- Opowiadanie: Artrea - Przygody Nanirii z Vertdell (tytuł zastępczy) rozdział I

Przygody Nanirii z Vertdell (tytuł zastępczy) rozdział I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Przygody Nanirii z Vertdell (tytuł zastępczy) rozdział I

Nocne niebo o barwie nieskaziltelnie ciemnego granatu, usiane było małymi, lśniącymi punkcikami, którymi marynarze kierowali sie na morzu. Teraz jednak spoglądały na nie zielone, bystre oczy kasztanowowłosej dziewczyny, leżącej na wznak na trawie mokrej od rosy.

 

Polana była miejscem wprost wymarzonym na odpoczynek. Osłonięta od wiatru przez buki, dęby i kasztanowce, pełna krzaków malin i jeżyn, godna była nazwania azylem, oazą, niemal świątynią spokoju i harmonii, do której wstęp mieli tylko wtajemniczeni, żyjący w zgodzie z przyrodą i jej prawami. Gdzieniegdzie można było zauważyć zarysy zajęcy i jeleni, spacerujących w poszukiwaniu jedzenia. Panowała tu całkowita cisza. Nie licząc chrapania ogromnego czarno-szafirowego smoka, śpiącego wśród drzew, kilka stóp za zielonooką. Jedyne, czego się bała, to to, że chrapaniem wystraszy całą zwierzynę. Jej by to nie przeszkadzało, nie je mięsa, brzydzi się zabijania niewinnych istot, jednakże dla jej towarzysza zające i sarny stanowią pożywienie. Najwyżej przejdzie na wegetarianizm – pomyślała, lekko rozbawiona.

 

Zamknęła oczy, rozkoszując się błogim spokojem, wsłuchując się w szum drzew. Zawsze jej się wydawało, że w ten sposób ogromne, liściaste rośliny porozumiewają się ze sobą, a gdy nie ma wiatru komunikują się poprzez korzenie. Krąży wiele legend na temat życia drzew. Jedni mówią, że niegdyś były to potężne istoty, pasterze lasów. Drudzy opowiadają o przemianach drzew w ludzi, podczas pełni księżyca. Ciekawe ile rzeczy z tych bajek jest prawdą? Każda legenda ma w sobie ziarnko prawdy, lecz trudno je znaleźć pośród wielkiego gruzowiska fikcji.

 

Do jej uszu doszedł delikatny śpiew ptaków, gdzieś z oddali. Niedługo świt. Podparła się łokciami. Bluza całkowicie jej przemokła, czuła chłód, chociaż nie tak duży, by miała się trząść.

 

Szarozielona poświata dość szybko pojawiła się na niebie, prześwitując między liśćmi drzew. To był znak dla dziewczyny, że pora wypoczynku dobiegła końca. Dźwignęła się na nogi. Przez moment świat zawirował wokół niej, jednak był to tylko efekt gwałtownego podniesienia się. Zerknęła na smoka. Jego grzbiet zdawał się świecić, gdy promienie wschodzącego słońca padły na kolce stworzenia. Dziewczyna odchrząknęła głośno, mając cichą nadzieję, że nie będzie zmuszona do wykorzystania gorszego rodzaju pobudki. Ale smok nie zareagował. Odchrząknęła jeszcze raz.

 

I znów żadnej reakcji.

 

Westchnęła, zrezygnowana.

 

Rozejrzała się.

 

Nagle przypomniała sobie, że nie ma jednego z dwóch towarzyszy. Gdzie podział się Nerio? – zastanawiała się, chodząc wzdłuż skraju lasu.

 

Gwizdnęła.

 

Drugi raz.

 

Dopiero za trzecim razem usłyszała szmer w jeżynach. Zmrużyła oczy, by dostrzec białe plamy wśród ciemnych zarośli. Podeszła bliżej, pogwizdując co chwila. Po co się chowasz? I tak nikt cię tu nie zaatakuje. Chyba że boisz się sarny. Po upłynięciu chwili spostrzegła, że wpatrują się w nią dwa błyszczące punkty. W takim słabym świetle ledwo było je widać pośród czarnych owoców. Ona jednak znała bardzo dobrze te punkty. No i tu cię mam. Uśmiechnęła się delikatnie, gładząc puszyste futro wilka.

 

Nerio przeciągnął się i zamerdał ogonem. Nie był to typowy wilk. Biały z brązowymi plamami, większy od psa pasterskiego, z lśniącymi ciemnobrązowymi oczyma. Zachowaniem zupełnie nie przypominał wilka. Dwa lata temu, kiedy wyszedł z zielonooką na spacer, wystraszył się sarny, która ni stąd ni zowąd zjawiła się przed nimi. Dziewczyna sądziła wtedy, że Nerio pogoni za zwierzyną, lecz on zrobił w tył zwrot i rzucił się biegiem w przeciwnym kierunku. Kilka razy już mu się to zdarzyło.

 

Teraz szedł za dziewczyną, powarkując od czasu do czasu na przemykające tu i ówdzie zające.

 

Zielonooka zatrzymała się przed ogromnym łbem smoka. Jego nozdrza były na wysokości jej bioder. Dziewczyna pogłaskała go po chropowatej skórze, a ten westchnął ciężko, przewracając się na bok. Gorzej niż mój ojciec – pomyślała, patrząc na zamknięte oczy smoka.

 

– Blazear, pobudka. – Jej głos był cichy, acz stanowczy.

 

Żadnej reakcji.

 

Uniosła powiekę jego prawego oka i powtórzyła:

 

– Wstawaj, Śpiąca Królewno.

 

Opuściwszy powiekę podniesioną przez dziewczynę, Blazear z wielką niechęcią rozchylił ją z powrotem. Ech, to twoje poczucie humoru. Ile jeszcze razy nazwiesz mnie "Śpiącą Królewną", zanim ci się znudzi? – myśl telepatyczna Blaza była wyraźnie podkreślona znudzeniem. Po chwili jednak zignorował zielonooką, uparcie wpatrującą się w niego, i skulił się w kłębek. Duży kłębek, chowając łeb między potężne łapska.

 

– To nic ci nie da. Wstawaj.

 

Usłyszała gardłowe warknięcie, nie przejęła się tym. Poklepała go po grzebiecie, uważając, by nie nadziać się na jeden z kolców. Wiedziała, że niewiele to da, ale zawsze warto próbować.

 

Nerio położył się nieopodal, kładąc łeb na łapach i obserwował całą tę scenkę z bezpiecznej odległości. Dziewczyna szybko skapitulowała. Nawet gwizdanie na kawałku trawy nie wyrwało smoka ze snu. Usiadła na ziemi, opierając głowę o łuskowatą skórę towarzysza.

 

– A ty mógłbyś pomóc, zamiast leżeć i się gapić – skarciła zielonooka wilka.

 

Nerio wyprostował uszy i zamerdał ogonem. Nic nie rozumiesz – pomyślała. – Trzeba ruszać dalej!

 

Podniosła się i z całej siły naparła na cielsko smoka rękami. Co z tego, że waży jakieś półtorej tony! Co z tego, że przez łuski to stworzenie niemal nic nie czuje! Nie obchodziło jej nawet, że smok zdążył już zapaść w głęboki sen i ma gdzieś wszystko i wszystkich. No wstawaj!

 

– Blazear, rusz dupsko! – wysapała, dalej walcząc.

 

Smok pozostawał nieugięty, a na horyzoncie jaśniała już bladoróżowa łuna światła. I nic… Przeczesała długie włosy ręką, wydychając powietrze. Muszę znaleźć moją torbę. Obeszła Blazeara dookoła, lecz nie znalazła zguby.

 

– Nerio, widziałeś moją torbę? Była tu, ja wiem, że wiesz, gdzie ona jest. – Zatrzymała się przed wilkiem, opierając ręce na biodrach. Nerio położył łeb z powrotem na łapach.

 

– Nieważne, sama ją znajdę. – Odwróciła się i potarła dłonie. W powietrze wzniosła się kulka czystej energii, oświetlając teren na kilkanaście stóp przed dziewczyną. Uśmiechnęła się do siebie.

 

Torba leżała pod rozłożystym dębem, w płytkim dole, na niej leżał łuk i kołczan pełen strzał. Żwawym krokiem podeszła doń, chwyciła łuk i wyciągnęła z kołczana jedną ze strzał, po czym odwróciła się, celując w smoka. Jeśli to nie zadziała, to już nic nie poradzę. Wymierzyła w grzbiet stworzenia i wystrzeliła pocisk. Strzała odbiła się od skóry smoka, pękając na dwoje. Blazear poruszył się, na chwilę zastygł, by znów się ruszyć. Dziewczyna opuściła łuk, dumna z siebie, że zdołała obudzić tego śpiocha. Kiedy Blazear raczył otworzyć oczy, jego gniewne spojrzenie padło na zielonooką.

 

– Nie patrz tak na mnie. Dobrze wiesz, że zawsze wyruszamy o świcie. Ty zaś pewnie słyszysz tylko: "Bla, bla, bla" i błagasz w myślach, bym przestała już trajkotać.

 

Spojrzał na nią wzrokiem, mówiącym: "Nieprawda, nie myślę tak". Dziewczyna przewróciła oczami i spojrzała na szczątki strzały.

 

– Już czwartą tracę w takich okolicznościach. – Westchnęła. – Zjemy śniadanie i ruszamy w drogę. – Po tych słowach ominęła Blazeara i podeszła do torby. Założyła ją sobie na ramię, wzięła kołczan i wróciła do smoka i wilka. Uchyliła się przed ogonem Blazeara. Specjalnie to zrobił. Wyjęła z torby jabłko i ugryzła kawałek.

 

– Niestety, sam sobie upoluj żarcie. Gdybyś wstał wcześniej, nie byłoby tego problemu. – Żachnęła się, przechodząc obok smoka, śledzącego wzrokiem nadgryziony owoc w jej ręce. – Chyba że przechodzisz na wegetarianizm.

 

Potrząsnął głową i wstał, powalając dwa wielkie buki.

 

– Może byś się zmienił? – zapytała, biorąc kolejnego gryza. – Będzie ci wygodniej.

 

Smok posłał jej piorunujące spojrzenie, a ta pośpiesznie ugryzła jabłko po raz kolejny. Blazear na oczach dziewczyny zmienił swą postać, ze smoczej na ludzką. Na zielonookiej nie robiło to już wrażenia, lecz za pierwszym razem wrzasnęła, wystraszona. Teraz stała, jedząc jabłko i spoglądając na swego towarzysza ze stoickim spokojem. Miejsce smoka zajął dwudziestoparoletni blondyn, o szaroniebieskich oczach, posiadający dwuręczny miecz, który znajdował się na jego plecach. Był niezwykle umięśniony. Na sobie miał wams z wyhaftowanym błękitnym smokiem na szarym tle. Jasnobrązowe bryczesy idealnie kontrastowały ze skórzanymi butami, sięgającymi do połowy łydek.

 

– Lepiej? – zapytał zielonooką.

 

– Mnie nie pytaj. Chciałam, by było ci wygodniej polować. Zapewne powaliłbyś połowę lasu, zanim zdążyłbyś pochwycić zwierzynę.

 

Blaz warknął pod nosem, wyjął miecz z pochwy i ruszył w głąb lasu. O co on się tak wścieka? Chciałam tylko pomóc. Dokończyła jabłko, rzuciła za siebie ogryzek i czekała cierpliwie na powrót swego towarzysza. Nie trwało to długo, Blaz zjawił się cały i zdrowy, z nieżywym zającem w rękach.

 

– Będziesz jeść? – spytał, siadając naprzeciw niej.

 

– Nie, znasz moje nastawienie do mięsa. – Także usiadła. – Nie spiesz się.

 

Skrzywiła się, widząc jak jej towarzysz je zająca na surowo. Ohyda.

Koniec

Komentarze

Z ciekawosci wszedlem na Twoj profil. Piszesz same pierwsze rozdzialy? Moze wrzuc cos co ma poczatek i koniec? Bo ten i poprzedni tekst, ktory tu przeczytalem mowia mi tyle, ze nic nie mowia.Skonczylas szkole?

Nie, nie piszę samych pierwszych rozdziałów, mam tego więcej, nie chciałam wstawiać wszystkiego od razu po prostu.

Szkoły nie skończyłam, jeśli cię to tak bardzo interesuje -.-

     Z dwuręcznym mieczem bladym świtem w lesie polować na zająca? Dobre... Coś trzeba do tych paru zdań dodać.  Może w ludzkiej postaci smok szybkością znacznie przewyższaal  prędkość  strzały puszczonej z  łuku?  Wilk leżal w kępie jeżyn? Chyba bezkolcowych, ale w to trudne uwierzyć. 

     Jeżeli kreuje się jakiś świat, ten świat musi byc logiczny. Inaczej takie lapsusy wzbudzają ---przynajmniej --- lekki uśmiech rozbawienia, jeżeli nie coś więcej,  

No, cóż, chyba człowieko-smok może być mniej przeciętny od zwykłego człowieka?

A z tymi jeżynami to nie miały być jeżyny, tylko maliny, pomyliło mi się, zaraz to poprawię

     A to należalo zaznaczyć --- jednym, dwoma daniami przy końcu, że, na przyklad, w ludzkiej  postaci smok umie biegać szybciej niż jeleń, a wzrok ma bystrzejszy niż sowa w nocy... Gęsty las, wielkie drzewa, blady świt, mały zając --- bez sokolego wzroku i zwrotności rosomaka się nie obejdzie. I wtedy byłoby wszystko do strawienia przez czytelnika, nawet na surowo. 

Maliny nie mają kolców?  

Do poprawienia byłoby o wiele więcej, Artreo.  Chociażby ta plątanina z oazą, miejscem świętym...

Maliny kolców nie mają... przynajmniej te dzikie, mam je zaraz za płotem.

Mógłbyś się, Adamie, jaśniej wyrazić? Nie za bardzo rozumiem :)

Wszystkie różowate mają pędy pokryte kolcami. Jedne gęściej, drugie rzadziej, ale u nasad pędów bez wyjatków. Wilczysko pokłułoby się w nos...  

Polana była idealna na odpoczynek - osłonięta od wiatru przez buki, dęby i kasztanowce, pełna krzaków malin i jeżyn, sprawiała wrażenie azylu, miejsca, którego nie można tknąć, niczym świętego. To istna oaza spokoju i harmonii. 

Polana była --- w drugim zdaniu to (jest) oaza spokoju. Zgadzasz się, że "cóś" tu nie gra?  

Jeżeli miejsca nie można tknąć (cokolwiek to znaczy według Ciebie), niczym czegoś świętego, to mam pytanie: co na tej polanie robi Naniria ze swoim zwierzyńcem? Przepustkę od bogów dostała?  

>> Polana była miejscem wprost wymarzonym na wypoczynek. Osłonięta od wiatru przez buki, dęby i kasztanowce, pełna krzaków malin i jeżyn, godna była nazwania azylem, oazą, niemal świątynią spokoju i harmonii, do której wstęp mieli tylko wtajemniczeni, żyjący w zgodzie z przyrodą i jej prawami. << Może jakoś tak?

P.S. Tu też skończy się na pierwszym rozdziale?   :-)

Tak, zgadzam się, że "coś" jest nie tak. Zaraz to poprawię, a z tym opisem polany jeszcze coś wymyślę.

Nie, nie skończy się na jendym rozdziale, gdyż w przygotowaniu jest już 9 XD

Poprawione, ale jeszcze nie zatwierdziłam. Pytanie: jeszcze jakieś błędy? Może przecinki nie w tych miejscach co trzeba?

A chociażby Śpiąca Królewna zamiast Śpiącego Królewicza...  Na pewno znalazłbym więcej, gdybym czytał pod tym kątem. Ale czytałem, zaciekawiony treścią, i czytało mi się lekko, więc łapankę musiałbym robić specjalnie.

O! Jakże mi miło!

A to ze Śpiącą Królewną było specjalnie, Naniria ma bardzo ciekawe poczucie humoru, jakoś chciałam to podkreślić.

To jeszcze zlikwiduj spacje po obu stronach łącznika: czarno-szafirowy.  

Aha, poczucie humoru. OK, ale jeszcze bardziej "okejnie" się zrobi, jeśli Blazear zareaguje uwagą w stylu: Oj, to twoje poczucie humoru, ile razy jeszcze nazwiesz mnie królewną, zanim ci się znudzi... Widzisz, bez podszepnięcia, że o to chodzi, czytelnik ma pełne prawo pomyśleć, że zawiniło nie poczucie humoru Nanirii, ale Autorka się kropnęła.

Ach, rozumiem. Jednak smok za bardzo nie może powiedzieć w ludzkim języku... Jedynie za pomocą telepatii... O właśnie! Tak zrobię ;)

Rozumiem, że opowiadanie będzie zabawne. Czekam na ciąg dalszy.  

 

Nocne niebo o barwie nieskaziltelnie – …nieskazitelnie

 

…bystre oczy kasztanowo włosej dziewczyny… – …kasztanowowłosej dziewczyny

 

…dziewczyny, leżącej na wznak na trawie, mokrej od rosy. – Przecinek po trawie sprawia, że to dziewczyna jest mokra od rosy.

 

Gdzieniegdzie można było zauważyć zarysy zajęcy i jeleni, spacerujących w poszukiwaniu jedzenia. – Dlaczego tylko zarysy, a nie całe zwierzęta, lub choćby ich sylwetki? Zarys, to zaledwie kontur, szkic.

 

Podparła się na łokciach. – Ja napisałabym: Podparła się łokciami. Lub: Oparła się na łokciach.

 

Bluza całkowicie jej przemokła, było jej zimno… – Powtórzenie.

Proponuję: …czuła chłód

 

Nerio przeciągnął sie –  Nerio przeciągnął się

 

...przewracając sie na bok. – …przewracając się na bok.

 

Opuściwszy powiekę przez dziewczynę, Blazear z wielką niechęcią rozchylił ją z powrotem. – Czy dziewczyna sprawiła, że Blezear przez nią rozstał się z powieką, czyli opuścił ją? Co Blezear tak niechętnie znowu rozchylił – opuszczoną powiekę, czy dziewczynę? ;-)

Mniemam, że miało być: Opuściwszy powiekę podniesioną przez dziewczynę

 

Nawet gwizdanie na źdźble trawy nie wyrwało smoka ze snu. – Źdźbło trawy, to jej łodyga. Gwiżdże się na liściu trawy. Może dlatego smok nie obudził się. Myślę, że pisząc o źdźble, miałaś na myśli kawałeczek trawy.

 

Nerio wyprostował uszy, merdając ogonem. – Czy merdanie ogonem prostowało uszy?

 

Uśmiechnęła sie do siebie.Uśmiechnęła się do siebie.

 

Miejsce smoka zajął dwudziesto paruletni blondyn…Miejsce smoka zajął dwudziestoparoletni blondyn

 

Jasnobrązowe bryczesy idealnie kontrastowały ze skórzanymi butami do pół łydek. – Czy skórzane buty do pół łydek, to mniej więcej takie obuwie, jak skórzane buty do konnej jazdy? ;-)

Ja napisałabym: Jasnobrązowe bryczesy idealnie kontrastowały za skórzanymi butami, sięgającymi do połowy łydek.

 

…czekała cierpliwie na powrót jej towarzysza. – …czekała cierpliwie na powrót swego towarzysza. Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niekótre literówki, takie banalne, jak "sie", czy inne tego typu, wywołane zostały przez klawiaturę w netbooku

Dzięki za rady, poprawię ;)

A co do tych zarysów, to chodzi o to, iż ciemności powodowały, że ledwie co było widać te zwierzęta ;)

Wydaje mi się, że w nocy bardziej prawdopodobne jest usłyszenie żerującej zwierzyny, niż zauważenie jej zarysów. Jest to jednak Twoje opowiadanie. Ty najlepiej wiesz, co i jak działo się na leśnej polanie.

Nie chcę byś odniosła wrażenie, że wtrącam się do Twojego tekstu. Jeśli którąś z moich sugestii uznasz za zasadną i zechcesz z niej skorzystać, będzie mi miło, że pomogłam. Z całkowitym zrozumieniem przyjmę też Twoje postanowienie o pozostawieniu opowiadania w takim kształcie, jaki uznasz za najlepszy. Pozdrawiam i życzę sukcesów. :-)

 

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wykorzystałam Twoje rady, a jakże ;) Bardzo się przydały ^^

Co do "wtrącania się" to nic nie mam, jest okazja by ktoś sprawdził ten tekst i wytknął mi to, co do poprawienia, a na takie rzeczy jestem pozytywnie nastawiona.

Dziękuję, również życzę sukcesów

regulatorzy - drugi rozdział już jest jakby co ;)

Nowa Fantastyka