
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
GRA
Było zimowe popołudnie, słońce chowało się powoli za miejskimi blokowiskami. Andrzej Kort stał na balkonie i ćmił papierosa, miał zamyśloną twarz. Mężczyzna usłyszał za sobą kobiecy głos:
– Panie doktorze, pacjent czeka. To już ostatni z chłopców.
– Tak, już zaraz – odparł Andrzej.
Pogładził się po brodzie, zgasił papierosa w popielniczce i wrócił do szpitala. W małym pomieszczeniu, przy stole, czekał na niego nastolatek. Młodzieniec ubrany był w szpitalną piżamę, miał krótkie, ciemne włosy i kilka pryszczy na twarzy.
– Cześć, jestem Andrzej Kort – przedstawił się doktor, po czym wyciągnął rękę na powitanie.
Chłopiec nie zareagował, miał opuszczoną głowę i wzrok zwieszony na biurku. Doktor usiadł po drugiej stronie stołu, położył przed sobą lekarską dokumentację.
– Michał, chciałbym zadać ci kilka pytań – zwrócił się do pacjenta.
Ten nawet nie drgnął, wciąż milczał.
– Jeśli nie chcesz mówić, nie musisz, wystarczy, że będziesz kiwał głową, dobrze? – powiedział Kort.
Pacjent kiwnął głową.
– Masz czternaście lat? – rozpoczął wywiad doktor – świetnie. Bardzo lubisz koszykówkę i mleczną czekoladę?
Na twarzy nastolatka zarysował się lekki uśmiech.
– Widzisz jak nam dobrze idzie – powiedział ciepłym głosem Kort – Jesteś tu, bo się boisz?
Pacjent przytaknął.
– Boisz się złego człowieka?
Chłopiec kiwnął głową.
– Ten człowiek coś ci zrobił?
W oczach pacjenta pojawił się strach, po jego policzkach pociekły łzy. Chłopiec nie odpowiedział. Kort głęboko westchnął, po czym wyjął z teczki rysunek. Położył obrazek na stole.
– Czy widziałeś kiedyś to miejsce? – wskazał palcem na rysunek.
Michał wbił wzrok w kartkę, jego oddech przyśpieszył. Po chwili odszedł od stołu, skulił się i ukrył twarz w dłoniach.
Kort wrócił do hotelowego pokoju, zrzucił palto, otworzył butelkę whisky i usiadł w fotelu. Wyjął z kieszeni dyktafon i zaczął nagrywać:
– 21 grudnia, 2041 roku, Warszawa – powiedział do mikrofonu zmęczonym głosem – dziewięciu pacjentów, lekarze sugerują szok pourazowy. Objawy: totalna apatia, lęk, niedokrwistość, brak apetytu, brak chęci życia, próby samobójcze, pacjenci mają na nadgarstkach dziwną ranę w kształcie liczby, rana ciągle broczy krwią, lekarze nie potrafią tego wyjaśnić. Pacjenci mają zbliżony wiek: jedenaście– piętnaście lat, wszyscy byli zdrowi, objawy wystąpiły nagle. Liczby z nadgarstków, zaczynając od liczby z nadgarstka pacjenta, u którego objawy wystąpiły najwcześniej: 27, 11, 7, 10, 1, 17, 7, 27, 11… . Liczby zaczynają się powtarzać, co oznaczają?
Andrzej wyłączył dyktafon. W myślach wciąż powtarzał: dwadzieścia siedem, jedenaście, siedem…. Wkrótce zasnął.
Doktor znalazł się na zamglonej polanie, rozejrzał się nerwowo wokół, mgła ograniczała widoczność do kilku metrów, zaczął się intensywnie pocić:
– Gdzie jestem? – mruknął.
W tym momencie we mgle dostrzegł zarys postaci, zaniepokojony zmarszczył brwi i zapytał:
– Kim jesteś?
Postać zbliżyła się na odległość kilku kroków, przed doktorem stanął blady mężczyzna, jego ciemne jak sadza włosy przylegały do głowy i były zaczesane do tyłu, nieznajomy miał na sobie elegancki, czarny garnitur.
– Gry nie można zakończyć, dlatego lepiej jej nie rozpoczynać –rzekł, a na jego twarzy zagościł złowieszczy uśmiech.
– Nie rozumiem – odparł doktor.
– Wkrótce zrozumiesz – nieznajomy zachichotał pod nosem – Chcesz zagrać?
– W co? O czym mówisz? Skąd się tu w ogóle wziąłem – zdenerwował się Andrzej.
– To twój sen. Mała wskazówka jeden to ,, a’’ , a dwa to ,,b”, jeśli ,,t” to dwadzieścia siedem. Teraz możesz zacząć grę – nieznajomy zarechotał głośno, a jego ślepia stały się czerwone jak krew.
Doktor otworzył oczy, siedział w fotelu, z jego czoła spływały krople potu, a serce biło mocno.
– Liczby oznaczają litery – wymamrotał, po czym szybko chwycił za długopis i zapisał na kartce cały alfabet, numerując każdą literę.
– Dwadzieścia siedem to T, jedenaście to H… .
Wkrótce na kartce pojawił się napis: „THEGAMETH’’.
– Bez liter, które się powtarzają to – doktor zawiesił głos – THE GAME… Gra…
Andrzej oparł głowę o fotel i powiedział do siebie:
– To jakieś szaleństwo, to był tylko sen.
Otworzył komputer i przystawił oko do identyfikatora. Z głośników rozległo się: identyfikacja zakończona pomyślnie. Doktor wydał polecenie:
– Wyszukiwarka D+ znajdź wyniki dla hasła THE GAME.
Na ekranie wyświetliły się wyniki wyszukiwania. Kolejne tytuły informowały o wielkich targach gier, nowościach na rynku i powracającej modzie na gry planszowe. Doktor przejrzał kilka stron wyników, nic nie zwróciło jego uwagi. Gdy był już zrezygnowany i zamierzał wylogować się z systemu, ujrzał tytuł: ,,THE GAME – NOWA MIEJSKA LEGENDA”. Doktor kliknął palcem na link i znalazł się na forum miłośników gier psychoaktywnych. ,, Czy ta gra naprawdę istnieje? ‘’ – napisał jeden z internautów, doktor przeczytał kolejną wypowiedź: „ Istnieje, a ci którzy weszli do świata THE GAME już go nie opuścili…‘’, ,, Gra, którą stworzył sam diabeł? HAH!!!! Dobre!! Niezła reklama‘’ – brzmiał kolejny wpis.
Następnego dnia, w południe, Kort wszedł do kawiarni na Placu Zbawiciela, zatrzymał się przy stoliku, przy który siedział dwudziestokilkulatek. Młody mężczyzna o gęstej, blond czuprynie pił kawę i czytał książkę.
– Noe? – zapytał doktor.
– Tak – młodzieniec podniósł wzrok znad lektury.
– To na mnie czekasz, jestem Andrzej Kort.
– Dzień dobry – młodzieniec bacznie rozejrzał się na boki.
– Spokojnie, jestem sam.
– Jestem spokojny.
– A jednak działasz pod pseudonimem.
Noe uśmiechnął się, po czym odparł:
– Rząd nie lubi miłośników gier PA, a jeszcze bardziej nie lubi ich dilerów.
– Jestem psychologiem i zgadzam się ze zdaniem rządu – odparł doktor Kort.
– Marihuana też była nielegalna 30 lat temu, po prostu wyprzedzam swoje czasy.
– Marihuana nie wpływa tak mocno na świadomość.
– Od gier PA jeszcze nikt nie strzelił sobie w łeb.
– A gra THE GAME? – zapytał podejrzliwie Kort.
Noe zaśmiał się pod nosem.
– Nie grałem, więc nie wiem – odpowiedział.
– Ale słyszałeś o tej grze? Na forum twierdziłeś, że ta gra istnieje.
– Istnieje w opowieściach, nikt ze znajomych w nią nie grał. Jeśli o to panu chodzi, nie mam jej na zbyciu.
– Szkoda…
– Ale mogę zapewnić rozrywkę równie fascynującą…
– Nie jestem graczem, pisze artykuł o miłośnikach gier psychoaktywnych i zbieram informacje.
– Niech pan zagra, tylko wtedy nas pan zrozumie.
– To znaczy?
– Gra psychoaktywna to więcej niż gra… to pełen odlot, totalny haj, nowa tożsamość, świadomość, nowy świat, fantastyczna odskocznia od codzienności.
– Sieczka dla mózgu.
– Jak pan widzi, funkcjonuje nie najgorzej, a gram codziennie po kilka godzin.
– Może rzeczywiście mógłbym spróbować. Ile kosztuje sprzęt?
– Jest drogi, ale mam w domu stary kask neuronowy. Na początek wystarczy, mogę panu wypożyczyć, za drobną opłatą.
– Ile?
– Pięćdziesiąt złotych za dzień.
– Umowa stoi. Wracając do THE GAME, co wiesz o tej grze? – spytał doktor.
– Mówiłem, niewiele. Podobno cholernie klepie beret, ma bardzo silny wpływ na psychikę, ta gra urzeczywistnia nasze największe lęki, ale także nasze największe pragnienia. Jest podobno świetnie napisana, to majstersztyk – Noe zawiesił głos – raczej nie jest to zwykła zręcznościówka, legenda głosi, że grę stworzył sam lucyfer.
– Chyba w to nie wierzysz?
– Nie wierzę w lucyfera.
Chłopak wstał od stolika, założył kurtkę i wręczył doktorowi karteczkę.
– Niech się pan zgłosi pod ten adres – rzekł – kask czeka.
Kilka godzin później Kort był już w hotelu. Z czarnej walizki wyjął kask neuronowy. Podłączył go do komputera, zaś obok na stole położył grę wojenną PA – „Ryan Q – Dzień Zemsty”. Za oknem było już ciemno, wiał mocny wiatr, masy powietrza, co chwile z impetem uderzały w szybę. Doktor z niepokojem spoglądał na trzeszczące okno. Gdy podłączył sprzęt do komputera, usiadł w fotelu i wyjął dyktafon.
– 15 grudnia, 2041 roku, Warszawa. Jestem już tu trzeci dzień – rozpoczął nagranie – Cyfry z nadgarstków pacjentów mogą oznaczać litery, które układają się w słowo THE GAME, istnieje psychoaktywna gra o takim tytule, gra cieszy się złą sławą, z dokumentacji i wywiadu lekarskiego wynika, że prawie wszyscy pacjenci są miłośnikami gier, gra mogła wywołać uraz w psychice, Noe stwierdził, że THE GAME bardzo mocno wpływa na świadomość, niestety nie udało mi się dotrzeć do gry, nie można jej znaleźć na żadnym pirackim serwerze, tak naprawdę gra może w ogóle nie istnieć – doktor chciał przerwać nagranie, lecz coś sobie przypomniał – i jeszcze ten sen, dziwny, tak bardzo realistyczny…
Kort wyjął kwadratową dyskietkę z grą „Ryan Q – Dzień Zemsty” z opakowania.
– Pora sprawdzić jak smakuje psychoaktywna rozrywka – rzucił pod nosem bez entuzjazmu.
Tuż przed wsunięciem dyskietki do portu, komunikator internetowy zasygnalizował odebranie nowej wiadomości. Doktor przeczytał wiadomość: ,,Chcesz zagrać?”. Nadawca był anonimowy. Po chwili anonim napisał: ,,Widzę, że wskazówka okazała się pomocna”. Andrzej wspomniał sen, poczuł się obserwowany, nerwowo rozejrzał się wokół.
– Noe? – wklepał doktor w klawiaturę.
– Nie – pokazała się odpowiedź.
– Skąd wiesz w co chcę zagrać?
– Rozmawialiśmy, nie pamiętasz?
Doktor przypomniał sobie demoniczną twarz ze snu.
– Jakoś nie pamiętam, przedstaw się – napisał Kort.
– A jeśli nie mam imienia?
– Wtedy zakończymy rozmowę.
– ,,a” to jeden, dwa to ,,b”, jeśli ,,t” to dwadzieścia siedem… , a jeśli to nie był sen?
Zaskoczony doktor szeroko otworzył oczy, miał chęć wyłączyć komputer i wyjść z ciemnego pokoju. Chwilę później przeczytał kolejną wiadomość.
– Oni wszyscy tu są, czekają na ciebie.
– Kto tam jest?
– Wiesz kto.
– Ty też tam jesteś? –wstukał nerwowo doktor.
– Nie, ja jestem tam gdzie ty.
Andrzej spojrzał niepewnie za siebie, w pokoju był sam, a drzwi były zamknięte.
– To znaczy gdzie jesteś?
– W twoim pokoju.
– Bardzo śmieszne.
– Spójrz w okno.
Doktor popatrzył na szybę, zobaczył odbicie swojej twarzy oświetlonej przez komputerowy ekran. Spostrzegł coś jeszcze, jakby białą smugę. Gdy wytężył wzrok, zamarł z przerażenia, w szybie, tuż nad jego głową, odbijała się blada twarz. Kort gwałtownie wyskoczył z fotela i się odwrócił. Nikogo za nim nie było. Doktor jeszcze raz spojrzał na okno, teraz widział w nim już tylko siebie. Szybkim krokiem wyszedł z pokoju, musiał ochłonąć. Gdy zamknął drzwi na ekranie komputera wyświetlił się komunikat: ,,THE GAME: gra rozpoczęta”.
Doktor zszedł do hotelowego baru. W knajpie było tłoczno, Kort usiadł przy ladzie i powiedział do barmanki:
– Szkocką poproszę.
– Już się robi, misiaczku – odparła urodziwa brunetka, po czym zalotnie się uśmiechnęła – ciężki dzień? – zapytała nalewając whisky.
Doktor nie wyglądał najlepiej, co chwila ocierał pot z czoła.
– Ciężki, jak zawsze – odpowiedział – dużo macie dziś gości.
– Dużo, jak zawsze – barmanka mrugnęła okiem.
Doktor rozejrzał się po sali, goście lokalu byli elegancko ubrani, mężczyźni mieli na sobie garnitury, a kobiety drogie sukienki, na parkiecie tańczyło kilka par. Andrzej wsłuchał się w piosenkę, która leciała z głośników.
– Dawno nie słyszałem tego kawałka – powiedział po chwili – mam do niego sentyment, podobno gdyby nie ten kawałek, nie było by mnie na świecie, moja matka…
– Kotku, to przebój ostatnich tygodni – odparła roześmiana barmanka.
Andrzej uznał, że to żart, wypił whisky i poprosił o kolejnego drinka.
– To jakiś zjazd miłośników początku dwudziestego pierwszego wieku? Te sukienki, smokingi…
– To przyjęcie właściciela tego hotelu.
– Nie znam gościa.
– Każdy go zna – kobieta uśmiechnęła się tajemniczo.
Doktor rzucił okiem na salę, alkohol pozwolił mu na chwilę zapomnieć o tym, co wydarzyło się w pokoju, tu, wśród ludzi, znów poczuł się pewnie. Nagle Andrzej zatrzymał wzrok, a na jego twarzy zagościło przerażenie. Po drugiej stronie parkietu, w towarzystwie kilku osób, stał blady mężczyzna w smokingu. Doktor od razu rozpoznał demoniczną twarz ze snu. Nieznajomy wpatrywał się w doktora, lekko się przy tym uśmiechając. Kort poderwał się z krzesła i ruszył w jego stronę. Gdy zbliżył się na kilka kroków, nieznajomy rzekł głośno:
– Doktor Andrzej Kort, czekaliśmy na pana.
Doktor stanął jak wryty, poczuł na sobie spojrzenie pozostałych gości lokalu.
– Kto na mnie czekał? – spytał zmieszany.
– Pozwoli pan, że pana gdzieś zaprowadzę.
Kort poczuł się dziwnie spolegliwy, bez wahania podążył za nieznajomym. Ten zaprowadził go do windy.
– Gdzie jedziemy? –spytał doktor, miał wrażenie, że kręci mu się w głowie.
– Na szóste piętro.
– Ten hotel nie ma sześciu pięter.
Nieznajomy tylko się uśmiechnął. Tracę zdrowe zmysły – pomyślał doktor, ocierając czoło.
– Gorąco tu, prawda? – rzekł nieznajomy spokojnym głosem, a gdy winda się zatrzymała dodał – pokój numer sześć.
Andrzej wyszedł na korytarz, nad jego głową wisiały kryształowe żyrandole, podłoga była wyłożona czerwoną wykładziną. Korytarz był długi i pusty, po jego obu stronach znajdowały się drzwi nieopatrzone numerami. Doktor odwrócił się by zapytać nieznajomego, gdzie dokładnie mieści się pokój numer sześć, drzwi do windy zamknęły się tuż przed jego nosem. Kort ruszył przed siebie powolnym krokiem, czuł narastający strach, coś jednak kazało mu odszukać wskazany pokój. W końcu dotarł przed drzwi oznaczone numerem szóstym. Zapukał dwukrotnie, nikt nie otworzył. Gdy zbliżył dłoń do klamki, drzwi uchyliły się, cicho skrzypiąc. Doktor przełknął nerwowo ślinę, niepewnie zajrzał do pomieszczenia. Wydawało mu się, że już gdzieś widział to miejsce.
– Jest tu ktoś? – podniósł głos, gdy wszedł do pokoju.
Na wprost ujrzał otwarte drzwi, które prowadziły na balkon. Wiatr targał białą zasłoną i unosił ją do góry, ciszę przerywał jedynie świst powietrza. Za zdobioną balustradą balkonu rozciągał się widok na rozświetlone miasto. Andrzej rozejrzał się wokół. Pomieszczenie było wysokie, podłogę pokrywał połyskliwy ciemny kamień, na czarnych ścianach wisiały lustra i obrazy. Cały sufit pokrywał tajemniczy fresk. W pokoju nie było mebli, oprócz starodawnego, obitego czerwoną skórą fotela, który zwrócony był ku oknu. Skąd taka sala w hotelu? – pomyślał doktor. W tym momencie drzwi, prowadzące na korytarz, zatrzasnęły się. Kort usłyszał ciche pomruki i jęki, odgłosy zdawały się go otaczać, dobiegały zewsząd. Podbiegł do drzwi, chciał wyjść, drzwi były jednak zamknięte. Gdy zaczął nerwowo szarpać klamką, ponownie zapadła cisza. Doktor szukał czegoś, co pomogłoby mu wyłamać zamek. Schylił się po leżącą, pod lustrem, przy kominku grzebaczkę. Gdy się wyprostował, zdawało mu się, że przez chwilę zobaczył w lustrze odbicie twarzy mężczyzny o ognistych, przerażających oczach.
– To tylko omamy – starał się uspokoić.
Czuł się dziwnie roztrzęsiony.
– Jak się podoba na przyjęciu? – usłyszał nagle z boku –przygotowałem przyjęcie specjalnie dla pana…
Doktor spostrzegł postać, która stała na balkonie. Mężczyzna był odwrócony do niego plecami, spoglądał na światła miasta. Jego długie, kruczoczarne włosy spięte były w kuc i sięgały końca czarnej marynarki, którą miał na sobie.
– Miał pan rację – dodał nieznajomy tkwiąc w bezruchu – początek dwudziestego pierwszego wieku, to mój ulubiony okres.
– Przepraszam, ale kim pan jest? – zapytał doktor.
Bał się zbliżyć do balkonu. Tajemniczy mężczyzna nawet nie drgnął, stał, niczym posąg nad miastem, z dłońmi złączonymi za plecami.
– Kim jestem? Organizatorem tego przyjęcia, przyjęcia na pana cześć, doktorze – odparł.
– To jakiś żart, prawda? – zirytował się Kort.
– Czekałem na pana, wiedziałem, że w końcu mnie pan odwiedzi.
– Chcę wyjść z tego pokoju – rzucił doktor stanowczym tonem.
– Grę można rozpocząć, ale nie można jej zakończyć…
– Dość mam tych bredni.
– Wciąż pan nie rozumie…
Kort ujrzał za oknem płatki śniegu, wówczas uświadomił sobie, że jest zima. Tymczasem w pomieszczeniu, pomimo otwartych na oścież drzwi na balkon, panował ukrop. To wszystko było tak nieprawdopodobne, surrealistyczne, że doktor mruknął pod nosem:
– To musi być sen.
– To nie sen, doktorze.
Kort zdziwił się, że nieznajomy usłyszał jego słowa.
– Wychodzę stąd! – powiedział.
Nim się jednak odwrócił, tajemniczy mężczyzna podniósł głos:
– Nie chcesz o nich zapytać?
– O nich? – zdziwił się doktor.
– O graczy…
Doktor jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu, coś do niego dotarło. Po pewnym czasie powiedział z niedowierzaniem:
– To ten pokój rysowali chłopcy, krzesło przy oknie, puste pomieszczenie…
Tajemniczy mężczyzna milczał, wciąż stał nieruchomo i wpatrywał się w miasto.
– Co im zrobiłeś? – rzucił Kort.
– Zapytałem, czy chcą zagrać.
– Skrzywdziłeś ich…
– Wolna wola. Każdy ma wybór.
– Pytam się, co im zrobiłeś?! – krzyknął doktor.
Nagle w kominku buchnęły płomienie. Nieznajomy odwrócił się i wszedł do sali. Kort ujrzał smukłą, ukrytą za brodą twarz. Spod czarnych brwi mężczyzny spoglądały ogniste ślepia. Przestraszony doktor zrobił kilka kroków w tył.
– Graczem możesz stać się jedynie z własnej woli – usłyszał.
Nieznajomy spokojnym krokiem podszedł do fotela i usiadł, wzrokiem ignorował doktora.
– Szukajcie a znajdziecie, proście a będzie wam dane, święte słowa – dodał, po czym zapalił cygaro – nie skrzywdziłem tych młodzieńców, dałem im nowe życie, którego szukali.
– Nowe życie w szpitalu psychiatrycznym?
– Nowe życie w moim świecie.
– Powie pan to policji.
Doktor odwrócił się i podszedł szybkim krokiem do drzwi. Te wciąż były zamknięte. Kort zaczął uderzać w drzwi z całej siły.
– Szkoda pańskich sił.
– Czego ode mnie chcesz? – wymamrotał zrezygnowany doktor.
– Czego chce? Już mam to czego chciałem – powiedział mężczyzna, pykając cygaro – wszedłeś do gry.
Kort znowu usłyszał wokół siebie jęki. Ukląkł, zatkał uszy i zaczął powtarzać:
– Obudź się, obudź.
Po chwili podniósł wzrok, tajemniczy mężczyzna stał na wprost i wbijał w niego swe przerażające ślepia. Nieznajomy wyciągnął ku doktorowi dłoń, niczym drapieżny ptak, który wyciąga szpony po swą ofiarę. Kort poczuł w okolicy serca piekący ból, jego oddech stał się płytki, coś jakby rozrywało go od środka.
– Kim ty jesteś? – wydusił z siebie przestraszonym głosem.
– Tylko ode mnie zależy teraz twój los, głupcze. Nie doceniłeś jeszcze sceny, jaką dla ciebie przygotowałem. Grudniowa noc początku wieku, hotel, w tle sentymentalna ballada, to tu wszystko się zaczęło… Zawsze chciałeś poznać ojca, prawda?
– Nie rozumiem.
– Jej głos nie wydawał ci się znajomy? W pokoju za tą ścianą jakiś pijaczyna posuwa teraz twoją matkę, urodzisz się za dziewięć miesięcy, ale dopiero dzięki mnie poznasz prawdę. Całe życie się jej bałeś…
Zapadła cisza, doktor nie słyszał już jęków, tajemniczy mężczyzna zniknął, a drzwi się otworzyły. Kort czuł się tak, jakby się ocknął, szybko wybiegł na korytarz. Gdy czekał na windę, z jednego z pokojów wyturlała się pijana para. Doktor rozpoznał barmankę, która tonęła teraz w objęciach starszego mężczyzny.
– O misiek z baru… – powiedziała kobieta na jego widok, po czym parsknęła śmiechem.
Para zatrzymała się przy doktorze.
– Magda kotku, pojedźmy do mnie – powiedział siwy mężczyzna do barmanki, obleśnie ją obmacując.
– Ma pani na imię Magda? – zapytał doktor.
Rozbawiona barmanka podała mu dłoń, niczym dama, ukłoniła się i powiedziała:
– Madame Magda Kort, misiaczku.
Doktor złapał ją za ramiona i docisnął do ściany.
– Co tu się dzieje?! Myślicie, że będziecie sobie tak ze mną pogrywać?! – wrzasnął wściekle – On wam za to zapłacił?!
Partner kobiety odepchnął Korta, ten uderzył go w twarz.
– Zostaw go świrze! – krzyknęła barmanka.
Doktor wsiadł do windy, chciał jak najszybciej wrócić do pokoju. Gdy wysiadł na drugim piętrze, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Korytarz wyglądał zupełnie inaczej niż przedtem, kipiał elegancją, ściany obite były kremowym materiałem, znajdowały się na nich malowidła, nad głową wisiały żyrandole, takie jak na szóstym piętrze. Kort przeszedł całe piętro, nie znalazł pokoju, w którym mieszkał. Załamany usiadł na schodach, starał się wytłumaczyć racjonalnie ostatnie wydarzenia. Analizował krok po kroku co robił po opuszczeniu pokoju. Rozmowa przy barze wydawała mu się tak odległa w czasie. Doktor przypomniał sobie wykład na temat gier psychoaktywnych, w którym niegdyś uczestniczył. Skutki uboczne dotykające zwłaszcza graczy początkujących: kłopoty z rozróżnieniem świata wirtualnego od rzeczywistego, brak poczucia czasu, przyśpieszone tętno, ból głowy, stany euforyczne. Musiałem wejść do gry – uznał doktor – tylko jak?. Nie pamiętał by zakładał kask neuronowy. Kort zbiegł schodami do hotelowej knajpy. Znalazł wzrokiem bladego mężczyznę ze snu, podbiegł do niego i złapał go za fraki.
– Jak wyjść z gry?! – zapytał nerwowym głosem.
Blady mężczyzna uśmiechał się niczym szaleniec.
– Mówiłem, gry nie można zakończyć – odpowiedział.
Muzyka ucichła, a wszyscy goście lokalu skupili wzrok na doktorze.
– Nie podoba się panu u nas? – zapytała starsza kobieta, po czym głośno zachichotała.
Kort chwycił leżący na stole nóż i zagroził nim mężczyźnie.
– Pytam po raz ostatni, jak wyjść z gry?! – powiedział podniesionym głosem.
Blady mężczyzna zaczął pogardliwie chichotać, jego oczy były pełne obłędu. Doktor nie wytrzymał i szybkim ruchem ręki poderżnął mu gardło. Wodospad krwi wysączył się z rany. Mężczyzna wciąż jednak stał i wbijał wzrok w doktora. Śmiał się coraz głośniej szczerząc czarne, zepsute zęby, jego oczy nachodziły krwią, a twarz zaczęła się dziwnie wykrzywiać, po chwili całe ślepia stały się ciemnoczerwone, policzki zapadnięte, a uszy szpiczaste. Doktor wypuścił nóż z ręki, przerażony zaczął się wycofywać, spostrzegł, że twarze otaczających go ludzi przybrały paskudne, zdeformowane formy, zewsząd spoglądały przeklęte ślepia, rozbrzmiewał diabelski chichot. Kort wybiegł z hotelu, biegł przed siebie bez opamiętania. Odwrócił głowę dopiero, gdy się zatrzymał. Nikt go nie gonił. W oddali stał hotel, sześciopiętrowa kamienica z elegancką, ozdobną fasadą, budynek był iluminowany. Nad wejściem do hotelu znajdował się neon, na którym widniała cyfra sześć.
– Ten hotel nie istnieje od dwudziestu lat – mruknął do siebie doktor.
Korta jeszcze bardziej zdziwiło otoczenie budynku, w okolicy nie było żadnych zabudowań, ani ulic, hotel otaczały jedynie ciemności. Gdzie rozświetlone miasto, które widać było z balkonu? – pomyślał doktor. Nie zamierzał wracać do hotelu, ruszył przed siebie, licząc, że po drodze napotka ratunek. W pewnym momencie zauważył, że znajduje się w parku. Szedł wyasfaltowaną aleją, pomiędzy strzelistymi drzewami bez liści. Korony drzew kryły się we mgle, która zdawała się sączyć z nieba. Po środku alei stały posążki, przedstawiające dziwne, budzące grozę stwory. Doktor co chwilę spoglądał za siebie, miał wrażenie, że słyszy szepty i kroki.
– To tylko złudzenia – dodawał sobie otuchy.
W pewnym momencie do jego uszu dobiegły obłąkane głosy:
– Będziesz nasz, niech tylko pan pozwoli…
Doktor wytężył wzrok, przed nim, na ławce w parku siedziała kobieta, miała opuszczoną głowę, zdawało się, że szlochała, obok niej stał dziecięcy wózek. Kort zbliżył się kilka kroków.
– Przepraszam, dokąd prowadzi ta aleja? – zapytał.
Kobieta nie zareagowała. Kort podszedł bliżej, zauważył, że dziewczyna kołysze w ramionach zepsutą lalkę.
– Przepraszam – powtórzył.
Kobieta podniosła głowę, miała smutną twarz, przysłoniętą długimi włosami i nieobecny wzrok.
– Pan doktor? – wymamrotała.
Kort przykucnął z wrażenia:
– Andżelika? – rozpoznał swą dawną pacjentkę.
– Dlaczego mnie pan nie uratował? Nie chciałam się zabić. Tym chłopcom też pan obiecał – powiedziała cierpiącym, zbolałym głosem dziewczyna – Niech pan się pośpieszy, idą po chłopców.
Doktor odwrócił głowę, na końcu parku ujrzał pokraczne postacie, człapiące w jego stronę.
– Chłopcy czekają w szpitalu, tym razem niech pan dotrzyma słowa.
Kobieta wskazała dłonią duży biały budynek. Wydawało się, że budynek wyrósł spod ziemi, był tak olbrzymi, że niemożliwe by doktor go dotąd nie zauważył. Tylko w jednym oknie na najwyższym piętrze paliło się światło. Kort rozpoznał szpital psychiatryczny, w którym pracował kilka lat temu. Wszedł powolnym krokiem do ciemnego holu.
– Jest tu ktoś? – zawołał.
Na końcu korytarza zauważył pielęgniarkę.
– Szóste piętro, sala numer sześć, doktorze – zawołała kobieta.
– Niech pani poczeka – krzyknął Kort, po czym przyśpieszył kroku.
Pielęgniarka otworzyła drzwi i schowała się w pokoju, doktor wbiegł za nią do pomieszczenia. Kobieta zniknęła.
– Niech to szlag – powiedział pod nosem doktor.
Ciemności potęgowały strach, Kort rozglądał się bacznie na boki. Schodami udał się na szóste piętro, tam szybko odszukał salę numer sześć. Była to jedyna sala, w której paliło się światło. Z pomieszczenia nie dobiegały żadne dźwięki. Doktor pchnął lekko uchylone drzwi, te zaskrzypiały. W sali na szpitalnych łóżkach siedzieli chłopcy. Kort od razu rozpoznał swych pacjentów.
– Zabierze nas pan stąd? – spytał błagalnym głosem jeden z nastolatków – nie chcemy tu być, oni wrócą.
– Spokojnie, nic wam się nie stanie – odparł pewnie doktor, kryjąc swój strach.
– Uratuj nas, prosimy – dodał drugi chłopiec, po czym rozpiął koszulę szpitalnej piżamy – niech pan zobaczy co nam zrobili.
Tors nastolatka pokryty był licznymi ranami ciętymi.
– Kto wam to zrobił?
– Demony…
– Znowu idą – wtrącił chłopiec, który stał przy parapecie i wyglądał za okno – niech się pan pośpieszy.
Doktor podbiegł do okna i zobaczył w dole blade postacie w czerwonych szatach wchodzące do szpitala. Kort zabarykadował drzwi jednym z łóżek.
– To ich nie zatrzyma… – powiedział nastolatek.
– Nie mogę wam pomóc – pomyślał doktor.
Wówczas jeden z chłopców oznajmił:
– Może pan, pańska kieszeń.
Doktor włożył rękę do kieszeni i ku swemu zdziwieniu wyjął z niej sztylet. Skąd nóż w mojej kieszeni? – pomyślał.
– To tylko gra – wtrącił jeden z chłopców.
Te słowa przypomniały Kortowi wykład o grach psychoaktywnych i wypowiedź profesora: ,, To tylko gra, kończy ją zwykły, umówiony wcześniej, exit, jak i śmierć bohatera”. Doktor popatrzył na chłopców, wówczas na korytarzu usłyszał kroki.
– Szybko, już tu są! – krzyknął chłopiec.
Ktoś nacisnął klamkę, barykada nie pozwoliła jednak otworzyć drzwi.
– Nie mogę – rzucił Kort, spoglądając na sztylet.
Drzwi coraz mocniej napierały na barykadę. Chłopcy zaczęli panicznie płakać. Kort usłyszał za drzwiami zdenerwowany głos pielęgniarki:
– Doktorze, co pan tam robi?! Proszę natychmiast otworzyć drzwi!
– Niech pan tego nie robi – krzyknęli chłopcy – to oni!
– To tylko gra – powiedział pod nosem doktor, dodając sobie otuchy.
Mężczyzna zacisnął mocno dłoń na trzonku noża i szybkim cięciem poderżnął gardło najbliższemu nastolatkowi. Gdy pielęgniarce udało się przepchnąć barykadę i wejść do sali, doktor stał pośród ciał chłopców, jego ręce ociekały krwią.
– Boże, co pan zrobił?! – wydarła się kobieta.
– Koniec gry – powiedział doktor, po czym poderżnął sobie gardło.
Andrzej Kort otworzył oczy, siedział w fotelu, szybko zrzucił z głowy kask neuronowy. Na ekranie komputera wyświetlił się komunikat : GAME OVER. Doktor odetchnął z ulgą. Wtedy jednak zauważył, że jego ręce i ubranie są umazane we krwi. Na ekranie wyświetliła się wiadomość:
– Włącz telewizor.
Kort przełknął nerwowo ślinę i chwycił za pilota. Na programie pierwszym trwało właśnie specjalne wydanie serwisu informacyjnego.
– Wiadomość z ostatniej chwili – powiedziała prezenterka – przed kilkoma minutami w szpitalu psychiatrycznym w Warszawie odnaleziono ciała dziewięciu nastolatków, na ciałach pacjentów znajdowały się liczne rany cięte i kłute…
Doktor złapał szybko za swą teczkę i drżącymi dłońmi zaczął czegoś szukać. Po chwili wyjął pudełeczko, z którego wyciągnął czerwoną pastylkę. Na tabletce znajdował się napis EXIT. Mężczyzna czym prędzej połknął pastylkę.
Młody chłopak otworzył oczy, wokół siedzieli jego znajomi.
– Prawie się udało –rzucił zdenerwowany.
– Prawie, teraz moja kolej – wtrącił jego przyjaciel.
– Zmieńmy grę, nie lubię horrorów… – dodał inny znajomy.
– Żartujesz? – odparł gospodarz – gramy w ,, Doktora Korta”. Muszę przejść tą gierkę…
Wkrótce znajomi opuścili gospodarza. Ten posprzątał mieszkanie, potem na chwilę przed snem usiadł jeszcze przed komputerem. Komunikator zasygnalizował odebranie nowej wiadomości. Na ekranie wyświetliło się:
– Grę można rozpocząć, lecz nie można jej zakończyć…
Chłopak poczuł ból koło nadgarstka, gdy podwinął rękaw bluzy ujrzał na skórze cyfrę: trzy…
Jak rozumiem alfabet polski, choć The game z angielska, Lucyferze? Wykonanie mi nie podeszło, sztuczne te dialogi, sam pomysł też nie nowy. Ziemiański, w jednym z nr SFFiH zamieścił podobny tekst.
Pomysł, moim zdaniem, jest dobry, ale wymaga dopracowania. Czytając ten tekst, mam wrażenie, że rzeczy po prostu się dzieją. Następują jedna po drugiej, bez żadnych głębszych emocji czy zmian tempa wciśniętych pomiędzy poszczególne sceny. To trochę tak, jakby zamiast zainteresować czytelnika warsztatem i przewrotnością, chciało się jedynie jak najszybciej odbębnić wszystkie punkty z planu.
No i to nieszczęsne "tą gierkę"...
Przyznam, że końcówka do mnie nie dotarła. Zmyliła mnie tabletka. O co chodzi?
Przeczytałam, bez większych zgrzytów, ale i bez większych emocji.
Miejskie blokowiska - w odróżnieniu od wiejskich?
Co to jest "zawieszony wzrok"?
Nieprawidłowo zapisujesz dialogi. Zajrzyj do wątku Seleny z poradami dla piszących podpiętego w Hyde Parku, żeby dowiedzieć się, dlaczego.
Ponadto liczby w tekście literackim zapisujemy słownie. Ujdzie kiedy wymieniasz 27, 11, 7 itp., ale to, że ktoś ma "30 lat" wygląda fatalnie.
Lucyfer małą literą?
Nie unosimy do góry, bo to masło maślane - wszak nie da się unieść w dół.
Zdarzają Ci się powtórzenia.
Nie wydaje mi się, żeby włosy spinało się "w kuc", nawet jeśli jest duży. Ogólnie przyjętym, intuicyjnym słowem jest "kucyk".
Po wielokropki nie stawiamy spacji, podobnie jak przed dwukropkiem, pilnuj też spacji przy cudzysłowach.
Z grubsza tyle.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr