
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dawno, dawno temu, w wielkim lesie żył sobie pewien myśliwy. Mieszkał w swojej małej drewnianej chatce, odkąd tylko każdy pamiętał, a nawet najstarsi ludzie z miasteczka mówili, że był już bardzo stary, kiedy oni byli dziećmi. Sami więc widzicie, że myśliwy był na prawdę wiekowy. I opryskliwy, jak to tacy myśliwi mieszkający w lesie mają w zwyczaju. Jednak każdy był dla niego miły, nie tylko przez jego wiek, ale dlatego, że bez owego staruszka nie byłoby Bąbli. Tak, był to jedyny myśliwy, który pochwytywał i tresował Bąble, a jak wiadomo bez nich życie byłoby bardzo, bardzo trudne. Zapytacie się zapewne, kto to taki, te Bąble? Nic dziwnego, już od niepamiętnych czasów nikt nie widział Bąbla, a tym bardziej wytresowanego. Otóż musicie wiedzieć, że dawniej nie było ani kaloryferów, ani piekarników, mirkofalówek, lamp na ulicach, w domach, nawet tych na waszych biórkach. Te wszystkie zadania spełniały Bąble. Były wielkości piłki koszykowej, świeciły miłym, ciepłym żółtym światłem, no i były ciepłe. Niektóre z nich bardzo ciepłe, na tyle żeby upiec szarlotkę, jeśli tylko odpowiednio się je wytresowało. Chodziły w stadkach po lasach, odbijając się to tu, to tam od ziemii i były bardzo przyjacielskie, przynajmniej tak uważali ludzie. Dlaczego więc stary myśliwy uważał inaczej? I co się stało z Bąblami? Cóż, dowiecie się tego, jeśli posłuchacie tej bajki… może nawet zdołacie sami zobaczyć Bąbla?
*
Stary Myśliwy wstał wcześnie rano, zanim jeszcze zaczęły śpiewać ptaki jak to miał w zwyczaju. Wyciągnął zza chatki wagonik z przywiązanym do niego sznurkiem wrzucił uwięzione w siatce Bąble, na ramię zarzucił strzelbę myśliwską, a na głowę kapelusz z piórkiem. Miał twarz pokrytą masą zmarszczek, koloru orzecha włoskiego, a wyraz twarzy był mieszanką smutku i niezadowolenia. Nosił poprzecieraną, połataną na łokciach, brązową kurtkę i buty z wywiniętymi cholewkami. I był bardzo, bardzo samotny, szczególnie dzisiaj.
Droga do miasta trwała przeszło godzinę, a pół godziny zanim w ogóle trafił na główną ścieżkę. Tego dnia szedł utykając bardziej niż zwykle, z jeszcze bardziej niż zwykle gburowatym wyrazem twarzy i nawet nie poburkiwał do siebie pod nosem. Na pierwszy rzut oka mogłoby się to wydawać dziwne, bo miał aż osiem Bąbli na sprzedaż, wszystkie wytresowane i do świecenia, i do ogrzewania (nawet pieca do wypalania cegieł!). Jednak dziś był dziesiąty listopad, dzień, który zawsze był jego najsmutniejszym z dni w roku. Spytacie pewnie, co też stało się tego dnia? Słuchajcie dalej, a zagadka sama się rozwiąże.
– Dzień dobry Panu, widzę, że polowanie się udało.
– Uhm…
Nawet ta dziewczyna, która zawsze piekła dla niego śliwkowy placek na początku miesiąca nie zdołała go rozchmurzyć. Tak, żeby chociaż uchylił kapelusza w geście przywitania. Niemal wszyscy w mieście schodzili na targ te trzy razy w miesiącu, kiedy Stary Myśliwy przyjeżdżał z Bąblami. W końcu Bąble nie żyją wiecznie, a kto nie lubi ciepłej herbaty i kakao przed wyjściem do szkoły, czy do pracy? Stanął pomiędzy dwoma wolnymi stołami targowymi – nie przepadał za ściskiem i tłumem. Wszyscy byli oczywiście mili aż strach "O proszę pana, miłego dnia!", "Dziękuję, to na prawdę milutki Bąbel, wie Pan, córka uwielbia się z nimi bawić.", "Jaki Pan kochany, już od wczoraj nie miałam Bąbla, który świecił w salonie.". Oczywiście nikt, ani jedna z tych osób nie pamiętała jaki to dzień.
– Dzień dobry, poproszę takiego niedużego Bąbelka, który mógłby grzać niewielki imbryk do herbaty.
– Dwa dolary.
Każdy kosztował dwa dolary, Myśliwy nie przepadał za zbytnimi luksusami, oprócz tych, do których był niezwykle przywiązany. Na przykład tabliczka czekolady, nowa serweta do położenia na fotelu, albo zegarek pasujący do innych stojących nad kominkiem.
Kiedy już wszystkie Bąble były sprzedane, dochodziło południe. Wracając zachaczył o sklep z płytami gramofonowymi i piekarnie, zakupując w niej duży kawałek keksu, z dużą ilością rodzynek. W drodze powrotnej do swojej chatki, Myśliwy wyglądał jakby go prowadzono na ścięcie. Wiatr strącał resztki liści z drzew i grał swoją rzewną muzykę w rytm jego kroków, a pusty już wózek zawodził nienaoliwionymi kółkami.
*
W chatce zapalił lampę w której był już ledwo zipiący, wiekowy niemal Bąbel i zrobił sobie kawy. Na małym stoliku przed fotelem położył najlepszą serwetę z bogatej kolekcji szydełkowanych serwet. Na stoliku zaś kubek z kawą i zakupiony w miasteczku keks, w który wbił wypaloną już żółto-niebieską świeczkę. Właśnie tak, to były jego urodziny, o których jak zwykle nikt nie pamiętał. To smutne, kiedy staruszek jest jedyną osobą, która pamięta o swoich urodzinach i sam kupuje sobie w prezencie płytę gramofonową.
– Sto lat… sto lat…
Myśliwy ukroił sobie kawałek keksu i drugi, który położył na ziemi. Widzicie… nie jest do końca prawdą, że był zupełnie samotny, w końcu nawet tak nietowarzyscy ludzie jak myśliwi łapiący Bąble, potrzebują czyjejś obecności. Zza kanapy wyszedł wielki, puszysty i kulejący na jedną łapę kot. Miał już swoje lata, tak jak jego właściciel i każdy sprzęt w jego domu.
– Masz Ścierku, zjedz ciasta za moje zdrowie. O i trochę kawy do miseczki.
Nazywał się Ścierek, bo miał dziwną tendencję do wycierania wszystkich kurzów, z każdego zakamarku domu kiedy wylegiwał się przez cały dzień. Myśliwy zjadł swój kawałek keksu, w między czasie odkrajając następny, celem zjedzenia go przy kawie. Nastawił gramofon i usiadł przy komódce, na której stała maszyna do pisania. Obiecał sobie, że jeśli dożyje w zdrowiu osiemdziesiątego roku życia, w końcu to napisze. Wcisnął kartkę papieru i zaczął stukać w guziki.
– "O zapomnianej sztuce pochwytywania Bąbli i ich tresurze."… Jak myślisz Ścierku, na początku trzeba ostrzec ludzi przed tymi zdradzieckimi, niszczycielskimi potworami, prawda?
Kot, który już zdążył wskoczyć na kolana swojego pana zamiałczał tylko przeciągle, ni to zgadzając się, ni to oznajmiając, że jest śpiący i chce następny kawałek keksu. Musicie wiedzieć, że Myśliwy bardzo, ale to bardzo nie lubił Bąbli. Dlaczego? No tak, przecież były miłe, kulkowate, ciepłe, świeciły i tak jakby miały futerko – czego chcieć więcej, żeby lubić takie stworzonko? Jednak Bąble miały drugą stronę swojej natury, którą znał tylko Myśliwy. Otóż, musicie wiedzieć, że kiedy taki kulkowaty maluch odłączył się od swojego stadka, robił się bardzo smutny. Wpierw malał i malał do rozmiarów piłeczki golfowej, robił się twardy, zimny i czarny, a potem… BUM! Rósł do ogromnych rozmiarów, wyrastały mu wielkie zębiska i zjadał coś WIELKIEGO! Dom, albo kawałek góry, czasami dziesięc starych, wyrośniętych dębów. Było to przecież bardzo niebezpieczne… Więc najlepiej, żeby temu zaradzić w mniemaniu Starego Myśliwego, należało je łapać i tresować, żeby przynosiły pożytek ludziom. Dlatego też bardzo nie lubił ludzi, którzy kupowali Bąble, ażeby zrobić z nich domowe zwierzaczki. Ludzie powinni w domach trzymać koty, takie jak Ścierek. Jedyną wadą tej teorii był fakt, że Ścierek lubił się bawić z Bąblami. W końcu każdy kot lubi wszystko co jest ciepłe, a najlepiej puchate. Nie raz został za te zabawy zrugany, ale mało się tym przejął – w końcu Ścierek jest kotem, a to zobowiązuje. W ogóle mało czym się przejmował, poza swoją miską i byciem drapanym za uchem.
Myśliwy niemal do nocy siedział nad maszyną do pisania, a obok rósł powoli stosik zapisanych kartek, niemal w takim tępie, jak rosła sterta pogniecionych kartek lądujących w wikliniowym koszu. Kiedy w końcu położył się na łóżku, i przykrył kołdrą, a obok oczywiście w kłębek zwinął się Ścierek było już bardzo późno. A jutro trzeba ruszyć na polowanie.
*
I znów skoro tylko zaświtało, Stary Myśliwy był już ubrany, z butami na nogach i strzelbą na ramieniu.
– Chodź Ścierku idziemy zapolować na Bąble.
Kot otworzył jedno oko i spojrzał na Myśliwego jakby mówił "Chyba sobie żartujesz". Była piąta nad ranem, a Ścierek w końcu był kotem.
– Przyda ci się trochę ruchu Ścierku, a rano jest świeże powietrze.
Tym razem, otworzył oba ślepka, usiadł i przekrzywił głowę. Z wyjątkowo niezadowolonym wyrazem twarzy patrzył na niego z tym wzrokiem mówiącym "To nie ranek, tylko noc, a ruch będę miał w drodze do miski z jedzeniem." Oczywiście zaraz po tym poszedł spać.
– Ech… dobrze, znowu wózek.
Wziął więc wózek z piszczącymi kółkami, ten na którym woził Bąble na targ, położył nadal rzecz jasna śpiącego Ścierka na nim i ciągnąc go na wózku za sobą ruszył w las.
Po przeszło dwóch godzinach badania tropów, wypijania kawy z termosu i chodzenia zdawałoby się w kółko, pojawiła się przed nimi nieduża polanka, po której skakało sobie nieduże statko Bąbli. Myśliwy bardzo cicho ściągnął z ramienia strzelbę, do lufy włożył lejek i począł grzebać w plecaku, aż w końcu wyciągnął z niego mały słoiczek z różową mazią. Spytacie pewnie, po co mu takie ustrojstwo i co to w zasadzie jest? Otóż, to problem bardziej złożony i wyjaśnia zagadnienie jak powinno polować się na Bąble. Widzicie, Bąble żywią się dobrymi snami ludzi, dlatego kiedy się je wytresuje, tak chętnie im służą (zwłaszcza jeśli w domu są dzieci). Myśliwi, którzy polowali na bąble, podczas snu wkładali sobie do ucha specjalną rurkę, na końcu której znajdowała się siateczka, w którą łapały się dobre sny, które śnili myśliwi. Każdy w końcu wie, że sny wychodzą przez uszy. Znacie kogoś, kto dokładnie pamięta każdy swój sen? Oczywiście nie, a to właśnie dlatego, że w nocy sny uciekają przez uszy, a czasem tylko jakiś się zaplącze. W tym właśnie słoiczku były dobre sny Starego Myśliwego, które kiedy wlał je do lufy swojej strzelby pozwalały polować na Bąble nie robiąc im krzywdy. Bąbel trafiony z zaskoczenia dobrym snem był wielkim błogostanie i sam wskakiwał do siatki myśliwego, a po powrocie do domu można było je tresować. I już wlał dobre sny ze słoiczka do strzelby, już miał przycelować… kiedy znów stało się TO. Ścierek zdążył w międzyczasie się obudzić i wygramolić z wózka, a teraz w najlepsze biegał między Bąblami ocierając się o nie kiedy tylko się dało. A niewytresowane Bąble nie są specjalnie towarzyskie, czyli rzecz jasna Ścierek je przepłoszył.
– A niech cię licho kocie… Ech… no dobrze, sam się prosiłem biorąc cię na siłę.
Może jednak z tej historii wyszło coś dobrego, bo gdyby teraz Myśliwy wyłapał te Bąble, to wróciłby do domu, nie poszedł dalej. A dzięki temu udał się za Górkę, która była na skraju lasu i nigdy za nią nie chadzał, bo mało Bąbli można było tam spotkać w obecnych czasach, a dawniej był to teren innego myśliwego. Teraz jednak, poszedł tam i to co zobaczył zaparło mu dech w piersi. W bardzo niepozytywny sposób. Był tam wielki, piękny i cudnie wykończony dworek… zniszczony. A właściwie zjedzony do połowy.
– Przeklęte bestie! Znowu któraś zdziczała!
Wykrzyknął Stary Myśliwy i pobiegł w tamtą stronę. Widok był doprawdy smutny, kiedy wszedł przez ogromną dziurę, zobaczył mnóstwo poniszczonych sprzętów domowych i usłyszał… płacz. Bardzo charakterystyczny, o istnieniu którego zdążył już zapomnieć. Wdrapał się po zawalonej ścianie na piętro, z którego ów płacz dochodził, a tam zobaczył małą wyrzeźbioną kołyskę, w której leżało zawiniątko. Malutki chłopczyk…
*
Biegiem ile sił w starych nogach pobiegł do domu, trzymając niemowlę najostrożniej jak tylko potrafił. Zostawił za sobą nawet swój wózek, co sprawiło, że Ścierek musiał biec za nim. A przecież był kotem! Kotu nie przystoi biec gdziekolwiek. Kiedy dotarli do chatki Myśliwego, staruszek ociekał potem, rzucił tylko strzelbę na podłogę i ostrożnie położył dziecko na swojej poduszce. Obok niego zwinął się Ścierek, czując najwyraźniej jaka wielka jest powaga sytuacji. Myśliwy włączył swoją urodzinową płytę gramofonową i usiadł w fotelu obok łóżka.
– No i co my teraz zrobimy Ścierku?
– Miau.
– Ach, jaka kreatura mogła zniszczyć dom takiego niewinnego malca… Mam nadzieję, że jego rodzicom nic się nie stało. Przeklęte Bąble!
– Miau.
Zasnęli wszyscy, cała trójka. Malec i staruszek ze zmęczenia, a kot bo był kotem.
*
Niestety, obawy Myśliwego się potwierdziły. Chodził po mieście, rozwiesił ogłoszenia, pojechał nawet do innego miasteczka, zostawiając Tomka (jak go nazwał) pod okiem dziewczyny, która piekła mu placki śliwkowe. Nigdzie nie potrafił znaleść jednak rodziców chłopca. Ot tego dnia Myśliwy zaczął jeszcze bardziej nie lubić Bąbli, ale jednak stał się mniej pochmurny. Na tyle, na ile pozwalał mu zawód myśliwego, w końcu do pewnego stopnia musiał trzymać fason. Jednak mały Tomek dał mu radość życia, chociaż żadko już polował na Bąble, ludzie nie czuli do niego żalu. Z szybkością błyskawicy rozeszła sie po miasteczku wieść, że Stary Myśliwy wychowuje osieroconego chłopca. Opowiadał mu bajki, przyuczał do zawodu myśliwego, a Ścierek nie opuszczał Tomka na krok, stali się najlepszymi przyjaciółmi. No i urodziny Starego Myśliwego były teraz radosnym dniem. Jednak dużo się zmieniło, kiedy w wieku pięciu lat pierwszy raz poszedł ze Starym Myśliwym polować na Bąble.
*
Czaili się w krzakach, chociaż Stary Myśliwy teraz był już tak stary, że plecy go od tego bolały.
– Widzisz Tomku, chociaż tak ci mówiłem, Bąble to podłe kreatury, ludzie ich bardzo potrzebują, jak sam wiesz. Dlatego tacy ludzie jak ja, a kiedyś w przyszłości ty, muszą je łapać, tresować i im dostarczać.
Obserwowali stadko pięciu Bąbli, które odbijały się od siebie między drzewami i świeciły. Czyli robiły to, co zwykle robią dzikie Bąble.
– Ale dziadku, mi one się wydają na prawdę bardzo miłe. Te z którymi byłeś kiedyś na targu były takie miłe, jak Ścierek.
Marsowe oblicze Myśliwego przywołało chłopca do porządku.
– Tak, ale Ścierek jest kotem, wszystkie koty są miłe… na swój sposób. A Bąble mogą zrobić nam krzywdę. Patrz i ucz się. Dobre sny, które zebraliśmy ostatniej nocy, wlewamy do strzelby w ten sposób…
Ale Tomek chyba wiedział lepiej. Na prawdę lubił Bąble. Nie mogły być złe, skoro Ścierek je lubił, a koty przecież wyczuwają, kiedy ktoś jest niedobry.
*
Na polowaniu złapali pięć Bąbli, a Tomek niemal zupełnie sam złapał swojego pierwszego Bąbla i wytresował go tak, żeby grzał takie wielkie kapcie, które noszą starsi ludzie. Nie trzeba oczwiście wyjaśniać, że Myśliwy od razu potem zabrał jego i Ścierka do miasteczka na lody, żeby to uczcić.
– Dla Tomka dwie… nie, trzy! Nie, cztery gałki! Wybierz sobie jakie chcesz dziecko.
– Dziękuję dziadku. A weźmiemy dla Ścierka gałkę śmietankowych?
– Dobrze.
Jedli lody z bitą śmietaną, polewą i posypką z takich malusich cukiereczków, a Ścierek lizał śmietankowe na spodku. Myśliwy był niewiarygodnie dumny z chłopca i każdemu w miasteczku się chwalił, że jego Tomek złapał swojego pierwszego Bąbla! Przyjęcie trwało niemal do wieczora, nawet poszli potem na przedstawienie kukiełkowe do teatru. Chyba… to był najszczęśliwszy dzień w życiu Starego Myśliwego.
*
Kiedy leżeli już w łóżkach, a Ścierek gramolił się w nogach łóżeczka Tomka, chłopcu jedna rzecz nie dawała spokoju.
– Dziadku?
– Tak?
Tomek myślał przez chwilę jak ułożyć zdanie, które chce powiedzieć, żeby nie rozzłościć dziadka, który był dziś z niego tak dumny.
– A co, jeśli Bąble robią się niedobre, dlatego, że nie mają wystarczająco dużo dobrych snów? Mówiłeś dziadku, że dla nich to tak jakby jedzenie… To może bez nich to się im dzieje?
Przez chwilę Stary Myśliwy leżał bez słowa, tak że Tomek pomyślał, że może w ogóle nie odpowie na jego pytanie i pójdzie spać. Ale nie.
– Wiesz Tomku… Nie myślałem o tym nigdy. Może masz słuszność, zastanowimy się nad tym wspólnie. A teraz spać, bo Ścierek się burzy. W końcu jest kotem.
*
Wszystkie lata po tej nocy, były na prawdę wspaniałe. Wyobraźcie sobie, że to tak, jakbyście znaleźli coś, czego zawsze szukaliście, chociaż nawet o tym nie wiedzieliście. A dzięki odnaleziu tego "cosia" dowiedzieliście się o fakcie, który zmienił wasze myślenie na lepsze. Od tej nocnej wymiany zdań, Stary Myśliwy zrozumiał, że to nie Bąble są złe… To po prostu świat się zmienia. Ludzie śnią coraz mniej dobrych snów, w pogoni za pierwszym miejscu w wyścigu zwanym życiem. Od lat Myśliwy zauważył, że jest coraz mniej Bąbli, ale nie znał przyczyny, a to właśnie był skutek.
Przez następne lata razem chodzili na polowania, dostarczali Bąble ludziom, a sami trzymali w domu trzy, biegające to tu to tam. Jednego z nich szczególnie polubił Ścierek. Jednak… Ludzie coraz mniej chętnie kupowali Bąble, już nie świeciły, ani nie grzały z taką mocą jak dawniej, a nawet nie wiedzieli, że to ich wina.
W końcu pewnego dnia, kiedy Tomek miał już dziesięć lat, Stary Myśliwy poprosił go do łóżka. Leżący w nim staruszek wyglądał bardzo słabo. Na kołdrze siedziedział Ścierek, wtulający w jego brodę pyszczek. Wydał z siebie najsmutniejszy rodzaj "Miau" z całego repertuaru smutnych kociach "Miau". Stary Myśliwy zakaszlał.
– Tomku… Jestem już bardzo stary, mam dziewięćdziesiąt lat… Obiecaj mi synku, że kiedy mnie nie będzie, znajdziej sposób, żeby Bąble mogły mieć spokój, a świat mógł biec swoim torem.
– Dziadku… nic ci nie będzie!
– Obiecaj mi.
Zapadła cisza, a po policzku Tomka powędrowała łza.
– Obiecuję dziadku.
*
Po latach Tomasz Edison, był najbardziej szanowaną osobistością Wielkiego Miasta. Wynalazł żarówkę, która dawała światło, i żeliwne piecyki, w których paliło się węglem. Przez wszystkie te lata, towarzyszył mu Ścierek, pewien staruteńki szary kot, za sprawą którego, koty pojawiły się w każdym domu. Bąble zniknęły już dawno temu, a wszyscy zdawali się o nich nie pamiętać, wszyscy poza Tomaszem Edisonem. Był z siebie dumny, że zdołał dopełnić obietnicy złożonej kiedyś swojemu dziadkowi. I dziadek, który patrzył na niego z góry, też był dumny z Tomka. I ze Ścierka.
*
Pozostaje odpowiedzieć na pytanie – co się stało z Bąblami? Odeszły. Ludzie już nie śnią dobrych snów, zbyt im zależy na nowym samochodzie, czy wycieczce do ciepłych krajów. Jednak, jeśli będziecie śnili dobre sny i jeśli uwierzycie w Bąble, przyjdzie dzień, kiedy idąc do szkoły, albo biegając po lesie z kolegami i koleżankami zobaczycie gdzieś miłą, ciepłą i świecącą kulkę podskakującą to tu, to tam.
Wrzucając trzy teksty jednego dnia, wrzuciłeś o dwa za dużo. Im większą porcję radosnej twórczości umieścisz naraz, tym większe prawdopodobieństwo, że zniechęcisz do jej czytania.
To tak słowem wstępu. Opinię o tekście wyrażę potem.
Pozdrawiam.
Mam to samo zdanie, co Eferelin.
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
Z trzech tekstów wrzuconych w ciągu pół godziny przeczytam jeden, a ponieważ najbardziej lubię bajki, to właśnie ten wybieram. Ale po pierwszym akapicie...
...STANOWCZO PROTESTUJĘ przeciwko ogłupianiu biednych dzieci. Pisanie bajek, drogi Autorze, to wyjątkowa odpowiedzialność w świecie literatury. Dzięki bajkom dzieci nie tylko się bawią, ale i uczą i poznają świat. I pod żadnym pozorem nie wolno sobie pozwalać na byki tego formatu co "biórka".
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Nawet ładna, moim zdaniem, bajeczka, ale napisana tak niechlujnie, i z taką ilością wszelakich błędów, że przechodziła mi chęć czytania. Wytrwałam jednak do końca.
Autorze, skąd Ci przyszło do głowy, żeby w to wszystko wplątać Thomasa Edisona? Wszak ten pomysł nie obroni się nijak. Postęp cywilizacyjny dokonuje się ciągle, i tu powinieneś szukać przyczyny wyginięcia Bąbli.
Szczerze mówiąc, mam wątpliwości, czy zaglądać do Twoje pozostałych opowiadań, bo jeśli są podobnej jakości, nie mogę obiecać, że je przeczytam. Zaprezentowanie trzech tekstów jednego dnia, to jeden z najgorszych pomysłów, na jaki mogłeś wpaść.
”Bajka o dawno zapomnianych Bąblach, w której dziecko i kot ocalili świat” - …w której dziecko i kot ocaliły świat. Tytuł z błędem!
„Jednak każdy był dla niego miły, nie tylko przez jego wiek…” - …nie tylko ze względu na jego wiek.
„Tak, był to jedyny myśliwy, który pochwytywał i tresował Bąble…” - …chwytał i tresował…
„Zapytacie się zapewne, kto to taki, te Bąble?” – Zapytacie zapewne, co to takiego, te Bąble?
„…nawet tych na waszych biórkach.” – …nawet tych na waszych biurkach.
„Miał twarz pokrytą masą zmarszczek, koloru orzecha włoskiego…” – Nigdy nie widziałam zmarszczek koloru orzecha włoskiego.
„…gburowatym wyrazem twarzy i nawet nie poburkiwał do siebie pod nosem.” – Kot ma pyszczek, nie twarz i raczej pomrukuje, nie poburkuje.
„Jednak dziś był dziesiąty listopad…” – …dziesiąty listopada…
„- Dzień dobry Panu, widzę, że polowanie się udało.” – Dzień dobry panu…
„Dziękuję, to na prawdę milutki Bąbel, wie Pan…” – …wie pan…
„Jaki Pan kochany…” – Jaki pan kochany…
„…nowa serweta do położenia na fotelu…” – Serwetą nakrywamy stół. Fotel można wymościć kocem, pledem, jakąś narzutą.
„Wracając zachaczył o sklep z płytami gramofonowymi i piekarnie, zakupując w niej duży kawałek keksu, z dużą ilością rodzynek.” – Wracając zahaczył o sklep z płytami gramofonowymi i piekarnię, kupując w niej duży kawałek keksu.
Keks jest ciastem z wielką ilością bakalii. Nie ma potrzeby zaznaczać, że było w nim dużo rodzynek.
„…a pusty już wózek zawodził nienaoliwionymi kółkami.” – Czy wózek zawodził w tym sensie, że skrzypiał? Czy zawodził, bo jego kółka nie chciały się obracać?
„…położył najlepszą serwetę z bogatej kolekcji szydełkowanych serwet.” – Powtórzenie. Ponadto serweta wykonana szydełkiem jest szydełkowa, nie szydełkowana. Proponuję: …położył najlepszą serwetę, jedna z wielu szydełkowych, jakie posiadał.
„Myśliwy ukroił sobie kawałek keksu i drugi, który położył na ziemi.” – Myśliwy i Ścierek byli w mieszkaniu, więc …położył na podłodze.
„…z każdego zakamarku domu…” – …z każdego zakamarka domu…
„Myśliwy zjadł swój kawałek keksu, w między czasie odkrajając następny, celem zjedzenia go przy kawie.” – Powtórzenie. Odkrawając, nie odkrajając.
Poza tym ciągle używasz wyrazu keks, a przecież można powiedzieć: ciasto, wypiek, łakoć, smakołyk. Proponuję: Myśliwy zjadł swój kawałek ciasta, po czym odkroił następny.
Że będzie je jadł popijając kawą, domyśli się każdy czytelnik.
„Wcisnął kartkę papieru i zaczął stukać w guziki.” – Papier w maszynę do pisania wkręca się, nie wciska. Stuka się w klawisze, nie w guziki.
„…zamiałczał tylko przeciągle…” – Wszystkie koty miauczą.
„Nie raz został za te zabawy zrugany…” – Nieraz…
„…rósł powoli stosik zapisanych kartek, niemal w takim tępie, jak rosła sterta pogniecionych kartek lądujących w wikliniowym koszu.” – Powtórzenia. Błąd ortograficzny. Literówka.
Proponuję: …rósł powoli stosik zapisanych arkuszy, niemal w takim tempie, jak w wiklinowym koszu
powiększała się sterta zmiętych kartek.
„Stary Myśliwy był już ubrany, z butami na nogach i strzelbą na ramieniu.” – Nie musisz pisać „z butami na nogach”, bo to oczywiste. Może: Stary Myśliwy był już ubrany, w butach, na ramieniu miał strzelbę.
„…a rano jest świeże powietrze.” – Myślę, że w lesie zawsze jest świeże powietrze. Chodziło Ci zapewne o to, że rankiem jest wyjątkowo rzeźkie.
„Z wyjątkowo niezadowolonym wyrazem twarzy” – Z wyjątkowo niezadowolonym wyrazem pyszczka/mordki.
„Wziął więc wózek z piszczącymi kółkami, ten na którym woził Bąble na targ, położył nadal rzecz jasna śpiącego Ścierka na nim i ciągnąc go na wózku za sobą ruszył w las.” – W całej bajce występuje tylko jeden wózek, i nie ma potrzeby wciąż zaznaczać, że to ten „z piszczącymi kółkami”, czy „ten, na którym woził Bąble na targ”.
Poza tym wystarczy napisać, że „ciągnął wózek”, bo przecież nie można ciągnąć czegoś przed sobą.
Proponuję: Pociągnął do lasu wózek ze śpiącym na nim Ścierkiem.
„Bąbel trafiony z zaskoczenia dobrym snem był wielkim błogostanie i sam wskakiwał do siatki myśliwego, a po powrocie do domu można było je tresować.” – …popadał w wielki błogostan… Piszesz o jednym Bąblu, więc można było go tresować.
„…już miał przycelować...” – Wolałabym …już miał wycelować…
„…a tam zobaczył małą wyrzeźbioną kołyskę…” - …małą, rzeźbioną kołyskę…
„…chociaż żadko już polował na Bąble…” – …rzadko…
„- Widzisz Tomku, chociaż tak ci mówiłem, Bąble to podłe kreatury, ludzie ich bardzo potrzebują, jak sam wiesz.” - Ja napisałabym: Widzisz Tomku, choć ci mówiłem, że Bąble są podłe, to ludzie ich bardzo potrzebują, jak sam wiesz.
„Na prawdę lubił Bąble.” – Naprawdę lubił Bąble.
„A teraz spać, bo Ścierek się burzy. W końcu jest kotem.” – Co to znaczy, że kot się burzy.
„Od lat Myśliwy zauważył, że jest coraz mniej Bąbli…” - …zauważał…
„Zapadła cisza, a po policzku Tomka powędrowała łza.” – Łza może po policzku spłynąć, popłynąć, potoczyć się, ale chyba nie powędrować.
„Był z siebie dumny, że zdołał dopełnić obietnicy złożonej kiedyś swojemu dziadkowi.” – …że spełnił obietnicę daną kiedyś dziadkowi.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Naprawdę, a nie " na prawdę"...
Tekst trochę za bardzo rozwleczony. Może drogi Autorze chciałeś w ten sposób stworzyć kimat, ale brak dynamiki za bardzo mnie znużył. Całość mnie nie zachwyciła. Plus za kota - lubię te samolubne stworzenia :)
Żadko się zdarzają takie tępe biórka!
Bardzo ładna bajka. A ja się znam na bajkach.
Tylko morał mniej mi się podoba, jest taki na siłę i bez zbędnego woalowania... Chociaż sądzę, że dla dzieci jest jak najbardziej strawialny.
No i te blędy!!!