
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
ALFA RESIS
Część II: Więzień ciemności
Leciałem właśnie do Velar Enterhouse. Był to potężny budynek o dwóch owalnych wieżach, z których jedna spoglądała na lewą, druga zaś na prawą połać nieba. Wieże, złączone pomostem, strzelały dumnie w górę, grożąc niepowołanym swymi złowieszczymi bladymi sylwetami i zapraszając tych, dla których powstały, czyli skyerów jak ja.
Silnik chodził gładko, a bryła Velar Enterhouse ogromniała w oczach z każdym przebytym kilometrem. Na ekranie bolidu różowa strzałka wskazywała, że baza wie już o moim rychłym przybyciu, zaczęto więc unosić tytanowe grodzie. Mały orlik leciał prosto pod skrzydła dojrzałego orła. Nagle, po prawej, niebo zajęło się lazurowym ogniem. Wstęga oślepiającego światła przecięła je niczym płótno, zostawiając na moment wrażenie, jakby coś usiłowało przeniknąć do naszego wszechświata. Z początku wydawało się, że to najzwyklejszy meteoryt, lecz błysku o takiej mocy nie mogłem znaleźć w najgłębszych kieszeniach pamięci. Światło jednak zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Wszystko trwało niewiele więcej niż okamgnienie, mimo to postawiło na nogi całą bazę.
Kiedy posadziłem bolid na stanowisku n903, ruszyłem ku drzwiom, za którymi znajdowało się pomieszczenie dezynfekujące. Później musiałem jeszcze potwierdzić tożsamość, wdziać skafander, aktywować czas posterunku, zameldować się kapitanowi… Cóż, przyznacie, że droga skyera do pracy jest dość długa i zbiurokratyzowana, ale gwarantuję Wam, iż każda chwila za deeposkopem rekompensuje wszystkie punkty regulaminu. Tego dnia panował chaos. Kapitana Niklona nie było na zwyczajowym miejscu. Stał na platformie, ze wzrokiem utkwionym w głębiny kosmosu. Było jasne, że to, co widziałem przed chwilą, frapuje też kapitana. I że wszyscy będziemy to musieli wyjaśnić.
Podszedłem do niego ostrożnie. Nie wiedziałem bowiem, czy wieści są złe, niepokojące, dobre, czy może wcale nie mamy żadnych wieści, a deeposkopy na wieżach i sondy transgalaktyczne ciągle nie wiedzą, co było przyczyną dziwnego lazurowego płomienia. Udzielała mi się ponadto ekscytacja, która stawała się udziałem całej załogi, czyli skyerów, infotechników, serwisantów oraz brygady naukowców.
Kapitan, nie odwracając głowy w moim kierunku, oświadczył:
– To CEX 700. A właściwie to była CEX 700…
Po tych słowach zrobił dwa kroki do tyłu. Odczytałem ten gest w jedyny możliwy sposób i podszedłem do gogli wewnętrznych deeposkopu w prawej wieży Velar Enterhouse. Obraz, jaki ukazał mi się wówczas, zostawił nieusuwalny ślad, przyćmiewając każdą rzecz i każde wydarzenie, jakie obserwowałem dotychczas. A przecież jako skyer, mówiąc nieskromnie – windykator kosmosu, bywałem świadkiem supernowych i wielu innych pamiętnych zjawisk. Lecz widok bezbronnej metalicznej skały zakleszczonej w niewidzialnych sidłach, z pewnością chcącej się wyzwolić, był piorunujący. Miała kształt nieregularny, z lekka jednak przypominała ludzkie serce w fazie rozkurczu, a może bardziej szary płomyk wśród miriadów gwiazd. W goglach deeposkopu materię nieświecącą oznaczano zwykle fioletową barwę, dlatego wokół asteroidy wiła się piękna fioletowa wstążka, której nikt nigdy nie podejrzewałby o boskie zapędy – o moc stwarzania planet. Tak, na REZUS 3 wiedziano, że materia nieświecąca jest bogiem. I to bogiem bezlitosnym, nie dającym zbłąkanej skale nadziei wolności.
Spojrzałem na kapitana, dołączając w ten sposób do tuzina par oczu wyczekujących jego kolejnego gestu. Lecz on spokojnym głosem powiedział tylko:
– Wiecie, co macie robić.
Po czym zniknął w windzie i więcej go tego dnia nie widziałem.
Istotnie wiedzieliśmy, co robić. Nie minęło więcej niż kilkadziesiąt sekund, a z impetem wróciliśmy do pracy. Nowy obiekt wyzwalał świeżą energię, powodując nowe wątpliwości. Infotechnicy skierowali lasery dwóch sond w kierunku nieruchomej CEX700, natomiast do mojego komputera zaczęły spływać kwanty danych. Skład ustaliłem bardzo szybko: głównie żelazo, z domieszką złota i azotu. Nic, co przykuwałoby uwagę skyera, niemniej w tej asteroidzie, w tym więźniu ciemności, było coś niepokojącego, aczkolwiek nie wiedziałem jeszcze co. Wedle odczytów pole ciemnej materii okazało się zbyt silne, by skała mogła się kiedykolwiek uwolnić. Ale kosmiczne dożywocie nigdy nie jest nudne. To kwestia czasu, nim ten chwilowo zmieniony pejzaż znów zacznie się odmieniać.
Tak też wyglądał mój skromny raport, który przedstawiłem kapitanowi nazajutrz.
– W ciągu najbliższych dwustu tysięcy lat będziemy widzieć jedynie to, co widzimy dziś – powiedziałem, kapitan zaś przewijał beznamiętnie kolejne części analiz i prognoz.
Żadne z naszych wskazań nie wykazywało, aby jakikolwiek obiekt znajdował się na kursie kolizyjnym z CEX700 uwieszonej na smyczy nieświecącej materii. A przynajmniej nie wcześniej, niż po upływie określonego czasu. W naszym rozumieniu, rzecz jasna, chodziło o osiągnięcie tego punktu przez czasoprzestrzeń.
Mój przełożony zdawał się jednak przyjmować te wnioski również beznamiętnie, rzekłbym wręcz – niedowierzająco. Przewracał oczami, mimo że patrzyłem wprost na niego. Jego grube palce niemal wlokły się po ekranie wyświetlającym raport, jakby dotykały czegoś oślizgłego, na przykład płaza.
Kiedy kapitan Niklon otwierał usta, by coś mi powiedzieć, usłyszeliśmy komunikat: sztuczny głos wirtuida obwieścił, że gość zmierza do gabinetu, w którym siedzieliśmy. Dobrze pamiętam tego gościa, podobnie jak cały ten dzień. Był to bowiem dzień, w którym Velar Enterhouse po raz pierwszy nawiedził Templetor Gwang.
Wirtuid zamilkł, a kapitan poprosił, bym przyszedł później. Exologia torowała sobie drogę do najważniejszej instytucji badającej przestrzeń kosmiczną na REZUS 3.
Właśnie! Obiecałem wyjaśnić, czym zajmuje się ta dziwna nauka. Jej korzenie sięgają czasów REZUS 2. No tak, powiecie, ale czym było REZUS 2? Jeśli spojrzycie w niebo, w przestrzeni, jaką teraz najprawdopodobniej widzicie, możecie dostrzec skupisko dziewiętnastu planet w kształcie przypominającym łyżkę. O ile używacie łyżek. Skupisko to powinno się dziś znajdować mniej więcej sześć kwintyli świetlnych od Alfa Resis, Waszego domu. Teraz pewnie ma nieco inny kształt. Może bardziej przypominać kij do golfa. Otóż ta łyżka, ten kij golfowy, był ostatnim miejscem wędrówki ludzkości. W każdym razie – miał nim być. Mieszkańcy REZUS 2 znaleźli się w tak odległym skrawku wszechświata alfa (nazywamy tak nasz wszechświat; inne, chociaż istnieją, są niedostępne), iż wydawało się, że ludzkość osiągnęła kres swoich możliwości migracyjnych. Jak się z pewnością domyślacie, tak też brzmiało pierwsze twierdzenie exologii. Twierdzenie numer dwa także nie dawało powodów do radości. Uważano bowiem, że skoro ludzkość nie może mknąć dalej przez kosmos, to może jedynie wyginąć – tak, by cykl śmierci i narodzin mógł zacząć się na nowo.
Teraz wybaczcie. Muszę zostawić Was w tym jakże pesymistycznym miejscu opowieści (choć zapewniam, że nie najczarniejszym), lecz zostałem pilnie wezwany do gabinetu kapitana Niklona.
Był to potężny budynek o dwóch owalnych wieżach, z których jedna spoglądała na lewą, druga zaś na prawą połać nieba - wieża spoglądała...hm, no dobra, ale co do tych stron nieba to już jakośsię nie dam przekonać.
Wybaczam.
Bardzo krótkie te fragmenty zamieszczasz... Lepiej raczej zainwestować w jeden średniej długości, w którym się zawiąże jakaś akcja, bo mgliste jej obiecanki to może być za mało.
Na razie będzie opis powstawania nowej planety (dopiero będzie!) - to nam daje dwa króciótkie fragmenty tekstu, które niewiele wnoszą. I czytelników, jak widać, też nie. Napisz coś dłuższego, ale z bardziej treściwą treścią. ; )
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr