
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
proszę o komentarze – czy to jest na tyle fajne, by pisać dalej – czy sobie darować. zamieszczam fragment z 24 stron.
Eldrin przebudził się tego ranka, ostatniego na urlopie, z poczuciem, że to jest jeden z tych dni, w które najchętniej zostałby w łóżku. Jak każdy po urlopie. Niestety obowiązki wzywały go już do rodzinnego Lathienn, gdzie miał osobliwą misję do spełnienia. Musiał przekonać księżniczkę Syennę do ślubu z księciem Gladmore’m. To małżeństwo mogłoby położyć kres wojnom Lathienn i Eliathlandu, toczącym się mniej więcej od stuleci. Do tej pory nie zdarzyło się, by władcy tych krajów byli skłonni do jakiegokolwiek dialogu, jednak przed dwudziestu laty każdemu z nich urodziło się dziecko. Chłopiec i dziewczynka, a nawet dwie. Oba kraje były jednocześnie bardzo zmęczone i wyniszczone coraz mocniej dającym się we znaki konfliktem. W tłustych latach wojny były bardzo dochodowe i wszyscy byli zadowoleni. Wszyscy, z wyjątkiem regularnie wyżynanej w pień ludności przygranicznej, ale kto by się przejmował ich zdaniem? Jednak obecnie, w dobie kryzysu, nawet królowie zauważyli, że wojna nie leży w ich interesie. Pozostawało wymyślenie dobrego powodu do zakończenia konfliktu. Małżeństwo dzieci to niebywała okazja do pogodzenia się w wrogiem bez okrycia się hańbą.
Niestety innego zdania były ich latorośle. Książę Gladmore wcale nie interesował się dziewczętami, małżeństwami ani tym bardziej wojną. W związku z tym nie obchodził go też pokój. Lubił piękne stroje, bawił się urządzaniem zamków i czytaniem, z reguły bezcelowych, rozważań zagranicznych filozofów. Uwielbiał muzykę; bardzo często zapraszał na swój dwór młodych bardów, jak zauważali złośliwi, słynących nie tyle z pięknego głosu i talentu poetyckiego, co z męskiej urody. Gdy tylko jego matka, królowa Yasmine wspominała o ożenku, zamykał się w sobie, jechał na przegląd poetycki lub wsadzał nos w książkę.
Księżniczka Syenna nie chciała słyszeć o Gladmorze. Co gorsza, w ogóle nie uznawała instytucji małżeństwa. Całe dnie spędzała ze swoimi przyjaciółmi, grając w Zielonych Wędrowców lub rozmawiając o życiu po śmierci, ostatnich jednorożcach, bezsensie noszenia futer, bezsensie wojny, o prawdziwej miłości, zbliżającej się zagładzie świata i magicznych kręgach. Nie jadała mięsa, nie pozwalała układać sobie włosów, nie dbała o suknie ani własną reputację. Odmawiała udziału w turniejach rycerskich, nazywając ich uczestników krwiożerczymi sukinsynami.
Honor rodziny ratowała młodsza siostra Syenny, Cathee, która sama chciała zostać wojowniczką. Niestety – do małżeństwa miała równie niepraktyczny stosunek, jak Syenna. Nie brała go w ogóle pod uwagę. Włosy ścinała równo z podbródkiem, jeździła na polowania, a księcia Gladmora nazywała Ciocią Gladdie. Swoją siostrę miała za utopijną wariatkę, niegodną tytułu książęcego.
Król Cathgal nie miał łatwego życia. Królowa Silvienne również nie miała łatwego życia, głównie dlatego, że jej mężowi najlepiej wychodziło gotowanie krupniku.
Eldrin, osobisty doradca króla również nie miał łatwego życia. Był wysokim mężczyzną o brązowych wesołych oczach, wokół których widoczne były już drobne zmarszczki, charakterystyczne dla tych, którzy wiele mają trosk i przy tym dużo się śmieją. Szerokie ramiona i dumna postawa sprawiały, że budził wśród ludzi szacunek, mimo młodego wieku. Odmładzały go dość ciemne jeszcze włosy, przetykane jedynie nutkami siwizny. No, nutek może byłoby więcej, ale Eldrin trochę ich już wyrwał. Poza tym nieszczególnie dbał o siebie. Nie sypiał zbyt wiele. Lubił siedzieć do późna w nocy, ponieważ, jak mawiał, najlepiej się mu wtedy myślało. Jednak obowiązki często nakazywały mu wczesne wstawanie. Zazwyczaj zrywał się więc w ostatniej chwili, mył w zimnej wodzie, a potem nakładał na siebie ubranie, które wieczorem zostawił gdzieś obok łóżka. Śniadań nie jadał, bo nie miał czasu; zazwyczaj już od rana układał z królem plany działań wojennych. Niestety władca Lathienn był rannym ptaszkiem, przekonanym o tym, iż jego doradca jest szczęśliwy, że król szanuje jego czas i wzywa go już rano do siebie, by Eldrin mógł jak najszybciej zająć się poważnymi sprawami królestwa.
Jego głównym zadaniem było utrzymanie członków rodziny królewskiej w jednym mieście przez przynajmniej jedną czwartą roku i dbanie o to…
Eldrin dbał także o mnóstwo innych rzeczy. Miał do pomocy całą armię własnych doradców, znających się na magii, dyplomacji, modzie, lekach na uspokojenie, melancholii, polowaniach, kuchni, urządzaniu wnętrz, organizacji życia w zamku, wojnie, planowaniu, oszczędzaniu i koniach.
Sam był mistrzem sztuki perswazji, genialnym strategiem i znawcą ludzkich dusz. Czasem miał wrażenie, że w kraju zależy od niego więcej, niż sam jest sobie w stanie wyobrazić.
Ruszył do Lathienn wczesnym przedpołudniem. Był zbyt ważną osobą w kraju, by móc ryzykować samotną podróż, towarzyszyła mu więc grupa uzbrojonych elfów. Elfy świetnie sprawdzały się jako ochrona, nie tylko ze względu na czujność i niezawodność w walce. Potrafiły śpiewać, były mądre, oczytane i towarzyskie. Eldrin uwielbiał długie rozmowy z nimi podczas podróży, znacznie ciekawsze, niż pogawędki o wojnie, rodzajach broni i mordobiciu, czyli jedynych rzeczach na których znali się żołdacy z królewskiej armii.
Jednocześnie elfy doskonale wiedziały, kiedy zamilknąć i pozwolić towarzyszowi rozmyślać o ważnych sprawach. Czasem wcale nie były to ważne sprawy, ale elfy i tak wiedziały, kiedy zamilknąć.
Jako środek nasenny - może być. Idę spac.
Przeczytałem. Nie podoba mi się styl w jakim piszesz. Błędologią nie zajmę się, bo musiałbym przytoczyć każe zdanie w tym opowiadaniu. Ten tekt nie jest katastrofą, ale jest po prostu słaby. Jeśli masz inne hobby, to zajmij się czymś innym. Natomiast jeśli zależy Ci na pisaniu, to musisz przypomnieć sobie podstawy poprawnej polszczyzny. Jeśli uczęszczasz do szkoły to najlepszym doradcą jest nauczyciel języka polskiego. Jeśli już się nie uczysz - najlepszym w tym przypadku są słowniki (ortograficzny, synonimów, antonimów, frazeologiczny itp.). Im więcej włożysz w to pracy, im więcej będziesz czytać i ćwiczyć, tym lepiej będziesz pisać.
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
dzięki za komentarze.
co do mojej polszczyzny - raczej nie mam z nią problemów. w szkole, skończonej dość dawno temu, dostawałam piątki z wypracowań :). mam za sobą nawet jeden sukces w konkursie literackim (III miejsce) - w ogólnopolskim miesięczniku (o zupełnie innej niż fantastyka tematyce). zatem nie uważam, że powinnam z pisania rezygnować w ogóle. przyjmuję krytykę stylu, natomiast radę o zajęciu się innym hobby uważam za zbyt pochopnie wygłoszoną - ja nie udzieliłabym takiej nikomu na postawie jednego tekstu.
ten tekst zaczęłam pisać chyba około roku temu, teraz go odgrzebałam i nie potrafiąc spojrzeć na to obiektywnie, wrzuciłam tutaj. miał być pewnego rodzaju eksperymentem. chciałam napisać to trochę inaczej, niż standardowo pisze się wstępy do opowiadań czy powieści. jednak macie rację, słabe to jest. wywalam go do kosza, po przeczytaniu Waszych opinii - bez żalu. dzięki.
Najzupelniej słuszna decyzja.
Nie da się ocenić tego fragmentu, bo to jest samo przedstawienie postaci plus lakoniczny zarys pomysłu - fabuły i akcji brak. Sposób przedstawienia postaci też mi się nie podoba, suchy i encyklopedyczny: X wyglądał tak i tak, lubił to i to, robił to i to, Y wyglądał tak i tak, lubił to i to, robił to i to, itd. Nuda.
Pozdrawiam.
Mam propozycję: napisz to jeszcze raz, ale inaczej. Z biglem, jak kiedyś mawiano.
Dlaczego? Ano dlatego, że spod zaprezentowanego fragmentu wyziera pomysł, który, umiejętnie zrealizowany, przyciągnąłby uwagę niejednego czytelnika.
Uwaga redakcyjna: po jaką cholerę wyliczankę dałaś w numerowanych punktach i pismem o stopień mniejszym? To literatura, nie sprawozdanie kwartalne...
Pomysł może i dobry, ale to relacja raczej niż opowiadanie. Popieram radę AdamaKB - napisz to jeszcze raz ale z ikrą.
AdamKB - dlaczego tekst "wyliczanki" zmniejszył się, sama nie wiem. stało się to przy wklejaniu, w oryginale był takiej samej wielkości jak reszta. co do numeracji - pomyślałam, że chyba nie ma prawa, które by tego zabraniało, zatem tak zrobiłam :)
Eferelin Rand - masz całkowitą rację. rzeczywiście wyszło to encyklopedycznie.
cóż, nie ma sensu już o tym dyskutować, ale powiem tylko tyle, że chciałam zrobić to trochę inaczej, niż się robi zazwyczaj. w typowym opowiadaniu bohaterowie są przedstawiani stopniowo, skrótowo ujmując "w trakcie akcji". czasami brniemy przez wiele stron i nadal nie wiadomo, o co chodzi, z kim mamy do czynienia itd.. pomyślałam więc, że może można by napisać to wszystko już na początku, że może tak byłoby dobrze :) wyszło beznadziejnie :D
chyba próbowałam wyważyć otwarte drzwi i... rąbnęłam łbem we framugę, najzupełniej.
AdamKB i homar - może kiedyś wrócę do pomysłu, dzięki za mały kawałek dobrego słowa :)
pozdrawiam.
co do numeracji - pomyślałam, że chyba nie ma prawa, które by tego zabraniało, (...).
Odpowiem tak: formalnego zakazu może i nie ma, ale weź się przyjrzyj chłodnym okiem i oceń, jak to wygląda, numerowana lista w narracji. A przecież można zastosować jakiś wybieg, uzasadniający podanie takiej listy w takiej formie. Wilk syty i owce nie zjedzone...
gdyby był to najsłabszy punkt tego tekstu, zmieniłabym. niestety - wymieniliście poważniejsze grzechy, które i tak dyskwalifikują całość. zatem zostawiłam to tak, jak było, życząc tekstowi szerokiej drogi ku niebytowi.
Słabiutko. Powodzenia z kolejnym tekstem.
pozdrawiam
I po co to było?