
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Nani, poczekaj! – wołała Rosa, próbując dogonić siostrę. – Dokąd biegniesz?!
– Chcę ci coś pokazać! – krzyknęła przez ramię dziewczynka.
Zwolniła, by siostra mogła chwilę odsapnąć. Jej rude włosy były potargane, a piegowata twarz czerwona, jednak Nani dostrzegła uśmiech na jej ustach. Ruszyła powoli, a rudowłosa ciągnęła się za nią, pytając co chwilę, jakież to cuda ma pokazać jej Nani.
– Cierpliwości, zobaczysz. – Dziewczynka była wyraźnie przejęta. Ściszyła głos, podchodząc do krzaków. – Teraz bądź cicho i nie uciekaj z wrzaskiem.
Rosa skinęła głową. Będzie krzyczeć, wiem to, nie zamknie się, gdy to zobaczy – pomyślała Nani, rozchylając krzaki. Rudowłosa pisnęła cicho i zakryła usta małą dłonią. Przed nimi ukazała się wielka polana, gdzie niemalże na środku leżała wilczyca, karmiąc swoje młode. Małe wilczki były najróżniejszych maści, takie mieszanki brązu, bieli, czerni i szarości, biegające, albo pożywiające się mlekiem matki. Rosa nie posiadała się ze szczęścia. Mimo iż buzię miała zakrytą, widać było, że uśmiecha się od ucha do ucha. A jednak nie wrzeszczała. Coś nowego.
– Znalazłam je dwa dni temu – szepnęła Nani do siostry.
– Są… cudowne. Niewiarygodne. – Mała miała banana na ustach.
Nani uśmiechnęła się. Po raz pierwszy coś w końcu połączyło obie dziewczynki, nie licząc więzów krwi.
Czuła dotyk na ramieniu. Rosa, odczep się. Ale szturchanie stawało się coraz bardziej natarczywe. Czy ta dziewczynka kiedykolwiek zostawia ludzi w spokoju?
– Nani. – Głos nie należał do Rosy. Był niższy i lekko zachrypnięty. – Nani, obudź się.
Otworzyła oczy. Jej wzrok padł na twarz Blazeara. Rozejrzała się. Siedziała pod drzewem, z torbą na kolanach. Promienie wysoko stojącego słońca przedzierały się przez korony drzew i padały na leśną ściółkę. Po najwyższych gałęziach skakały wiewiórki z puszystymi kitami, a ptaki ćwierkały wesoło, latając tu i ówdzie. Naniria westchnęła głęboko. To był tylko sen. Wspomnienie. Jednak było ono jednym z lepszych, jakie pamiętała z czasów, gdy mieszkała w Vertdell. Nagle, przez ułamek sekundy, zatęskniła za siostrą. Za tą małą, rudowłosą dziewczynką z mnóstwem piegów na nosie i wielkim uśmiechem na ustach.
– Co się stało? – spytała, rozglądając się.
– Zasnęłaś – odpowiedział Blazear, kucając przed nią. – Ledwie ugryzłaś jabłko i odleciałaś do krainy snów.
Dobrych snów.
– Szliśmy pół dnia, od świtu do… Straciłam rachubę czasu.
– Już niedługo będzie wieczór. Idziemy, czy zostajemy?
Zastanowiła się. Spanie w środku lasu jest zbyt ryzykowne, nie widać prawie niczego, poza najbliższymi drzewami i czubkiem własnego nosa, a w tych okolicach jest pełno krwiożerczych stworzeń. Zaś pozostając cały czas w ruchu są większe szanse na odparcie ataku.
– Idziemy – zadecydowała, podnosząc się. Chwyciła leżący obok niej łuk i kołczan strzał.
Blaz mruknął pod nosem coś niezrozumiałego. Z tonu jego głosu wynikało, iż było to pytanie.
– Co? – Naniria spojrzała na towarzysza.
– Gdzie twój miecz? Sądziłem, że wolisz broń białą od łuków. Mówiłaś, że broń ta jest dla tchórzy.
– Straciłam miecz podczas ucieczki spod Renollyn – przyznała niechętnie.
– Ano, teraz pamiętam. Łaziłaś po polu bitwy jeszcze długo po jej zakończeniu.
Rozejrzała się od niechcenia.
– Gdzie Nerio? – spytała, zmieniając temat.
Blazear także się rozejrzał. Gdzie on znowu zniknął? Wątpliwe, by podążył za zwierzyną, nie umie polować.
– Jest! – wykrzyknął Blaz, wyrywając Nani z rozmyślań.
Podbiegła do towarzysza, wskazującego odległe krzaki. To chyba nie jest Nerio. Coś jest nie tak. Do jej uszu doszedł żałosny skowyt, a następnie z krzaków wyskoczył wilk z zakrwawionym bokiem.
– Nerio! – krzyknęła Nani, rzucając się na pomoc zwierzęciu.
Szybko wzięła go na ręce, na szczęście nie ważył dużo, i wróciła do Blazeara.
– Musimy uciekać, nie mam pojęcia, co to było, ale może wrócić.
– O tym samym pomyślałem.
Blazear wyciągnął miecz i rozejrzał się uważnie.
– Weź moją torbę, ja zajmę się wilkiem, nie jest ciężki.
Blaz wykonał polecenie, chwycił torbę i ruszył za nią, krocząc ścieżką wydeptaną przez leśne zwierzęta. Nani zostawiała za sobą krwawe ślady, źródłem których była obszerna rana na łopatce Neria. Jej bluza doszczętnie przesiąkła krwią czworonożnego przyjaciela. Ten żałośnie skamlał, co powodowało, iż echo niosące się przez las pobrzmiewało, niczym zawodzenie bogów. Nani starała się uspokoić przerażone zwierzę, choć wiedziała, że na nic jej wysiłki, mimo to próbowała.
Trzymaj się – myślała, omijając drzewa.
Wilk ucichł, kładąc łeb na jej przedramieniu. Nie jest dobrze, musimy się zatrzymać.
Tak zrobiła. Uklękła i położyła Nerio na ziemi. Po chwili zjawił się Blazear z dyndającą w ręku torbą Nanirii. Dziewczyna wyciągnęła rękę po swoją własność, a kiedy Blaz podał jej torbę, zaczęła w niej grzebać, szukając opatrunków. Ziemia była twarda i zimna, lecz nie mogła ryzykować niesienia wilka przez las, gdy ten się wykrwawiał.
– Będzie dobrze, wyjdziesz z tego – mówiła raz za razem, opatrując ranę przyjaciela.
– Pospiesz się, to coś zaraz nas zje. – Blaz uklęknął przy niej i przytrzymał łeb wilka, by się nie ruszał.
– Robię, co mogę, a jeśli masz lepszy pomysł to się nim podziel – warknęła Nani, tamując krew.
Blazear ruchem ręki nakazał dziewczynie się cofnąć. Zabrawszy bandaże, przyłożył dłoń do rany Neria i zamknął oczy. Co on chce zrobić? Czas stanął w miejscu, jakby nie miał najmniejszego znaczenia. Zaległa martwa cisza. Żadnego wiatru, żadnego szumu drzew, żadnego odgłosu. Nic. Pustka, jak w próżni.
I światło. Oślepiające światło, które wypełniło całą tę próżnię. Wszystko powróciło do życia. Wiatr, latające ptaki, kołyszące się drzewa, trawa i szyszki. Natura znów ożyła.
Nani zamrugała kilka razy.
– Co widziałaś? – spytał Blazear słabym głosem.
Nani przeniosła wzrok na wilka i wytrzeszczyła oczy. Rana zniknęła. Ale jak?
– Co…? – Nie potrafiła nic powiedzieć.
– Odpowiedz na pytanie – powiedział spokojnie jej towarzysz, opierając się plecami o pień drzewa.
– N-nic… Nic nie widziałam… – odpowiedziała drżącym głosem. – Nic. Jakby świat nie istniał.
Blazear odetchnął z ulgą. Co się, do cholery, stało? Śnię na jawie.
– Dlaczego pytasz, co widziałam? – zapytała, głaszcząc wilka w miejscu, gdzie przed chwilą była rozległa rana.
– Daj mi odsapnąć – zaśmiał się cicho. – Wiesz, że potrafię odbierać moce, prawda? – Nani skinęła głową. – Podczas pojedynku z Gladavirem musiałem go dotknąć, gdy się regenerował. Poczułem ból, więc na pewno przejąłem część jego mocy. Teraz to wykorzystałem.
– Ale nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie – sprecyzowała Nani.
– Oto odpowiedź: spytałem, gdyż uleczanie poprzez moc Smoka Życia i Śmierci wymaga… skupienia. A ta pustka, którą widziałaś, miała oznaczać, iż nic nie zakłóciło regeneracji organizmu Neria.
– No tak. Teraz rozumiem. Chociaż… – Ściągnęła brwi, zastanawiając się przez moment. – Jesteś Smokiem Podziemi… I masz umiejętność, dzięki której odbierasz moce innym. Czy to… możliwe? Smok Podziemi? A może nim nie jesteś? Może jesteś Smokiem… Światła albo nawet Smokiem Życia i Śmierci?
– Nie. Na pewno jestem Smokiem Podziemi – oznajmił stanowczo. – Jak ci już wiadomo, ziemia przyjmuje na siebie wszystkie wyładowania w postaci błyskawic. – Nani ponownie skinęła głową. – Na takiej zasadzie działa umiejętność odbierania innym mocy. Przejmujemy na siebie energię innych, która następnie płynie w naszych organizmach. – Dziewczyna słuchała z wyraźnym zaciekawieniem. – Tak więc nazwa "Smoki Podziemi" jest adekwatna do tego, co umieją smoki tej rasy.
No przecież mogłam to sobie skojarzyć! – skarciła się w myślach Nani.
– No tak. Mój błąd. Źle wyciągnęłam wnioski – przyznała.
– Nie szkodzi. Każdemu mogło się zdarzyć. Jesteś tylko człowiekiem. – Blaz posłał jej serdeczny uśmiech.
– Połową człowieka – poprawiła go,
– Ach, tak. Twoja matka jest wampirem.
– Powstała z tego zabójcza mieszanka – zachichotała.
– Jesteś zupełnym przeciwieństwem swojej siostry.
– Gdyby ktoś powiedział, że ja i Rosa jesteśmy do siebie podobne, wyśmiałabym go. Mamy odmienne charaktery i wygląd. No, może poza oczami, te odziedziczyłyśmy po mamie.
Ale reszta zupełnie różna.
– Zdążyłem zauważyć.
Ponownie pogłaskała wilka po łopatce.
– Zwijajmy się. Nie mam zamiaru zostać kolacją dla tego czegoś, cokolwiek to jest, co zraniło Nerio – oznajmiła Nani, wstając.
Blaz także się podniósł. Nerio poderwał się, zamerdał ogonem i ruszył truchtem ścieżką. Nani założyła torbę na ramię i podążyła śladem wilka. Oby nikt nie zechciał nam zrobić niespodzianki, zjawiając się na naszej drodze, bo marny jego los.
Dziewczyna wyciągnęła rękę swoją własność, on jej ją wręczył, a ta zaczęła weń grzebać, szukając jakiegokolwiek opatrunku. ---> ło jeżu, on jej ją, weń zamiast w niej... Artreo, nie dręcz czytelników! :-) >> Dziewczyna wyciągnęła rękę po swoją własność (niech już tak zostanie...), a kiedy Blaz podał jej torbę, zaczęła w niej grzebać, szukając opatrunków. <<
Po chwili zjawił się Blazear z dyndającą w jego ręku torbą Nanirii. ---> a w czyim ręku, jak nie Blaza, miała znajdować się torba? Nadzaimkoza nadopisywacka... >> Po chwili zjawił się Blazear z troba Nanirii w ręce. << A tak "we w ogóle" to dżentelmen z niego, jak z koziej d*** trąbka. Kto powinien taszczyć wilczka, hę?
No Blazear, ale Nani to twarda sztuka, sama chciała ponieść czworonożnego przyjaciela.
Domyślam się, że nie popełniasz literówek specjalnie. Wiem, że trudno zauważyć je we własnym tekście, dlatego pozwoliłam sobie na ich wytknięcie. Teraz pędzę do trzeciej części, by nie zdążyło dopaść mnie to, co skrzywdziło Neria.
Przed nimi ukazała się wielka polana, gdzie niemalże na środku leżała wilczyca, karmiąc swoje młode. – Wydaje mi się, że żadna samica nie będzie karmić swoich młodych na otwartej przestrzeni. Raczej poszuka zacisznych zarośli, skryje się przed ewentualnym zagrożeniem.
Słońce wisiało wysoko nad lasem, przedzierając się przez korony drzew i padając na leśną ściółkę. – Czy słońce jednocześnie wisiało wysoko, przedzierało się przez korony i padało na ściółkę? ;-)
Ja napisałabym: Promienie wysoko stojącego słońca przedzierały się przez korony drzew i padały na leśną ściółkę.
Rozejrzała sie od niechcenia. – Rozejrzała się od niechcenia.
Do jej uszu doszedł donośny skowyt… – Nie podoba mi się donośny skowyt. Cierpiące zwierzę chyba nie ma siły, by wydawać donośne odgłosy. Ja napisałabym: Do jej uszu doszedł żałosny skowyt…
…ja zajmę sie wilkiem… – …ja zajmę się wilkiem…
Dziewczyna wyciągnęła rękę swoją własność, Dziewczyna wyciągnęła rękę po swoją własność, a kiedy Blaz podał jej torbę, zaczęła w niej grzebać, szukając opatrunków. – Pierwsza dziewczyna wyciągają rękę po swoja własność, to oczywiście pomyłka.
…gdy ten sie wykrwawiał. – …gdy ten się wykrwawiał.
…by sie nie ruszał. – …by się nie ruszał.
…nakazał dziewczynie sie cofnąć. – …nakazał dziewczynie się cofnąć.
Oto odpowiedź: spytałem się, gdyż… – Blazear pytał nie siebie, lecz Nani.
Ja napisałabym: Oto odpowiedź: spytałem, gdyż…
…zastanawiając sie przez moment. – …zastanawiając się przez moment.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.