- Opowiadanie: Żuber - 1000 koni mechanicznych

1000 koni mechanicznych

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

1000 koni mechanicznych

Mimo, iż wzgórze było dość strome, auto pięło się dzielnie na szóstym biegu. Eliott nie musiał redukować, ale zredukował. Lubił poczucie kontroli nad wozem, ale przede wszystkim chciał mieć pewność, że nie jest zbędnym dodatkiem do tej skomplikowanej maszynerii, gdzie on, człowiek, był chyba najsłabszym ogniwem. I właśnie dlatego zredukował.

 

Samochód wspiął się na płaski szczyt, skąd rozciągała się szeroka panorama jałowych, teksańskich wzgórz. Chwilę wcześniej minął jeziorko upstrzone ludźmi i żaglówkami. Teraz zdał sobie sprawę, że mimo, iż jeździ tą trasą kilka razy w tygodniu, nie zna jego nazwy. A czy w ogóle każde jezioro musi mieć swoją nazwę?

 

Zjeżdżając z góry zwiększył prędkość do 90 mil. Widział przed sobą, w oddali, zabudowania Bandery – niewielkiego, może 20-30 tysięcznego miasteczka – a z prawej znajomy zarys toru treningowego, błyszczącego w słońcu czarnym asfaltem.

 

Ostrzegawczy brzęczyk wyrwał go z zadumy. – Do diabła, drugi raz w tym tygodniu! Widać policja wyjątkowo upodobała sobie to miejsce. Znów namierzył go "wisior" – geostacjonarny satelita drogówki. Kolejne punkty karne właśnie odliczały się z puli, a konto bankowe po stronie "wininen" obciążyła kwota mandatu. Stosowna informacja wyświetliła się na przedniej szybie.

 

Skręcił w prawo, tuż przy tablicy "Prywatny tor stajni Eliott & Evans – jeszcze 1 mila".

 

Po chwili był już przed błyszczącą w słońcu stalową bramą, która rozsunęła się automatycznie, gdy czujniki odebrały kodowany sygnał, wysłany z pokładowego komputera samochodu. Minąwszy rozwartą bramę, jechał po betonowych, spękanych płytach. W wielu miejscach wyłaziła popalona słońcem pożółkła trawa. Przed niedużym jednopiętrowym budynkiem stał szary pick-up Cornes-a oraz motor – japoński ścigacz pomalowany w żółto-czarne, ukośne pasy. Wyglądał jak gigantyczna pszczoła. – To pewnie tego nowego – skrzywił się Eliott. Nie lubił motocyklistów. Zaparkował obok, wyłączył zasilanie auta, szereg światełek zamrugał. Zgasły główne wyświetlacze a na przedniej szybie pojawił się napis – "zasilanie wyłączone". Gdy otworzył drzwi uderzył go ukrop. Było samo południe, słońce stało w zenicie a z nieba lał się żar.

 

Od strony toru dobiegał głośny warkot wyścigowego auta. Tak! Sportowe silniki spalinowe – to było coś! Nie jakaś tam elektryka – cicha i sterylna jak szpitalna sala, ale porządny silnik spalinowy – z cylindrami i rurą wydechową!

 

---

 

Samochód, o intensywnym kolorze dojrzałej pomarańczy, wystrzelił z za zakrętu po zewnętrznej, pewnie trzymając się toru. Kierowca wcisnął gaz i przyspieszenie wgniotło go w fotel. Wóz rozpędzał się w zawrotnym tempie: 130, 150, 170 mil na godzinę… Gdy silnik wkręcił się na 11000 obrotów, widlasta dziesiątka zagrała pół tonu niżej, z opon doszedł lekki pisk i pojazd skoczył jeszcze żwawiej. To trzecia turbosprężarka wywaliła pełną moc – okrągłe 1000 koni mechanicznych – prosto na asfalt. Samochód gnał jak szatan.

 

---

 

Nick Eliott raz po raz cmokał z uznaniem, obserwując jazdę nowego kierowcy. Spojrzał na automatyczny miernik czasu i cmoknął znowu.

– Do cholery Mike! Ten as ma lepszy wynik od Robiego Willera, kiedy tu trenował pierwszy raz. To wcielony diabeł!

– He, he… Mike Cornes na milę pozna dobrego kierowcę – zaśmiał się gardłowo trener stajni Eliott & Evans – niski, krępy mężczyzna o siwych włosach i pucułowatej, czerwonej twarzy. Samochody i wyścigi – to było całe jego życie, to im poświęcił się bez reszty. Mówiono, że nawet poza torem, na którym spędzał czas od świtu do zmierzchu, analizował, kreślił i wymyślał strategie ścigania oraz nowe rozwiązania techniczne do aut. Pojazd, który właśnie zjeżdżał z toru, był skonstruowany według jego projektu. Dziesięciocylindrowe cudeńko z trzema turbinami i mocy 1000 koni mechanicznych!

 

Samochód precyzyjnie zatrzymał się w boksie, delikatnie piszcząc oponami.

 

Cornes podszedł leniwie, zdjął zewnętrzną kratownicę z otworu na szybę i wsadził głowę do środka:

– Dobra robota, szef jest zachwycony! – poklepał kierowcę po kasku.

Słowa odpowiedzi przytłumiła czarna osłona przyłbicy.

Trener otworzył drzwi samochodu uśmiechając się zagadkowo.

– No Nick, poznaj naszego nowego asa…

 

Kierowca wysiadł, zdjął rękawice i kask.

 

Eliott zrobił jedną z najgłupszych min, jaką miał w swoim repertuarze. Właśnie taką, jakiej nigdy nie chciałby zrobić w podobnej sytuacji. Spod kasku wysypał się gąszcz czarnych, poskręcanych jak sprężynki długich włosów. Przed nim stała kobieta! Zmieszał się jeszcze bardziej, gdy stwierdził, że jej uśmiech, ciemne oczy oraz opalona buzia, są niepospolitej urody.

– Ee… liott, Nick Eliott – wydusił z wysiłkiem, gdy wyciągnęła ku niemu dłoń. Z wrażenia nie usłyszał jak się przedstawiła.

 

Gdy ochłonął, ona znikała właśnie w jednopiętrowym budynku o kolorze pustynnego piasku. Poza biurem były tam prysznice i szatnia. Obcisły, kolorowy od reklam strój rajdowy, nie krył walorów jej ciała – była wysoka i nieprzyzwoicie zgrabna.

 

– Eliott! Nie gap się! Już jej nie widać! – Mike Cornes szturchnął pięścią w brzuch szefa, śmiejąc się głośno.

Nick dopiero teraz otrząsnął się z wrażenia.

– Wcale się nie gapię do cholery… – mruknął.

– Ha, ha! Gdybyś tylko mógł zobaczyć swoją minę…

– Mike, skąd ty ją do cholery wytrzasnąłeś?

– To już moja tajemnica – uśmiechnął się trener.

– A skąd ona jest?

– Ponoć z Polski.

– A gdzie to?

– Nie wiem, to chyba jakieś miasto na południu Włoch.

– Zawsze twierdziłem, że najlepsze czarnowłose są nad Morzem Czarnym!

 

Obaj przyjaciele roześmiali się głośno.

 

Tylko Nick Eliott, w którym nagle wzrosło zainteresowanie Europą południową, zerkał co chwilę w kierunku japońskiego motoru…

 

– Żuber -

Koniec

Komentarze

Prawdopodobnie dowiedziałem się, że Autor tego opowiadania jest fanem motoryzacji, czy to fajne? Możliwe? Ale niestety nie jest dobrze, to znaczy fajnie, kiedy co fragment w tym tekście, natrafiam na prawie detaliczne opisy, każdej części w aucie lub motocyklu. Literatura służy czemuś zupełnie innemu, to nie poradnik jak funkcjonuje jakaś maszyna.

 

Błedy i ich przykłady (wybrane):

>> Mimo, iż wzgórze było dość strome, auto pięło się dzielnie na szóstym biegu. Eliott nie musiał redukować, ale zredukował. Lubił poczucie kontroli nad wozem, ale przede wszystkim chciał mieć pewność, że nie jest zbędnym dodatkiem do tej skomplikowanej maszynerii, gdzie on, człowiek, był chyba najsłabszym ogniwem. I właśnie dlatego zredukował. << --- Podkreśliłem Tobie trzy powtórzenia słowa "zredukował". W ogóle ten fragment jest do poprawienia.

 

>> Samochód wspiął się na płaski szczyt, skąd rozciągała się szeroka panorama jałowych, teksańskich wzgórz << --- panorama się rozciąga? A co ona, z gumy? I dlaczego jałowe wzgórza?

 

>> Chwilę wcześniej minął jeziorko upstrzone ludźmi i żaglówkami. << --- "jezioro upstrzone ludźmi i żaglówkami? Że co?

 

>> (...) mimo, iż jeździ tą trasą kilka razy w tygodniu, nie zna jego nazwy. A czy w ogóle każde jezioro musi mieć swoją nazwę? << --- wyobraź sobie, że powinno mieć nazwę. Bo jak trafisz na konkretne jezioro na jakimś rozległym, pokrytym wieloma jeziorami, terenie?

 

>> W wielu miejscach wyłaziła popalona słońcem pożółkła trawa << --- Nie wiedziałem, że trawa i inne rośliny potrafią wyłazić.

 

>> Gdy otworzył drzwi uderzył go ukrop << --- Piękne jest to zdanie.

 

Nie wiem, co Ci doradzić. Napiszę tak: weź sobie dobrą książkę lub kilka dobrych książek i poczytaj najpierw. Tego co tutaj zaprezentowałeś nie da się w ogóle czytać. Co zdanie, to jakiś byk. Słabe, bardzo słabe opowiadanie. Wzbogać sobie słownictwo.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

No dobrze, ale o co chodzi? Rozumiem, że elementem fantastycznym jest kobieta, która jest naprawdę dobrym kierowcą, ale co autor miał na myśli, tworząc to?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Gdzie tu fantastyka? A Polska na Południu Włoch:)! Podbiliśmy zapewne te tereny pod rządami Wielkiego brata Jarosława, gdzieś w niedalekiej przyszłości, podczas ogólnonarodowej pielgrzymki do grobu Świętego Polaka. 

Pomimo błędów, opowiadanie podoba mi się. Metafory, chociaż ryzykowne, są do przyjęcia. Są bezimienne jeziorka. Powodzenia w dalszym pisaniu.

A mnie się podobało. Zwłaszcza "miasto na południu Włoch".

Z tym czepianiem się motoryzacyjnych detali to stanowcza przesada. Miał Żuber potrzebę opisać driftowanie w pięknym stylu, znalazł przy tym okazję żeby popisać się wiedzą na ten temat, pokazać że zna się na rzeczy. Widac kręci go to (do 11 tysięcy obrotów!). I bardzo dobrze. Zresztą skoro inni mogą się - za przeproszeniem - przez pół rozdziału spuszczać się nad (przykładową) klingą miecza, jej wyglądem, ostrością, sposobem i miejscem kucia, zastosowaniem, przeznaczeniem, mocnymi i słabymi stronami, historią każdej rysy, jakby to były blizny na ciele (a do tego biografia kowala i jego drzewo genealogiczne w tle) i jakoś nikt nie marudzi o podręcznikach kowalskich, to po co robić wojnę o kilka detali tchnicznych samochodu? Tym bardziej, że ja wcale nie poczułem się, jakbym czytał "Podręcznik małego mechanika". Nie znajduję tu nadużcia, czy przekłamania tego, czym jest, a czym nie jest literatura.

Wzgórza są jałowe zapewne z tej przyczyny, że rzecz dzieje się w Teksasie gdzie "z nieba lał się żar". A jak z nieba ciągle leje się żar, to wiadomo - Nie ma warunków do życia (prawie jak na tym naszym "południu Włoch"); wszystko staje się suche, martwe i właśnie jałowe.

A czy w ogóle każde jezioro musi mieć swoją nazwę? - ja to odebrałem jako pytanie retoryczne z wyraźnym zabarwieniem ironicznym, zresztą bardzo typowym dla przeciętnego teksańskiego Cowboya. I wydaje mi się, że to jest słuszny trop.

Co do motywów fantastycznynych, to mamy tutaj sci-fi w postaci "geostacjonarnych satelitów drogówki", "automatycznego odliczania" i "stosownych kwot na przedniej szybie" (chyba, że to ja jestem zacofany?).

Ogólnie odbieram to jako lekką i - nawet pomimo, że opartą na wyświechtanym do bólu schemacie (osobiście ujrzałem w głowie kilka różnych scen filmowych z piekną kobietą ściągającą kask i rozpuszczającą włosy. No i te pomruki męskiego zdumienia...) - całkiem przyjemną opowiastkę z rozwalającym akcentem końcowym.

Jest to pierwsze opublikowane opowiadanie tego autora, mające zapewne dać odpowiedź na pytanie, które każdy pisarz zadawał sobie w twórczej swej młodości: "mam potencjał czy nie?".

Fakt, są niedociągnięcia w warsztacie, ale czytywalem już teksty gorsze, dużo gorsze, oraz totalne chwinizmy (w dodatku wydane!), przy których to opowiadanie to conajmniej wczesny King.

Żuber, pracy przed Tobą sporo, ale masz dryg, wiec myślę, że warto ją wykonać.

Tyle ode mnie.

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Spłuczka klozetowa, sterowana przez Internet, to też w tej chwili sci-fi. Czy ona wystarczy, by tekst, w którym się taka spłuczka pojawi, zaliczyć do fantastyki, mimo że 99,99% opowiadania będzie o łowieniu pstrągów?

Zwykle za takie rozpisywanie się o mieczu, jakiego użyłeś dla zrównoważenia nadmiaru opisów "samochodziarskich", autorzy zbierają uwagi krytyczne. Nie zauważyłeś?  

Zgadzam się co do kwestii tak zwanego potencjału Autora. Może nie kolosalny, ale istnieje. Do pracy więc, Kolego.

Nie twierdzę, że zawarte tu motywy czynią z tekstu rasowe sci-fi. Po porstu zwracam uwagę na to, że są. Jakieś. A uczyniłem to by zaspokoić ciekawość koleżanek i kolegów, a nie po to by bronić teorii, że to jednak jest jakieś fantazy. Co do "mieczy" i krytyki, to też róznie z tym bywa. Tutaj, owszem, zgoda - gafomania nie ma lekkiego życia.  Ale ja czytuję raczej już wydane dzieła, a tam, niestety, nie ma już miejsca na polemikę z wizją autora.

Bless.

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Witajcie :-)
Nie minęła doba, a tu 6 komentarzy - bardzo Wam za nie dziękuję, zarówno za te pozytywne jak i negatywne :-)

Szczególnie chcę podziękować Cieniowi Burzy za obszerny komentarz. Kolega doskonale odnalazł w moim tekście wszystkie szczegóły, co i dlaczego, łącznie z przyczyną zamieszczenia.

Chcę także serdecznie podziękować mkmorgothowi za jego cenne uwagi, mimo, że strzelał do opowiadania jak do tarczy :-) Część z nich biorę do serca a z częścią zupełnie się nie zgadzam.

„co fragment w tym tekście, natrafiam na prawie detaliczne opisy, każdej części w aucie lub motocyklu” - może komentowałeś jakiś inny tekst? :-) Nie doszukałem się co fragment takowych. Kilka sformułowań z dziedziny motoryzacji ma nadać techniczno-samochodowego klimatu. Gdyby akcja działa się nie na torze samochodowym ale na torze do jazdy konnej, wplótłbym słowa-klucze z tej dziedziny, dające pozór fachowości i nadające opowiadaniu stosowny smaczek. Oczywiście rozumiem, że nie każdemu ów smaczek przypadnie do gustu.

„I dlaczego jałowe wzgórza?” – a dlaczego nie? Owe wzgórza, jak i wolno rzuconą myśl bohatera o nazwie jeziora, doskonale zrozumiał i wyartykułował Cień Burzy w swoim komentarzu.

Podsumowując - debiutu na portalu NF nie żałuję :-) Ze słabości zdaję sobie sprawę, za mobilizację dziękuję. Jeśli w przyszłości zaprezentuję kolejny tekst – również proszę Was o komentarz.

Pozdrawiam :-)
Żuber

Autor broni się zręcznie i inteligentnie. Moje uznanie. W kraju, gdzie większość obywateli j

eźdźi starymi gruchotami, opis współpracy samochodu z systemem satelitarnym to pierwszorzędna fantastyka naukowa.

Przeczytałem. Żeby nie powielać opinii przedmówców, napiszę tylko, że nudne i bez fantastyki : )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Według mnie tekst zapowiada się ciekawie (zapowiada, bo nie przyjmuję do wiadomości, że to coś mniej niż wstęp do dłuższej opowieści). Nie rozumiem czepiania się motoryzacyjnych opisów. Naprawdę, absolutnie nie rozumiem. Autor ma smykałkę do motoryzacji i dzieli się nią z czytelnikiem. Fajnie. Powiem wręcz, że dzieli się nią z czytelnikiem w sposób sensowny tak, że nawet laik - taki jak ja - nie czuje się zagubiony w gąszczu informacji, tylko zainteresowany tematem. Jeszcze fajniej.

Nie wiem jak reszta, ale ja lubię przeczytać coś nietypowego, a motoryzacyjnej fantastyki jeszcze nie czytałem. Więc nie zamierzam narzekać, tylko daję plus za oryginalność tematyczną. 

Komentarze na temat rzekomego braku fantastyki również są dla mnie niezrozumiałe. Moi drodzy, otwórzmy umysły. Fantastyka nie musi być koniecznie alternatywnym średniowieczem, baśniowymi stworzeniami czy sci-fi w kosmosie. Przyszłość najbliższa może być równie fantastyczna, jak ta odległa. Zresztą, satelity policyjne, automatyczne mandaty, powszechne silniki elektryczne i tysiąc koni mechanicznych pod maską to sci-fi jak się patrzy. 

To tyle ode mnie. Że tak powiem z angielska "good job" i w ogóle. Mam również nadzieję, że doczekam się następnej części.

Jerzy Żuławski i Juliusz Verne przewidzieli lot na Księżyc. Stanisław Lem i Bohdan Petecki przewidzieli telefonny osobiste. Boruń i Trepka przewidzieli stacje orbitalne. Autor przewiduje automatyczną współpracę samochodu z systemem

satelitarnym.

Ryszardzie, litości, automatyczna współpraca samochodu (i innych pojazdów, np. motocykle, statki, samoloty, rowery itp.) z systemem satelitarnym od przynajmniej kilku lat jest znana naukowcom i technikom, to nie jest Sci-Fi. Może tego nie ma jeszcze w ofercie dla takich ludzi jak my, ale podejrzewam, że bogaci szejkowie to mają już takie pojazdy naszpikowane elektroniką o jakiej możemy sobie w tej chwili pomarzyć.

 

Mało tego - ja już z takim urządzeniem pracuję w terenie, i nazywa się to GPS.

 

Aha - do Autora - LICZEBNIKI (1, 10, 100, 1000...) zapisujemy w literaturze SŁOWNIE !!!

 

Generalnie opowiadanie (pomimo błędów) dobrze się czyta. Autora sobie zapiamiętam i będę sledził jego kolejne teksty. Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Dobrze pisze!

Polać im Żubra!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nowa Fantastyka