- Opowiadanie: Artrea - Przygody Nanirii z Vertdell rozdział IV

Przygody Nanirii z Vertdell rozdział IV

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Przygody Nanirii z Vertdell rozdział IV

Pole kukurydzy… Ślicznie. Będzie zabawa. Nie dość, że leje jak z cebra to na dodatek to przeklęte pole kukurydzy przywołało wspomnienia z Vertdell. Nani starała się je odrzucić, ale one wciąż i wciąż powracały. Nie wejdę tam – powtarzała sobie. Nie wejdę, nie ma mowy. Zatrzymała się przed początkiem plantacji i stała, jak ta ostatnia sierota, główkując nad wymówką. Ale Blaz zrozumie. W końcu on też był wtedy, gdy zaatakowała nas Rachel. Na wspomnienie homo driady, mięśnie Nani naprężyły się. Jeżeli ją jeszcze kiedykolwiek zobaczę, ostatnie, co ujrzy, będzie klinga mojego miecza lub strzała, lecąca ku niej i przeszywająca jej głowę na wylot. Czekała na towarzysza, rozmyślając o rzeczach, jakie mogą ich spotkać w tym gąszczu wyrośniętych, żółtych warzyw. Albo jakieś zwierzę nas zaatakuje, albo strzały przeszyją powietrze, wbijając się w nasze klatki piersiowe… lub miecze przebiją nasze serca, nim zdążymy się zorientować. Najgorsze byłyby strzały. Szybkie, ciche i zabójcze. Jak wampiry. Ale, niestety, los tak chciał i Nani jest pół człowiekiem, pół wampirem i nie odziedziczyła szybkości po matce. Jedynie samoregenerajcę, która też nie zawsze zdaje egzamin.

 

Boisz się czegoś, Nani? – myśl telepatyczna, wysłana przez Blazeara nadciągnęła, niczym grom z nieba.

 

Może trochę – odpowiedziała mu dziewczyna.

 

Dotyk dłoni przyjaciela na jej ramieniu sprawił, iż zalała ją fala niemożliwej do opisania ulgi. Dobrze, że tu jest. Obejrzała się za siebie i uśmiechnęła do Blaza. On odwzajemnił ten uroczy gest i wszedł w plantację, niczego się nie obawiając.

 

Moim zadaniem jest cię chronić. – Kolejna myśl, przesłana telepatycznie.

 

Jesteś moim towarzyszem, lecz także przyjacielem. To zadanie jest wymagane z obu stron.

 

Ruszyła za nim. Usłyszała cichy chichot przed sobą. Zatoczyła oczyma i założyła kaptur na głowę. Ta pogoda mnie dobija. Pogwizdywała co chwilę, by Nerio nie zostawał za bardzo z tyłu. Wilk był niesamowicie ciekawski, ale zarazem z lekka tchórzliwy, więc gdyby coś mu nie podpasowało w krajobrazie, albo żuciłby się na to, albo uciekł z podkulonym ogonem.

 

Szła, potykając się co chwila o nierówności, za Blazem, starając się ze wszystkich sił nie stracić go z oczu, jednak on tak szybko się poruszał, że nie nadążała za nim. On chyba też chce się stąd jak najszybciej wynieść. Nie chciała go wołać, gdyż obawiała się, iż coś lub ktoś może ją usłyszeć, tak więc zdała się na telepatię.

 

Pędzisz, jakbyś coś cię zainteresowało. Zwolnij odrobinę!

 

Jednak odpowiedź nie nadeszła. Dziwne.

 

Możesz zwolnić? – spróbowała raz jeszcze, lecz tym razem było tak samo. Cisza.

 

Sięgnęła po łuk. Wyciągnęła strzałę z kołczana i nałożyła ją na cięciwę. Zatrzymała się. Nad jej głową rozległ się błysk, a zaraz po tym grzmot. Nie zapowiadało się na krótką burzę. Rozejrzała się uważnie, mając nadzieję, że Blazowi nic się nie stało.

 

Kolejny błysk i kolejny grzmot. Jest coraz gorzej.

 

Miała zachwostkę, czy krzyczeć za towarzyszem, czy nie. Z jednej strony nie chciała tego robić, ale z drugiej bała się o niego. Czemu nie odpowiada na sygnały telepatyczne?

 

– Blaz! – wykrzyknęła, mając nadzieję, że nikt nagle nie wyskoczy spomiędzy kukurydzy.

 

Pożałowała tej decyzji. Och, jak bardzo!

 

Zaraz od prawej strony zalała ją ściana strzał. Jedynym sposobem, by uchronić się przed śmiercią, było wytworzenie ognistej kopuły wokół siebie, która sprawi, że strzały spalą się, nim zdążą dotrzeć do jej ciała. Tak zrobiła. Poczuła przyjemne ciepło, gdy otaczał ją ogień, jednakże to nie był koniec. Kopuła zniknęła, gdy weń uderzył piorun o takiej sile, że bez przeszkód powaliłby nawet Smoka Życia i Śmierci. Nanirię odrzuciło w głąb plantacji, a kiedy wylądowała na plecach, ledwie widziała otoczenie. Obraz miała rozmazany, a w uszach ciągle jej dudniło od uderzenia błyskawicy. Jakieś zniekształcone głosy, tupot nóg, rżenie koni. I ciemność.

 

 

Koniec

Komentarze

Nie wydaje mi się, żeby dobrym pomysłem było wrzucanie kolejnych części opowiadania w kilkugodzinnych odstępach. Od wczoraj, od godziny 14.24, raczysz nas swoim piątym tekstem. W dodatku kolejne części Twojego dziełka są bardzo krótkie. Kończą się, nim cokolwiek zaczyna się dziać.

Wolałabym czytać dłuższe fragmenty, ale co trzy, cztery dni. Twoje, wybacz, dość nachalne, prezentowanie własnej twórczości, może mieć skutek wręcz odwrotny od zamierzonego. Miast zachęcać – zniechęci.  

Uprzejmie proszę o chwilę wytchnienia, bo przestaje nadążać.  

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oczywiście ;)

Rzeczywiście się zapędziłam, przepraszam.

Kopuła zniknęła, gdy weń uderzył piorun (...).   --->jauć! Aż zabolało...   

Gdy weń uderzył piorun, kopuł zniknął.  

Gdy uderzył w nią piorun, kopuła zniknęła.  

Pytanie: która wersja jest poprawna?

Krótkie te fragmenty- łatwiej przeczytać, ale trudniej zorientować się o co kaman. Coś za coś. 

„Szła, potykając się co chwila o nierówności, za Blazem, starając się ze wszystkich sił nie stracić go z oczu, jednak on tak szybko się poruszał, że nie nadążała za nim.” - to zdanie wyszło jakoś koślawie, chaos jakiś.

Adam - ta druga, oczywiście...

To dlaczego napisałaś, jak napisałaś, hę?

Napisałam tak, gdyż nie zdawałam sobie sprawy, jak poprawnie pisać takie sformułowania

Rodzaj musi się zgadzać. Kopuła - rodzaj żeński = ona, więc w kogo, w co uderzył piorun -> w nią, w kopułę.

Mimo, że to czwarty rozdziałek, nie umiem nadal nic powiedzieć o Twoim opowiadaniu, albowiem bohaterowie idą, idą, idą… – do tej pory nie wiem dokąd. Czasem śpią. Coś ich spotyka, ale nie wiem co, ani dlaczego. W trzeciej cząstce coś się „zaczęło”, ale nie razie jest cisza. Teraz pole kukurydzy okraszone znakiem zapytania – co dalej? Mam nadzieję, że za kilka dni przedstawisz jakiś obszerniejszy fragment, i nareszcie coś zacznie się dziać.

 

…spotkać w tym gąszczu wyrośniętych, żółtych warzyw. – Kukurydza nie jest warzywem. Jest zbożem.

 

Jedynie samoregenerajcę, która też nie zawsze zdaje egzamin. – …samoregenerację

 

…uśmiechnęła do Blaza. On odwzajemnił ten uroczy gest– Uśmiech nie jest gestem. Gest to ruch ręki podkreślający to co mówimy.  

 

…i wszedł w plantację… – …i wszedł na plantację 

 

Jesteś moim towarzyszem, lecz także przyjacielem. To zadanie jest wymagane z obu stron.Drugie zdanie napisałabym: To zadanie jest wymagane od nas obojga.  

 

…więc gdyby coś mu nie podpasowało w krajobrazie, albo żuciłby się na to… – Ja napisałabym: …więc gdyby zauważył coś niepokojącego w krajobrazie, albo rzuciłby się na to…

 

Pędzisz, jakbyś coś cię zainteresowało. – …jakby 

 

Miała zachwostkę, czy krzyczeć za towarzyszem, czy nie. – Miała zagwozdkę… Nie mogła krzyczeć przed towarzyszem, skoro znajdowała się za nim.

Ja napisałabym: Miała obiekcje, czy krzyczeć do towarzysza, czy nie.

 

Zaraz od prawej strony zalała ją ściana strzał. – Ściana to płaszczyzna pionowa, nie przypuszczam by strzały leciały w jej stronę w takie formie. Strzały raczej zasypują, nie zalewają.

Ja napisałabym: Nagle, z prawej strony zasypała ją chmura strzał.

 

…było wytworzenie ognistej kopuły wokół siebie, która sprawi… – Ja napisałabym: …było wytworzenie wokół siebie ognistej kopuły, która sprawi

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy już zrobiła łapankę. Tekst napisany na szybko i bardzo słabo.

 

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka