- Opowiadanie: Marcin Robert - Kuracja profesora Tutki

Kuracja profesora Tutki

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Kuracja profesora Tutki

W kawiarni zebrali się: rejent, doktor i sędzia, a wkrótce dołączył do nich także profesor Tutka. Tym razem dyskusja dotyczyła skuteczności domowej medycyny.

 

 

– Nigdy nie należy dawać wiary domorosłym uzdrowicielom – zaczął doktor. – Nieraz już leczyłem pacjentów, których drobne z początku dolegliwości przeobraziły się w poważne schorzenia, ponieważ zamiast udać się do specjalisty, zawierzyli oni babcinym ziółkom albo modnym akurat środkom, reklamowanym przez aktorów udających lekarzy.

 

– A jednak – zaoponował rejent – każdego roku udaje mi się przetrwać czas jesiennych i wiosennych przeziębień właśnie dzięki ziółkom, nie babci wszakże, lecz ciotki.

 

– Katar nie leczony trwa siedem dni, za to leczony – cały tydzień! – sędzia wtrącił znane przysłowie.

 

– Właśnie! – zgodził się doktor. – Domowe leki nie pomagają wcale, reklamowane zaś specyfiki zwalczają tylko objawy, a zażywający je człowiek jest po nich tak samo chory, jak był.

 

– Pamiętam – odrzekł na to profesor Tutka – jak w pewne wakacje zaproszony zostałem przez mojego bliskiego przyjaciela na egzotyczną, tropikalną wyspę, gdzie ów przyjaciel mieszkał. Pech chciał, że wkrótce po przybyciu na miejsce dopadł mnie straszliwy, za przeproszeniem, nieżyt nosa. Wyobraźcie sobie, panowie: Błękit oceanu, słońce wiszące wprost nad głową, śliczne dziewczęta tańczące pod palmami w spódniczkach z trawy, a wszystko to w tak intensywnych barwach, jakie z trudem dałoby się znaleźć w naszym, pięknym skądinąd, kraju. Pośród tego wszystkiego zaś ja, z czerwonym nosem, załzawionymi oczami i drapaniem w gardle. Poprosiłem przyjaciela o jakiś proszek na katar, ten zaś oświadczył, że nie uznaje nowoczesnej chemii, woli tradycyjne, naturalne sposoby i jeżeli chcę, to zaprowadzi mnie do miejscowej zielarki. Czułem się tak źle, że gotów byłem oddać duszę diabłu, jeśli by mnie tylko wyleczył – chociaż, jak panowie wiedzą, zwykle nie wierzę w przesądy – zgodziłem się więc bez wahania.

 

Po kilkuminutowym spacerze znaleźliśmy się na skraju wioski, gdzie stała chata czarownicy, cała pokryta palmowymi liśćmi. Stanęliśmy przed nią, a wtedy przyjaciel głośno zawołał: ko-ko, ko-ko – co jest miejscowym powitaniem. Zielarka zaprosiła nas do środka i przez godzinę mogłem przyglądać się rytuałowi, którego zwykle nie pokazuje się turystom. Na koniec otrzymałem napar z miejscowych roślin, o całkiem przyjemnym zresztą smaku, podany w naczyniu z tykwy. Po jego wypiciu nie odczułem zrazu jakiejś wyraźniejszej zmiany samopoczucia, lecz trzy dni później – jak ręką odjął! Zupełnie zapomniałem, że kiedykolwiek byłem chory!

 

– I jakież to zioła znalazły się w tym cudownym wywarze? – spytał podejrzliwie doktor.

 

– No cóż, rozpoznałem bataty reszta zaś była proszkiem, którego skład utrzymywany był w tajemnicy od pokoleń, ale przypomniałem sobie o jeszcze jednej egzotycznej ciekawostce. Otóż na wyspie tej obowiązuje tydzień trzydniowy.

Koniec

Komentarze

Dobre, dobre :) Też bym chciała taką kurację (i taki tydzień!) - a tak męczę się z choróbskiem :(

Niestety tekst zaczyna się jak w dowcipie. To od razu nastawia negatywnie do dalszej lektury.

 

Oprócz tego mam zastrzeżenie do czegoś, co zauważam u Ciebie nie po raz pierwszy, chodzi o zakończenie. Nie to, żeby mi się nie podobała pointa, ale sposób, w jaki formułujesz finałowe zdania tekstów je psuje. Zdanie "Otóż na wyspie tej obowiązuje tydzień trzydniowy" było by dobre w środku opowiadania, ale na jego koniec absolutnie nie pasuje ze względu na swoją konstrukcję. Jako czytelnik spodziewam się tu po prostu ciągu dalszego. Jakby to było coś w rodzaju "Wyobraźcie sobie panowie - na tej wyspie obowiązuje trzydniowy tydzień.", nie byłoby problemu.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Tekst jest fanfikiem i zaczyna się podobnie, jak większość opowiadań Jerzego Szaniawskiego o profesorze Tutce (względnie Profesorze Tutce - bo tak jest w oryginale).

 

A co do zakończenia, wstawiłem sobie w myślach to, które zaproponowałeś i nie sądzę, żeby w czymkolwiek było lepsze od mojego. (Przede wszystkim za mało jest w nim zaakcentowana owa trzydniowość). Ale, oczywiście, możemy o tym podyskutować. :)

Owszem, jego opowiadania są utrzymane w formie anegdot. Ale nie zaczynają ordynarnym "Byli sobie Polak, Niemiec i Rusek". O to mi konkretnie chodzi. No i gdzie Twój tekst na "słodki smak wolności"? ;)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Owszem, jego opowiadania są utrzymane w formie anegdot. Ale nie zaczynają ordynarnym "Byli sobie Polak, Niemiec i Rusek".



I moje też się tak nie zaczyna. :) Bardzo podobny początek znajdziesz natomiast w opowiadaniu "Profesor Tutka wyjaśnia sens tajemniczego rysunku".

 

No i gdzie Twój tekst na "słodki smak wolności"? ;)



A skąd wiesz, że nie napisałem? ;) Ale faktycznie, na pomysł spodenka wpadłem dopiero w ostatnim dniu, więc uznałe, że nie ma już sensu go pisać na konkurs.Wykorzystam ten pomysł przy innej okazji.

Miało być: więc uznałem. :) Poza tym, czemu takie dziwne odstępy się robią?

Nasz kochany edytor ma ustawione podwójne odstępy standardowo.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Jakieś nijakie. Zwykłe pitolenie przy piwie kilku starszych panów. Młodsi raczej o chorobach nie gadają :)

     Zgrabne, fajnie napisane. 

O, mistrzostwo świata!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Nie podeszło mi to zbytnio. Takie sobie, moim zdaniem.

 

Pozdrawiam.

A cóż jest strasznego w słowie "nieżyt"?

Dzięki wszystkim za komentarze.

A cóż jest strasznego w słowie "nieżyt"?

Nic. Żarcik taki. ;-)

Jestem alergikiem i słowo nieżyt mnie przeraża. :)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Ja też, dlatego z tego strachu znęcam się nad mniej lub bardziej początkującymi autorami.

Obowiązuje tydzień trzydniowy? Niech zgadnę – turyści wynajmują chatki na tygodnie, tak? A jeśli na dni, to weekendy liczą się podwójnie? ;-)

Babska logika rządzi!

Do egzotycznej kuracji podeszłam z rezerwą, wręcz z nieufnością. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fanfiki do Szaniawskiego !!! <3

 

(proszę wybaczyć lakoniczny komentarz)

http://altronapoleone.home.blog

Nowa Fantastyka