- Opowiadanie: oruen - Przeczywistość

Przeczywistość

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Przeczywistość

Wpatrywał się pustym wzrokiem w brudną, spękaną ścianę. Już któryś z rzędu miesiąc leżał w tej sali chorych, cały czas zamknięty w sobie, nieobecny.

– Więc, ehm – odkaszlnął psycholog siedzący na krześle koło jego łóżka. – Zawsze możemy o tym porozmawiać. Adasiu, spotkało cię nieszczęście, to musi być dla ciebie trudne i chciałbym zrozumieć, co czujesz. Ale jeśli będziesz milczał cały czas, nie dasz mi możliwości pomocy.

Jakbyś mógł mi pomóc, przebiegło przez głowę Adasiowi. Obserwował, jak pająk w rogu buduje swoją sieć. Lubił go. Był taki statyczny, taki spokojny. I nie próbował z nim rozmawiać.

Psycholog zebrał się do wyjścia, widząc, że czas na rozmowę jeszcze nie nadszedł. Westchnął ciężko, kiedy stanął w drzwiach. To był najtrudniejszy pacjent. Jedenastoletni chłopiec, po wypadku, w którym zginęli jego rodzice, a on sam ledwo uszedł z życiem. Po wyjściu ze szpitala czeka go dom dziecka. Biedny chłopak.

Delikatnie zamknął za sobą drzwi i ruszył pustym korytarzem do następnego pacjenta.

 

*

 

Rozległo się pukanie do drzwi, do sali wszedł ksiądz.

– Jestem Marek – powiedział, przystawiając sobie krzesło. – Słyszałem, co się stało i pomyślałem, że może chcesz porozmawiać – zamilkł na chwilę, czekając na odpowiedź. – Powiem ci coś – oznajmił w końcu, nie mogąc się doczekać reakcji. – Przyszedłem tutaj, bo rozumiem, co czujesz i chciałem ci coś opowiedzieć – oznajmił.

Siedział przez chwilę, nie do końca wiedząc, jak zacząć.

– Kiedy miałem piętnaście lat, moi rodzice zginęli w wypadku. Nie miał mnie kto przygarnąć, umieszczono mnie w domu dziecka.

Adaś nie komentował.

– Przychodził tam taki zakonnik – kontynuował Marek, niezrażony ciszą. – Usiedliśmy kiedyś razem, żeby porozmawiać. To on uświadomił mi, że moi rodzice wcale nie zginęli. Że póki ich pamiętam, oni żyją. We mnie. Więc pamiętaj.

Adaś zacisnął usta. Dopiero, kiedy ksiądz wyszedł, pozwolił sobie na jedną, jedyną łzę, która spłynęła po policzku i szybko wsiąkła w biel prześcieradła.

 

*

 

Dom dziecka okazał się pokaźnym budynkiem z czerwonej cegły. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest specjalnie zadbany; z drewnianych okien płatami odchodziła biała farba, odrapane drzwi wejściowe straszyły niechlujnym wyglądem.

Adaś trafił do pokoju Maćka. Maciek miał osiem lat i też nie miał rodziców. W pokoju był sam, co było niezwykłe jak na standardy domu, ale głównym powodem był fakt, że żadne z dzieci nie chciało z nim mieszkać. Opiekunki, nie mogąc znieść nieustannego płaczu innych dzieci, które były z nim w pokoju, dały w końcu spokój i przeniosły je gdzieś indziej. Adaś trafił tam dlatego, że nigdzie nie było już wolnych miejsc. Był już dość późny wieczór, więc szybko rozpakowano jego skromny bagaż, pozwolono na szybką kolację i zaprowadzono do pokoju.

Nie mógł zasnąć, a Maciek leżący nieopodal na łóżku wcale mu tego nie ułatwiał, chrapiąc głośno. Adaś leżał więc z otwartymi oczyma, czekając, aż będzie na tyle zmęczony, by zasnąć.

Kiedy ciemność za oknem zaczęła ustępować, a niebo rozjaśniła szarość przedświtu, Maciek się obudził. Pogmerał chwilę pod poduszką i wyciągnął pluszowego misia. Wyjrzał za okno i uśmiechnął się szeroko, po czym postawił go na podłodze.

Ten wstał i zaczął rozprostowywać łapki, jakby uprawiał gimnastykę. Adaś, zdumiony, usiadł na łóżku i zaczął mu się przypatrywać.

– No co jest, nigdy nie widziałeś, jak ktoś ćwiczy? – zapytał zaczepnie miś.

Adaś nie odpowiedział. W końcu odezwał się Maciek:

– Ty go widzisz?

Adaś kiwnął głową.

– Ojej – ucieszył się Maciek. – A wszyscy tutaj mówili mi, że to nieprawda, że nie ma żadnego misia. Dużo mądrych panów mi to mówiło – powiedział zamyślony, przygarniając pluszaka do siebie. – Ale ja w to nie wierzę, nie wierzę, że go nie ma.

– Dlaczego ten miś się rusza? – zapytał Adaś, podchodząc do jego łóżka.

– Nie wiem, ja tego nie rozumiem. Musielibyśmy wyjść i znaleźć tą, która umie powiedzieć – powiedział Maciek. – To jest Uchuś.

Miś ukłonił się głęboko, z szacunkiem.

 

*

 

Wychodzenie przez okno na pierwszym piętrze wydawało mu się niemożliwością. Ze zdumieniem patrzył na Maćka, który zręcznie schodził po piorunochronie, jakby robił to codziennie.

Adaś się bał. Ale chciał wiedzieć. Jego oddech zmieniał się w mgiełkę w zimnym powietrzu przedświtu, kiedy złapał za kawałek materiału i przełożył przez gruby pręt. Ostrożnie wystawił nogę przez okno i wsunął w dziurę po cegle, tak, jak mówił Maciek, dopingujący go razem z Uchusiem z dołu.

– Tylko nie zamykaj oczu! – krzyknął Uchuś. – Spokojnie, powoli, dasz radę!

Kilka minut później stanął na ziemi. Nogi mu się trzęsły, ale był z siebie dumny – udało się.

– Gdzie idziemy? – zapytał.

– Uchuś poprowadzi, on tak dobrze prowadzi – powiedział Maciek.

Przeszli przez bramę. Nikomu nie chciało się jej zamykać na noc. Uchuś przystanął i zaczął węszyć, poruszając plastikowym nosem.

– Mamy szczęście, są niedaleko – powiedział.

Weszli na łąkę. Uchuś kroczył pewnie, choć było mu ciężko, rosa gromadząca się na trawie wsiąkała w miękki materiał, z którego był uszyty.

– Weź mnie na ręce – powiedział do Maćka, sapiąc ciężko, prawie jak prawdziwy niedźwiedź. – Nogi się pode mną uginają od tego ciężaru. Teraz cały czas prosto, nie zatrzymujemy się i nie rozglądamy niepotrzebnie na boki. Za chwilę i tak ich zobaczycie.

Rzeczywiście, grupa ludzi w podartych ubraniach siedząca na trawie była łatwa do zauważenia. Obrócili głowy w ich stronę i uśmiechnęli się na widok misia. Najwyraźniej go znali.

Byli w większości młodzi, ale Adasiowi wydawali się bardzo starzy, głównie przez podkrążone oczy i zmarszczki na zniszczonych twarzach. Część z nich miała już na twarzy błogi uśmiech narkomana na haju, część trzęsła się konwulsyjnie, czekając, aż strzykawka do nich dotrze.

– Jest Ania? – spytał Uchuś.

– Będzie – odpowiedział chrapliwym głosem mężczyzna w podartej kurtce. – Musi przyjść. Zawsze przychodzi.

 

*

 

Ania usiadła naprzeciwko i dotknęła jego policzka. Adaś odruchowo szarpnął się do tyłu, czując przeraźliwe zimno bijące od jej dłoni.

– Wiem – powiedziała smutno. – Wiem.

– Dlaczego jesteś taka zimna? – zapytał Adaś.

– Bo nie żyję – odpowiedziała. – Ale oni w to nie wierzą. Dlatego tu przychodzę. A dlaczego wy tutaj przyszliście? Chciałeś coś wiedzieć?

– Tak – odpowiedział Adaś. – Chciałem wiedzieć, dlaczego mogę widzieć Uchusia, a inne dzieci nie mogą.

Wydawało mu się to bardzo ważne.

Ania spojrzała na niego oczami pokrytymi bielmem.

– To przeczywistość – powiedziała po prostu, a widząc, że nie rozumie, zaczęła tłumaczyć. – To ten element ukryty gdzieś głęboko w tobie, który wypierasz najbardziej. Tak jak Maciek nie wierzy, że Uchuś nie istnieje, tak jak oni – wskazała głową na grupkę leżących ludzi – nie wierzą, że zaćpałam się na śmierć, tak i ty w końcu będziesz nie wierzyć w coś tak mocno, że uda ci się to zobaczyć. Tuż przed porankiem, w godzinie przedświtu, takie rzeczy jak wiara mają wielkie znaczenie. Ta rzecz, na którą nie zgadzasz się najbardziej na całym świecie, ta niezgoda z rzeczywistością staje się na chwilę prawdą, która ucieka z pierwszym promieniem poranka. A ci, którzy zostaną dotknięci promieniem przedświtu, mogą zajrzeć do innych przeczywistości. Dlatego widzisz Uchusia, dlatego możesz ze mną rozmawiać. A teraz przepraszam – powiedziała, wstając. – Nie zostało już dużo czasu, poranek się zbliża.

Podeszła do jednego z narkomanów, położyła się obok i przytuliła go mocno.

 

*

 

– Ale dlaczego ja nic nie zmieniam? – zapytał Adaś.

– Może nie wierzysz wystarczająco mocno – powiedział Maciek, wchodząc przez okno. – Niedługo będą nas budzić, więc spróbuj się wyspać.

 

*

 

Minęło już sporo czasu, od kiedy wyszli na łąkę, a Adaś wciąż nie mógł wybrać się na nią sam. Maciek już spał, czekając, aż pojawi się Uchuś. Adaś wstał i, najciszej jak umiał, podkradł się do okna. Już niedługo miało robić się jasno, a on chciał jeszcze odnaleźć Anię, zadać jej kilka pytań, na które wciąż nie umiał sobie odpowiedzieć. Szybko zszedł po piorunochronie.

Zaczął padać deszcz.

Przeszedł przez bramę i udał się w stronę łąki, mając nadzieję, że ją spotka. Wiedział, że wyszedł za wcześnie, było jeszcze ciemno, ale uznał, że poczeka na miejscu.

Nie doczekał się. Nie zastał nikogo, a zaczynało już robić się jasno. Rozczarowany, zaczął wracać do domu.

Mocno złapał za gruby pręt piorunochronu i zaczął zwinnie wspinać się po ścianie. Zmartwiał, gdy zobaczył, że okno jest zamknięte. Wychylił się i próbował je pchnąć.

Stracił równowagę, próbował jeszcze chwycić za wystającą cegłę, ale zgrabiałe z zimna palce nie chciały go słuchać. Odpadł od ściany. Wyraźnie słyszał trzask pękających kości, po chwili pojawił się ból. Mocno zacisnął powieki.

Tak nie może być, pomyślał, wspomniawszy słowa księdza w szpitalu. Nie wierzę, że to się dzieje. Nie mogę, nie mogę dać się zimnu, bo oni umrą razem ze mną…

Poczuł, jak ktoś chwyta go za ramię i podnosi z ziemi. Wstał, zdumiony, że nic go nie boli.

– Ale się ubrudziłeś – usłyszał ciepły głos ojca, który otrzepywał jego ubranie. – No trudno, dopierze się później. Chodź, mama już czeka.

Odeszli w pierwszy promień poranka.

 

Maciek uśmiechnął się pod nosem, przewracając się z boku na bok.

Koniec

Komentarze

Wpatrywał się pustym wzrokiem w brudną, spękaną ścianę. To był już piąty miesiąc pobytu w tej sali chorych.
- Więc, ehm - odkaszlnął psycholog siedzący na krześle koło niego.  

---> Koło kogo siedział psycholog? Namotałeś. Pierwsze zdanie: jakiś on. Drugie: piąty miesiąc. Trzecie: psycholog. Koło kogo / czego stoi krzesło? Piątego miesiąca? ( Ja wiem, i pozostali zgadną, ale rebusy hamują czytanie.)  

Adaś, spotkało cię nieszczęście, (...).   ---> Adasiu. Mówi psycholog, człek wykształcony, zwracający uwagę na formę...  

(...) pająk w rogu buduje swoją nić.   ---> Ejże. Sieć może budować, nie pojedynczą nić.   

(...) zginęli obaj rodzice, (...)  ---> sugerujesz parę homo, a w zakończeniu mowa o mamie...  

(...) kiedyś razem żeby porozmawiać.   ---> łapać uciekiniera! Przecinek, znaczy.  

(...) wsiąknęła (...)   ---> ...kła.  

Dalej rewiduj Waszmość sam.  

Proste, poruszające (nie wstrząsające, ale kto powiedział, że każdy tekst musi rzucać  o ścianę), i w pewnym sensie takie, rzekłbym, prawdziwe.

Dzięki za przeczytanie i błędów wyłapanie. Ruszam do poprawek :)

Pierwsze opowiadanie dziś. Nareszcie.

 

"To był już piąty miesiąc pobytu w tej sali chorych." - Do usunięcia. Niepotrzebne.

 

 |Ale jeśli będziesz milczał cały czas, nie dasz mi możliwości pomocy.
Jakbyś mógł mi pomóc, przebiegło przez głowę Adasiowi." - powtórzenie, a ponadto zapis myśli oznacza się kursywą.

 

"I nie próbował z nim rozmawiać.
Psycholog zebrał się do wyjścia, widząc, że czas na rozmowę jeszcze nie nadszedł."

 

"Jedenastoletni chłopiec, po wypadku, w którym zginęli obaj rodzice, a on sam ledwo uszedł z życiem. Po wyjściu ze szpitala czeka go dom dziecka. Biedny chłopak." 

 

"Słyszałem, co się stało i pomyślałem, że może chcesz porozmawiać. - Zamilkł na chwilę, czekając na odpowiedź. - Powiem ci coś - powiedział w końcu, nie mogąc się doczekać reakcji. - Przyszedłem tutaj, bo rozumiem, co czujesz i chciałem ci coś opowiedzieć - oznajmił."

 

"W pokoju był sam, co było niezwykłe jak na standardy domu, ale głównym powodem był fakt, że żadne z dzieci nie chciało z nim mieszkać. Opiekunki, nie mogąc znieść nieustannego płaczu innych dzieci, które były z nim w pokoju, dały w końcu spokój i przeniosły je gdzieś indziej."  

 

"Adaś trafił tam dlatego, że nigdzie nie było już wolnych miejsc. Był już dość późny wieczór, więc szybko rozpakowano jego skromny bagaż, pozwolono na szybką kolację i zaprowadzono do łóżka.
Nie mógł zasnąć, a Maciek leżący nieopodal na łózku wcale mu tego nie ułatwiał, chrapiąc głośno. Adaś leżał więc z otwartymi oczyma, czekając, aż będzie na tyle zmęczony, by zasnąć." 

 

Powtórzenia! Opowiastka ładna. Choć smutnawa.  

Nie za ma co, bo czytało się przyjemnie.

Tak sobie myśle, że dziś jednak nie mam dyżuru :P 

@Prokris: zawsze zastanawiałem się, jak to jest z tymi powtórzeniami. Niby błąd, ale otwórz "Zimistrza" w tłumaczeniu Cholewy, a słowo "śnieg" dosłownie na nim śnieży. Najbardziej nachalne poprawię, oczywiście, ale tak ogólnie rzecz biorąc, powtórzenie traktujemy jako błąd?

Przejaw lenistwa? A może autor posiada ubogi zasób słów? Ciebie to nie razi? Mnie bardzo. Tak, to błąd. Traktuj więc poważnie :) 

Mam mieszane uczucia. Nie mogę powiedzieć, ze tekt mi się podobał, nie mogę powiedzieć, że się nie podobał. Melancholijna nieco, smutna opowiastka. Ładna, właściwie. Łagodna taka.

Pisz dalej, jak najwięcej ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Bardzo mi się podoba, mimo że to smutne opowiadanie. A może właśnie dlatego. Przeczywistość – wymyśliłeś wyjątkowo ładne słowo.  

 

sielibyśmy wyjść i znaleźć , która umie powiedzieć… – …i znaleźć , która umie powiedzieć… Choć ośmioletni Maciek nie musi tego wiedzieć i w jego ustach ten błąd, moim zdaniem, uchodzi.

 

Ostrożnie wystawił nogę przez okno i wstawił w dziurę po cegle… – Powtórzenie. Może: Ostrożnie wystawił nogę przez okno i wsunął w dziurę po cegle

 

Weszli na łąkę. Uchuś szedł pewnie… – Powtórzenie. Może: Weszli na łąkę. Uchuś kroczył / stąpał pewnie

 

…grupa ludzi w obdartych ubraniach– Ubranie nie jest obdarte. Obdarty, to ktoś mający na sobie podarte / porwane ubranie.  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki wszystkim za wyłapanie baboli :)

Trzeba przyznać, że to ładna opowiastka. Na powtórzenia faktycznie należy uważać. Zwłaszcza kiedy w jednym zdaniu jest 3 razy "było".

Aj. Moim zdaniem czegoś tu brakuje, żeby było dobrze. Tekścik ma potencjał, ale go nie wykorzystuje. Właściwie to miałem wrażenie, że wszystko idzie jakoś za szybko. A przy tego typu treści - smutnej, łagodnej - to raczej nie jest wskazane. Niemniej, ogólnie na plus : )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka