- Opowiadanie: TTTT - Bajka Karola

Bajka Karola

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bajka Karola

BAJKA KAROLA

 

 

 

 

Karol lubił się bać. Wywoływał uczucie lęku, występujący bezdech w płucach, adrenalinę, która gilgotała od spodu skórę, sprawiało mu to niebywalą przyjemność. Często prowokował sytuację ze strachem grającym główną, paraliżującą rolę. Chodził do kina na horrory, w wysokich budynkach wychylał głowę za okno, a w zoo podchodził blisko do klatki z tygrysem. Pieniądze na jedzenie dostawał od wydawnictwa „Popiół” za pisanie ładnych bajek dla małych dzieci.

 

Karol był samotnikiem, wynajmował mieszkanie z widokiem na ceglaną ścianę innego bloku, na starym pianinie trzymał porcelanowego, szaroburego kota od Babci i głupie zdjęcie z wycieczki w góry.

Nadeszła noc, w której to Karol nie mógł zmrużyć swego błękitnego oka. Do jego głowy pełzły tysiące historyjek o małych, ciekawskich dziewczynkach i chłopcach. Dzieci bawiły się zapałkami, mówiły brzydkie słowa i wskakiwały do pordzewiałych samochodów nieznajomych. Jakimś cudem, jakimś szczęśliwym trafem ich przygody dobrze się kończyły. Niezrozumiałym przypadkiem dzieci zawsze bezpiecznie wracały do spoconych ramion mamy i taty.

 

„Nie wkładaj palców do ognia, bo się poparzysz, a ból nie jest przyjemny.”

 

Karol spojrzał na krzesło, które służyło mu jako półka, zwykle kładł tam ubrania, tym razem z mroku wyłoniło się coś innego.

Wysoki mężczyzna, tak wysoki, że siedząc dotykał głową sufitu, ubrany w brudny pełen dziur smoking zajął miejsce. Nie można było zobaczyć jego twarzy, zarośnięta posklejanymi, kręconymi włosami odsłaniała jedynie brązowe oczy, które z obojętnością patrzyły na sparaliżowanego Karola. W głowie bajkowego pisarza pojawiła się pustka, strach i paraliż. Tajemniczy gość znudzony przełożył tylko nogę na nogę. Karol mrugnął oczami, a na krześle nie było już nikogo…

 

Następny dzień Karol spędził w wydawnictwie. Kawa i papierosy, gadka szmatka z kolegami na korytarzu. Mężczyzna w smokingu stał się nocną zjawą, nierealnym koszmarem. Pani Ania czekała na Karola w gabinecie, ku zaskoczeniu pisarza w pokoju znajdowało się małe, spokojne dziecko. Pięcioletnia dziewczynka z kucykami ubrana w fioletową sukienkę siedziała na parapecie czytając książeczkę „Chudy Romek, nie chcę jeść”, autorstwa Karola Kokosa. Momenty, w których akcja bajki zagęszczała się można było odczytać po nerwowym huśtaniu nóżek dziewczynki.

– To jest Hania, moja córka.

Stanowczo powiedziała pani Ania, ale Karol wyczuł fałsz w jej głosie. Znał tę kobietę na tyle długo, że jej kamuflaż nie był dla niego zagadką.

– Bardzo mi miło.

Hania nic nie odpowiedziała, historia chudego Romka ściągnęła całą uwagę dziewczynki.

– Hania jest nieśmiała.

To było małe nieistotne kłamstwo, bo Hania była niewychowanym, nadętym bachorem, które kiedy chciało zwrócić na siebie uwagę, zamieniało się w syrenę strażacką. Pani Ania wzięła głęboki oddech i przeszła do sprawy.

– Karol, to nie przejdzie.

– Dlaczego nie?

– Musisz się bardziej postarać, ta historyjka to flak. Twoje nowe bajki muszą mieć więcej emocji.

– Flak?

– Bezpłciowy glut, musisz się bardziej postarać.

– Co jest nie tak?

Pani Ania pokręciła głową jakby odpowiedzieć była oczywista, nie była dla Karola.

– Karol, musimy pomyśleć o naszym związku.

– Słucham?

Karol był pewny, że się przesłyszał.

– Nie będę niczego ukrywać. Czy jestem dla ciebie atrakcyjna?

– Fakt, ale nie rozumiem…

– Mężczyźni.

Westchnęła pani Ania, rozpięła guzik pod szyją, mała Hania przewróciła stronę.

– Co? O czym pani mówi?

– Karol, wiem co do mnie czujesz.

– Yyy…

– Nie tłumacz się. Kiedy miękniesz przestajesz być atrakcyjny. Jutro godzina dwudziesta, kino Tamburyn, pójdziemy na komedię romantyczną.

– Co?!

– Wolisz pojutrze?

Karol zrobił parę kroków w stronę drzwi. Myślał o ucieczce: „pani Ania jest niczego sobie, ale pewnie jest tu jakiś mąż, dziecko i to… upokorzenie, dziwne.” Zresztą nie tak Karol wyobrażał sobie początki firmowych romansów.

– Twoje milczenie jest policzkiem. Zakończenie naszej współpracy może być destrukcyjne dla twojej dalszej kariery.

Pani Ania miała kontakty i jednym telefonem mogła wyrządzić wiele złych rzeczy.

– Dobrze… dobrze… Zadzwonię do pani wieczorem.

Karol znowu zmiękł, ale tym razem wywołało to słodki uśmiech na twarzy pani Ani. Kiedy wychodził, spojrzał pokonany na kukającą kukułkę wybijającą godzinę 16.00, wtedy usłyszał żeński, teatralny szept znikąd.

– Braterstwo cię obserwuje, nie rób głupot.

 

 

Karol wrócił do domu. Sięgnął po książkę „Choroby psychiczne”, którą otrzymał od księdza, przyjaciela ojca z wojska. Szybko dowiedział się, że ma objawy schizofrenii. Długo nie zwlekał i udał się na wizytę do psychologa.

 

– Moja szefowa chce rozpocząć ze mną romans. Zaczynam podejrzewać, że ktoś mnie śledzi. Nie mogę spać.

Psycholog mieszkał w starej gotyckiej katedrze. Pod kolumnami leżały fotele, na ołtarzu telewizor-plazma, stylowe meble z katalogu, po prostu mile i schludnie urządzona katedra. Ogromny zdobiony konfesjonał został przerobiony na kuchnię, dochodził z niego intensywny zapach steków, które właśnie pichciła żona doktora.

– Mam dla pana dwie wiadomości.

Wychylił się z ambony doktor Heisman, w jego szpiczasty nos wbijały się okrągłe okularki.

– Pierwsza wiadomość, proszę się przygotować. Czy jest pan gotowy?

– Wydaje mi się, że coś jest ze mną nie tak. Boje się i nie podoba mi się to.

– Nie mogę powiedzieć panu pierwszej wiadomości, jeśli nie jest pan przygotowany. Proszę się uspokoić i przypomnieć sobie dzieciństwo. Czy pana rodzice często się kłócili?

– Wydaje mi się, że tak normalnie… jak wszyscy rodzice.

– I tutaj… I tutaj się pan myli. Skąd pan może wiedzieć jak często kłócili się rodzice pana kolegów, hmm?! Skąd pan wie czy pana rodzicie kłócili się nor-mal-nie!?

Doktor Heisman zaczął podnosić głos, z jego ust było słychać narastający gniew.

– Skąd pan to wie?! Czy zdaje sobie pan sprawę, że pana ojciec był agentem?!

– Agentem?

– …agentem ubezpieczeniowym. Czy jest pan gotowy na pierwszą wiadomość panie Kokosie?

– Wydaję mi się, że tak.

Wymamrotał zmieszany Karol, pojawił się u niego kłujący ból głowy wywołany nadmierną ciekawością i kompletnym niezrozumieniem sytuacji. Doktor Heisman spuścił z tonu i wygładził palcem zmarszczkę pod swoim okiem.

– Otóż panie Karolu… Pierwsza wiadomość to…

Psycholog podniósł rękę w stronę sklepienia i wyciągnął spod marynarki wymiętą kartkę, objął wzrokiem puste ławy i poważnie wyrecytował.

– „Państwo jest skorumpowane, a politycy kłamią!”

– I już? – skwitował niewzruszony Karol.

– „I już”? I tyle? To pana reakcja na taką wiadomość?! Na taką wiadomość?! Przecież to… jak tak można?! „I już”? Tyle to pana obchodzi?! Przecież toż ważne kur*a, argh…

Z ust psychologa wytoczyła się piana, Heisman złapał się za serce i stoczył po schodach. Do konającego szybciutko podbiegła żona i Karol.

– Nic ci nie jest?

Zapytała wystraszona żona.

– Kur*a głupia kobieto umieram. Karol… Karol… posłuchaj mnie uważnie… musisz usłyszeć drugą wiadomość… musisz… Uwaga, mówię drugą wiadomość… Nie lekceważ potęgi imperatora… ergh…

Doktor Heisman po wypowiedzeniu drugiej wiadomości skonał.

 

Karol zdecydował się w drodze do domu zahaczyć o bar, by upić się do nieprzytomności z nadzieją, że kiedy się obudzi świat będzie inny. Roztargniony pisarz zaczął podejrzewać, że znajduje się we śnie. Karol mocno uszczypnął się w dłoń, niestety nie był to sen. Wiedział, że druga wiadomość to cytat z filmu, ale co doktor Heisman miał dokładnie na myśli? Tego Karol nie mógł pojąć.

 

W końcu Karol stanął przed swoim ulubionym barem „Zemstą Królowej Anny”, na tabliczce widniał napis: „Zamknięte”.

– Dlaczego zamknięte?

Karol usłyszał dziwny dźwięk chrobotania. Na zapleczu para kelnerów, blondyn i brunetka, chodzili po rozłożonych kieliszkach. Chrupiące szkło trzaskało im spod butów.

– Co wy robicie?

– Zamykamy bar. – z żalem poinformowała piękna kelnerka.

– Dddlaczego? Przecież to jedyna taka knajpa w mieście.

– Szefowi opłaca się sprzedać budę.

– Co? Ale dlaczego tłuczecie kieliszki?

– Szef tak kazał.

– Szef? Nie lepiej sprzedać? Ja mogę parę wziąć.

– Szef tu dyryguje. Szef potrzebuje rozbitego szkła.

– Po co mu rozbite szkło?

– To tajemnica, nie możemy powiedzieć. – powiedzieli

jednocześnie kelnerzy.

 

Nastała noc. Trzeźwy Karol czekał w swoim łóżku na sen, który jakby zapomniał przyjść. Dryń, dryń… Wytarty i zmęczony podniósł słuchawkę, która ostatnio chyba przytyła…

– Halo? Halo?

– Słucham?

– Nie zadzwoniłeś do mnie. Obiecałeś, że zadzwonisz.

– Przepraszam… zapomniałem pani Aniu…

– Obiecałeś, obiecałeś.

Pani Ania przeciągała samogłoski jak małe, nudzące dziecko.

– Przepraszam, zapomniałem.

– Dlaczego zapomniałeś?

– Nie wiem. Po prostu zapomniałem, mam ostatnio dużo rzeczy na głowie.

– Jezus Maria, masz wszy?

– Co?

– Gnidy?!

– Nie. Dlaczego miałbym mieć?

– Chyba się nie zrozumieliśmy Karolu. Myj włosy, dbaj o higienę. Higiena! Jeśli zepsuł ci się prysznic możesz przyjechać do mnie i się umyć.

– Słucham? Nie, wiesz… wie pani, u mnie wszystko działa.

– Działa? Masz na myśli… funkcjonuje prawidłowo?

– Chyba tak…

– Nie wyrażasz się jasno. Receptą udanej rozmowy jest myślenie, skupienie, prosto rzecz ujmując, używanie mózgu. Ignorancja jest niedopuszczalna. Jutro godzina 20.00 kino Tamburyn.

Pani Ania trzasnęła słuchawką, zostawiając Karolowi na przemyślenie spraw pusty sygnał.

 

Następnego dnia, a była to sobota, Karol udał się na spacer po zielonym parku. Ptaszki wesoło ćwierkały i patrzyły na kompletnie zdezorientowanego Karola. Czuł się postacią opowiadania pisarza mającego fiksum dyrdum, kuku mamuniu i trele morele. Ku jego zaskoczeniu na drodze stanął doktor Heisman przebrany za sprzątacza.

– Jak się trzymasz młodziaku?

– Rany Boskie pan żyje?!

Karol opuścił szczękę i dostał lekkiego zawrotu głowy.

– Uspokój się szczeniaku, jeśli zobaczą, że tak reagujesz pomyślą, że jesteś nienormalny.

Powtórzył to jeszcze raz i wyraźnie, by dla Karola stało się to zupełnie jasne.

– Rozumiesz? Ludzie zobaczą, że jesteś nienormalny. Akceptacja w społeczeństwie jest najważniejsza. Spaczone jednostki nie mogą żyć wśród nie spaczonych jednostek. Musisz udawać nie spaczoną jednostkę, rozumiesz?

Do Karola w końcu dotarło, że posiada defekt, który musi ukryć przed złym, skorumpowanym światem. Ten defekt musiał mieć wpływ na to jak postrzega rzeczywistość.

– Posłuchaj mnie uważnie Karol, musiałem upozorować swoją śmierć. Wiem, że mogło to być dla ciebie konfundujące, ale uwierz mi, nie miałem innego wyjścia. Moja żona należy do Bractwa, musiałem zginąć, zniknąć. Musiałem uprzedzić fakty!

– Do Bractwa?

– Tak. Bractwo ponownie rekrutuje, szukają kogoś kto zapłodni królową.

– Panie doktorze co się ze mną dzieje?

– A źle się pan czuje?

– Ewidentnie tak! Mam problem, wszystko jest bez sensu!

– To depresja, nic poważnego. Depresja ciągle w modzie, a pan jak widzę nie próżnuje i stara się być trendy.

– NIEE!!!

Karolowi w końcu puściły nerwy, wydarł się, aż zatrzęsły się drzewa. Ptaki odleciały, a stare wtopione w ławki babuleńki zaczęły powolne obroty głowami w poszukiwaniu źródła dźwięku.

– Ciiichutko. Tylko żartowałem.

– Co?

– Żartowałem. Pomogę panu, niech pan się tylko uspokoi. Nie mogę zwracać na siebie uwagi.

Heisman złapał Karola pod rękę i zaprowadził za stojący nieopodal krzak róży.

– Dobrze Karolu… Skupmy się. Co się dzieje? Powiedz mi.

– Ludzie wokół mnie dziwnie się zachowują.

– Jak myślisz dlaczego się tak zachowują?

– Nie mam pojęcia.

– Czy jesteś sobie wstanie przypomnieć dzieciństwo?

– Dzieciństwo?

– Mhm.

– No… yyy…

– Czy miałeś może wyobrażonego przyjaciela w dzieciństwie?

– Tak, miałem.

– Dobrze… świetnie… Kto to był?

– Hmm… To był taki chłopiec, który grał w reklamie na kieliszkach. Kiedy byłem mały imponowało mi to, więc wyobrażałem sobie, że uczy mnie grać na tych cholernych kieliszkach. Co to ma za znaczenie?

– Chcesz powiedzieć, że granie na kieliszkach nie imponuje ci tak jak w… dzieciństwie?

– Pewnie tak.

– Powiedz mi, czym zajmujesz się na co dzień?

– Piszę bajki dla dzieci.

– Sssss… nie dobrze.

– Dlaczego?

– Napisałeś kiedyś bajkę o chłopcu grającym na kieliszkach?

– Nie.

– Właśnie. To może być przyczyną wszystkich nielogicznych sytuacji.

– Dlaczego?

– Chłopak grający na kieliszkach zrobił się zazdrosny.

– Co?!

– Mści się na tobie, bawi się twoją jaźnią. – wytrzeszczył na chwilę oczy Heisman.

– Co?!

– No. – w tym momencie na twarzy psychologa wyskoczył dziwny tik, Heisman przekręcił nos jak pies, który wyczuł zagrożenie.

– Panie Heisman, czy coś się stało?

Heisman nie zaszczycił Karola odpowiedzią, zamiast tego wyciągnął spod spodni malutki rewolwer.

– Co pan robi?

– Ona tu jest.

Psycholog w momencie przyłożył sobie pistolet do głowy, wystrzelił i padł trupem pod stopami Karola. Z krzaków wyłoniła się żona, miała minę pani, która szukała zagubionego kolczyka.

– Dzień dobry. – zanuciła żona z niesmakiem w głosie, jakby przegapiła szansę nakrycia mężulka na piciu wódki z kolegami.

– Paranoja… – wymamrotał z niedowierzaniem Karol.

– paranoja, paranoja… – zaczął powtarzać jak zdarta płyta.

Powtarzał to w kolejce do kasy trzymając panią Anią pod rękę będącą w siódmych skowronkach. Oglądając komedię romantyczną, która ani nie była romantyczna, a przede wszystkim nie była komedią. Akompaniował wariackim szeptaniem zwierzeniom pani Ani.

– Hania nie jest może aniołkiem, ale spodobałeś się jej… Niestety mój mąż odszedł z tego świata, zostawiając mnie zupełnie samą, bezradną, a my tak idealnie się uzupełniamy. Prawda Karolu?

– …paranoja…

– Myślę, że Hania przyzwyczai się do twojego mieszkania, moje jest zdecydowanie za małe. Będziesz czytać jej swoje bajki, będziesz karmić ją swoją wyobraźnią…

– …paranoja, paranoja… – powtarzał trzymając rączkami kołdrę wpatrzony w sufit Karol. W końcu poczuł, że w pokoju nie jest sam, a na krześle siedzi znajomy gość.

– Myślisz, że nie wkładanie rąk do ognia jest logiczne? – głos miał chrapowaty, każde słowo zaczynało się jak pęknięcie gęstego bąbla. Karol spojrzał na przybysza, w jego piersiach zagościł strach, przyssał się i wrzucił garść przerażających myśli pod czoło pisarza. Walczył, w końcu udało mu się wyksztusić słowo.

– Nie.

– Czyli wiesz, że bractwo nie istnieje. – widmo wyprostowało się i skierowało w kierunku drzwi.

– Nie rozumiem…

– Sprawdź czy się poparzysz. – powiedziało widmo stojąc tuż przy drzwiach. Miało wyjść, ale Karol poczuł, że nie przedstawiło jeszcze swojego ulubionego triku. Owłosiona twarz uśmiechnęła się, pokazała czerwone zęby, były jak płatki maku. Nie czerwone od krwi czy coś w tym stylu, po prostu czerwone. Śmiejący się świrus zaczął robić tiptopy w stronę łóżka. Karol popadł we wzrastający stan przerażania, bał się jak diabli. Strach narastał i narastał, aż w końcu Karol poczuł, że chyba mu się to podoba, przecież lubił się bać, przecież to jest przyjemne. Pisarz zastanowił sie chwilę nad tym, wydawałoby się, że zrozumiał. W końcu na jego twarzy również rozciągnął się wariacki uśmiech.

– Idą moje nowe bajki…

 

 

KONIEC

Koniec

Komentarze

Nie można było zobaczyć jego twarzy, była zarośnięta posklejanymi, kręconymi włosami. Można było dojrzeć tylko jego brązowe oczy, które z obojętnością patrzyły na sparaliżowanego Karola. - powtórzenia

Błędnie zapisujesz dialogi oraz trochę brakuje przecinków. A opowiadanie szybko i lekko się czyta, choć sama końcówka mnie nieco rozczarowała.

Pozdrawiam

Mastiff

"Karol lubił się bać, kiedy to w jego piersi pojawiało się uczucie bezdechu i adrenalina gilgotała od spodu skórę."

- A mnie się wydaje, że powinno raczej być: "Karol lubił to uczucie, kiedy .... " , bo inaczej nie za bardzo widzę sens w zdaniu.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dzięki, poprawiłem zdążyłem jeszcze poprawić powtarzające się "było".

Dialogi, chodzi Ci o akapity? Po wklejeniu tekstu wywaliło mi wszystkie. Nie wiem jak to poprawić, mam straszne problemy z edycją tekstu po przekopiowaniu. Dlaczego rozczarowała Cię końcówka?

bemik. Wydaje mi się ,że "Karol lubił się bać (bać, tłumacze)... kiedy to w jego piersi pojawiało się uczucie bezdechu i adrenalina gilgotała od spodu skórę." Nie wiem szczerze mówiąc czy mogę to tak zostawić.

*poprawiłem

Nie chodziło mi o te trzy kropeczki. Ja bym napisała: Karol lubił się bać. Lubił, kiedy w jego piersi... i dalej tekst. Lub wersja druga: Karol lubił to uczucie, kiedy w jego ...

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Karol lubił się bać, kiedy to w jego piersi pojawiało się uczucie bezdechu i adrenalina gilgotała od spodu skórę. Często prowokował sytuację, w których strach grał główną paraliżującą rolę. Chodził do kina na horrory, w wysokich budynkach wychylał głowę przez okno, a w zoo podchodził blisko do klatki z tygrysem. Pieniądze na jedzenie dostawał od wydawnictwa „Popiół” za pisanie ładnych bajek dla małych dzieci.

To pierwszy akapit:

prowokował sytuację - powinno być sytuacje, bo dalej masz w których 

w wysokich budynkach wychylał głowę przez okno - albo wystawiał głowę za okno, albo wychylał się

I nie wiem, czy w ostatnim zdaniu nie brakuje przecinka po "Popiół", ale tego nie jestem pewna. Tu musi się wypowiedzieć jakiś fachowiec. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

na sparaliżowanego Karola. W głowie bajkowego pisarza pojawiła się pustka, strach i paraliż. - powtórzenie.

A tak przy okazji - była noc, więc chyba ciemno - jak Karol  mógł  zobaczyć, że facet ma brążowe oczy? Pomijam fakt, że głowa była pod samym sufitem.

Brakuje sporo przecinków, ale sama nie odważę się poprawiać.  Bo tylko "wydaje mi się", a nie jestem całkiem pewna. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Przeczytałam rano przed wyjściem i nie miałam  czasu zostawić po sobie śladu. Nadrabiam więc. Podobało mi się, ale końcówka zostawiła niedosyt. Byłam ciekawa jak to zakończysz, no i się trochę zawiodłam. Niemniej jednak opowiadanie jest fajne, troche w klimacie Carrolla, którego bardzo lubię. 

Z tymi przecinkami to wiem... ale już tego nie będę zmieniał. Dzięki bemik za wskazówki, dzięki.

Brązowe oczy, phi. Mogło padać zza okna światło :) Ale "wyłoniło się z mroku", więc nie jest w totalnej ciemności.

Leżał na łóżku spokojnie mógł zobaczyć głowę przy suficie, która patrzy na niego.

Lirael. Z samą końcówką, chciałem to tak urwać zostawiając pewien niedosyt, hmm zakończenie... Popracuje nad nim w takim razie, albo przybliżę do poprzedniej wersji. Coś chyba rzeczywiście nie zgrzytnęło.

    Niepoprawne gramatycznie -- i logicznie --- pierwsze zdanie kładzie tekst, bo zniechęca do czytania.  Naprawdę, trzeba się poważnie zastanowic, o cóż --- bo nie o co -- w nim idzie.

     Kiedy to nastąpi? A takie zdanlo dobrze oddaje gramatyczną funkcje zaimka "kiedy"...

danke

Teraz RogerRedeye może przeczytać

Jeszcze raz o pierwszym zdaniu, przerobionym na dwa.  

Karol lubił się bać. Uczucie, w którym w jego piersiach pojawiał się bezdech i adrenalina gilgotała od spodu skórę.  

Karol lubił się bać. Lubił to uczucie, zatrzymujące na długą chwilę oddech, a jednocześnie zmuszające nadnercza do tak intensywnej pracy, że adrenalina zaczynała gilgotać od spodu skórę (na całym ciele).  

Bezdech nie jest osobą, więc nie pojawia się, ale występuje jako zjawisko wtórne, adrenalina też skądś się wziąć powinna.

No i przeczytałem pierwsze i drugie zdanie...

"Karol lubił się bać. Uczucie, w którym w jego piersiach pojawiał się bezdech i adrenalina gilgotała od spodu skórę."   

No i coż? Przykro mi. drugie danie jest do rozwinięcia. Jest po prostu niedończone. Jest bez sensu, bo zdanie podrzędne jest nidokończone. 

"Karol lubił się bać. Uczucie, w którym w jego piersiach pojawiał się bezdech i adrenalina gilgotała od spodu skórę, sprawiało mu niebywalą przyjemność."

To brzmialoby już chyba lepiej, a na pewno logiczniej. Ale zastanówmy się jeszcze nad wyspecyfikowaniem tego uczucia.

"Uczucie lęku, w którym w jego piersiach pojawiał się bezdech, a adrenalina gilgotała od spodu skórę, sprawiało mu niebywalą przyjemność."

Znowu chyba lepiej... Ale --- czy w piersach może pojawiaź się bezdech?  Hmm... 

"Uczucie lęku, w którym pracę płuc tamowal bezdech, a adrenalina gilgotała od spodu skórę, sprawiało mu niebywalą przyjemność."

Albo...

Uczucie lęku, wtedy, kiedy w jego piersiach pojawiał się bezdech / pracę  płuc tamowal bezdech , a  adrenalina gilgotała od spodu skórę, sprawiało mu niebywalą przyjemność."

Pozdrówko.

Ps, Pisanie naprawdę nie jest łatwym zajęciem. Prace stolarskie są znacznie bardziej przyjemne.

 

Jeśli mogę, biorę to przedostanie i dzięki temu dostajesz piękny kwadratowy stół. Prace stolarskie nie są łatwym zajęciem. Pisanie jest znacznie bardziej przyjemne, ale też nie jest łatwym zajęciem.

Dzięki, dzięki, AdamKB i RogerRedeye.

    No i chyba żle wybraleś, Autorze, bo w trzecim zdaniu masz zwrot: " w których"...  Użycie w drugim zdaniu zwrotu "wtedy, kiedy" --- gramatycznie poprawnego --  usuwa brzydkie powtórzenie. Ale bardzo fajny jest ten czasownik "gilgotać'. Ładnie i nietypoow brzmi.  

    Nadal twierdzę, ze cięcie bala pilą dwuręczną  --- nadal się jej używa, bo zostawia wąski rzaz i jest nieocniona przy cięciu dokladnym   ---  jest łatwiejsze od pisania.

Przez Ciebie muszę znowu to poprawiać, wprowadzasz w błąd, a potem pastwisz się piłą dwuręczną. (ale nie przestawaj dopóki ci się nie znudzi, przyznam, że nie dałem tekstowi odleżeć i nie przeczytałem go wystarczająco dużo razy).

ps. Musisz dodać, że "dobre" pisanie. Tak czy siak, za to i za to nie dostaje pieniędzy

Trzy zdania chyba jednal wystarcżą... Na pewno inni zajmą się resztą.

Ps. "Często prowokował sytuację, gdzie strach grał główną paraliżującą rolę." Hmm... Zdaje mi sie, że wyraz "gfzie" jest niepoprawnie użtty...  "Gdzie" generalnie wskazuje miejsce. Tam, gdzie rosly poziomki...  

"Często prowokował sytuację ze strachem grającym główną, paraliżującą rolę." Może tak byloby lepiej?

Pozdrówko.

   Sorry za literówki. Trochę jeszcze musiałem dociąć kantówek na jutro.

Spoko.

Widzę, że duży problem z pierwszym i drugim zdaniem. Ja mam na to prostą receptę, jak w żaden sposób nie chce mi się ułożyć zgrabnie zdanie, po prostu je wywalam.  I tak powinno też być w tym przypadku, bo po licznych poprawkach nadal brzmi tragicznie. Nie da się samemu wywołać uczucia lęku, nie wywołuje się też adrenaliny, a "występujący bezdech" brzmi niedorzecznie. W istocie ładne słówko "gilgotać" też mi tu jakoś nie pasuje.

Poza tym - W głowie bajkowego pisarza pojawiła się pustka, strach i paraliż.

Lepiej - pojawiły się, bo strach "się nie pojawiła" przeciez.

Sama końcówka opowiadania jak dla mnie nazbyt chaotyczna, czyli - nie podobało się, niestety.

Jedno proste pytanie: Co Autor miał nadzieję wyrazić swoim opowiadaniem?  

 

Pieniądze na jedzenie dostawał od wydawnictwa „Popiół” za pisanie ładnych bajek dla małych dzieci. – Skąd miał pieniądze na pozostałe wydatki – ubrania, świadczenia, rozrywki itp.

 

Często prowokował sytuację, w których strach grał główną paraliżującą rolę. – Czy prowokował jedną sytuację? Bo dalej piszesz, w których – czyli musiało być ich więcej.

 

Nadeszła noc, w której to Karol nie mógł zmrużyć swego błękitnego oka. – Czy Karol był Cyklopem? Czy spał jednym okiem, a drugiego nie mógł zmrużyć? ;-)

 

Niezrozumiałym przypadkiem dzieci zawsze bezpiecznie wracały do spoconych ramion mamy i taty. – Dla mnie to też niezrozumiałe. Ja nie chciałabym wracać do rodziców, którzy nie dbają o higienę i maja spocone ramiona. ;-)

 

…ubrany w brudny pełen dziur smoking zajął miejsce –  Nie wiem czy dobrze, ale zrozumiałam, że smoking, ubrany w pełen dziur – cokolwiek to znaczy – zajął miejsce? ;-)

 

Nie można było zobaczyć jego twarzy, zarośnięta posklejanymi, kręconymi włosami odsłaniała jedynie brązowe oczy… – Osobliwy przypadek, kiedy to twarz, której nie można zobaczyć, odsłania oczy. ;-)

 

W głowie bajkowego pisarza pojawiła się pustka, strach i paraliż. – Karol nie był bajkowym pisarzem, był pisarzem bajek. Ale serdecznie współczuję głowie pojawionej się niej pustki, strachu i paraliżu.

 

Tajemniczy gość znudzony przełożył tylko nogę na nogę. – Skąd wiadomo, że gość był znudzony?

 

Znał tę kobietę na tyle długo, że jej kamuflaż nie był dla niego zagadką. –  W jaki sposób kobieta kamuflowała się?

 

…spojrzał pokonany na kukającą kukułkę wybijającą godzinę 16.00 – Kukułka nie wybija godziny. Liczby zapisujemy słowami.

Ja napisałabym: …spojrzał pokonany na kukułkę oznajmiająca godzinę szesnastą

 

Karol wrócił do domu. Sięgnął po książkę „Choroby psychiczne”, którą otrzymał od księdza, przyjaciela ojca z wojska. Szybko dowiedział się, że ma objawy schizofrenii. – Gdybyż to było takie proste… Wszyscy bylibyśmy zdrowsi.

 

Pod kolumnami leżały fotele… – Zasłabły, czy ktoś je poprzewracał? ;-)

 

z jego ust było słychać narastający gniew. – Gdybyś napisał, że z jego ust było coś czuć, to z przykrością, ale zrozumiałabym. Nie wiem jednak, jak z ust słychać. ;-)

 

Doktor Heisman spuścił z tonu i wygładził palcem zmarszczkę pod swoim okiem. – Bo jego palec był nasączony botoksem, a doktor, dbając o wygląd, pozbywał się zmarszczki. ;-)

 

Psycholog podniósł rękę w stronę sklepienia i wyciągnął spod marynarki wymiętą kartkę… – Marynarka wisiała, zapewne, gdzieś pod sklepieniem, właśnie. ;-)

 

Przecież toż ważne kur*a – Dlaczego zamiast literki w, wstawiłeś gwiazdkę? I tak wszyscy wiedzą, że chciałeś napisać kurwa. ;-)

 

Do konającego szybciutko podbiegła żona i Karol. – Do konającego szybciutko podbiegli żona i Karol.

 

Kur*a głupia kobieto umieram– Tu spłynęło na mnie objawienie. Doktor nie chciał powiedzieć kurwa, bo przecież w katedrze to nie uchodzi. ;-)

 

Chrupiące szkło trzaskało im spod butów.Miażdżone szkło trzaskało im pod butami.

 

Wytarty i zmęczony podniósł słuchawkę… – Czy wcześniej był mokry, wytarł się, i to go tak zmęczyło? ;-)

 

Heisman złapał Karola pod rękę i zaprowadził za stojący nieopodal krzak róży. – Krzaki rosną.

 

– Sssss… nie dobrze… –  …niedobrze

 

Heisman nie zaszczycił Karola odpowiedzią, zamiast tego wyciągnął spod spodni malutki rewolwer. - Malutki rewolwer spod spodni?  Od kiedy to się nazywa „rewolwer”? Spod spodni, z trudem, można, co najwyżej, wyciągnąć, ineksprymable. ;-)

 

Powtarzał to w kolejce do kasy trzymając panią Anią pod rękę będącą w siódmych skowronkach. – …trzymając panią Anię… Uprzejmie proszę o wyjaśnienie, czym jest ręka będąca w siódmych skowronkach.

 

głos miał chrapowaty, każde słowo zaczynało się jak pęknięcie gęstego bąbla. – Chrapy, to nozdrza, np. konia. Jak można mieć głos nozdrzom podobny? Czy gęste bąble pękają inaczej, niż bąble rzadkie?

 

Karol spojrzał na przybysza, w jego piersiach zagościł strach, przyssał się i wrzucił garść przerażających myśli pod czoło pisarza. – Współczuję czołu pisarza, pod które przybysz wessał się i wrzucił garść przerażających myśli, ale myślę, że przybysz nie miał innego wyjścia, doznawszy spojrzenia Karola. ;-)

 

Śmiejący się świrus zaczął robić tiptopy w stronę łóżka. – Co to są tiptopy, robione w stronę łóżka?

 

Pisarz zastanowił sie chwilę nad tym… – Pisarz zastanowił się chwilę nad tym…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Agreoling wiem co zgrzyta w końcówce, ale już przysłowiowy kijek. Miałem ochotę wywalić te pierwsze zdania, ale wydaje mi się, że teraz już są ok, choć w sumie... lepiej skupie się nad następnym opowiadaniem.

Regulatorzy please... nie wierze... ale tak czy siak dziękuje za poświęcenie czasu na przeczytanie...

Karol lubił się bać. Uczucie lęku, bezdech w płucach, adrenalina, która gilgotała od spodu skórę, sprawiały mu niebywałą przyjemność. Często prowokował sytuacje, w których strach grał główną, paralizującą rolę. 

I po kłopocie. 

 

Co do samego tekstu nienajgorzej Ci idzie snucie absurdalnych treści, tylko końcówka jakaś taka słaba, nie trzyma poziomu całej reszty.

Podejrzewam, że nawet za wcześnie się kończy. Następną razą nie będę się spieszył z zakończeniem.

Nowa Fantastyka