- Opowiadanie: yoda_87 - AI 1386

AI 1386

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

AI 1386

12 października 1386r. godzina 20:16:32

 

Gwardzista królewski spojrzał na swoją świeżo przysięgłą partnerkę wpiętą w uprząż nocną, podziwiał przez chwile doskonale obłe kształty jej pancerza piersiowego i biodrowego, smukłe kształty kończyn, subtelne wykończenia maski twarzowej. Jakże straszliwie ją kochał.

 

– Najdroższa, czy zechciałabyś… Czy myślisz, że… Chciałbym byśmy zaprojektowali matryce dla naszego potomka.

 

– Och najdroższy, – jego propozycja wywołała całą serie reakcji w jej ciele, obiektywy jej oczu pojaśniały, pierś rozgrzała się od wewnętrznego ciepła, wszystkie czujniki jakimi ją obserwował wykryły wzmożoną aktywność energetyczną w każdym z jej procesorów. Wyszła ze swojej uprzęży i wtuliła się w niego.

 

– Oczywiście! Myślałam, że nigdy mnie nie poprosisz. – Gdy tylko znalazła sie w jego ramionach poczuł subtelne drżenie rdzenia własnej matrycy w piersi i wiedział że ona odczuwa podobne. Podczas wzajemnej przysięgi ich krystalityczne matryce osobowości zostały zestrojone ze sobą, i gdy tylko znajdowały się w pobliżu wpadały w rezonans.

 

Otoczył ją ramionami spoglądając nad jej głową na kable wychodzące z jej pleców, delikatnie przesunął palcami wzdłuż listwy kręgowej tak, by nie zahaczyć o żadne z aktywnych złączy. Ona zaś delikatnie wyswobodziła się z jego objęć, ale nie wróciła do uprzęży. Patrzył jak płyty pancerza piersiowego rozchylają się z cichym sykiem, a następnie wyskakują z zaczepów i spadają na ziemię. W środku jej piersi tkwił czarny prostopadłościan, trochę większy od pięści, z delikatnym kryształowym nalotem na jednej krawędzi. Jego receptory termiczne rejestrowały fale gorąca jakie emanowały z wnętrza matrycy. Tuż pod nim znajdowała się okrągła płyta, zakończenie reaktora z dwoma zaciskami do których podpięte były pętle kabli w dwóch złączkach.

 

Pochwycił dłońmi stelaż konstrukcyjny jej piersi i uniósł ją w powietrze, przyciągając do siebie. Jej dłonie zacisnęły się na płytach jego ramion. Pancerz na jego piersiach, nieporównywalnie grubszy niż jej, z głuchym uderzeniem wylądował na podłodze. Pozwolił, by dłońmi wślizgnęła się do wnętrza mechanizmów jego torsu i rozpięła jedno złącze jego reaktora, nagle wszystkie obrazy docierające z mnogich receptorów ukrytych w jego głowie przestały się pojawiać, ale już po chwili wróciły gdy złączka została podpięta do jej reaktora. Teraz on przepiął jej złączkę do swojego reaktora, patrząc jak jej obiektywy ciemnieją na sekundę.

 

Po chwili wahania jego programy logiczne wślizgnęły się w jej obwody, wędrując w dół jej bioder i smukłych nóg, podziwiał subtelną siłę tkwiącą w niewielkich serwomechanizmach, wyczuwał jak drżą podchwycając obce sygnały. Powoli przesuwał się w górę drążąc elektronicznymi sondami każdy zakamarek, każdy kabel jej sieci energetycznej, jak za każdym razem, od nowa poznawał jej ciało. Przenikał przez wszystkie bariery, które pozostawiła dla niego otwarte. Jednocześnie jej myśli krążyły w jego lędźwiach, subtelniejsze niż jego własne, ale doskonale wyczuwalne zagłębiały się w czujniki reaktora.

 

Teraz widziała jego gwiazdę, mikroreaktor plazmowy, zasilającego wszystkie obwody jego metalowego ciała. Serce energetyczne, pozwalające mu żyć. Poczuł łaskotanie gdy go delikatnie przestrajała, na przemian wypełniała go nieziemska energia zdolna stopić jego szkielet, i nagle odchodziła a jego metalowe mięsnie wydawały się ociężałe, niezdolne do jakiegokolwiek ruchu. Nie pozostał jej dłużny, ominął lędźwie swojej partnerki omywając jej reaktor wprawiając go tylko w delikatne drżenie, aż dotarł do głowy, zasobnika pełnego czujników. Jej komplet był wprawdzie znacznie uboższy niż jego, rejestrowała tylko w zakresie barw widzialnych i podczerwieni ale też nie potrzebowała nic więcej. Rozkalibrował jej czujniki optyczne, przestroił je pokazując jej morze barw, wyrażając swoje uczucie pętlącymi się spiralami światła i ciemności we wszystkich kolorach tęczy.

 

Roześmiała się radośnie przyjmując jego pieszczotę, a on spojrzał na siebie przez jej obiektyw, na pęknięcie, które zdobył na ostatnim treningu, na swoje imię „Steelios” wypisane na piersi niczym order pomiędzy odznaczeniami wojennymi, i wiedział że ona tez spogląda przez jego oczy badając swoje ciało tak jak on to robił wcześniej. Wreszcie jego program opuścił jej głowę i skierował się prosto do rdzenia. Przeniknął do kryształowej twierdzy jej osobowości, badał jej uczucia, widział setki zamkniętych myśli, których nie chciała oglądać podczas ich czasu, ale widział też pół otwarte bramki. Przenikał przez nie, szturmował ich wątłe zabezpieczenia wciskając się myślą w każdą szczelinę jaka mu otworzyła w swojej matrycy aż dojrzał wszystko co chciała mu pokazać.

 

Uczucie jakie płonie w głębi jej korpusu, jej nadzieje i marzenia. Gdy poczuł jak ona podobnie krąży w jego rdzeniu, kiedy zespolenie ich ciał było już niemal pełne poczuł wibracje ich stalowych ciał przenikające wszystko wokół, jej stalowe dłonie zaciskające się na jego ramionach wgniatając płyty pancerne, rezonans magnetyczny w jaki wprawili się nawzajem wydarł z głośników głośny jęk rozkoszy. Wysoki, wibrujący ton obwieścił, że ich akt jest kompletny, ze dotarli na szczyt wzajemnego poznania i miłości. Po kilku chwilach grożących niemal przeciążeniem obwodów powoli wycofali się w głąb własnych ciał i powoli, bez słów, zapadli w sen wciąż spleceni i połączeni. Nie musieli nic mówić, wiedzieli o sobie wszystko.

 

 

 

 

 

13 października 1386r. godzina 03.21.54

 

Przekaz nadszedł na paśmie alarmowym wyrywając Steeliosa ze snu. Spojrzał na swoją kobietę, wciąż jeszcze wtuloną w niego, nieświadomą niebezpieczeństwa. Przez łączące ich sploty kabli przesłał jej ostrzeżenie „Najdroższa obudź się, alarm…”. Jej oczy rozjarzyły się pełnym blaskiem gdy kończył rozłączać sprzęgi naprawcze, pęknięcie powstałe od uderzenia miecza jego kolegi już prawie nie było widoczne, pancerz na ramieniu niemal odzyskał pierwotny kształt. Szybko przepieli złączki i umocowali pancerze. Kondensatory naładowane w 80 do 85 %, generator zasila wszystkie układy, ale by osiągnąć pełną sprawność motoryczną potrzeba jeszcze indywidualnych kondensatorów podłączonych do każdego z układów ruchowych. Gdyby się rozładowały całkowicie poruszałby się wolniej i mniej pewnie, ale aktualny poziom wystarczy jeszcze na kilkanaście, lub kilkadziesiąt godzin. Gwardzista ruszył do drzwi łapiąc po drodze swój miecz i tarcze. Jego broń była niezwykle ostrą klingą wykonaną z metalu krystalicznego i wprawianą w wibracje rezonatorem sonicznym. Dzięki temu mogła rozcinać stal niczym ciepły wosk, zaś tarcza była grubym kawałem najlepszej stali narzędziowej zdolnej odbić większość ataków nawet z wykorzystaniem ostrzy sonicznych. Tak uzbrojony jeszcze przystanął w drzwiach.

 

– Wiem, biegnij, broń swego króla, nic mi nie będzie – nie był zdziwiony jak dobrze odczytała jego wahanie, ich umysły tyle co były jednym – pójdę do królowej, przy niej nic mi nie grozi.

 

– Dobrze, weź mój pistolet, może Ci być potrzebny. Kocham Cię – ostatnie słowa poparł pocałunkiem, przesłaną przez ich osobiste łącze optyczne, kompozycją barw i dźwięków obrazujących jego uczucia.

 

Korytarz był pusty, z oddali dobiegały jedynie dźwięki wzmożonej kanonady oraz głuche uderzenia metalu. Jego lokalizatory dźwiękowe bezbłędnie prowadziły go korytarzami, odsiewając echo rozchodzące się pustymi korytarzami.

 

Steelios wypadł przez boczne drzwi do sali tronowej i niemal od razu poślizgnął się na zalewającej podłogę mieszance smaru i oleju, ale kontrole motoryczną nad jego ciałem sprawował już procesor bojowy, wsparł się na drzwiach i skoczył do przodu prosto w wir walki.

 

Sala tronowa była długim i wąskim pomieszczeniem, obecnie zasypanym stalowymi zwłokami, bitwa toczyła się wokół tronu, gdzie władca wraz z przybocznymi odpierał z trudem kolejne ataki. Nieliczni żywi jeszcze gwardziści oddzieleni od grupy byli systematycznie odławiani. Jeden z nich właśnie w długim skoku leciał w stronę wroga ale gdy był od niego na wyciągnięcie ręki, gdy właśnie przymierzał się do zadania morderczego pchnięcia, przeciwnik wystrzelił z gołych dłoni błyskawice, które oplotły gwardzistę od stóp po głowę przepalając jego obwody i doprowadzając do zwarcia wszystkich systemów. Ten upadł na ziemię wstrząsany spazmami, zaś w powietrzu rozległ się swąd palonej izolacji i stopionego krzemu.

 

Niewiele myśląc Steelios oflagował go jako swój cel a procesor bojowy dobrał odpowiednie działanie, jego ramię dzierżące miecz odchyliło się w tył by następnie jeszcze szybciej wystrzelić do przodu, już w trakcie tego ruchu przeliczając opory powietrza i ciężar broni. Klinga poszybowała w powietrzu wbijając się pomiędzy łopatki przeciwnika, trafienie było bezbłędne. Jeszcze nim broń dosięgła celu jej właściciel ruszył za nią, ledwie zaś przestała się zagłębiać w ciele robota, za rękojeść pochwyciły stalowe palce. Steelios wyrywając miecz ciągnął go w górę, rwąc cienką zbroje na strzępy, nieomal odrywając przy tym głowę, która odpadła gdy tylko poprawił błyskawicznym uderzeniem tarczy. Zaraz potem przypadł do ziemi osłaniając się tarczą, o którą uderzyły serie z ciężkiej broni konwencjonalnej. Pociski dzwoniły na ciężkiej stali. Ten rodzaj broni był mało skuteczny i stosowany niezwykle rzadko. Wystarczyło kilka sekund by procesor logiczny przeliczył informacje napływające z czujników i dostarczył danych o miejscu skąd padły strzały z 98% prawdopodobieństwem sukcesu. Duży margines błędu ale w tym momencie skończył się czas na planowanie. Tuż przy grupie gwardzistów osłaniających władcę runęła ściana i wtoczył się do środka olbrzym. Przeciwnik o co najmniej czterech metrach wzrostu i niezwykle potężnym pancerzu, dzierżący olbrzymi topór zasiał spustoszenie w szeregach obrońców przechylając szalę zwycięstwa na ich niekorzyść.

 

Steelios uruchomił awaryjne rezerwy energetyczne i wyskoczył w powietrze. Ledwie opadł na ziemię wyskoczył po raz kolejny tym razem w niskim i dalekim skoku, a gdy tylko jego stopy dotknęły ziemi odbił się znów, tym razem krótko i to tyłu. Dzięki temu miał nadzieję oszukać systemy automatycznego namierzania z jakich korzystali strzelcy, a gdy tylko pociski przestały dzwonić na jego tarczy, z potężnym wymachem wysłał ją prosto w kierunku przeciwnika. Trafienie nie było zbyt dokładne i zamiast paść ze zmasakrowanym torsem agresor stracił tylko rękę, ale dzięki temu nie mógł posługiwać się ciężkim karabinem. Niewiele myśląc skierował się w stronę większego, w każdym tego słowa znaczeniu, zagrożenia. Flagując olbrzyma jako cel alfa zauważył, że krąg gwardzistów jest mniejszy niż gdy ostatnim razem patrzył w kierunku tronu i choć atakowali giganta, a jego pancerz zdobiły setki bruzd nie było widać by zdołali go uszkodzić. Procesor bojowy obliczył najkorzystniejszą strategię ataku i natychmiast przystąpił do działania. Nogi same poniosły wojownika do przodu, miecz zawirował w jego dłoni obracając się ostrzem w dół. Dwa metry za celem wybił się w powietrze spadając na kark wroga i wbijając klingę pomiędzy płyty pancerza ramienia i szyi. Przez chwile mocował się z nimi niemal łamiąc miecz ale udało mu się rozgiąć je o kilka milimetrów. Bez zastanowienia zawierzając procesorowi bojowemu wbił rękę w szczelinę zdzierając z niej pancerne płyty, gdy poczuł stalowy uścisk na karku. Dłoń giganta, niemal tak duża jak cały korpus gwardzisty, zacisnęła się na plecach Steeliosa krusząc naplecznik, i zrywając go z grzbietu olbrzyma. Steelios poczuł że stelaż jego ramienia pęka a ręka zostaje we wnętrzu przeciwnika, ostatnim desperackim rozkazem zwarł palce miażdżąc matrycę wroga.

 

 

 

13 października 1386r. godzina 03.31.54

 

– Izaanie, myślałem że już po nim.

 

– Ja też, jak to bydle na niego upadło usłyszałem trzask chyba wszystkich jego pancerzy i

 

stelaży.

 

– Uruchomił się.

 

Steelios rozejrzał się wokół, co najmniej połowa jego rejestratorów optycznych przekazywała

 

tylko szum. Nad nim pochylali się jego towarzysze i sam władca.

 

– Dobra robota chłopcze.

 

– Wygraliśmy? – to była pierwsze w miarę sensowne pytanie jakie podrzucił procesor logiczny więc natychmiast je wypowiedział, matryca Steeliosa wciąż była jeszcze przeciążona z powodu obrażeń.

 

– Trudno powiedzieć, dopiero się składamy – to Dante, jego przyjaciel z koszar. Mówiąc to przeszukiwał okolicę, grzebiąc pomiędzy zwłokami, balansując na lewej nodze. Prawa kończyła się w połowie uda. – byłeś wyłączony ledwie dwadzieścia cztery i ćwierć sekundy.

 

Zgrzyt otwieranych drzwi postawił wszystkich na nogi. Który z gwardzistów jeszcze był w stanie natychmiast uchwycił mocniej miecz. Steelios ze zdziwieniem zauważył, że ściska w lewej ręce kamień. Dopiero po połowie sekundy procesor logiczny podpowiedział, iż nie ma teraz ani miecza ani tym bardziej czym go chwycić. Przez drzwi do komnat królowej z trudem przeszedł jeden z gwardzistów, jego głośniki wydały kilka urywanych zgrzytów gdy brakło im energii, zaś on sam wsparł się na drzwiach i tak pozostał. Jego fotoreceptory zgasły. Wszyscy z napięciem wpatrywali się w olbrzymią dziurę znajdującą się trochę poniżej mostka. I na strugę plazmy jaka z niej skapywała na podłogę i zastygała natychmiast tworząc metalowe kwiaty. Gdy wszyscy uświadomili sobie co oznacza ta sytuacja, jak jeden mąż rzucili się w stronę drzwi i konającego towarzysza. Tylko władca dopadł drzwi wcześniej niż Steelios, a i to tylko dlatego, że procesor logiczny nadawał „NIE TRATUJ WŁADCY!” wszystkimi możliwymi łączami jakie tylko pozostały sprawne. Komnaty królowej były spustoszone i wypalone, wzdłuż ścian leżały wypatroszone zwłoki kobiet, na środku komnaty kilku wojowników, którzy polegli w starciu z samotnym gwardzistom. W przeciwległej ścianie olbrzymia dziura prowadziła do zapomnianego korytarza wypełnionego kurzem i brudem. Przez kilka sekund panowała cisza tak głęboka, że wydawało się iż słychać jak elektrony przeskakują pomiędzy powłokami, by eksplodować w pełen rozpaczy ryk, zdawałoby się dobiegający z samych głębi piekieł. Niektórzy z jego towarzyszy ruszyli chwiejnym krokiem w stronę zwłok swych kobiet, ale Steelios, podobnie jak każdy z nich wiedział jedno, ich matryce są zniszczone, starte w proch. Żaden z wojowników nie odczuwał tego charakterystycznego drżenia w matrycy, jakie pojawiało się gdy druga, zestrojona w ceremonii przysięgi, znajdowała się w pobliżu. W ciszy, gdy wojownicy trwali pogrążeni w rozpaczy głucho zabrzmiał głos władcy.

 

– Wyruszamy za dwie godziny. Bierzcie każdą broń jaką chcecie, każda zamkowa zbrojownia jest wasza. Pomścimy nasze kobiety.

 

 

 

13 października 1386r. godzina 05.39.13

 

Przez dwie godziny wszyscy zbrojmistrze jacy jeszcze żyli w pałacu, wszyscy kowale i kuźnicy pracowali w pocie czoła by każdy z pozostałych przy życiu gwardzistów wrócił do pełnej sprawności. Każdy z nich otrzymał najpotężniejszy pancerz jaki tylko można było znaleźć w zbrojowni, ograbiono składy broni ze wszelkiego narzędzia zniszczenia i destrukcji. Spustoszono nawet składy gdzie technomagowie przechowywali zakazaną technologię. Każdy z wojowników dźwigał na swych barkach prawdziwy arsenał, a gdy wyznaczony na odbudowę czas minął stawili się w komnacie królowej. Dwudziestu trzech gwardzistów ze swoim władcą na czele. Ale siła ognia jaką sobą reprezentowali była silniejsza niż niejednego oddziału zaciężnego wojska.

 

Wkroczyli w zapomniany korytarz. Pałac powstał z inicjatywy władców poprzedniej dynastii. Uzurpatorów. Nic więc dziwnego że wielu korytarzy do tej pory nie zbadano i równie wielu nie znano. Widocznie agresorzy mieli powiązania ze straconymi przed przeszło wiekiem zdrajcami. Pusty i milczący korytarz prowadził w dół, przejścia były rozbite, pajęczyny narosłe przez dziesięciolecia zerwane.

 

Czterysta osiemdziesiąt dziewięć metrów poniżej sali tronowej, i czterysta dwadzieścia trzy metry poniżej najniższych pomieszczeń zamkowych korytarz kończył się w przestronnym lochu. Jego środek zajmowała otchłań o szerokości dwunastu i trzech dziesiątych metra, ale skanery nie potrafiły obliczyć odległości do dna. Wokół niej przy stołach zapełnionych rozmaitą bronią, batonami paliwowymi, różnego rodzaju elektronicznymi podzespołami, tłoczyli się wojownicy bliźniaczo podobni do tych, którzy kilka godzin wcześniej tłumnie wdarli się na zamek. Na jednym ze stołów wokół, którego zebrały się zbiry najbardziej okazałe pod względem energetycznym stało kilkadziesiąt matryc osobowości, zaś jedna z nich była umieszczona wewnątrz sporego urządzenia błyskającego iskrami.

 

-Orzesz rdzawa i cieknąca… – szept ustawiony na najniższą możliwą wartość było trudno zarejestrować nawet z odległości kilkunastu centymetrów – Panie, to są rdzenie naszych kobiet, oni próbują z nich wydobyć nasze sekrety i tajemnice. Rozległo się kilka sygnałów potwierdzeń od gwardzistów ariergardy na znak zgody z wygłoszoną opinią i znacznie więcej pomruków rozgrzewanych układów energetycznych zasilających najróżniejsze bronie masowej destrukcji.

 

Gwardziści wysypali się z przejścia w całkowitej ciszy, unosząc ręce pełne śmiercionośnej broni, nierzadko w dłoniach ściskając kolby miotaczy rakiet lub korpusiki granatów plazmowych. W ciągu kilku milisekund procesory bojowe obliczyły siłę, kierunki i trajektorie rzutu, kąt nachylenia lub trajektorie lotu głowic, procesory logiczne oflagowały najważniejsze cele, dublując największych przeciwników. Wojownicy wyposażeni w ciężkie wielolufowe karabiny określali ścieżki prowadzenia ognia tak by zmaksymalizować straty wśród przeciwników. Steelios biegł pomiędzy Dantem a Grafem, drugim spośród najbliższych przyjaciół, podobnie jak reszta gwardii i oni mieli nadzieję, że walczą o życie swoich kobiet. Graf modlił się by ocalić również siostrę. Każdy z nich celował więc równie starannie i bezwzględnie, ale omijając część sali, w której umieszczone były matryce. Znajdujących się tam przeciwników musieli zniszczyć ze znacznie mniejszej odległości posługując się mieczami sonicznymi lub inna bronią bezpośredniego kontaktu jak nowo zamontowane miotacze kwasu czy dezintegratory soniczne trudne w wykorzystaniu ale śmiertelnie niebezpieczne.

 

Od momentu gdy gwardziści wysypali się z tunelu zaczęła upływać już druga dekasekunda i pierwsi z przeciwników raczyli wreszcie zauważyć obecność gwardii. Wojownicy odpalili całą posiadaną broń dalekiego zasięgu uruchamiając najgłębsze rezerwy energetyczne kondensatorów i rdzenia, oraz wszelkie systemy awaryjne. Pierwsze z rakiet ledwie zdążyły opuścić swoje łoża a już strzelcy wystrzelili przed szereg wyprzedzając pociski, które leniwie odpalały swoje silniczki odrzutowe. Inni przesuwali się równolegle do powstałej linii frontu siejąc spustoszenie wśród nieprzygotowanych przeciwników przy wykorzystaniu ciężkich broni dalekiego zasięgi takich jak siedmiolufowe karabiny maszynowe czy ciężkie lasery, którymi wypalano czujniki optyczne i termiczne z głów przeciwników.

 

Masa wojowników, którzy dopiero teraz zauważyli przybyłych w akcie zemsty, ruszyła czym prędzej na spotkanie z nimi. Lecz gnani furią gwardziści wpadli pomiędzy nich młócąc mieczami na lewo i prawo z rządzą smaru wypisaną na niemal nieruchomych obliczach. Pierwsi przeciwnicy natychmiast ustąpili rozczłonkowani, ale opór narastał w miarę jak zwierały się kolejne szeregi, lecz w tym momencie wystrzelone przed szarża pociski wgryzły się w tłum wyrzucając poskręcane metalowe szczątki w powietrze.

 

Steelios płaskim cięciem skrócił o głowę przeciwnika stojącego bezpośrednio przed nim, a następnie, ślepego, kopnięciem posłał prosto w czeluść ziejącą w komnacie. Kolejnemu przeciwnikowi wbił ostrze w śródpiersie rozrywając przewody zasilające, a być może zahaczając krawędzią klingi o matryce osobowości, ale nie zdążył wyrwać broni z ciała przeciwnika gdy zauważył lecącego w swoim kierunku robota z uniesionym do ciosu mieczem. Napastnik nigdy nie dotarł do celu, gdyż celna salwa z ciężkiego karabinu niemal zatrzymując go w powietrzu, dając gwardziście czas na uwolnienie broni. Brzeszczot przeciwnika, usiłującego za wszelką cenę trafić Steeliosa minął go z bezpiecznym zapasem trzech centymetrów a ten leniwym cięciem odjął przeciwnikowi nogi, by następnie rozrąbać go od płyty krocznej po samą szyję. Plazma z reaktora przytopiła mu pancerz lecz nie zwrócił na to uwagi. Olej i smar zbryzgały jego zbroje zachlapując obiektywy, lecz natychmiast odparowały gdy zwiększył ich temperaturę optyki do maximum.

 

Gdy odzyskał zdolność widzenia jego uwagę przyciągnęły dwie rakiety mknące nad czeluścią w największe skupisko wrogich robotów a pomiędzy nimi w pół skoku Grafa z uniesionym ciężkim toporem i fotoreceptorami błyskającymi barwami obłędu. Dokładnie przed nim, na ziemi, na samej krawędzi szacowanego pola rażenia rakiet stał robot z długim stalowym prętem pełniącym rolę włóczni i szykujący się właśnie by ugościć nią lecącego. Steelios niewiele myśląc zawinął się w piruecie by nadać swej broni większy pęd i wypuścił miecz z palców. Ten poszybował jak zaklęty wirując w powietrzu i trafiając bezbłędnie w nogi przeciwnika. A gdy ów upadł na ziemię pięta lądującego Grafa wbiła jego głowę w skałę miażdżąc ją doszczętnie. Eksplodujące rakiety przeciążyły rejestratory termiczne i optyczne przeciwników, którzy teraz wymachiwali tylko bezładnie brońmi jaką, który posiadał, w desperackiej próbie trafienia gwardzisty, a ten szerokimi atakami mordował ich dwójkami lub trójkami.

 

Steelios tymczasem dotarł po obwodzie do grupki masakrowanej przez przyjaciela, bez broni ale bynajmniej nie bezbronny. Pierwszego przeciwnika jaki stanął na jego drodze po utracie miecza złapał za głowę zwinnie przemykając się pomiędzy podwójnymi ostrzami dzierżonymi przezeń. Następnie uruchomił wbudowane w dłonie generatory soniczne, które błyskawicznie dopasowały częstotliwość dźwięku do materiału z jakiego zbudowano szkielet robota wprawiając go w destrukcyjny rezonans. Już po kilku sekundach z krystalicznym trzaskiem nogi przeciwnika ugięły się, ramiona opadły, płyty pancerza zachwiały na torsie utrzymywane już niemal wyłącznie przez okablowanie i kilka podzespołów wewnętrznych, jego obiektywy błysnęły kolorem strachu. Gdy częstotliwość dźwięku zmieniła się roztrzaskując płyty pancerza piersiowego kolor obiektywu przeszedł w barwę panicznego przerażenia, a gdy dźwięk miłościwie zarezonował w krystalicie matrycy krusząc ją i zamieniając w miałki proszek, obiektywy krótko błysnęły bólem i zgasły.

