- Opowiadanie: kakasasadd1 - Wyprawa - część pierwsza

Wyprawa - część pierwsza

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wyprawa - część pierwsza

Rozdział 1

 

Ranot usiadł na swym łożu. Był właścicielem karczmy „Pod Grubym Świniakiem” w lennie zamku Se. Był zaledwie dwudziestoletnim chłopakiem, a oberże odziedziczył po ojcu, który zmarł w bitwie z wojskami Darkenów broniąc bohatersko zamku Goken. Po długim dniu pracy myślał tylko o jednym – pójść spać. Położył się więc. W głowie rozbrzmiewały mu ciągle śmiechy pijaków w jego karczmie. Wreszcie zmorzył go sen. Gdy się obudził spojrzał przez okno. Było jeszcze ciemno. Nie wiedział co obudziło go o tak wczesnej porze. Jeszcze na pół przytomny zdał sobie sprawę, że ktoś wali do drzwi karczmy. Ubrał się więc i zszedł na dół. W drodze jeszcze ziewał. Przy drzwiach jednak zebrał się w sobie i przestał. Otworzył je i ujrzawszy zwykłego odzianego w łachmany młodego chłopa zdenerwował się nieco.

 

– Czemuż budzisz mnie o tak wczesnej porze? Wiadome jest przez wszystkich, że karczmarze to też ludzie! Powtarzam więc, co za sprawę mi przynosisz? – powiedział Ranot

 

– Przepraszam, lecz jest to pilna wiadomość. Moglibyśmy o tym porozmawiać przy jakimś trunku? – odparł młodzieniec.

 

– A skąd mam wiedzieć, że po prostu nie chciałeś się wcześniej czegoś napić? –powiedział Ranot, po czym tamten okazał mu list przypieczętowany królewską pieczęcią. Na ten sygnał karczmarz od razu się zreflektował– Ależ oczywiście, proszę.

 

Po tym zdaniu chłopak usadowił się przy jednym ze stołów, a Ranot zamknął drzwi i zaczął nalewać alkohol do dwóch kubłów.

 

– Więc…. – zaczął Ranot.

 

Młodzieniec westchnął, wypił duży łyk z kufla i powiedział:

 

– Myślę, że lepiej byłoby się najpierw przestawić. Jestem Aton. Wiem, kim jesteś, Ranocie.

 

– Skąd znasz moje imię? – zapytał nieco zdziwiony Ranot. Od razu się jednak zorientował – No przecież. Wysłannik króla.

 

– Otóż to. Pozwól więc, że zacznę. Pewnego dnia nasz władca zapadł w śpiączkę. Było sześć księżycy temu, gdy nasi znachorzy wreszcie uznali, że nie wiedzą jak go z niej wybudzić. Generał w trosce o króla zarządził, by z każdego lenna wybrano najodpowiedniejszego człowieka, do odnalezienia lekarstwa. Nasz szpieg oznajmił mi, że często polujesz. Wracasz zawsze z grubą zwierzyną. Powiedział, że się nadasz. Jako posłannik najjaśniejszego nam panującego pytam więc, czy spełnisz obowiązek wobec króla?

 

– Ile mam więc czasu na przemyślenie? – zapytał Ranot

 

– Tyle ile tu jestem ! – zaśmiał się Aton – Jakże więc postąpisz?

 

– Ale co z moją karczmą? Jest jedyna w okolicy – wykazał zainteresowanie karczmarz

 

– Zaopiekujemy się nią, jeśli zechcesz. Mam więc to uważać jako zgodę?

 

– A już ci. Pojadę. Wytłumacz mi jednak co mam robić i jak ta wyprawa ma przebiegać.

 

– Wszystkiego niedługo się dowiesz.

 

Osiodłali więc szybko konie. Ranotowi nakazano wziąć tylko broń i jedzenie. Ruszyli w drogę do lasu. Mieścił się on zaledwie sto metrów od oberży.

 

Gdy znaleźli się pomiędzy drzewami ciszę przerwał Aton – Głęboko w lesie znajduje się obóz. Otrzymasz tam niezbędne zapasy. Powinniśmy dotrzeć tam przed zachodem słońca.

 

Resztę drogi jechali w milczeniu przysłuchując się odgłosom lasu. Na miejsce dojechali wcześniej niż się spodziewali gdyż jak ocenił Ranot zostały około trzy godziny do zachodu, gdy przed ich oczami odsłonił się obóz. Stało tam kilka namiotów, paliło się ognisko, kilka koni jadło obrok i krzątało się pare osób. Nikt nie zwrócił uwagi na nadjeżdżających. Aton zsiadł z konia i to samo nakazał Ranotowi. Zaprowadził go do jednego z namiotów. Tam, przy stole, czekało na nich trzech mężczyzn

 

– O, witaj Ranocie! – wykrzyknął jeden z mężczyzn i uścisnął nowoprzybyłym dłonie – Widzę że zechciałeś pomóc naszemu najjaśniejszemu władcy. Dobrze. Teraz omówmy plan – i stanął nad mapą. Aton i Ranot przysunęli się bliżej.

 

– Ranocie, widzę, że kryje się w tobie niepokój co do tej wyprawy. – zagadnął drugi z mężczyzn – I słusznie. Lecz, gdy uda Ci się wykonać powierzone zadanie zostaniesz wysławiony nad wszystkich w królestwie.

 

– Jest to niebezpieczna wyprawa, lecz mamy nadzieję, że dasz radę – oznajmił trzeci

 

– Dobrze więc. Widzisz te góry? – spytał Aton wskazując mapę – Tam masz się udać. Będzie tam na Ciebie czekała kompania kilkuosobowa. Reszty informacji dowiesz się na miejscu. Poprowadzę Cię tam, a wtedy już nie będzie odwrotu. Zostaniesz dowódcą drużyny a życie wielu zależeć będzie od Ciebie.

 

Ranot słuchał tego z namaszczeniem. Miał dziwne wrażenie, że jego życie będzie zależeć od nabytych teraz informacji. Gdy przyjaciel skończył Ranot zapytał:

 

– A jaką bronią będę dysponował?

 

– Oczywiście. Broń. – zreflektował się Aton, po czym chwycił Ranota za łokieć i powiedział – Choć.

 

Na dworze zaczęło się już ściemniać, lecz było jeszcze widno. Wysłannik poprowadził wybranego do innego namiotu i oznajmił, pokazując całe wyposażenie, składające się z różnorakich broni, tarcz czy zbroi:

 

– Bierz co chcesz, tylko nie przesadzaj, bo się nie uniesiesz

 

– Dobrze – odparł Ranot biorąc do ręki wielki łuk – Skąd on jest?

 

– Dobre pytanie – odpowiedział Aton – Został przywieziony z krainy stepów, nieprzebranych równin oraz niebezpiecznych gór. Złożyli go ich najznamienitsi mistrzowie. Podobno, jak głoszą legendy ma jakieś niezwykłe moce, lecz nigdy nikt nie odgadł jakie.

 

Po tej przemowie Ranot spytał:

 

– A strzały?

 

– Proszę – Aton wziął do ręki kołczan pełny strzał i dał go Ranotowi. Jak się okazało, było ich tam aż dwadzieścia. – A to jest twój zapas. Założysz go na konia. – mówił, wręczając mu sto strzał uwiązanych sznurem. – Dalej, założysz tą zbroję. –powiedział pokazując piękną zbroję płytową – Jest bardzo odporna. O, przepraszam. Nie dźwigaj tego wszystkiego – oznajmił gdy zobaczył ledwo idącego Ranota – Połóż gdzieś na boku a później się zabierzemy. – przyjaciel wykonał instrukcję – Więc co ja to.. A. Oto Twoja zbroja – ciągnął dalej zdejmując ją i kładąc na ziemi przy reszcie ekwipunku.

 

– Mogę się wtrącić? – spytał Ranot – A czy na pewno będzie na mnie pasowała?

 

– Oczywiście! Robiliśmy ją pod miarę podawaną przez szpiegów. – odpowiedział Aton – Więc co ja to? Dobrze. Idźmy dalej. Wybierz miecz – powiedział wskazując poukładane na drewnianych półkach stalowe miecze. Ranot podchodził do każdego, chcąc sprawdzić wyważenie i ostrość. Jeden przypadł mu do gustu, więc położył go obok reszty sprzętu.

 

– Doskonale – odparł Aton – Teraz sztylety. Tutaj już masz wybrane przez mistrza – mówił wręczając broń Ranotowi – Teraz, został nam koń. – rzekł wyprowadzając „podopiecznego” na plac – Oto on – pokazał jednego z mniejszych koni już z całym sprzętem jeździeckim. Aha, jeszcze tamto… masz worek, zapakuj wszystko i przynieś tutaj. Wyruszamy o północy. Jeszcze dzisiaj.

…..

 

Około pół godziny przed północą obudził go Aton z wiadomością, że muszą już się zbierać. Ranot wstał z łoża we wskazanym mu uprzednio namiocie. Chwilę siedział na nim, próbując uporządkować myśli. Po tym czasie jednak wstał i zaczął ubierać, z pomocą pewnego terminatora. Gdy mu się to udało, włożył krótki miecz do pochwy i umocował ją przy biodrze. Następnie założył na ramię łuk i kołczan, po czym ujął w dłonie „zapas” i wyszedł z namiotu ku Atonowi siedzącemu już na swoim dużym koniu ubranym w podobną zbroję do niego oraz trzymający na wyposażeniu łuk oraz miecz, większy od tego Ranota. Ranot umocował sto strzał do wielkiego, krytego skórą kołczanu i rozplątał linę trzymającą strzały. Zauważył, że on i jego towarzysz mają przypięty do koni dwudniowy zapas jedzienia. Później kazał odwiązać konia i wspiął się na niego po czym ruszyli w milczeniu z Atonem.

 

– Jakie lekarstwo może pomóc królowi? – zapytał po chwili Ranot gdy wjechali między drzewa

 

– Sam nie wiem. Ja miałem tylko doprowadzić Cię do obozu a później w góry. – odparł Aton

 

Po tej uwadze Ranot zasępił się trochę, lecz nic nie powiedział. Myślał, o swoim zwyczajnym życiu, od którego w jakiś sposób się oddalał. Gdy tak jechał zamyślony, zauważył dopiero po chwili, że jest sam. Zaczął nawoływać, lecz nagle przed nim pojawiła się banda rozbójników, a jeden z nich ściskał nożem szyje Atona każąc mu klęknąć i patrzeć Ranotowi w oczy. Tamten podjął decyzję. Zabije pierwszego, ale pozostanie jeszcze siedmiu. Co robić, co robić? Rozmyślał, lecz odpowiedź przyszła sama. Za nim pojawił się wilk, a w oczach tamtych dostrzegł strach. Korzystając z tego Ranot błyskawicznie sięgnął po łuk i postanowił. Wziął cztery strzały z kołczanu i napiął cięciwę. Strzelił. Trzy trafiły w bandytów, w tym trzymającego Atona, a czwarta w pobliskie drzewo. Zanim tamci zdążyli się zorientować zabił kolejnych dwóch napinając znów cztery strzały. Dobra passa trwała nadal. Już miał napiąć trzeci raz, gdy przypomniał sobie o wilku. Obrócił się. Tamten stał bliżej niż uprzednio. Napiął jedną strzałę, lecz gdy wystrzelił, tamten złapał strzałę w kły i rozszarpał. Ranot posłał ku niemu cztery strzały, których zwierze nie zdołało uniknąć. Zabił wilka, po czym odwrócił się. Ostatnich dwóch biegło ku niemu. Byli na tyle blisko, żeby nie mógł wyciągnąć miecza ani naciągnąć po raz kolejny łuku. Gdy już myślał, że to koniec, nagle znieruchomieli. Gdy upadli, Ranot ujrzał uśmiechniętego od ucha do ucha Atona trzymającego łuk uszykowany do strzału, który właśnie opuszczał. Miał na twarzy ślady krwi, ale nawet to nie psuło jego dobrego humoru.

 

– Dziękuję – powiedział Ranot

 

– Nie dziękuj – odrzekł Aton – Jesteśmy kwita

 

– Prawdę mówiąc masz rację – rzekł Ranot – Rozbijmy obóz, żeby trochę odpocząć. Ale gdzieś dalej. Nie chce spędzić tu ani chwili więcej.

 

– Poczekaj. Zobaczymy czym Ci szlachetni panowie chcieli nas obdarować – po czym zaczął przeszukiwać ich sakiewki, a później Ranot dołączył do niego. Włożyli do swoich sporą sumę, później pozbierali swoje strzały i ruszyli, a po przejechaniu około kilometra usiedli na trawie, przeliczając zdobyte łupy.

 

– Gdzieś jest ich obóz. Nie wędrowaliby tak nie mając gdzie uciec. Pewnie nie są sami. Musimy sprawdzić.

 

– A po co nam to? – odrzekł Ranot

 

– A po to, że takich trzeba wytępiać, Tobie przydadzą się nabyte umiejętności a łupy też mieli pewnie nie małe.

 

– Dobrze. Kiedy wyruszamy?

 

– Teraz.

 

– A z której strony drogi się wyłonili?

 

– Chyba z.. tak. Z wschodniej. Idziemy.

 

Więc ruszyli, lecz to, co zadziwiło Ranota to to, że Aton prowadził swego konia

 

– Nie na koniach?

 

– Nie. Mogliby nas usłyszeć. Zostawimy je w jakimś bezpiecznym miejscu a sami pójdziemy.

 

Jak powiedzieli, tak zrobili.

 

– Myślę, że lepiej zdjąć zbroję – powiedział Ranot gdy chowali konie pod cieniem wielkiego kamienia

 

– Masz rację.

 

Tak więc zdjęli, a później udali się śladami oprychów, zostawionymi niedawno.

 

Po chwili zauważyli z odległości około stu pięćdziesięciu metrów dym. Zapewne od ogniska. Pomyśleli, że to obóz zbójców. Ostrożnie, cicho przysunęli się bliżej. Ukryli się za krzakami a przez ich gałęzie ukazała się ich oczom polana, na której krzątało się kilkudziesięciu ludzi. Byli to rycerze. Zapewne Czeresi. Ale jak oni wtargnęli na teren kraju? To pytanie nasuwało się na usta, jednak po chwili uświadomili sobie, że ktoś ich bacznie obserwuje. Byli na tyle wyszkoleni, by wiedzieć, że wypatrujące oko nie szuka kształtu, lecz ruchu. Stali się więc jak skamieniali, do momentu gdy żołnierz nie odwrócił wzroku. Później dostrzegłszy jeszcze kilka namiotów oraz jeden inny, większy odważyli się na rozmowę.

 

– Ale… skąd oni.. jak. Przecież chroni nas Mur.

 

– Miało to pozostać w tajemnicy, ale widzę, że już nie można. Otóż, od pewnego czasu zaczęły napływać do nas plotki o przedostawaniu się niewielkich grupek Czeresów, którzy gdy tylko sterroryzowali jakąś wieś od razu jakby się rozpływali. Po prostu… znikali. Mamy podejrzenia, że ma to związek z chorobą naszego króla.

 

– Co chcesz z tą sprawą zrobić?

 

– Trzeba dowiedzieć się od nich informacji jak przeszli przez Mur. Tyle, że trzeba to zrobić w jakiś wymyślny sposób by uniknąć bezpośredniej konfrontacji.

 

– Ale mam jeszcze jedno pytanie. Dlaczego tamci byli zbójcami a tu widzimy armię?

 

– To też nie uszło mojej uwadze, lecz odpowiedzi jeszcze nie znalazłem.

 

Dalszą rozmowę przerwał niebezpiecznie blisko idący oddział. Byli to… ubrani w te same łachmany co Ci, których widzieli na ścieżce ludzie. Weszli do jednego z namiotów, a po chwili wyszli z niej ubrani w zwykły strój żołnierza. Przyjaciele wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

 

– Weszli jako rozbójnicy, są wojskiem. Pewnie, gdy zbiorą się wszystkie grupki powstanie wielka, zorganizowana armia. Musimy ją powstrzymać. Król odchodzi na dalszy plan. Tu chodzi o bezpieczeństwo całego królestwa – powiedział Aton.

 

– Masz rację.

 

Dalsze słowa przytłumił jednak warkot wilka uprzednio zranionego przez Ranota. Widocznie nie został zabity. Gdy uszykowali się do walki z nim tamten uciekł, lecz jego ryk dał znać strażnikom o Ranocie i Atonie. Od razu przybiegli i otoczyli wysłanników.

 

– Nie mamy szczęścia – powiedział szeptem Ranot

 

– Nie rozpaczaj tylko myśl – odparł Aton – Teraz nic nie wskóramy. Później może się uwolnimy.

 

To powiedziawszy położył broń na ziemi, a za jego przykładem poszedł Ranot. Żołnierze poprowadzili ich na polane, a później przywiązali do średniej wielkości dębu.

 

– Teraz trzeba jakoś wyłudzić od nich informacje o tym jak przeszli przez Mur oraz gdzie trzymają naszą broń.

 

Dalszą rozmowę przerwało jednak pojawienie się ubranego w piękną zbroję i czerwoną pelerynę człowieka, zapewne ich dowódcy, w towarzystwie gońca. Szli zajęci rozmową, nawet nie zauważając więźniów, dzięki czemu podeszli na tyle blisko by Ranot i Aton mogli usłyszeć o czym rozmawiają.

 

– Strażnicy domagają się o zapłatę – mówił rycerz – że niby to dla nich wielki stres usypiać kolegów i otwierać tę przeklętą bramę.

 

– I co? Król zapłaci?

 

– Zwariowałeś? Gdy tylko on wejdzie każe ich zabić. On nie dotrzymuje obietnicy. Powinni o tym wiedzieć.

 

– To co mam przekazać królowi?

 

– To, że już zbieramy szyki. Jest nas około setki. Za siedem wchodów słońca ruszamy do naszych braci. Tam będziemy oczekiwać reszty, ot co.

 

Przyjaciele słuchali tego nie śmiąc wydać najmniejszego szmeru. Po chwili goniec odjechał a rycerz udał się do swojego namiotu. Aton i Ranot wymienili spojrzenia.

 

– Musimy ich powstrzymać, jednak sami nie damy rady. Gdy się wydostaniemy trzeba biec do obozu. Ale nie. Będą nas na pewno ścigać, więc nasi nie dadzą rady. Jedynym wyjściem jest ucieczka w góry po oddział, a później powstrzymać tych strażników – zdrajców. Następnie powiadomienie króla o tym incydencie i wysłanie wojsk na te grupki, które się już przedostały. – powiedział Aton

 

– Myślisz dobrze, lecz nie wiemy dwóch rzeczy. Po pierwsze, trzeba się dowiedzieć, w którym miejscu Muru otwierają bramę. – odparł Ranot

 

– Co prawda to prawda, ale wystarczy zapytać oto jakiegoś prawie śpiącego strażnika. – rzekł Aton

 

– Po drugie bez broni nic nie zdziałamy. – kontynuował Ranot

 

– Wystarczy poszukać, gdy wszyscy będą spać. – odpowiedział Aton

 

– Racja. Pewnie już o nas zapomnieli. – powiedział Ranot

 

Tak więc, gdy nadeszła noc, a strażnicy już przysypiali Ranot i Aton uwolnili się z więzów pocierając sznurem o kore, lecz czekali, aż wszyscy zasną. Gdy tak się stało, Ranot ostrożnie wstał. Poszukiwania broni zaczął od miejsca, w którym ją zostawili. Oczywiście nie było jej tam, lecz chciał się tylko upewnić. Aton w tym czasie zakradł się do namiotu przywódcy. Nasłuchiwał chrapania. Okazało się, że dowódca już śpi. Odgarnął zasłonę namiotu i ujrzał śpiącego rycerza. Było tam jednak jeszcze coś. Obok łoża leżała ich broń. Ostrożnie wyszedł z namiotu i odszukał wzrokiem Ranota. Podszedł na palcach i przemówił:

 

– Tam jest nasza broń. Ja go ogłuszę, a ty ją weźmiesz.

 

Tak więc w drodze Aton wziął średniej grubości gałąź i oderwał od niej poboczne, chudsze. Później, gdy weszli do namiotu Aton walnął z całej siły prymitywnym narzędziem przeciwnika w głowę, a Ranot ujął w ręce broń i położył w krzakach. Następnie wrócił się po sznur, którym ich przywiązali. Obejrzał się za siebie, Aton wychodził z namiotu niosąc zarzuconego nie bez trudu na prawe ramię wroga. Tym czasem Ranot wrócił do przerwanej pracy. By łatwiej mu było nieść przewiązał sznur w pasie. Kolejnym punktem programu ułatwiania sobie życia było założenie swojego łuku i kołczanu na ramię. Dalej umocował miecz przy biodrze. Później wziął resztę ekwipunku i ruszyli razem w kierunku koni.

Koniec

Komentarze

Nie jesteś ty aby drugim wcieleniem wojta221?

Nie jestem.

Jestem kakasasadd1 :-)

A w jakim sensie jestem do niego podobny? Bo mnie to bardzo ciekawi.

A poza tym jestem z klasy 6

   Straszliwie dziecinne.

To było tak na próbę.

  

Na próbę? I rzeczywiście szósta klasa? No to nie jest źle. Stosunkowo, proporcjonalnie i jak tam jeszcze w tym znaczeniu, nie jest źle.  

Nie da się ukryć, i nie ma sensu ukrywanie, że opowiadanie jest najzwyczajniej słabe, fabularnie proste do bólu i mocno życzeniowe, bohaterowie są płascy, tacy papierowi i lekko kukiełkowaci, dialogi sztucznawe i drętwe --- ale każdy medal ma dwie strony, a tą drugą stroną jest Twój język. Masz, moim zdaniem, tak zwane zadatki, bo jeśli tak piszesz w szóstej klasie, nietrudno wyobrazić sobie, jak potrafiłbyś pisać za kilka, za niewiele lat.  

Samo nic nie przychodzi, więc przed Tobą, jeżeli będziesz chciał pisać i rozwijać umiejętności, sporo pracy --- szukanie dobrych przykładów w lekturach, poznawanie tajników i niuansów naszego języka, wnoszenie do tekstów własnych pomysłów, ale bez obaw, to { :-) } nie boli aż tak mocno, jak się niektórzy obawiają...  {  :-) }   

Życzę powodzenia i postępów.

Dziękuję za zachętę i

"Ranot usiadł na swym łożu. Był właścicielem karczmy „Pod Grubym Świniakiem” w lennie zamku Se. Był zaledwie dwudziestoletnim chłopakiem, a oberże odziedziczył po ojcu, który zmarł w bitwie z wojskami Darkenów broniąc bohatersko zamku Goken. Po długim dniu pracy myślał tylko o jednym – pójść spać. Położył się więc."

W drugim i trzecim zdaniu powtórzenie "był". Ojciec w bitwie zginął, a nie zmarł. Zdanie "Po długim dniu pracy myślał tylko jednym(...)" brzmi jakby podmiotem był ojciec. W pierwszym zdaniu mówisz o sytuacji a, w następnych opisujesz sytuację b, by ponownie nawiązać do a. Wyszło nieudolnie.

 

Ranot usiadł na swym łożu. Po długim dniu pracy myślał tylko o jednym – pójść spać. Był dwudziestoletnim właścicielem karczmy „Pod Grubym Świniakiem”. Odziedziczył ją po ojcu, który zginął w bitwie z wojskami Darkenów broniąc bohatersko zamku Goken. Ranot przejął po nim wszelkie obowiązki karczmarza. W głowie rozbrzmiewały mu ciągle śmiechy pijaków i odgłosy niekończącej się zabawy. Wycieńczony zapadł w niespokojny sen. 

To moja propozycja na rozpoczęcie tekstu. 


Ubrał się więc i zszedł na dół. W drodze jeszcze ziewał. Przy drzwiach jednak zebrał się w sobie i przestał. Otworzył je i ujrzawszy zwykłego odzianego w łachmany młodego chłopa zdenerwował się nieco.

Za dużo szczegółów. Opisujesz czynności, które tego nie wymagają. Wiadomo, że jak zszedł, bo ktoś walił w drzwi, to po to, żeby sprawdzić kto przyszedł. Wystarczyłoby ująć to tak:

"Ubrał się i zszedł na dół, ziewając. Na widok odzianego w łachmany chłopa, stojącego w progu, zdenerwował się."


"- Czemuż budzisz mnie o tak wczesnej porze? Wiadome jest przez wszystkich, że karczmarze to też ludzie! Powtarzam więc, co za sprawę mi przynosisz? – powiedział Ranot"

Z poprzedniego zdania, jak i z samej wypowiedzi jasno wynika, kto wypowiada tę kwestię. Dopisek "powiedział Ranot" jest sztuczny i zbędny. 


"(...)tamten okazał mu list przypieczętowany królewską pieczęcią. Na ten sygnał karczmarz od razu się zreflektował(...)"

Na jaki sygnał?

"Ruszyli w drogę do lasu. Mieścił się on zaledwie sto metrów od oberży."

Przede wszystkim las nie może się mieścić. Mieści się coś w czymś. Rozpościerał się, wyrastał zaledwie sto metrów od karczmy. Zaiimek "on" jest zbędny. A poza tym, skoro las rósł sto metrów od karczmy, to chyba ruszyli w drogę przez las?:) Do lasu daleko nie mieli...

 

 Na miejsce dojechali wcześniej niż się spodziewali gdyż jak ocenił Ranot zostały około trzy godziny do zachodu, gdy przed ich oczami odsłonił się obóz. 

(...)ich oczom ukazał się obóz.

 

Stało tam kilka namiotów, paliło się ognisko, kilka koni jadło obrok i krzątało się pare osób.

(...)krzątało się parę osób.

 

Ranot słuchał tego z namaszczeniem.

A jak to jest słuchać z namaszczeniem?:)


"Gdy przyjaciel skończył Ranot zapytał:"

A w którym momencie zostali przyjaciółmi?


"Choć"! O rany...


"Na dworze zaczęło się już ściemniać, lecz było jeszcze widno." i jest sens dodawać takie zdanie? Masło maślane. 


Wysłannik poprowadził wybranego do innego namiotu i oznajmił, pokazując całe wyposażenie, składające się z różnorakich broni, tarcz czy zbroi:

Wracamy do pierwszej uwagi, najpierw powiedz o sytuacji "a", a później o "b". 

"Wysłannik poprowadził wybranego do innego namiotu i pokazując całe wyposażenie, składające się z różnorakich broni, tarcz czy zbroi, oznajmił:"

 

Na tym fragmencie zatrzymam się, nie ma sensu wypisywać każdego błędu(nie wiem, jak pojemne są komentarze). 

Może i wygląda to strasznie, ale to rzeczy, które po czasie wyćwiczysz. Przeanalizuj, popraw w tekście głównym, bo tu już nie dasz rady i pisz dalej. Trenuj, bo trening czyni mistrza.

Powodzenia!






 

 



 


I co ja mam zrobić z tym edytorem?

Nie klepać tyle razy w enter.

Problem w tym, że enter całkiem inaczej ujawnia się w komentarzu przed i po dodaniu. 

Nowa Fantastyka