- Opowiadanie: zigger - Virtuoso

Virtuoso

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Virtuoso

Miasto szybko zmieniało się w gruzowisko, zasypując reszki cywilizacji jaka istniała na tej planecie. Nieliczne wieżowce, które dotychczas opierały się kataklizmowi, pod wpływem coraz mocniejszych wstrząsów zaczęły ospale chylić się ku ziemi, pokrywając ją deszczem odłamków i siejąc spustoszenie wśród innych naruszonych już i tak budowli. W oddali widać było zbliżające się tumany czarnego dymu, ciemności, która powoli zaczęła przykrywać obrzeża miasta. Niknące promienie słońca nie były w stanie jej powstrzymać, już nie, ponieważ słońce umierało wraz z całym światem. Ciemność pożerała wszystko na swojej drodze, pozostawiając za sobą jedynie pustkę i szwędające się wszędzie bez celu stwory rodem z najmroczniejszego koszmaru, dosłownie. Bezimienne miasto pozostawało jedyną, ostatnią już oznaką życia jakie kiedyś tutaj istniało. Również w oddali, w przestrzeni kosmicznej, również do słońca nieuchronnie zbliżały się czarne macki, czasem tylko cofając się odrobinę, gdy umierająca gwiazda wypuszczała coraz bledsze jęzory ognia, broniąc się ostatkiem sił przed pożarciem. W całej galaktyce było to jedyne miejsce, gdzie ciemność nie panowała jeszcze całkowicie, jednak gasnące coraz szybciej słońce świadczyło, że nie potrwa to już długo. Jedynym, żywym świadkiem końca świata pozostawała postać samotnie stojąca na dachu jednego z wieżowców, obecnie najwyższego budynku w mieście, który dopiero zaczynał się rozsypywać. Mężczyzna nie był ani młody, ani nawet stary, ale coś w jego wyglądzie wskazywało, że został złamany, że zgasła jedyna iskierka nadająca sens jego życiu, sprawiając, że przygarbiony i roztrzęsiony był ostatnim żyjącym ze swojej rasy, jednak tak samo martwym jak reszta planety. Mężczyzna ten właśnie teraz spoglądał na ginący w mroku świat, który kiedyś był dla niego domem.

– Ja to uczyniłem– zakrzyczał żałośnie i zamarł nagle pod wpływem wspomnień, w których jeszcze raz widział jak w mieście umierali pierwsi ludzie i w struchlały pył rozsypywała się potęga wspaniałego kiedyś miasta. Zachwiał się i gotów był skoczyć w dół, byle tylko pozbyć się poczucia winy i umrzeć wraz ze wszystkim co kiedyś kochał, a co zostało mu odebrane. Ostatni raz wzniósł oczy ku umierającemu słońcu i omiótł spojrzeniem ruiny swego świata. Nagle w oddali zobaczył niewyraźny zarys postaci, niknący i pojawiający się znów w czarnych oparach. Chwiejąc się, szła ona niepewnie w stronę odległego wzgórza, gdzie dawniej mieściła się wyspecjalizowana placówka naukowa. Nagle postać zatrzymała się i odwróciła, jakby wiedziała, że jest obserwowana. Na moment ich spojrzenia spotkały się i w tym samym momencie głowa mężczyzny eksplodowała nową falą bólu i wspomnień.

-To ona! Musi być… ale jak?…Przecież ona odeszła!…– Nagle mężczyzna zawył, tym razem z gniewu, gdyż wiedział, że został oszukany. Nie tylko zakpiono z niego i sprawiono, że przyczynił się do zagłady swojej planety, jego własnego świata i prawdopodobnie każdego innego w tym wymiarze. Z tym już się pogodził, wiedział bowiem, że to koniec i nic nie można poradzić. Rozpacz i poczucie winy kazały mu porzucić wszelkie bezsensowne próby ratunku, a jego ociemniały umysł do tej pory nakazywał mu jedynie zakończyć swoje życie i poddać się woli mroku rozlewającego się po mieście. Zasnąć i w końcu zapomnieć. Tylko o tym myślał i tego pragnął do tej chwili, jednak teraz, gdy zobaczył tę postać, tę jedyną nić łączącą go z dawnym życiem, poznał i zrozumiał, że to nie jest jeszcze koniec zniszczenia, że swoimi czynami naraził na śmierć tysiące a może i miliardy kolejnych istnień, które zamieszkiwały inne światy. To wszystko obudziło w nim nowe emocje, zupełnie inne niż rozpacz i zwątpienie. Narastający gniew szybko przełamał barierę smutku i odrętwienia, sprawiając, że nienaturalny mrok osnuwający duszę i umysł mężczyzny cofnął się poparzony furią, uwalniając tłumione do tej pory zmysły i przywracając logiczne myślenie. Początkowo mężczyzna był zaskoczony nagłą przemianą jaka zaszła w jego psychice i samopoczuciu. Zmiana ta była tak silna i niespodziewana, że przestraszony cofnął się z krawędzi dachu i potykając się, upadł rozbijając plecami jedną ze stojących na dachu baterii słonecznych, kalecząc sobie przy tym ręce. W porozwalanych wszędzie odłamkach i okruchach szkła dostrzegł twarz pooraną zmarszczkami i bliznami, twarz starca złamanego życiem, który nagle zaczął jakimś cudem przypominać mężczyznę w średnim wieku. Parodia ta patrzyła teraz na niego z domieszką niedowierzania i wyrzutu… zawodu jakiego doznał widząc jak łatwo po raz kolejny dał się oszukać i omamić, jak prosto dał sobą sterować. Szybko doprowadził się do porządku i powstał, po raz kolejny zaskoczony tym z jaką łatwością i szybkością poruszają się jego mięśnie. Tym razem stał już w pełni wyprostowany, przytomniej patrząc na to co działo się wokół niego. W odpowiedzi na to wszystko, mrok otulający miasto jakby zgęstniał i zaryczał potwornie. Nie zostało już wiele czasu i zarówno ciemność jak i człowiek wiedzieli o tym. Nie chodziło bowiem o sam fakt, że przy życiu pozostał ktoś inny, ale o to gdzie zmierzał. Placówka naukowa była bowiem miejscem gdzie oboje kiedyś pracowali. Mężczyzna badał i konstruował mechanizmy oraz urządzenia, które nie mieściły się w wyobraźni zwykłych ludzi, kobieta natomiast zajmowała się zdrowiem fizycznym i psychicznym pozostałych pracowników. Właśnie ta placówka badawcza była świadkiem narodzin końca świata i pośrednio przyczyną tego co dziś działo się ze światem. Ten widok miał być dla mężczyzny ostatnią drwiną, kopaniem już i tak leżącego i pozbawionego woli walki człowieka. Ta ostatnia katusza miała być karą za próby walki, opóźnienia tego co i tak było nieuniknione. Jak się okazało, był to błąd. W całej swojej pysze i próżności istota z którą miał do czynienia, która właśnie teraz niczym rak trawiła jego planetę nie przypuszczała, że ta ostatnia obelga może stać się zalążkiem buntu i przywrócić do życia to co miało pozostać martwe.

Rozumiejąc, że gra nie dobiegła jednak końca, mężczyzna spojrzał wyzywająco w ciemność i śmiało skoczył w przepaść…

***

…W laboratorium panowało niezwykłe podniecenie. Naukowcy wymieniali szybkie, krótkie uwagi, co jakiś czas rzucając nerwowe spojrzenia na monitory, na których było widać zupełnie nieznane wcześniej otoczenie. Rozciągały się tam czerwone bezkresne pustkowia, praktycznie zupełnie płaskie, jakby celowo wystawione na działanie niezwykle silnych promieni słonecznych. Obraz na ekranach nie oddawał w pełni gorąca jakie panowało na planecie, ani intensywności światła zdolnego wypalić ludzkie oczy w ułamku sekundy, bowiem po kilku pierwszych wypadkach, zostały one pokryte specjalnymi osłonami, posiadającymi najmocniejsze filtry, mimo to wielu naukowców z obawy przed niebezpieczeństwem, lub po prostu dla wygody, nosiło dodatkowo specjalne hełmy z wizjerami słonecznymi.

****

Przejście przez bramę pozostawiło uczucie nudności i dezorientacji. XXX potrzebował kilku minut by odzyskać panowanie nad swoim żołądkiem i umysłem. Teoretycznie był przygotowany na podobne działanie mogące wystąpić po przejściu bramy, jednak w praktyce nikt nigdy nie testował jego teorii, ani nawet nie próbował przeprowadzać specjalistycznych ćwiczeń przygotowujących do tego typu akcji. Na to wszystko było jeszcze za wcześnie, brama była dopiero prototypem i to on musiał ją przetestować pierwszy. Za długo już zwlekali i obserwowali zarówno zachowanie bramy, jej stabilność i anomalie, jak i warunki panujące na tej nieznanej planecie… W tym nieznanym wymiarze, poprawił się po chwili zastanowienia XXX. Z obserwacji wynikało, że ten świat, a przynajmniej ten jego fragment, który był poddany obserwacji, jest całkowicie martwy. Gdy poczuł, że pewniej stoi na nogach, mężczyzna zaczął rozglądać się po okolicy, licząc, że natrafi na jakieś oznaki życia, lub czegokolwiek interesującego co mogłoby się znajdować na tym opuszczonym przez bogów pustkowiu. Pomimo skafandra ochronnego i hełmu z kilkoma filtrami, nieznośne gorąco i natężenie światła, szybko dały o sobie znać w postaci problemów z oddychaniem i ograniczoną widocznością. Mierniki skafandra pokazywały, że temperatura okolicy stopniowo wzrasta i niedługo pokona poziom zabezpieczeń skafandra. Jedynym ratunkiem były albo powrót przez bramę, albo szybkie znalezienie kryjówki w tym niesprzyjającym klimacie.

– Temperatura jest tutaj nie do zniesienia. Założyliśmy… ż… że nie przekroczy stu jednostek, jednak dokładniejsze pomiary pokazują sto dwadzieścia i więcej– Mężczyzna głosowo notował swoje spostrzeżenia. Pot spływał obficie po jego twarzy, a ból głowy jakim zaczynało owocować przegrzanie organizmu, sprawiał, że trudno było mu się skupić na badaniach– W najbliższych rejonach nie widać żadnych śladów aktywności, ani jakich…kolwiek możliwych schronień– Tutaj zaczął rozglądać się na wszystkie strony– Wszędzie widzę jedynie te cholerne pustkowia, nie ma tutaj nawet żadnych większych skał… wszystko…jakby celowe…– Mężczyzna nagle urwał w połowie zdania i znów zaczął rozglądać się po okolicy, tym razem bardziej nerwowo, a włosy na całym ciele stanęły mu dęba.

Za Tobą…

– Już niedługo… jeszcze chwilaa…

-Podejdź…

-Jest tutaj ktoś?– Mężczyzna obracał się na wszystkie strony nie mogąc uchwycić kierunku z którego nadchodziły głosy– Wszystkie funkcje życiowe są w normie, jednak… wydaje mi się, że zaczynam doznawać jakiegoś udaru słonecznego. Wydaje mi się, że słyszę jakieś głosy, jednak sprawdziłem nagrania i są to tylko moje przywidzenia…– Mężczyzna po raz kolejny przewinął i przesłuchał całe nagranie-… Niedługo muszę wracać, systemy mojego skafandra powoli zaczynają się przegrzewać, zostało mi tylko kilkanaście minut zanim całkiem wszystko wysiądzie… jeszcze tylko ostatnie pomiary i…i… Ciemno, tam jest ciemno… życie… jeszcze chwila… tylko kilka kroków, tak– Nagle XXX odwrócił się i powoli zaczął iść w kierunku przeciwnym od bramy. Uszedł kilka metrów i nagle ocknął się z dziwnego otępienia. Chciał zawrócić, jednak zdezorientowany potknął się i upadł na kolana. Ostatnie co zobaczył, to osuwający się piasek i wyrwę jaka wytworzyła się w pustyni chcąc go pochłonąć. Zaraz po tym mężczyzna stracił przytomność.

***

Ludzie zebrani w laboratorium z zapartym tchem obserwowali jak po drugiej stronie bramy człowiek w skafandrze stawia pierwsze kroki w zupełnie nowym i obcym świecie, starając się odkryć jego tajemnice. Anomalie wytwarzane przez bramę uniemożliwiały jednak wszelki kontakt z badaczem, pozostawiając wyłącznie możliwość śledzenia jego ruchów przez taflę portalu. Podekscytowane głosy ucichły natychmiast, gdy zauważono, że XXX zaczął oddalać się od portalu dziwnie chwiejnym krokiem.

– Gdzie on do cholery idzie! Czy nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia!?– Zaczął się gorączkować dyrektor ośrodka– Tak nie można! Nie można tak łamać wszelkich zasad bezpieczeństwa!…– Jego piskliwy głos sięgał szczytów swoich możliwości.

-Zwróćcie uwagę jak on idzie, chyba coś mu się stało. patrzcie jak się zatacza!- Krzyknęła jakaś kobieta siedząca przed monitorem i obserwująca bramę.

-…To pogwałcenie wszystkich punktów regulaminu, to może nas kosztować miliony, jak on śmie tam narażać całą firmę!- Dyrektor kontynuował swoją tyradę, jednak nikt go zupełnie nie słuchał, bowiem każdy pracownik ośrodka śledził poczynania człowieka idącego przez pustkowia. Nagle wszyscy krzyknęli z przerażenia gdy mężczyzna wyraźnie się zachwiał i osunął na kolana, a po chwili zniknął, wpadając w jakąś dziurę. Gdy kurz opadł całkowicie, po mężczyźnie nie było najmniejszego śladu, w bramie znów było widać jedynie bezkresne, nienaturalnie równe pustkowia. Wszyscy z niedowierzaniem wpatrywali się w ekrany monitorów, gdy po chwili ktoś z obecnych na sali powiedział załamanym głosem– Niech ktoś zadzwoni do jego żony…-

***

Lecąc w dół mężczyzna widział coraz wyraźniej zbliżającą się ziemię. Przez chwilę znów przyszło mu do głowy by pozwolić swojemu ciału rozbić się o usłaną gruzem i wystającymi zbrojeniami taflę najbardziej zatłoczonej niegdyś ulicy, lecz szybko odgonił te myśli kolejną dawką gniewu, rozpaczliwie starając się utrzymać odzyskaną niedawno kontrolę nad swoim umysłem. W pewnym momencie, gotowy do działania zamknął oczy, pozwalając by wszystkie myśli na moment zniknęły, skupiając się jedynie na kojących falach zimnego powietrza, które niczym woda obmywały jego twarz. Uczucie to było stopniowo wypierane przez narastające podniecenie jakiego doznawał zawsze wtedy, kiedy mógł wykorzystać swoje umiejętności.

***

Powietrze iskrzyło zielonym blaskiem od nadmiaru energii jaką zgromadziło ciało mężczyzny. Od momentu kiedy skoczył z wieżowca próbował odszukać jakiekolwiek jej resztki mogące pozostać w tym świecie, jednak na samym początku nie czuł kompletnie niczego, zupełnie jakby każda roślina i istota była już całkiem pusta. No to wtopiłem, pomyślał, teraz to jak amen w pacierzu, po mnie. Mógł co prawda zaczerpnąć odrobinę mocy z mroku, jednak na samą myśl wzdrygnął się. Nie, po czymś takim mógł już nigdy nie odzyskać kontroli nad sobą. Raz miał szczęście, ale drugi raz może być zupełnie inaczej. Dziwne rzeczy przychodzą człowiekowi na myśl tuż przed śmiercią, jakieś niedokończone sprawy, błędy, czasem jakiś głupi kawał, zupełnie nie na miejscu. W czasie tych rozważań zdał sobie, że nie pamięta już twarzy swojej żony, jak gdyby odeszła… kiedy? No właśnie? Kiedy? Nie pamiętał… Ze wspomnień wyrwało go mrowienie, prawie ból sięgający od nasady dłoni aż po sam splot słoneczny. Z przyzwyczajenia zamknął dłoń, odcinając dopływ energii, zanim w pełni zdał sobie sprawę z tego co się właśnie stało.

Powietrze iskrzyło zielonym blaskiem od nadmiaru energii jaką zgromadziło ciało mężczyzny. I wtedy nastąpiło zderzenie z ziemią…

Koniec

Komentarze

Pewnie obrażę autora pisząc, że obecnie większośc opowiadań to jak scenariusz pod teledysk. A takie opowiadania niestety mi się nie podobają.

Pod teledysk? Nie mam powodu do obrazy, ale nie rozumiem jednak porównania:P.

     Nadmiae czaswonika "być". Nadmiar wyrazu "który".  Ne istnieje czaswonik"szwędać", za to istnieje czasownik zwrotny "szwwndać się".

     Ciężkie, pompatyczne zdania.

     Tekst do remontu.

Mężczyzna nie był ani młody, ani nawet stary. 

to jaki był do licha?

niewiele niestety zrozumiałem. miasto, brama, mrok, skafander, upadek. dokąd, gdzie i po co? może jest po prostu za późno na czytanie opowiadań.


Pewnie to opowiadanie jest dla mnie zbyt trudne, bo nic nie zrozumiałam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

   "Pod teledysk", czyli, jak ja to rozumiem, scenariusz niewiele, albo nawet nic nie mówiącej składanki dźwięków i obrazów. Dźwięków tekst, jak to tekst, bezpośrednio nie przekazuje, ale obrazy pomaga czytelnikowi generować.  

   Dorjee napisał: niewiele niestety zrozumiałem. miasto, brama, mrok, skafander, upadek. dokąd, gdzie i po co? I to jest najkrótsze i najcelniejsze podsumowanie Twojego tekstu. Zbiór nie posklejanych ze sobą obrazków.

Język, którym się posługujesz w tym tekście, jest mi totalnie obcy. Nie rozumiem z tego Twojego tekstu ani słowa. Może inaczej. Pojedyńcze słowa rozumiem doskonale, ale zdań już niestety nie.

 

>> Ludzie zebrani w laboratorium z zapartym tchem obserwowali jak po drugiej stronie bramy człowiek w skafandrze stawia pierwsze kroki w zupełnie nowym i obcym świecie, starając się odkryć jego tajemnice. Anomalie wytwarzane przez bramę uniemożliwiały jednak wszelki kontakt z badaczem, pozostawiając wyłącznie możliwość śledzenia jego ruchów przez taflę portalu. << --- Te dwa zdania to śmietnik. Źle skonstruowane, nie przemyślane. Mało tego. Masz niezwykły talent do gmatwania najprostszych wypowiedzi. I tak jak napisali regulatorzy, dorjee, AdamKB, Roger i niezgoda --- to opowiadanie jest nieczytelne.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

To takie rzuty, byle jak zlepione. Wiem, że czasem opowiadanie szybciej się dzieje w głowie, nim zdążymy zapisywać, ale wtedy po prostu kilka razy sie nad nim pracuje.

Strasznie chaotyczne.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Zbiór scen, które może i wiążą się ze sobą, ale ja nie wiem w jaki sposób. Moje skromne możliwości w interpreacji tekstów czytanych, nie pozwalają złapać przekazu, o ile jakiś wogóle jest.

Nowa Fantastyka