 

Rejestratory Steeliosa rozjarzyły się zadowoloną żółcią na myśl, że zapewnienia zbrojmistrzów o sprzężonych generatorach sonicznych, które ocalą go przed skutkami działania jego śmiercionośnych broni okazały się wiarygodne. Ale zaraz po tym znów przybrały oleiście czarny odcień jaki miały od chwili gdy dostrzegł przeciwników. Wypuścił z dłoni martwy czerep i uniósł głowę. A następnie przyskoczył do najbliższego, sparaliżowanego strachem przeciwnika. W przypadku zerowej reakcji oniemiałej matrycy nawet najlepszy procesor bojowy nie pomoże, a ci przeciwnicy z pewnością nie posiadali w swoich ciałach nawet dobrych procesorów. Gwardzista przedarł się przez wątłą zasłonę jak przez tworzywo polimerowe i z rozmachem wbił pięść w splot magnetyczny na piersi ofiary, wyszczerbiając krawędzie jego pancerzy piersiowych i rysując własne osłony dłoni. Następnie z powstałej szczeliny wydarł matrycę i zmiażdżył ją przed jego obiektywem, który zgasł sekundę później. Bezwładny korpus osunął się na ziemię, a Steelios przeszedł po wciąż rozgrzanym ciele.

 

Szeregi pętaków – słabych robotów, o cienkich pancerzach, drugiej lub trzeciej jakości podzespołów bojowych, taniego wojska stanowiącego w większości mięso armatnie, tak niezbędne w każdej większej armii stopniały tak drastycznie, że niedobitki porzuciły służbę u zdrajców i uciekły przez boczne korytarze. Gwardziści przerzedzili ich szeregi tracąc ledwie dwóch ludzi. Ale teraz stali naprzeciw trzydziestu ciężko zbrojnych przywódców, wciąż stojących przy stole, na którym leżały porwane rdzenie, ze stoickim spokojem przyglądających się rzezi. Gwardziści powoli okrążali kołem zdrajców, byli mniej liczni, a przeciwnik był co najmniej tak samo dobrze uzbrojony, a może nawet lepiej zważywszy na ilość energii jaką walczący utracili do tej pory. Otoczeni powoli i spokojnie wycelowali ciężkie bronie w stojących w kręgu gwardzistów rozglądając się jakby w poszukiwaniu konkretnego celu.

 

Steelios również rozejrzał się podobnie jak kilku innych jego towarzyszy i ze zdumieniem skonstatował brak obecności swojego władcy. Jego procesor logiczny przeanalizował zapis walki z pamięci krótkotrwałej, ale z rosnącym zdziwieniem zauważył że władca nie brał udziału w walce do tej pory. Widział nerwowe spojrzenia swoich towarzyszy i zrozumiał że dokonali podobnego odkrycia. Ale w tej właśnie sekundzie powietrze w samym środku grupy wrogów zamigotało i opadła zasłona stealth maskująca poczynania władcy, a ten gdy tylko się ujawnił zawirował w tańcu śmierci rozdając ciosy dwoma klingami. W niemal dwie sekundy zdołał zgładzić czterech przeciwników ale gdy Ci otrząsnęli się z zaskoczenia natychmiast stawili mu opór.

 

Jednak zamieszanie, które wprowadził pozwoliło gwardzistom zyskać kilka sekund, w czasie których wyprowadzili śmiertelny atak rzucając się na przeciwników i skracając dystans jaki dawał przewagę zdrajcom. Steelios dopadł od tyłu jednego z przeciwników wznoszącego właśnie miecz do ciosu, pochwycił dłonią rękę tamtego i zapierając się stopą o jego plecy szarpnął potężnie do tyłu. Liczył, że stelaż tamtego jest solidnie pospawany, i miał racje. Szarpnięcie nie tylko pozbawiło ręki przeciwnika ale także wytargało z wnętrza jego korpusu większość żywotnych podzespołów, które posypały się na ziemię.

 

Obok niego Dante wystrzelił z ciężkiego działa przykładając jego lufę do torsu przeciwnika. Ten został niemal zmieciony siłą odrzutu broni. Po drugiej stronie Graf właśnie wysuwał dłoń ze szczeliny w pancerzu przeciwnika, odpychając go od siebie nogą. Tamten nie zdążył upaść na ziemie gdy granat plazmowy rozerwał go od środka, obsypując wszystkich fragmentami pancerza i procesorów. Steelios zamierzał wykończyć kolejnego z przeciwników, gdy poczuł jak na jego ramionach lądują dłonie jakiegoś robota a wibracji sonicznych jakie od nich pochodziły nie dało się z niczym pomylić. Procesor bojowy dokonał szybkiej oceny możliwego postępowania i gwardzista ze zdumieniem zauważył, że trzyma dłonie na piersi zaś jego własne generatory soniczne znoszą efekt działania rezonatorów przeciwnika. Walczący przez kilka sekund próbowali dopasować częstotliwości gdy krótki sztych Dantego uwolnił Steeliosa od oprawcy. Ale ten wciąż czuł wibracje w matrycy.

 

Rozejrzał się, a gdy nie dostrzegł przeciwników skoczył w stronę stołu odnaleźć tę jedną upragnioną matrycę. Wiedział że tu jest. Czuł ją. Gdy zaciskał na niej palce czuł jak procesy myślowe w jego matrycy i procesorach zwalniają. Wokół jego towarzysze unosili w dłoniach czarne kostki. Niektórzy opadali na kolana, inni wspierali się ciężko o ściany czy stoły z wygaszonymi obiektywami. Wielka grota pogrążyła się w ciszy i spokoju.

Koniec

Komentarze

Powiem szczerze, że po trzech akapitach pogubiłem się kompletnie. On jej coś włożył, ona jemu...generalnie za dużo tego wszystkiego jak na mój gust. Opowiadanie zwyczajnie nudzi po chwili, a na domiar złego jest wprost przesycone niepotrzebnymi zaimkami ( jej, jego ), które aż trudno zliczyć.

"I needed to believe in something"

Intrygujace, niewatpliwie masz swiadomosc tego co piszesz, opis 'sceny erotycznej' jest bezbledny i napisany z wyczucie. Niestety potem napiecie zupelnie siada. Niby cos sie dzieje, niby starasz sie wykrzesac sympatie do bohatera u czytelnikow, ale niestety tekst w oewnym momencie przestaje wciagac.Szkoda, bo pomysl ciekawy. Fajnie budujesz 'czlowieczenstwo' swoich bohaterow, ale momentami troche sie gubilam bo np. do kogo modli sie Graf?Pomimo wad jednak tekst na plus.

Przykro mi, przepraszam --- tekst nie trafił do przekonania. Jak dla mnie ani to humoreska, ani groteska, ani na serio. Takie cóś, gdzie zamiast ludzi wsadzono automaty, i jeszcze zniechęcono do nich mnie jako czytelnika przez nadmiar procesorów, receptorów i efektorów, tudzież łączy.

Pierwszy akapit niezły, aczkolwiek cała masa niepotrzebnych zaimków psuje ocenę. Potem niestety jest gorzej.Opis walki, która w ogóle nie wciąga.i koniec.

Cóż cieszę się że choć pierwszy akapit znalazł sympatyków. To moje drugie „na poważnie” opowiadanie więc mam nadzieję że mi wybaczycie brak kunsztu oraz denny poziom. Wciąż staram się wygrzebać z mułu. Postaram się by kolejne były lepsze. Jak zwykle dziękuję za konstruktywną krytykę.

PS. Izaan [od Isaac (Asimov)], lokalne bóstwo robotów. Przepraszam zapomniałem w tekście nadmienić.

Pocieszę Cię młody wilku. Twój poziom nie jest najgorszy.

Jeżeli to dopiero drugie opowiadanie "na poważnie", to rzeczywiście nie jest najgorzej.  

Ciężkie prace nad kolejnym tekstem zacznij od poznania tajników przecinkologii. Poprawna interpunkcja naprawdę działa na korzyść i autorów, i tekstów, i czytelnikom życie ułatwia...

Podoba mi się idea, czyli umiejscowienie czegoś, czego nikt by się nie spodziewał w takich realiach. Zgadzam się również z przedmówcami, że pierwszy akapit mnie zaciekawił. I że dalej było gorzej - tylko przeleciałam tekst wzrokiem, w sumie, bo natłok fachowych SF-określeń zwyczajnie mnie odrzucił.

Powodzenia przy kolejnych próbach ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka