Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Jakby nie mówić był u swoich, dobrze się czuł na oddziale, bo znał prawie wszystkich stałych pacjentów , którzy tu mieszkają. Byli zwartą grupą akceptującą się mimo wszystko, co wydarzało się na zamkniętym.
Niektórzy tu mieszkali od lat…
Przyszedł dziś Nowy!
Nie był jeszcze w szpitalu psychiatrycznym. Kamil z takimi nie rozmawia, tylko jak nalegają to wtedy wysłucha. Był niższy ode niego i strasznie chudy, mówił bardzo szybko. Od dwóch dni chodził za nim, terkocząc jak mu jest źle i przymilał się. W końcu ktoś powiedział:
-On ma sprawę sądową o gwałt i nie rozmawiaj z nim.
Mógł posłuchać tej opinii – nie posłuchał.
Namówił go by z nim wyszedł dusił się na oddziale, nie miał wolnych wyjść, zamknięty na amen. Kamil według regulaminu mógł wziąć za niego odpowiedzialność i wyjść z nim do szpitalnego parku – lasu. Jakby chciał uciec to miał powiadomić natychmiast pielęgniarkę z oddziału.
Poszli do starego sadu przyszpitalnego, na jabłka.
Lutek był zachwycony, choć na początku ciutek spięty.
Kamil wziął z ziemi kij i rzucał w jabłonie by strącić jabłka.
– Co robisz? Tak nie można?
– Jak chcesz zjeść jabłko to strąć sobie. To świetna zabawa.
Kamil uznał, że jabłka są niczyje, zresztą niedużo ich zostało.
Lutek strącił kilka jabłek, ale nie chciał spróbować na miejscu tylko zabrał na oddział.
Po tygodniu Kamil przeszedł na oddział dzienny, jakiś czas później znalazł się tam Lutek.
Trząsł się niesamowicie, było lato, a on miał drgawki, dygotał jakby był na mrozie nieubrany.
Przychodziła jego mama i rozmawiała z jego znajomymi, też kosmiczna w wielkich okularach, przez które nic nie widziała. Broniła go jak lwica, była nauczycielką na emeryturze. Mała niepozorna i przy tym wredna.
Był to dla niego trudny okres nie ukrywał, że chce się wymigać od odpowiedzialności, dając łapówki lekarzom.
I udało mu się. Kamil wyszedł ze szpitala.
Po kilku miesiącach od jego wyjścia, odwiedził go Lutek, był pewny siebie zupełnie inny, według Kamila bezczelny.
Mimo to też odwiedził go.
Kamil się nudził, Lutek zajmował mu czas i było jakieś zajęcie, liczył na to, że Lutek mu się odwdzięczy. Zaproponował:
-Lutek przyjdź z jakąś koleżanką na film video.
-Będę za tydzień.
Przyszedł z Jolą. Kamil był zdziwiony. Jola starała się o niego, ale była dziwna wierzyła w to, że obcy przyjdą i zabiorą ją do raju. Drogą dotarcia tam jest biblia, dlatego bardzo gorąco się modliła. Lutek od początku ją intensywnie obmacywał. Nie wiem co jej powiedział, na pewno to, wierzy tak jak ona.
-Kamil zrób kawy i puść film.– zarządziła Jola, była u Kamila już trzeci raz z Lutkiem.
-Kawa jest gotowa, przyniosę z kuchni, spoko.
-No puść ten film.
Kamil przyniósł kawę i miał niespodziankę, wypożyczył pornosa i nie powiedział o tym.
-To puszczam.
Po minucie oglądania Jola krzyknęła:
-Wyłącz to natychmiast. I zasłoniła oczy.
Jola i Lutek przestali się obmacywać, ona stwierdziła:
-Wychodzimy, takie rzeczy to dopiero w raju jak nas zabiorą, nie będę tego oglądała. Ty Lutek też. Pasi? Co?.. Lutek idziemy.
I nie pojawili się więcej u Kamila.
*
Kamil kupił samochód, po powrocie z pracy za granicą. Postanowił pochwalić się znajomym i odwiedził Lutka, miał zamiar później pokazać się Joli.
-Lutek kupiłem samochód.
-A gdzie jest?
-Stoi pod blokiem, tu pod oknem.
-A…
Po chwili Lutek arogancko stwierdził:
-Ja już byłem na giełdzie, ale nie znalazłem dla siebie odpowiedniego. Może założymy spółkę, potrzebuje zleceń na szyldy. Dam ci spory procent od zysku.
-Spoko, jak jest robota to się ją zrobi. Przygotuj mi materiały i zdjęcia szyldów jakie zrobiłeś.
-Kamil to nie problem, przyjedź jutro, to cześć.
Kamil już nie pojechał do Joli, następnego dnia jako akwizytor zbierał zamówienia.
Już zarobił kilkaset złotych i już spokojny pojechał do Joli:
-Kupiłem samochód i współpracuje z Lutkiem.
-Nie mów mi tego imienia, jest z tobą?, nie ma tu wstępu. – wiem mówię chaotycznie, nie chcę mówić o tym. Dobrze, że jesteś.
-Co się stało?
-Wiesz co ON mi zrobił? Lepiej niech nie pokazuje się na okolicy, bo cały nie wróci.
Kamil nie pytał, wymusił stosunek lub zgwałcił i dlatego Jola nie chce rozmawiać. Dyskretnie i delikatnie się pożegnał i wyszedł.
Nie wiedział jak zareagować. Po kilku dniach postanowił pojechać do Lutka i wypytać go.
-Mam tu następne zamówienia, jest ich pięć.
-Chcesz obejrzeć moje obrazy z liceum plastycznego.
-Tak chętnie, gdzie masz te obrazy?
Mama Lutka wchodzi ze sztalugami i zaczyna malować kwiatki farbami olejnymi.
-Mamo chcę pokazać obrazy z liceum.
-Przecież ich nie masz.
-Slajdy, dasz mi je, ja zasłonie okno.
Kamil wysłuchał pochlebne przemówienie na temat artystycznej duszy syna. Obrazy były mierne. W końcu Kamil zapytał o Jolę.
-Nie wiem o co jej chodzi? Nie chodzę tam, ona jest chora i wymyśla. Te kobiety… Kiedyś zatrudniłem taką, chciałem zwolnić bo leniwa, a ona oskarżyła mnie o gwałt. Kiedy byłem w szpitalu, na moją działalność wykonała dużo szyldów i nie zapłaciła podatku. Teraz nie mam pieniędzy i zadłużyłem się.
Kamil milczał, znowu jakieś problemy i po kilku minutach ulotnił się. Miał wrażenie, że Lutek jest z Marsa i tam spędził dzieciństwo.
To nie jest cool, ale praca to praca.
Po kolejnym miesiącu postanowił upomnieć się o wypłatę.
-Dobrze jesteś w domu. Obliczyłem, zarobiłem ponad tysiąc złotych, kiedy umówimy się na wypłatę?
-Spójrz na ten kolor foli, nadaje się na tło, czy dać jaśniejszy?
-LUTEK, mówiłem o wypłacie.
-No wiesz, sam chciałeś pracować, pomagać mi nie wspominałem o pieniądzach. Teraz muszę wyjść, jak będziesz miał kolejne zamówienia to przyjedź.
Przez kilka dni Kamil myślał o znajomości z Lutkiem. Jaki był na zamkniętym a jaki teraz.
Przyjechał następnego dnia i zagroził mu.
W końcu Lutek dał mu pięćset złoty i nie chciał dalej współpracować pokazując, że bardzo go obraził.
Po kilku dniach Kamil krzyknął w swoim mieszkaniu.
-Nigdy więcej nie ufaj takim ludziom GŁĄBIE.
I przypomniał sobie, że ostrzegano go przed tym „człowiekiem”.
Kiedyś usłyszał od koordynatorki jak był wolontariuszem „uczmy się na cudzych błędach, a nie na swoich, bo to kosztowne”.
Przekonał się i pomyślał, na drugi raz porozmawia w takich przypadkach z lekarzami. Uprzedzili by go. Dlaczego tak nie zrobili?
Dlaczego żyje na Ziemi? Może tam gdzieś w gwiazdach jest lepsze życie?
Tak myślał, ale nie wierzył, że gdziekolwiek jest życie poza Ziemią.
Paweł Korzuch.
Primo --- Autorze, popraw tytul. Secundo --- przynajmniej wprowadż bohatera: "Jakby nie mówić, Kamil był u swoich, dobrze się czuł na oddziale, bo znał prawie wszystkich stałych pacjentów, którzy tu mieszkają.". Tertio - zdecyduj się, kto jest narratorem i w jakim czasie jest prowadzona narracja: "Kamil z takimi nie rozmawiał, tylko jak nalegali, to wtedy wysłuchiwał." Quarto --- w końcu popraw spacje.
A to jest dopiero poczatek zmian. Nadal tekst do napisania od nowa.
Pozdrówko.
Paweł, na litość boską! Ty nie masz za grosz szacunku dla nas (Loży) i dla czytelników. Nie chodzi o to byś przepisywał wszystko od nowa, popełniając te same błędy, co ... 2,5 godziny temu, bo tyle mniej więcej minęło od mozliwości edycji Twojego tekstu. Zresztą, inaczej: nie wierzę byś zdołał w tak krótkim czasie opanował tajniki pisarstwa oraz zapoznał się z zasadami pisowni polskiej.
Dalej. Popełniasz te same błędy, co już Ci kilka osób wytknęło! Na przykład: dlaczego każde zdanie jest od nowej linii?
Po co? Tekst powinien jakiś czas odleżeć, najlepiej kilka tygodni, a nie kilka godzin/minut. Nie śpiesz się z publikacją, bo może coś Ci fajnego wpadnie do głowy i dopiszesz do opowiadania lub wytniesz jakiś beznadziejny fragment.
Napisz coś innego. Już znamy ten tekst. Czekam na lepszy, dojrzały i poprawny językowo, wizualnie i stylistycznie tekst.
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
Jest gorzej, niż napisał mkmorgoth. Nie masz szacunku dla siebie. Twierdząc, że poprawiłeś, i przedstawiając tekst praktycznie niczym nie różniący się od poprzedniego, ośmieszasz się. Opanować podstawowe umiejętności językowe i pisarskie w jedną dobę? To, wybacz, tylko dla absolutnych geniuszy.
Weź się w garść, weź się do pracy nad pisaniem na poważnie i wracaj z tekstem o półtora nieba lepszym.
Nie umiem napisac nic madrego.
Pozdrawiam
I po co to było?