- Opowiadanie: Gryzipiór - Ludzkie Pisklę

Ludzkie Pisklę

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ludzkie Pisklę

I

 

Tam, gdzie kończyła się wioska, znajdował się pas ziemi szeroki na kilometr, długi na kilkanaście, który nie należał do nikogo. Cała ta przestrzeń była porośnięta wysoką trawą, a właściwie nie trawą, ale czymś trawo-podobnym, wyschniętym i poskręcanym.

 

Ludzie nazywali to miejsce Cichymi Polami. Nikt się tam nie zapuszczał. Nikt rozsądny.

 

O dziwo, Ciche Pola nie były penetrowane nawet przez wszędobylskie dzieci, które podświadomie trzymały się z daleka. Tylko czasem jakieś czarownice albo druidzi krążyli po obrzeżach, w poszukiwaniu ziół i tajemnych roślin.

 

Do czasu.

 

Stara zielarka zapuściła się odrobinę za daleko i dwa miesiące później znaleziono jej głowę z czarnymi dziurami zamiast oczu, położoną w takim miejscu aby wszyscy mogli ją zobaczyć. Ludzie, którzy mieszkali w pobliżu Cichych Pól od dawna, nie byli głupi, wiedzieli, co to znaczy. Jednak nikt nie odważył się wypowiedzieć tego na głos.

 

Miały miejsca inne zdarzenia, starannie tuszowane przez miejscową ludność, która coraz częściej z lękiem zerkała ku Cichym Polom, jakby się bała, że gdy tylko odwróci głowę, coś stamtąd po wypełznie. Baron Kiort von Finderbar herbu Trójkoń, który teoretycznie był właścicielem Cichych Pól, doszedł do wniosku, że marnują się one, leżąc odłogiem. Wysłał grupę osadników w celu zagospodarowania tego terenu. Ludzie z wioski patrzyli, jak niczego nieświadomi młodzi ludzie wmaszerowują na pola. Nikt nigdy więcej o nich nie słyszał, ani nie znalazł ciał. Baron doszedł do wniosku, że są to sprawy jakiejś złej mocy, wysłał więc egzora, aby ten wykonał swoją robotę. Jednak również egzor przepadł bez wieści.

 

Pewien rycerz, Cellester von Selon herbu Serdan, oznajmił, że nie wierzy w „te głupie brednie plebsu” i aby udowodnić, iż pas ziemi nie kryje żadnego niebezpieczeństwa, postanowił wraz ze swoją świtą przejechać poprzez Pola. Tydzień później do wioski dotarli jego dwaj giermkowie: Abdasel i Jerri. W najmniejszym stopniu nie przypominali oni giermków. Na ich koszmarnie wychudzonych ciałach wisiały strzępki ubrań uwalanych krwią, ziemią i Bóg wie czym jeszcze. Toczyli dookoła błędnym, nieobecnym wzrokiem i zsiniałymi wargami mamrotali coś do siebie. Abdesel w ataku szału rozerwał sobie paznokciami gardło i wykrwawił się na śmierć. Natomiast Jerii prawomocnie, zgodnie z dekretem książęcym, został skazany na śmierć przez powieszenie za opuszczenie swego pana w potrzebie.

 

Było więcej takich przypadków, jednak mało kto o nich wspomina. Baron Kiort von Finderbar próbował szukać Cellestera jak i osadników (o zaginionego egzora nikt się nie troszczył), jednak jego wysiłki przyniosły tylko więcej niewyjaśnionych zaginięć i śmierci. Komuś zginęło dziecko, ktoś znalazł głowę psa, ktoś w nocy widział dziwne światła.Na Ciche Pola nie zapuszczał się nikt. Dosłownie nikt. I nic.

 

Nic, z wyjątkiem sów.

 

Zbierały się tam w nocy i wspólnie czuwały. Jak udawało się im przeżyć i dlaczego to robiły? Same tego nie wiedziały, pewne jest, że po spędzonej tam nocy były wyczerpane do granic wytrzymałości, jednak ciągle tam wracały, jakby nie mogły się powstrzymać. Jakby coś je przyciągało.

 

II

 

-Kurwa, patrzcie. Bachor pieprzonego egzora– wrzasnął mężczyzna, obryzgując śliną swoich towarzyszy. Byli oni znani jako miejscowi pijacy, których nigdy nie spotyka się w stanie trzeźwości. Siedzieli rozwaleni przy drodze i opróżniali kolejne butelki. Pachnieli mieszanką potu, uryny, taniej wódki i kiszonej kapusty.

 

-No, ciekawe czego tu, skurwiel szuka– odezwał się najbardziej wstawiony z nich– ej, chłopczyku, szukasz rodziców? A nie… zapomniałem, twoi kurewscy starzy już dawno gryzą ziemię.

 

-Nie zwracać uwagi, nie zwracać uwagi, nie zwracać…– szeptał pod nosem chłopiec , przyspieszając kroku, starał się odejść jak najszybciej. Niestety jeden z mężczyzn był w stanie się podnieść i zagrodził chłopcu drogę, a gdy ten próbował go wyminąć, mężczyzna mocno chwycił go za ramię.

 

-A dokąd to się wybierasz, pieprzony chłoptasiu?– wyszeptał, zbliżając swoją twarz do twarzy chłopca, który pod wpływem oddechu mężczyzny o mało nie stracił przytomności– twój stary był egzorem, a my takich nie lubimy, pokażemy ci co robimy z takimi, których nie lubimy.

 

Niedobrze, oj niedobrze, myślał przerażony chłopiec, chyba nie może być gorzej.

 

-Alinew!-dobiegł go głos.

 

A jednak może.

 

-Alinew!- wzywał młodszy brat– Alinew, gdzie jeeesteeeś?

 

-Ooo– mężczyźni popatrzyli na siebie uradowani– kolejny bachor egzora, będzie zabawa.

 

-Amad! Uciekaj!- wrzasnął Alinew z całej siły i kopnął trzymającego go mężczyznę w kostkę.

 

-Ty pieprzony bachorze…-chłop zamachnął się i spuścił swoją wielką pięść. Głowa chłopca odskoczyła do tyłu, eksplodując bólem. Przed oczyma latały mu czarne mroczki, kątem oka zobaczył, jak jeden z mężczyzn ciągnie Amada za kark. Widok młodszego brata w niebezpieczeństwie zmusił Alinewa do przezwyciężenia bólu. Musi cos wymyślić. Natychmiast.

 

Powoli, by nie zwrócić zbytniej uwagi, sięgnął do medalionu ojca zawieszonego na szyi.

 

-Ej, przestań!-wydarł się najbardziej trzeźwy z całego towarzystwa. „Najbardziej trzeźwy” ledwo mógł ustać na nogach. Rzucił siłę na Alinewa ale spóźnił się o ułamek sekundy. Chłopiec pod koszulą z całych sił ściskał medalion, jego oczy jarzyły się fioletem. Przerażeni mężczyźni odskoczyli od braci.

 

-Ty ne jests synem eg-zora. Ty jests e-e-gzo…-bełkotał jeden z nich, szykując się do ucieczki. Chłopiec podniósł rękę i zawołał:

 

-Jestem Alinew syn Zoria, egzor, syn egzora. Rzucam na was swą klątwę.

 

-No co ty… dzieciak…

 

-my tylko… my…

 

-To były tylko żarty…na żartach się nie znasz?– bełkotali niedoszli oprawcy.

 

-Rzucam klątwę– nie przerywał chłopiec– na was, wasz dom, rodzinę.

 

-Spieprzamy-szepnął jeden z mężczyzn. Żadnemu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, rzucili się do ucieczki zataczając się, potykając i wpadając na siebie.

 

-wasze pole, oborę, stajnię– chłopiec nie przerywał litanii, dopóki nie był pewny, że mężczyźni już go nie słyszą. Wtedy puścił medalion, jego oczy przybrały normalny kolor.

 

Chłopcy patrzyli na siebie w milczeniu, a potem wybuchnęli głośnym śmiechem, który stanowił dziwny kontrast do rozegranej przed chwilą sceny.

 

-Nie mogę uwierzyć, że te głupole nabrały się na tą sztuczkę– powiedział Amad, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Jednak nagle spoważniał.

 

-Alinew?-zapytał ostrożnie– Alinew?

 

-Tak?

 

-Czy ty? Czy ty jesteś egzorem?

 

-Nie.

 

-To dlaczego ci się tak świeciły oczy?

 

-Bo dotknąłem medalionu ojca. Tobie też się świecą. Zobacz. – Alinew wydobył medalion z siedmioramienną gwiazdą, a Amad nieśmiało musnął go koniuszkami palców. Jego oczy natychmiast zaświeciły się na pomarańczowo.

 

-łaaaał-wyszeptał w zachwycie-Alinew?

 

-tak?

 

-Dlaczego oni nas nie lubią?

 

-Bo jesteśmy synami egzora. Ludzie boją się egzorów– wyjaśnił Alinew.

 

-Dlaczego?

 

-Bo…bo… sam nie wiem. Chyba dlatego, że nas nie znają. Jesteśmy inni . Dlatego, że nie znają naszej mocy, uważają nas za dziwaków. I dlatego, że myślą, że możemy rzucać klątwy.

 

-Ale Alinew– zmarszczyło nos jak dziecko– my naprawdę możemy rzucać klątwy.

 

-To tylko taki drobny szczegół, którego nikt, oprócz egzorów nie powinien znać.

 

-Achaa– zapadła chwila ciszy, ale nie trwała długo– Alinew, a ty zostaniesz egzorem?

 

-Tak.

 

-A ja?

 

-Nie wiem. A chcesz byś egzorem?

 

-Tak.

 

-No to nic nie stoi na przeszkodzie-uśmiechnął się starszy brat i protekcjonalnie poklepał młodszego po głowie, który wyrwał się z sykiem i poważnie spojrzał starszemu mu w oczy. Zbyt poważnie jak na swój wiek.

 

-Alinew?

 

-Tak?

 

-Szedłeś na Ciche Pola, prawda?

 

Alinew gwałtownie wciągnął powietrze.

 

-Skąd wiesz!?

 

-Znam cię. Jesteś moim bratem-oznajmiło dziecko z triumfem-nie wierzysz, że tata nie żyje i chcesz go odnaleźć.

 

-Tak-przyznał chłopak-muszę go odnaleźć

 

-Mogę pójść z tobą?

 

-Co???-Alinew otworzył szeroko oczy.

 

-Mogę pójść z tobą? Proszęęę!- pytało dziecko, z oczu starszego brata wyczytując odpowiedź. Negatywną niestety. A może na szczęście?

 

-Coo? Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie idziesz ze mną nie ma mowy! To zbyt niebezpieczne.

 

-A jak nie wrócisz?!-krzyknął Amad ze łzami w oczach– a jak nie wrócisz?

 

-Wrócę-zapewnił Alinew.

 

Obaj wiedzieli, że to kłamstwo.

 

-Amadzie, synu Zoria, masz już prawie sześć lat– zmienił temat – i chcesz zostać egzorem. W związku z tym daję ci medalion, który należał do naszej matki. Strzeż go i szanuj– to mówiąc wyciągnął z kieszeni medalion, identyczny z tym, który nosił na piersi i założył go młodszemu bratu. Obaj wiedzieli, że to pożegnanie.

 

Z gulą w gardle chłopak odwrócił się i ruszył przed siebie, ku Cichym Polom.

 

-Alinew?-dobiegł go ledwie słyszalny, nieśmiały glos.

 

-Tak?

 

-Kocham cię.

 

III

 

Ciche Pola zasłużyły na swoją nazwę. Mimo, że był środek dnia, Alinew nie słyszał nic. Najmniejszego szelestu, wiatru, najmniejszego robaka czy świergotu ptaków. Wszystko stało w miejscu, zdawało się nie oddychać i na coś czekać. Było duszno, bardzo duszno. Alinew otarł dłonią krople potu z karku. Odnosił dziwne wrażenie, że jest obserwowany.

 

Szara sowa, ukryta w trawie, wpatrywała się w niego nieruchomymi, żółtymi oczami, zastanawiając się, co takie małe, ludzkie pisklę tutaj robi. Chłopiec jej nie widział. Robiło się coraz duszniej.

 

-Alineew– dobiegł go głos Amada. Chłopak odwrócił się gwałtownie.

 

-Co ty tu robisz?! Mówiłem, że masz zostać w do…

 

Ciche Pola poruszały się delikatnie w podmuchach łagodnego wiatru, mimo to duchota stawała się niemal nie do wytrzymania. Samotna postać na środku Pól rozglądała się zdezorientowana dookoła, oprócz niej nie było tam nikogo, ani niczego. Tak przynajmniej jej się zdawało.

 

-Alineew– znowu usłyszał wołającego brata, tym razem bliżej. O wiele bliżej.

 

-Alinew!

 

Chłopiec drgnął, głos należał do jego ojca. Ścisnął medalion, jego oczy natychmiast rozjarzyły się fioletem. Zaczął przeczesywać wzrokiem Ciche Pola, kawałek po kawałku. Jednak mimo, że wzrok egzora dostrzega o wiele więcej, niż oko ludzkie, chłopiec nie zauważył niczego, nawet szarej sowy śledzącej go żółtymi ślepiami.

 

-Alinew, Alinew– dobiegało go z różnych stron. Chłopiec wciąż rozglądał się niespokojnie, starając się wyśledzić źródło dźwięku. Boże, jak duszno.

 

-Alllineew!

 

To już nie były głosy jego ojca i brata. Stały się one o wiele zimniejsze, mroczne, przesycone szyderstwem i nienawiścią. Jakby wydobywały się ze starej, lepkiej studni, pokrytej szlamem i błotem.

 

-Alinew– usłyszał szept obok swojego ucha.

 

Chłopiec odwrócił się gwałtownie i instynktownie uchylił. Zbyt wolno. Coś ciężkiego uderzyło go w tył głowy. Zanim osunął się w ciemność, zdążył tylko zobaczyć parę żółtych wpatrujących się w niego oczu.

 

 

 

IV

 

Noc na Cichych Polach to niezapomniane przeżycie, zwłaszcza, że żaden człowiek nie doczekał końca. Legendy mówią, że mieszka tam potwór, który żywi się ludzkim strachem. Sprawa jego diety prowadzi do wielu konfliktów między mieszkańcami okolicznych wsi, gdyż bardzo wielu ludzi uważa, że potwór żywi się ludzką krwią i mięsem, a wszyscy ci, którzy sądzą inaczej, są skończonymi matołami. Jeszcze inni twierdzili, że potwór nie musi jeść, jednak lubi zabijać. Jednak wszyscy są zgodni w jednym. Potwór jest.

 

Alinew…

 

Potwór jest, był i będzie, gdyż nie da się go zabić. Przecież jakby się dało to już dawno ktoś by to zrobił. Prawda?

 

…obudź się…

 

A jeśli komuś kiedyś zdarzy się zawędrować w głąb Cichych Pól ma dwie opcje do wyboru.

 

…no wstawaj ludzkie pisklę…

 

Pierwsza, najbardziej oczywista i najbardziej głupia jest próba ucieczki, z góry skazana na niepowodzenie. Takie uciekanie tylko złości potwora, a przecież nie chcemy go złościć, prawda?

 

…słyszysz mnie?!

 

Mądrzejszym wyjściem jest poczekanie w miejscu, aż potwór zechce nas zaszczycić swoją obecnością. W międzyczasie można się nawet pomodlić do swoich bogów, pewnie i tak cię nie wysłuchają , ale próbować zawsze można.

 

…całkiem cię lubię ludzkie pisklę więc…

 

Jeśli będziesz bez ruchu czekać na potwora, wtedy nie będzie bolało. Nie będzie bolało zbyt mocno.

 

…no obudźże się do cholery i uciekaj!!!

 

V

 

-Słuchaj, Alinew. To jest medalion egzora. Daję ci go.

 

-Ale…

 

-Słuchaj! Jeśli kiedykolwiek, znajdziesz się sam, w ciemnościach, nie wolno ci go wypuścić z dłoni. Rozumiesz?

 

-Ale…

 

-Pytam, czy rozumiesz?

 

-Tak, tato.

 

-Bardzo dobrze. A teraz słuchaj, masz tu drugi medalion, należał do waszej matki, dasz go Amadowi jak podrośnie.

 

-Tak, tato.

 

-Opiekuj się nim.

 

-Tato? Dlaczego to mówisz? Dlaczego mówisz to wszystko? Przecież jak wrócisz… To sam możesz…jak wrócisz to możesz…

 

-Trzymaj się, Alinew.

 

VI

 

Wstawaj, ludzkie pisklę. Wstawaj bo jak nie…Chyba nie mam innego wyboru.

 

-Ała! To boli! Przestań! Już wstaję!

 

Od razu pomogło.

 

Alinew otarł rękawem krew, która wypływała z płytkiej rany na policzku. Chłopiec spojrzał ze złością na sowę, zrobił krok w jej stronę i zatrzymał się w pół ruchu. Dotarło do niego gdzie i o jakiej porze się znajduje. Chwycił medalion i zaczął się rozglądać niespokojnie.

 

Nie trać czasu ludzkie pisklę, uciekaj.

 

Alinew zastygł w bezruchu i nasłuchiwał. Każdy z naprężonych mięśni jego ciała był gotowy do panicznej ucieczki. Odwaga często jest mylona z głupotą, Alinew dobrze o tym wiedział. Wiedział, że to, co robi nie jest odważne, jest idiotyczne.

 

Na co czekasz ludzkie pisklę?! Uciekaj!

 

Mimo to stał w miejscu i nasłuchiwał. Ciemność wokół niego gęstniała, z każdym oddechem wdzierała się do gardła i lepkimi palcami oblepiała jego płuca. Robiło się duszno. Bardzo duszno.

 

Pospiesz się! On nadchodzi!

 

Szara sowa, siedząca u jego stóp, zaczęła gwałtownie uderzać powietrze skrzydłami, po czym znieruchomiała, niczym w transie wpatrywała się w coś ponad ramieniem chłopca.

 

Odejdź– zasyczał głos.

 

Żegnaj ludzkie pisklę…przepraszam.

 

Sowa wzbiła się w powietrze i odwróciła głowę by po raz ostatni spojrzeć na ludzkie pisklę, które naprawdę polubiła. Gdy już nie była w stanie dojrzeć chłopca, poszybowała wyżej i skierowała się w stronę osad ludzkich. Było cholernie duszno.

 

-Alinew. Synku jak dobrze, że cię znalazłam– silne ramiona objęły osłupiałego chłopca, który nie był w stanie się poruszyć– bałem się, że potwór dorwie cię pierwszy.

 

Ta-ta?-wyszeptał Alinew zbielałymi wargami. Nie mógł uwierzyć, że w końcu udało mu się znaleźć ojca.

 

-Widzę, że najadłeś się strachu, co?

 

-Ja? Nie… no co ty!-powiedział chłopiec i dumnie uniósł głowę, dobrze, że było ciemno, bo nikt nie widział jak się rumieni.

 

-Nie martw się, pokonałem potwora. Nie musisz już trzymać Ochrony, a, właśnie, skoro twierdzisz, że się nie boisz, to dlaczego tak kurczowo ją ściskasz, co?– zapytał mężczyzna z przebiegłym błyskiem w oku.

 

-Pokonałeś potwora?! Jak? Kiedy?-oczy Alinewa urosły do wielkości spodków od kawy. Nie mógł powstrzymać zachwytu wpełzającego mu na twarz. Jednak nagle coś do niego dotarło, zmarszczył nos i zapytał-Jaką Ochronę?

 

-Jak to jaką? Nie wiesz? Tą co masz na szyi. Tą którą ściskasz – dopiero teraz do chłopca dotarło, że cały czas trzyma medalion ojca. Jego palce na moment się rozluźniły, jakby miały zamiar go puścić, jednak w ułamku sekundy pięść chłopca ponownie się zacisnęła.

 

-Dlaczego nazwałeś medalion ochroną? Nigdy tego nie robiłeś– Alinew odsunął się od mężczyzny i wpatrywał się w niego podejrzliwie. Ojciec zaśmiał się niepewnie.

 

-Nazwałem go ochroną, bo chroni egzorów przed potworami. Jednak ma też inne właściwości, więc musisz go puścić.

 

-Jakie właściwości?– chłopiec cofnął się o kolejnych kilka kroków.

 

-Nie ma czasu. Po prostu mi zaufaj i puść medalion.

 

-Dlaczego?

 

-Puszczaj!

 

-Nie!- krzyknął Alinew, wysuwając brodę do przodu. Twarz mężczyzny na ułamek sekundy wykrzywił nieludzki grymas gniewu. Z powodu prędkości, z jaką znikł, był niedostrzegalny dla ludzkich oczu, jednak oczy egzora bez problemu go zarejestrowały.

 

-Nie jesteś moim ojcem-krzyknął chłopiec.

 

-Oczywiście, że nie jestem, ty głupi dzieciaku– zasyczał mężczyzna. Jego włosy zmieniły kolor na zgniło zielony, a potem zaczęły wypadać, skóra zmarszczyła się, oczy zapadły. Uśmiechnął się, a z jego ust wypłynęła czarna ciecz i z sykiem spadła na ziemię. Wyciągnął kościstą rękę zakończoną szponami w stronę chłopca, który rzucił się do ucieczki. Biegł, co chwila się potykał i upadał, raniąc ręce i kolana. Zdawało się, że z każdym kolejnym krokiem jego nogi ważą coraz więcej. Mimo, że chłopiec zmuszał do makabrycznego wysiłku każdy najmniejszy mięsień swojego ciała, każde ścięgno, każdą kość, potwór był coraz bliżej. Alinew zerknął przez ramię. Monstrum, które się do niego zbliżało, nie miało oczu, a z pustych oczodołów wypełzały białe, wijące się glisty.

 

Chłopiec potknął się o ciemny kształt leżący na ziemi, runął w dół i zaczął krzyczeć, tak jak jeszcze nigdy nie krzyczał w życiu. Bestia zaniosła się śmiechem.

 

-Tak, dzieciaku. To dokładnie to o czym myślisz. Resztki twojego staruszka. Muszę przyznać, że był smaczniutki.

 

Chłopiec krzyknął raz jeszcze, dziko, rozdzierająco. Teraz nie tylko jego oczy, ale całe ciało jarzyło się fioletem. Potwór przystanął na moment, lecz zaraz znowu ruszył ku chłopcu. Zamachnął się szponami. Alinew bez problemu się uchylił, zdziwiony swoją szybkością nie bardziej niż monstrum.

 

Stali w milczeniu naprzeciw siebie: potwór i egzor. Było bardzo duszno. Nagle potwór zaryczał i rzucił się na egzora. Chłopiec uchylił się. Zbyt wolno. Szpony rozorały mu policzek, klatkę piersiową, krwawy ślad schodził aż do brzucha. Potwór zawył tryumfalnie. Fioletowe światło zgasło. Zniknął egzor, na jego miejsce pojawił się mały, wystraszony chłopiec. Sam, w ciemności. Tak przynajmniej myślała bestia. Ale łaknący zemsty egzor wciąż czaił się w chłopcu, gotowy do ataku. Chłopiec czołgał się jak najdalej od potwora, spróbował wstać, podniósł się na kolana, jednak z głośnym jękiem upadł w kałużę krwi. Monstrum zbliżało się niespiesznie, by zadać ostateczny cios, a gdy było już wystarczająco blisko, egzor przebudził się po raz drugi. Tym razem fioletem jaśnił nie tylko chłopiec, ale też powietrze i ziemia dookoła niego. Młody egzor zrobił to, czego ojciec zabronił mu robić, a efekt tego czynu przeszedł najśmielsze oczekiwania chłopca. Egzor nie zauważył nawet, że jego rany się zagoiły, zaślepiony chęcią zemsty, podniósł się i zawołał:

Yaare dome wi regolto

Quasre fituo gtolik ki

Morfe firo j ruto

Yaare dome gotlik ki

 

Potwór zaryczał wściekle i rzucił się na egzora, próbując rozszarpać mu gardło. Był to moment, w którym chłopiec stracił nad sobą kontrolę. Nie wiedział, co kieruje jego ruchami, podniósł ręce i uwolnił moc, która za wszelką cenę domagała się zemsty za ojca, za stara zielarkę i za wszystkich ludzi, którzy zginęli na Cichych Polach. Zamknął oczy. Szpony potwora ponownie musnęły jego policzek. A potem wszystko zniknęło.

 

VII

 

Słońce świeciło nad Cichymi Polami, a raczej nad tym co z nich zostało, a nie zostało zbyt wiele. Czarna gleba, na której przez najbliższe wieki nie wyrośnie już nic, rozpościerała się aż po horyzont. Na skraju tego, co niegdyś nazywane było Cichymi Polami, siedział chłopiec i uparcie wpatrywał się przed siebie. Czekał.

 

Aż się doczekał. Postać w zakrwawionych łachmanach, ledwo trzymając się na nogach, wynurzyła się z otchłani pól.

 

-Alinew!-Amad rzucił się na brata-Ty żyjesz!

 

-Tak, Amad, żyję-uśmiechnął się Alinew

 

Egzor został gdzieś daleko, daleko za nim. Teraz był tylko zwykłym chłopcem. Bracia uściskali się w milczeniu. Nie potrzebowali słów. Poszli w kierunku wsi, zostawiając za sobą Ciche Pola, strach i niepewność. Niedane im było zawędrować daleko.

 

Mężczyzn było trzech. Pojawili się cicho i niespodziewanie, jak upiory we mgle. Wszyscy na pięknych koniach, w drogich błyszczących zbrojach, z bogato zdobionymi mieczami.

 

-Synowie Zorria?-zapytał jeden z nich chłodnym głosem, nie oczekując odpowiedzi-pójdziecie z nami.

 

Mężczyźni otoczyli ich. Chłopcy nie mieli siły uciekać, ani się bronić.

 

-Jeśli użyjesz swoich egzorskich sztuczek skręcę twojemu bratu łeb, po egzorskim pomiocie nikt nie będzie płakać– ostrzegł rycerz potrząsając Amadem i zakładając Alinewowi pęta na ręce. Sznur boleśnie ranił przeguby.

 

Żółtymi ślepiami przyglądała się temu szara sowa, jednak doszła do wniosku, że nie jest w stanie pomóc ludzkim pisklętom. Zamachała skrzydłami i odleciała.

 

 

 

VIII

 

Zgodnie z dekretem książęcym, szóstego roku panowania Króla Groralta Friddiego Dorita III Hustlarta z rodu Friderigów, winnnych zniszczenia mienia lub ziemi należącej do persony stanu rycerskiego skazuje się na śmierć przez powieszenie. Z racji tego dekretu za zniszczenie ziemi, zwanej Cichymi Polami, należącej do Barona Kiorta von Finderbar herbu Trójkoń, Alinew, syn Zorria, zostaje skazany na śmierć przez powieszenie. Ze względu na młody wiek wspólnika i brata powyżej wymienionego zbrodniarza, oraz dzięki ojcowskiemu sercu Barona Kiorta von Finderbar herbu Trójkoń, który uważa, że z tak młodego serca zło i występek można łatwo wyplenić, Amad syn Zorria zostanie na dworze, jako niewolnik , a po osiągnięciu dorosłości przez wyżej wymienionego, Baron Kiort von Finderbar, zdecyduje o jego dalszym losie.

 

Kiort von Findenbar

 

 

Koniec

Komentarze

Początek nie zachęca do dalszego czytania i nie wiem czy przebrnę

Moje odczucia są przeciwne. Właśnie początek zachęca, ale od momentu rozpoczęcia rozmowy przez braci, jest niestety gorzej. Akcja na Cichych Polach za bardzo rozwlekła, zakończeni raczej niezbyt jasne. Dlaczego chłopak zostaje skazany? W końcu zlikwidował potwora. Hm pewnie coś mi umknęło.

Są jeszcze błędy zwłaszcza w zapisie dialogów. Warto zajrzeć tu: http://www.fantastyka.pl/10,4550.html

Zaczęło się obiecująco, ale – tu zgadzam się z homarem ciąg dalszy jest rozwlekły i przewidywalny. Mnie również zastanawia, dlaczego chłopców pojmano, a starszego skazano na śmierć przez powieszenie.

 

„…że gdy tylko odwróci głowę, coś stamtąd po wypełznie.” – Zbędne „po”.

 

„Musi cos wymyślić.” – Musi coś wymyślić.

 

„Rzucam klątwę- nie przerywał chłopiec- na was, wasz dom, rodzinę.” – …wasze domy, rodziny. Wszak nie mieli chyba jednego, wspólnego domu, nie tworzyli jednej rodziny.

„…wasze pole, oborę, stajnię- chłopiec nie przerywał litanii…” - …wasze pola, obory, stajnie… Uzasadnienie jak wyżej.   

 

„Nie mogę uwierzyć, że te głupole nabrały się na sztuczkę…” – na sztuczkę…

 

„Noc na Cichych Polach to niezapomniane przeżycie, zwłaszcza, że żaden człowiek nie doczekał końca.” – Z tego co napisałeś, wszyscy ludzie doczekali końca na Cichych Polach, albowiem wszyscy umarli.

Pewnie miało być: …zwłaszcza, że żaden człowiek nie doczekał jej końca… Jej, czyli nocy.

 

„…zrobił krok w jej stronę i zatrzymał się w pół ruchu.” - …zrobił krok w jej stronę i zatrzymał się wpół ruchu.

 

„…z każdym oddechem wdzierała się do gardła i lepkimi palcami oblepiała jego płuca.” – Powtórzenie.

Może: …z każdym oddechem wdzierała się do gardła i mazistymi palcami oblepiała jego płuca.

 

„Alinew. Synku jak dobrze, że cię znalazłam…” – …że cię znalazłem… Ojciec nie zmienił płci, nawet jeśli był upiorem.

 

„…oczy Alinewa urosły do wielkości spodków od kawy.” – Do kawy używa się filiżanek. Spodek, mały talerzyk, jest podstawką filiżanki. Określenie „od kawy”, opuściłabym.   

 

co masz na szyi. którą ściskasz…”, co masz na szyi. , którą ściskasz…

 

„Jego włosy zmieniły kolor na zgniło zielony…” – Jego włosy zmieniły kolor na zgniłozielony

 

„Chłopiec potknął się o ciemny kształt leżący na ziemi, runął w dół” – Masło maślane. Wszak nie można runąć w górę.

 

Niedane im było zawędrować daleko.”Nie dane im było zawędrować daleko.


winnnych zniszczenia mienia” – Jedno „n” za dużo.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za krytyke. Poprawie się w przyszłości.

Dużo pracy przed Tobą - tekst napisany słabo. Zakończenie jest niejasne i mało logiczne.

 

Pozdrawiam.

była porośnięta wysoką trawą, a właściwie nie trawą, ale czymś trawo-podobnym, wyschniętym i poskręcanym. --- skoro to jednak nie była trawa, o czym narrator wie, to po co pisze, że była. W ten sposób ewentualnie może prawić bohater.
Byli oni znani jako miejscowi pijacy, których nigdy nie spotyka się w stanie trzeźwości. --- byli znani z tego, że nigdy nie trzeźwieli. Po co udziwniać.

itepe, itede. Zgadzam się z Eferelinem.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka