? Ghaen tez podróżował w snach. Lecz jego przygody kończyły sie zawsze przedwcześnie. Śmierć. Może jest ona ukojeniem, ratunkiem przed mrokiem? Mrok był wszędzie tam gdzie nie było światła. A światło było rzadko gdzie. Mrok był więc prawie wszędzie. W tym mroku schronienie znajdowało wszystko co złe. Tam gdzie światło, tam i dobro i nadzieja.

Krzyki napastników oraz dźwięki przelatujących strzał ucichły. Szerokie pochodnie zgasły. Ghaen nie wiedział dlaczego. Wstali. Jeden z nich rozświetlił pochodnią kierunek z którego przyszli nieznajomi. Nie było tam niczego. Pustka. Ani jednego śladu po nich. Wydało mu sie to dziwne, ale cieszył sie ze to już koniec.. Skoro ich nie ma, to był bezpieczny. Mogli ruszyć dalej. Tak tez zrobili. Bardzo długo szli wąską, ubitą ścieżką którą wyznaczała charakterystyczna przestrzeń pomiędzy drzewami. Śnieg był bardzo dokuczliwy, gdyż sięgał im już prawie za kolana.

– Joki! – krzyknął jeden z jego towarzyszy. I rzeczywiście, niedaleko w przedzie słyszeć było płynącą wodę. Pytanie tylko jak ta woda była duża i głęboka?

-Köysi? – inny z mężczyzn zapytał o linę.

Macając w mroku przy słabym już świetle pochodni, jeden z ludzi chwycił linę. Była to zapewne lina przymocowana do łodzi, która była na drugim brzegu. Rzeka, mimo iż woda w niej nie sięgała nawet do kolan, była bardzo niebezpieczna. Nurt był szybki a sama woda lodowata. W tych warunkach wyziębienie, choć częściowe, organizmu mogło doprowadzić do śmierci. Gorączka, drgawki i trudności z oddychaniem to jedne z niewielu skutków wyziębienia.

Tak więc, po chwili ciągnięcia za linę, z ciemności wyłoniła sie dwuosobowa Łódź. Pierwszy wsiadł Ghaen wraz z jednym z towarzyszy. Na kolejnego kompana czekali długo, nie przybywał jednak. Po pewnym czasie ciszę przerwał dźwięk Łodzi przecinającej wodę. Wewnątrz Łodzi, opierając sie o prawa burtę leżała pochodnia. No właśnie– leżała. Nikt jej nie trzymał. Łódź płynęła, więc to ktoś z drugiego brzegu musiał ciągnąć linę. Gdy Łódź dobrał do brzegu, Ghaen odwrócił wzrok, zobaczywszy to, co w niej było. Odrąbana głowa jednego z Normdan nie posiadała oczu, język był odcięty a sama twarz, mówiąca o tym ze oczy i język usunięto przed śmiercią, była wykrzywiona w okropnej rozpaczy. Jeden z dwóch wziął do ręki pochodnie i ugasił ją uderzając o drzewo i owijając gruba szmatą. Drugi z nich, wyraźnie starszy i bardziej doświadczony, wziął głowę i zawinąwszy ja w tkaninę, potarł kostką substancji nieznanego pochodzenia, ale tworzącą przyjemny zapach. Zapewne miał on zamaskować zapach gnijącego ciała. Po krótkim milczeniu postanowili iść dalej, ale zanim to uczynili, jeden z nich przeciął linę przymocowana do Łodzi. Ghaen domyślał sie dlaczego ale nie pytał o to na głos. Gdy szli dalej, obaj Normdanie szeptali pod nosem, czasami nucąc pieśń. Zapewne modlili sie aby dusza ich przyjaciela trafiła do krainy łagodnej zimy, która była ich odpowiednikiem raju. Zaduma i żal po straconym przyjacielu nie zasmuciły jego przyjaciół zbyt poważnie. Byli oni bardziej szczęśliwi niż zrozpaczeni. Tak bowiem uważali Normdanowie – jeżeli ktoś umrze w bitwie, zginie z rąk nieprzyjaciela poprzez odcięcie głowy lun poderżnięcie gardła – wtedy to odchodzi do krainy łagodnej zimy. Odcięcie głowy i poderżnięcie gardła oznaczało wśród ludów dalekiej północy szybką i honorową śmierć. Dwóch mężczyzn i Ghaen wiedzieli zatem, że ten kto zabił ich towarzysza, i zapewne tropi ich dalej, jest obeznany w wojennych obyczajach – musi być to więc ktoś doświadczony, mający w swoich działaniach jasny, konkretny cel. Wojny na północy zdarzały się wyjątkowo rzadko. Ostatnia wojna, która nazwana została Wielką – głównie z powodu ilości zabitych – zakończyła się ponad 30 lat temu i nic nie zwiastowało nowego konfliktu.

 

Tymczasem Ghaen zaprotestował dalszej wędrówce. Zmęczony i głodny postanowił wpłynąć na przewodników i poprosić ich o postój. Herken, bo tak było na imię wysokiemu, czarnookiemu blondynowi, pomysł ten nie bardzo się podobał. Ghaen, mierząc go wzrokiem od stóp do głów, wcale się mu nie dziwił. Potężnie zbudowany, świetnie odżywiony i przystosowany to tutejszych warunków Normdanin mógłby wędrować zapewne przez kilka kolejnych dni. Ghaen, istne jego przeciwieństwo, miał po prostu dość. W końcu, gdy pokazał Herkenowi duży kawałek mięsa, które planował podgrzać na ogniu, postój stał się faktem. Mięso było pożywne, smaczne a przede wszystkim dodawało sił i otuchy. Czas spędzony na odpoczynku i jedzeniu mięsa upływał szybko. Ghaen postanowił wreszcie się odważyć i zapytał swoim łamanym Normdańskim:

 

-Kaukana tavoite? – z jego gardła niepewnie wydobywały się słowa, które Herken przyjmował z lekkim uśmiechem.

 

-Lähellä, erittäin lähellä. – Herken odpowiedział, spoglądając w dal jakby szukając właśnie tego, bliskiego celu.

Koniec

Komentarze

Brak przecinków, kropki nad "że" i mnóstwo powtórzeń. Błędy w zapisie dialogów.

I za dużo tu mroku. Piszesz bardzo rozwlekle. Rozwodzisz się najpierw nad mrokiem, później nad płomieniem, jak czytam, mam wrażenie, że idę zanurzona po kostki w wodzie, a stopy wciąga muł. Wolałabym piaszczystą plażę. Z muszelkami najlepiej.

Poza tym,  jeśli wokół nich był śnieg, nie mogło być aż tak mrocznie. Śnieg odbija światło. Nawet w nocy. Sprawdź kiedyś, najlepiej w górach, idąc przez las:)

Masz fatalny styl prowadzenia narracji. Albo piszesz rozwlekle, albo w kilku zdaniach pakujesz cały magazynek informacji w czytelnika. Dziwna metoda. Brak Ci wyczucia. To przyjdzie z czasem zapewne. Albo i nie.  

Nie myślisz, co piszesz. Przykład:

"W pewnym momencie przystanęli zupełnie." A jak to jest przystanąć niezupełnie? To tak jakby biec nie do końca, albo prawie stać. 

Pomysł ciekawy, szkoda, że wykonanie leży i już nawet nie kwiczy.

Dziękuję :) Czekałem na pierwszy komentarz.

Po "chwile" i "szyje" obrabowanych z ę przestałem czytać. Bezprzecinkowe i bezkropkowe "że" i sto razy mrok na pięć zdań. Zniechęca, popracuj nad narracją.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

@Prokris

Odwołując się do twojego komentarza, chciałbym się Ciebie zapytać o co chodzi Ci w "mam wrażenie, że idę zanurzona po kostki w wodzie, a stopy wciąga muł."

Chciałbym też się dowiedzieć czy zmiana stylu narracji jest zła. Chodzi mi o to, czy jeżeli zacznę pisać rozległe opisy, to muszę się tego trzymać? Proszę o odpowiedź.

@koik80

Chciałbym tylko powiedzieć, że mankamenty, które przedstawiłeś wynikają tylko i wyłącznie z mojej winy, i z tego, że pisałem to na telefonie. Gdybym pisał na komputerze, zapewne uniknął bym tych błędów.

Pisałeś to opowiadanie na telefonie? No, przestaję się dziwić...

@Agroeling

Tak, pisałem je na telefonie. "Natchnienie" przychodziło akurat w tym momencie. Na dodatek poświęciłem zbyt mało czasu na edycję tekstu w wordzie i wyszło jak wyszło. Postaram się poprawić i poćwiczyć te elementy, które wytknęliście mi jako niedopracowane. Jeżeli nikt nie będzie wściekły, wrzucę tutaj też kolejne teksty.

A może byś zaczął pisać na kartce papieru? Tak dla odmiany? Bo jeśli dalej będziesz wrzucał takie teksty, jak ten, to czytelnicy mogą się wściec.

    Ale, Autorze, nawet na klawiaturze telefonu nie musialeś stawiać kropki na zakończenie tytulu. Postawileś, bo nie znasz zasad pisowni tytułów, i tyle. Dyskwalifikujące. 

    Podobnie jest z przerażliwie przerażajacym brakiem przecinków.

    Mocno beznadziejna beznadzieja, ten tekst.   

    Pozdrówko.

Dziękuję wszystkim za wytknięcie mi błędów. Czekam na kolejne komentarze, jeśli takowe będą.

No cóż, źle się to opowiadanie zaczęło, fatalnie toczyło i nie wiadomo czym skończyło. Mam wrażenie, że Autorowi przyszedł do głowy pewien pomysł, więc szybko spisał co Mu tam po głowie się kołatało, uznał – Jest super! – i uraczył swym „dziełem” czytelników. Drogi Autorze, przeczytałam, że chcesz wrzucić tu kolejne teksty. Może przemyśl ten zamiar, bo jeśli  pozostałe opowiadania prezentują podobny poziom, to ja się nie wścieknę, ja ich po prostu nie przeczytam.

 

Niepewność zaciskała sie na klatce piersiowej… – Literówka.

 

…strach i obawa jeszcze bardziej potęgowały te uczucia. – …potęgowały to uczucie.

Niepewność – to jedno uczucie.

 

…pomimo tego ze nie mogło przezwyciężyć mroku… – Literówka.

 

Chciał wyjść na przeciw nadziei…Chciał wyjść naprzeciw nadziei

 

Gdy mógł już w pełni dojrzeć źródła światła- właściwie już źródeł, gdyż pojawiły sie jeszcze dwa płomienie- postanowił wyjść do niego.Gdy mógł już w pełni dojrzeć źródło światła – właściwie to  źródła, gdyż pojawiły się jeszcze dwa płomienie – postanowił wyjść do nich.

 

…wiedział ze nic więcej nie będzie potrzebne. – Literówka.

 

…doprowadzić go do celu. Nie znał on drogi do celu – Powtórzenie. Zbędny zaimek „on”.

 

…wiedział już ze będzie… – Literówka.

 

…co znajdowało sie w zasięgu płomieni. – Literówka.

 

…ale udało mu sie ja roztopić… – Literówki.

 

W pierwszej, większej kieszeni, owinięty w tkaniny znajdował sie kawałek mięsa. – Literówka. Dlaczego ta właśnie kieszeń była pierwszą. Czy inne kieszenie też były numerowane? ;-)

 

Upieczony nad ogniem dodał energii i przede wszystkim odwagi. – Czy widok upieczonego mięsa tak ich podbudował?

 

Lecz droga ta nie była łatwa. Podczas drogi – Powtórzenie.

 

W pewnym momencie przystanęli zupełnie. Zdziwiło go to bardzo, gdyż nie mógł sie od nich dowiedzieć niczego, ponieważ nie znał ich języka. – Literówka.

Ja też byłabym zszokowana, widząc zupełnie przystaniętych, mówiących innym językiem, niechcących mi powiedzieć dlaczego. ;-)

 

Plemieniem zamieszkującym najbardziej położone na północy tereny– oczywiście tereny najzimniejsze. – Brak spacji przed półpauzą.

To oczywiste, że najzimniejsze tereny są najbardziej położone. Tereny cieplejsze siadają czasami, a najcieplejsze potrafią się nawet postawić. ;-)  

 

Po dłuższej chwili czekania w pozycji pochylonej, wyprostowali sie zobaczywszy kolejne pochodnie. – Lioterówka. Rozumiem, że zamieszkujący tereny najbardziej położone, przejmowali cechy terenu. Gdy było cieplej potrafili, przystanąwszy zupełnie, czekać w pozycji pochylonej a kiedy zobaczyli kolejne pochodnie, dające ciepło, prostowali się, wzorem – jak mniemam – terenów cieplejszych. ;-)  

 

Byli to Targoci. Odróżniali się od Normdan w jednym szczególe. Ich pochodnie bowiem posiadały wyższy płomień, podczas gdy pochodnie Normdan były szerokie. – W jaki sposób wyższe płomienie pochodni jednych, podczas gdy drudzy mieli szerokie pochodnie, powodowały różnicę w jednym szczególe między Targotami i Normdami. ;-)

 

Wydało mu sie to dziwne… – Literówka.

 

…ale cieszył sie ze to już koniec.. – Dwie literówki. Na końcu zdania stawiamy jedną kropkę.

 

Bardzo długo szli wąską, ubitą ścieżką którą wyznaczała charakterystyczna przestrzeń pomiędzy drzewami. Śnieg był bardzo dokuczliwy, gdyż sięgał im już prawie za kolana. – O jakiej wąskiej i w dodatku ubitej ścieżce majaczy Autor, skoro brną w śniegu po kolana?

I co to jest charakterystyczna przestrzeń pomiędzy drzewami?

 

…z ciemności wyłoniła sie dwuosobowa Łódź. – Literówka.

Czemu małą łódkę nazywasz Łodzią, używając wielkiej litery? Czy to z sympatii do miasta Łodzi? Powtarzasz ten błąd wielokrotnie.

 

Wewnątrz Łodzi, opierając sie o prawa burtę leżała pochodnia. – Literówka.

Czy pochodnia opierała się o burtę dla własnej wygody, by leżało się jej bardziej komfortowo?

 

Gdy Łódź dobrał do brzegu… – Co to znaczy: dobrał łódź do brzegu?

 

Ghaen domyślał sie – Literówka.

 

Zapewne modlili sie – Literówka.

 

…która była ich odpowiednikiem raju. – …która była odpowiednikiem ich raju.

 

…odcięcie głowy lun poderżnięcie… – Literówka.

 

Tymczasem Ghaen zaprotestował dalszej wędrówce. – I co uczyniła zaprotestowana dalsza wędrówka? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wszystko zostało powiedziane. To ja lakonicznie: nie podobało mi się.

Pozdrawiam

Mastiff

Słowo od rednacza:

Jakub 2010-05-23 14:05
Kama i inni: pomysł z limitem zaiste znakomity, ale sami musicie tego pilnować. Nakazu odgórnego redakcja "Nowej Fantastyki" nie wporwadzi. Liczymy, że stronę odwiedzają ludzie inteligentni, świadomi i umiejący wyciągać wnioski. I tak Was chcemy traktować. Zatem o limity możecie zadbać sami, na przykład nie czytając więcej niż jednego opowiadania autora, który za jednym zamachem wkleił więcej. Albo pisząc pod opowiadaniem w komentarzu, że widzicie, że autoir czy autorka rozdrabniają się. Ja tak robię i każdy może w ten sposób wpłynąć na to, co i w jakiej ilości bedzie na stronie. Zatem wspólnymi siłami mamy szansę wprowadzić pewien ład. Pomyślcie o tym. To zresztą tylko jedna ze spraw, w których sami możecie decydować w dużym, naprawdę dużym zakresie. Korzystajcie z tych mocy decyzyjnych. Wtedy to naprawdę bedzie Wasza strona. A to by było najlepszym, co może się stać. Zatem: od inicjatywy do czynu! :-)
Pozdrawiam.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

 "mam wrażenie, że idę zanurzona po kostki w wodzie, a stopy wciąga muł." - Tekst jest mułem.  Brnie się przez niego bez wyraźnej przyjemności. Nie to co, po piaseczku na plaży, z przejrzystą wodą...

Opisy i te rozległe i ich brak, są w porządku o ile autor posiada umiejętności. Ty ich nie posiadasz. Sięgnij po np "Władcę Pierścieni" i poszukaj, jak autor opisuje mrok np w kopalni Morii. Z pewnością zauważysz, że mrok, jeśli pojawia się, to tylko jeden, no góra dwa razy. Zanim napiszesz kolejne opowiadanie, przeczytaj kilka książek i zwróć uwagę, jak kreuje się świat, jak opisuje się sytuację widzianą z perspektywy bohatera. I wyciągnij wnioski. Póki co, jest źle. W międzyczasie zajrzyj też do Hyde Parku, do tematu (oznaczony gwiazdką), "porady dla piszących". Wyeliminuj błędy w pisowni. I dopiero wtedy zacznij myśleć o dodaniu kolejnego tekstu tutaj. I nie pisz więcej na telefonie. 

Nowa Fantastyka